« Szwarc, mydło i powidło czyli 1001 drobiazgów. A właściwie tylko cztery. A przy okazji jeden z dłuższych tutułów notek na Madagaskarze. Haha! Podróż sentymentalna, czyli opowieść o Babci Władzie. »

Dwudziesty, jubileuszowy rejs

To już dwudziesty raz wybraliśmy się na wakacjach pożeglować na Mazurach. Początkowo we dwoje z córką, bardzo jeszcze wtedy młodą, potem dołączył do nas jej chłopak i pozostał w stałej załodze już jako jej mąż. I wciąż, mimo upływu lat te wspólne rejsy są dla nas źródłem radości i znakomitego odpoczynku – choć niby co roku pływamy po tym samym Szlaku Wielkich Jezior.

Początkowo wynajmowaliśmy niewielką i niezbyt nowoczesną łódkę klasy Orion, do której po dwóch czy trzech rejsach zdecydowaliśmy się dołączyć silnik – który wcale nie był jeszcze wtedy standardowym wyposażeniem – manewry na wiosłach zbyt często przekraczały nasze skromne możliwości. Gdy Orionki zaczęły się sypać, przesiedliśmy się na Sasanki – najpierw mniejszą model 620, potem trochę większą model 660. Teraz już i one się zużyły – z flotylli około 10-ciu w stanicy pozostała już tylko jedna. Zapewne trzeba będzie pomyśleć o innym wyborze…

Przez te 20 lat Mazury ogromnie się zmieniły. Dramatycznie przybyło jachtów. Nawet w pełni sezonu, gdy ruch na wodzie jest duży, coraz więcej jachtów stoi w coraz liczniejszych portach i przystaniach. Skutkuje to m. in. tym, że coraz trudniej znaleźć „dziki” dostęp do brzegu, zaciszną dziurę w trzcinach skutecznie separującą wieczorem i w nocy od ewentualnych nazbyt głośnych sąsiadów i innych zakłóceń spokoju. Obawiam się, że za następne 20 lat taki sposób wędrówki po szlaku może już być całkiem niemożliwy.

Drugim, niemiłym aspektem masowości jest widoczny spadek wyszkolenia i etyki żeglarskiej, a nawet znajomości praktycznej fizyki. Prawie co dzień widzieliśmy cudaków płynących pod silnikiem z postawionymi żaglami, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka było widać, że te żagle wyłącznie hamują! Łódki płynące na silniku z położonym masztem, mimo korzystnego wiatru, bo załodze nie chce się masztu stawiać – wszak za 20 kilometrów będzie znowu most! – są już niestety od dawna widokiem zwyczajnym. No i zaśmiecenie wszystkich tych dzikich biwaków jest wołające o pomstę do nieba – towarzystwo potrafi przywieźć łodzią na małą wysepkę
wiele kilo piwa, zakąsek, jednorazowych grilli itp, ale już nie potrafi zabrać ze sobą pustych opakowań. Ba, na jednej z wysepek znaleźliśmy kiedyś wyrzuconą starą lodówkę – tego niestety nie byliśmy w stanie usunąć…

Rejs tegoroczny zdeterminowała pogoda: bardzo słabe wiatry (zwłaszcza w pierwszym tygodniu) i lejący się z nieba skwar. W efekcie rejs był bardziej leniwy niż zwykle; nie dopłynęliśmy w ogóle do Mamr, za to trochę więcej czasu spędziliśmy na Śniardwach. Ponieważ mało było emocji czysto żeglarskich, rekompensowaliśmy to sobie rybkożerstwem. Niestety nasza ulubiona „Złota Rybka” w Mikołajkach, odwiedzana po kilka razy co roku, wyewoluowała w stronę standardowej restauracji i obecnie można tam zjeść lepszą pizzę niż rybki… 🙁 W międzyczasie poznaliśmy jednak kilka innych adresów, w tym znakomitą Rybaczówkę w Bogaczewie.

W drugim tygodniu pojawiło się trochę więcej wiatru, niestety towarzyszyły mu deszcze. Spowodowało to nawet decyzję o powrocie dzień wcześniej, niż pierwotnie zamierzaliśmy, gdyż ostatni dzień obiecywał nam słaby wiatr rano, a silny deszcz po południu aż do następnego ranka i pakowanie się na mokro do samochodu.

Poniżej kilka wybranych zdjęć z wyjazdu. Załodze już nieco przeszło fotografowanie, dysponowałem jedynie smartfonem, ale parę w miarę dobrych udało się wybrać.

Mam nadzieję, że przez kolejne lata będziemy mogli kontynuować naszą tradycję…

236 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    Leniwy rejs nie zaowocował wieloma przygodami, ani nawet wieloma zdjęciami. Zapraszam na skromną relację 😉

    • Zoe pisze:

      Ja tez tak chcę. Nigdy nie byłem na łódkach. Po namyśle – najlepiej gdyby ktoś mnie tam zawiózł, wsadził na łódkę dał potrzymać trochę ster. I nie utopił na środku jeziora (za lensistwo) 😉
      Ps. Oczywiście bardzo fajna relacja..

  2. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziś już nie będzie tyle okazji do pływania, co wczoraj 🙂
    Przynajmniej w naszych stronach. Mam nadzieję, że i Zoe się nieco rozchmurzył…

  3. Gimi*** pisze:

    Fajna taka tradycja, u nas pewnie kiedyś padnie na Bieszczady jak młode trochę podrosną;) Zdjęcia oddają chyba wszystko co trzeba, no chyba że może jakieś szanty nagrałeś, to obraz byłby pełny;)
    Pozdrawiam;)

  4. Jo. pisze:

    Późne dzień dobry.

  5. Jo. pisze:

    Nadal czytam cudem zdobytego Geparda, ale musiałam dziś zrobić przerwę. Raz, że Madre przyjeżdża i muwszę zwinąć prasowalnię z „pokoju” dla gości. A dwa… No taki kwiatek:

    Mamy podpisaną umowę z NFZ w pobliskiej przychodni, a w niej lekarza rodzinnego. Tam też BB miał robione raz w tygodniu echo serca przez kilka miesięcy, ja różne badania – wszystko w ramach tego NFZ. Jak chcieliśmy się zapisać na jakieś wizyty w sobotę, to recepcjonistka uprzedzała, że w soboty i po 20 wizyty są odpłatne. No i zrobiła się dziecku opuchlizna za uchem. Ja oczywiście po lekturze artykułów o kleszczach wpadłam w lekką panikę, bo borelioza dla BB byłaby zabójcza i kiedy po tygodniu opuchlizna nie zniknęła, poleciałam z nim do naszej pani doktor.
    BB dostał maść. Po dwóch dniach było spuchnięte jeszcze bardziej, czerwone i swędziało (bo dotychczas nie). Co robi matka histeryczka? Zapisuje syna do dermatologa. Do mojej dermatolog, tej od tocznia, zapisy są tak na połowę przyszłego roku. Do innego lekarza – za miesiąc. W luxmedzie, gdzie mamy pakiet z Pitera pracy – za dwa tygodnie. W tej naszej przychodni – na za cztery dni. Zapisujemy.

    Trzeciego dnia opuchlizna zaczyna schodzić, kolor dojrzałego granatu też. W sumie moglibyśmy iść na wizytę kontrolną do naszego lekarza rodzinnego, ale mamy przecież dermatologa! To może niech go obejrzy?

    Obejrzał. Za 160 zł. Bo miła pani z recepcji „zapomniała” powiedzieć, że wizyta u specjalisty jest płatna. Bo przecież poszlibyśmy w tej sytuacji do rodzinnego, prawda? Skoro i tak problem znikał i chodziło już tylko o potwierdzenie, czy wszystko jest OK i czy nadal stosować tę maść sterydową?

    BEZ KOMENTARZA

    • miral59 pisze:

      Nie wiem czy jesteś matką histeryczką, ale ja po dwóch dniach opuchlizny u dziecka poleciałabym do doktora (o ile wytrzymałabym tak długo 😉 ). A gdyby po kolejnych dwóch dniach nie widać by było efektów, leciałabym znowu… Wink Happy-Grin I to bez względu na to, czy musiałabym płacić, czy nie… Przecież nie wiadomo od czego spuchło, a jeszcze to, że na głowie…
      Na pewno szkoda wywalonej bez potrzeby kasy, ale uspokojenie i pewność, że nic złego się nie dzieje jest ważniejsze Pleasure W szczególności, gdy chodzi o nasze dziecko… Happy

      • Jo. pisze:

        Oczywiście, że tak, tylko szlag mnie trafia na takie drobne cwaniactwo.
        Cały dowcip polegał na tym, że przez tydzień to było lekko zaczerwienione, jakby komar dziabnął. Ani go nie swędziało, ani nie bolało – w ogóle dowiedział się, że coś ma, bo ja się przyczepiłam. Puchnąć zaczęło po tygodniu, a po rozpoczęciu smarowania sterydami – puchnąć i czerwienić się. No to lecieliśmy na konsultacje, co było robić?

        • miral59 pisze:

          Cwaniaków chcących zarobić wszędzie pełno… niestety Sad
          A w sumie dowiedzieliście się co to było? Czy tylko samo smarowanie bez konkretnej diagnozy? Bo jakoś tak jest, że samo z siebie nic nie puchnie, ani się nie zaognia. Lepiej wiedzieć, by w przyszłości unikać…

          • Jo. pisze:

            No właśnie nie wiadomo, niestety. Moim zdaniem coś go ugryzło i miał reakcję z opóźnieniem nasiloną. Ja mam tak przy komarach – przed cztery dni ani śladu, a potem się zaczyna.

  6. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Relacja jest świetna! Brawo!
    Tradycja rodzinna, taka wyjazdowa, to coś pięknego Approve
    Zazdraszczam Pleasure
    A co do kultury pływania i możliwości… O ile pamiętam, tak ze trzydzieści parę lat temu, żeby popływać żaglówką, czy jachtem, trzeba było mieć odpowiednie uprawnienia. Pływanie bez przeszkolenia (przynajmniej jednego załoganta) było traktowane jak jazda samochodem bez prawa jazdy. Czasy się zmieniają i teraz każdy może sobie popływać. Stąd brak wiedzy na ten temat.
    A co do kultury… Szkoda słów. Chyba wszędzie jest tak, że część ludzi śmieci gdzie stoi. Zostawiają po sobie tony śmieci, ale na miejsce wypoczynku szukają czystych plaż i biwaków… i jeszcze uważają, że ktoś powinien to posprzątać Conceited To niestety jest nie tylko polskie. W Ameryce jest dokładnie tak samo. Czasami piękne i urokliwe miejsce jest tak zaśmiecone, że nie ma którędy przejść. Obrzydlistwo! Disapproval

  7. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Nas też deszcz i spadek temperatury przegonił, tyle że z Wielkopolski, znad jeziora. Minus – zziębnięte to i owo, plus – jesteśmy nieco wcześniej, niż było planowane.

    A w sobotę musimy znów jechać na jedną smutną okoliczność, na cały dzień poza domem.

    A w poniedziałek – druga część urlopu.

    A poza tym będę.

    • Jo. pisze:

      Dziędobry, a ja myślałam, że tylko u mnie pada i zimnieje.

      • Quackie pisze:

        A dzie tam, proszę PANIĄ. I w Bydgoszczy takoż zimno i popaduje, i w Gdyni, gdzie już zdążyliśmy załatwić parę spraw po przyjeździe. Akurat teraz ładnie, ale od przyjazdu już dwie fale solidnego deszczu przeszły.

        • Jo. pisze:

          Czyli jednakowoż sprawiedliwość na tym łez padole JAKAŚ istnieje.
          Ale dlaczego w tę stronę? Nie mogłoby wszystkim słońce świecić, umiarkowanie acz życzliwie?

          • Quackie pisze:

            Tu musiałbym odesłać do doktryny trzech światów Lema. Świat życzliwy względnie obojętny dla życia przeludniłby się szybko (życzliwy) lub trochę wolniej (obojętny). Żeby więc trwała równowaga, świat MUSI być nieżyczliwy, co też się przejawia jw.

  8. Quackie pisze:

    No i w sumie też nie bardzo mam zdjęcia, ale też nic się specjalnego nie działo. Niestety to, co się działo, jest zbieżne ze spostrzeżeniami Mistrza Tetryka – ludzie nieco od nas młodsi, z małymi dziećmi, balujący na działce obok, z podkładem muzycznym od disco polo do techno (czytaj: dudniące basy od przedpołudnia do naprawdę późnej nocy – mimo tych małych dzieci!), po raz pierwszy, od kiedy znajomi jeżdżą na tę działkę. Do tego pozostawili NIEDOGASZONE ognisko, które dymiło przez całe 24h tuż pod lasem. Nie wiem, czy w końcu znajomi wezwali straż pożarną, czy też nie. Czyli upadek obyczajów ma miejsce wszędzie, i na jeziorach, i w lasach, i na Mazurach, i w Wielkopolsce.

    • miral59 pisze:

      Witaj Mistrzu Q Delighted
      Ja w ogóle nie rozumiem po co wyjeżdżać gdziekolwiek, by słuchać głośniej muzyki Amazed I to bez względu na jej jakość i gatunek. Śpiew ptaków, świerszczowe koncerty, czy kumkanie żab to prawdziwy relaks i piękno. Muzyki można posłuchać w domu…
      Do tego ogniska zadzwoniłabym po straż pożarną Angry To jest niebezpieczne dla wszystkich. Nie zostawia się otwartego ognia bez kontroli. Może mandat by czegoś ich nauczył Disapproval

      • Quackie pisze:

        Mandat i rozwalona kłódka na bramce (bo inaczej się nie da wjechać na działkę w celu ugaszenia), też tak myślę.

        Grzeczne i mniej grzeczne prośby o ściszenie muzyki były traktowane jak kiepskie dowcipy – wysilonym śmiechem ze strony hałasujących państwa.

        A tam słychać ze wsi – psy i koguty, znad jeziora – trąbiące żurawie, z lasu – przekrzykujące się sójki i sroki (zresztą te skrzeki dość irytujące, no ale i tak lepsze niż „muzyka”) plus wszystkie inne ptaki, co to ich nawet nie rozpoznałem. Były też jakieś dzięcioły, ale płochliwe, i mnóstwo drobniejszego ptactwa, rozmiarów od wróbla do kwiczoła, koloru od szarości i brązów do akcentów żółtych (czyżby czyżyki?). Zdjęć nie zrobiłem, bo to by jednak trzeba było mieć aparat z teleobiektywem, żeby sensowne wyszły.

        • miral59 pisze:

          Jestem wredna, ale takim „wrzaskunom”, szczególnie na wyjazdach, nie życzę najlepiej. Angry Niektórym się wydaje, że jak wyjechali na łono natury, to mogą wszystko…
          Lista ptaków wymienionych przez Ciebie… aż mnie zassało, żeby tam pojechać Wink Happy-Grin Ale bym miała używanie!!! Approve
          Te żółte, to mogły być czyże, ale też i zaganiacze, wilgi, kulczyki, czy trznadle (i kto wie co jeszcze?), bo one też mają sporo żółtego. Oczywiście nie tylko one, ale te przyszły mi do głowy Wink Pleasure

          • Quackie pisze:

            No widzisz. Nawet nie miałem lornetki na podorędziu, żeby chociaż popatrzeć, jak to ptactwo konkretnie wygląda, a co dopiero aparatu z dobrym tele.

            Wilga chyba jest w większości żółciutka, a to raczej były tylko akcenty.

            Aha, i jeszcze udało nam się spłynąć kajakiem 18 km z Puszczykówka do Poznania (przepraszam, Bożenko, ale byliśmy większą grupą, do tego po tych kilometrach wiosłowania kompletnie bez kondycji nie nadawaliśmy się do wizyt 🙁 ), ale w kontekście ptaków – widzieliśmy czaplę (chyba siwą), która najpierw przefrunęła nam nad głowami, a potem siadła na brzegu i podziwiała kolejne kajaki. Prześmiesznie to wyglądało, bo w powietrzu spore ptaszysko z rozczapierzonymi skrzydłami, a jak stała na tle zarośli na brzegu, to składała się głównie z szyi i niespokojnie kręcącej się głowy z dziobem, cała reszta poza szczudłowatymi girami dziwnie niepozorna 🙂

      • Tetryk56 pisze:

        Oprócz mandatu Straż nalicza jeszcze koszt interwencji: paliwo dla beczkowozu i osobogodziny, co z zasady daje wcale okrągłe sumki…

        • Quackie pisze:

          O, a nie wiesz może, czy tymi sumkami obciążany jest wzywający, czy właściciel terenu (jeżeli da się go ustalić – w naszym przypadku bez problemu, bo działka wszak nie bezpańska)?

          • Tetryk56 pisze:

            Słyszałem o jednej akcji: grupka młodych „i co mi kto zrobi” rozpaliła spore ognisko w lesie i hałaśliwie balowała. Ignorując całkowicie protesty z drugiej strony jeziorka. Po pół godzinie nadleciał śmigłowiec, walnął im na głowy i samochody potężny nabój wody, a zaraz potem nadjechał patrol bojowy. Prócz naprawy samochodu dostali rachunek na kilkadziesiąt tysięcy.

            • Quackie pisze:

              Oj, cudne! Zwłaszcza ta porcja ze śmigłowca!

              Tutaj by wystarczył nawet jakiś starszej daty samochód z OSP, typu żuka, plus dwóch-trzech panów z łopatami i wodą, choćby w wiadrach, a co do rachunku, adresat absolutnie znany.

            • miral59 pisze:

              Ta akcja jest bajkowa, Ukratku Happy-Grin
              Bardzo mi się podoba. Szkoda, że na „śmieciarzy” nie ma takiej metody Sad Może też niektórzy by się nauczyli po sobie sprzątać Wink Happy-Grin

  9. Quackie pisze:

    A właśnie, Mistrzu T., jak tam mazurska fauna? Widzieliście coś poza tym, co udało się zdjąć?

    • Tetryk56 pisze:

      Bardzo niewiele. Ptactwa oczywiście było o wiele więcej: rybitwy, mewy, łabędzie, kormorany, perkozy, czaple… Pod nami śmiało pływały ryby. Na brzegu jednakże chyba tylko raz widzieliśmy harce wiewiórki – ale nie było szans sfilmowania jej smartfonem, takie to żwawe stworzenie.

      • Quackie pisze:

        O, widzisz, kormorana też widzieliśmy, to popularne ptaszyska. Siedział na palu wbitym w dno jeziora, zdaje się dla oznaczenia łowisk przez rybaków.

  10. miral59 pisze:

    Nie zdążę już popisać, bo czas mi do pracy Sad
    A dziś czeka mnie ciężki dzień… Praca przy 35C w cieniu, w pomieszczeniach bez klimatyzacji, jest niezwykle uciążliwa TooHot! Chyba muszę zabrać ze sobą wiadro lodowatej wody, żeby jakoś przeżyć Wink
    Ja na chłód narzekać nie mogę Wink Happy-Grin
    Miłego dnia Wyspiarze Delighted
    i do popotem Bye

  11. Laudate pisze:

    Tetryku! Gratuluję jubileuszu! A fotki jak zwykle klimatyczne. Powiadasz, że rejs miał przebieg leniwy. Brzmi zachęcająco… 🙂

  12. Jo. pisze:

    Wreszcie odzyskałam kompa i spokojnie mogłam obejrzeć zdjęcia.
    Śliczności. No poważnie. Zazdrość mnie trochę nadgryzła nawet.
    Udało się Wam odpocząć mimo tych ryków i hołoty?

  13. Jo. pisze:

    Się udam na spoczynek. Jutro ciężki dzień. Fryzjer… Madre przyjeżdża… Zakupy trzeba zrobić…
    Sami rozumiecie.
    kordelka

  14. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Lista rzeczy do zrobienia zdumiewająco urosła, dobrze, że większość można zrobić z domu.

    Co do śniadania, to na razie pozwolę sobie kawę, a potem się zobaczy.

  15. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dzień chłodny i słoneczny, aż się nie chce siedzieć w pracy. Ach, być w Bieszczadach…

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      Kiedyś tam było dziko.
      Pamiętam, jak w czasie kursu przewodników górskich rozbiliśmy obóz na Stołach. Przez 3 dni naszego tam pobytu spotkaliśmy tylko 1 (jednego) człowieka, zresztą bardziej zdziwionego z tego spotkania, niż my…
      Obecnie, niestety, Stoły są w Parku Narodowym, więc już nie da się tam biwakować… Conceited
      Chociaż obecnie preferuję raczej Góry Świętokrzyskie (łatwiej dojechać z Gdańska 😉 )

      • Quackie pisze:

        O, jakieś konkretne okolice w Górach Świętokrzyskich?

        • Krzysztof z Gdańska pisze:

          Moja ukochana ma rodzinę w Opatowie, ja z kolei mam bardzo miłe wspomnienia z Nową Słupią tak więc wychodzi, że Pasmo Jeleniowskie z Jeleniowską Górą, Szczytniakiem, Witosławską, Wesołówką i Truskolaską jest optymalnym połączeniem Happy-Grin
          Ma do tego dodatkowy walor, że jest duużo mniej zdeptane niż Łysogóry

          • Quackie pisze:

            Fakt, Jeleniowskie dużo mniej uczęszczane.

            Pamiętam taki szlak, a właściwie szlaczek, od granicy Kielc na południe – Słowik-Patrol-Zelejowa-Chęciny – ciekawe, czy zadeptany? Chociaż może i tak, bo zawsze był bardziej spacerowy niż wymagający 🙂

            • Krzysztof z Gdańska pisze:

              Chodziłem tamtędy Wink
              Specjalnie wybrałem się na tą trasę ze względu na Górę Zelejową, ponieważ na kursie przewodnickim usłyszałem, że jest to najbardziej górska góra regionu. Pondering Faktycznie – takiej grani nie uświadczysz nigdzie poza Tatrami (może z tego powodu, że Zelejowa to krawędź dawnego kamieniołomu). A lecącego pazia żeglarza (pierwszy motyl tego gatunku, którego spotkałem w życiu) dostałem „w pakiecie” z górą… Wink

              • Quackie pisze:

                Na ściankach Zelejowej ćwiczą (a w każdym razie ćwiczyli, kiedy byłem dziecięciem) wspinaczkę kursanci z obozów Wydziału Geologii UW, swego czasu co roku stacjonującego w schronisku PTTK w Chęcinach. Nb. to samo schronisko, mieszczące się w budynku klasztoru franciszkanów (obecnie znów klasztor), uwiecznił Edmund Niziurski w powieści „Klub włóczykijów” 🙂

  16. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Jak widać wczorajszy dzień przeżyłam, a to znaczy żyć będę Delighted

  17. Jo. pisze:

    Dobranoooc.
    Strasznie jestem eksploatowana, ale ostatecznie…
    Potem opowiem.
    kordelka

  18. miral59 pisze:

    W końcu się u mnie zachmurzyło i nawet trochę pokapało Happy-Grin Niby się ochłodziło, ale nadal te 27C jest… Także do chłodu daleko Wink
    Jak mi się w domu robi za gorąco, to wychodzę na podwórko, do ogródka. Posiedzę moment i wracam… i wydaje mi się, że jest zimno Wink Overjoy A w domu mam 22C…

  19. Quackie pisze:

    Ponieważ nie wiem, czy jutro rano zdążę, uprzedzam już teraz, że w sobotę wybywam na smutną okoliczność pogrzebową. Być może zdążę jeszcze wieczorem na Wyspę, ale gdyby nie, to do niedzieli.

  20. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Śniadanko u Bożenki na bogato, Delicious

  21. Zoe pisze:

    Ja nie wstaję.

  22. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Padało wczoraj w dzień i trochę w nocy Delighted Nareszcie nie muszę podlewać ogródka Happy-Grin
    Mimo wczesnej pory, na zewnątrz duchota Weary
    Miłego dnia Wyspiarze!!! Delighted

  23. miral59 pisze:

    A tak wiwogle, to zakwitł mi bez. Kwitł w maju, jak wszystkie bzy, a wczoraj zauważyłam na nim nowe kwiatki Delighted
    Normalne to nie jest…
    Co prawda nie są to potężne kiście, jak wiosną, ale zawsze jakieś kwiatki są… czy to nie dziwne?

  24. Zoe pisze:

    Popsuła się pogoda nad Bałtykiem…

  25. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Bezpiecznie dojechaliśmy do Torunia, wzięliśmy udział w pogrzebie (teść szwagra, spotykany wcześniej przy różnych rodzinnych okazjach) i wróciliśmy równie bezpiecznie, aczkolwiek nie zalecam nikomu jechać autostradą A1 w kierunku Trójmiasta w ciągu weekendu. Zjechaliśmy z niej w okolicach Tczewa, omijając w ten sposób kilkukilometrowy korek na bramkach.

    Niestety, po całym dniu wrażeń… różnych, raczej się dzisiaj nie poudzielam na Wyspie. Może z dobranocką jeszcze wlecę.

  26. Jo. pisze:

    Wyjechałam. Wróciłam. Emocjonalnie wyeksploatowana do granic możliwości. W sumie byłby z tego niezły tekst, ale nie mam jasności, czy ktokolwiek chciałby czytać takie senty-smęty.

    To ja może pójdę spać? After all – tomorrow is another day…
    kordelka

  27. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Niedziela, i to przedświąteczna! Pamiętajcie o zakupach – jutro sklepy zamknięte.

  28. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Z wrażenia pospałem niemal do 10:00. I nikt mi nie kazał wstawać, za szablę nie chwytać.

    Wink1

  29. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Mnie też raczej będzie tu dziś mało. Muszę odebrać zdjęcia ze sklepu, bo wczoraj nie zdążyli ich zrobić. Fakt, że sporo ich dałam do wydrukowania Wink Ponad 700 sztuk…
    A że ma być słonecznie, to wybieramy się na wycieczkę. Oczywiście. Weekend bez wycieczki, to weekend stracony Happy-Grin Przynajmniej jak dla nas. Jeszcze nie wiem dokąd się wybierzemy…

  30. Quackie pisze:

    Z kolei zrobiła się całkiem pracowita niedziela – zakupy, goście mniej lub bardziej oczekiwani, normalnie ruch jak na Marszałkowskiej. Ale w sezonie to w centrum Gdyni, na Świętojańskiej i w okolicach, chyba jest nawet większy.

  31. Tetryk56 pisze:

    Spędziłem trzy południowe godziny w parku Jordana i wróciłem tak zmęczony, że ledwo się mogłem ruszyć. A nic konkretnego nie robiłem!

  32. Jo. pisze:

    Spać.
    Zdecydowanie spać.
    kordelka

  33. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Taki niedzielny poniedziałek sam w sobie jest całkiem przyjemny…

  34. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Znowu poniedziałek i znowu do pracy Sad

  35. Quackie pisze:

    Kochani, za chwilę wybywam, jak nie znajdę gdzieś netu – to do soboty.

  36. Quackie pisze:

    Dojechaliśmy, wszystko w porządku, tylko chłodno. Kaczki na pomyślcie, święty spokój na jeziorze. Palimy w kominku.

  37. Zoe pisze:

    Nie ma mnie tutaj. Jestem na urlopie. Dobranoc.

  38. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Zoe zabił mi klina. „Jestem tutaj” jest zdaniem zawsze prawdziwym: kto stwierdza, ten jest, a „tutaj” oznacza miejsce w którym jestem, w odróżnieniu od „tam”… Zatem zaprzeczenie tego zdania trąci fałszem. No więc żeby tak bujać… na urlopie?

  39. Jo. pisze:

    Poszło.
    Krótko, ale przynajmniej nie trzeba będzie wchodzić za wysoko.
    Nowe pięterko gotowe.

Skomentuj Jo. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)