To już dwudziesty raz wybraliśmy się na wakacjach pożeglować na Mazurach. Początkowo we dwoje z córką, bardzo jeszcze wtedy młodą, potem dołączył do nas jej chłopak i pozostał w stałej załodze już jako jej mąż. I wciąż, mimo upływu lat te wspólne rejsy są dla nas źródłem radości i znakomitego odpoczynku – choć niby co roku pływamy po tym samym Szlaku Wielkich Jezior.
Początkowo wynajmowaliśmy niewielką i niezbyt nowoczesną łódkę klasy Orion, do której po dwóch czy trzech rejsach zdecydowaliśmy się dołączyć silnik – który wcale nie był jeszcze wtedy standardowym wyposażeniem – manewry na wiosłach zbyt często przekraczały nasze skromne możliwości. Gdy Orionki zaczęły się sypać, przesiedliśmy się na Sasanki – najpierw mniejszą model 620, potem trochę większą model 660. Teraz już i one się zużyły – z flotylli około 10-ciu w stanicy pozostała już tylko jedna. Zapewne trzeba będzie pomyśleć o innym wyborze…
Przez te 20 lat Mazury ogromnie się zmieniły. Dramatycznie przybyło jachtów. Nawet w pełni sezonu, gdy ruch na wodzie jest duży, coraz więcej jachtów stoi w coraz liczniejszych portach i przystaniach. Skutkuje to m. in. tym, że coraz trudniej znaleźć „dziki” dostęp do brzegu, zaciszną dziurę w trzcinach skutecznie separującą wieczorem i w nocy od ewentualnych nazbyt głośnych sąsiadów i innych zakłóceń spokoju. Obawiam się, że za następne 20 lat taki sposób wędrówki po szlaku może już być całkiem niemożliwy.
Drugim, niemiłym aspektem masowości jest widoczny spadek wyszkolenia i etyki żeglarskiej, a nawet znajomości praktycznej fizyki. Prawie co dzień widzieliśmy cudaków płynących pod silnikiem z postawionymi żaglami, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka było widać, że te żagle wyłącznie hamują! Łódki płynące na silniku z położonym masztem, mimo korzystnego wiatru, bo załodze nie chce się masztu stawiać – wszak za 20 kilometrów będzie znowu most! – są już niestety od dawna widokiem zwyczajnym. No i zaśmiecenie wszystkich tych dzikich biwaków jest wołające o pomstę do nieba – towarzystwo potrafi przywieźć łodzią na małą wysepkę
wiele kilo piwa, zakąsek, jednorazowych grilli itp, ale już nie potrafi zabrać ze sobą pustych opakowań. Ba, na jednej z wysepek znaleźliśmy kiedyś wyrzuconą starą lodówkę – tego niestety nie byliśmy w stanie usunąć…
Rejs tegoroczny zdeterminowała pogoda: bardzo słabe wiatry (zwłaszcza w pierwszym tygodniu) i lejący się z nieba skwar. W efekcie rejs był bardziej leniwy niż zwykle; nie dopłynęliśmy w ogóle do Mamr, za to trochę więcej czasu spędziliśmy na Śniardwach. Ponieważ mało było emocji czysto żeglarskich, rekompensowaliśmy to sobie rybkożerstwem. Niestety nasza ulubiona „Złota Rybka” w Mikołajkach, odwiedzana po kilka razy co roku, wyewoluowała w stronę standardowej restauracji i obecnie można tam zjeść lepszą pizzę niż rybki… W międzyczasie poznaliśmy jednak kilka innych adresów, w tym znakomitą Rybaczówkę w Bogaczewie.
W drugim tygodniu pojawiło się trochę więcej wiatru, niestety towarzyszyły mu deszcze. Spowodowało to nawet decyzję o powrocie dzień wcześniej, niż pierwotnie zamierzaliśmy, gdyż ostatni dzień obiecywał nam słaby wiatr rano, a silny deszcz po południu aż do następnego ranka i pakowanie się na mokro do samochodu.
Poniżej kilka wybranych zdjęć z wyjazdu. Załodze już nieco przeszło fotografowanie, dysponowałem jedynie smartfonem, ale parę w miarę dobrych udało się wybrać.
Mam nadzieję, że przez kolejne lata będziemy mogli kontynuować naszą tradycję…
Leniwy rejs nie zaowocował wieloma przygodami, ani nawet wieloma zdjęciami. Zapraszam na skromną relację
Ja tez tak chcę. Nigdy nie byłem na łódkach. Po namyśle – najlepiej gdyby ktoś mnie tam zawiózł, wsadził na łódkę dał potrzymać trochę ster. I nie utopił na środku jeziora (za lensistwo)
Ps. Oczywiście bardzo fajna relacja..
Witajcie!
Dziś już nie będzie tyle okazji do pływania, co wczoraj
Przynajmniej w naszych stronach. Mam nadzieję, że i Zoe się nieco rozchmurzył…
Ha. Mam drugi dzień urlopu. 80% czasu tego to na razie deszcz. Trzeba się cieszyć tym co jest. Cieszę się, że nie spadł grad ani nie zerwało mi dachu od jakiegoś huraganu
Twój optymizm jest budujący
Fajna taka tradycja, u nas pewnie kiedyś padnie na Bieszczady jak młode trochę podrosną;) Zdjęcia oddają chyba wszystko co trzeba, no chyba że może jakieś szanty nagrałeś, to obraz byłby pełny;)
Pozdrawiam;)
Szanty w naszym wykonaniu nie nadawałyby się do słuchania nawet po siódmym piwie…
Może trzeba zwiększyć dawkę?
Późne dzień dobry.
Nadal czytam cudem zdobytego Geparda, ale musiałam dziś zrobić przerwę. Raz, że Madre przyjeżdża i muwszę zwinąć prasowalnię z „pokoju” dla gości. A dwa… No taki kwiatek:
Mamy podpisaną umowę z NFZ w pobliskiej przychodni, a w niej lekarza rodzinnego. Tam też BB miał robione raz w tygodniu echo serca przez kilka miesięcy, ja różne badania – wszystko w ramach tego NFZ. Jak chcieliśmy się zapisać na jakieś wizyty w sobotę, to recepcjonistka uprzedzała, że w soboty i po 20 wizyty są odpłatne. No i zrobiła się dziecku opuchlizna za uchem. Ja oczywiście po lekturze artykułów o kleszczach wpadłam w lekką panikę, bo borelioza dla BB byłaby zabójcza i kiedy po tygodniu opuchlizna nie zniknęła, poleciałam z nim do naszej pani doktor.
BB dostał maść. Po dwóch dniach było spuchnięte jeszcze bardziej, czerwone i swędziało (bo dotychczas nie). Co robi matka histeryczka? Zapisuje syna do dermatologa. Do mojej dermatolog, tej od tocznia, zapisy są tak na połowę przyszłego roku. Do innego lekarza – za miesiąc. W luxmedzie, gdzie mamy pakiet z Pitera pracy – za dwa tygodnie. W tej naszej przychodni – na za cztery dni. Zapisujemy.
Trzeciego dnia opuchlizna zaczyna schodzić, kolor dojrzałego granatu też. W sumie moglibyśmy iść na wizytę kontrolną do naszego lekarza rodzinnego, ale mamy przecież dermatologa! To może niech go obejrzy?
Obejrzał. Za 160 zł. Bo miła pani z recepcji „zapomniała” powiedzieć, że wizyta u specjalisty jest płatna. Bo przecież poszlibyśmy w tej sytuacji do rodzinnego, prawda? Skoro i tak problem znikał i chodziło już tylko o potwierdzenie, czy wszystko jest OK i czy nadal stosować tę maść sterydową?
BEZ KOMENTARZA
Nie wiem czy jesteś matką histeryczką, ale ja po dwóch dniach opuchlizny u dziecka poleciałabym do doktora (o ile wytrzymałabym tak długo
). A gdyby po kolejnych dwóch dniach nie widać by było efektów, leciałabym znowu…
I to bez względu na to, czy musiałabym płacić, czy nie… Przecież nie wiadomo od czego spuchło, a jeszcze to, że na głowie…
W szczególności, gdy chodzi o nasze dziecko… 
Na pewno szkoda wywalonej bez potrzeby kasy, ale uspokojenie i pewność, że nic złego się nie dzieje jest ważniejsze
Oczywiście, że tak, tylko szlag mnie trafia na takie drobne cwaniactwo.
Cały dowcip polegał na tym, że przez tydzień to było lekko zaczerwienione, jakby komar dziabnął. Ani go nie swędziało, ani nie bolało – w ogóle dowiedział się, że coś ma, bo ja się przyczepiłam. Puchnąć zaczęło po tygodniu, a po rozpoczęciu smarowania sterydami – puchnąć i czerwienić się. No to lecieliśmy na konsultacje, co było robić?
Cwaniaków chcących zarobić wszędzie pełno… niestety
A w sumie dowiedzieliście się co to było? Czy tylko samo smarowanie bez konkretnej diagnozy? Bo jakoś tak jest, że samo z siebie nic nie puchnie, ani się nie zaognia. Lepiej wiedzieć, by w przyszłości unikać…
No właśnie nie wiadomo, niestety. Moim zdaniem coś go ugryzło i miał reakcję z opóźnieniem nasiloną. Ja mam tak przy komarach – przed cztery dni ani śladu, a potem się zaczyna.
No i tego najbardziej nie znoszę. Leczą, chociaż właściwie nie wiedzą co…
Dzień dobry



To niestety jest nie tylko polskie. W Ameryce jest dokładnie tak samo. Czasami piękne i urokliwe miejsce jest tak zaśmiecone, że nie ma którędy przejść. Obrzydlistwo! 
Relacja jest świetna!
Tradycja rodzinna, taka wyjazdowa, to coś pięknego
Zazdraszczam
A co do kultury pływania i możliwości… O ile pamiętam, tak ze trzydzieści parę lat temu, żeby popływać żaglówką, czy jachtem, trzeba było mieć odpowiednie uprawnienia. Pływanie bez przeszkolenia (przynajmniej jednego załoganta) było traktowane jak jazda samochodem bez prawa jazdy. Czasy się zmieniają i teraz każdy może sobie popływać. Stąd brak wiedzy na ten temat.
A co do kultury… Szkoda słów. Chyba wszędzie jest tak, że część ludzi śmieci gdzie stoi. Zostawiają po sobie tony śmieci, ale na miejsce wypoczynku szukają czystych plaż i biwaków… i jeszcze uważają, że ktoś powinien to posprzątać
Dzień dobry. Nas też deszcz i spadek temperatury przegonił, tyle że z Wielkopolski, znad jeziora. Minus – zziębnięte to i owo, plus – jesteśmy nieco wcześniej, niż było planowane.
A w sobotę musimy znów jechać na jedną smutną okoliczność, na cały dzień poza domem.
A w poniedziałek – druga część urlopu.
A poza tym będę.
Dziędobry, a ja myślałam, że tylko u mnie pada i zimnieje.
A dzie tam, proszę PANIĄ. I w Bydgoszczy takoż zimno i popaduje, i w Gdyni, gdzie już zdążyliśmy załatwić parę spraw po przyjeździe. Akurat teraz ładnie, ale od przyjazdu już dwie fale solidnego deszczu przeszły.
Czyli jednakowoż sprawiedliwość na tym łez padole JAKAŚ istnieje.
Ale dlaczego w tę stronę? Nie mogłoby wszystkim słońce świecić, umiarkowanie acz życzliwie?
Tu musiałbym odesłać do doktryny trzech światów Lema. Świat życzliwy względnie obojętny dla życia przeludniłby się szybko (życzliwy) lub trochę wolniej (obojętny). Żeby więc trwała równowaga, świat MUSI być nieżyczliwy, co też się przejawia jw.
No i w sumie też nie bardzo mam zdjęcia, ale też nic się specjalnego nie działo. Niestety to, co się działo, jest zbieżne ze spostrzeżeniami Mistrza Tetryka – ludzie nieco od nas młodsi, z małymi dziećmi, balujący na działce obok, z podkładem muzycznym od disco polo do techno (czytaj: dudniące basy od przedpołudnia do naprawdę późnej nocy – mimo tych małych dzieci!), po raz pierwszy, od kiedy znajomi jeżdżą na tę działkę. Do tego pozostawili NIEDOGASZONE ognisko, które dymiło przez całe 24h tuż pod lasem. Nie wiem, czy w końcu znajomi wezwali straż pożarną, czy też nie. Czyli upadek obyczajów ma miejsce wszędzie, i na jeziorach, i w lasach, i na Mazurach, i w Wielkopolsce.
Witaj Mistrzu Q
I to bez względu na jej jakość i gatunek. Śpiew ptaków, świerszczowe koncerty, czy kumkanie żab to prawdziwy relaks i piękno. Muzyki można posłuchać w domu…
To jest niebezpieczne dla wszystkich. Nie zostawia się otwartego ognia bez kontroli. Może mandat by czegoś ich nauczył 
Ja w ogóle nie rozumiem po co wyjeżdżać gdziekolwiek, by słuchać głośniej muzyki
Do tego ogniska zadzwoniłabym po straż pożarną
Mandat i rozwalona kłódka na bramce (bo inaczej się nie da wjechać na działkę w celu ugaszenia), też tak myślę.
Grzeczne i mniej grzeczne prośby o ściszenie muzyki były traktowane jak kiepskie dowcipy – wysilonym śmiechem ze strony hałasujących państwa.
A tam słychać ze wsi – psy i koguty, znad jeziora – trąbiące żurawie, z lasu – przekrzykujące się sójki i sroki (zresztą te skrzeki dość irytujące, no ale i tak lepsze niż „muzyka”) plus wszystkie inne ptaki, co to ich nawet nie rozpoznałem. Były też jakieś dzięcioły, ale płochliwe, i mnóstwo drobniejszego ptactwa, rozmiarów od wróbla do kwiczoła, koloru od szarości i brązów do akcentów żółtych (czyżby czyżyki?). Zdjęć nie zrobiłem, bo to by jednak trzeba było mieć aparat z teleobiektywem, żeby sensowne wyszły.
Jestem wredna, ale takim „wrzaskunom”, szczególnie na wyjazdach, nie życzę najlepiej.
Niektórym się wydaje, że jak wyjechali na łono natury, to mogą wszystko…
Ale bym miała używanie!!! 

Lista ptaków wymienionych przez Ciebie… aż mnie zassało, żeby tam pojechać
Te żółte, to mogły być czyże, ale też i zaganiacze, wilgi, kulczyki, czy trznadle (i kto wie co jeszcze?), bo one też mają sporo żółtego. Oczywiście nie tylko one, ale te przyszły mi do głowy
No widzisz. Nawet nie miałem lornetki na podorędziu, żeby chociaż popatrzeć, jak to ptactwo konkretnie wygląda, a co dopiero aparatu z dobrym tele.
Wilga chyba jest w większości żółciutka, a to raczej były tylko akcenty.
Aha, i jeszcze udało nam się spłynąć kajakiem 18 km z Puszczykówka do Poznania (przepraszam, Bożenko, ale byliśmy większą grupą, do tego po tych kilometrach wiosłowania kompletnie bez kondycji nie nadawaliśmy się do wizyt
), ale w kontekście ptaków – widzieliśmy czaplę (chyba siwą), która najpierw przefrunęła nam nad głowami, a potem siadła na brzegu i podziwiała kolejne kajaki. Prześmiesznie to wyglądało, bo w powietrzu spore ptaszysko z rozczapierzonymi skrzydłami, a jak stała na tle zarośli na brzegu, to składała się głównie z szyi i niespokojnie kręcącej się głowy z dziobem, cała reszta poza szczudłowatymi girami dziwnie niepozorna 
Oprócz mandatu Straż nalicza jeszcze koszt interwencji: paliwo dla beczkowozu i osobogodziny, co z zasady daje wcale okrągłe sumki…
O, a nie wiesz może, czy tymi sumkami obciążany jest wzywający, czy właściciel terenu (jeżeli da się go ustalić – w naszym przypadku bez problemu, bo działka wszak nie bezpańska)?
Słyszałem o jednej akcji: grupka młodych „i co mi kto zrobi” rozpaliła spore ognisko w lesie i hałaśliwie balowała. Ignorując całkowicie protesty z drugiej strony jeziorka. Po pół godzinie nadleciał śmigłowiec, walnął im na głowy i samochody potężny nabój wody, a zaraz potem nadjechał patrol bojowy. Prócz naprawy samochodu dostali rachunek na kilkadziesiąt tysięcy.
Oj, cudne! Zwłaszcza ta porcja ze śmigłowca!
Tutaj by wystarczył nawet jakiś starszej daty samochód z OSP, typu żuka, plus dwóch-trzech panów z łopatami i wodą, choćby w wiadrach, a co do rachunku, adresat absolutnie znany.
Ta akcja jest bajkowa, Ukratku
Może też niektórzy by się nauczyli po sobie sprzątać

Bardzo mi się podoba. Szkoda, że na „śmieciarzy” nie ma takiej metody
A właśnie, Mistrzu T., jak tam mazurska fauna? Widzieliście coś poza tym, co udało się zdjąć?
Bardzo niewiele. Ptactwa oczywiście było o wiele więcej: rybitwy, mewy, łabędzie, kormorany, perkozy, czaple… Pod nami śmiało pływały ryby. Na brzegu jednakże chyba tylko raz widzieliśmy harce wiewiórki – ale nie było szans sfilmowania jej smartfonem, takie to żwawe stworzenie.
O, widzisz, kormorana też widzieliśmy, to popularne ptaszyska. Siedział na palu wbitym w dno jeziora, zdaje się dla oznaczenia łowisk przez rybaków.
Nie zdążę już popisać, bo czas mi do pracy
Chyba muszę zabrać ze sobą wiadro lodowatej wody, żeby jakoś przeżyć 



A dziś czeka mnie ciężki dzień… Praca przy 35C w cieniu, w pomieszczeniach bez klimatyzacji, jest niezwykle uciążliwa
Ja na chłód narzekać nie mogę
Miłego dnia Wyspiarze
i do popotem
Miłego!
Tetryku! Gratuluję jubileuszu! A fotki jak zwykle klimatyczne. Powiadasz, że rejs miał przebieg leniwy. Brzmi zachęcająco…
Witaj!
Mówisz, że wiem, jak zachęcać?
Wreszcie odzyskałam kompa i spokojnie mogłam obejrzeć zdjęcia.
Śliczności. No poważnie. Zazdrość mnie trochę nadgryzła nawet.
Udało się Wam odpocząć mimo tych ryków i hołoty?
Ryki na szczęście nie trwały round the clock
Się udam na spoczynek. Jutro ciężki dzień. Fryzjer… Madre przyjeżdża… Zakupy trzeba zrobić…

Sami rozumiecie.
Spokojnej.
Dzień dobry. Lista rzeczy do zrobienia zdumiewająco urosła, dobrze, że większość można zrobić z domu.
Co do śniadania, to na razie pozwolę sobie kawę, a potem się zobaczy.
Witajcie!
Dzień chłodny i słoneczny, aż się nie chce siedzieć w pracy. Ach, być w Bieszczadach…
Kiedyś tam było dziko.
)
Pamiętam, jak w czasie kursu przewodników górskich rozbiliśmy obóz na Stołach. Przez 3 dni naszego tam pobytu spotkaliśmy tylko 1 (jednego) człowieka, zresztą bardziej zdziwionego z tego spotkania, niż my…
Obecnie, niestety, Stoły są w Parku Narodowym, więc już nie da się tam biwakować…
Chociaż obecnie preferuję raczej Góry Świętokrzyskie (łatwiej dojechać z Gdańska
O, jakieś konkretne okolice w Górach Świętokrzyskich?
Moja ukochana ma rodzinę w Opatowie, ja z kolei mam bardzo miłe wspomnienia z Nową Słupią tak więc wychodzi, że Pasmo Jeleniowskie z Jeleniowską Górą, Szczytniakiem, Witosławską, Wesołówką i Truskolaską jest optymalnym połączeniem
Ma do tego dodatkowy walor, że jest duużo mniej zdeptane niż Łysogóry
Fakt, Jeleniowskie dużo mniej uczęszczane.
Pamiętam taki szlak, a właściwie szlaczek, od granicy Kielc na południe – Słowik-Patrol-Zelejowa-Chęciny – ciekawe, czy zadeptany? Chociaż może i tak, bo zawsze był bardziej spacerowy niż wymagający
Chodziłem tamtędy
Faktycznie – takiej grani nie uświadczysz nigdzie poza Tatrami (może z tego powodu, że Zelejowa to krawędź dawnego kamieniołomu). A lecącego pazia żeglarza (pierwszy motyl tego gatunku, którego spotkałem w życiu) dostałem „w pakiecie” z górą… 
Specjalnie wybrałem się na tą trasę ze względu na Górę Zelejową, ponieważ na kursie przewodnickim usłyszałem, że jest to najbardziej górska góra regionu.
Na ściankach Zelejowej ćwiczą (a w każdym razie ćwiczyli, kiedy byłem dziecięciem) wspinaczkę kursanci z obozów Wydziału Geologii UW, swego czasu co roku stacjonującego w schronisku PTTK w Chęcinach. Nb. to samo schronisko, mieszczące się w budynku klasztoru franciszkanów (obecnie znów klasztor), uwiecznił Edmund Niziurski w powieści „Klub włóczykijów”
Tego nie wiedziałem
1975-1990 (do matury) mieszkałem w Kielcach i bywałem w okolicach – sam i z Rodzicami (geologami).
Dzień dobry

Jak widać wczorajszy dzień przeżyłam, a to znaczy żyć będę
Gratulacje!
I dzień dobry, rzecz jasna!
Dziękuję z gratulacje

I oczywiście dzień dobry
Dobranoooc.

Strasznie jestem eksploatowana, ale ostatecznie…
Potem opowiem.
W końcu się u mnie zachmurzyło i nawet trochę pokapało
Niby się ochłodziło, ale nadal te 27C jest… Także do chłodu daleko 
A w domu mam 22C…
Jak mi się w domu robi za gorąco, to wychodzę na podwórko, do ogródka. Posiedzę moment i wracam… i wydaje mi się, że jest zimno
Ponieważ nie wiem, czy jutro rano zdążę, uprzedzam już teraz, że w sobotę wybywam na smutną okoliczność pogrzebową. Być może zdążę jeszcze wieczorem na Wyspę, ale gdyby nie, to do niedzieli.
Wyrazy współczucia, Mistrzu Q.
Witajcie!
Śniadanko u Bożenki na bogato,
Ja nie wstaję.
A ja cię rozumiem…
Dzień dobry
Nareszcie nie muszę podlewać ogródka 


Padało wczoraj w dzień i trochę w nocy
Mimo wczesnej pory, na zewnątrz duchota
Miłego dnia Wyspiarze!!!
A tak wiwogle, to zakwitł mi bez. Kwitł w maju, jak wszystkie bzy, a wczoraj zauważyłam na nim nowe kwiatki
Normalne to nie jest…
Co prawda nie są to potężne kiście, jak wiosną, ale zawsze jakieś kwiatki są… czy to nie dziwne?
Popsuła się pogoda nad Bałtykiem…
Dobry wieczór. Bezpiecznie dojechaliśmy do Torunia, wzięliśmy udział w pogrzebie (teść szwagra, spotykany wcześniej przy różnych rodzinnych okazjach) i wróciliśmy równie bezpiecznie, aczkolwiek nie zalecam nikomu jechać autostradą A1 w kierunku Trójmiasta w ciągu weekendu. Zjechaliśmy z niej w okolicach Tczewa, omijając w ten sposób kilkukilometrowy korek na bramkach.
Niestety, po całym dniu wrażeń… różnych, raczej się dzisiaj nie poudzielam na Wyspie. Może z dobranocką jeszcze wlecę.
Dobrze, że wróciliście bezpiecznie. Spokojnej nocy i wypoczynku po tych niezbyt miłych wrażeniach życzę
Wyjechałam. Wróciłam. Emocjonalnie wyeksploatowana do granic możliwości. W sumie byłby z tego niezły tekst, ale nie mam jasności, czy ktokolwiek chciałby czytać takie senty-smęty.
To ja może pójdę spać? After all – tomorrow is another day…

Spokojnej. I pewnie prędzej czy później, tu czy tam, przeczytamy
Żeś mnie przejrzał.
Nie chcesz chyba powiedzieć, że brak ci chętnych czytelników?
Bożebroń!
Witajcie!
Niedziela, i to przedświąteczna! Pamiętajcie o zakupach – jutro sklepy zamknięte.
Ja to bym coś zjadła…

Smacznego!
O, dziękuję.
Piter zażyczył sobie pudding z ciasta drożdżowego, a Madre oburzyła, że miałam ciasto drożdżowe i nic nie powiedziałam. Ale wyschnięte było! Stąd ten pudding w piekarniku teraz!
Mnie dziś znowu mało będzie i tak raczej zostanie do jutra. No czasu nie mam po prostu. Co się porobiło…
Dzień dobry. Z wrażenia pospałem niemal do 10:00. I nikt mi nie kazał wstawać, za szablę nie chwytać.
Poprawka: za szablę CHWYTAĆ.
To Ty się zdecyduj.
No nie, u Sienkiewicza było dramatyczne: „Larum grają, ty nie wstajesz? Za szablę nie chwytasz?” – retorycznie. Czyli że woleliby, żeby wstał i za szablę chwycił.
Więc po mnie być może też oczekiwano, że wstanę i chwycę, a ja nie, guzik!
Byłżebyś Waszmość nie dość Małym Rycerzem?
I wąsami nie potrafię ruszać tak jak filmowy M. Rycerz!
I w stepie szerokim, którego okiem, też nie bywam.
No dziękuję. Jakbym źródła nie znała. Obraziłam się.
Oj tam, pomyliło mnie się chwytanie z niechwytaniem (za szablę), a tu od razu ob raza.
Boh!
Dzień dobry
Ponad 700 sztuk…
Przynajmniej jak dla nas. Jeszcze nie wiem dokąd się wybierzemy…
Mnie też raczej będzie tu dziś mało. Muszę odebrać zdjęcia ze sklepu, bo wczoraj nie zdążyli ich zrobić. Fakt, że sporo ich dałam do wydrukowania
A że ma być słonecznie, to wybieramy się na wycieczkę. Oczywiście. Weekend bez wycieczki, to weekend stracony
Z kolei zrobiła się całkiem pracowita niedziela – zakupy, goście mniej lub bardziej oczekiwani, normalnie ruch jak na Marszałkowskiej. Ale w sezonie to w centrum Gdyni, na Świętojańskiej i w okolicach, chyba jest nawet większy.
Spędziłem trzy południowe godziny w parku Jordana i wróciłem tak zmęczony, że ledwo się mogłem ruszyć. A nic konkretnego nie robiłem!
Może trzeba było zrobić coś konkretnego?
Dobry pomysł!
Taki to dzień dzisiaj. Ja też w sumie nic konkretnego nie zrobiłem (no – może trochę w kwestii zakupów), a czuję się wypluty. Chociaż to akurat tak bywa, kiedy śpię w dzień.
Spać.

Zdecydowanie spać.
Spokojnej więc.
Dzień dobry…


I dobranoc
Jutro Matki Boskiej Zielnej, więc trzeba trochę ziółek nazbierać…
Witajcie!
Taki niedzielny poniedziałek sam w sobie jest całkiem przyjemny…
Dzień dobry

Znowu poniedziałek i znowu do pracy
Kochani, za chwilę wybywam, jak nie znajdę gdzieś netu – to do soboty.
Dojechaliśmy, wszystko w porządku, tylko chłodno. Kaczki na pomyślcie, święty spokój na jeziorze. Palimy w kominku.
Kominek… No właśnie!
(Powiedziała jednym okiem łypiąc spode kordły Jo.)
Nie ma mnie tutaj. Jestem na urlopie. Dobranoc.
Witajcie!
Zoe zabił mi klina. „Jestem tutaj” jest zdaniem zawsze prawdziwym: kto stwierdza, ten jest, a „tutaj” oznacza miejsce w którym jestem, w odróżnieniu od „tam”… Zatem zaprzeczenie tego zdania trąci fałszem. No więc żeby tak bujać… na urlopie?
„Wszyscy Kreteńczycy są kłamcami” rzekł Epimenides z Krety…


Od tej pory cały świat próbuje rozwikłać paradoks przedstawiony przez Zoe
Ponieważ to zbyt trudne we wtorek po „Zielnej”, więc proponuję filiżankę kawy na rozjaśnienie umysłu
Tam też mnie nie ma.
Jak można być i nie być jednocześnie
Poszło.
Krótko, ale przynajmniej nie trzeba będzie wchodzić za wysoko.
Nowe pięterko gotowe.