Jako się już rzekło (tutaj – https://madagaskar08.pl/blog/2022/03/03/egipt-na-ladzie/) podczas pobytu w Egipcie prawie codziennie chodziliśmy pływać nad miejscową rafę koralową. Wygląda to dość przyjemnie: idziemy pomostem do samego końca, chowamy ręczniki i klapki na specjalnie w tym celu postawionych półkach, zakładamy maski i płetwy i schodzimy po schodach prosto do morza. Pierwsze wrażenie zwykle bywa nieprzyjemne, ale minimalnie – morze ma jakieś 22-23 stopnie, a powietrze od jednego do trzech więcej, więc różnica nie jest przesadnie wielka.
A potem zanurzamy się w wodzie, zostawiając nad nią tylko rurkę do oddychania, ewentualnie kawałek potylicy i pleców, a cała reszta człowieka patrzy pożądliwie w dół i przed siebie i na boki i wszędzie tam, gdzie kręcą się ryby i inne stworzonka, i tam, gdzie błyszczą kolorami koralowce… Przy czym ja staram się jeszcze porobić zdjęcia. Z całego pobytu wyszło jakieś 130, z czego wybrałem tutaj najlepsze.
W środę popłynęliśmy na morską wycieczkę, statkiem z Port Ghalib (część nawodna tej wycieczki w poprzednim wpisie). Na tej wycieczce najpierw mieliśmy jedno zejście do wody nad rafą koralową, a potem jeszcze dwa w innym zakątku Morza Czerwonego. Pierwsze zejście było całkiem fajne, zawieziono nas pontonem, holowanym za statkiem, na jeden koniec rafy, i potem wracaliśmy płynąc jak wyżej do statku. Drugie było nieco bardziej skomplikowane – ponton zawiózł nas w pewne miejsce, wybrane przez obsługę, i tam wszyscy wskoczyliśmy do wody, żeby oglądać… krowę morską, czyli diugonia przybrzeżnego, potem nas wydobyto z wody i przewieziono kawałek dalej, gdzie obejrzeliśmy spod wody żółwia szylkretowego.
Przy tym wszystkim najbardziej oszałamiające (w sensie negatywnym) były tłumy, dosłownie tłumy turystów, uganiające się (w wodzie, w maskach i czasem płetwach) za tymi wszystkimi zwierzakami. Rozumiem, że Egipcjanie z tego żyją, ale jak takich statków zjedzie się, no, z 10, a z nich zejdzie do wody po 15-20 osób z każdego, to sobie wyobraźcie.
Na koniec wycieczki miałem jeszcze niemiłą przygodę, popłynąłem jako jedna z kilku osób na indywidualne snurkowanie nad rafą, a kiedy mnie nie było, statek manewrował i przesunął się może ze 100-150 metrów dalej. Co dla statku drobnostka, dla pływaka, z płetwami, ale z kondycją taką sobie, to już problem. Na szczęście z pomocą chłopaków z pontonu dopłynąłem bezpiecznie.
A teraz już zdjęcia:
Dzień dobry, zapraszam na drugą, podwodną część wrażeń z Egiptu. Niestety nie mogłem przy tworzeniu wpisu dodać kategorii… Edit: przy edytowaniu też się nie da.
Dzień dobry

Obejrzałam wszystko i poczytałam… aż mnie coś piknęło (chyba zazdrość). Jak to cudnie… obserwować podwodne życie
Tak, a snurkowanie – jak dla mnie – ma najlepszą proporcję atrakcyjności do bezpieczeństwa. Oczywiście nurkowanie z butlą pozwala zobaczyć jeszcze więcej, na przykład mureny, siedzące zwykle w norach w rafie i dość głęboko, albo płaszczki, zagrzebujące się w piachu na dnie, ale i to nienajgorsze.
Od razu widać, które zdjęcia robiłeś przy dobrym oświetleniu, a które przy słabszym

Ale nawet te przy słabszym są ciekawe i piękne
Zgasza się, poza tym – jak widać – jest też zależność taka, że im bliżej powierzchni, tym więcej światła, a nawet w słoneczny dzień i przy względnie spokojnej wodzie zdjęcia robione w dół, ku dnu, wyjdą gorzej (zazielenione lub zaniebieszczone) niż te celujące bliżej powierzchni, albo wręcz tuż pod nią, jak widać na niektórych.
Na rybach nie znam się kompletnie, także wierzę Ci na słowo, że nazwy, które podałeś idealnie pasują do rybek
Opisywałem wedle najlepszej wiedzy, poza tym mamy z poprzedniego wyjazdu kupiony przewodnik po rybkach, w którym są zdjęcia i łacińskie nazwy, co niebywale ułatwia podpisywanie na zdjęciach.
O podnawkach, tych rybach co się przyczepiają do wszystkiego pływającego, słyszałam już nieraz, teraz miałam okazję dokładniej się im przyjrzeć

Z tego co o nich słyszałam, one przyczepiają się nie tylko do innych ryb, czy zwierzaków, ale też i do różnego rodzaju jednostek pływających. To ich sposób na przemieszczanie się „na lenia” – nic nie muszą robić, a płynął
Aż „wyguglałam” co to są te diugonie, bo w życiu o czymś takim nie słyszałam
A są to ssaki, którym grozi wyginięcie…
No właśnie mam lekkie wyrzuty sumienia, czy czasem ten tłum rozgorączkowanych (s)nurków nie stresował diugonia, ale wyglądał na dość obojętnego na tych wszystkich ludzi.
Zwierzęta, które mają ciągłą styczność z ludźmi i nie są atakowane, nie czują takiego stresu, jak te, które nie są przyzwyczajone… wiem jak reagują na ludzi sarenki z parku. Nie zdarza im się wiać w panice przed ludźmi, jedynie psów nie lubią i uciekają od nich

Więc pewnie i ten diugoń nic sobie z ludzi nie robił… tym bardziej jeśli każdego dnia waliły tam tłumy…
Żółwie to i tutaj są bardzo popularne. Oczywiście bez podnawek

Ale jest ich wiele gatunków… niektóre nawet rozpoznaję
Ten, który był przez Ciebie obcykany, chyba nie jest niebezpieczny dla człowieka?
W sieci nie widzę żadnych opisów, które by wskazywały, żeby takie żółwie atakowały ludzi. No i nie wiem, czy Egipcjanie by wozili turystów, jakby istniało niebezpieczeństwo, że ci turyści zostaną uszkodzeni (chociaż za wycieczki płaci się z góry, więc…
).
Chyba te żółwie nie są typowo mięsożerne, wolą roślinny pokarm. To dlatego nie bywają dla ludzi niebezpieczne. Tutaj żyje żółw jaszczurowaty i dla człowieka może być bardzo niebezpieczny. Może nie zabije, ale potrafi uszkodzić… i to znacznie. Np. taki dorosły (i wyrosły) osobnik potrafi jednym kłapnięciem odgryźć rękę… te młode i małe żółwie (z tego gatunku) nie są w stanie tego zrobić, mogą sobie upolować najwyżej świerszcza
Tak się zastanawiam, ale z gatunków niebezpiecznych tam, na lub w Morzu Czerwonym, to dla nurków chyba raczej tylko murena, jakby ktoś nieumiejętnie karmił ręką. No i chyba rekiny, ale to są jakieś sporadyczne przypadki typu jeden na kilka(naście) lat.
Dopiero w domu i pod lepszym kątem obejrzałem zdjęcia. Piękny świat! Tak blisko, a możemy go tylko na chwilę odwiedzać…
No tak, w zasadzie chciałoby się tam siedzieć i pół dnia, ale trochę jednak trudno, człowiek by się zasolił albo i przeziębił, podejrzewam. Małżonka nabyła sobie piankę 2,5 mm z krótkimi rękawami i nogawkami i twierdziła, że kompletnie nie czuje w niej zimna, więc lepiej.
Ale z kolei jak się wychodzi z takiego snurkowania, woda faluje, to człowiekowi pomost się kołysze pod nogami. To co by było, jakby dłużej posiedzieć?
W takiej piance – neoprenie, mój brat nurkuje nawet pod lodem
I jak twierdzi nie jest mu zimno. Oczywiście to trochę inna pianka, bo coś w rodzaju kombinezonu z kapturem, długimi rękawami, rękawiczkami i skarpetami… ale też trudno porównać nurkowanie pod lodem ze snurkowaniem w Morzu Czerwonym 
No, na pewno. Poza tym są popularne pianki neoprenowe są „mokre”, czyli dostaje się pod nie woda, która ogrzewa się od ciała i pełni funkcję dodatkowej warstwy grzejącej. Taki kombinezon pod lód zapewne jest „suchy”, czyli całkowicie (no, powiedzmy) wodoodporny.
No nie. Wszystkie pianki neoprenowe są „mokre”, czyli dostaje się pod nie woda, ale tak jak napisałeś, ogrzewa się bardzo szybko, a że nie ma tam cyrkulacji, więc stanowi warstwę grzejącą.

„Suchy” skafander jest bardzo rzadko używany przez płetwonurków – głównie przez nurków. Ma on cały system napowietrzający i musi mieć połączenie z powierzchnią.
A przynajmniej tak się uczyłam na szkoleniu na płetwonurka
Poza tym, utarło się, że płetwonurkowie pływają z butlami tlenowymi, co jest wierutnym kłamstwem. Szczególnie na większych głębokościach (czyli poniżej 10m) możesz mieć zwidy, drgawki i może to być dla Ciebie niebezpieczne. Po prostu możesz zatruć się tlenem. Tak więc płetwonurkowie używają głównie sprężonego powietrza, a jeśli nurkują na większe głębokości i przez dłuższy czas, używają specjalnych mieszanek
Przypomniało mi się coś

Brat na miejscu go pouczył i pokazał kilka znaków, które mogłyby być potrzebne w tej sytuacji… w końcu zeszliśmy na te 10m 

Gdy zaliczałam swój stopień na płetwonurka, byliśmy na obozie. Nie tylko ja byłam kursantką. Dołączył do nas „pociotek” któregoś z płetwonurków. My byliśmy po przeszkoleniu – on nie.
Wiadomo, że pod wodą się nie pogada, dlatego jest cała seria znaków do porozumiewania się. Można nimi powiedzieć niemal wszystko, tylko trzeba je znać – „pociotek” nie znał
Zeszliśmy już może na 6m pod wodę (musieliśmy zejść na 10m, żeby zaliczyć), gdy „pociotek” pokazał memu bratu pięść z kciukiem do góry. W języku płetwonurków oznacza to, że się wynurzam. Brat nie mógł zostawić całej grupy, więc przekazał znak wszystkim i wynurzyliśmy się. Brat spytał co się stało… „pociotek” odpowiedział, że nic i że jest super. Brat dał znak, że się zanurzamy… gdy byliśmy na podobnej głębokości, „pociotek” znowu pokazał ten kciuk pokazujący górę. Mój brat był wściekły. Gdy byliśmy znowu na powierzchni, zapytał co do pioruna się dzieje i dlaczego mamy się wynurzać? I to po raz kolejny… okazało się, że „pociotkowi” pomyliły się znaki. U pilotów to oznacza, że wszystko jest w porządku
Pamiętam też, jak na szkoleniu teoretycznym instruktor pokazywał nam znak, że „brak mi powietrza”. Śmiali się wszyscy, bo przy okazji powiedział nam, że to nie oznacza, że po nurkowaniu zapraszam na wódę, ale coś z moim aparatem jest nie tak i nie mogę oddychać
Wódka pod wodą, tego by było za dużo
Czemu nie? Od razu miałbyś „zapojki” pod dostatkiem

Szczególnie jak aparat podaje z powietrzem trochę wody
Dzień dobry!
Oglądać i czytać będę trochę później, ale chciałam się bodaj przywitać.
Dobry!
Poczytałam, popisałam, a teraz czas ruszyć do kuchni, gotować obiad


Jak wiecie nie jest to moje ulubione zajęcie
Ale mam wolny dzień, więc zrobię makaron nadziewany mięsem. Małżonkowi już od dawna się to marzy, to niech ma
Fascynujące! Jak się nadziewa makaron? I jaki to makaron? Bo chyba nie spaghetti…
Też mnie to zaintrygowało.
Dobry wieczór.
Spaghetti nie, ale na przykład cannelloni, już tak. Faszerowane mięsem i zapiekane z wybranym sosem. Jak dla mnie, pycha ! 🙂
No tak. Makaron niejedną ma formę. A mnie prostaczkowi, kojarzą się głównie nitki do rosołu!
Witaj, Lordzie:)
A ja od razu pomyślałam o Conchiglioni:), takich dużych makaronowych muszlach.
Może dlatego, że robię je znacznie częściej niż cannelloni.
U nas dużym powodzeniem cieszy się też przekładana farszem i podlana obficie sosem lasania:)
No widzisz Leno. Nadziewam i sama nie wiem co, bo ta nazwa jest mi obca

Do lazanii są specjalne „płaty makaronowe”, ale jakoś ich nie kupujemy… może powinnam sama je zrobić?
Czemu nie? To przecież zwykłe ciasto makaronowe:) Przydatna jest maszynka do wałkowania, bo znacznie skraca czas pracy – dobrze to ciasto przewałkować kilkanaście razy, wtedy fajnie się „łuszczy” po ugotowaniu.
Są też specjalne tygielki do lazanii (my mamy kamionkowe, ale można też kupić gliniane bądź żeliwne), w nich się zapieka całość i od razu podaje do konsumpcji, bo jeden tygielek to jedna porcja. Robię w nich też wyżej wspomniane conchiglioni, oszczędza mi to nerwów przy obdzielaniu bez uszkadzania muszli:)
Dobry wieczór, Miralko:)
A ja na przerwę.
Zachwyciłam się zdjęciami, poczytałam opisy i …przecież nie będę się poddawać uczuciu zazdrości. Eh, to były wakacje!
Ledwie tydzień, minęło jak z bicza trzasł
Przemarznięte i wygłodniałe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Gratuluję kolejnych udanych łowów:)
Piękne jest to koralowe wrzosowisko, nad którym z takim wdziękiem zawisły rożec i naso:)
Zdjęcia w moich ulubionych błękito-turkusach z fluoryzującymi plamkami żółcieni i seledynku bardzo poprawiły mi humor.
Ustniki pawiki kształtem przywodzą na myśl termofory w designie dla młodocianych zmarzluszków, a widok na przedostatnim zdjęciu kojarzy mi się nieco z początkiem sejmiku:)
To byłby moim zdaniem pomysł w dziesiątkę, żeby robić (np. wełniane – były kiedyś takie w sprzedaży, ale zwykłe, w paski) pokrowce na termofory w kształcie egzotycznych rybek! (że tak przejdę od zachwytów egzotycznych do rozwiązań komercyjnych
) „Ogrzej się ciepłem egzotycznych mórz!” 
Mnie kiedyś bardzo rozbawiły wełniane czapeczki na czajniczkach z esencją herbacianą. Zrobiłam taki komplet (czapeczkę z szaliczkiem i mini-kapciuszkami) swojemu czajniczkowi i pierwsza reakcja gości była identyczna jak moja – gromki śmiech:)
Teraz używam czajniczków z podgrzewaczem (burżujsko – każdemu po jednej filiżance i po jednym czajniczku o pojemności dwóch i pół filiżanki:)), więc wdzianko czeka sobie w szufladzie na „a nuż się jeszcze przyda”:)
A bardziej do rzeczy – tak, niejakie podobieństwo – przy jednak obcości – form podwodnych do nawodnych stanowi cały urok raf koralowych.
Dobranoc!
Spokojnej!
Czysta, odkarmiona, rozgrzana gorącą czekoladą mówię: spokojnej nocki, Wyspo:)
Spokojnej i Tobie.
Dzień dobry


Niech mi wolno będzie jako pierwszej złożyć naszej Jubilatce jak najserdeczniejsze życzenia
Przede wszystkim życzę Ci Makóweczko zdrówka, bo ono jest najważniejsze, ale też szybkiego rozwiązania problemów, które Cię nękają… czyli wszystkiego co najlepsze!!!
Sto lat, Makówko!
I najlepszego wszystkim Paniom, które obchodzą
Dzień dobry !
I ja dołączam, z życzeniami.
Makówko, wszystkiego najlepszego, dużo zdrówka i proporcjonalnie mniej „na głowie” I nie, nie chodzi tu o włosy !
.
Twoje zdrowie !
Witaj Lordzie!
Jak miło, że zajrzałeś.
Dziękuję za życzenia.
O, to, to „mniej na głowie”, bo ostatnio już gubię samą siebie.
I ode mnie wszystkiego, co najlepsze, Makówko:)
Miralko !Bardzo, bardzo dziękuję.
Oby to „rozwiązanie problemów” się sprawdziło. Oby!
Bożenko! Quacku !Leno! Wielkie dzięki!
Dobry!
Witajcie!
Na razie praca, świętowanie później.
Obchodzimy, ku chwale Ojczyzny,
jeden Dzień Kobiety, cały rok mężczyzny
(J.I.Sztaudynger)
Dla Jubilatki ucałowania niezależnie od wszystkiego!
„Odcałowywuję”
Witajcie!
Dziękuję za życzenia.
Dzień dobry. 🙂
Za zdrowie Pań, za drowie…
Wszystkiego Najlepszego !
No, jak już za zdrowie, to koniecznie!
I ja też, i ja też!

Dzień dobry

Dziękuję wszystkim Panom za życzenia… co prawda nie świętuję, ale życzenia z chętnością przyjmę
Odezwę się wieczorem.
Dziękuję za życzenia.
Super jazda była,a teraz załapałam się na gratisową tortillę.
A wcześniej gratisowy jeden wyjazd na wyciągu.
Casi-Mir , maci pokój -to Kazimierz . Czwartego marca nikt nawet nie kichną z tej okazji , to ja piję tylko za swoje zdrowie , Casimir! OK !!!

Maksiu!
Przyłączam się, zdecydowanie!
Nie mam pretensji do Sz. Państwa . Spełniłem tylko wymóg : Casi-Mir . Zatem : Sto Lat !!!
A ja na przerwę (nieco ululany po tylu toastach
)
Śnieżące, pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Świąteczne dobry wieczór, Leno!
Dworek jeszcze stoi?
Witaj, Tetryku:)
Mówią nam, że siła nasza jest nieograniczona, ale po dwóch tygodniach zmagań z zaniedbanym domiszczem stwierdzam, że wszystko to są plotki i pomówienia, bo nie udało nam się we dwie przestawić żadnej ściany ani zerwać dachu:)
W środku za to zaczyna być widoczne działanie tak zwanej „kobiecej ręki”, która nie jest, niestety, tożsama z „niewidzialną ręką”;)
Tak mi się skojarzył dowcip, ponoć popularny wśród kleru:
– Dlaczego ksiądz, gdy wejdzie do zakrystii w zakonnym kościele, nie może odłożyć alby?
– Bo jeśli to jest zakon męski, to pobrudzi albę; zaś jeżeli jest to zakon żeński, to pobrudzi zakrystię…
To u nas już tak w jednej trzeciej jak w żeńskim zakonie:)
Nie licząc piwnic, w których jeszcze nawet nie byłam, bo po co mam się stresować:)
Mnóstwo czasu zajmuje nam przepatrywanie? weryfikowanie? porównywanie? księgozbioru z katalogiem… Nie sądziłam, że te ruchome drabinki są aż takie niewygodne…:)
W zasadzie, to jak zbawienia czekamy powrotu męża.
I nie wiem, czy ja nie czekam bardziej, choć to jej mąż…:)
Szczwany spryciarz!
Jako że mamy równouprawnienie, to też składam wszystkim Paniom (obchodzącym – z okazji, nieobchodzącym – bez okazji) moc serdeczności:)
A Panom – dziękuję za życzenia:)
Byłbym sporo wcześniej, ale dostałem prośbę o pomoc w rozwiązaniu krzyżówki zadanej drugoklasistce
zamiast haseł są obrazki i w dwóch przypadkach osobę zadającą powinno się wytarzać w miodzie i pierzu 
Albo nawet miodzie i PIEPRZU!
Bardziej tradycyjna jest podgrzana smoła… 😉
Aż tak krwiożerczy nie jestem
Co było na tych obrazkach?
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej!
Dobranoc, dworna Pani! 😉
Jestem!
Mało dziś obecna, ale cały dzień się coś działo.
Cudowne jeżdżenie na nartach.
I potem życzenia, telefoniczne, toasty na Wyspie, życzenia smsowe, Messengerowe i teraz wirtualne poprzez Ocean na WhatsApp.
Dlatego mało obecna byłam na Wyspie. Jeszcze raz WSZYSTKIM dziękuję za życzenia.
To był bardzo miły dzień.
Dobranoc!
Witajcie!
W Krakowie mży drobny śnieżek, szaro — zobaczymy, co będzie dalej…
Dzień dobry, słońce i szron na dachach. Minusik na dworze najwyraźniej.
Witajcie!
No to po pracy. Ale na przerwę jeszcze za chwilę.
O, teraz.
Dzisiejszy Casi-mir : Jeden z parlamentarzystów pan BREJZA , oświadczył , że : W 50 % jest Ukraińcem , w 25 % Żydem i w 25 % Polakiem . Jak on to policzył ? Warto znać sposób określania własnej tożsamości . Może ja jestem tylko w 100 % …cholera , już zgłupiałem , może ktoś mi podpowie ??
Taki rachunek zakłada, że jedno z rodziców było etnicznie „czystym” Ukraińcem/nką, a drugie było owocem polsko-żydowskiego związku dwu równie „czystych etnicznie” osób. I już sam wynik takiego rachunku wskazuje, że te założenia są bez sensu, bo niby dlaczego mieszanie etni miałoby się zacząć dopiero od dziadków pana posła?
A co do tożsamości, to jedyna chyba dająca się obronić zasada brzmi: jesteś tym, czym się czujesz.
Zetknąłem się jeszcze z jesteś tym, co jesz, ale to chyba głównie argument przeciwko spożywaniu wieprzowiny…
„R.Kr. w Kutnie. Ojciec mój z ormianina i greczynki, urodził się w Szwecji, ale całe życie mieszkał w Portugalii, gdzie ożenił się z córką żyda, którego matka była czeszką, ojciec zaś endekiem. Ja sam przyszedłem na świat w Kazaniu (gdzie rodzice występowali w cyrku), ale mieszkam teraz w Kutnie, gdzie ożeniłem się z przejezdną japonką, córką mandżura i jugosłowianki. Dlaczego synek mój nie może wymówić 'się’ tylko 'sze’?”
(„Z listów do redakcji 'Poradnika Rasowego'” – J. Tuwim)
😉
Cudny ten Twój wieprzowy wniosek:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Witaj, zagoniona Leno! 🙂
Wróciłam. Melduję, że już teraz będę domowa aż do rana.
Nigdy nie mów nigdy!
Po pierwsze -Nie spodziewam się nocnych propozycji.
Po drugie -Dość się dziś nadreptałam po deszczu.
Po trzecie -Jestem zmęczona, śpiąca i napita (bardzo dobry likierek).
Rwące w łydkach dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry! Tutaj już urosło, postawię jeszcze dzisiaj nowe pięterko
Dobry wieczór, Quacku:)
Ależ masz piorun w piórze:)
Spróbuję doczekać, choć nie wiem, co sprawiło (maść rozgrzewająca polecona przez miłą panią aptekarkę czy kilometry wybiegane na drabince), że jestem dziwnie senna:)
To będą głównie zdjęcia (z podpisami, ale jednak), więc tym razem się nie na-piszę.
To takie powiedzonko mojego Taty, które w oryginale brzmiało: „Ależ masz piorun w garści!”, więc cofam „pióro” na rzecz „garści” i wszystko powinno się zgadzać:)
No to zapraszam piętro wyżej!