Zanim siadłem do pisania tego opisu, pozwoliłem sobie cofnąć się na Wyspie o dwa lata (https://madagaskar08.pl/blog/2020/01/26/w-srodku-niczego/), bo polecieliśmy dokładnie w to samo miejsce, co wtedy, do tego samego hotelu – i zostaliśmy zakwaterowani niemal dokładnie naprzeciwko pokoju, który zajmowaliśmy wtedy. „Naprzeciwko” okazało się jednak niezbyt korzystne: co prawda nasz parterowy balkon (czyli alternatywne wyjście z pokoju, skrót na basen, do restauracji etc.) wychodził na wewnętrzną przestrzeń hotelu, ale w tejże wewnętrznej przestrzeni zaczynała się o 20:00 dyskoteka, przeniesiona z wnętrza na świeże powietrze w związku z covidem. Wytrzymaliśmy tam dwie noce i poprosiliśmy o zmianę pokoju, co też uczyniono w lansadach – i tym razem pokój był już bez żadnych tego typu wad, a nawet z widokiem na morze, z tym że ponieważ pod lekkim skosem, to bez dopłaty (bo pokoje takie z widokiem frontem, „pełną gębą” na morze jej wymagały). Tam już domieszkaliśmy spokojnie do końca pobytu.
Poza tym niewiele się zmieniło, codzienny rytm śniadanie-basen-spacer-snurkowanie (koło południa, bo wtedy jest najlepsze światło) -obiad-spacer-basen-kolacja-spanie zakłócały tylko wycieczki lub spotkanie z rezydentką (znane również jako „sprzedaż dodatkowych usług”). No i oczywiście fotopolowanie na ptaki, które opiszę szerzej w osobnym wpisie ze zdjęciami, a zapowiadałem wstępnie już z Egiptu. Z czasem nauczyłem się, które gatunki można zastać w konkretnym miejscu i czasie, i jakbym tak miał jeszcze dwa-trzy dni…
Co do wycieczek, to jedną tradycyjnie odbyliśmy na morzu, wypływając z Port Ghalib, miejscowości właściwie w całości wybudowanej na potrzeby turystyczne, przypominającej nowoczesne osiedle z mariną i częściowo tylko zagospodarowanym portem. Większość tej ekskursji opiszę we wpisie dotyczącym wrażeń spod wody – i tym ptaszkowym też. Na drugą wycieczkę pojechaliśmy do Al-Kusajr, niewielkiego miasta nad Morzem Czerwonym, na północ od naszego hotelu.
Ta wycieczka nie do końca mi się spodobała: po pierwsze, zawierała różne dziwne punkty, a nie zawierała innych. Np. zatrzymaliśmy się na wjeździe do miasta, żeby popstrykać panoramę miasta, ale szczerze mówiąc żadna to panorama, zdjęcia załączę. Potem pojechaliśmy do kościoła koptyjskiego z lat 30’ XX wieku, więc zabytku, powiedzmy, mocno problematycznego, w prostym stylu, bez specjalnych atrakcji, poza tym że to kościół ortodoksyjny, więc z ikonostasem, carskimi wrotami etc., a stamtąd – do sklepu z perfumami i przyprawami, na obowiązkowy pokaz połączony ze sprzedażą. Tuż po wyjściu ze sklepu okazało się, że przez ulicę graniczy on z osmańską twierdzą, wybudowaną przez sułtana Selima II w XVI wieku, ale czasu na jej zwiedzenie już nie było, ponieważ jechaliśmy na obiad do nadmorskiej restauracyjki, całkiem przyjemnej, ale… (przewodnik mówiący zresztą po polsku bardzo się zdziwił na sugestię zwiedzania: „Ale tam przecież nic nie ma, same mury!”) Potem obejrzeliśmy jeszcze z zewnątrz osiemnastowieczny meczet i zakończyliśmy wycieczkę kolejnymi zakupami, które były reklamowane jako wizyta na bazarze, a okazały się wizytą w sklepie z pamiątkami.
Ponieważ wycieczka ta miała miejsce w piątek, to właściwie na tym mógłby skończyć się ten wpis, ale jeszcze wrócę do początku – ponieważ pozostał mi już tylko lot powrotny, a przecież nie napisałem nic na temat lotu w tamtą stronę! Był mocno emocjonujący, ale nie w taki sposób, w jaki chciałbym, żeby był. Mianowicie wiało, i to mocno, do tego stopnia, że kiedy samolot, który przyleciał z Egiptu, żeby nas tam dotransportować, stał po wylądowaniu przez 2 godziny na płycie w Gdańsku i czekał, aż wiatr osłabnie, żeby wypuścić ludzi! Mimo to wylecieliśmy z opóźnieniem niecałej godziny – samolot startował pod wiatr i uniósł się w powietrze już w połowie pasa, a potem były jeszcze turbulencje, na szczęście niezbyt mocne. W drodze powrotnej wszystko zaś poszło idealnie, jak po maśle.
To pierwsza (tematycznie) część relacji, ogarniająca całość pobytu, kolejne będą dotyczyły wrażeń spod wody (tzn. rybek i innych takich) i z powietrza (tzn. ptaków).
Ja się tylko przywitam, oglądać i czytać też będę później.
Dzięki, czekam spokojnie!
Dzień dobry


Poczytałam i obejrzałam wszystko… jak tam jest pięknie
Mieliście cudne wakacje
Nie narzekamy
i nawet trochęśmy się opalili!
Tak jak Twoja małżonka, Mistrzu Q, nie usiedziałabym w hotelu na zadku, nawet jeśli byłoby w nim wiele atrakcji. Nie po to się leci taki kawał, żeby oglądać hotelowe ściany

Chociaż muszę przyznać, że wizyta w sklepie (według mnie) do atrakcji raczej nie należy
Niee, bardzo nie należy, zwłaszcza jak „zwiedzanie” jest na odwał, a jasno widać, że cała ta wycieczka to jedno wielkie czesanie portfeli.
To dlatego nie lubimy z mężem zorganizowanych wycieczek. Zwykle jest to tylko „czesanie portfela”, a i tak nie obejrzysz tego, co byś chciał
No, jeżeli potrafisz się opędzać od natrętnych sprzedawców (również w hotelu, na basenie – „A może masażyk?”, „A może wycieczka quadem?”, „A może rysunki henną?”), to da się wytrzymać. Bo nawet na niezorganizowanej i tak będą próbowali ci coś sprzedać.
Mojemu bratu, który jest płetwonurkiem, marzy się nurkowanie w Crater Lake (w Oregon). To podobno najczystsze jezioro na świecie. Ma najbardziej przejrzystą wodę i jest bodajże 9 pod względem głębokości (na świecie)
Och, brzmi świetnie! Mnie co prawda nie ciągnie do nurkowania z butlą (mam skłonność do panikowania, a pod wodą to może być śmiertelnie niebezpieczne, poza tym bałbym się usterek), ale snurkowanie daje pewien przedsmak tego, czego doświadczają nurkowie. Oni przede wszystkim poruszają się w TRZECH wymiarach, więc można powiedzieć, że to trochę jak latanie!
Nie ma niczego strasznego w nurkowaniu. Wiem, bo sama byłam płetwonurkiem

Można się wystraszyć… a jeszcze bardzo często, trzeba takiego odplątać z wodorostów…
Gdy masz pierwszy stopień (jak ja) i tak nie możesz samodzielnie pływać. Ktoś doświadczony musi być z Tobą i zawsze udzieli Ci pomocy w razie problemu.
Mój brat od ponad 40 lat jest instruktorem i ma duże doświadczenie. Jako jeden z pierwszych (bodajże był trzeci) w Polsce otrzymał międzynarodowy certyfikat uprawniający do naprawy sprzętu do nurkowania. Nurkował w wielu różnych wodach niemal na całym świecie. Z klubem wyjeżdżali na różne obozy, w różne miejsca. Nurkowanie, to jego pasja
Przez jakiś czas współpracował z policją. Gdy ktoś się utopił i nie mogli go znaleźć, mój brat nurkował i szukał… ale to było traumatyczne. Jak opowiadał, taki denat, nasiąknięty wodą, wygląda niesamowicie. Szczególnie w wodzie o niskiej widoczności… raptem widzisz siną rękę tuż przed nosem
Bardzo dziękuję, tylko tego mi było trzeba (tj. denata)! 😉
A śmieci zalegają wszędzie… w miejscach odwiedzanych przez turystów w szczególności.


Ciekawe, czy pożar na wysypisku, o którym wspomniałeś, był wynikiem podpalenia przez człowieka, czy też przypadkowy?
Bo wiem, że w ten sposób ludzie często zmniejszają objętość wysypiska, nie myśląc o tym, że mogły się tam „wprowadzić” jakieś zwierzaki, które „upieką” się żywcem
Nie mam pojęcia, nikt z miejscowych nie był skłonny szerzej się wypowiadać na temat tego dymu.
Kilka lat temu, mój brat z małżonką też wybrali się do Egiptu, ale chyba byli w innym miejscu niż Ty. Bo oni byli (chyba) nad Morzem Śródziemnym. Oczywiście nurkowali, robili zdjęcia, kręcili filmiki… momentami trudno było coś zobaczyć przez te śmieci pływające w wodzie
A śmieci były wszechobecne… całe płachty „fruwały” pod wodą i kompletnie zasłaniały widok. Jak mi mówił brat, aż nieprzyjemnie było pływać w tym śmietnisku…
O rany, nie słyszałem o czymś takim. Na Morzu Śródziemnym, to by musiało być od strony Aleksandrii gdzieś? Nie mam pojęcia czy i gdzie się tam nurkuje.
Nie pamiętam dokładnie gdzie oni byli. Minęło już kilka lat i nie zapamiętałam. Pamiętam za to filmik, który brat mi pokazywał. Wyglądało to tragicznie
Dodam jeszcze, że mieszkając od lat w pobliżu lotniska O’Hare, słyszałam już kilka razy, że samoloty zawsze startują i lądują pod wiatr. Dlatego też pasy startowe idą w różnych kierunkach i gdy wiatr zmienia kierunek, samoloty, które są w powietrzu zawracają i ustawiają się pod wiatr… zawsze.
Wiatr, szczególnie silny, „przyduszałby” taki samolot do ziemi i pilot miałby problem z oderwaniem się , ale też i z lądowaniem… pod wiatr jest znacznie łatwiej i bezpieczniej
Tak, dokładnie tak, dlatego pasy buduje się w kierunku, w którym lub z którego najczęściej wieje wiatr – i jeden pas nosi dwa różne oznaczenia z dwóch końców, związane z kursem, jakim się ląduje (lub startuje).
W tamtą sobotę wiało naprawdę potężnie. Ale w Chicago też potrafi zawiać, z tego co słyszałem.
Tak. Wiatr to coś zupełnie normalnego jak na chicagowskie warunki pogodowe. Ostatecznie o tym mieście mówi się, że to „wietrzne miasto”

O’Hare to wielkie lotnisko. Jednocześnie mogą lądować na nim 3 samoloty (jednocześnie 3 startować)… pasów w różnych kierunkach jest w pip. A ciągle się rozbudowuje…
Gdy tu przyjechaliśmy, były tylko dwa pasy, w ciągu tych 20-kilku lat dołożyli jeszcze jeden. Wtedy co pół minuty startował lub lądował jeden samolot – teraz nawet nie wiem
Naliczyłem na mapie chyba z 9 pasów w 3 kierunkach!
No to nic dziwnego, że taki ruch.
Z lotnisk – widzianych z boku – pamiętam Frankfurt (nad Menem) i kolejkę do lądowania widoczną w powietrzu (patrzyliśmy z autostrady), samoloty ustawione co, hm, kilometr?
Popisałam sobie
I chociaż nie wykorzystałam nawet cząstki tego o czym pisałeś, Mistrzu Q, to jednak czas mi się zbierać do pracy 

Miłego dnia Wam życzę
Pomyślności (zaczekaj na ptaki!
)
Fajne obrazki z ciepłych krajów! Na pierwszy rzut oka chciałoby się tam być turystą dożywotnio…
W styczniu, lutym, marcu, ba, może jeszcze kwietniu, to pewnie tak, ale potem robi się gorąco…
Już była Dobranocka, a ja dopiero miałam czas zajrzeć.
Cudny urlop, wspaniały wypoczynek doskonale zilustrowany zdjęciami wraz z opisami.
Wasze wakacje były zapewne doskonałą odskocznią od szarej rzeczywistości.
Miło było oderwać oczy i myśli od wojny, a nacieszyć je tymi pięknymi widokami.
No tak, to pomagało. Ale znów widok zdenerwowanych turystów z Rosji i zwłaszcza Ukrainy na leżakach nieopodal przypominał o tym. Z tym że oczywiście dopiero od czwartku.
Czy dochodziło do jakichś ostrych wymian zdań między Rosjanami a Ukraińcami? Zdenerwowanych, ale jednak pozostających na urlopie?
Wszak niektórzy Ukraińcy mogli się bać o swoje rodziny pozostające w kraju.
Czy to się jakoś odczuwało?
Nie, tak to nie. Raczej każda rodzina osobno, wszyscy nerwowo wpatrzeni w komórki i tablety (czemu się trudno dziwić). A w piątek właściwie wszyscy zniknęli z widoku, podejrzewam, że siedzieli w pokojach albo próbowali w ogóle wydostać się z Egiptu.
Późnodomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry!
Dobry wieczór, Quacku:)
Piękny mieliście urlop, jak wnioskuję ze zdjęć:)
Ryby niczym egzotyczne kwiaty wykonane techniką pouringu:)
A wiesz, że efekt moich pierwszych zabaw z biżuterią z żywicy był bardzo podobny do wizerunku Twojego wielkiego małża:)
Co jeszcze mogę napisać? Lazurowo, cukierkowo – od razu widać, że wypoczęliście:)
Powrót jednak był bolesny
temperaturowo też.
Pouring musiałem wyguglać – czy do tego właśnie używa się żywicy?
Nie wątpię. Pamiętam, jak kiedyś wróciłam z Indii w środku lutego:)
To tak a propos temperatur, bo o reszcie nawet trudno pisać…
Nie.
Pouring jest techniką malarską. Używa się do niej półpłynnych farb akrylowych, które w zależności od rodzaju dodatkowo dodanych komponentów różnie się zachowują na płótnie. Ta płynność farb pozwala w różnoraki sposób je rozprowadzać: poruszając płótnem, używając bardzo różnych narzędzi i przedmiotów:)
Żywicą można pokryć obraz, by go utrwalić, można ją też dodać do farb, ale bardzo wtedy trzeba uważać z utwardzaczem, bo czasami zachodzą różne nieprzewidziane reakcje:)
Z żywicy robi się też biżuterię, wymaga to dość precyzyjnego łączenia tejże żywicy z utwardzaczem, bo od proporcji zależy czas zastygania:) Do takiej masy można dodawać różne rzeczy – barwniki, korale, folię aluminiową albo suszone bądź świeże kwiaty. Gdy już się opanuje samo łączenie i mieszanie – wszystko to staje się fajną zabawą. Potem można wysuszyć dzieło pod lampą UV i zabawa się kończy, bo trzeba przedmiot oszlifować, a to dość długi i żmudny proces:)
Moje pierwsze próby kończyły się pofalowaniem podobnym do tego z Twojego zdjęcia i – nieschnięciem:) Chociaż łączyłam żywicę z utwardzaczem w proporcjach podawanych na opakowaniach:) Potem wypracowałam sobie własne proporcje i zaczęło się udawać – to znaczy – schnąć:)
Chyba słabo wytłumaczyłam z tym malowaniem:)
Żeby zakonserwować obraz żywicą z utwardzaczem, trzeba poczekać aż malunek wyschnie.
Dodanie żywicy bez utwardzacza do farby sprawi, że obraz wciąż będzie mokry.
To działa trochę jak kleje epoksydowe – oddzielnie komponenty są miękkie, a po połączeniu – twardnieją:)
Brzmi dobrze. W sumie pofalowanie na zdjęciach wynika wyłącznie z falującej wody, która – chwilowo, w momencie robienia zdjęcia – zachowuje się pewnie jak żywica, w sensie załamywania światła.
Na zdjęciu ten efekt jest bardzo oryginalny.
Natomiast w biżuterii fajnie by jednak było nie bać się, że taki na przykład wisiorek powoli skapie nam na buty;)
Żywica ma tendencję raczej do bąbelkowania niż falowania i teoretycznie powinna (w końcu) ustać się i być przejrzysta. Jeśli jest pofalowana (w sensie faktury, nie – efektów optycznych, choć pozornie może to wyglądać na załamanie światła), to znaczy, że coś się źle zrobiło przy mieszaniu i w niektórych miejscach zastygła, a w niektórych dalej jest płynna i z moich doświadczeń wynika, że – taka już zostanie nawet po UV-ałce:)
Kapiąca biżuteria – brzmi jak świetny efekt do uzyskania, taki z Dalego! Byle naprawdę nie kapała
Jak kapiące zegary:)
Można taką imitację kapania zrobić. Najłatwiej tonowaniem koloru, to znaczy od jasnego wysoko do coraz ciemniejszego na dnie:) Do tego odpowiednio rozkroplony kształt…
Może nawet się pokuszę, a Ciebie uhonoruję nazwą… Coś w rodzaju „Quapatki”:)
„Wisior robiony techniką Quapate (z akcentem na ostatnią sylabę, oczywiście)” – czy to nie brzmi naprawdę dobrze?:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Byłbym zaszczycony, może przy okazji
Teraz bawię się innymi masami, żywicą raczej wiosną i latem, bo wtedy jest dużo kwiatów, ale jak tak wczoraj popisałam, to mi się zatęskniło do zrobienia czegoś żywicznego:)
Nie tworzę wprawdzie biżuterii, ale kiedyś – dawno już temu – zleciłem pomalowanie podłogi lakierem chemoutwardzalnym i w jednym pokoju wykonawca źle dobrał proporcje utwardzacza. Po dwóch dniach nadal lakier miejscami kleił się do skarpetek – trzeba było lakierować ponownie, już z poprawionym składem.
Ooo, przypomniał mi się ten pomysł Janusza Weissa na jedną z audycji „Dzwonię do Pani/Pana”, kiedy wcielił się w lakiernika, który zaczął lakierować podłogę w pokoju od drzwi, skończył przy oknie i dopiero wtedy zorientował się, że nie ma jak wyjść po świeżym lakierze…
Mnie też się coś przypomniało

Wiele lat temu dostaliśmy mieszkanie służbowe w surowym stanie. Trzeba było je samemu wykończyć. Ściany były tylko pobiałkowane, a podłoga, to był beton. Mąż sam układał parkiet, ale do cyklinowania wolał się nie brać… zamówiliśmy faceta, który to zrobił. Kurzyło się strasznie. Facet miał włosy wręcz posiwiałe od tego kurzu. Nasza przyjaciółka, która była z nami, powiedziała mu, że to chyba okropne tak codziennie myć głowę. Na co on spokojnie odpowiedział, że to tylko kurz i to się wyczesze
Zatkało nas radykalnie, ale śmiać się wyszliśmy do drugiego pokoju…
Hmm, przypomina się ten nieprzystojny dowcip z puentą: „Tego się nie wietrzy, to się myje!”
A ja przypomniałam sobie Majstra-Kobuszewskiego w, bodajże, „Zmiennikach”, który sam siebie zamurował w remontowanym mieszkaniu:)
I to jego cudowne, gładkie „eł”, gdy opowiadał: „Handlowałem z małolatem już sześć dni, gdy nagle siódmego…”:)
Witaj, Miralko:)
Ja pamiętam oburzonego ojca koleżanki, który skarżył się mojemu Tacie, że ta koleżanka codziennie się kąpie:)
A to akurat może być związane np. ze słabą dostępnością ciepłej wody (oburzenie na codzienne mycie). Albo z przepełnieniem szamba (jak na działce u znajomych).
Nie wiem, Quacku, jakie były jego motywy, ale był naprawdę rozżalony:)
Witaj, Tetryku:)
Wszystko przez to, że nie używałeś domowych pantofli;)
Kiedyś pojechaliśmy do Wilna i kolega miał jakieś dziwne pepegi, których podeszwy przyklejały się do tamtejszych trotuarów. Trochę się śmialiśmy, ale byliśmy też na niego źli, bo bardzo nas opóźniał:)
Chodzenie w skarpetkach było wymagane, póki utwardzanie się nie zakończyło (w pełni po kilku dobach!).
Ale bonżurkę mogłeś mieć?;)
Nie doświadczyłam malowania podłóg lakierem chemoutwardzalnym, ale cyklinowania parkietu i ponownego lakierowania – owszem. Wysychanie też trwało parę dni i nam, dzieciom, po prostu zakazano tam wchodzić, do czego stosowaliśmy się średnio:) Na szczęście jakichś trwałych uszkodzeń nie narobiliśmy.
Umykam również! Spokojnej wszystkim!
Ponieważ też czuję „nawiedzony dworek” w kościach, pożegnam się już i grzecznie pójdę do łóżeczka:
dobrej nocki, Wyspo:)
Ja też umykam, dobranoc!
Witajcie!
Za oknem szarzy się piątek, pada drobniutki śnieżek, ale jest cieplej – rano było około 0.
Dzień dobry, pochmurno, więc zasłaniam okna na dobre.
Zimowo witam!
Spadają pojedyncze płatki śniegu, trawniki posypane lekką nierównomierną warstwą cukru pudru.
Zaraz obejrzę dla kontrastu zdjęcia Quacka i ogrzeję się ich ciepłem.
Wiosenne dzień dobry

Dziś ma być ok. 5C (na plusie), a jutro nawet prawie 20C, więc jest prawie wiosennie
Zajrzałam, ciszaaa.
Coś bym napisała, ale brakuje słów…wszystkie nie pasują, są nieadekwatne do sytuacji.
Już po pracy, utknąłem na dyżurze… też jestem ostatnio kiepsko rozmowny.
Jestem po pracy – i na przerwę. Strasznie dzisiaj rozbiegany dzień, doniesienia z kilku źródeł naraz, praca, obowiązki w realu… czuję się jak zbójca Gębon od Lema trochę, co to chciwie łapał każdą informację
Domowopieleszowe dobry wieczór, Wyspo:)
No hej!
🙂
Lecę pozbyć się dworkowych pajęczyn i wrócę:)
A ja jeszcze chwilę pobędę, ale nieprzesadnie długą, bo jutro skoro świt wybywamy do teściowej, wracamy w niedzielę. A za tydzień w weekend też wybywamy, i to już w piątek po południu.
Rozfruwałeś się jak ptaszę! 😉
No, żeby do teściowej LECIEĆ, to tego jeszcze nie praktykowałem
Udanego pobytu:)
Ja się zbuntowałam – weekend mam bezdworkowy, więc kwitnie we mnie plan, by jutro spać aż do bólu boków, a potem skończyć zaczęte przed porządkami w dworku pojemniki na sole do kąpieli:)
I może jakiś dłuższy spacerek w plener uskutecznię:)
Taki weekend to MOŻE będę w stanie mieć, z grubsza, za jakieś 3 tygodnie
Spodobała mi się taka perspektywa!
Miłego pobytu u teściowej, Mistrzu Q (o ile jest to możliwe
).
A ja się pożegnam. Wkurzona na siebie na maksa.
Ostatnio opowiadałam, że kupiłam raczki i okularki i zgubiłam nowo kupione okularki. Znalazły się pod siedzeniem auta.
Teraz rozpakowałam raczki z kartonu i ponad 30 minut szukałam i znaleźć nie mogłam. Otóż- rozpakowywałam je na wersalce i jakoś potem przykryłam kocem.
Są tacy co twierdzą, że ja wkrótce zgubię samą siebie!
DOBRANOC!
Spokojnej! Teraz też już zmykam.
Nie przejmuj się Makóweczko… u nas kiedyś się mówiło, że czegoś tam nie można znaleźć, bo „czort ogonem nakrył”

A tak mówiąc poważniej… masz myśli zajęte czymś innym, więc nie możesz pamiętać gdzie co położyłaś… w efekcie – nie możesz tego znaleźć. Wydaje mi się to normalne… to Ci przejdzie, jak przestaniesz intensywnie myśleć o problemach (niekoniecznie swoich)…
Tak wiem. W głowie ten stały stres, o którym pisałam w listopadzie.
Sytuacja na Ukrainie też pochłania myśli.
Aby od tego uciec, stale gdzieś gonię, aby nie mieć czasu na myślenie.
Spacery, wycieczki, teatr to wszystko ucieczki.
Innymi słowy- jestem stara, zestresowana i chaotyczna. Mam ochotę na zmianę krzyczeć albo płakać.
Zaszalałam z siedzeniem, a teraz pora się pożegnać:
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry

To znaczy, że nadal są i wcale się nie wyprowadziły.. ten facet z „miasta”, niby specjalista od wszelakich gryzoni tak się na nich zna, jak ja na gwiazdach (chociaż ja chyba mam lepsze pojęcie niż on) 
W tym roku (jak nie bywało od dawna) przez całą zimę nie karmiłam ptaszków… a to ze względu na szczury, które się zalęgły u któregoś z sąsiadów. Przyłaziły do mnie na „łatwe żarcie”, więc postanowiłam, że dokarmiać ich nie będę
I co powiecie? Dziś wyszłam sobie na dymka i jeden taki szczurek przebiegł mi przed nosem
A tak w ogóle, to padam na dziób

Niecałą godzinę temu wróciłam z pracy i z trudem otwieram patrzałki… chyba pójdę już spać
Witam!
Witajcie!
Po zakupach, po śniadanku, za chwilę idę donieść zakupy do mamy…
Dzień dobry

Nie pochwalam żadnej wojny, obojętnie gdzie by nie była. Giną w niej ludzie, tracą dach nad głową… czy to się może komuś podobać? Chyba tylko jakiemuś zboczeńcowi… 
Ostatnio rozmawiałam z kilkoma Amerykanami… wszyscy, jednym głosem potępiają Putina za wtargnięcie na Ukrainę… a mnie od razu naszła taka refleksja – czemu nie potępiają swoich za wywoływanie wojen i wtargnięcie na czyjeś terytorium? Czy dlatego, że robią to „swoi”, a tu chodzi o Rosję?
Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że Putin zrobił dobrze
Jak Kali komuś ukraść krowy…
No właśnie…”moralność Kalego”…
Amerykanie widzą wyraźnie korupcję w Rosji, a swojej jakoś nie dostrzegają… a ja uważam, że jeśli chce się kogoś krytykować za bałagan, to najpierw u siebie trzeba zrobić porządek… jak z tym jest – tłumaczyć nie muszę
Z tych różnych wojen wracają pokiereszowani żołnierze… mają rany nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Nikt normalny nie może zabijać innych ludzi bez uszczerbku na psychice… nawet jeśli był do tego szkolony.
Amerykańscy żołnierze (szczególnie ci zostawieni samym sobie) już to wiedzą, czy rosyjskim przychodzi to do głowy? Zabijają, ale i sami są zabijani… czy dociera do nich, że gdyby byli na miejscu tych atakowanych ludzi, mogliby stracić nie tylko cały dorobek życia, ale i najbliższych?
I jedni, i drudzy zabijają na ogół z dala od domu, żon i matek. Najczęściej wyraźnie obcych. Dla rosyjskich najeźdźców słaba odróżnialność ofiar jest swego rodzaju szokiem…
Szkoda tylko, że ten szok nie działa hamująco… nie przeciwdziała najazdowi, nie przeszkadza w rujnowaniu nie tylko domów, ale i ludzkiego życia…
Witam 🙂 Znalazłem w sieci przetłumaczone wystąpienie D. Trumpa w sprawie Ukrainy . Trump uważa , że z Wielkiej Brytanii do USA przeflancowała się grupa globalizacyjna . Grupa ta wspólnie z Kanadą ,USA i Wielką Brytanią utworzyła 2500 oddział specjalistów wojskowych ,którzy od połowy ub.roku szkolili Ukraińców w posługiwaniu się nowoczesną bronią . Na przełomie roku zaczęto taką bron na Ukrainę dostarczać . Trump uważa , że jest to typowy interes Braci Starszych w wierze , ale może Miralka wie dokładniej o co Trumpowi chodziło , to chętnie bym przeczytał . Pozdrowionka …
W sieci widziałem również wypowiedź Trumpa, że dobrze by było pomalować parę amerykańskich myśliwców w znaki lotnictwa chińskiego i takimi polecieć nad Ukrainę, to może Rosja i Chiny rozpoczną wojnę (z korzyścią dla Zachodu). Nie wiem, co prawdziwek, a co fałszywka
Podobno obecnie w Moskwie przebywa premier Izraela . Może to On pogodzi Oligarchów rosyjskich z ukraińskimi w tej wojnie ?
Co do Trumpa, to wolę się nie wypowiadać, bo jak dla mnie to idiota, którego posadzili swojego czasu na wysokim stołku
Nie wiem też, czy Trump sam wie o czym mówi, więc jakże bym mogła się pokusić o wytłumaczenie jego wypowiedzi.
Jedno jest pewne, co by Putin nie zrobił, Trump zawsze znajdzie jakieś wytłumaczenie i w jakiś sposób będzie go usprawiedliwiał.
A to, że prezydent Ukrainy pochodzi z rodziny wyznania żydowskiego nie jest dla nikogo tajemnicą. O tym możesz się dowiedzieć z gazet i telewizji. Niektórym to przeszkadza, dla mnie nie. Może pochodzić skąd chce, ważne co potrafi zdziałać dla swojej ojczyzny…
Być może już kiedyś pisałem, ale jeżeli nie, to napiszę tutaj: byłem swego czasu w muzeum korpusu Marines w Quantico, i tam jest rozpisana cała linia czasu: z jednej strony wydarzenia historyczne z historii USA, a z drugiej – wydarzenia z historii Marines. No i wystarczy mieć jakieś 2 komórki mózgowe, żeby dostrzec zależność pomiędzy konfliktami, np. próbą uzyskania niepodległości od koncernu United Fruit przez państwa Ameryki Środkowej, a faktami, np. powołaniem do życia korpusu Marines jako takiego.
Tych analogii jest znacznie więcej, Mistrzu Q…

Czasami mam wrażenie, że Amerykanie w swoich mózgach wyłączyli funkcję – „myślenie”. Z resztą… nie tylko Amerykanie. Widzą, czytają, słuchają, ale żeby to wszystko razem skojarzyć, to już są niezdolni do tego
Normalni ludzie powinni wyciągać wnioski z historii swego kraju… powinni, ale czy robią to. Zdecydowane nie!!! Oni po prostu zapominają, przekręcają fakty, zmieniają wszystko jak im w danej chwili pasuje… i oczywiście popełniają te same błędy, szukając potem winnego
Wróciłam.
Jestem zmęczona, niewyspana, bardzo ubłocona, trochę napita…
Zadowolona, bo było trochę i zwiedzania i wspinania się po śniegu i śmiechu i rozmów na różne tematy, czyli odreagowywania.
Mrozikowe dobry wieczór, Wyspo:)
Już się pożegnam, dobranoc!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobrej,spokojnej…
Dziś (sobota) korzystając z ciepła, wybraliśmy się na wycieczkę
Początkowo chciałam jechać do Zion do parku, który jest na południe od tego gdzie zwykle jeździmy. Ale po drodze zaczęły nadciągać chmury i zadecydowaliśmy, że pojedziemy do Fort Sheridan… to znacznie bliżej i istniała szansa, że jeszcze na słońce się „załapiemy” 


Z południa nadleciały już epoletniki i głównie je było słychać (i widać)… samczyki, bo samiczki przylecą później.
Pusto wszędzie (nie licząc ludzi, którzy masowo wylegli). Co prawda słyszeliśmy kucie dzięcioła, ale jakoś dopatrzeć się go nie mogliśmy. Słyszeliśmy też sieweczkę krzykliwą. Problem w tym, że w tej wysokiej suchej trawie nie tak łatwo ją znaleźć. Na niebie, w różnych odstępach, pojawiały się drapole. Były jednak za daleko na „dobry strzał”. Mimo odległości, rozpoznaliśmy w jednym z nich myszołowa rdzawosternego, drugi był jakimś krogulcem… znacznie mniejszy, z dłuższym ogonem, z charakterystycznym rysunkiem pod skrzydłami. To mógł być albo krogulec czarnołbisty, albo krogulec zmienny. One są prawie identyczne… różnice między nimi są niewielkie, a z tej odległości trudno powiedzieć, który z nich to był…
Chodząc po ścieżkach zastanawiałam się jak na tych pagórkach mogły lądować (czy startować) samoloty wojskowe. Mąż mi powiedział, że przez te 50 lat, to mogło tu być wszystko… mogły powstać górki (które porosły trawą), a także „dołki”, które wypłukała woda… może ma rację
Dodam jeszcze, że gdy przyjechaliśmy, na parkingu stało kilka samochodów, ale w większości parking był pusty. Gdy wróciliśmy, na parkingu nie było gdzie się ruszyć. Do parkowania stała ogromna kolejka… jak to dobrze, że na nasze wycieczki wybieramy się z samego rana… nie musimy czatować na żaden parking, a i na ścieżkach jest znacznie mniej ludzi. Cały tłum zwala się znacznie później

Byłam też zadowolona, że zaparkowałam od strony wyjazdu… nie musiałam stać w tej pierońsko długiej kolejce… po prostu wyjechałam
Dobra decyzja!
Próbowałem znaleźć jakąś historyczną mapę tego miejsca, ale nie widzę na żadnej pasów startowych ani nic. Co prawda z tego, co przeczytałem, wynika, że to nie była baza lotnicza z prawdziwego zdarzenia, tylko miejsce, w którym w trakcie i po I wojnie światowej próbowano ćwiczyć wspólne działania sił lądowych i lotnictwa, jeszcze przed wyodrębnieniem US Air Force z Army, więc może samoloty dolatywały z innego miejsca (lotniska), a może potrzebowały dużo krótszych, nieutwardzonych pasów startowych (tzn. dłuższego kawałka trawnika.
Weź pod uwagę, że jeszcze na początku IIWŚ Rosjanie używali samolotów typu „kukuruźnik”, o których mawiano, że potrafią lądować na dachu od stodoły…
Witam!
Ja już za Krakowem .
Witajcie!
Kraków słońca nie przynosi, może poza Krakowem będzie lepiej…
Dzień dobry, wróciliśmy bezpiecznie do domu.
W trasie wyprzedzaliśmy parę samochodów osobowych na ukraińskich tablicach i teraz uważajcie: każdym, bez wyjątku KAŻDYM z nich kierowała kobieta. A obok niej/za nią siedziały dzieciaki, w najlepszym wypadku nastolatki. Nie było tam ANI JEDNEGO faceta.
Nie powiem, złapało mnie za gardło.
Zupełnie z innej parafii: pod Bydgoszczą (w okolicach Kusowa/Trzeciewca, tam są z boku takie jeziora) mijaliśmy dzisiaj ogromne stado gęsi, chyba gęgaw, na oko parę tysięcy sztuk albo więcej, odpoczywające na polach. Między nimi przechadzały się tu i ówdzie żurawie! Niestety to był przebudowywany odcinek DK5/S5 i literalnie nie szło się zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie, wszystko obstawione słupkami
Tak. Ptaki zaczynają wracać ze swych zimowisk… może trochę za wcześnie, ale pomału zmienia się klimat na całym świecie, ptaki to wyczuwają i trochę zmieniają swój „kalendarz”
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się zrobić zdjęcie takich stad. A żurawie w grupkach po 4 i więcej sztuk było widać z autostrady. No i myszołowy, jak zwykle, każdy obstawiający swój rewir.
A, jeszcze widziałem – wcześniej, przed autostradą, na DK5 – jak para kruków tłukła jakiegoś trzeciego ptaka, może też kruka, może innego drapola, w powietrzu, aż zeszły do parteru i przestało je być widać.
Jestem pewna, że Ci się uda zrobić niejedno piękne zdjęcie
Całego stada, lub tylko kilku sztuk…
Para kruków mogła napaść nie tylko drapola. Jest wiele powodów dla których ptaki atakują inne ptaki… nie tylko w obronie gniazda.
Oczywiście, wydawało mi się tylko, że ten trzeci, bity, przypominał je rozmiarami i może kształtem też…
Trudno zgadnąć, dlaczego kruki zaatakowały tego ptaka… może to był rywal, który chciał się „wkręcić do rodziny”?

Na pewno tego nie wyjaśnimy, bo powodów może być wiele… ale ciekawostka to to jest
Już w autobusie.Wracamy.
Piękna zima była na Turbaczu,brakowało słońca.
Ta zima tam cały czas, czy ostatnio (=na dniach) się ochłodziło/posypało?
Turbacz ma 1310 m n.p.m. to tam chyba był śnieg cały czas.
Ale zakorkowana zakopianka…stoimy.
Cierpliwości…
Jestem w domu. Wykąpana, najedzona itd.
To tak jak ja!
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry!
Witaj, Quacku:)
Jak miło, że już jesteś:)
Miło również dlatego, że zawsze odpowiadasz na moje ogólne powitanie:)
Mam nadzieję, że wyjazd był udany:)
Względnie tak, brak fragmentów nieudanych to już duży plus (zupełnie jak flaga Szwajcarii
).
🙂
Jest mi smutno, bo chciałam ustawić skończone pojemniki w łazience i nie znalazłam na nie miejsca, chlip…
A kolejna półka nad wanną równa się dodatkowemu miejscu do wycierania kurzu, podwójne chlip…
Współczuję Leno

Też nie lubię jak mi przybywa miejsc do czyszczenia
Dziękuję, Miralko O Dobrym Serduszku:)
A miało być tak pięknie – wreszcie bez solnego kamienia (te torebki wiecznie pękają, kiedy tylko przestajesz na nie patrzeć) na brzegach wanny…
🙂
Może nie tyle mam dobre serduszko, ile rozumiem niektóre sprawy
Mój małżonek lubi kąpiele w specjalnej soli (o różnym działaniu i zapachach)… i ma tę sól w różnych torebkach. Całe szczęście te torebki nie pękają i sól nie kamienieje
🙂
Hmmm… a może jednak nie były ci tam potrzebne?
Witaj, Tetryku:)
Robię sole (to znaczy mieszam) sama i porcjuję do mini-torebek wielorazowego użytku (wynalazek własny:)), trzymałam je w takich większych torebkach eko, których jakość ostatnio się popsuła: nie tylko zaczęły chłonąć wilgoć (a wiesz, co się dzieje z solą, gdy zwilgotnieje:)), ale także pękać. Robił mi się od tego kamień, bardzo nieestetyczny, bo dodaję do soli zioła, a one farbują. Poza tym, ciężko to było usuwać. Wymyśliłam więc te pojemniki, ale są one mniej plastyczne niż torebki:)
Nic to, coś wymyślę:)
A teraz już naprawdę dobranoc:)
Wierzę w twoją inwencję! 🙂
Dzięki:)
Niebezpodstawnie, bo poradziłam sobie bez konieczności zawieszania kolejnej półki:) Zrobiłam małe przemeblowanko kosmetykowe i wszystko się zmieściło.
Teraz muszę tylko przywyknąć do nowego, niezmienianego wcześniej od jakichś stu lat, układu:)
Dobranoc!
Spokojnej!
Pożegnam się już, bo jutro od rana: w strasznym dworku ciąg dalszy…
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej! Też zaraz umykam.
Witajcie!
Trochę się w weekend pobyczyłem, i owszem – dobrze mi to zrobiło na samopoczucie
Witajcie, pogoda ładna, tj. słoneczna, ale na dachach szronu a szronu.
Zapraszam na nowe pięterko, w sumie wyżej, chociaż na logikę – niżej (tzn. pod wodą)