Rzeczywistość ostatnio nas nie rozpieszcza. Każdy ma swoje sposoby, aby jakoś sobie z tym radzić.
Dla mnie jedyną metodą jaką znam jest chodzenie na spacerki w miłym towarzystwie.
W ten sposób mam ruch, życie towarzyskie i jeszcze… pstryczki. Pstrykając, myślę zawsze o Wyspie, czyli czuję jakbyście ze mną byli.
Ktoś ze znajomych powiedział mi, że jestem uzależniona od tych spacerków.
Zapraszam na wspólne wędrowanie; sami oceńcie czy to już jest nałóg.
Planowałam opisywać tematycznie, ale tak się zaczęłam gubić w tych zdjęciach, że zrobię to chronologicznie datami, czyli taki groch z kapustą, dla każdego coś miłego.
5.11.20.
Zaczniemy od klasycznego spacerku „blisko domu”.
Zapraszam Was do Parku Duchackiego, czyli na moim osiedlu; widać wieżowce w tle.

Powyższe zdjęcie zrobiłam przez dziurę w płocie, gdyż cały teren aktualnie jest ogrodzony – trwa budowa alejek, mostków, oświetlenia – wreszcie znalazły się pieniądze na zagospodarowanie tego miejsca.
A jest tego warte. Na terenie Woli Duchackiej zlokalizowany jest XV-wieczny folwark klasztorny zakonu Duchaków. Z biegiem czasu folwark przekształcony został na zespół dworsko–parkowy. W drugiej połowie XIX w. Starowieyscy wybudowali w pobliżu nowy dwór i utworzyli wokół park krajobrazowy ze stawami, który w znacznej części się zachował. Dawny dwór wraz z otoczeniem parkowym stanowią unikalne założenie architektoniczno – przestrzenne i przyrodnicze dla dawnej, XV w. wsi Wola Duchacka.
Za płotem trwały prace, tam nie dało się wejść, ale w pobliżu zrobiłam parę fotek, gdyż wkrótce i tu będą trwały prace i miejsce to będzie wyglądać inaczej, nie tak dziko, choć podobno w planach jest zrobienie alejek w jednej części, a w drugiej zostawienie trochę naturalnej dzikości. Oby!





6.11.20
To spacerek „blisko domu”, ale już nie po moim osiedlu, jednak dalej w tej samej dzielnicy Krakowa – Podgórze.
Zaczniemy od chałupek.




Za polem kukurydzy dla kontrastu – nowoczesność. To kompleks super nowoczesnego Szpitala Uniwersyteckiego oddany do użytku w 2019 roku.

Tuż za szpitalem dziko i kolorowo. Rosną grzybki w różnych kolorach, nawet niebieskie. Nie patrzę więc w tamtą stronę, gdyż w głowie uruchomiły się obrazy z reportażu pokazywanego w TVN jak tam w środku wygląda walka z Covidem.





Teraz trochę historii.
Fort 50 Prokocim – powstał w latach 1882-1886. Zadaniem fortu była obrona Traktu Lwowskiego. Jest to typowy fort artyleryjski. Razem z sąsiednimi fortami brał udział w zakończonych zwycięstwem walkach z Rosjanami, w grudniu 1914. Fort ten wchodził w skład III pierścienia Twierdzy Kraków. Jako ostatni w zespole umocnień strzegł przed zagrożeniami wynikającymi z obecności linii kolejowej
i drogi wylotowej z twierdzy.


Na zakończenie spacerku – kapliczka.

Wycieczka 7 listopada nie mieści się w kategorii „blisko domu”.
Dodatkowo dla śpiocha takiego jak ja wiązała się z ogromnym poświęceniem, aby około godziny 7 rano wsiadać już w pociąg.
Celem była góra Chełm Wschodni (nie ma nic wspólnego z górą Chełm w połowie, której znajduje się moja chatka).
Z pociągu wysiadamy w miejscowości Stronie ( w zlatynizowanej, staropolskiej formie Stronye występuje nazwa tej miejscowości u Jana Długosza).
Zanim ruszymy w góry warto zatrzymać się przy kapliczce i chatkach.




Na szlaku, już w lesie – taka kapliczka.

Do pociągu schodzimy już prawie po ciemku wcześniej podziwiając zachodzące słońce.

8 listopada to była wycieczka blisko Krakowa, dojazd autobusem MPK.
Dla znających podkrakowskie dolinki podaję opis wycieczki w skrócie – Czajowice, Ostry Kamień, Skały Grodziska, Dolina Będkowska.
Stawik w Czajowicach jesienią wygląda tak:

Szurając po liściach dochodzimy do skałek.





Stawiki, kapliczki, chałupki, fort… to teraz na koniec jedno zdjątko dla miłośników zwierzątek.

Wycieczka z założenia spacerowa „nieco” się przedłużyła, bo spóźniliśmy się na autobus. Następny był dopiero za półtorej godziny. Zrobiło się ciemno i zimno, więc maszerowaliśmy dalej, bo było to lepsze niż siedzenie na przystanku.
Nikogo to jednak nie zniechęciło i za parę dni w podobnym składzie świętowaliśmy razem Święto Niepodległości, ale to już opiszę na kolejnym pięterku.
Obrazek wyróżniający – zdjęcie zrobione 7 listopada na Górze Chełm Wschodni w Beskidzie Makowskim. Tym razem wyróżniłam jedną wycieczkę, jak myślicie dlaczego?
Zapraszam na drugą część „Makówczyne listopadowe spacerki”.
Pierwszym „odcinkiem” było pięterko „Covidowe Święto Zmarłych”.
Tych spacerków w listopadzie trochę się uzbierało, więc będzie z tego …sama nie wiem ile pięterek…dopóki się Wam nie znudzi.
No i pięknie sobie poradziłaś.
Czy w waszej dzielnicy często natykasz się na obcięte uszy, jak na zdjęciu nr 3? Strach tam chodzić…
Piękne wycieczki (spacerki)


Poczytam jeszcze raz, jak wrócimy z… jeszcze nie wiem skąd
Wylazło słoneczko i pewnie się gdzieś wybierzemy
Dziękuję Miralko!
Miłej wycieczki. A tu ciemno, zimno i deszcz pada:)
Wkrótce pięterko z Twoich listopadowych wycieczek?
Dobry wieczór, po przerwie.
To jest materiał na jakieś 4 pięterka!
To siadam do czytania i oglądania.
Dziękuję panie Q!
Dlatego pisałam, że mam największy problem z selekcją co wyrzucić, o czym pisać, a o czym -nie i które pstryczki pokazać.
Jak zaczęłam przeglądać zdjęcia z listopada to (ku mojemu wielkiemu zdziwieniu) naliczyłam 16 spacerków.
Z tego opisałam jedynie pięć na dwóch pięterkach. Dlatego konieczność grupowania – pomysł Miralki.
Dobry wieczór, Makówko:)
Przemoczona, przemarznięta (spacerków mi się zachciało), z filiżanką grzanego wina zasiadłam przed monitorem, żeby posłuchać, co w sieci piszczy, i – proszę, jaka niespodzianka:)
Już zabieram się za czytanie i oglądanie.
Pozdrawiam:)
Dobry wieczór Leno!
Ze spacerków na spacerki…Ale na tych makówczynych bodaj nie zmokniesz.
Natomiast teraz w Krakowie za oknem pada i pada…
U nas też chlapa, która marznie tuż przy powierzchni.
Jechało się nieszczególnie.
Kaskaderska pogoda – kapie z dachów i momentalnie wyśliżdża (?) dróżki.
Witaj, Quackie:)
Dziękuję.
Dojechałyśmy pomalutku.
Tak myślę, że to, dziwna trochę, ale gołoledź.
No to tak:
Nie wiem, jakie są założenia tego budowanego parku, ale mam nadzieję, że wykorzystają te ruiny i murki, bo to aż się prosi. A grzyb owszem, jak przybysz z innej planety. Oraz – czy to ci sami Starowiejscy, co grafik i malarz, śp. Franciszek?
Chałupki na Podgórzu fajne jako świadectwo historii, ale widać, że podupadające, niestety. Jakbym zobaczył na spacerku takiego molocha, jak ten szpital, też bym wolał się odwrócić o 180 stopni i odmaszerować, nawet bez pandemii. No i kolory przepiękne, jesienne.
Nie wiesz może, czy są jakieś plany odrestaurowania tego fortu Prokocim? Bo to aż szkoda, żeby stało i tak niszczało.
Ciekawe, że chałupki w Stroniu bardziej zadbane niż w Krakowie. Niby mniejsza miejscowość nie tak bogata, a jednak sobie radzi lepiej.
Skałki jurajskie przepiękne, jak sztucznie wyrzeźbione pomniki, na pierwszym zdjęciu statua Godzilli jak nic.
chociaż zastanowiłbym się, zanimbym podszedł tak jak Ty na tym zdjęciu – to się jednak chyba sypie? Erozja?
Dziękuję Q za merytoryczny komentarz i pytania. Będę odpowiadać po kolei, ale teraz byłam zajęta rozmową poprzez Messenger z moim dzieckiem, które pojechało „SŁUŻBOWO” na narty do Bukowiny.
Bez trudu znalazł nocleg ze śniadaniami i obiadokolacją; tylko musiał podpisać oświadczenie, że jest służbowo.
Bareja, Bareja…oczko się odkleiło temu misiu.
A pamiętasz „Rejs” Piwowskiego?
„Służbowo… na statek…”
Piękne te jesienne pejzaże na zdjęciach. Nim zrobiło się całkiem ciemno, też popodziwiałam sobie filigranowe osiki, trzepocące cynobrowymi cekinami. I nasze Jezioro – równie spokojne jak Twój Stawik, przypominające ekran, na którym lada chwila wyświetli się zwiastun horroru:)
Bardzo podoba mi się ten szkielet dragona z czwartego zdjęcia.
Jakby biedak przycupnął na sekundkę w drodze do ciepłych krajów i już nie zdołał się poderwać…
I te chatki, które zrzuciły barwne jesienne szatki i powoli przygotowują się do zimowego, regeneracyjnego snu:)
A „Twoich” dwóch kapliczek (bez środkowej) nikt by tak u nas nie nazwał. My powiedzielibyśmy, że to „figurki”, ewentualnie „krzyżyki”:) W mojej okolicy kapliczka musi mieć daszek, podest pod posążkiem na kwiaty i przynajmniej okienko, jeśli nie drzwiczki:)
A znicze pod tą trzecią wyglądają jak halabardnicy czuwający nad spokojem świątka:)
Bardzo udane musiały być te spacerki:)
Dziękuję Leno.
Spacerki były udane. Na każdym coś innego ciekawego (dla mnie) wypatrzyłam. Dodatkowo są one (jak pisałam) moim życiem towarzyskim w obecnych epidemicznych czasach. Opisałam cztery różne spacerki, cztery różne miejsca i za każdym razem inna osoba lub osoby mi towarzyszyły.
Ciekawe co piszesz o kapliczkach. Nie wiem, czy prawidłowo używam tej nazwy.
Wiki podaje taką definicję:
Kapliczka – niewielka budowla kultowa, wznoszona przy drogach lub rozdrożach w celach wotywnych, dziękczynnych, obrzędowych itp., w najprostszej formie drewniana skrzynka z obrazem lub rzeźbą – świątkiem Jezusa, Matki Bożej lub świętego zawieszona na drzewie lub słupie.
W formie rozbudowanej niewielka forma architektoniczna drewniana lub murowana, czasami mała kaplica.
To chyba umowne, ale owszem, ciekawie byłoby prześledzić, jaką nazwę w stosunku do której formy stosuje się w której części Polski.
Jeden mały spacerek, mała kapliczka, jedno zdjątko i oto powstaje do rozwikłania ciekawostka językowa.
Myślę, że prawidłowo używasz nazwy. Napisałam o „figurkach” i „krzyżykach” jako o ciekawostce regionalnej:)
U nas spotyka się też bardziej familiarne określenia na przydrożne kapliczki-posążki:
„dojechać do Maryjki”, „stanąć przy Józusiu”, „skręcić za Zofijką”, „klęknąć przed Jantołkiem”, „położyć (kwiaty) u Cecylki”:)
Ale to już tylko starsi, GPS w takie subtelności się nie bawi;)
No, bo GPS to szczeniak – a co tacy wiedzą o tradycji…
Witaj, Tetryku:)
Smyczek – znaczy?
A tak a propos językowych fikuśności – my zbiornik wodny, który pokazałaś, nazwalibyśmy „Stawek”:) A „stawiki” to są takie zasieki z wierzbowych albo brzozowych witek stawiane w poprzek (wprzec po naszemu) nurtu:)
A takie porządne, z solidnych desek albo betonu, to stawidła. Wszystko się zgadza!
Zaskoczyłaś mnie Leno i aż musiałam sprawdzić gdzie użyłam słowa stawik.
Czemu nie staw? Pewnie tak odruchowo, że malutki. Kiepska ze mnie polonistka.
Według Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych staw definiowany jest jako płytki zbiornik wodny powstały przez sztuczne zatamowanie (zastawienie) rzeki. Tradycyjnie mianem stawów określa się również wszystkie (nawet bardzo duże) jeziora tatrzańskie.
Cieszy mnie, że mój wpis spowodował dyskusję na jego temat. Natomiast, że wywoła rozważania o językowych fikuśnościach nigdy bym się nie spodziewała!
Myślałam, że „Stawik” to nazwa własna:)
U nas „Stawek” jest właśnie częścią nazw własnych: „Czarny Stawek”, „Rybi Stawek”, „Żabi Stawek”:)
To prawdopodobnie niepoprawność językowa -takie zdrobnienie zastosowane bez pomyślenia i odruchowo.
Duży -staw, mały -stawik -tak se Makówka wymyśliła!
W tej chwili nie bardzo już mogę szukać reguł, ale nie takie to niepoprawne, jakby się mogło wydawać. Znaczy końcówka do zdrabniania całkiem OK, ale pewnie niekoniecznie dla tego słowa.
Zapomniałam napisać wyżej – obie formy są poprawne, można je stosować zamiennie.
A zwróciłam uwagę na „stawik”, ponieważ to zdrobnienie (łac. deminutivum), a w moich okolicach używa się wyrazów, które nie są zdrobnieniami, choć tak brzmią: „siucheńka” – owca (nie „owieczka”), „barasiek” – baran (nie „baranek”), „skowerka” – skąpiradło, itd.:)
Dopowiem o tych zdrobnieniach -ik/-ek
stawik/stawek jak:
ludzik/ludek,
guzik/guzek,
kogucik/kogutek,
knocik/knotek
kącik/kątek
Rzecz w tym, że często jedna z tych form zdrobniałych (obocznych) zaczyna funkcjonować najpierw w podwojonym znaczeniu
(„ludek” – mały człowieczek 'a „ludek” – niewielka zbiorowość),
a potem także jako odrębna znaczeniowo jednostka, której to pierwotne znaczenie bywa zapominane
(„guz” – duży guzik 'a „guz” – wypukłość,
więc
pierwotny „guzek” – drobne zapięcie 'a teraźniejszy „guzek” – niewielka wypukłość, zgrubienie).
*Stąd te dylematy:)
Wylogowało mnie i zjadło kawałek komentarza:)
Jak napisałaś o tym stawiku to byłam bardzo zdziwiona, że ja użyłam takiego słowa, bo zawsze mi się wydawało, że mało używam zdrobnień.
Człowiek uczy się całe życie. I sam siebie zaskakuje!
Choć oczywiście używam -chatka, chałupka, a nie chata, chałupa, bo to jednak co innego moim zdaniem znaczy.
Jeśli zwracam uwagę na jakąś formę, to nie po to, by się przyczepić:)
Zjawiska językowe mnie fascynują. Wiem, że czasem zachowuję się jak dziecko, które dorwało się do cukierka w tęczowym papierku i nie może pohamować entuzjazmu, ale nic na to nie umiem poradzić:)
Może to dziwne zainteresowanie, takie smakowanie słów, powtarzanie ich głośno, szukanie melodii głosek, sylab… Sama nie wiem:)
Po prostu bawi mnie to i sprawia wielką frajdę:)
*Słowa po to są, by ich używać:)
A języki słowiańskie są cudownie bogate w różnorodność form, więc dają ogromne pole do popisu. Trzeba się z tego cieszyć i czerpać pełnymi garściami:)
Znowu mnie wylogowało i nadgryzło komentarz, ech…
Ależ Leno nie przyszłoby mi do głowy traktować to jako czepianie!
Każdy ma swojego „bzika”. Ja łażenie po wertepach i krzakach oraz w mniej znane miejsca, Ty zabawę słowami.
Cieszy mnie, że wpis wywołał taką ciekawą rozmowę; taką która bawiąc uczy albo uczy bawiąc.
Podobnie jest z wieloma femininatiwami, np. kierowniczek to zdrobnienie, a kierowniczka nie (bo kierownica to zupełnie co innego).
Dobry wieczór, Makówko:)
Też lubię włóczyć się po wertepach i krzakach:)
A jeszcze bardziej lubię wiedzieć, co (w sensie językowym) oznaczają miejsca, po których się włóczę:)
Pozdrawiam:)
Witaj, Tetryku:)
Poniekąd:)
Tylko ja mówię o rzeczownikach pospolitych, które w ogóle nie funkcjonują w języku w tej formie pozornie niezdrobniałej (być może dlatego, że się do naszych czasów nie zachowała):
„barasiek” 'a „baraś” – nie istnieje (analog. „karaś” 'a „karas-i/ek”)
„siucheńka” 'a „siucha” – nie istnieje (an. „licheńka” 'a „licha”)
„jaskółka” 'a „jaskóła/jaskoła” – nie istnieje (an. „spółka” 'a „spóła”)
Poza tym, gdy podstawowym wyrazem jest np.: „jaskółka”, to wyraz pochodny „jaskóła/jaskoła” byłby zgrubieniem (łac. augmentativum), czyż – nie?:)
Pozdrawiam:)
Teraz wracam do odpowiadania Q.
Jeśli chodzi o chałupki w Stroniu to wyglądały one na zamieszkałe, a te w Krakowie dawno opuszczone. Powody mogą być różne. Może np.spadkobiercy nie mogą się dogadać albo…wiadomo, że są jakieś plany zagospodarowania tego miejsca. To jednak Kraków, tuż obok są bloki.
A szpital jest bardzo nowoczesny i doskonale wyposażony, ale cóż w znacznej części aktualnie „covidowy”, więc lepiej się nie zbliżać jednak.
Okej, to zrozumiałe. Chociaż nie lubię sytuacji z planami zagospodarowania, ktore wymuszają takie wyburzenia. To znaczy, jeżeli uda się dogadać po dobroci, to jeszcze, ale właśnie – kiedy dochodzi do wymuszenia…
DOBRANOC WYSPO!

Znowu mnie wyprosiło:)
To chyba znak, że pora się pożegnać, więc dobrej nocki, Wyspo:)
Mnie w nocy też wylogowało.
I słusznie -w nocy trzeba spać, a nie łazikować po Wyspie!
Witajcie!
Dziś kolejki do chleba nie było, więc się nie przywitałem z placu.
To może dołączysz do mnie? Piję herbatę od Gieni…
Też – właśnie kończę
Nie wiem, o co chodzi z tym wylogowywaniem. Standardowo po zalogowaniu przeglądarka utrzymuje ten stan przez 24 godziny, chyba że się w międzyczasie wyczyści ciasteczka…
Ciasteczko to ja mogę zjeść, a nie czyścić!
Jestem, po zakupach, ledwie zdążyliśmy przed największym ciągiem kupujących! (I to jest w zasadzie jedyny argument, jaki mnie przekonuje do wstania tak wcześnie w sobotę).
Kochani, zmykam. Na spacer! Ojczyzna wzywa!
Mam nadzieję szybko do Was wrócić…
paaaaaaaaaaaaaaaa
Paa!
Dzień dobry




Wczoraj, gdy wróciliśmy z wycieczki, padłam jak kawka
Trzeba było jeszcze zgrać zdjęcia i oczywiście pogadać z córką… mamy ją na tak krótko (ale dobre i to)
U mnie dochodzi 6. za oknem ciemno, więc na razie nie ma mowy o wyjeździe. Ale już planujemy… tradycyjne Zion i potem zakupy w Kenosha
Nawet nie wiem jak wypadł „Black Friday”, bo nie mamy telewizora… to znaczy mamy, ale wysoko na regale i nikt go nie ogląda (zakryty 😉 )
Tutaj gdzieniegdzie Black Friday przedłużono do soboty (bo centra handlowe otwarte pierwszy dzień po poprzednim pandemicznym zamknięciu), a niektórzy mają nawet Black Week!
Tutaj zwykle po tym „Czarnym Piątku” kilkanaście osób ma połamane ręce i nogi… co roku też przynajmniej jedna osoba „zadeptana” jest na śmierć

Nie wiem co było w tym roku, bo nie oglądamy telewizorni. A do sklepu (rano) nikt nas nie wyciągnie. Niczego nie potrzebuję tak gwałtownie, żebym musiała leźć w ten tłum i bić się o każdy produkt. A to, że w niektórych sklepach pierwsza osoba dostanie za darmo telewizor… po co mi jeszcze jeden, skoro tego, który mamy nie ma komu oglądać?
No to wtedy sobie ustawiasz (albo wieszasz) jeden telewizor w salonie, drugi w sypialni, trzeci w kuchni, czwarty w łazience… Luksus, proszę ja ciebie, wypas, jesteśmy bogaci, stać nas!
Wolę na ścianach powieszać swoje obrazki – przynajmniej mam piękne widoki

A luksusu nie potrzebuję…
Córka nie jedzie z nami. Przed przyjazdem tutaj naczytała się, że Chicagoland przoduje w USA pod względem zarażeń „wirusem w koronie” i nie chce nigdzie wychodzić. Jak mi powiedziała, zrelaksuje się na maksa, siedząc w domu i nic nie robiąc. OK. Skoro tak woli…

Wiem, że ja nie wysiedziałabym tyle czasu w domu, chyba bym zgłupiała ze szczętem i dostała ciężkiej klaustrofobii
Córka uważa też, że my wstajemy w środku nocy, a ona chce się porządnie wyspać… kwestia podejścia do tematu… nie uważam, że 4 rano to środek nocy…
Ja dzisiaj wstałem przed ósmą i to było zdecydowanie za wcześnie.
Jak już powiedziałam, wszystko jest kwestią podejścia do tematu. Dla jednego 4 rano nie jest wcale za wcześnie, dla innego 8 rano to skoro świt…

Każdy ma swoje…
Znam takich, dla których to dopiero początek nocy…
Miralko 🙂 Wydaje mi się , że wstręt do telewizorów staje sie powszechny , bo w Hacjendzie na Mazurach złodzieje , mimo ochrony , weszli do środka i zniszczyli trzy telewizory . Nie możemy zrozumieć , nic nie zginęło tylko szlag trafił sprzęt video . Dziwna sprawa , bo z nikim tam kotów się nie drze , to w czym winne były telewizory ?
Ich grzech pierworodny: odbierały kurwizję…
Mogli wejść przez jedno z ośmiu parterowych okien , wyrwali jednak z zawiasami klepkowe drzwi wejściowe . I to jest też bardzo dziwne , kim byli złodzieje .
Wracam do domu.Dużo było tych ulicznie knujących!
Jestem w domu, już po obiedzie i herbacie z deserkiem.
Zanim opowiem „własnymi słowami” wkleję tekst Jacka Tarana (fotografa, dziennikarza):
CZEŚĆ I CHWAŁA SUFRAŻYSTKOM!
Z okazji 102 rocznicy wywalczenia przez kobiety praw wyborczych blisko dwa tysiące osób przeszło dziś w marszu z Rynku Podgórskiego pod Collegium Novum UJ. Marsz przebiegał spokojnie, wznoszono znane już z poprzednich demonstracji hasła i antyrządowe okrzyki. Pod Collegium Novum doszło do przepychanki z policją, która z niewiadomych przyczyn nie chciała pozwolić liderom marszu na zajęcie schodów, skąd mogliby przemawiać do zgromadzonych demonstrantów. Lana Dadu powiedziała – „To jest symbol, kiedyś nasze prababki walczyły o prawo do studiowania dziś my musimy walczyć o prawo do samostanowienia o sobie. Mamy prawo tutaj zostać, mamy prawo samodecydować, mamy prawo być w Europie i cieszyć się z tych przywilejów. Mamy prawo stanąć na schodach! – krzyczała do zgromadzonych.” Po zakończonej demonstracji policja przystąpiła do masowego spisywania jej uczestników.
Cóż, ja się niestety nie wybrałem… Ale cieszę się, że dziury nie było! 😉
Dziury? Nie rozumiem.
Z braku mojej obecności…
A teraz relacja „oczami Makówki”.
Spokojny marsz, dużo osób, kobiety, mężczyźni, głównie młodzi, ale i sporo osób z naszego Stowarzyszenia. Było tyle osób, że nie wszystkich udało mi się spotkać, ale i tak radość wielka ze spotkania „naszych zdradzieckich mordeczek” w realu.
Pies z błyskawicą, starsza pani o kulach, wiwatujący ludzie w oknach.
Sporo policji, która jeszcze nadal nie budzi we mnie strachu. W odróżnieniu od grupek tajniaków mijanych po drodze, których widok natychmiast w oczach pokazuje tych z pałkami teleskopowymi w Warszawie. Nie tylko u mnie -obok mnie szli jacyś młodzi ludzie, z którymi wymieniliśmy się uwagą:
„To oni? Lepiej nie wpatrywać się, idziemy dalej, nie prowokujemy”
Robiłam zdjęcia, więc wędrowałam wzdłuż marszu, w ten sposób trochę rozmawiałam ze znajomymi, a trochę z obcymi ludźmi.
W powietrzu czułam międzypokoleniową solidarność.
Sytuacja dość kuriozalna zdarzyła mi naprzeciwko „okna papieskiego”, gdyż chcąc zrobić zdjęcie cofnęłam się na skwerek i po chwili miałam problem z wróceniem, bo znalazłam się za plecami kordonu „obrońców kościoła”.
Dotarliśmy pod UJ. Tam zrobiło się gęsto i już „mało przyjemnie”.
Po odśpiewaniu hymnu („Jeszcze Polska nie zginęła” w tej sytuacji jakoś wyjątkowo mnie wzruszyło) postanowiłam iść do domu.
Po lewej rząd suk policyjnych. Na wprost grupka tajniaków.
Podeszłam więc do policjantów po prawej z niewinnym pytaniem „Czy spod Bagateli jeżdżą tramwaje?”(wiedziałam, że nie, ale…)
Uzyskałam grzeczną odpowiedź „Jeszcze ruch jest wstrzymany, ale demonstracja już się kończy, zaraz ruszą”.
„To ja mogę tu przejść?”.
Chodziło mi o to, że wolałam sama do nich podejść uprzedzając ich ruch, bo wcale nie chciałam być spisana. Po co mi to? Co jest (nawiasem mówiąc) namacalnym dowodem na to, jaka jestem ROZSĄDNA!
OMG, aż mi się przypominają przeróżne relacje z czasów okupacji. Tyle że wtedy jeszcze dobrze było po niemiecku umieć.
Z rodzinnych opowieści mojej mamy (zależnie od sytuacji) po niemiecku albo rosyjsku.
Mnie groziło (raczej) jedynie wylegitymowanie i spisanie, ale chciałam tego uniknąć.
Te grupki tajniaków nie wyglądały dobrze, a demonstrujący byli wkurzeni, że policja narusza eksterytorialność uczelni, więc mogło być różnie. Trochę wyglądało to na przygotowywanie do otoczenia demonstrujących, aby spisywać tych, co w środku.
Przez tych cholernych tajniaków musiałam iść trochę okrężną drogą do autobusu. Jakoś źle im z oczu patrzyło, wolałam ich ominąć, a przechodzić obok umundurowanych.
Mam wrażenie, że z wiekiem (zwłaszcza osoby, które mają doświadczenia z PRL) człowiek rozpoznaje tajniaków na odległość. Na wyczucie. Instynktownie.
Tych wmieszanych w tłum to nie wiem. Ale w grupce wyglądają łatwo rozpoznawalnie.
Choć przed wydarzeniami w Warszawie nie wiem, czy nie myślałabym, czy to nie są kibole.
W jednym miejscu stali na szeroko rozstawionych nogach w pewnych odległościach od siebie równolegle do naszego marszu tak jakby chcieli pokazać „jesteśmy!”.
No. Mowa ciała. Podejrzewam, że ci z nowych naborów nie mają jej opanowanej.
Walec PIS zniszczył wszystko. Zaczął od stadniny, a teraz rozp…również Policję.
A jeszcze nie tak dawno pokazywałam na Wyspie zdjęcie z policjantami i opowiadałam jak im dziękujemy za ochronę naszych demonstracji.
Ci dziś byli mili, ale nie ryzykowałam żadnych pogaduszek na wszelki wypadek.
Opóźnione niespodziewaną, ale miłą wizytą – dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór Leno!
Jeszcze chwila, a będziemy mówić dobranoc. Bożenka już śpi.
Bożence, jako Wyspowemu Świergotkowi – wolno więcej:)
A tam wyżej Ktoś chyba pisał, że wyspał się aż za bardzo;)
Chyba ja. Niestety.
Bo nie uda mi się wcześniej zasnąć i problemem może być zerwanie się o godzinie, która dla Miralki jest rankiem, a dla mnie środkiem nocy.
A teraz już naprawdę dobranoc!
DOBRANOC WYSPO!
Dzień dobry

Już mi się zaczynają dni mieszać i musiałam zapytać małżonka jaki dziś dzień – sobota, czy niedziela? Tak długi weekend rzadko się zdarza…
A tak w ogóle, to jadąc dziś (sobota) z Zion do Kenosha widzieliśmy idącego drogą (poboczem) kojota. Trochę szkoda, że obydwa aparaty na tylnym siedzeniu i nie było szansy zrobić mu zdjęcia

Chociaż i tak nie wiem… na tym odcinku jest ograniczenie prędkości do 72 km/godz (45m/h), a nie tak często zdarza mi się jechać tyle co na znaku… zwykle jadę trochę szybciej. Nie wiem czy przy takiej prędkości wyszłoby jakiekolwiek zdjęcie
Witam!
Śnieg!
Wyjeżdżamy z Krakowa.
Miłego wędrowania, Makóweczko
Dziękuję Wam Drogie Panie!
Jak już pisałam parę schodków niżej wycieczka była bardzo udana.
Oprócz zimowych krajobrazów były chatki, kapliczki, drewniany kościółek, dzwonnica itd.
Jednak nie będę (jak dawniej robiłam) pokazywać pstryczków w komentarzach, lecz zostawię na nowe spacerkowe pięterka.
Dzień dobry. Umówiłem się tak, że wczoraj, owszem, pojadę rano na zakupy, ale dzisiaj nie będzie żadnego budzenia. No i dospałem sobie do tej pory. Ale już nie śpię.
Dobry wieczór, Wyspo:)
Pani Zima nieśmiała jakaś:)
Nockami snuje się po alejkach i ogrodach, przysiada na ławeczkach, zagląda w ciemne okna…
A nad ranem zaszywa się w jakimś kątku i nawet noska nie wyściubia do zmroku…
Młoda jeszcze i może dlatego taka płochliwa:)
Pozdrawiam:)
Młodziutka, to i nawet kichanie ją płoszy! 😉
Kalendarzowa zima jeszcze się nie narodziła . Dajmy jej szansę . Bo z wcześniakami różnie bywa . Pamiętam ogłoszenia : Zima wszystkich zaskoczyła ! Byliśmy bezradni .
Witaj, Maksiu:)
Jakoś nigdy nie byłam wielką fanatyczką kalendarzowych rygorów.
Co więcej, podejrzewam, że pani Zima też ma je w swoim ślicznym, już wyściubionym nosku;)
Pozdrawiam:)
Bywało różnie . Rok 1972 Imieniny Barbary 4 grudnia obchodziliśmy ubrani do figury , przy stole pod gołym niebem . Oczywiści było trochę kalorii w płynie , ale impreza skończyła się po północy . A może , bo byliśmy młodzi ? Może …
Z tego by wynikało, że wszystkie pory roku są niesubordynowane:)
Bo przyroda wie, że przesadne subordynowanie jest nudne i ogranicza spontaniczną fantazyjność!
Wróciłam.
Cała i zdrowa, choć trochę poobijana, gdyż dwa razy zaliczyłam tzw.” glebowanie”.
Był taki kawałek gdy szliśmy wiejską drogą, gdzie na wyślizganym lodzie leżała warstwa puchu.
Było nas 14 osób i każdy w końcu kiedyś się wywalił. Na koniec był ranking -kto ile razy. Poślizgnięcie bez „glebowania” się nie liczyło.
Nikomu nic się nie stało.
Zakopianka też była śliska, ale wszystkie trzy samochody dojechały bez problemu.
Teraz, aby tylko dziecko dojechało spokojnie, które teraz spaceruje po Bukowinie, aby przeczekać korek „turystów wracających z delegacji”.
Cudna zima! Przepiękna!
No, to się cieszymy, że wróciłaś bezpiecznie! (Mimo poobijanych części).
Na szczęście oba upadki były na d…ę.
Od uderzenia głową chronił mnie plecak.No i jednak amortyzowałam kijkami.Bez kijków zupełnie sobie nie wyobrażam. Kiedyś tak się poślizgnęłam na mokrym od deszczu drzewie, że zanim upadłam złamałam kijek. Logiczne jest, że zamortyzował znaczną część uderzenia.
Dziś koleżanka poleciała jakoś dziwnie do przodu na twarz, pomagali jej wstać, bo miała problem, ale nic jej nie jest.
Co się poruszałam, nasapałam, naoglądałam puchu na drzewach i naśmiałam to moje; nie do przecenienia.
A jak teraz po kąpieli i zjedzeniu obiadu cudnie leży się w łóżeczku i kuka na Wyspę!
Aha, no i zapomniałbym. Dzisiaj wieczorem mam spotkanie na zoomie. To może dobranockę wrzucę już, a zobaczę potem, do której potrwa spotkanie i czy będzie sens wejść na Wyspę (np. bardzo późną nocą).
Jestem za. Tym razem nie będę Ci stwarzać trudności z prośbą o coś tematycznego.
Po dzisiejszym dniu mnie się wszystko dziś kojarzy z zimą i białym puchem.
Ach, jestem. Ale nie bardzo się nadaję do sensownej rozmowy. To były Andrzejki branżowe, połączone z konsumpcją. To ja może się zgłoszę tradycyjnie jutro rano. Dobranoc!
Czyli takie w realu? Ale Ci dobrze!
Śpij spokojnie, do jutra!
DOBRANOC WYSPO!
Będziemy się „andrzejkować”?
Dzień dobry, nowy dzień, nowe wyzwania od rana. I zadania.
Witajcie!
Nowy dzień, nowy tydzień, a za chwilę nowy miesiąc. Kto przygotuje pożegnanie z honorowym patronatem KIG-a?
Ja już pozostanę przy zabieraniu Was na moje spacerki poezję zostawiając lepszym znawcom tematu.
Zimowo witam!
(pod moimi blokiem leży jeszcze śnieg).
A, i jeszcze jedno – w ciągu miesiąca trzeba będzie demokratycznie wybrać kolejnego poetycznego patrona roku. Proszę o przemyślenie i zgłaszanie kandydatur.
Byli już: Leśmian, Tuwim, Pawlikowska-Jasnorzewska i teraz Gałczyński.
Właśnie się doczytałem, że Sejm wybrał m.in. Norwida, Baczyńskiego i Różewicza (a także Lema!)…
Myślałem, żeby może teraz znów dla odmiany jakaś autorka?
Zuzanna Ginczanka? To, co z jej wierszy jest publikowane, wydaje się nad wyraz poważne.
A może noblistka – Wisława Szymborska?
Obie w jakiś sposób związane z Krakowem, krakuska Makówka się cieszy!
Quacku, a masz pomysł na wpis zamykający rok KIG-a?
Trochę długie, ale tak sobie myślę, że „Przez zapaleniem choinki” byłoby najlepsze. Bo raz, że grudniowe i świąteczne, a dwa, że tam jeszcze jest o Bachu!
Dasz radę wystawić? Czy scedujesz to na mnie?
Jutro? Albo dzisiaj w nocy? Wystawię.
A działa ta publikacja o zadanej godzinie? Bo komuś kiedyś ponoć nie zadziałała?
Tu chyba nie próbowałem (komentarz autorski!), ale na innym wordpressowym blogu działa, sprawdziłem…
Przepraszam, że się wtrącę, czemu, zamiast zadawania godziny nie zrobić tego już teraz?
Skoro bywało, że comiesięczny wiersz się spóźnił to czemu nie może być trochę wcześniej?
A może ja coś źle zrozumiałam i niepotrzebnie wcinam się w rozmowę Mistrzów?
Aj, już dla porządku chciałem, żeby się pojawiło z datą 1 grudnia.
Oj tam, oj tam nie bądźmy drobiazgowi skoro nie czujesz się na siłach dotrwać do północy.
Już zaplanowałem, na dziesięć minut po północy!
Przy okazji, na obrazek wyróżniający wybrałem zdjęcie z szopką w gablocie, wgrane rok temu przez Mistrza Tetryka!
Fajrant i chyba przerwa.
Dziś Andrzejki!
Andrzejkowo wczoraj balował imć Q. A reszta towarzystwa?
Z braku dzisiejszych wrażeń może powspominamy poprzednie Andrzejki?
Zanim zjawi się KIG ze swoim wierszem…może bodaj się napijemy?
Albo przez wirtualny klucz będziemy lać wirtualny wosk i rzucać wirtualny cień na wirtualną ścianę?
Jestem po przerwie! Wczoraj nie laliśmy wosku, bo nie było jak.
To zapraszam do wirtualnego lania wosku na Wyspie.
Bożenka już przygotowała klucz:)
Bardzo zmęczone dobry wieczór, Wyspo:)
Nie na tyle jednak zmęczone, by nie uczcić andrzejkowego finiszu wierszydełkiem:
„Bógżeć zapłać, Jędrzeju, żeś mię dziś upoił,
Boś we mnie niepotrzebne troski upokoił,
Które mi serce gryzły, jako to być musi,
Gdy człowieka niewdzięczność opętana dusi.
Wiem dobrze, że niedługo ze mną tej rozkoszy,
Bo to wszytko po chwili trzeźwią myśl rozpłoszy,
Ale witaj mi ta noc wolna od frasunku!
Któż wiedział, by tak wiele należało w trunku?”
Fraszka J. Kochanowskiego pt.: „Do Andrzeja…
…Trzecieskiego” wprawdzie, ale co to szkodzi, skoro na dzisiejszy wieczór jak znalazł:)
Pozdrawiam:)
Dobry wieczór Leno!
Dziękuję za wierszykowy andrzejkowy finisz, a zarazem finisz pięterka, bo już lada moment jakiś KIG nas zaprosi piętro wyżej.
No i to ja rozumiem!
Aż szkoda, że poniedziałek.
Witaj, Quackie:)
Poniedziałek „trzeźwią rozproszony”:)
Jeszcze jak rozproszony – dzisiaj, a co dopiero jutro: znowuż jeden wyjazd, jedna dość długa wideokonferencja w ciągu dnia i normalna praca poza tym.
Współczuję.
Więc chociaż taka wirtualna pociecha:):
„Gdy się pije wino,
Wszystkie troski giną,
Dni troską nie trujmy
Życia nie marnujmy,
Ni smutek ni praca
W życiu nie popłaca,
Pijmy raczej zadość,
Dar Bachusa wino,
On w nas wznieca radość,
Przezeń troski giną!”
(Z Anakreonta – „…o winie”)
*Quackie, zapodziałam dwa wersy. Nie wiem, czy teraz brzmi jeszcze kunsztowniej, ale skrupulatnie uzupełniłam:)
Ależ kunsztowna wersyfikacja
🙂
Wydaje mi się, że to z „Poezyj hrabi Kicińskiego”, i chyba nawet w miarę wiernie przytoczyłam:)
Wirtualnie Quacku można się napić andrzejkowo nawet w poniedziałek!
Aaa, no skoro tak…
To ja, Makówko, literkowo dołączę:):
„Skoro się przytknie ręka do butelki,
Znika natychmiast smutek serca wszelki;
Wołajmyż tedy, dzwoniąc kieliszkami:
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami!”
(„Kurdesz” – podejrzewani trzej autorzy:))
A ty, Leno, kogo byś proponowała na poetyckiego patrona roku 2021 na Madagaskarze?
Witaj, Tetryku:)
Ja jestem śmiertelnie zakochana w panach Różewiczu i Białoszewskim, ale może jakąś dziewczynę dla równowagi.
Wyżej wspominano Wisławę Szymborską. Może być też Halina Poświatowska, Maria Konopnicka, Kazimiera Iłłakowiczówna, Anna Kamieńska, Joanna Kulmowa…
Ze współczesnych jeszcze Julia Hartwig, Małgorzata Hillar, ale one są nietypowe:)
Zależy, co temu patronowaniu przyświeca – poszukiwania czegoś nowego czy sentyment do już znanego:)
Znać fachowczynię!
A nawet osiem fachowczyń;)
Jedną, co wytypowała osiem następnych
🙂
Znaczy – taki damski dziewięćsił:)
No to andrzejkowo podzwońmy kieliszkami!
To i ja powiem Dobranoc!
Miłej nocki, Wyspo:)