Jak już wspominałem, w tym roku porzuciliśmy tradycję corocznego wyjazdu żeglarskiego na Mazury. Z rozmaitych powodów wybraliśmy tym razem inny sposób spędzenia czasu pod żaglami – rejs jachtem po fjordach Norwegii. Skład pozostał tradycyjny – z córką i zięciem, acz ze względu na okoliczności nie mogliśmy płynąć samodzielnie. Znaleźliśmy interesującą ofertę – jacht o wdzięcznej nazwie „Pielgrzym”, i od maila do maila uzgodniliśmy udział w rejsie na trasie Bergen – Stavanger. Przyznać muszę, że jacht spełnił obietnice zawarte w ofercie, a jego kapitan i właściciel zarazem okazał się bardzo sympatycznym facetem.
Zanim przystąpię do opisów, niech krótki film wprowadzi was w nastrój:
Przylecieliśmy do Bergen – lało jak z cebra, tam ponoć pada tylko 350 dni w roku… Udało się w umówionym terminie dotrzeć do portu i odnaleźć jacht. Reszta załogi – trójka adeptów i kapitan – była już na pokładzie. Poznaliśmy się, obsadziliśmy dwuosobowe kabiny i zostaliśmy podzieleni na trzy dwuosobowe wachty. Zdążyliśmy jeszcze pójść na zakupy, obgadać zasady życia na jachcie, rozpakować się w kabinach, zjeść pierwszą wspólną kolację, chwilę przespać – i następnego dnia wyruszyliśmy w morze.
Przez cztery dni przemykaliśmy się między wysepkami, zaglądając w przesmyki i fjordy. W porównaniu z Mazurami Norwegia sprawia wrażenie negatywu: zamiast jezior otoczonych lądem mamy mnóstwo wysp i wysepek otoczonych wodą… No i można spotkać na swej drodze zdecydowanie większe statki, a nawet platformy wiertnicze. Ponadto rozbryzgi serwują wodę słoną, choć deszcz jak zwykle, słodką. Ale, poważniej – duży, 16-metrowy jacht w pełni przygotowany do dalekomorskich rejsów, profesjonalnie wyposażony, z mesą (salonem?) w której mogliśmy wszyscy stać wyprostowani (tylko kapitan nieco pochylał głowę), nie pozwalał zapominać, że jednak pływamy po morzu. Brak dostępności mocniejszych alkoholi i ograniczenia w dostępności piwa przypominały z kolei, że jest to Morze Norweskie.
Ale dość marudzenia: zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z żeglarskiego etapu naszej wycieczki.
Na koniec wyjaśnienie: dlaczego tylko cztery dni, z zaplanowanych dziewięciu? Czwartego dnia odmówił pracy silnik jachtu. Awaria rozrusznika uniemożliwiła uruchamianie go, to z kolei uniemożliwiło bezpieczną żeglugę w wąskich fjordach, z uwagi na występujące tam silne prądy pływowe, ciasnotę szlaków i zmienne, acz z zasady wzdłuż doliny wiejące, wiatry. Wspomagając się pontonem z silnikiem zaburtowym (w portach nie wolno poruszać się na żaglach) zacumowaliśmy w małym porcie w Lundsvågen w pobliżu Stavanger. Oczekiwanie na dostarczony przez kuriera nowy rozrusznik miało trwać 2 dni – niestety jacht utknął tam do końca rejsu, a zdaje się, że jeszcze dłużej. Dlatego ciąg dalszy, który niewątpliwie może i musi nastąpić, będzie opiewał lądowe uroki Norwegii…
(Ikonę tego wpisu dedykuję Miśkowi – oto jak daleko sięga jego sława!)
Przedstawiam pierwszą część z ograniczonego zbioru fotek z wyjazdu na północ, w krainę deszczu, zatok i wysepek…
Czyżbym była pierwszą osobą (bo reszta już śpi?), która na Wyspie zachwyciła się widokami z żeglarskiej części wycieczki do Norwegii?
Nie umiem nazywać moich zachwytów, gdyż patrzę, mruczę „ach!” lub „och”i usiłuję sobie wyobrazić co się czuje gdy się tam jest i patrzy na to „własnymi oczami”.
Pięknie

Szkoda tylko, że się zepsuł. 
Mam nadzieję, że była udana… ostatecznie jakaś rekompensata za utracony rejs się należała… 
Moje ulubione klimaty, czyli dużo wody i wcale nieważne, że słonej
Jacht nie wydaje się duży. Tak patrząc na zdjęcia…
Ale skoro był wygodny…
Chętnie bym takim popływała! Musi być cudnie
Z niecierpliwością będę czekać na „naziemną część” wycieczki
To najpierw Gienia, a potem fiordy.

Ładne. Ale ja jestem szczur lądowy, więc poczekam na relację numer 2.
A teraz lecę ogarniać początek roku szkolnego!!!
Ogarnęłam.
Wszyscy przeżyli.
Pierwszy sukces w tym roku (szkolnym)!
Oby nie ostatni…
Dzień dobry.
O ile dobrze kojarzę, wiatr WZDŁUŻ fiordu oznacza, że żeby płynąć pod żaglami, trzeba zygzakować mniej więcej W POPRZEK tego fiordu? (a pod wiatr to już w ogóle).
Wycieczka przepiękna, aczkolwiek wydaje się nieco deszczowa. To ile przez te 4 dni przepłynęliście (km albo mil morskich)?
Dokładnie nie powiem. Dystans między Bergen i Stavanger to ok. 80 mil, wliczając w to jednak myszkowanie pomiędzy wyspami przepłynęliśmy więcej – choć nie tyle, ile chcieliśmy.
Wiatr wzdłuż doliny albo pcha od tyłu, i wtedy płynie się prosto i szybko (ale potem trzeba wracać), albo wieje w nos – i wtedy trzeba by halsować, co na wąskim szlaku dużym jachtem z niewyszkoloną załogą raczej nie wchodzi w grę. Zwłaszcza, że wiatr lubi też zawijać, zanikać, wzmagać się w najmniej korzystnych momentach, i wyczyniać różne inne psikusy…
Dziękuję.
No tak, z wiatrem te same reguły dotyczą dużego pełnomorskiego jachtu i np. deski z żaglem.
Nie mam natomiast pojęcia, czy wiatry we fiordach podlegają jakimś regułom, czyli np. jak zmienia się kierunek w zależności od pory dnia i czy da się tak wycyrklować, żeby (prawie) zawsze płynąć z wiatrem.
Zasada jest raczej odwrotna: prawie zawsze tzw w-morde-windem (wiatr w plecy to fordewind 😉 )
Witajcie!
Z fjordami, jak z górami jest jeden kłopot. Można zrobić setki zdjęć zachwycających miejsc, a potem stwierdzić, że w zasadzie na wszystkich jest to samo…
Czyli klasyczny problem z wyborem? To lepsze czy może to? Oba mi się podobają! Hm żadne nie oddaje W PEŁNI tego jak to było…)
Właśnie dlatego zacząłem od filmiku. Kilka minut nic się niby nie dzieje, ale w takim nic mógłbym tkwić godzinami…
Wyobrażam sobie, że ja pewnie też mimo, że moje żeglowanie ograniczyło się do Mazur dawno temu.Ale jest parę innych sytuacji kiedy „dzieje się nic” a jednak można by ” w takim nic tkwić godzinami”.
Popieram. Szum… te „skiby” odkładanej wody… niby nic się nie dzieje, ale aż chciałoby się tam być i chłonąć to wszystko…
Wychowałam się na Podlasiu, a to zaledwie krok do Mazur. Często odwiedzanych i kochanych 
Jezior, jeziorek i stawów jest tu multum i to najbardziej mi pasuje. Gdzie by się człowiek nie ruszył, zawsze na jakąś wodę trafi… 
Mam ogromny sentyment do wody. Może dlatego, że jestem góral, ale bagienny
Tutaj też, chociaż mogłabym przenieść się w inne rejony (jak córka do Colorado), ale bez wody nie umiem żyć. „Przedsionek” Krainy Tysiąca Jezior jest jak najbardziej odpowiednim miejscem do życia
Niestety, żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać niczego w pełni.

Nie wiem jakie, bo trudno je określić… są prawie niewidoczne… ale są 

Oglądając swoje, czy czyjeś wspomagamy się (nawet nieświadomie) swoimi wspomnieniami, porównaniami… każdy zauważy coś innego, bo każdy ma inne doświadczenia.
I na ten przykład, na zdjęciu, gdzie jest platforma wiertnicza, wypatrzyłam na wodzie dwa ptaki
Nie wiem, czy nawet Autor zdjęć je wypatrzył… ale ja mam fioła na ich punkcie, więc…
Ptaków widzieliśmy zdumiewająco mało, głównie mewy i gołębie. Starałem się je chwytać z myślą o tobie, ale bez przyzwoitych obiektywów wymagało to dużej uprzejmości z ich strony…
Bardzo mi miło, że pomyślałeś o mnie na tak interesującej wycieczce

Jak jest z ptakami i jak czasami trudno je złapać w kadr, wiem doskonale, bo czasami „ganiamy” za jakimś i mimo potężnego obiektywu przy aparacie męża, nie udaje się nam zrobić porządnego zdjęcia. Są szybsze od aparatu…
Co prawda spać już iść kazali, ale ja dopiero co się włączyłam, więc jednak poczytam i popatrzę.
Jak ładnie, tylko krótko.
Ja tam jednak na lądzie się czuję pewniej więc tym bardziej podziwiam;)
Hm, toć to żadne „kazali”? Nawet po zapaleniu lampki można rozmawiać, tylko trochę ciszej
Dzień dobry
Zanim dojechaliśmy do parku, zaczęło nie tylko lać (ściana wody), ale i błyskało na potęgę (o huku nie wspominam). 

Nie mogło wcześniej?
Poniedziałek był burzliwy. Wybraliśmy się na wycieczkę, a skończyło się w sklepie
Nie było po co jechać dalej. Nie zrobilibyśmy żadnego zdjęcia… Ba! Nawet nie dałoby się wysiąść z samochodu.
Gdy wracaliśmy ze sklepu, słoneczko wylazło całym niebem
Miłego wtorku wszystkim życzę
Jak błyskało, to trzeba było robić zdjęcia. W końcu po coś ten naturalny flesz jest!
Nie posiadam ani odpowiednich umiejętności ani aparatu fot , aby robić nocne zdjęcia .
Nie jest łatwo obcykać błyskawice, gdy deszcz pada, jakby kto wodę wiadrem lał
Przez okno się nie da, a wyjść z samochodu, to momentalnie aparat zamoknie. Specjalnego parasola na aparat nie posiadamy… 
Czytałem ostatnio wywiad z polskimi „łowcami burz”, w którym przyznawali, że pod kątem fotogeniczności błyskawic najlepsze są małe, zwarte komórki burzowe, które można fotografować z pewnej odległości, z miejsca, w którym (jeszcze) nie leje.
Ja wszakże żartowałem, że błyskawice są jak flesz, więc można skorzystać z darmowego doświetlenia
Dzień dory Państwu.
Właśnie po raz ósmy dzwonili z transportu Kuby. Czwarta osoba. Znaczy: tradyszyn. Bo ja bym się jednak bardzo zdziwiła, gdyby było inaczej.
Może Gienię przywołam skoro już nie śpię?

Dzień dobry. Dzień się zapowiada pracowicie nader. Kawa tym bardziej wskazana, więc pędzę do Gieni.
Cześć. Żyję. Ale mam taki niedoczas, że pożyczyłbym od kogoś dwa tygodnie życia (na nicnierobienie najlepiej). Sytuacja z dziś: dojeżdżam do pracy ok. 40-45 minut. Dzisiaj z powodu korków około godzina trzydzieści. K….. k…. Uff.
A myślałem, że te 2 tygodnie to na dojście do siebie po urlopie
Można by to tak zinterpretować..
Urlop się skończył w sobotę. W niedzielę był prawie całodniowy powrót znad naszego morza (z obiadem u rodziny we Włocławku) do domu. W poniedziałek już zaczęły się sprawy zawodowe, które potrwają do następnego wolnego…
Zdecydowanie za szybko
A mnie zabrakło zdjęcia ze środka, z tej mesy, gdzie można było stanąć prosto, tylko ten kapitan się musiał garbić 😀 – zadziałało na wyobraźnię.
Uśmiałam się za to z podpisów
Dzień dobry (jeszcze nie mokry!)
A zaglądałaś w link w szóstej linijce?
No widzisz! Nie!
Dla mnie nad morzem może być szaro , buro i ponuro . Wystarcza mi bezmiar krajobrazu i szum morskich fal . Przećwiczyłem wielodniowe szarugi , bez promieni słońca , ale nigdy nie mówiłem , że był to czas stracony . Opalić się można nie tylko na plaży , ale tylko z nad morza są najmilsze wspomnienia .
Nad Bałtykiem byłam wiele razy, ale mimo wszystko, najprzyjemniejsze wspomnienia są znad jezior, z Mazur. To chyba zależy od wieku, w jakim się wyjeżdżało i od towarzystwa w jakim się było
Jak to mówili niektórzy, od zawsze miałam robaki w zadku
i nigdy nie umiałam usiedzieć/uleżeć w jednym miejscu. Zawsze mnie gdzieś nosiło…


Na wyjazdach nie ma czegoś takiego jak „stracony czas”. Po każdym są wspomnienia i zawsze znajdziemy masę pozytywów. Nawet jak pogoda nie dopisze…
A leżeć na plaży nigdy nie umiałam. Po 10 minutach wydawało mi się, że leżę godziny
Przyznam się po cichu, że mam to do dziś
My z kolei, kiedy tylko możemy, uciekamy znad Bałtyku (no, Zatoki) nad jeziora, tyle że kaszubskie.
No bez przesady Quackie . Jak masz na głowie przez 24 godziny na dobę , bezmiar krajobrazu i szum morskich fal , to musisz czuć się trochę znudzonym z miejsca pobytu i uciekasz też z ciekawości , aby zobaczyć , co dzieje się za miedzą Taka już jest nasza natura . Być może , jestem już zmęczony warszawskim zgiełkiem i nie tylko , a cisza i spokój w nadmorskich obszarach , jest kojącym balsamem na moją psychikę
Właściwie ten bezmiar krajobrazu i szum morskich fal wyglądają i brzmią wcale kusząco, bo w Gdyni, mimo że to miasto frontem do morza, wygląda to trochę inaczej, bliżej tego zgiełku, o którym piszesz. A nad jeziorem właśnie cisza i spokój.
Jeszcze parę lat wstecz , powszechnym nocnym rabanem były głosne śpiewy powracających z nocnych spotkań panów . Dzisiaj nikt już nie śpiewa , natomiast drą się niemiłosiernie stare auta , które być może jeżdżą bez tłumików . W Polsce mamy zarejestrowanych ponad dwadzieścia milionów samochodów . Wypada zatem jedno auto na dwie osoby i te miliony parkują głównie w miastach . Ciekawe , że nikt do tej pory nie mówi , że właściciele wpłacają z tytułu ubezpieczenia miliardy złotych do firm ubezpieczeniowych . To jest dopiero interes !!!
I nowe auta też (z precyzyjnie zdjętym tłumikiem, bo jakże inaczej). I pseudokibice. I dzieci (głównie w dzień, ale nie tylko). I straż pożarna, przyjeżdżająca średnio raz na tydzień do nieodmiennie fałszywego alarmu w apartamentowcu naprzeciwko (nie wiem, jak to możliwe, ale przyjeżdżają, zwykle w 3 wielkie wozy, w tym jeden z wysięgnikiem i drabiną).
Dlatego wolę jezioro, przynajmniej raz na jakiś czas.
Że Cię nosiło , to wreszcie poniosło , aż za Wielką Wodę . Taki jest już nasz los , ciekawy świata . Nie potraktuj tego jako wymówkę , bo z mojego Plemienia są w Australii , Anglii , w Toronto ,w Berlinie i w Bernie w Szwajcarii. Mój tata młodość spędził we Francji i dopiero ożenek zatrzymał Go w Białowieży jako zasłużonego w bitwie nad Berezyną na Białorusi . A siostra ojca , też zasłużona w tej bitwie , w nagrodę otrzymała bezpłatne studia akademickie i dobrą posadę w Wilnie. Jest co wspominać przy szukaniu rodziny po całym świecie . Pozdrowionka
Dobry. Fajrant. Przerwa (ale może jeszcze przed wieczorem kuknę na chwilę).
Tym razem pozdrawiam nie z chatki w lesie , ale z domu z dużym ogrodem, w którym rośnie prawie wszystko co rośnie w polskim klimacie.Jest nawet malutki basen wokół którego rosną winogrona. Można pływać i sobie zrywać!
A, to jednak pływasz?
Jednak nie dziś. Morsem nie jestem.Zanim się zrobiło ciemno wyjadłam gospodarzom resztki malin z krzaków i teraz siedzę w kufajce przed komputerem albo komórką przy uchu. Każdy robi swoje. Ja jestem taki gość prawie jak domownik, czyli taki co sobie sam radzi.
To tak, jak kiedyś u mojej siostry… szwagier powiedział, że co ze mnie za gość, który wie lepiej niż on, gdzie czego w kuchni szukać
Bo on wielu rzeczy znaleźć nie umiał, a ja tylko otwierałam szafkę i wiedziałam gdzie co jest 



I jak tak porównam temperatury… U mnie już późny wieczór, a temperatura w granicach 30C i wilgotność ok. 70%, co daje saunę podwórkową… O tym co było w dzień, wolę nie pisać
Chociaż… z drugiej strony… przy takich temperaturach, to woda w basenie będzie jak podgrzana
A maliny prosto z krzaka…
Ha. Co za luksus, żeby nie rzec – rozpusta!
OK kochani. Pierwszy dzień odroczenia egzekucji mamy za sobą. Wszyscy padają na pysk i warczą, kiedy mówię, że się wdrożymy. Prawdę mówiąc mogą sobie warczeć, nie mamy wyjścia.
Ponieważ jestem na nogach od 16tu godzin to jednak pójdę sobie spać.
Zmykam na dziś. Dobranoc i do jutra.
Dzień dobry
Całe szczęście nie na cały dzień 


Ostatni dzień z córeczką w tym roku, a ja muszę do pracy
Jeszcze sobie pogadamy…
Miłego środowania się życzę
Ciao. Trochę odespałam, ale przede mną znowu dzień na pełnych obrotach

To może najpierw Gienia?
To ja jak zwykle poproszę czarną kawę.
Witajcie!

Stało się. Znów piszę ukradkiem
Znak, że na dobre po wakacjach 😀
Dzień dobry. Wakacje się skończyły, a słońce jak gdyby nigdy nic – grzeje.
Witam. Praca, praca, praca….Jak żyć???:-)
Raz pewien Chińczyk skarżył się na swój los:
– Ryż, praca, ryż, praca, ryż, praca, co to za życie…
– No tak! – współczuł mu drugi – Za dużo tego ryżu!!!
Fakt. Przydałyby się jakieś warzywa na przykład.
I może chociaż trochę mięska?
Oraz sfermentowanego soku z winogron…
Proste, a piękne! Pewnie że tak!
No to tak: norma na dziś wykonana, a nawet przekroczona, jeżeli brać pod uwagę pierwotne plany. Tylko że właśnie pierwotne plany poszły na drzewo, gdyż przyjąłem pewną zawodową propozycję, która – mam nadzieję – przysporzy mi pewnych wymiernych i niewymiernych korzyści. Tylko że najbliższy, hmm, miesiąc, będę zasuwał jak z motorkiem w… odwrotnej stronie ciała. I będzie to stresujące.
Ale czego się nie robi dla mołojeckiej sławy?
Mnie tam nikt nie składa propozycji
No bo co z ciebie za mołojec?
Och. No cóż, ty masz propozycję nieustającą i nie do odrzucenia
[nie znalazłam odpowiedniej zaazuli]
Się nie spodziewałem, że znajdziesz…
Obiecany nasz ulubiony już czeka na kolejnym pięterku…
Ooo!
gutnajt
Jezu… nie przeżyję KOLEJNEGO dnia przy desce do prasowania…
Schowaj deskę…
Transkrypcja rozmowy znajomej z (nastoletnim) synem na temat prasowania:
– Uprasuj sobie koszulę.
– Co? Dlaczego ja?
– Bo dżender.
– Oesu. Potrzebuję służby.
– Przykro mi.
– Borgiowie mieli lepiej.
– Borgiowie nie szli na rozpoczęcie roku szkolnego.
– Oesu! Dobra, gdzie ta deska? Yyyy, oesu, nie znoszę. Nie. Czekaj. Zaczynam się wczuwać. Mam to. W gruncie rzeczy to bardzo męskie zajęcie.
– ?
– Jestem konsekwentnym lodołamaczem. Ziuuuu! Tak, czuję to. Lodołamaczem. Guziki tez się prasuje?
Znaczy wszystko zależy od motywacji.
Już miałam piętro wyźej dopominać się o lampkę i dobranockę.