Wspominałam już nieraz, że małżonek jak posiedzi w domu, to dostaje szewskiej pasji. On po prostu musi coś robić, a bezczynne siedzenie działa ujemnie na jego system nerwowy.
W niedzielę było pochmurno, popadywał deszcz ze śniegiem i cały dzień spędziliśmy w domu. Mąż miejsca nie mógł sobie znaleźć i mówił, że gdyby to nie święta, to chyba wziąłby się za jaką robotę, czy co… Poniedziałek mieliśmy wolny i nawet zaczęło wyłazić słoneczko. Zadecydowałam, że muszę męża przewietrzyć, bo nie da się z nim w domu wytrzymać… Pojechaliśmy najpierw do sklepu po kilka drobiazgów. A potem tam, gdzie już dawno chciałam pojechać. Mąż co prawda zapytał dokąd jest wieziony, ale było mu to zupełnie obojętne. Grunt, że gdzieś jedziemy…
Najpierw myślałam pojechać do Batavii, czyli do miasteczka położonego najdalej na południe. To znaczy najdalej gdzie byliśmy… Po drodze doszłam do wniosku, że nie było tam niczego ciekawego. Zaczęłam więc od Geneva (czyli parę mil bliżej). Byliśmy tam zimą chyba ze dwa lata temu. Nie do końca pamiętałam jak dojechać, ale pamiętałam duży wiatrak przy drodze. Wystarczyło go minąć i zaraz za nim skręcić w drogę na parking. Gdy byliśmy tam poprzednio było bardzo zimno. W poniedziałek było cieplutko (12C i to na plusie!). Rozejrzeliśmy się trochę lepiej i małżonek zobaczył na tablicy ogłoszeń, że po drugiej stronie rzeki jest ogród japoński. Z wielką ochotą popędziliśmy do mostu, a potem na drugą stronę. W zasadzie jest to ogródek, a nie ogród, ale bardzo się nam tam podobało. To znaczy nie weszliśmy do niego, bo bramka była zamknięta na kłódkę (co osobiście sprawdziłam)… Płot dokoła niski, to obejrzeliśmy z zewnątrz. Na tablicach informacyjnych doczytaliśmy też, że były właściciel był milionerem. Miał 300 akrową działkę. Policzyłam, to 121 hektarów. W 1912 roku niejaki Tara Otsuka założył mu ten właśnie japoński ogród. Pod koniec lat 30 ubiegłego wieku miasto odkupiło od spadkobierców posiadłość. Dzięki temu można tam zwiedzić wszystko. To znaczy dom Fabyanów (czyli założycieli ogrodu i nie tylko ogrodu) jest otwarty do zwiedzania tylko w niektóre dni tygodnia. Jak doczytałam bilety wstępu dla dorosłych są po $5. My byliśmy w poniedziałek i było zamknięte. Mam nadzieję się jeszcze tam wybrać, bo opisy wyglądają interesująco… a o George i Nelle Fabyan napiszę jak obejrzę to ich muzeum…
No i jeszcze coś o ptaszkach! Jakże by inaczej!!! Przecież głównie się tam wybrałam, żeby zobaczyć czy będą jakieś inne niż gęsi (bernikle kanadyjskie) i kaczki krzyżówki. W sumie… niewiele więcej udało nam się obcykać na tyle, żeby były w miarę dobrze widoczne…
Z wycieczki jestem zadowolona. Mąż też i to jest najważniejsze!
Zapraszam na wycieczkę wzdłuż Fox River
bo chociaż opisałam głównie Geneva, to zajeżdżaliśmy też do St. Charles i Elgin…
Jakoś ubogo w tym roku z tymi kaczkowatymi. W ubiegłych latach widzieliśmy dużo więcej gatunków. Ani gągołów, ani nurogęsi, że o kapturnikach, czy karolinkach nie wspomnę. Może za krótko były mrozy? A może ta odwilż pozwoliła im na żerowanie gdzie indziej? Z dala od ludzi?
A tak w ogóle, to mam nowe zdjęcia do „obrobienia”
Rano zadzwonił do mnie Carl i prosił, żebym po pracy koniecznie do niego zajechała. I oczywiście nie zapomniała wziąć aparatu. Chciał, żebym zrobiła zdjęcia jemu i Elly. To pies Margaret, siostry Carla. Sunia zachorowała i dni jej są policzone. Ma raka wątroby…a Carl jest do niej bardzo przywiązany. Współczuję serdecznie
Pies jest „w rodzinie” od 11 lat. Był czas, żeby się przyzwyczaić i pokochać… 


Dobrze, że mam wyrozumiałego męża. Obiadu na czas nie zdążyłam już zrobić, ale mąż mi powiedział, że faktycznie, tamto było ważniejsze…
Weterynarz dał suczce tylko kilka dni życia i mogliśmy nie mieć szansy na sesję zdjęciową
Ja wiem, że to tylko pies… ale znam ją niemal od szczeniaka. I jest mi bardzo, bardzo przykro
Trochę za duże to zdjęcie, ale co trzeba – widać…
Nie mogę wytłumaczyć ani Margaret, ani Carlowi, że nie jestem fotografem. Profesjonalista na pewno zrobiłby ładniejsze zdjęcia. Ja się nie znam… Nie umiem ustawiać odpowiednich kompozycji, nie znam się na oświetleniu i całej masie innych prawideł sztuki fotograficznej. Obcykać ptaszki na drzewie, czy karmniku to tak. Widzę, „strzelam fotkę” i po sprawie. A takie pamiątkowe zdjęcia to zupełnie co innego. „Insza inszość”… ale jak się upierają i moje zdjęcia im pasują… trudno, niech mają co chcieli
Dodam jedynie, że pies jakoś dziwnie nie chciał współpracować. Gdy Margaret go przytulała, odsuwał się i wyrywał. Tak, jakby przestał ją lubić. To samo było z Carlem. Tak normalnie, to byli przyjaciółmi. Carl opiekuje się nią przez cały tydzień, a Margaret zabiera psa tylko na weekendy, czyli wtedy, gdy jest w domu. A dziś Elly nie chciała podejść zbyt blisko do Carla… czyżby pamiętała Bellie? To sunia, którą Margaret była zmuszona uśpić ponad rok temu. Nie chciała tego robić w lecznicy. Weterynarz (czy weterynarka?) przyjechał do domu Carla i na kanapie sunia dostała śmiertelny zastrzyk. Elly była cały czas obecna i widziała to wszystko. Może dlatego za nic nie chciała wejść na kanapę… może myślała, że i ona dostanie taki zastrzyk? Nie znam się na psychice psów…
Przepraszam, że tak się rozpisuję na temat Elly, zamiast zachwycać się swoją wycieczką
Ale wycieczka była w poniedziałek, a sunia była dziś i jest to bardzo przykre dla mnie 

Zawsze jest przykro, gdy dowiadujemy się o czyjejś bliskiej śmierci… nawet jeśli jest to „tylko” pies…
Witajcie!
Piękne zdjęcia i osobliwe miejsce – ta posiadłość Fabianów. Suni żal… kolejna ofiara morderczego roku…
Piękna wycieczka, wspaniałe zdjęcia.
Sunia widać że smutna:(
Dzień dobry i mam nadzieję nareszcie spokojniejszy.
Jak zwykle wycieczka świetna – a może i dlatego, że Autorka z Mężem potrafią swoimi fotografiami (tak, tak, wiem, nieprofesjonalnymi 😉 ) wydobyć to, co najciekawsze.
Doczytałem trochę o willi Fabyanów – okazuje się, że domek przeprojektował sam Frank Lloyd Wright, sławny architekt. A z kolei wiatrak państwo F. nabyli w 1914, w Elmhurst, i przenieśli na obecne miejsce. Legenda głosi, że na dole była piekarnia, zaopatrująca w chleb niedźwiedzie trzymane na wybiegu, natomiast w czasie pierwszej wojny światowej, kiedy podstawowe artykuły racjonowano – wiatrak i piekarnia służyły okolicznym mieszkańcom. Natomiast nie znalazłem żadnych informacji nt. tych wszystkich rzeźb i małej architektury. Może pseudoegipskie elementy wskazują na jakieś ezoteryczne zainteresowania? (natomiast w kwestii kaczki jestem bezradny 🙂 )
Kamień, który wygląda jak wygryziony, to zdaje się jakaś wulkaniczna skała, pumeks, czy coś. A znów kępa jasnej trawy przypomina do złudzenia fryzurę prezydenta-elekta…
Cieszę się, że nie czekaliście, aż zsiniejecie z zimna. A proszę, mimo to dało się zrobić ptakom fajne zdjęcia!
Myślałam, że oprycham monitor, gdy doczytałam do tej fryzury prezydenta-elekta

Nie chcę „kupować kota w worku”…
Poza tym, bielik mieszkający kawałek w górę rzeki, wcale nie musiał lecieć z prądem. Mógł polecieć w górę rzeki i wcale się w Elgin nie pojawić. No to ja wolę pojechać pod koniec stycznia do Starved Rock i tam będę miała tych bielików pod dostatkiem. Bez czekania i wyglądania…
Tym bardziej, że chodzić mogę godzinami, ale za długo nie postoję. Od razu buntuje się mój kręgosłup i zaczyna łupać ostro. To co się będę narażała

Mnie to do głowy nie przyszło
Z tabliczki przed domem Fabyanów wynika, że w środku są ich zbiory. Bo oni mieli swoje małe muzeum… eksponaty zbierane pieczołowicie. Może tam znajdę odpowiedź co te wszystkie rzeźby oznaczają i co przedstawiają? Masz rację. Muszę z wizytą zaczekać do wiosny. W informacji pisze co prawda, że można tam wejść niekoniecznie w sezonie i niekoniecznie w godzinach i dniach otwarcia, ale trzeba zgłosić swoją wizytę wcześniej i podejrzewam, odpowiednio zapłacić. To już zaczekamy do wiosny
A co do wyglądania ptaków zimą… Nie mam cierpliwości do kilkugodzinnego wyczekiwania aż się pojawi jakiś okaz. W poniedziałek niby było dość ciepło, ale wiatr potężniał z każdą chwilą. I nie był to wiosenny wiaterek. Stanie nad brzegiem rzeki jakoś nie wydawało się zbyt atrakcyjne. Na dokładkę zgłodnieliśmy i małżonek chciał do łazienki. Także tych przeciwności trochę było
Dzień dobry

Wystarczy się trochę rozejrzeć…
Cieszę się, że podoba się Wam nasza wycieczka
Świat jest piękny
Dzień dobry.
Ale do rozglądania się to trzeba mieć oko, albo nawet dwoje!
Oni mieli nawet cztery oka
No! I to połączone wspólną ideą, jak sądzę
Co też jest sztuką.
A mnie się wydaje, że głównie potrzebne są dobre chęci. Jak się chce, to się widzi

Jeżdżą na wycieczki do innych stanów, bardzo daleko, a tego co mają pod nosem, to już nie widzą…
Rozmawiałam wczoraj z Mary i oczywiście opowiadałam jej o tym japońskim ogrodzie. Nawet nie wiedziała, że jest, a przecież mieszka od niego dużo bliżej niż ja. Dosłownie rzut beretem.
Noooo!! Zaprawdę powiadam Wam!
Cześć
Słoneczne dzień dobry bardzo


Ażurowe kamienie wyglądem przypominają te, które były w przydomowym ogrodzie mojego rodzinnego domu. Tworzyły fajne tarasy z kaskadami kwiecia… Ech, że se tak… westchnę tęsknie.
Fotel kamienny czy też obecna na zdjęciu ławeczka, na pewno jest bardzo przyjemna gdy się nagrzeją od promieni słonecznych.Wieczorem oddadza ciepło temu, kto na nich przysiądzie
Zdjęcia kaczek, jak zwykle. Cudne!!
Smutna piesia 🙁 A, ucieka od ludzi bo cierpi. Psy tak mają. Niektórzy ludzie też.
Aha, jeszcze sobie przypomniałam, że pod kamieniami, które długo leżą w tym samym miejscu, mrówki potrafią sporej wielkości otwory wywiercić. Nie przesadzam, na wiosnę udokumentuję fotką, że nie ściemniam
Dokument w postaci fotki chętnie obejrzę, ale wiem, że nie ściemniasz, Skowronku
Mrówki bywają niesamowite. Jak się ich nie przypilnuje, to i w fundamentach domu potrafią wyżłobić korytarze. Wystarczy, że znajdą szczelinkę, to zaraz sobie ją poszerzą i się wprowadzą z całym gniazdem. 
Czas mi się zbierać do pracy
Za oknem szarzeje, czyli będzie można już karmić moje pierzaste, potem tylko moje śniadanko i w drogę 
Nie chce mi się jak nie wiem co 
Czy już kiedyś mówiłam, że nie chce mi się iść do pracy?
Ja dzisiaj też usiłuję popracować… no i na razie na usiłowaniach się kończy.
To coś nowego u Ciebie
Zwykle mobilizujesz się idealnie i pracujesz jakbyś miał wrednego szefa nad głową 
To przejdzie po Nowym Roku i z nowym zapasem sił i chęci wrócimy do swoich obowiązków 
Widać, że te święta, a właściwie okres między nimi tak paskudnie działa
A przynajmniej tak mi się wydaje…
Och. Myślę, że to raczej nerwy w ostatnich dniach, z powodu Ci znanego. Ale masz rację, że międzyświąteczny nastrój też nie sprzyja produktywności.
Jak to mówiła Jaśminka? „Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija”
I tego się trzymajmy 
Trudno jest sobie przetłumaczyć, że tak właściwie, to nie powinniśmy aż tak się denerwować, dopóki nic złego się nie stało
Będzie na to czas gdy się stanie 
Nerwy odpoczną, kolejny rok minie, z nowymi doświadczeniami wejdziemy w nowy etap życia…
Szkoda tylko, że nerwy nie zależą od rozumu
Racjonalne podejście naszych systemów nerwowych oszczędziłoby nam wiele trudnych chwil i nieprzespanych nocy…
Racjonalność ? Moim zdaniem sprężyną napędową jest nasza ciekawość świata . I nie tylko człowieka . Jechałem kiedyś autem z Mazur i wiozłem do Stolicy mazurskiego kota . Przez pewien czas drzemał sobie obok na siedzeniu , aż zainteresowała go brzęcząca na przedniej szybie osa . Wskoczył na półkę przed szybą i próbował dorwać osę łapą . Za którymś razem udało się , ale osa w obronie własnej dziabnęła kota żądłem i wtedy w kota jakby piorun strzelił . Z okropnym wrzaskiem poderwał się do góry ,spadł na podłogę , wdrapał się z powrotem na siedzenie i spał do końca podróży . Ciekawość kota osą została zaspokojona , a ja z takiego obrotu sprawy również
Wszyscy jesteśmy kotami?

Czy nigdy do Ciebie nikt nie powiedział : kotku ? Nie wierzę ….
To że się mówi do kogoś kotku, wcale nie oznacza, że się tym kotkiem jest
Czasami do swojego mężczyzny mówi się tygrysie… niby też kotek…

Nazywasz go „tym grysem”?? I co on na to?
Właśnie piosenkę z tego kabaretu miałam na myśli, pisząc o tygrysie
No właśnie. Jutro ostatni roboczy dzień tego roku… Co nam przyniesie nowy? Jeśli sami nie postaramy się o zmiany, będzie taki sam jak ten odchodzący

A tak w ogóle, to się wkurzyłam. Chyba przestanę zaglądać na FB. Dlaczego ludzie są aż tak głupi i pełni nienawiści?!!! Jakaś grupka Polaków w USA zorganizowała manifestację poparcia dla obecnego prezydenta i rządu w Polsce. Co prawda podpisali się w imieniu całej Polonii, ale mnie o zdanie nikt nie pytał. Od razu powiem, że nie zgodziłabym się na używanie moich danych w takiej sprawie. Dowiedziałam się, że Polska jest dla Polaków i tacy jak ja tymi Polakami już nie są. Powinnam jak najdalej trzymać się od nie swojego kraju. Nie mam prawa wypowiadać się, bo uciekłam…
I jeszcze na głowy Polonii wylali całą masę innych impertynencji. Ciekawa jestem, kto i kiedy zabrał mi obywatelstwo? I kiedy Polska przestała być moim krajem? Tam się urodziłam i spędziłam 40 lat, czyli większość mojego życia. Przyszło mi żyć w obcym kraju, ale moje serce zawsze jest tam… w Polsce.
Nie wiem jak można wrzucać wszystkich do jednego worka. Przecież i w Polsce są różne obozy, różne frakcje… Czy na prawdę jestem aż tak paskudna? Bo nie mieszkam w Polsce? Czy to znaczy, że każdy mieszkaniec kraju nad Wisłą jest lepszy ode mnie. Tylko z racji miejsca zamieszkania? A co z poseł Pawłowicz? Że o innych nie wspomnę. Czy ona ma więcej racji, bo mieszka w kraju? 
Gdy w Nowym Jorku grupka Polonii otoczyła Dudę i trochę mu naubliżali, to też na ich głowy posypały się inwektywy, bo nie powinni. Bo jest to prezydent wybrany przez Polaków w wolnych wyborach. Polonia nie powinna się w to wtrącać.
Co wkurza mnie najbardziej, to to, że do Polonii z Niemiec, Anglii, czy innego europejskiego kraju nikt się nie czepia. Tylko ta amerykańska Polonia jest solą w oku. Dlaczego?!!! Czy należę do jakiejś podlejszej kasty? Bo mieszkam nie tam gdzie powinnam? Nie pchałam się do tej Ameryki na siłę. Tak wypadło i za bardzo wyboru nie miałam…
Jest mi bardzo przykro
Niestety, właśnie ze Stanów odezwała się wyjątkowa „elita intelektualna Polonii”, pod szyldem „Polonia Institute” czy jakoś tak, z wezwaniem do delegalizacji „terrorystycznej organizacji KOD”. Nie słyszałem o podobnych wykwitach intelektu z innych krajów… Oczywiście przychylanie się do ich twierdzenia, że reprezentują jako ta ścisła elita, całą Polonię amerykańską jest równie niemądre, jak akceptowanie ich głównej tezy; przy obecnej tendencji do ostrych podziałów nie dziwi mnie wielość niemądrych akurat w ten sposób.
Niestety, nie ma innego sposobu jak cierpliwe i spokojne wyjaśnianie, że nie jest się wielbłądem. Milczenie również tylko uprawdopodobni ich tezę. Proponuję zamieszczenie na swoim profilu ogłoszenia, że Polonia Institute nie reprezentuje twoich poglądów, a z ich ocenę się nie zgadzasz, i odsyłanie obszczymurków do tego ogłoszenia.
Dziękuję Ukratku

Rada wydaje się bardzo dobra. Muszę jakoś to ogłoszenie zredagować, żeby wyglądało porządnie.
O tej „Polonii Institute” czytałam, ale potraktowałam to wzruszeniem ramion. Nie doczytałam do końca, bo pomyślałam, że na idiotów szkoda czasu. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ktoś może przyjąć te wypociny jako opinię całej Polonii. Tym bardziej, że był ten incydent z Dudą, a także marsze poparcia dla KOD-u w Chicago i innych dużych miastach w USA. Przecież tak jak w Polsce są różne opinie, tak i tutaj. Każdy ma jakąś rodzinę i przyjaciół i głównie to ma wpływ na kształt poglądów…
Witajcie!
Wchodzę w końcówkę roku nadal jako niepoprawny optymista. Jak myślicie, utrzyma mi się do stycznia?
Dzień dobry. Końcówka roku zaczyna się od biegania, a właściwie jeżdżenia. Ale to jeszcze za chwilkę.
Dzień dobry

Za oknami ciemno, ale jest jeszcze wcześnie… zobaczymy co nam ten przedostatni dzień starego roku przyniesie
Nie przejmuj się tym Polonii Instytutem , bowiem od wydarzenia w Gdańsku ,kiedy to ” zbawca ” powiedział : My stoimy tu , a Oni tam gdzie stało ZOMO ,nie ma mowy o Polakach jako narodzie , tylko są My i Oni . My patrioci , wszelkie dobro i Oni, drugi sort ,komuniści i złodzieje i tak codziennie od rana do wieczora .Moim zdaniem powoli , ale tragedia smoleńska Onych prowadzi do nieuchronnej katastrofy , trzeba tylko cierpliwie , spokojnie czekać . Prawda , na którą Kaczyński czeka już sześć lat , będzie dla niego ostatnią prawdą w jego ” być albo nie być ”
Trudno przejść spokojnie, gdy ktoś podważa Twoją przynależność do społeczności. Ja wiem, że społeczeństwo polskie jest podzielone i nawet rozumiem dlaczego. Skłóconymi łatwiej sterować…
Prawda jest rzeczą względną i zawsze można coś tak nakręcić, żeby wyszło tak, jak sobie ten płacący za badania życzy. Nie wierzę, że te pisowskie komisje podadzą prawdę. Najwyżej zagmatwają wszystko jeszcze bardziej. PiS swoją „popularność” zbudował na tej katastrofie i nie sądzę, żeby chcieli z tego zrezygnować. Będą tak długo kręcić, jak długo się da. Teraz, zanim przeprowadzą te wszystkie ekshumacje, minie sporo czasu. Potem zaczną się gadki, że PO i Rosjanie zniszczyli dowody i są trudności w wyjaśnieniu prawdy. Już zaczyna się szeptać, że czarne skrzynki mają zmienione zapisy i ostatnie chwile samolotu wyglądały zupełnie inaczej. A skąd oni mogą to wiedzieć, skoro wszyscy uczestnicy katastrofy zginęli?!!! Ale wyznawcom „jedynie słusznej partii” taki kit można wcisnąć.
A Kaczyński na żadną prawdę nie czeka, bo doskonale ją zna. Przecież rozmawiał z bratem na kilka minut przed katastrofą…
Dobry wieczór. Właśnie skończyłem pracę z piorunującą skutecznością sięgającą 50% normy (ale w tym okresie tak zakładałem).
Chwila przerwy i wracam na Wyspę.
Witajcie na finiszu!
Przecież nie wszyscy śpią!
Kto dzisiaj wystawi pięterko z życzeniami?
Dzień dobry! Pospałem tak, że obudził mnie dopiero domofon (sąsiadka z jakąś sprawą). Pogoda – jak to tej zimy – jesienna.
Pięterko Noworoczne będzie!!!



Bez łeb kulą chcieli walić
Inwalidka jedna
A nawet już jest! Prosiemy wyżej!