Dość intensywny grudzień zakończyłem relaksowo — wizytą w teatrze „Bagatela”, placówce o długiej tradycji rozśmieszania widzów (i wydrwiwania ich przywar). Nie zaskoczy więc zapewne nikogo, że i piątkowa sztuka była farsą: był to „Słownik Ptaszków Polskich” Jakuba Morawskiego, w reżyserii i z udziałem Krzysztofa Materny.

Nie będę ukrywał, że tym, co zdecydowało o tym wyborze, była muzyka do spektaklu, autorstwa naszego przyjaciela i Maestra naszego chórku, Jacka Ostaszewskiego. Jedyne, na co mogę się w tej sprawie skarżyć, to że — jak to w farsie, gatunku raczej dynamicznym i skupionym na słowie — było tej muzyki niezbyt wiele; z drugiej strony pełniła ona funkcję ilustracyjną, a więc celowo trzymała się w cieniu. Jedynie mocne akcenty przy zmianie fragmentów opowieści wyraźnie przypominały o jej istnieniu.
Teraz, aby nie narazić się na zarzut podstępnego spoilowania, powinienem napisać tylko, że było dużo śmiechu i że zachęcam do odwiedzenia teatru. Nie jest to tylko propozycja dla Krakusów — sztuka była wystawiana w Gdyni i w Warszawie, a biorąc pod uwagę talent Krzysztofa Materny do aktualizowania wątków, może jeszcze zaistnieć także na tamtejszych deskach. Zatem…
Uwaga! Spoiler! Jeśli wybierasz się na spektakl, nie czytaj dalej!
Spektakl składał się z kilku luźno lub wcale powiązanych scenek, z których każda przedstawiała w krzywym (choć wielkość krzywizny jest dyskusyjna!) rozmaite aspekty naszego życia społecznego. Na pierwszy ogień poszła moda na psychoterapię grupową, z nawiązaniami do popularnych sieciowych poradników i tzw. coach-ów, pod hasłem „wykrzycz, co cię boli, a potem już bądź szczęśliwy”. Następnym tematem był program telewizyjny, klasyczna improwizowana papka pełna bełkotu o niczym. Dla realizmu była ona komentowana przesuwającymi się paskami informacyjnymi (pasek w formie banera przenosiło przez proscenium trzech facetów). Materna wystąpił w roli działacza, założyciela SPPP — Stowarzyszenia Przyjaciół Ptaszków Polskich. Celem statutowym SPPP jest poprawa bytu ptaszków… polskich, głównie przez eliminację obcych, niepolskich ptaszków (Co zrobić z bocianami? Czy potraktować je jako polskich turystów, korzystających co roku z wczasów w Afryce, czy jako natrętnych imigrantów?). Wreszcie spotkanie towarzyskie — dwie przyjaciółki sprzed lat w towarzystwie swoich mężów usiłują prowadzić pełną współczesnych neologizmów rozmowę, nieprowadzącą do jakiegokolwiek porozumienia, zarazem jednak nieodparcie śmieszną.
Z tego opisu nie wynika w zasadzie nic śmiesznego, całość jest jednak wcale zręcznie utkana z nowomowy, stadnych odruchów, jawnej manipulacji oraz nieporadności bohaterów, i chcąc-nie chcąc, widz co chwilę śmieje się w głos lub przynajmniej uśmiecha. A nad wszystkim góruje Gogolowskie Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!
Mogę szczerze polecić spektakl. 2 godziny śmiechu, podbudowanego, w razie chęci, wcale bogatą refleksją. Choć ta ostatnia nie jest obowiązkowa!
Obiecałem napisać o wrażeniach… Chyba to już czas, zanim Makówka opowie o „1989”
Dzięki za okołoteatralne pięterko. Dziękuję, gdyż to ja dopominałam się o wrażenia.
Po przeczytaniu czuję się zachęcona. Może kiedyś…?
Jeśli chodzi o „1989” nie czuję się na siłach budować z tego nowego pięterka. Może napiszę parę słów w komentarzu tu?
Poczekam jednak, aby najpierw wywiązała się dyskusja o „Ptaszkach”.
Gdybym miała budować pięterko to myślę lepiej „Cypr część 2” póki jeszcze mam zdjęcia, bo diabli wiedzą w jakim stopniu uda się je skopiować przed oddaniem telefonu do serwisu.
Yyy, a one ci się nie kopiują do chmury w Google, te zdjęcia? (Tzn. jeżeli masz telefon z systemem Android?)
Mam je w Google w laptopie, ale jak jakieś skasuję w komórce to chyba znika, czyli jakbym musiała wyczyścić komórkę to wtedy znikną?
Chyba, nie wiem.
Stresuję się tym, bo chodzi o zdjęcia z Ischii, Cypru, Malty. No i inne -też.
Hmm? Jeżeli skasujesz w komórce, a potem NIE będziesz synchronizować zdjęć (w wersji ostatecznej – nie będziesz jej podłączać do internetu), to nic się nie powinno stać. Zresztą Mistrz Tetryk na pewno się orientuje, jak to jest.
Poza tym można je chyba ściągnąć z konta Google (jeżeli dobrze pamiętam, w jednym większym bloku) i zachować sobie lokalnie na dysku twardym komputera, a jak nie chcesz zajmować miejsca, to na pendrivie, i wtedy już może się wszystko kasować, synchronizować, usuwać, a Ty będziesz miała zapas u siebie. To względnie proste.
Względnie. Proste. Można.
Dla mnie ostatnio wszystko jest trudne. Życie jest za trudne.
Chcesz instrukcję krok po kroku?
Może być mailem.
Poproszę. Mailem.
Poszło na konto na Interii.
Widziałam, dziękuję, odpowiedziałam.
Tu się nie wtrącę, powiem tylko ładnie:
dobry wieczór, Maczku i Quac(z?)ku:)
Maczek i Kwaczek w jednej stali chmurze.
Maczek na dole, a Kwaczek na górze…;)
Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać:)
Leno!
Uffffff…
Bo już myślałam, żeście się (z)godnie poobrażali za zdrobnienia:)
Nie tak łatwo obrazić Wyspiarzy!
Ooo, układa nam się cykl teatralny, to ja mogę spróbować napisać o spektaklu „Pięknej Lucyndy”, na którym byłem pod koniec listopada(?) w Warszawie.
Nie wiedziałem, że pan Materna jeszcze się udziela zawodowo, ale to b. fajnie, że tak.
Pewnie.
To fajny pomysł.
A czy ewentualnie można by ten cykl rozszerzyć na „wokółkulturalny”? Bo ja częściej na koncertach bywam niż na spektaklach, i też bym od czasu do czasu mogła wrażeniami z jakiegoś wydarzenia się pochwalić.
Pomyślałam sobie, że w sumie można by w to jeszcze włączyć koncerty czy teatry telewizyjne, wciąż coś pokazują, na Kulturze choćby. Wtedy i rozmowa może byłaby bardziej konkretna, gdyby wszyscy od czasu do czasu przypadkiem obejrzeli to samo:)
Hmmm…
Na które z moich pytań udzieliłeś odpowiedzi, Quacku;)?
No, z tym wspólnym oglądaniem. Bo wieczorem w porze teatrów mam czas zwykle reglamentowany. Ale sporo spektakli można(?) odtworzyć po fakcie, mam nadzieję, w każdym razie kablówka oferuje taką możliwość przy niektórych programach. Tylko że u mnie niekoniecznie wspólnie = w tym samym czasie.
Jasne:)
Nie wszyscy też mają identyczne upodobania. Nie myślałam, broń, borze szumiący, o jakichś teatralnych „pracach domowych”:), raczej o sytuacji, w której wszystkim/większości udało się obejrzeć to samo:)
W sensie – koncert, sztukę, film.
Choć może nie od rzeczy byłoby o jakichś ciekawszych wydarzeniach tego typu wzajemnie się informować, pro forma, bez nacisku na „macie to obejrzeć, bo…”:)
No jasne
Można podesłać link na Wyspie. Tetryk tak czasami robi na pewne wydarzenia.
Tak, aby każdy mógł obejrzeć w pasującym dla siebie czasie.
Doskonały pomysł!
Dzięki, Maczku:)
Podesłać i później podjąć decyzję, czy chce się o tym rozmawiać i kto zainicjuje tak zwane zagajenie:)
Chyba nigdy się nie chwaliłam, ale jestem też fanką słuchowisk radiowych, większość z nich to perełki – w obsadzie i reżyserii, o jakich nie śniło się filozofom;)
Siedzę w tym od dawna, więc jeśli ktoś ciekaw, to mogę coś podlinkować od ręki:)
Dodam, że przeciętny czas nie przekracza godziny, przy czym oczy i ręce ma się wolne;)
Ja tak chętnie słucham podcastów. Do ulubionych należą „Radio naukowe” Karoliny Głowackiej i „Sztuka powszechnie nieznana” Magdaleny Łanuszki.
Też zdarza mi się słuchać, głownie literackich, filmowych i komiksowych, choć wolę jednak bezpośredni kontakt z utworem:)
Na pewno można. Chociażby pod kategoriami „Recenzje”/ „Relacje”, tak jak w tym wpisie.
Taka luźna konstrukcja spektaklu kojarzy się bardziej z kabaretem, oczywiście z tą różnicą, że 3 scenki (akty?) w ciągu 2 godzin to trudno nazwać kabaretem.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Na razie tylko się przywitam nowopięterkowo.
Rozgrzeję się odrobinę i z odnowionym zapasem sił pobiegam po schodkach u patronki, kończąc ów maraton w teatralnym fotelu u Ciebie:)
Mżąco-ekspresowo-marznące dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór! Mżące i marznące naraz to brzmi jak niebezpieczna kombinacja.
Okropnie się wracało ze spacerku. Do trzydziestu na godzinę…
A na dojeździe do garażu i tak zaliczyłam piruet iście baletowy, bo tam jest kostka polbrukowa i spad…
Nawet Psiuła przezornie milczała, słysząc serię zaklęć, która towarzyszyła nam przy wjeżdżaniu:)
Uff, to dobrze, że wróciłaś bezpiecznie mimo piruetu! Te dzisiejsze balety, no wiecie co…
Właśnie dlatego nie lubię, kiedy zimą nie ma śniegu.
Przydrożna biel zapala lampkę alarmową, a po ciemnym asfalcie jedzie się czasem luzacko, póki człowieka nie miotnie i nie zda sobie sprawy, co się pod kołami dzieje. Wyjeżdżam najczęściej z garażu, do którego przechodzę podziemnie, więc nie mam szans zorientować się, czy jest na zewnątrz ślisko.
W Krakowie tylko wieje, leje (z przerwami). Temperatura plus 5.
Dobry wieczór Leno.
U nas minus pięć:)
Przy wyjeździe nie mogłam otworzyć bramy z blokady, bo popadało na nią i zamroziło, a po przyjeździe z tego samego powodu naszarpałam się z zamknięciem…
Tu też wieje, ale ta marznąca mżawka tym razem bardziej daje się we znaki.
Jeszcze raz dobry wieczór, Maczku:)
Dużo bardziej zrelaksowane dobry wieczór, Tetryku Śpiący:)
Poczytałam i nic się nie zmieniło – wciąż żałuję, że mieszkam tak daleko i nie mogę sobie „Ptaszków…” obejrzeć osobiście.
Z Twojego opisu wnioskuje, że gdzieniegdzie można jeszcze trafić na dobrą rozrywkę i nie każdy śmiech musi krążyć wokół portfela i.. rozporka…
Miło czytać, że dobrze się bawiłeś:)
W Krakowie jednak faktycznie stale się coś dzieje.
U nas też nie jest najgorzej, ale na pewno nie aż na taką skalę jak u Was.
Tego dzieje się tyle, że trudno nieraz „wyłapać” atrakcyjne sprawy, a często jest dylemat co wybrać.
Gdy akurat jest nastrój i czas to wtedy nie zawsze coś jest, a potem kilka imprez w tym samym czasie.
Lubię chodzić na różne spotkania z ciekawymi ludźmi, bo jednak „na żywo” to nie to samo co z ekranu tv.
Z doinformowaniem nie mam akurat problemów, bo zawsze ktoś prywatnie daje cynk, że będzie się działo coś interesującego:)
Witaj, Maczku:)
Witaj!
Ja też informacje otrzymuje od znajomych. Teraz dobrym źródłem informacji jest również fb.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Maczku:)
Spokojnej!
Umykam, dobranoc!
Miłych snów, Quacku:)
I ja zmykam:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry. Rozumiem, że większość Wyspiarzy ma dzisiaj (względnie) wolne? Bo ja akurat nie.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zawołać panią ze świątecznej zmiany. Poprosimy!
Dzień dobry!
Świąteczna zmiana, ale oprócz kawy/herbaty śniadanko też można poprosić?
Śniadannie była kaszka manna na mleku z sokiem jeżynowym:)
Na kolację pewnie będzie to samo…
Mleko fuj. Kaszka manna -fuj.
Sok jeżynowy -mniam, mniam
Śniadanko z fujem?
Śniadanko bez fuja. Został tylko sok jeżynowy
Och! Pamiętam, jak przez spontanicznego fuja Tata wyprosił mnie od stołu ze słowami:

„To, że czegoś nie lubisz, nie oznacza, że musisz psuć apetyt innym!”
Znam dziewczynki, których tej prostej zasady nie miał kto nauczyć…
Witajcie!
Żałuję, że wczoraj tak padłem, bo trochę się tu działo! Oczywiście, wszelkie dzielenie się wrażeniami z dowolnych obszarów kultury jest tu mile widziane.
No to tak, po kolei:
1. Praca na dzisiaj skończona, więc zasadniczo przerwa.
2. Od, hm, południa? pada śnieg, więc wszędzie biało.
3. Być może jutro będę miał zajęte przez jakieś poranne/ przedpołudniowe zakupy.
A teraz już przerywam.
Ha, u nas ciągle czarno i +5oC. Może i dojdzie śnieg do nas…
Rano też planuję zakupy.
To mamy szesnaście stopni różnicy:)
Witaj, Tetryku:)
Ależ chłodne przywitanie!
Taki mamy klimat…
Latem sugerowałoby cieplutkie;)
Tak. Smarkactwo też donosi, że na tym obszarze sypie:)
Witaj, Quacku:)
Bezśnieżne (chlip!) ale mroźne dobry wieczór, Wyspo:)
Nie płacz, Leno — jeszcze spadną przyszłe śniegi!
I przyjdą spadłe;)
Ach, gdzież jest niegdysiejszy Snowden?!
Teraz mieszka w Rosji i nazywa się Jedward Dziedmorozowicz Sniegurow;)
A już myślałem, że ucieczka z Pianosy to dobra wiadomość!
Dybra, namonologowałam się, to idę coś jeszcze porobić przedspacerkowo:)
Naspacerkowo zmarznięte jeszcze lepsze wieczór:)
Krajobraz w tonacjach rudo-brązowych, a powietrze w odsłonie lutowej, a nawet lutej:)
Do lutego to jeszcze chwilka, ale buty trzeba mieć już
Dobry wieczór absolutnie.
U nas powietrze już srogo mrozi:)
A buty od wczoraj to drażliwy temat.
Ulubione buty, którym się odkleiła podeszwa, buuu!
Pochwaliłam się (z odpowiednim obrazkiem: „Kwa!”) Smarkactwu,
które, gdy te buty nabyłam, ochrzciło je mianem „szkaradków”. W nosie to miałam, bo wygodne, i z nieśliską podeszwą, i do wielu wierzchnich okryć pasujące.
Jak się pewnie łatwo domyślić, ja wczoraj bolałam nad stratą, a Smarkactwo promieniowało szczęściem:) Dziś podzieliłam się chęcią nabycia kleju i próby wskrzeszenia tych butów. Teraz Smarkactwo ma nietęgą minę, a we mnie pełga mikrutka nadzieją, że może nie wszystko jeszcze w tej kwestii (tj.: butów) stracone;)
Też czasem kleimy, ale z miernym skutkiem. Mimo posiadania takich zacisków, niby do tego celu
lepiej do szewca oddać, chociaż niestety coraz mniej takich miejsc we względnym pobliżu.
Do szewca dopiero w poniedziałek, a po klej można już jutro:)
Z tym że to jest zawsze ryzyko, jak się samemu klei, że jak się nie uda, to szewc potem będzie cmokał sceptycznie „Pani, kto to pani tak schrzanił!”
Gorzej, jak powie: – Pani, z tym to ja już nic nie zrobię, po takim partaczu!
Ho, tak źle to chyba nie będzie?
Po pewnym występie u kaletnika nic mi już nie straszne:)

Opisałam to u siebie, ale nie wiem, czy powinnam linkować…
Zdarzyło mi się raz, że w górach na trasie moje ulubione buty rozstały się z podeszwami i pół trasy szedłem na podeszwach wiązanych sznurówkami! Na szczęście to było w lecie…
Łohoho. Tak nigdy nie miałem. Aczkolwiek w podstawówce zeszliśmy z grupą przyjaciół ze szlaku na Trzy Korony i brnęliśmy w górę korytem potoczku (dopóki się dało). Po tej imprezie buty stały się dwiema bryłami błota i ostatecznie chyba nie dało się ich już odratować (czytaj: odczyścić).
Moje sandały tak się zachowały na Malcie.
Przyszłam z nimi do szewca w listopadzie, że mi PILNIE potrzebne.
Zrobił i znowu podeszła odkleiła się.
Hmm, to teraz z reklamacją?
Jeszcze nie zdążyłam po powrocie z Cypru, bo tam się odkleiła.
Jakoś stale coś się działo, potem byłam chora, potem były Święta…
Ciekawa zdania Wyspiarzy o Łempickiej zostawiam Wam ten „temat” i sama umykam do pakowania plecaka, choć deszcz za oknem nie zachęca.
Jestem w strachu o moją kondycję po chorobie, bo po wyzdrowieniu będzie to pierwsza wycieczka w góry. Na rozruch byłam na spacerkach po dolinkach, ale to zupełnie co innego.
Dobranoc Państwu!
Spokojnej!
Dobrej nocki, Maczku:)
Dobrej Leno!
Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
Też mówię już grzecznie: dobranoc, Wyspo:)
Bryyyy…
Nie pada…
Miłego dnia Wyspiarze!
Bryyy
A ja zaraz wybywam, będę popotem.
Ale pani kelnereczka zostaje!
Do termosu herbatę poproszę.
I kanapki.
Witajcie!
Makówka już w drodze, Lena odsypia nocną aktywność, a ja już po zakupach i po śniadanku
A bo nie:) Kiedy pisałeś komentarz, Lena już od dziesięciu minut nie spała:)
Witaj, Tetryku:)
No TAK się pomylić???
Errare humanum est, sed in errare perseverare diabolicum;)
Niby skąd mogłeś wiedzieć, że jedenastka jest moją ulubioną liczbą:)
Wróciliśmy, odbywszy rundkę po IKEI, OBI i outlecie (głównie ciuchy, ale i jedna patelnia).
Tradycyjna cisza… a ja właśnie wychodzę nieco poknuć.
Gdyż nic się nie dzieje. Choinka rozebrana.
Wreszcie znowu śnieżyste dobry wieczór, Wyspo:)
Jednak zaokienna biel zdecydowanie jest weselsza od szaroburości:)
Tutaj w ciągu dnia z ziemi większość spełzła. Na dachach jeszcze cokolwiek. Plus oczywiście to, co zwałowano przy odśnieżaniu – na parkingach przy centrach handlowych chwilami było zabawnie z pryzmami śniegu tu i ówdzie.
U nas wciąż sypie. Umiarkowanie, ale – jednak:)
Witaj, Quacku:)
Aż spojrzałem za okno, ale nic.
Wróciłam do domu.
Zmęczona, ale zadowolona.
Najważniejsze! Że zadowolona!
Zadowolona, bo poruszałam się na powietrzu, pooglądałam widoki.
Było miło i sympatycznie.
Uff, wróciłem! Czas na kolację!
Smacznego!
Pospacerkowe, innobute dobry wieczór, Wyspo:)
Donoszę, że klej kupiłam i nie zawahałam się go użyć, a minęło od tego faktu (nieważkiego użycia) około dziewięciu godzin.
Nieważkiego? Może niewahliwego?
Dobry wieczór, Leno!
To też;)
Padam na nos.
Poskakałam po pięterkach, ale jakoś nie umiem się włączyć. Jednak Wasze wypowiedzi o Łempickiej przeczytałam z zainteresowaniem.
Przeczytałam teraz objawy zespołu pocovidowego i coraz bardziej pasuje, że to, co przed Świętami byłam chora to jednak był covid.
U syna wygląda, że też. To plus sytuacje stresowe wiele tłumaczą moje osłabienie.
Dlatego umknę chyba wkrótce.
Dobranoc!
Sen uzdrawia. Spokojnej!
Niestety jednym z objawów są problemy ze snem, co również pasuje.
Spokojnej, odcovidowującej!
Wyłączyłam sobie laptopa przy przenoszeniu i zanim włączył się ponownie, wszyscy poszli spać, więc cóż mi innego pozostało, jak podążyć ich śladem;)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witam!
Witajcie!
Czyżby Makówka szła w kolejną wędrówkę?
Jak się witam o takiej godzinie to albo wędrówka albo…problemy ze spaniem.
Dziś akurat dobrze mi się spało jak ten okrutnik budzik zadzwonił.
Dzień dobry! Chociaż raz w tygodniu tak sobie pospać bez ograniczeń zewnętrznych (budzik, druga połowa), to czysta przyjemność!
No to poprosimy tę panią, jak nie na pierwsze śniadanie, to chociaż na drugie.
Budzik to rozumiem, ale jak ci się udało wyłączyć drugą połowę?
To jest trochę handel wymienny: skoro w sobotę wstałem wcześniej, żeby pojechać na zakupy w parę miejsc, to w niedzielę dostaję carte blanche na spanie.
No, może gdybym spał jeszcze dłużej, to koło popołudnia bym się doczekał kontroli, czy jeszcze żyję
Ledwo zmierzch zapadł, Lena już wzlatuje ku gwiazdom! I to w ramionach jakiegoś bałwana!
…psy się uśpiły
I ktoś tam klaszcze za sianem
A ktoś wzlatuje w górę ku gwiazdom
Wraz z ulubionym bałwanem!
Bo to jest prawda wszystkim znana:
Nie ma to jak pohulać wśród gwiazd
W objęciach jakiegoś bałwana;)
Takie rodzime Holiday on Ice, tylko bez Ice;)
I w sumie bardzo dobrze, biorąc pod uwagę ostatnie gołoledzi.
Nie fochaj, Tetryku:)
Wracam do domu.
Trochę spacerek, trochę imieniny zaległe dwóch Ew.
Wróciłem z małej rodzinnej uroczystości — oblewaliśmy doktorat mojej córy!
Gratuluję:)
Córce i córki:)
Gratulacje!
Gratulacje! A można wiedzieć, jaki temat rozprawy, choćby najogólniej?
„Tworzenie narracji komputerowej gry fabularnej z użyciem transformacji grafowych”
Dzięki piękne wszystkim!
Również przyłączam się do gratulacji!
Przymrożone pospacerkowo dobry wieczór, Wyspo:)
Biało nad nami, biało pod nami…;)
Dobry wieczór, jestem skręcony.
Jak loczek trwałej ondulacji;)?
50 minut kręcenia, loczki chyba szybciej powstają?
Podobno od trzydziestu do pięćdziesięciu minut:)
Kurczę, wychodzi, że tak jak loczek!
W dzieciństwie miałem włosy naturalnie kręcone, po pierwszych postrzyżynach mi przeszło.
Ja miałam naturalnie platynowy blond i pewnie nie uwierzysz, ale po pierwszym farbowaniu też mi przeszło;)
Taa, do dzisiaj nie rozumiem, po co dziewczyny farbują włosy. Zwłaszcza jak patrzę na małżonki zdjęcia, nie tylko z dzieciństwa, ale też i z nastoletniości. Po co taki naturalny blond (również w jej przypadku) poprawiać?
Dziewczyny to też nie rozumiem.
Ale starsze panie, gdy już siwieją to jednak tak.
To trochę skomplikowane…
Mój blond nie wyglądał na naturalny, raczej jak efekt tlenienia, tyle, że w odcieniu takiego błękito-srebrnego (dostał mi się ten kolor po jednej z ciotecznych Babć – Oldze), w starej szkole wszyscy byli przyzwyczajeni, a kiedy ją zmieniłam (wraz z miastem), od razu zaczęły się problemy z nauczycielami. Mama już nie żyła, Dziadek też, Brat się wyprowadził, a Tata wyjechał na kontrakt, więc nie miał kto zaświadczyć, że to mój naturalny kolor. Wtedy podjęłam decyzję o pofarbowaniu ich na jakiś „ludzki” kolor. Może powinnam była się stawiać, ale trochę mi trudno było jako jedenastolatce:) Szczerze mówiąc, najbardziej bałam się, że ktoś ze szkoły dowie się, że mieszkam sama, nie mam stałej opieki, zrobi się afera i oddadzą mnie do jakiegoś domu dziecka:) Kolor włosów wydał mi się małą ofiarą na rzecz świętego spokoju:)
Czyli, jak we wszystkim — powody są indywidualne
Spróbuj zaproponować jakiejś znajomej swój rowerek zamiast lokówki, zobaczymy, co z tego wyjdzie
No i obiecaj korzystny efekt uboczny, takie 2 w 1!
Oo, żona ostatnio jakąś fantastyczną ponoć lokówkę nabyła. A mogłem jej zakręcić rowerkiem!
Dobranoc!
Dwa dni wstawania na wycieczkę „w środku nocy” +dziś trochę imieninowo wypitych trunków swoje robi.
Dobrych snów (bez wysiadania)!
Spokojnej!
Dobrej nocki, Maczku:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
No i mamy nowy dzień, i nowy tydzień – dłuuugi…
Dzień dobry, za oknem pochmurno, przed oknem różnie
Poprosimy panią G., mam nadzieję, że trochę odpoczęła w weekend.
Witam!
Miłego dnia Wyspiarze.
Umykam wkrótce.
A przy okazji, chyba już tu nie będzie komentarzy n/t „Ptaszków…” ani femme fatale polskiego malarstwa? To może jakiś nowy temat?
Jak wrócę do domu mogę pobudować Cypr,ale nie wiem kiedy wrócę.
Teraz jestem w Stróży.
No i jeśli nie ma innych ciekawszych tematów
Wspominałaś coś o „1989”…
Napisałam,że nie podejmuję się zrobić z tego pięterka,że mogę jedynie w komentarzu tak jak zrobiłam z Łempicka.
Ok,to poczekamy na inny temat,ja umiem jedynie opisywać wycieczki,wyjazdy.
Jak nie chcesz Cypru mogę zamiennie ha,ha ostatnie wycieczki,ale rozumiem, że to jeszcze gorzej?
A kto ci powiedział, że nie chcę Cypru?
Lećmy na Cypr!
(Zawsze mam takie wrażenie, że powinno być „Cyper”. Jak „koper”)
Ciekawe, jak to wymawiała Afrodyta, gdy tylko zaczęła mówić?
Tetryku ostatnio jestem nadwrażliwa.
Chyba jak ten pijany co mu wszyscy mówią, że powinien się położyć spać powinnam …no właśnie co? uciec od samej siebie? od życia?
Mogę zrobić jakieś takie półpięterko przeczekajkę.OK?
Makówko, opublikowałaś już prawie 100 wpisów — wszystkie były życzliwie i z zainteresowaniem przez nas przyjęte. Czas więc już porzucić lęki i obawy i poczuć swoją wartość!
Zrób pięterko, jakie uznasz za stosowne, i nie deprecjonuj go sama „na wszelki wypadek”, nie ma to żadnego uzasadnienia!
Spacerujemy po Zarabiu.
Moje nogi…
I po pracy. I na przerwę.
Wróciłam do domu.
Moje nogi powiedziały, że chcą leżeć.
No to jestem, jakby co.
Naspacerkowo chlapliwe dobry wieczór, Wyspo:)
O, też znalazłaś swą drogę do domu?
„A gdziekolwiek się pójdzie, zawsze
drogą powrotną to będzie.”
(„Dom” – M. Świetlicki)
Dobry wieczór, Tetryku:)
No i zapomniałem, jak mówiła (albo śpiewała???) Fizia Pończoszanka vel Pippi Langstrumpf, kiedy nalało jej się wody do butów! (Zapewne zależy od tego, w jakim przekładzie to było).
Nie kojarzę tego, ale pamiętam (piąte przez dziesiąte) jej wywód o kałużach:):

„Kto powiedział, że dzieci koniecznie muszą być suche? Podobno nacieranie zimną wodą jest bardzo zdrowe i tylko u nas dorośli uważają, że dzieci nie powinny włazić w kałuże. W Ameryce kałuże są tak pełne dzieci, że nie ma w nich miejsca na wodę, i *dzieci siedzą w nich przez okrągły rok. Zimą oczywiście całkiem zamarzają i głowy sterczą im nad lodem. Nie mogą wrócić na obiad do domu i mamusie muszą im przynosić ciepłą zupę i mielone. Ale za to są zdrowe jak ryby!”
Witaj, Quacku:)
Za chwilę będziecie mieli kałuże, ale trzeba chwilkę poczekać, budują się.
Ooo, piękne to!
I jakie logiczne – o lodzie z braku wody;)
Kto nie śpi zapraszam piętro wyżej
To zaraz idę, mam tu jeszcze coś do zrobienia…