« Życie to jest teatr... Grudzień 1976 »

Z cyklu „Trzy kobiety, trzy ptaki”

Opowieść trzecia: Agata i sowa


Maturę Agata zdała celująco, ale to nie znaczy, że spoczęła na laurach. Uczyła się nadal, chciała bowiem zdać egzamin na swoje wymarzone studia. Czuła się humanistką, dlatego wybrała filologię polską. Wiosna przechodząca w pełne lato szalała za oknem, słońce rozgrzewało murki i skwerki, ptaki w gęstwinach kwiliły zachęcająco, ale Agata niczym święty Antoni odpędzała pokusy i prawie nie wychodząc z pokoju sumiennie wertowała kolejne książki i skrypty odbijane na powielaczu. Rozwiązywała testy i czytała opracowania lektur. Sięgała też po opracowania historyczne i filozoficzne, których co prawda w kanonie lektur nie było, ale, jak sugerował jej były nauczyciel, szersza wiedza przyda się do zrozumienia kontekstów omawianych dzieł literackich. Nie było to łatwe, koncepty filozoficzne jej się mieszały, epoki i trendy miały zbyt podobne nazwy a kolejne uczone opisy świata i bytu niebezpiecznie zlewały się w jeden natchniony bełkot. Tych myślicieli było po prostu za dużo, każdy z nich powiedział tyle ważnych rzeczy, które wzajemnie sobie przeczyły, że Agata nieraz poczuła się w tym zupełnie zagubiona. Materiał do zapamiętania istotnie był obszerny, ale skoro powiedziało się A, należy powiedzieć też B. Agata nie ustawała w wysiłkach poznawczych , bo coś podpowiadało jej, że właśnie z tymi tematami przyjdzie jej zmierzyć się podczas egzaminów. To “coś” można nazwać kobiecą intuicją, choć literalnie Agata kobietą jeszcze nie była. Tak jakoś się złożyło. 

W jej klasie, oprócz paru ewidentnych brzydul, wszystkie rówieśniczki miały już ten pierwszy raz za sobą. Pod koniec marca Agata skończyła 18 lat i żeby pokonać dystans między przypuszczeniem a doświadczeniem podjęła decyzję, żeby wreszcie pokonać Rubikon i dokonać inicjacji seksualnej. Okoliczności sprzyjały, pogoda była wymarzona, znajomy Romek od dawna namawiał ją na wspólną wycieczkę poza miasto. Kiedy do egzaminów na uniwersytecie zostały równo dwa tygodnie, pojechała z nim na biwak. Namiot rozbili na niewielkiej polanie, z dala od ludzkich oczu. Poza nimi leśny zakątek zamieszkiwały tylko ptaszki i motylki, między drzewami prześwitywał zamglony horyzont. W tak pięknej scenerii spędzili całe popołudnie, powtarzali jakieś żarty i plotki na temat koleżanek z klasy, wypili czerwone wino, a wieczorem, gdy dogasło ognisko, wzięli się za pozbawianie dziewictwa Agaty. Początkowo wszystko szło fantastycznie. Agata nie odczuwała żadnej tremy, bo miała zaufanie do Romka. On był „tym pierwszym” także dla Emilki i Kaśki, o czym obie, jako dobre koleżanki, wcześniej w absolutnej tajemnicy jej o tym powiedziały. Czynności trwały, dno namiotu wyłożone jedynie śpiworem okazało się śliskie i w trakcie namiętnych figli ciało Agaty przesunęło się tak, że jej głowa znalazła się na zewnątrz. Agata zdążyła dostrzec rozgwieżdżone niebo, kto wie, może przypomniała jej się wtedy formuła filozofa Kanta „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.” Pomijając całą nieprzystawalność drugiej części tego zdania do opisywanej sytuacji, musiało to trwać zaledwie sekundy, bo zaledwie taka myśl przeleciała jej przez głowę, gdy nad jej głową przeleciała wielka sowa i to tak nisko, że dziewczyna (właściwie już kobieta) zerwała się z wrzaskiem, zanurkowała w głąb namiotu i błyskawicznie otuliła się śpiworem. Wprawiła tym swego partnera w wielkie zdumienie i zażenowanie. Nawet trochę się chłopak zawstydził, że braku głowy swojej kochanki w namiocie nie zauważył. W efekcie tego zdarzenia Agata drugi raz seksu tego wieczoru nie spróbowała, prawdopodobnie z obawy, aby żaden skrzydlaty wyrzut sumienia nie wyłonił się znowu z ciemności. Rano pożegnała Romka chłodno i z tym większym zapałem wróciła do nauki. Mozolnie wczytywała się w kolejne opracowania, udając sama przed sobą, że dramatyczne zdarzenie na biwaku było nic nie znaczącym epizodem. Zapoznawała się akurat z dorobkiem Seneki, więc tym usilniej trzymała się stoickiej zasady, aby wszelkie wydarzenia przyjmować ze spokojem i nie pozwolić, aby cokolwiek zakłócało harmonię życia. Jednakowoż obraz wielkiego ptaka wyłaniającego się z ciemności z rozłożonymi skrzydłami regularnie pojawiał jej się przed oczami. Czy któryś z filozofów nie wspominał o sowie wylatującej o zmierzchu? Ale co ma sowa do filozofowania? I o jaką sowę chodziło? Bo przecież nie o tę, która straszy kobiety w momencie szczytowania, nawet jeśli tego szczytowania doznaje wyłącznie partner. Agata przetrząsnęła stos ze skryptami, sięgnęła do odpowiedniej zakładki i znalazła: 
“niemiecki filozof Georg Wilhelm Friedrich Hegel, pisząc iż sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu miał na myśli fakt, że mądrość (której symbolem jest sowa oraz bogini mądrości Minerwa) przychodzi do człowieka, kiedy ten zbliża się do naturalnego zmierzchu swojego życia. “
Czytając streszczenie miała niejasne przeczucie, że Heglowi mogło chodzić jeszcze o coś innego niż o banalną konstatację, że mądrzy są tylko ludzie starzy. Jeszcze dwukrotnie czytała obszerne objaśnienie tej metafory, nie będąc do końca pewną, czy pojęła ją właściwie. Gdy podczas egzaminów ustnych padło pytanie o sowę Minerwy i autora tej metafory, egzaminatorzy nie mogli nie zwrócić uwagi na szeroki uśmiech, który zagościł na twarzy Agaty. Nie każdemu przecież zdarza się, żeby sowa wylatująca o zmierzchu przerwała komuś stosunek seksualny. Takie rzeczy się długo pamięta. Tę część egzaminu Agata zaliczyła na piątkę.

320 komentarzy

  1. Laudate pisze:

    To na razie ostatnia opowieść z tej serii. Może pojawi się pomysł na następny cykl np. „Sześciu zbójców i sześć sikorek”. 🙂 Albo zupełnie coś odmiennego. Tak czy owak, losy ludzkie muszą być opowiadane, a tę powyższą historyjkę usłyszałem od znajomej. Autentyk!

  2. Tetryk56 pisze:

    Witaj, Laudate!
    W różne sposoby przygotowywałem się do egzaminów, ale ten nigdy nie przyszedł mi do głowy! Overjoy

    • Laudate pisze:

      Ech, niezmierzone są pokłady kreatywności ludzkiej. O niektórych koincydencjach i olśnieniach filozofom się nie śniło. Nawet Kantowi! Nawet Senece!

  3. Lena Sadowska pisze:

    Na nowym pięterku póki co tylko się przywitam:)
    Poczytam za chwilę, gdy się ogarnę pospacerkowo.

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  4. Lena Sadowska pisze:

    Niezbadane są wyroki bogini Filozofii, a jako miłująca mądrość hołubi też wszystkich jej orędowników – także tych (nie)opierzonych:)

    Dobry wieczór, Laudate:)

  5. Lena Sadowska pisze:

    Zaokienne latarnie poszły spać, więc ja też mówię już:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  6. makowka9 pisze:

    Jestem w domu,ale tylko prysznic i do łóżka

  7. makowka9 pisze:

    Dobranoc

  8. Makówka pisze:

    Witam!

    Na szybko, poczytam później.

  9. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Cisza taka… Makówka jeszcze nie odespała?

  10. Makówka pisze:

    Może najwyższy czas zawołać Kelnereczkę?

    Kelnereczka

    • Laudate pisze:

      U mnie ta pani już była, wypiłem dwie kawy, bo jak powiada stare przysłowie sów „Jedna czarna, druga z mlekiem i stajesz się szczęśliwym człowiekiem”. Pytanie tylko, skąd sowy tyle wiedzą o ludziach i ich niedzielnych nawykach?

      • Tetryk56 pisze:

        Widać, że sowy to mądre ptaki… Widać (za Heglem) już dość długo żyją.

      • Lena Sadowska pisze:

        Sama byłam dziś sobie sterem, okrętem, żeg… kelnerem, a nawet – kiperem. Herbacianym:)
        A to było tak…
        W zielonym pokoju na zielonym stole zaścieliłam białą serwetę, położyłam kilka jutowych krążków. Na jednym z nich ustawiłam talerzyk z imbirowymi ciasteczkami, na drugim glinianą cukiernicę z bursztynowym cukrem, na trzecim podstawkę do świec i kadzidełek, przygotowałam alapowo-ragową wiązankę.
        Potem wyjęłam ulubiony gliniany kubeczek oraz ulubiony gliniany czajniczek z glinianym zaparzaczem, zalałam je na godzinkę zimną wodą, w tym czasie przygotowałam mieszankę z dostępnych czarnych herbat i przypraw (jednej). Podelektowałam się aromatem kompozycji na sucho, zapaliłam ogieniek w wymoczonej, niewyparzonej podstawce, przesypałam mieszankę do wyparzonego, gorącego zaparzacza, wstawiłam do wyparzonego, glinianego czajniczka, ustawiłam czajniczek na podstawce, zalałam prawie-wrzątkiem z ceramicznego garnuszka, przykryłam wyparzoną, gorącą pokrywką i… czekałam:)
        I tak sobie spędziłam bardzo miłe przedpołudnie w mgiełce herbacianych woni i hinduskich nutek:)
        A sowy spały… 😉

        Dzień dobry, Laudate:)

        • Laudate pisze:

          Bardzo dzień dobry! Sowy, z tego co mi wiadomo, nie są miłośniczkami aromatycznych herbat, nawet wyborowe towarzystwo nie jest w stanie zmienić ich zwyczajów. Ale jakiś sowizdrzał mógł przez werandę wpaść nieoczekiwanie na małe co nieco z miodkiem! Czy miałaś przygotowany dodatkowy zestaw dla sowizdrzała? 🙂

          • Lena Sadowska pisze:

            Sowizdrzał wiosennie dał dyla i jeszcze nie wrócił 😉
            Nie, tym razem postanowiłam być egoistyczna i samolubna aż do odpoczęcia:)

  11. Tetryk56 pisze:

    Kochani, wybywam na popołudnie…

  12. Makówka pisze:

    Teraz dopiero przeczytałam opowiadanie. Laudate wybacz!
    Wyjątkowo mi się spodobało, dało do myślenia.
    Ba! Chyba nawet wywołało różne wspomnienia (pst!).
    „Nie ma tego złego…”
    Umykam do gotowania rosołu, rozpakowywania się, obdzwaniania znajomych i planowania przyszłego tygodnia.

    • Laudate pisze:

      Makówko, pozwól na uwagę osobistą: w przyszłym życiu powinnaś być kotem. Dlaczego? Koty umieją odpoczywać 🙂
      PS. Gratuluję wspomnień 🙂

      • Makówka pisze:

        Ależ ja dużo odpoczywam, ale lubię gdy się „coś dzieje”.
        Ten tydzień to był faktycznie bardzo intensywny „wypoczynek”.
        Bo i jeżdżenie na nartach i zwiedzanie. Opiszę to myślę kiedyś na Wyspie.

        Wspomnień powiadasz? Hm… Ssshh Jednak spotkania z sową nie miałam.

  13. Quackie pisze:

    Dzień dobry, goście wybyli, wracam 🙂

    Opowiadanie bardzo prawdopodobne, w sensie zaskoczenia głównej bohaterki – wszak sowy latają bezszelestnie (dla ludzi), więc niespodzianka musiała być doprawdy szokująca 🙂

    • Laudate pisze:

      Coś tak czułem, że połączenie akcentu ornitologicznego z filozoficznym (przy niewielkim doprawdy udziale sfery erotycznej) da zadowalające efekty 🙂 Pozdrawiam, Quackie

      • Quackie pisze:

        Hm, coś w tym jest (połączeniu) 🙂

        Nb. wczoraj wycieczka na Hel i pierwsza obserwacja (ze zdjęciami) samca uhli i stadka ogorzałek! 😀

  14. Lena Sadowska pisze:

    Wreszciewyspanoniedzielne dzień dobry, Wyspo:)

    Nie znaczy to, że spałam do tej pory, ale zrobiłam sobie nieludzką półniedzielę:)
    Dzielnie (by nie powiedzieć – bohatersko) ignorowałam wszelkie dźwiękowe nagabywania rzeczywistości – telefony, domofony, pukofony… Odtajałam domowo i znów jestem gotowa do niedzielności, poniedzielności, i całej tygodniowej reszty.

    Pleasure

    • Quackie pisze:

      Dobrze, że tak umiesz. Znam osoby, które nie potrafią, nadrywają się 7/7 i w końcu nie wytrzymują i eksplodują.

      • Lena Sadowska pisze:

        Odpoczywać?
        Umiem.
        Rzadko potrzebuję takiego całkowitego odizolowania, ale jeśli już, to jestem konsekwentna.
        Oczywiście – są sprawy ważne i ważniejsze, na szczęście na ekranie telefonu wyświetlają się dzwoniący, a na odwiedziny bez zapowiadania się zazwyczaj pozwalają sobie na tyle bliscy znajomi, że nie fochają, gdy mnie nie zastaną:)

        Dzień dobry, Quacku:)

        • Quackie pisze:

          Dzień dobry, rozumiem, że wjeżdżająca z dłuższą wizytą kuzynka zdarza się rzadko?

          • Lena Sadowska pisze:

            Jak napisałam – zazwyczaj:)

            Z kuzynką jest trochę inna sprawa, właśnie taka z (mimo wszystko) ważniejszych.
            Jej sytuacja wciąż jest bardzo niefajna. Trochę ją podbuntowałam, sprowokowałam do podjęcia pewnych kroków, więc czuję się w pewnym sensie odpowiedzialna za skutki. Wiem też, że jej zachowanie wynika z wspomnianej sytuacji, w której tkwiła lata całe, powrót do jakiej-takiej normalności nie jest ani łatwy, ani szybki. To proces. Tak się złożyło, że to ja ten proces zainicjowałam, i nie mogę teraz umyć rąk i pozostawić jej samej sobie, bo ona nie ma nikogo, kto by ją wspierał. Swoim zachowaniem zniechęciła do siebie niemal wszystkich, a tego, że nie wynikało ono z kuzynki złośliwości czy skrajnego egoizmu, nie był świadom niemal nikt, bo pokutuje, niestety, w naszym społeczeństwie coś takiego jak zachowywanie pozorów.
            Kuzynka jest nietaktowna, bywa irytująca aż do wk…, ale nie jest bezmyślna, słowo „przepraszam” wciąż jeszcze nie przechodzi jej przez gardło, ale po jakimś (coraz krótszym) czasie stara się „zadośćuczynić” w inny sposób. Widać postępy i to jest ważne:)

    • Tetryk56 pisze:

      Taki choć i półdzień relaksu bardzo się czasem przydaje!

  15. Quackie pisze:

    A ja na (niedzielną) przerwę.

  16. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wróciłem do domu po (skutecznym) zainicjowaniu kolejnej Grupy Lokalnej naszego Stowarzyszenia.

  17. Lena Sadowska pisze:

    niebo ciemne ciemne
    a gwiazd mało mało
    drzewa jakieś senne
    nawet wiatr wywiało
    😉

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Ho, dzisiaj minimalistycznie, a mimo to wymownie.

      Dobry wieczór.

      • Lena Sadowska pisze:

        Skoro są Animalsi, to my możemy być minimalsami 😉

        • Quackie pisze:

          To zupełnie jak z ministrami.

          Istnienie ministrów zakłada również istnienie maksistrów. I odwrotnie – mikrostrów.

          Thinking

          • Tetryk56 pisze:

            Jeszcze niedawno był wysyp nanostrów…
            To mi przypomniało stare powiedzonko z czasów słusznie minionych:
            – Co jest jednostką pomiaru inteligencji? 1 cjant,
            – Jakiej wartości odpowiada 1 cjant? Długotrminowej średniej inteligencji społeczeństwa.
            – Jak się nazywa jednostka tysiąc razy mniejsza? Milicjant.

          • Laudate pisze:

            Skoro trąciłeś strunę słowotwórczą, to dodam, że mnie nurtuje pytanie, czy polskie feministki-lingwistki akceptują żeńską formę słowa oficer? Albo marynarz i jego żeński odpowiednik… Ktoś ma odwagę wypowiedzieć? 🙂

            • Quackie pisze:

              Oczywiście, oficerka i marynarka. A że te słowa mają homonimy w postaci części ubioru? No trudno. Pilot też może być do telewizora albo w postaci samochodu z błyskającym światłem, prowadzącego ładunek nadwymiarowy Wink1

              Jak mam wątpliwość, sprawdzam formę potencjalną na zaimki.pl/neutratywy

              • Lena Sadowska pisze:

                Już kiedyś o tym rozmawialiśmy:)
                Nie chodzi o potępianie feminatyw(ów), ale o sztuczność wielu z nich, słowa powstają, gdy są potrzebne – to podstawowa zasada słowotwórstwa, tworzone na siłę przywodzą nieoczekiwane skojarzenia – mogą deprecjonować, dyskredytować, ośmieszać, wulgaryzować, uprzedmiotawiać. A założeniem jest przecież zamanifestowanie szacunku dla płci.

            • Lena Sadowska pisze:

              Nie dalej jak wczoraj usłyszałam lektora czytającego dialog między prowadzącymi śledztwo, który zaczynał się (ni) mniej (ni) więcej tak:
              -Pani komisarko, pani komisarko!
              Nie wiem, co było dalej – wyłączyłam…

              • Quackie pisze:

                Ale wyłączyłaś z powodu feminatywu, czy dowolnego innego?

                • Lena Sadowska pisze:

                  Feminatywu.
                  Nie czujesz zbędności takiego komplikowania dialogu?
                  Pani niesie wystarczający ładunek informacyjny, że chodzi o kobietę:)
                  Poza tym formant -ka jest dość niefortunny, bo jego główną funkcją językową jest zdrabnianie:
                  mała dziewczyna = dziewczyn-ka
                  młoda panna = panien-ka

                • Quackie pisze:

                  Rozumiem skojarzenia.

                  Niemniej stoję na stanowisku, że uzus to zweryfikuje, tak jak wszystko, niezależnie od intencji twórców.

                • Tetryk56 pisze:

                  A mała kierownica to kierownicz-ka…

                • Lena Sadowska pisze:

                  A jaskółka to mała jaskóła 😉

                • Tetryk56 pisze:

                  A Suwałki to małe Suwały (za Wojciechem Mannem) 😉

                • Lena Sadowska pisze:

                  A Kraków przez pomyłkę kronikarza przepisującego legendę „O Kraku owym” 😉

            • Lena Sadowska pisze:

              A tak ogólnie to mam jeszcze dwa skojarzenia:)
              Jest taka wyliczanka:

              Raz, dwa, trzy, cztery!
              Maszerują oficery!
              A za nimi oficerki!
              Pogubiły pantofelki!

              z której wynika, że oficerka funkcjonuje od dawna, natomiast but, o którym zapewne myślisz, Laudate, jest rodzaju męskiego: oficerek🙂

              A drugie skojarzenie to cudowny maskulinatyw(?) użyty żartobliwie przez Małgorzatę Musierowicz na drugiego męża mamy – macoch 🙂

              • Quackie pisze:

                Rewelacja ten macoch 😀 aczkolwiek pierwsze skojarzenie to „Awantury kosmiczne” Niziurskiego i woźny Macoch, zwany również Bamboszem. Czo ta pamięć… Pondering

                • Lena Sadowska pisze:

                  Tak:)
                  Ale Niziurski znany jest z prześmiewczych nazwisk, a u Musierowiczowej użyto tego słowa jako rzeczownika pospolitego:)

                • Quackie pisze:

                  A w której powieści to było? Bo nie kojarzę, ale też i przestałem śledzić ten cykl chyba na „Brulionie Bebe B.”

                • Lena Sadowska pisze:

                  Wydaje mi się, że w Tygrysie i Róży, bo to córka Gabrysi wymyśliła tego macocha:)

                • Quackie pisze:

                  Dzięki!

              • Laudate pisze:

                Dziękuję za ciekawe rozwinięcie kontrowersyjnego wciąż tematu feminatyw. Zgadzam się Twoją opinią, że sa one sztucznie promowane i narażają „osoby żeńskie” na śmieszność lub lekceważenie właśnie za sprawą owej nieprzystawalności do języka. Albo do naszych nawyków językowych. Za szybko ta rewolucja pędzi!
                PS. Nie jestem wrogiem feminatyw, nieco się tylko zatroskałem nad bezmyślnością ich bezkrytycznego wprowadzania. Ahoj, miła interlokutorko!

                • Lena Sadowska pisze:

                  Dobry wieczór, Laudate:)

                  Nie ma za co dziękować, ja o języku mogę aż do zamęczenia 😉
                  Tak, właśnie ta nadgorliwość najbardziej irytuje.
                  Ale, myślę, ten bum po jakimś czasie minie, praktycyzm wypowiedzi zwycięży, a nam pozostanie kilka (i tu Quack ma rację, mówiąc o uzuso-weryfikacji) nowych ciekawych słów:)

          • Lena Sadowska pisze:

            🙂
            Niektórzy z maksistrów poszli dalej, a nawet – nie tędy – umieszczając warkocące r z końcówki między a i k 😉

  18. Makówka pisze:

    Dużo mnie ominęło przez ten tydzień, ale na Wyspie łatwiej nadrobić brak obecności co przed chwilą uczyniłam. Na Watrowisku już się tak nie da.Jak również na różnych spotkaniach, które mnie ominęły.

    • Quackie pisze:

      Hm, a dlaczego na Watrowisku się tak nie da?

      No trudno – mnie też się zdarza wyjeżdżać, czasem nawet poza Unię (jak z tym Egiptem przykładowo).

      • Makówka pisze:

        Nie da się TERAZ dołączyć do Watrowiska, które było w sobotę, albo uczestniczyć w spotkaniu z p. Mazurem.
        Natomiast na poprzednie pięterko na Wyspie da się kuknąć.

  19. Makówka pisze:

    Skoro jest lampka to mogę się pożegnać.

    DOBRANOC!

  20. Lena Sadowska pisze:

    Też już będę umykać, bo jutro gonitwa od świtu:)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  21. Quackie pisze:

    Dzień dobry.

    Piękna pogoda za oknem, cała lista rzeczy do zrobienia przede mną 🙂

    Pani Gieniu, najpierw pani. Poprosimy!

    Koffie

  22. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Trwanie lutego zniechęca do jazdy na rowerze, ale pogoda dzisiaj wyraźnie to sugeruje!

  23. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!

  24. makowka9 pisze:

    Pozdrawiam z Sierczy.

  25. Quackie pisze:

    Cześć cześć. Praca zrobiona, kilka innych spraw załatwionych, w sumie do przodu 🙂

    A teraz na przerwę.

  26. Lena Sadowska pisze:

    Szybciutkiejużzarazdomowe dzień dobry, Wyspo:)

    A teraz smyczka w dłoń i umykamy:)

  27. Makówka pisze:

    Po śniadaniu spacer po okolicy Sierczy przy pięknej słonecznej pogodzie.
    W Sierczy zawsze odwiedzamy kota Figo.
    Szybkie zakupy, szybki obiad i galopem „w gości”.
    Winko wypite i oto jestem w domu.

    • Tetryk56 pisze:

      A cóż to za kot? Twój futrzak nie jest zazdrosny?

      • Makówka pisze:

        Taki kot przy stacji benzynowej. Ma legowisko podpisane „Kot Figo”.
        Łasi się do każdego i doprasza głaskania.

        Florek hm…taż przecież mu nie powiecie, prawda?

        • Quackie pisze:

          Będę milczał jak… jak głaz!

          • Lena Sadowska pisze:

            A ja – jak sfinks 😉

            • Quackie pisze:

              Bardzo stosownie w przypadku kota, to wzbudza ich zaufanie!

              • Lena Sadowska pisze:

                Zaufanie jest jedną z najbardziej pożądanych zdobyczy.
                Nawet gdy (najprawdopodobniej) nigdy nie spotka się ani Florka, ani Kota Figo, warto o nie zawalczyć 😉

                • Quackie pisze:

                  Właśnie niedawno miałem okazję przeczytać „Jak wychować człowieka” Barbary Capponi w przekładzie Anny Osmólskiej-Mętrak, poradnik pisany „dla kotów” z punktu widzenia kota 😀 daje do myślenia również w kwestii zdobywania zaufania kotów.

                • Lena Sadowska pisze:

                  Myślę, że znalezienie się w zasięgu wzroku kota podczas czytania tej lektury może być pierwszym krokiem do zdobycia jego zaufania.
                  😉

    • Quackie pisze:

      Ho, to brzmi jak Całkiem Miły Wieczór.

      Ja miałem tak miło przy gościach, w piątek był wieczór kawalerski (chociaż nie przedślubny, raczej mocno po 😉 ), a w sobotę – odwiedziny w szerszym gronie w restauracji włoskiej, bardzo udane, chociaż jak zwykle o mało nie pękłem (i pozostali też), w zasadzie jeden tylko żal, że jak przychodzi do deseru, to już prawie nikt nie ma miejsce na tiramisu ani pannę cottę 🙂 z tym że potem nie wchodziłem na Wyspę (bo gościny ciąg dalszy).

    • Lena Sadowska pisze:

      Piękna nazwa:)
      Miejscownik brzmi jak trzecia osoba czasu teraźniejszego od czasownika „sierczyć” 🙂

      Dobry wieczór, Makówko:)

  28. Lena Sadowska pisze:

    Donoszę, że okoliczne niebo nadal ciemne, ciemne, ale dziś usiane gwiazdami:) tak piękne, że niemal doprowadziło mnie do ornitologicznej katastrofy – mało brakowało, a wywinęłabym dorodnego orła. Na szczęście poprzestałam na startującej jaskółce 😉
    A wokół szemrało, szeptało, popluskiwało, bo zwiedzałyśmy sobie okolice Leśnego Potoczka. Podzwaniał sobie zimowo na dość wysokich, ale przyjemnych dla ucha tonach:)
    Na pewno zawitamy tam jeszcze, by posłuchać jego wiosennych, letnich i jesiennych przygrywek:)

    Dzisiejszego dzionka uskuteczniałam grę w berka, trochę ze słońcem, bardziej ze schodami i klamkami, jutro natomiast przewiduję spore zaludnienie domowe, a co z tych wieszczb wyniknie – sieokaże:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór. Skoro potoczek szemrał i popluskiwał, to znaczy odwilż – ale chyba jeszcze nie wiosna?

      Spore zaludnienie domowe, to brzmi, hmmm, groźnie 😉

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Tak, jest ciepło (+11 we dnie), ale leśne potoczki rzadko zamarzają. Na Jeziorze wciąż lód, barwy ołowiano-turkusowej, więc do spacerów nie zachęca, ale – jest:)

        Nie, tym razem zaludnienie mile widziane, bo jest elementem pewnych planów i nadziei na zmiany:)

        • Quackie pisze:

          Aa, to trzymam wszystkie kciuki! (W jakim SF czytałem o rasie mającej pod dwa przeciwstawne kciuki u dłoni, w związku z czym jej przedstawiciele mogli wiązać sznurowadła – gdyby je mieli – na kokardkę jedną ręką 😀 )

          • Lena Sadowska pisze:

            Happy-Grin

            Czytam teraz Dysk Pratcheta, i, jak pewnie pamiętasz, tam Igory mają (między innymi) po dwa kciuki, bo dziedziczenie traktują bardzo… chmmm… chirurgicznie:)

            • Quackie pisze:

              Pratchetta (w przekładzie głównie Piotra W. Cholewy, zwanego również PeWuCem) przeczytałem w całości przez parę miesięcy jako osoba, która nigdy wcześniej nie miała styczności z tym uniwersum. Rodzina bardzo się skarżyła na wybuchy bardzo głośnego rechotu Happy-Grin

  29. Makówka pisze:

    To choć jestem sową też się pożegnam, aby Tetrykowi żal nie było.

    Dobranoc!

  30. Quackie pisze:

    Umykam, dobranoc!

  31. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  32. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wiosna się trzyma niezłe w tym lutym! 😉

  33. Quackie pisze:

    Bry!

    Zasadniczo z poślizgiem, gdyż miałem kłopot ze wstaniem, a budzę się powoli dopiero teraz 🙂 za oknem deszczowo, faktycznie coraz bardziej wiosennie; tym bardziej przyda się kawa.

    Pani Gieniu, poprosimy

    Koffie

  34. Makówka pisze:

    Wiosennie witam!

  35. Makówka pisze:

    Dziś w planie miłe spotkanie, knucie biurowe i knucie wirtualne.

  36. Quackie pisze:

    Dzień dobry wieczorem. Właśnie skończyłem pracę, dzień pod znakiem wyłaniających się z niebytu nagłych wyzwań, załatwiania spraw i ratowania rozmaitych innych sytuacji 🙂 A żeby było ciekawie, u małżonki to samo – i parę razy się to skrzyżowało. Ale już wszystko opanowane!

    Można zemknać na przerwę 🙂

  37. Lena Sadowska pisze:

    Teraz powiem tylko:

    dzień dobry, Wyspo:)

    I zabieram Rudą na spacer.

  38. makowka9 pisze:

    A ja wracam z knucia biurowego na knucie na Zoomie.
    Wybory,wybory,wybory..
    .

  39. Makówka pisze:

    I po knuciu.

  40. Lena Sadowska pisze:

    Wiośni się coraz bardziej:)
    Lasu ciepłe tchnienia, pomrugiwanie gwiazd zza mgielnych tiuli, westchnienia ciężkiej kry… Nawet ścieżki żywsze, jakby znudzone zbyt długim podrzemywaniem, biegły szybciej i dalej:)

    A dzień pracusiowy, ale tak mobilizująco, z widokami na odrobinę satysfakcji:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór!

      Zapowiadali już ze dwa razy, że jeszcze ściśnie po tej wiośnie, jeszcze będzie śnieżyć i mrozić, przynajmniej na trochę. A tu nic. I jakoś się nie zapowiada. A wręcz widziałem informację, że możemy oczekiwać strumienia powietrza znad Sahary z piaskowym pyłem (skąd zachody słońca efektowne i samochody na świeżym powietrzu deczko nieświeże) – to raczej śniegu z tego nie będzie.

      Szybsze ścieżki mi się podobają 🙂

      • Lena Sadowska pisze:

        Znadsaharowe przywiewy?
        Kaprysy pogody traktuję trochę jak prezenty – podchodzę do okna, odwijam kolejny dzień, a tam – niespodzianka:)

        Dzięki.
        Mi też.
        Szczególnie takie z górki.
        Te to dopiero potrafią galopować 😉

        • Quackie pisze:

          U nas dzisiaj była mniej więcej od połowy dnia mgła.

          No ja bym jednak wolał wiedzieć, na co się nastawiać jutro czy w następnych dniach, np. również pod kątem jazdy samochodem?

          Ścieżki z górki? TAK! Tylko żeby potem górkę podeprzeć z drugiej strony, tak żeby to „z powrotem pod górkę” zrobiło się też z górki! 😀

          • Makówka pisze:

            Ja bym tak chciała na wycieczkach mieć zawsze po równym albo z górki.

          • Tetryk56 pisze:

            Tę koncepcję opracowywał już Lasse z Bullerbyn…

          • Lena Sadowska pisze:

            Dziś było fajnie – częstosłonecznie:)

            Ja nie muszę wiedzieć:)
            Pod kątem jazdy samochodem tylko wtedy gdy kroi mi się dłuższa trasa. Choć teraz jednak główne szosy są pod tym względem zadbane – odśnieżane, posypywane.

            Abderyci mi się przypomnieli na uwagę o drogach-równoważniach:)

    • Tetryk56 pisze:

      Dobry wieczór, Leno z Krainy Poezji! 😉
      W obliczu lutej wiosny ciężka kra wzdycha ciężko: jak na taki czas uczynić się lżejszą, powabną a równocześnie nie zatracić się całkiem w skrupulatnym odchudzaniu?

      • Lena Sadowska pisze:

        Tak, myślę, że odgadłeś, Tetryku. Jakbyś przy tym był:)
        Co nie zmienia faktu, że były to bardzo melodyjne i miłe dla postronnego ucha westchnienia:)
        Jedna z jaćwieskich legend opowiada o niejakich Vingrach – zmiennokształtnych istotach żyjących w Jeziorze. Jeśli zatem jest w tej opowieści choć ziarnko prawdy, myślę, że wspomniany przez Ciebie problem rozpłynie się w pierwszych cieplejszych promieniach słońca albo rozwieje w podmuchach wiatru 😉

  41. Lena Sadowska pisze:

    Znikłam na trochę, bo musiałam oddać Psiułce, co psiułkowe;)
    Cały dzień bez głaskotania? Ani jednego wyrywania z psich paszczęk ulubionej piłeczki?
    Ależ to może Rude Stworzenie ochandryczyć na resztę wieczoru… 😉

    • Makówka pisze:

      Jednak Florek jest mniej wymagający.

      • Quackie pisze:

        Koty chyba tak mają.

        Inna sprawa, że jak Tifa tutaj zaczyna się czegoś domagać, niekoniecznie głasków czy atencji, to najczęściej w najmniej odpowiedniej chwili…

        • Lena Sadowska pisze:

          Nasze koty także umiały upomnieć się o uwagę:)
          Tak się jakoś złożyło, że prawie wszystkie nasze zwierzątka były pieszczochami.
          Wyjątek stanowiły:
          a) przepiękny ultramarynowy bojownik o imieniu Szafirek
          b) równie piękny purpurowy bojownik o imieniu Rubinek
          c) łaciaty chomiczek, którego po dwóch dniach znajomości przemianowaliśmy z Kłębuszka na Zgryzotka, a po kolejnych dwóch – na Wścieklika 🙂

          • Quackie pisze:

            Czekaj, te bojowniki to rybki, dobrze pamiętam?

            Wszystkie chomiczki, które miałem w dzieciństwie (to było jeszcze zanim kochana pani alergolożka zaordynowała testy, z których wyszło, że jestem uczulony na roztocza, również te żyjące sobie radośnie w sierści), były najszczęśliwsze na świecie, kiedy nie zwracało się na nie uwagi. Pomijając karmienie i pojenie.

            • Lena Sadowska pisze:

              Tak:)
              Nasze pływały w oddzielnych kulach, bo samce mają bardzo rozwinięty gen dominacji, więc walczą ze sobą, oplatając się płetwami tak długo, póki jeden nie zadusi drugiego.

              My dostaliśmy kiedyś króliczka-miniaturkę i też okazało się, że wszyscy (oprócz byłego męża, na szczęście, bo było się komu zwierzaczkiem zaopiekować) jesteśmy uczuleni na króliczą sierść. A nazwaliśmy długoucha Maliną, bo miał srebrno-czarne umaszczenie oraz bujne wąsy i bardzo przypominał nam znajomego malarza 🙂

              • Quackie pisze:

                Rany, to prawdziwy zwierzyniec.

                My mieliśmy tylko chomiki. Ale bliscy znajomi mieli świnki morskie, drudzy bliscy znajomi – najinteligentniejszą znaną mi spanielkę, a zaś sąsiedzi obok na klatce – sklep ze zwierzątkami, więc na nasz balkon czasami przełaził od nich nieduży żumw, jeden z pokojów mieli zastawiony akwariami (poza najpopularniejszymi niedużymi rudoczerwonymi rybkami nie pamiętam nic innego), a sąsiadka często-gęsto otwierała drzwi z papugą-nimfą na głowie. No, wszystko to raczej domowo-miejskie zwierzaki.

                Aa, i ciż sami sąsiedzi mieli pieska – Perełkę, w typie trochę bonończyka, ale raczej z prostą sierścią, tyle że nader bujną (to o tym psie – i podobnych – zwykło się mawiać w rodzinie per „Radamsa!”, jeżeli pamiętasz stosowne fragmenty z „Zimy Muminków” 😀 ) i strasznie jazgotliwego – każde pukanie lub dzwonek do drzwi były anonsowane wysokim szczekaniem zza ściany.

                • Lena Sadowska pisze:

                  To można powiedzieć, że miałeś przyjemność obcowania ze zwierzakami bez nadmiaru obowiązków 🙂
                  My mieliśmy jeszcze papużki nierozłączki, też dostanięte, i Smarkactwo ochrzciło ptaszęta Farbką i Szkiełkiem:)

                • Quackie pisze:

                  No tak, bez obowiązków, to prawda. Ale i nie na życzenie, tylko od czasu do czasu.

            • Lena Sadowska pisze:

              A chomiki, prócz wyżej wspomnianego, bardzo lubiły być głaskane, delikatnie turlane i (niektóre, a było ich trochę) huśtawkowane, to znaczy – przewracane na grzbiet i leciutko kołysane:)

      • Lena Sadowska pisze:

        Rude jest pieszczochem i umie zawalczyć o swoje:)

        Dobry wieczór, Makówko:)

  42. makowka9 pisze:

    Dobranoc.

  43. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo miło się rozmawia, ale jutro kogutka skoro świt, więc, z żalem, ale – będę się żegnać:)

    Spokojnej nocki, Wyspo:)

  44. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzień się zaczyna z leciutkim, w miarę kontrolowanym poślizgiem. Nie żeby jakaś gołoledź czy coś, nie, wszystko na plusie 🙂

    Pani Gieniu, poprosimy jeszcze pod ten plus!

    Koffie

  45. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziś dzień poza pracą, bo mam trochę załatwiania…

  46. Makówka pisze:

    Witajcie!

    Za oknem pochmurne niebo nie zachęca do wstawania z łóżka.
    Dobrze, że Gienia motywuje do śniadania.

  47. makowka9 pisze:

    Pozdrawiam z Świątnik Górnych.
    Zaczęło kropić.

  48. Quackie pisze:

    Dzień dobry, jak zwykle praca (i norma wykonana), poza tym parę spraw załatwionych online i w realu, generalnie dzień bardzo do przodu.

    A teraz na przerwę 🙂

    • Tetryk56 pisze:

      Mój również — jak się nie wiruje w pracy, to dni są jakieś spokojniejsze i bardziej produktywne 😉

  49. Tetryk56 pisze:

    A Makówka nadal robi za świątka w Świątnikach?
    A Lena z Psiułą buszują sobie bez słowa?

    • Makówka pisze:

      Wywołana do tablicy Makówka odpowiada, że wreszcie zakończyła akcję „rozpakowywanie się”, bo od przyjazdu stale było mało czasu -a to spacerki, a to knucie, a to spotkanka (jedno przy winie, drugie przy piwie).

      Dziś było wałęsanie się blisko Krakowa:
      Podstolice -Gorzków- Raciborsko- Świątniki Górne.
      Cały dzień było pochmurno, bez śladu słońca, gdy zaczęło kropić wróciliśmy do domu.

      Pusta walizka może powędrować na szafę.

      Czy to pył z Afryki powoduje, że cały czas chce mi się spać?

    • Lena Sadowska pisze:

      Zagapiłam się nieco:)
      Tak mnie wciągnęło ważenie i warzenie, że straciłam poczucie czasu. Ale ze mną tak zawsze gdy dorwę się do ziół i przypraw;)
      A poważniej – podczas robienia kosmetyków trzeba mieć (bo nie wszystko da się zrobić w rękawiczkach) odkażone ręce, żeby w tynkturach jakiś pędzlak czy inny kropidlak nie zakwitł:)

      Dobry wieczór, Tetryku:)

      • Tetryk56 pisze:

        Dobry wieczór, Szamanko!
        Jasne, że zaklęcia trzeba wymawiać w skupieniu i właściwej kolejności, to i łatwo się w tym działaniu zapamiętać… 😉

  50. Lena Sadowska pisze:

    Najpierw było troszkę prackowo. No, może troszkę bardziej niż troszkę;)
    A potem zajęłam się produkcją (uwielbiam to robić) macerat i ekstraktów, bo już mi prawie wszystkie wyszły, i ani się obejrzałam, gdy nadszedł czas spacerku:)
    A spacer też był taki troszeczkowy:)
    Troszeczkę deszczu, chmur, gwiazd, wiaterku, szybkiego marszu (obie), biegu (jedna z nas), szmerów, plusków i szelestów:)
    A teraz siedzę i podgrzewam te swoje maceraty, żeby miały większą trwałość i zerkam od czasu do czasu na wymęczoną Psiułę.

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór.

      Nie wiem, ile dzisiaj posiedzę, ale zmęczyło mnie okrutnie kręcenie (zwykle aż tak to nie, ale dzisiaj dość). Te maceraty i ekstrakty to spożywcze czy kosmetyczne?

      Spacer zabrzmiał dzisiaj tajemniczo, im więcej chmur, tym mniej gwiazd, więc tym ciemniej, a wtedy wszystkie szmery, pluski i szelesty mogą brzmieć myląco, a być może nawet podejrzanie.

      Ale skoro P. się wybiegała, to zakładam, że udany!

      • Lena Sadowska pisze:

        Może siły tracisz, bo księżyca ubywa:)

        Właściwie wszystko, co sama wyprodukuję (wyjąwszy może niektóre mydła i środki czyszczące) mogę wylać na siebie albo wlać w siebie:)

        Spacer wzrokowo i słuchowo pełen nieoczywistości:) Nie wszystko okazywało się być tym, na co na początku wyglądało… 😉

        Dobry wieczór, Quacku:)

        • Quackie pisze:

          Hm, ta produkcja bardzo praktyczna, jak człek pomyli butelki albo etykietki Thinking

          No i pięknie z tym spacerem, niby ta sama okolica, podobna trasa, a człowiek odkrywa całkiem nową jakość!

          • Lena Sadowska pisze:

            Praktyczne i bardzo dekoracyjne:)

          • Tetryk56 pisze:

            Kiedyś zamiast syropu na kaszel łyknąłem mazidła pieprzowego na rozgrzewanie stawów… Ale to nie była produkcja Szamanki, więc wrażenie nie było miłe.

            • Quackie pisze:

              Ojojoj. Takie coś raczej zaogni stan gardła, niż go złagodzi Worry

            • Lena Sadowska pisze:

              Misio

              🙂
              Tata mówił mi kiedyś wiersz o nowym służącym, któremu pan nakazał nawarzyć herbaty. Niestety, pamiętam wewnętrzny monolog służącego tylko we fragmentach.
              Zaczynało się od pełnego rozpaczy wykrzyknienia:
              No nie znał ja, kak prakliatyj czaj warit’!
              Potem była litania składników, które wrzucał do wody: marchew, ziemniaki, pietruszkę, trochę masła…
              Jak się łatwo domyślić, panu czaj nie posmakował, a niepocieszony służący długo analizował, gdzie popełnił błąd i wreszcie go olśniło:
              Na koniec wdrug dogadałsia, czto zabył ja posolit’!
              😉

              • Quackie pisze:

                Piękne 🙂

                Aczkolwiek dawno temu w Mongolii piłem słoną herbatę (zdaje się że chodziło o uzupełnienie w organizmie wypoconej soli), więc nie tylko taki rosołek…

                • Lena Sadowska pisze:

                  Tak, też piłam w azjatyckich krajach soloną herbatę, a w Chinach, bodajże, także omaszczoną. Ale jednak – herbatę, nie – jarzynówkę:)

                • Quackie pisze:

                  Tak tak.

                  Swoją drogą, skoro są herbaty ziołowe, ale także np. koperkowa (choćby dla dzieci na wzdęcia), to gdzie się kończy herbata, a zaczyna zupa? Thinking

              • Lena Sadowska pisze:

                Myślę, że przed odcedzeniem mamy zupę, a po – herbatę. Zbyt duże oczka w sitku dają nam natomiast możliwość delektowania się kompotem 😉

                Dobry wieczór, Quacku:)

  51. Lena Sadowska pisze:

    Chyba mnie zmęczenie pokonuje, więc pożegnam się już.

    Popółnocne dobranoc, Wyspo:)

  52. Makówka pisze:

    Jak wszyscy to wszyscy to Makówka też.
    Dobranoc!

  53. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Rozglądajmy się: co przyniesie nowy dzień? Niechby samo dobro! 🙂

  54. Quackie pisze:

    Dzieńdoberek! Też jestem za postulatem Mistrza Tetryka!

    A na razie zacznijmy od kawy 🙂 Znaczy ją może przynieść na Wyspę pani Gienia, z różnymi innymi dobrociami.

    Poprosimy!

    Koffie

  55. Makówka pisze:

    Witam !

  56. Lena Sadowska pisze:

    Wyeksploatowane nieco dzień dobry, Wyspo:)

    Po intensywnym dniu pora nieco się zresetować, idę więc zbierać siły przed spacerkiem:)

  57. makowka9 pisze:

    Spacer,obiad,spotkanie z kandydatem na Prezydenta Krakowa.

  58. Quackie pisze:

    Po pracy, norma wykonana, sprawy pozałatwiane, głównie domowe.

    A teraz na przerwę.

  59. Makówka pisze:

    Quacki kręci, a ja wróciłam do domu i zabieram się za kolację.

  60. Tetryk56 pisze:

    Dotarłem i ja do domu.
    Smutno! Z siostrą Jaśminki wymieniłem tylko kilka maili, ale dało się z nich wyczuć osobę bardzo empatyczną…

  61. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, pokręcony wracam 🙂

  62. Lena Sadowska pisze:

    Popołudniowe przelewanie (nie, wcale nie pustego w próżne) zaowocowało dwunastoma (tyle słoiczków mieści się na dnie gara, w którym podgrzewam maceraty) buteleczkami odstałego specyfiku. Teraz podgrzewa się kolejna porcja:)
    A na ekstrakty czszaa będzie dwa tygodnie zaczekać:)

    Spacerek natomiast w towarzystwie Leśnego Chłodku. Całkiem miło się wędrowało po wierzbami wysadzanym pagórku i podpatrywało sekrety tarnin, czeremszyn i głogów w nieodzianych jeszcze przedwiosennie czyżniach:)
    Rude wytachało z gąszczu Korzennego Skrzata. Bardzo naciskało na zabranie go do domu, ale po dość burzliwej tyra… chmmm… dyskusji, zapadł wnio(nie do końca przyjęty przez aklamację)sek, by jednak zostawić stworka w znanym mu środowisku. Myślę, że kluczowym argumentem nie był rozmiar (70/30), lecz niepewność, czy aby zdrewnienie nie minie Skrzatowi w domowym ciepełku… Rude nie lubi dzielić z nikim ciepełkowej powierzchni;)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  63. Makówka pisze:

    Kochani to i ja umknę. Dobranoc!

  64. misiekpancerny pisze:

    Noc jest jeszcze młoda wszakże 🙂 Cudny tekst, barokowy taki, pełen ozdobników i słów wyszukanych, a może po prostu odwykłem przez ostatnie lata od tekstów takich lekkich i swawolnych, że jawi mi się barokowym? Dobry wieczór i chyba dobranoc.

  65. Lena Sadowska pisze:

    Quacku, jutro pierwszy. Ty coś wrzucisz, czy ja mam poszukać czegoś na patronackie pięterko?
    Bo rozumiem, że reszta odrobinę niezdatna do poszukiwań:)

  66. Makówka pisze:

    Witam w marcu i dobranoc!

  67. Quackie pisze:

    Nowe pięterko już stoi, a ja żegnam się jeszcze na tym – dobranoc wszystkim!

  68. Lena Sadowska pisze:

    Wyżej się przywitałam, to tutaj powiem:

    miłych snów, Wyspo:)

Skomentuj Quackie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)