Opowieść trzecia: Agata i sowa
Maturę Agata zdała celująco, ale to nie znaczy, że spoczęła na laurach. Uczyła się nadal, chciała bowiem zdać egzamin na swoje wymarzone studia. Czuła się humanistką, dlatego wybrała filologię polską. Wiosna przechodząca w pełne lato szalała za oknem, słońce rozgrzewało murki i skwerki, ptaki w gęstwinach kwiliły zachęcająco, ale Agata niczym święty Antoni odpędzała pokusy i prawie nie wychodząc z pokoju sumiennie wertowała kolejne książki i skrypty odbijane na powielaczu. Rozwiązywała testy i czytała opracowania lektur. Sięgała też po opracowania historyczne i filozoficzne, których co prawda w kanonie lektur nie było, ale, jak sugerował jej były nauczyciel, szersza wiedza przyda się do zrozumienia kontekstów omawianych dzieł literackich. Nie było to łatwe, koncepty filozoficzne jej się mieszały, epoki i trendy miały zbyt podobne nazwy a kolejne uczone opisy świata i bytu niebezpiecznie zlewały się w jeden natchniony bełkot. Tych myślicieli było po prostu za dużo, każdy z nich powiedział tyle ważnych rzeczy, które wzajemnie sobie przeczyły, że Agata nieraz poczuła się w tym zupełnie zagubiona. Materiał do zapamiętania istotnie był obszerny, ale skoro powiedziało się A, należy powiedzieć też B. Agata nie ustawała w wysiłkach poznawczych , bo coś podpowiadało jej, że właśnie z tymi tematami przyjdzie jej zmierzyć się podczas egzaminów. To “coś” można nazwać kobiecą intuicją, choć literalnie Agata kobietą jeszcze nie była. Tak jakoś się złożyło.
W jej klasie, oprócz paru ewidentnych brzydul, wszystkie rówieśniczki miały już ten pierwszy raz za sobą. Pod koniec marca Agata skończyła 18 lat i żeby pokonać dystans między przypuszczeniem a doświadczeniem podjęła decyzję, żeby wreszcie pokonać Rubikon i dokonać inicjacji seksualnej. Okoliczności sprzyjały, pogoda była wymarzona, znajomy Romek od dawna namawiał ją na wspólną wycieczkę poza miasto. Kiedy do egzaminów na uniwersytecie zostały równo dwa tygodnie, pojechała z nim na biwak. Namiot rozbili na niewielkiej polanie, z dala od ludzkich oczu. Poza nimi leśny zakątek zamieszkiwały tylko ptaszki i motylki, między drzewami prześwitywał zamglony horyzont. W tak pięknej scenerii spędzili całe popołudnie, powtarzali jakieś żarty i plotki na temat koleżanek z klasy, wypili czerwone wino, a wieczorem, gdy dogasło ognisko, wzięli się za pozbawianie dziewictwa Agaty. Początkowo wszystko szło fantastycznie. Agata nie odczuwała żadnej tremy, bo miała zaufanie do Romka. On był „tym pierwszym” także dla Emilki i Kaśki, o czym obie, jako dobre koleżanki, wcześniej w absolutnej tajemnicy jej o tym powiedziały. Czynności trwały, dno namiotu wyłożone jedynie śpiworem okazało się śliskie i w trakcie namiętnych figli ciało Agaty przesunęło się tak, że jej głowa znalazła się na zewnątrz. Agata zdążyła dostrzec rozgwieżdżone niebo, kto wie, może przypomniała jej się wtedy formuła filozofa Kanta „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.” Pomijając całą nieprzystawalność drugiej części tego zdania do opisywanej sytuacji, musiało to trwać zaledwie sekundy, bo zaledwie taka myśl przeleciała jej przez głowę, gdy nad jej głową przeleciała wielka sowa i to tak nisko, że dziewczyna (właściwie już kobieta) zerwała się z wrzaskiem, zanurkowała w głąb namiotu i błyskawicznie otuliła się śpiworem. Wprawiła tym swego partnera w wielkie zdumienie i zażenowanie. Nawet trochę się chłopak zawstydził, że braku głowy swojej kochanki w namiocie nie zauważył. W efekcie tego zdarzenia Agata drugi raz seksu tego wieczoru nie spróbowała, prawdopodobnie z obawy, aby żaden skrzydlaty wyrzut sumienia nie wyłonił się znowu z ciemności. Rano pożegnała Romka chłodno i z tym większym zapałem wróciła do nauki. Mozolnie wczytywała się w kolejne opracowania, udając sama przed sobą, że dramatyczne zdarzenie na biwaku było nic nie znaczącym epizodem. Zapoznawała się akurat z dorobkiem Seneki, więc tym usilniej trzymała się stoickiej zasady, aby wszelkie wydarzenia przyjmować ze spokojem i nie pozwolić, aby cokolwiek zakłócało harmonię życia. Jednakowoż obraz wielkiego ptaka wyłaniającego się z ciemności z rozłożonymi skrzydłami regularnie pojawiał jej się przed oczami. Czy któryś z filozofów nie wspominał o sowie wylatującej o zmierzchu? Ale co ma sowa do filozofowania? I o jaką sowę chodziło? Bo przecież nie o tę, która straszy kobiety w momencie szczytowania, nawet jeśli tego szczytowania doznaje wyłącznie partner. Agata przetrząsnęła stos ze skryptami, sięgnęła do odpowiedniej zakładki i znalazła:
“niemiecki filozof Georg Wilhelm Friedrich Hegel, pisząc iż sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu miał na myśli fakt, że mądrość (której symbolem jest sowa oraz bogini mądrości Minerwa) przychodzi do człowieka, kiedy ten zbliża się do naturalnego zmierzchu swojego życia. “
Czytając streszczenie miała niejasne przeczucie, że Heglowi mogło chodzić jeszcze o coś innego niż o banalną konstatację, że mądrzy są tylko ludzie starzy. Jeszcze dwukrotnie czytała obszerne objaśnienie tej metafory, nie będąc do końca pewną, czy pojęła ją właściwie. Gdy podczas egzaminów ustnych padło pytanie o sowę Minerwy i autora tej metafory, egzaminatorzy nie mogli nie zwrócić uwagi na szeroki uśmiech, który zagościł na twarzy Agaty. Nie każdemu przecież zdarza się, żeby sowa wylatująca o zmierzchu przerwała komuś stosunek seksualny. Takie rzeczy się długo pamięta. Tę część egzaminu Agata zaliczyła na piątkę.
« Życie to jest teatr... | Grudzień 1976 » |
24
lut 2024
To na razie ostatnia opowieść z tej serii. Może pojawi się pomysł na następny cykl np. „Sześciu zbójców i sześć sikorek”. 🙂 Albo zupełnie coś odmiennego. Tak czy owak, losy ludzkie muszą być opowiadane, a tę powyższą historyjkę usłyszałem od znajomej. Autentyk!
Witaj, Laudate!
W różne sposoby przygotowywałem się do egzaminów, ale ten nigdy nie przyszedł mi do głowy!
Ech, niezmierzone są pokłady kreatywności ludzkiej. O niektórych koincydencjach i olśnieniach filozofom się nie śniło. Nawet Kantowi! Nawet Senece!
Na nowym pięterku póki co tylko się przywitam:)
Poczytam za chwilę, gdy się ogarnę pospacerkowo.
Dobry wieczór, Wyspo:)
Ogarniaj się, ogarniaj, ogary nie pójdą bez Ciebie w las!
Nie wiem, czy ze mną też by poszły;)
Niezbadane są wyroki bogini Filozofii, a jako miłująca mądrość hołubi też wszystkich jej orędowników – także tych (nie)opierzonych:)
Dobry wieczór, Laudate:)
Bardzo serdecznie przywituję. Niech skrzydlata sowa Minerwy ma Cię w swej opiece.
Dzięki wielkie:)
Mamy z sowami wiele wspólnego. Może nie aż polowania na myszy, ale zamiłowanie do latania po nocach to i – owszem 😉
Tak, dla nas sowa jest symbolem mądrości — a dla myszy (zresztą dla Agaty też!) — symbolem opresji…
No, no!
Jest nawet takie powiedzenie:
Wpadł jak sówka w kompot. 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
No, jakoś tak!
Zaokienne latarnie poszły spać, więc ja też mówię już:
dobrej nocki, Wyspo:)
Jestem w domu,ale tylko prysznic i do łóżka
Dobranoc
Witam!
Na szybko, poczytam później.
Witajcie!
Cisza taka… Makówka jeszcze nie odespała?
Taż przecież trzy komentarze pod rząd wyżej to moje!
Z tych trzech jeden poprzedzał mnie aż o pół godziny — widać nie odświeżyłem…
Może najwyższy czas zawołać Kelnereczkę?
U mnie ta pani już była, wypiłem dwie kawy, bo jak powiada stare przysłowie sów „Jedna czarna, druga z mlekiem i stajesz się szczęśliwym człowiekiem”. Pytanie tylko, skąd sowy tyle wiedzą o ludziach i ich niedzielnych nawykach?
Widać, że sowy to mądre ptaki… Widać (za Heglem) już dość długo żyją.
Sama byłam dziś sobie sterem, okrętem, żeg… kelnerem, a nawet – kiperem. Herbacianym:)
A to było tak…
W zielonym pokoju na zielonym stole zaścieliłam białą serwetę, położyłam kilka jutowych krążków. Na jednym z nich ustawiłam talerzyk z imbirowymi ciasteczkami, na drugim glinianą cukiernicę z bursztynowym cukrem, na trzecim podstawkę do świec i kadzidełek, przygotowałam alapowo-ragową wiązankę.
Potem wyjęłam ulubiony gliniany kubeczek oraz ulubiony gliniany czajniczek z glinianym zaparzaczem, zalałam je na godzinkę zimną wodą, w tym czasie przygotowałam mieszankę z dostępnych czarnych herbat i przypraw (jednej). Podelektowałam się aromatem kompozycji na sucho, zapaliłam ogieniek w wymoczonej, niewyparzonej podstawce, przesypałam mieszankę do wyparzonego, gorącego zaparzacza, wstawiłam do wyparzonego, glinianego czajniczka, ustawiłam czajniczek na podstawce, zalałam prawie-wrzątkiem z ceramicznego garnuszka, przykryłam wyparzoną, gorącą pokrywką i… czekałam:)
I tak sobie spędziłam bardzo miłe przedpołudnie w mgiełce herbacianych woni i hinduskich nutek:)
A sowy spały… 😉
Dzień dobry, Laudate:)
Bardzo dzień dobry! Sowy, z tego co mi wiadomo, nie są miłośniczkami aromatycznych herbat, nawet wyborowe towarzystwo nie jest w stanie zmienić ich zwyczajów. Ale jakiś sowizdrzał mógł przez werandę wpaść nieoczekiwanie na małe co nieco z miodkiem! Czy miałaś przygotowany dodatkowy zestaw dla sowizdrzała? 🙂
Sowizdrzał wiosennie dał dyla i jeszcze nie wrócił 😉
Nie, tym razem postanowiłam być egoistyczna i samolubna aż do odpoczęcia:)
Kochani, wybywam na popołudnie…
Najpierw przeczytałam, że na południe 🙂
Dzień dobry, Tetryku:)
Miłego popołudnia, Tetryku, uważaj na nisko przelatujące…
Teraz dopiero przeczytałam opowiadanie. Laudate wybacz!
Wyjątkowo mi się spodobało, dało do myślenia.
Ba! Chyba nawet wywołało różne wspomnienia (pst!).
„Nie ma tego złego…”
Umykam do gotowania rosołu, rozpakowywania się, obdzwaniania znajomych i planowania przyszłego tygodnia.
Makówko, pozwól na uwagę osobistą: w przyszłym życiu powinnaś być kotem. Dlaczego? Koty umieją odpoczywać 🙂
PS. Gratuluję wspomnień 🙂
Ależ ja dużo odpoczywam, ale lubię gdy się „coś dzieje”.
Ten tydzień to był faktycznie bardzo intensywny „wypoczynek”.
Bo i jeżdżenie na nartach i zwiedzanie. Opiszę to myślę kiedyś na Wyspie.
Wspomnień powiadasz? Hm…
Jednak spotkania z sową nie miałam.
No dobrze, już milknę. Przecież nie powiedziałem ni sóweczka za dużo 🙂
Ty ani słóweczka, ja hm… może troszeczkę w niedomówieniu?
Ależ nie milknij…
Dzień dobry, goście wybyli, wracam 🙂
Opowiadanie bardzo prawdopodobne, w sensie zaskoczenia głównej bohaterki – wszak sowy latają bezszelestnie (dla ludzi), więc niespodzianka musiała być doprawdy szokująca 🙂
Coś tak czułem, że połączenie akcentu ornitologicznego z filozoficznym (przy niewielkim doprawdy udziale sfery erotycznej) da zadowalające efekty 🙂 Pozdrawiam, Quackie
Hm, coś w tym jest (połączeniu) 🙂
Nb. wczoraj wycieczka na Hel i pierwsza obserwacja (ze zdjęciami) samca uhli i stadka ogorzałek! 😀
Wreszciewyspanoniedzielne dzień dobry, Wyspo:)
Nie znaczy to, że spałam do tej pory, ale zrobiłam sobie nieludzką półniedzielę:)
Dzielnie (by nie powiedzieć – bohatersko) ignorowałam wszelkie dźwiękowe nagabywania rzeczywistości – telefony, domofony, pukofony… Odtajałam domowo i znów jestem gotowa do niedzielności, poniedzielności, i całej tygodniowej reszty.
Dobrze, że tak umiesz. Znam osoby, które nie potrafią, nadrywają się 7/7 i w końcu nie wytrzymują i eksplodują.
Odpoczywać?
Umiem.
Rzadko potrzebuję takiego całkowitego odizolowania, ale jeśli już, to jestem konsekwentna.
Oczywiście – są sprawy ważne i ważniejsze, na szczęście na ekranie telefonu wyświetlają się dzwoniący, a na odwiedziny bez zapowiadania się zazwyczaj pozwalają sobie na tyle bliscy znajomi, że nie fochają, gdy mnie nie zastaną:)
Dzień dobry, Quacku:)
Dzień dobry, rozumiem, że wjeżdżająca z dłuższą wizytą kuzynka zdarza się rzadko?
Jak napisałam – zazwyczaj:)
Z kuzynką jest trochę inna sprawa, właśnie taka z (mimo wszystko) ważniejszych.
Jej sytuacja wciąż jest bardzo niefajna. Trochę ją podbuntowałam, sprowokowałam do podjęcia pewnych kroków, więc czuję się w pewnym sensie odpowiedzialna za skutki. Wiem też, że jej zachowanie wynika z wspomnianej sytuacji, w której tkwiła lata całe, powrót do jakiej-takiej normalności nie jest ani łatwy, ani szybki. To proces. Tak się złożyło, że to ja ten proces zainicjowałam, i nie mogę teraz umyć rąk i pozostawić jej samej sobie, bo ona nie ma nikogo, kto by ją wspierał. Swoim zachowaniem zniechęciła do siebie niemal wszystkich, a tego, że nie wynikało ono z kuzynki złośliwości czy skrajnego egoizmu, nie był świadom niemal nikt, bo pokutuje, niestety, w naszym społeczeństwie coś takiego jak zachowywanie pozorów.
Kuzynka jest nietaktowna, bywa irytująca aż do wk…, ale nie jest bezmyślna, słowo „przepraszam” wciąż jeszcze nie przechodzi jej przez gardło, ale po jakimś (coraz krótszym) czasie stara się „zadośćuczynić” w inny sposób. Widać postępy i to jest ważne:)
No więc to jest ważne, wzbogacające tło. Szacunek i ukłony!
Dziękuję, Quacku, choć nie czuję się jakąś wielką bohaterką naszej ulicy:)
Ważne, że kuzynka już uświadamia sobie niestosowność wielu własnych zachowań, bo to pierwszy krok do powrotu w normalność:)
Taki choć i półdzień relaksu bardzo się czasem przydaje!
Bardzo 🙂
Warto czasem we własnym towarzystwie porobić nic:)
A ja na (niedzielną) przerwę.
Witajcie!
Wróciłem do domu po (skutecznym) zainicjowaniu kolejnej Grupy Lokalnej naszego Stowarzyszenia.
Gdzie? zapytała Makówka, którą zżera ciekawość
Cześć, Makówko!
W Wieliczce i Bochni na raz.
Bractwo górnicze?
Niezupełnie. Ale starało się komuś dokopać…
Brawo!
Dla Ciebie i dla tych GL, które zasilą nasze szeregi.
Aż kusi, by pod sowim opowiadankiem pogratulować skutecznej inicjacji, ale czy wypada… 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
niebo ciemne ciemne
a gwiazd mało mało
drzewa jakieś senne
nawet wiatr wywiało
😉
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Ho, dzisiaj minimalistycznie, a mimo to wymownie.
Dobry wieczór.
Skoro są Animalsi, to my możemy być minimalsami 😉
To zupełnie jak z ministrami.
Istnienie ministrów zakłada również istnienie maksistrów. I odwrotnie – mikrostrów.
Jeszcze niedawno był wysyp nanostrów…
To mi przypomniało stare powiedzonko z czasów słusznie minionych:
– Co jest jednostką pomiaru inteligencji? 1 cjant,
– Jakiej wartości odpowiada 1 cjant? Długotrminowej średniej inteligencji społeczeństwa.
– Jak się nazywa jednostka tysiąc razy mniejsza? Milicjant.
Właśnie zaczęłam się zastanawiać, czego jednostką jest w takim razie tyk... 😉
No tak, rozumiem.
Tak na chłopski rozum to czasu, wystarczy posłuchać zegarka.
Czyli polityk – po włączeniu stopera?
Boję się dalej rozważać, po co ten stoper
W najłagodniejszej wersji – na mównicy sejmowej.
Skoro trąciłeś strunę słowotwórczą, to dodam, że mnie nurtuje pytanie, czy polskie feministki-lingwistki akceptują żeńską formę słowa oficer? Albo marynarz i jego żeński odpowiednik… Ktoś ma odwagę wypowiedzieć? 🙂
Oczywiście, oficerka i marynarka. A że te słowa mają homonimy w postaci części ubioru? No trudno. Pilot też może być do telewizora albo w postaci samochodu z błyskającym światłem, prowadzącego ładunek nadwymiarowy
Jak mam wątpliwość, sprawdzam formę potencjalną na zaimki.pl/neutratywy
Już kiedyś o tym rozmawialiśmy:)
Nie chodzi o potępianie feminatyw(ów), ale o sztuczność wielu z nich, słowa powstają, gdy są potrzebne – to podstawowa zasada słowotwórstwa, tworzone na siłę przywodzą nieoczekiwane skojarzenia – mogą deprecjonować, dyskredytować, ośmieszać, wulgaryzować, uprzedmiotawiać. A założeniem jest przecież zamanifestowanie szacunku dla płci.
A, jak rozmawialiśmy, to w porządku 🙂
Nie dalej jak wczoraj usłyszałam lektora czytającego dialog między prowadzącymi śledztwo, który zaczynał się (ni) mniej (ni) więcej tak:
-Pani komisarko, pani komisarko!
Nie wiem, co było dalej – wyłączyłam…
Ale wyłączyłaś z powodu feminatywu, czy dowolnego innego?
Feminatywu.
Nie czujesz zbędności takiego komplikowania dialogu?
Pani niesie wystarczający ładunek informacyjny, że chodzi o kobietę:)
Poza tym formant -ka jest dość niefortunny, bo jego główną funkcją językową jest zdrabnianie:
mała dziewczyna = dziewczyn-ka
młoda panna = panien-ka
Rozumiem skojarzenia.
Niemniej stoję na stanowisku, że uzus to zweryfikuje, tak jak wszystko, niezależnie od intencji twórców.
A mała kierownica to kierownicz-ka…
A jaskółka to mała jaskóła 😉
A Suwałki to małe Suwały (za Wojciechem Mannem) 😉
A Kraków przez pomyłkę kronikarza przepisującego legendę „O Kraku owym” 😉
A tak ogólnie to mam jeszcze dwa skojarzenia:)
Jest taka wyliczanka:
Raz, dwa, trzy, cztery!
Maszerują oficery!
A za nimi oficerki!
Pogubiły pantofelki!
z której wynika, że oficerka funkcjonuje od dawna, natomiast but, o którym zapewne myślisz, Laudate, jest rodzaju męskiego: oficerek🙂
A drugie skojarzenie to cudowny maskulinatyw(?) użyty żartobliwie przez Małgorzatę Musierowicz na drugiego męża mamy – macoch 🙂
Rewelacja ten macoch 😀 aczkolwiek pierwsze skojarzenie to „Awantury kosmiczne” Niziurskiego i woźny Macoch, zwany również Bamboszem. Czo ta pamięć…
Tak:)
Ale Niziurski znany jest z prześmiewczych nazwisk, a u Musierowiczowej użyto tego słowa jako rzeczownika pospolitego:)
A w której powieści to było? Bo nie kojarzę, ale też i przestałem śledzić ten cykl chyba na „Brulionie Bebe B.”
Wydaje mi się, że w Tygrysie i Róży, bo to córka Gabrysi wymyśliła tego macocha:)
Dzięki!
Dziękuję za ciekawe rozwinięcie kontrowersyjnego wciąż tematu feminatyw. Zgadzam się Twoją opinią, że sa one sztucznie promowane i narażają „osoby żeńskie” na śmieszność lub lekceważenie właśnie za sprawą owej nieprzystawalności do języka. Albo do naszych nawyków językowych. Za szybko ta rewolucja pędzi!
PS. Nie jestem wrogiem feminatyw, nieco się tylko zatroskałem nad bezmyślnością ich bezkrytycznego wprowadzania. Ahoj, miła interlokutorko!
Dobry wieczór, Laudate:)
Nie ma za co dziękować, ja o języku mogę aż do zamęczenia 😉
Tak, właśnie ta nadgorliwość najbardziej irytuje.
Ale, myślę, ten bum po jakimś czasie minie, praktycyzm wypowiedzi zwycięży, a nam pozostanie kilka (i tu Quack ma rację, mówiąc o uzuso-weryfikacji) nowych ciekawych słów:)
🙂
Niektórzy z maksistrów poszli dalej, a nawet – nie tędy – umieszczając warkocące r z końcówki między a i k 😉
Dla równowagi zabrali ze sobą leninistów, którzy nie dość, że nie warkocą, to jeszcze się obijają 😀
I to dubeltowo 🙂
Ciesz się, że się nie natknąłeś na zwolenników Fidela! 😉
Ałaaaa!
Nie wiem, czy Farinelli był zwolennikiem Fidela, ale ponoć śpiewał rewelacyjnie 😉
Do odtworzenia skali jego głosu potrzebowano dwojga śpiewaków operowych – sopranu i kontratenora:)
Dużo mnie ominęło przez ten tydzień, ale na Wyspie łatwiej nadrobić brak obecności co przed chwilą uczyniłam. Na Watrowisku już się tak nie da.Jak również na różnych spotkaniach, które mnie ominęły.
Hm, a dlaczego na Watrowisku się tak nie da?
No trudno – mnie też się zdarza wyjeżdżać, czasem nawet poza Unię (jak z tym Egiptem przykładowo).
Nie da się TERAZ dołączyć do Watrowiska, które było w sobotę, albo uczestniczyć w spotkaniu z p. Mazurem.
Natomiast na poprzednie pięterko na Wyspie da się kuknąć.
A, fakt, to wszystko na żywo. Nie skojarzyłem.
Skoro jest lampka to mogę się pożegnać.
DOBRANOC!
Spokojnej, dobranoc i Tobie.
Też już będę umykać, bo jutro gonitwa od świtu:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej, to i ja zmykam, doładować zmywarkę i lulu 🙂
Dzień dobry.
Piękna pogoda za oknem, cała lista rzeczy do zrobienia przede mną 🙂
Pani Gieniu, najpierw pani. Poprosimy!
Witajcie!
Trwanie lutego zniechęca do jazdy na rowerze, ale pogoda dzisiaj wyraźnie to sugeruje!
Słonecznie witam!
Pozdrawiam z Sierczy.
Ależ ci muszą zazdrościć te zwykłe makówki, tak mocno wrośnięte w ziemię! 😉
Oj faktycznie wrośnięcie w ziemię to nie dla mnie.
Cześć cześć. Praca zrobiona, kilka innych spraw załatwionych, w sumie do przodu 🙂
A teraz na przerwę.
Szybciutkiejużzarazdomowe dzień dobry, Wyspo:)
A teraz smyczka w dłoń i umykamy:)
W pierwszej chwili miałem skojarzenie z sekcją smyczkową 😉
Ja też, dlatego (też, drugim powodem była rzetelność – używam tylko jednej) zmieniłam pierwotne „smyczki” na „smyczka” 🙂
Dobry wieczór, Quacku:)
(Dla porządku dodam, że to mógł być jeszcze kolokwialny biernik – „smyczka w dłoń” zamiast „smyczek w dłoń”
)
A ja zawsze mówiłam (i nadal mówię) linewka. To lwowskie korzenie się odzywają u mnie.
Piękne w sensie odmienności słowo! Bardzo mi się podoba!
Linewka czyli smycz?
Fajne. Nie znałam:)
Biorę smyczka w dłoń i podkręcam wąsa!
Ostrzeżenie!
Nie, mój wąs nie jest aż tak bujny, by dało się go podkręcać, to tylko przykład.
😉
Hu-ha!
Po śniadaniu spacer po okolicy Sierczy przy pięknej słonecznej pogodzie.
W Sierczy zawsze odwiedzamy kota Figo.
Szybkie zakupy, szybki obiad i galopem „w gości”.
Winko wypite i oto jestem w domu.
A cóż to za kot? Twój futrzak nie jest zazdrosny?
Taki kot przy stacji benzynowej. Ma legowisko podpisane „Kot Figo”.
Łasi się do każdego i doprasza głaskania.
Florek hm…taż przecież mu nie powiecie, prawda?
Będę milczał jak… jak głaz!
A ja – jak sfinks 😉
Bardzo stosownie w przypadku kota, to wzbudza ich zaufanie!
Zaufanie jest jedną z najbardziej pożądanych zdobyczy.
Nawet gdy (najprawdopodobniej) nigdy nie spotka się ani Florka, ani Kota Figo, warto o nie zawalczyć 😉
Właśnie niedawno miałem okazję przeczytać „Jak wychować człowieka” Barbary Capponi w przekładzie Anny Osmólskiej-Mętrak, poradnik pisany „dla kotów” z punktu widzenia kota 😀 daje do myślenia również w kwestii zdobywania zaufania kotów.
Myślę, że znalezienie się w zasięgu wzroku kota podczas czytania tej lektury może być pierwszym krokiem do zdobycia jego zaufania.
😉
Ho, to brzmi jak Całkiem Miły Wieczór.
Ja miałem tak miło przy gościach, w piątek był wieczór kawalerski (chociaż nie przedślubny, raczej mocno po 😉 ), a w sobotę – odwiedziny w szerszym gronie w restauracji włoskiej, bardzo udane, chociaż jak zwykle o mało nie pękłem (i pozostali też), w zasadzie jeden tylko żal, że jak przychodzi do deseru, to już prawie nikt nie ma miejsce na tiramisu ani pannę cottę 🙂 z tym że potem nie wchodziłem na Wyspę (bo gościny ciąg dalszy).
Może trzeba było wejść, Quacku?
Pobiegałbyś po schodkach, stracił parę kalorii, zrobiłoby się trochę więcej miejsca na słodkości… 😉
Tak z restauracji? I co wtedy by zrobili Wyspiarze, jakby takie zapachy zaleciały na Wyspę, pasta, pizza, focaccia, szynka parmeńska, oliwa i oliwki…
Też biegaliby po schodkach, żeby zrobić miejsce… 😉
Piękna nazwa:)
Miejscownik brzmi jak trzecia osoba czasu teraźniejszego od czasownika „sierczyć” 🙂
Dobry wieczór, Makówko:)
Donoszę, że okoliczne niebo nadal ciemne, ciemne, ale dziś usiane gwiazdami:) tak piękne, że niemal doprowadziło mnie do ornitologicznej katastrofy – mało brakowało, a wywinęłabym dorodnego orła. Na szczęście poprzestałam na startującej jaskółce 😉
A wokół szemrało, szeptało, popluskiwało, bo zwiedzałyśmy sobie okolice Leśnego Potoczka. Podzwaniał sobie zimowo na dość wysokich, ale przyjemnych dla ucha tonach:)
Na pewno zawitamy tam jeszcze, by posłuchać jego wiosennych, letnich i jesiennych przygrywek:)
Dzisiejszego dzionka uskuteczniałam grę w berka, trochę ze słońcem, bardziej ze schodami i klamkami, jutro natomiast przewiduję spore zaludnienie domowe, a co z tych wieszczb wyniknie – sieokaże:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. Skoro potoczek szemrał i popluskiwał, to znaczy odwilż – ale chyba jeszcze nie wiosna?
Spore zaludnienie domowe, to brzmi, hmmm, groźnie 😉
🙂
Tak, jest ciepło (+11 we dnie), ale leśne potoczki rzadko zamarzają. Na Jeziorze wciąż lód, barwy ołowiano-turkusowej, więc do spacerów nie zachęca, ale – jest:)
Nie, tym razem zaludnienie mile widziane, bo jest elementem pewnych planów i nadziei na zmiany:)
Aa, to trzymam wszystkie kciuki! (W jakim SF czytałem o rasie mającej pod dwa przeciwstawne kciuki u dłoni, w związku z czym jej przedstawiciele mogli wiązać sznurowadła – gdyby je mieli – na kokardkę jedną ręką 😀 )
Czytam teraz Dysk Pratcheta, i, jak pewnie pamiętasz, tam Igory mają (między innymi) po dwa kciuki, bo dziedziczenie traktują bardzo… chmmm… chirurgicznie:)
Pratchetta (w przekładzie głównie Piotra W. Cholewy, zwanego również PeWuCem) przeczytałem w całości przez parę miesięcy jako osoba, która nigdy wcześniej nie miała styczności z tym uniwersum. Rodzina bardzo się skarżyła na wybuchy bardzo głośnego rechotu
Tak, cudowny jest:)
U mnie to powrót po latach i po prostu nie mogę się oderwać:)
Jak miło, że dałeś mi pretekst, bym mogła powiedzieć Ci:
dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór, Leno!
Czyżbyśmy potrzebowali pretekstów? Przyznaję, jestem trochę zakręcony ostatnio…
W pewnym sensie:)
Czyjeś zagajenie prowokuje odzagajenie 🙂
To choć jestem sową też się pożegnam, aby Tetrykowi żal nie było.
Dobranoc!
Spokojnej i Tobie! Relaksującego snu!
Spokojnej nocki, Makówko:)
Umykam, dobranoc!
Dobrych snów, Quacku:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Wiosna się trzyma niezłe w tym lutym! 😉
Bry!
Zasadniczo z poślizgiem, gdyż miałem kłopot ze wstaniem, a budzę się powoli dopiero teraz 🙂 za oknem deszczowo, faktycznie coraz bardziej wiosennie; tym bardziej przyda się kawa.
Pani Gieniu, poprosimy
Wiosennie witam!
Dziś w planie miłe spotkanie, knucie biurowe i knucie wirtualne.
Ja mam dość podobne plany… byle się w czasie zmieścić.
Czyżby to samo knucie Tetryku?
Dzień dobry wieczorem. Właśnie skończyłem pracę, dzień pod znakiem wyłaniających się z niebytu nagłych wyzwań, załatwiania spraw i ratowania rozmaitych innych sytuacji 🙂 A żeby było ciekawie, u małżonki to samo – i parę razy się to skrzyżowało. Ale już wszystko opanowane!
Można zemknać na przerwę 🙂
Teraz powiem tylko:
dzień dobry, Wyspo:)
I zabieram Rudą na spacer.
A ja wracam z knucia biurowego na knucie na Zoomie.
Wybory,wybory,wybory..
.
Hmm, no tak, faktycznie, to kampania
trzeba przypilnować.
Te wybory są również bardzo ważne.
Ależ oczywiście!
I po knuciu.
Wiośni się coraz bardziej:)
Lasu ciepłe tchnienia, pomrugiwanie gwiazd zza mgielnych tiuli, westchnienia ciężkiej kry… Nawet ścieżki żywsze, jakby znudzone zbyt długim podrzemywaniem, biegły szybciej i dalej:)
A dzień pracusiowy, ale tak mobilizująco, z widokami na odrobinę satysfakcji:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór!
Zapowiadali już ze dwa razy, że jeszcze ściśnie po tej wiośnie, jeszcze będzie śnieżyć i mrozić, przynajmniej na trochę. A tu nic. I jakoś się nie zapowiada. A wręcz widziałem informację, że możemy oczekiwać strumienia powietrza znad Sahary z piaskowym pyłem (skąd zachody słońca efektowne i samochody na świeżym powietrzu deczko nieświeże) – to raczej śniegu z tego nie będzie.
Szybsze ścieżki mi się podobają 🙂
Znadsaharowe przywiewy?
Kaprysy pogody traktuję trochę jak prezenty – podchodzę do okna, odwijam kolejny dzień, a tam – niespodzianka:)
Dzięki.
Mi też.
Szczególnie takie z górki.
Te to dopiero potrafią galopować 😉
U nas dzisiaj była mniej więcej od połowy dnia mgła.
No ja bym jednak wolał wiedzieć, na co się nastawiać jutro czy w następnych dniach, np. również pod kątem jazdy samochodem?
Ścieżki z górki? TAK! Tylko żeby potem górkę podeprzeć z drugiej strony, tak żeby to „z powrotem pod górkę” zrobiło się też z górki! 😀
Ja bym tak chciała na wycieczkach mieć zawsze po równym albo z górki.
No jest sposób – na samym początku wjechać na samą górkę (samochodem, wyciągiem, kolejką linową).
Tę koncepcję opracowywał już Lasse z Bullerbyn…
Tak mi się właśnie wydawało, że gdzieś już o tym czytałem. To się nazywa dobra tradycja.
Dziś było fajnie – częstosłonecznie:)
Ja nie muszę wiedzieć:)
Pod kątem jazdy samochodem tylko wtedy gdy kroi mi się dłuższa trasa. Choć teraz jednak główne szosy są pod tym względem zadbane – odśnieżane, posypywane.
Abderyci mi się przypomnieli na uwagę o drogach-równoważniach:)
Nam się właśnie kroi trasa – w weekend. Tam, gdzie zwykle, do teściowej.
O! To wypada tylko życzyć maksymalnej przychylności pani Aury:)
Wygląda, że będzie przyzwoicie – bez deszczu i na plusie.
Dobry wieczór, Leno z Krainy Poezji! 😉
W obliczu lutej wiosny ciężka kra wzdycha ciężko: jak na taki czas uczynić się lżejszą, powabną a równocześnie nie zatracić się całkiem w skrupulatnym odchudzaniu?
Tak, myślę, że odgadłeś, Tetryku. Jakbyś przy tym był:)
Co nie zmienia faktu, że były to bardzo melodyjne i miłe dla postronnego ucha westchnienia:)
Jedna z jaćwieskich legend opowiada o niejakich Vingrach – zmiennokształtnych istotach żyjących w Jeziorze. Jeśli zatem jest w tej opowieści choć ziarnko prawdy, myślę, że wspomniany przez Ciebie problem rozpłynie się w pierwszych cieplejszych promieniach słońca albo rozwieje w podmuchach wiatru 😉
Znikłam na trochę, bo musiałam oddać Psiułce, co psiułkowe;)
Cały dzień bez głaskotania? Ani jednego wyrywania z psich paszczęk ulubionej piłeczki?
Ależ to może Rude Stworzenie ochandryczyć na resztę wieczoru… 😉
Jednak Florek jest mniej wymagający.
Koty chyba tak mają.
Inna sprawa, że jak Tifa tutaj zaczyna się czegoś domagać, niekoniecznie głasków czy atencji, to najczęściej w najmniej odpowiedniej chwili…
Nasze koty także umiały upomnieć się o uwagę:)
Tak się jakoś złożyło, że prawie wszystkie nasze zwierzątka były pieszczochami.
Wyjątek stanowiły:
a) przepiękny ultramarynowy bojownik o imieniu Szafirek
b) równie piękny purpurowy bojownik o imieniu Rubinek
c) łaciaty chomiczek, którego po dwóch dniach znajomości przemianowaliśmy z Kłębuszka na Zgryzotka, a po kolejnych dwóch – na Wścieklika 🙂
Czekaj, te bojowniki to rybki, dobrze pamiętam?
Wszystkie chomiczki, które miałem w dzieciństwie (to było jeszcze zanim kochana pani alergolożka zaordynowała testy, z których wyszło, że jestem uczulony na roztocza, również te żyjące sobie radośnie w sierści), były najszczęśliwsze na świecie, kiedy nie zwracało się na nie uwagi. Pomijając karmienie i pojenie.
Tak:)
Nasze pływały w oddzielnych kulach, bo samce mają bardzo rozwinięty gen dominacji, więc walczą ze sobą, oplatając się płetwami tak długo, póki jeden nie zadusi drugiego.
My dostaliśmy kiedyś króliczka-miniaturkę i też okazało się, że wszyscy (oprócz byłego męża, na szczęście, bo było się komu zwierzaczkiem zaopiekować) jesteśmy uczuleni na króliczą sierść. A nazwaliśmy długoucha Maliną, bo miał srebrno-czarne umaszczenie oraz bujne wąsy i bardzo przypominał nam znajomego malarza 🙂
Rany, to prawdziwy zwierzyniec.
My mieliśmy tylko chomiki. Ale bliscy znajomi mieli świnki morskie, drudzy bliscy znajomi – najinteligentniejszą znaną mi spanielkę, a zaś sąsiedzi obok na klatce – sklep ze zwierzątkami, więc na nasz balkon czasami przełaził od nich nieduży żumw, jeden z pokojów mieli zastawiony akwariami (poza najpopularniejszymi niedużymi rudoczerwonymi rybkami nie pamiętam nic innego), a sąsiadka często-gęsto otwierała drzwi z papugą-nimfą na głowie. No, wszystko to raczej domowo-miejskie zwierzaki.
Aa, i ciż sami sąsiedzi mieli pieska – Perełkę, w typie trochę bonończyka, ale raczej z prostą sierścią, tyle że nader bujną (to o tym psie – i podobnych – zwykło się mawiać w rodzinie per „Radamsa!”, jeżeli pamiętasz stosowne fragmenty z „Zimy Muminków” 😀 ) i strasznie jazgotliwego – każde pukanie lub dzwonek do drzwi były anonsowane wysokim szczekaniem zza ściany.
To można powiedzieć, że miałeś przyjemność obcowania ze zwierzakami bez nadmiaru obowiązków 🙂
My mieliśmy jeszcze papużki nierozłączki, też dostanięte, i Smarkactwo ochrzciło ptaszęta Farbką i Szkiełkiem:)
No tak, bez obowiązków, to prawda. Ale i nie na życzenie, tylko od czasu do czasu.
A chomiki, prócz wyżej wspomnianego, bardzo lubiły być głaskane, delikatnie turlane i (niektóre, a było ich trochę) huśtawkowane, to znaczy – przewracane na grzbiet i leciutko kołysane:)
E, to te nasze nie dawały się tknąć, grizzli!
Musi syberyjskie byli… 😉
Rude jest pieszczochem i umie zawalczyć o swoje:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobranoc.
Spokojnej, dającej siły (do knucia 😉 )
Bardzo miło się rozmawia, ale jutro kogutka skoro świt, więc, z żalem, ale – będę się żegnać:)
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Tak, tutaj to samo, dobranoc!
Dzień dobry, dzień się zaczyna z leciutkim, w miarę kontrolowanym poślizgiem. Nie żeby jakaś gołoledź czy coś, nie, wszystko na plusie 🙂
Pani Gieniu, poprosimy jeszcze pod ten plus!
Witajcie!
Dziś dzień poza pracą, bo mam trochę załatwiania…
Witajcie!
Za oknem pochmurne niebo nie zachęca do wstawania z łóżka.
Dobrze, że Gienia motywuje do śniadania.
Pozdrawiam z Świątnik Górnych.
Zaczęło kropić.
Dzień dobry, jak zwykle praca (i norma wykonana), poza tym parę spraw załatwionych online i w realu, generalnie dzień bardzo do przodu.
A teraz na przerwę 🙂
Mój również — jak się nie wiruje w pracy, to dni są jakieś spokojniejsze i bardziej produktywne 😉
A Makówka nadal robi za świątka w Świątnikach?
A Lena z Psiułą buszują sobie bez słowa?
Wywołana do tablicy Makówka odpowiada, że wreszcie zakończyła akcję „rozpakowywanie się”, bo od przyjazdu stale było mało czasu -a to spacerki, a to knucie, a to spotkanka (jedno przy winie, drugie przy piwie).
Dziś było wałęsanie się blisko Krakowa:
Podstolice -Gorzków- Raciborsko- Świątniki Górne.
Cały dzień było pochmurno, bez śladu słońca, gdy zaczęło kropić wróciliśmy do domu.
Pusta walizka może powędrować na szafę.
Czy to pył z Afryki powoduje, że cały czas chce mi się spać?
Nie wiem, może. Fakt, że i ja dziś po obiedzie padłem.
Jeżeli sypnie w oczy, jak Piaskowy Dziadek z enerdowskiej dobranocki, to bardzo możliwe, że dlatego!
Zagapiłam się nieco:)
Tak mnie wciągnęło ważenie i warzenie, że straciłam poczucie czasu. Ale ze mną tak zawsze gdy dorwę się do ziół i przypraw;)
A poważniej – podczas robienia kosmetyków trzeba mieć (bo nie wszystko da się zrobić w rękawiczkach) odkażone ręce, żeby w tynkturach jakiś pędzlak czy inny kropidlak nie zakwitł:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór, Szamanko!
Jasne, że zaklęcia trzeba wymawiać w skupieniu i właściwej kolejności, to i łatwo się w tym działaniu zapamiętać… 😉
🙂
Tak, czysty umysł też warto mieć:)
Po powrocie do domu zastanawiałam się, czym najbardziej dziś u nas pachnie. I już wiem – szamaństwem 😉
Czystego umysłu to ja od jakiegoś czasu nie mam. Czyli nie mogę być szamanką?
To zależy od tego – czy, i – jak często szamasz;)
Najpierw było troszkę prackowo. No, może troszkę bardziej niż troszkę;)
A potem zajęłam się produkcją (uwielbiam to robić) macerat i ekstraktów, bo już mi prawie wszystkie wyszły, i ani się obejrzałam, gdy nadszedł czas spacerku:)
A spacer też był taki troszeczkowy:)
Troszeczkę deszczu, chmur, gwiazd, wiaterku, szybkiego marszu (obie), biegu (jedna z nas), szmerów, plusków i szelestów:)
A teraz siedzę i podgrzewam te swoje maceraty, żeby miały większą trwałość i zerkam od czasu do czasu na wymęczoną Psiułę.
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
Nie wiem, ile dzisiaj posiedzę, ale zmęczyło mnie okrutnie kręcenie (zwykle aż tak to nie, ale dzisiaj dość). Te maceraty i ekstrakty to spożywcze czy kosmetyczne?
Spacer zabrzmiał dzisiaj tajemniczo, im więcej chmur, tym mniej gwiazd, więc tym ciemniej, a wtedy wszystkie szmery, pluski i szelesty mogą brzmieć myląco, a być może nawet podejrzanie.
Ale skoro P. się wybiegała, to zakładam, że udany!
Może siły tracisz, bo księżyca ubywa:)
Właściwie wszystko, co sama wyprodukuję (wyjąwszy może niektóre mydła i środki czyszczące) mogę wylać na siebie albo wlać w siebie:)
Spacer wzrokowo i słuchowo pełen nieoczywistości:) Nie wszystko okazywało się być tym, na co na początku wyglądało… 😉
Dobry wieczór, Quacku:)
Hm, ta produkcja bardzo praktyczna, jak człek pomyli butelki albo etykietki
No i pięknie z tym spacerem, niby ta sama okolica, podobna trasa, a człowiek odkrywa całkiem nową jakość!
Praktyczne i bardzo dekoracyjne:)
Kiedyś zamiast syropu na kaszel łyknąłem mazidła pieprzowego na rozgrzewanie stawów… Ale to nie była produkcja Szamanki, więc wrażenie nie było miłe.
Ojojoj. Takie coś raczej zaogni stan gardła, niż go złagodzi
🙂
Tata mówił mi kiedyś wiersz o nowym służącym, któremu pan nakazał nawarzyć herbaty. Niestety, pamiętam wewnętrzny monolog służącego tylko we fragmentach.
Zaczynało się od pełnego rozpaczy wykrzyknienia:
No nie znał ja, kak prakliatyj czaj warit’!
Potem była litania składników, które wrzucał do wody: marchew, ziemniaki, pietruszkę, trochę masła…
Jak się łatwo domyślić, panu czaj nie posmakował, a niepocieszony służący długo analizował, gdzie popełnił błąd i wreszcie go olśniło:
Na koniec wdrug dogadałsia, czto zabył ja posolit’!
😉
Piękne 🙂
Aczkolwiek dawno temu w Mongolii piłem słoną herbatę (zdaje się że chodziło o uzupełnienie w organizmie wypoconej soli), więc nie tylko taki rosołek…
Tak, też piłam w azjatyckich krajach soloną herbatę, a w Chinach, bodajże, także omaszczoną. Ale jednak – herbatę, nie – jarzynówkę:)
Tak tak.
Swoją drogą, skoro są herbaty ziołowe, ale także np. koperkowa (choćby dla dzieci na wzdęcia), to gdzie się kończy herbata, a zaczyna zupa?
Myślę, że przed odcedzeniem mamy zupę, a po – herbatę. Zbyt duże oczka w sitku dają nam natomiast możliwość delektowania się kompotem 😉
Dobry wieczór, Quacku:)
Fachowe rozstrzygnięcie, dziękuję!
Chyba mnie zmęczenie pokonuje, więc pożegnam się już.
Popółnocne dobranoc, Wyspo:)
Spokojnej. Też umykam, zgodnie z zapowiedzią.
Jak wszyscy to wszyscy to Makówka też.
Dobranoc!
Witajcie!
Rozglądajmy się: co przyniesie nowy dzień? Niechby samo dobro! 🙂
Dzień dobry.
Niestety, być może pośrednio, ale jednak przykrą informacją dla Wyspy, będzie wieść o dzisiejszym pożegnaniu na mławskim cmentarzu Dagi (Danusi), siostry Jaśminki. 🙁
Przykro.Smutno,choć nie znałam.
Dzień dobry, Makówko.
Osobiście, również nie mogę się tu pochwalić jakąś „wielką” znajomością, ale wierz mi na słowo, była cudną osobą. 🙂
Wierzę Lordzie. Szkoda, że piszemy o niej w czasie przeszłym.
Witaj, Lordzie.
Bardzo przykra wiadomość.
Wyrazy szczerego współczucia dla Rodziny i Znajomych.
Dzień dobry, Leno.
Ze swej strony, dziękuję. O wdzięczności pozostałych, choć w domyśle, zapewniam.
Dobry wieczór, Lordzie!
Bardzo to smutna wieść…
Dzieńdoberek! Też jestem za postulatem Mistrza Tetryka!
A na razie zacznijmy od kawy 🙂 Znaczy ją może przynieść na Wyspę pani Gienia, z różnymi innymi dobrociami.
Poprosimy!
Witam !
Wyeksploatowane nieco dzień dobry, Wyspo:)
Po intensywnym dniu pora nieco się zresetować, idę więc zbierać siły przed spacerkiem:)
Spacer,obiad,spotkanie z kandydatem na Prezydenta Krakowa.
Po pracy, norma wykonana, sprawy pozałatwiane, głównie domowe.
A teraz na przerwę.
Quacki kręci, a ja wróciłam do domu i zabieram się za kolację.
Smacznego! (Nawet jeżeli w czasie przeszłym)
Dotarłem i ja do domu.
Smutno! Z siostrą Jaśminki wymieniłem tylko kilka maili, ale dało się z nich wyczuć osobę bardzo empatyczną…
Dobry wieczór, pokręcony wracam 🙂
Popołudniowe przelewanie (nie, wcale nie pustego w próżne) zaowocowało dwunastoma (tyle słoiczków mieści się na dnie gara, w którym podgrzewam maceraty) buteleczkami odstałego specyfiku. Teraz podgrzewa się kolejna porcja:)
A na ekstrakty czszaa będzie dwa tygodnie zaczekać:)
Spacerek natomiast w towarzystwie Leśnego Chłodku. Całkiem miło się wędrowało po wierzbami wysadzanym pagórku i podpatrywało sekrety tarnin, czeremszyn i głogów w nieodzianych jeszcze przedwiosennie czyżniach:)
Rude wytachało z gąszczu Korzennego Skrzata. Bardzo naciskało na zabranie go do domu, ale po dość burzliwej tyra… chmmm… dyskusji, zapadł wnio(nie do końca przyjęty przez aklamację)sek, by jednak zostawić stworka w znanym mu środowisku. Myślę, że kluczowym argumentem nie był rozmiar (70/30), lecz niepewność, czy aby zdrewnienie nie minie Skrzatowi w domowym ciepełku… Rude nie lubi dzielić z nikim ciepełkowej powierzchni;)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
I teraz będziesz opowiadać, jak to miałaś w domu dwanaście słoiczków specyfiku, jak dwanaście butelek jałowcówki?
Będę opowiadać dwa razy dłużej, bo jutro będzie ich dwadzieścia cztery:)
Kiedy przejeżdżały koło mnie po raz drugi, policzyłem je znowu…
A co do spacerku i Skrzata – często się zdarza taka próba porwania?
Tak. Ona wiecznie coś wynajduje i próbuje przemycać, jeśli nie udaje się jej skonsumować na miejscu:)
Ooo, to musi być wpływ terenów nadgranicznych. Widocznie ma jakieś przemytnicze geny!
Najważniejsze, to znaleźć właściwy argument!
Dobry wieczór, Leno!
Och! czyżbym Cię obudziła? 😉
To prawda – bez argumentacji z Rudą ani rusz! Krnąbrna taka… Ciekawe po kim?
Dobry wieczór, Tetryku:)
Kochani to i ja umknę. Dobranoc!
Spokojnej i Tobie!
Noc jest jeszcze młoda wszakże 🙂 Cudny tekst, barokowy taki, pełen ozdobników i słów wyszukanych, a może po prostu odwykłem przez ostatnie lata od tekstów takich lekkich i swawolnych, że jawi mi się barokowym? Dobry wieczór i chyba dobranoc.
Dobry wieczór, Miśku! Witamy! Zajrzałbyś częściej?
Dobry wieczór, Miśku, znany (mam nadzieję, że może już nie) tylko z poprawostronnej zakładki:)
Witaj miśku!
Dobry wieczór i dobranoc!
Cześć, Miśku!
Miło zobaczyć twój pancerz po tak długim czasie!
Quacku, jutro pierwszy. Ty coś wrzucisz, czy ja mam poszukać czegoś na patronackie pięterko?
Bo rozumiem, że reszta odrobinę niezdatna do poszukiwań:)
Na pewno coś bym znalazł, tylko właśnie się zastanawiam, bo ciągnie mnie w stronę tych amerykańskich wierszy Patrona, a tu powinna być jednak zachowana równowaga.
A sumie – mam pomysł i nieamerykański. Wrzucę!
Fajnie:)
Makówka niewątpliwie niezdatna, ale Tetryk?
No, skoro tak pada?
Witam w marcu i dobranoc!
Spokojnej, marcowej (chociaż to zdaje się jakaś sprzeczność
)
Nie bądź drobiazgowy!
Ja? To koty raczej 😀
„Lenin w październiku!” -taki plakat wisiał na AGH.
Ktoś dopisał :
A koty w marcu!
Nowe pięterko już stoi, a ja żegnam się jeszcze na tym – dobranoc wszystkim!
Byłam, zostawiłam ślad, a teraz życzę Ci dobrej nocki, Quacku, i też umykam:)
Wyżej się przywitałam, to tutaj powiem:
miłych snów, Wyspo:)