Wszelkie znaki na niebie i ziemi zapowiadały, że to nie będzie udany wyjazd ☹
Najpierw, dwa dni przed wyjazdem (czyli w czwartek) przyszedł e-mail: hotel zawiadamia, że w związku z nagłą awarią rozpoczął się remont całej strefy basenowej. Do tej informacji i całej sytuacji jeszcze wrócimy, ale ponieważ wybieraliśmy się do tego samego hotelu po raz trzeci, nieźle już znaliśmy to miejsce i nie bardzo wyobrażaliśmy sobie pobyt tam BEZ basenów. Szczęście w nieszczęściu, że hotel ten nie stoi sobie samotnie, ale jest jednym z kilku w kompleksie należącym do jednej korporacji, więc nie było problemu z korzystaniem z basenu sąsiedniego hotelu… Ale plac budowy z ciężkim sprzętem (biuro na miejscu w Gdyni przed wyjazdem: „Ciężki sprzęt? Ależ skąd!” Na zdjęciach zobaczycie, że było inaczej) pod bokiem to jednak nie było ciekawe przeżycie. Na szczęście wszystkich gości tego hotelu kwaterowano w pokojach z widokiem na INNĄ stronę – logiczne, niemniej odgłosy i pył i tak czasem docierały. Ponadto nie dało się zjeść posiłku w „naszej” restauracji, gdzie przywykliśmy jadać na tarasie z widokiem na baseny i morze – aktualnie na plac budowy, zasłonięty do jakichś 2-3 metrów szmacianym ogrodzeniem (ale z tarasu doskonale było widać, co się tam dzieje). Owszem, poskarżyliśmy się na miejscu, pan menedżer potraktował nas z uprzedzającą grzecznością, ale rekompensata dość symboliczna (pozwólcie, że szczegóły zachowam dla siebie).
W każdym razie czwartkowe popołudnie i cały piątek spędziliśmy na nerwowych próbach zmiany hotelu (niemożliwe) albo wycofania się z wyjazdu („Proszę bardzo, ale nie ma mowy o zwrocie kosztów”, powiedziało biuro). Powiedzmy więc, że nie było to idealne rozpoczęcie urlopu. A do tego jeszcze…
W sobotę stawiliśmy się na lotnisku o czasie, pomyślnie przeszliśmy wszystkie procedury lotniskowe, po czym zasiedliśmy w poczekalni przed bramką. Sytuacja z samolotem wygląda tak, że rano rusza on z Marsa Alam, zabiera wczasowiczów kończących pobyt, przylatuje koło południa do Gdańska i tam zabiera tych, którzy dopiero zaczynają urlop, do tegoż Marsa Alam. Nie ukrywam, że byłoby fajniej, gdyby latał odwrotnie – startował z Gdańska, wiózł do Egiptu turystów, zabierał koło południa albo i po południu powracających i lądował z powrotem w Gdańsku po południu/ wieczorem. Wtedy obie grupy zyskiwałyby po pół dnia na miejscu, ale wówczas samolot musiałby nocować w Gdańsku, a to – jak podejrzewam – jest dla kogoś niekorzystne, np. dla linii lotniczych, bo nie wiem, ile kosztuje postój w Gdańsku, a ile w Marsa Alam. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak tygodniowa siatka połączeń… No trudno, wracajmy do naszych baranów.
Siedzę sobie na lotnisku w Gdańsku i śledzę na portalu flightradar24 nasz samolot lecący z Egiptu. Wszystko pięknie i ładnie, wystartował o czasie, przylecieć ma o czasie… Niestety na lotnisku w Gdańsku wieje, i to dość potężnie. Większość samolotów ląduje dopiero za drugim podejściem, a ten nasz próbuje raz, nic z tego, próbuje drugi, niestety również nic – i odlatuje w kierunku Poznania, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa. Nie wolno próbować po raz trzeci (chociaż panie z linii lotniczych próbowały mnie zapewniać, że jest inaczej i samolot zaraz wyląduje; nie lubię takiej ściemy i traktowania klienta jak durnia). Minęło czasu małowiele i oneż panie ogłosiły, że mamy odebrać bagaż, zaraz zostaną podstawione autobusy i zawiozą nas do Poznania. Bałagan przy tym był nieziemski, ale w końcu wszystkich zapakowano do autobusów i pojechaliśmy. W Poznaniu byliśmy koło 19.00, i oczywiście cała procedura od nowa – check-in, kontrola bezpieczeństwa, paszportowa, no, słowem, wystartowaliśmy dopiero koło 21.00 (a z Gdańska mieliśmy o 13.25). Na miejscu, tj. w hotelu, byliśmy o 4.30 czasu lokalnego, wg czasu polskiego godzinę wcześniej.
Potem było już w miarę w porządku – chociaż z różnych źródeł dowiedzieliśmy się, że awaryjna sytuacja z basenami to ściema; turyści z innych krajów narzekali wcześniej na wystrój, nierówne płytki i takie tam, i kierownictwo hotelu zdecydowało o remoncie (czego dowodziły również inne szczegóły) – ale wczasów w tym hotelu nie przestało sprzedawać! Natomiast niemiłą okolicznością było to, że nie przestało sprzedawać pobytów głównie polskim biurom, bo np. niemieckie rodziny w tym naszym hotelu można było policzyć na palcach jednej dłoni. Ciekawe, dlaczego? (Wrrr).
No ale dość tych narzekań. Pobyt wypadł całkiem fajnie, mimo że do środy wiało potężnie, więc snurkowanie było utrudnione: wiatr = fala, fala = mnóstwo paprochów w wodzie + niebezpieczeństwo niekontrolowanego zderzenia z rafą, a rafa w dotyku działa bezlitośnie, jak gruby pumeks, o czym już kiedyś miałem okazję się przekonać na własnej goleni. Korzystaliśmy jednak z basenu, słońca (z wyjątkiem jednego dnia niebo było bezchmurne) i innych przyjemności, jak egipskie jedzenie oraz napoje rozmaite, a też i gościnność obsługi, bo traktowano nas naprawdę przyjaźnie, momentami, hm, jak rodzinę? (I nie ze względu na napiwki, raczej na to, że przyjechaliśmy tu po raz trzeci).
Chodziliśmy na rafę koło hotelu (z pomostu, głębiej) i nieco dalej (z plaży, płyciej, ale też i dzięki temu znakomite światło do zdjęć!). Małżonka zdecydowała się spróbować nurkowania z butlą, wyszła z wody zachwycona, ale zdaje się, że jej uszy i zatoki ucierpiały przy tym nieco. Popłynęliśmy po raz kolejny na wycieczkę na wyspy koralowe Qulaan, ze snurkowaniem i wyjściem na przepiękny, jasny piasek wysp. Były ryby, były ptaki, a także to samo w połączeniu. Cała reszta już chyba na zdjęciach i w podpisach? Te podwodne są trochę pomieszane, bo podwodny aparat resetuje datę przy każdym włączeniu i wymianie baterii, coś tam mu padło, jakaś mała bateryjka podtrzymująca pamięć, zdaje się. Ale akurat w przypadku tych podwodnych czas nie gra większej roli.
No to tak – w tekście narzekanie, a cała reszta na zdjęciach i w podpisach. Wydaje mi się, że jest pewna równowaga, a nawet przewaga po stronie zdjęć (i podpisów), tym bardziej, że liczy się to, jak się kończy – a kończy się pięknymi widokami 🙂
No cóż, początek faktycznie nie do pozazdroszczenia. Jednakże nasz ulubiony ciąg dalszy nie zawiódł!
W klasyfikowaniu ryb jesteś prawie tak biegły jak w ptaszkach 😉
Parę minut mi to zajęło, z internetem i książkami (stamtąd przywiezionymi) w ręku…
1. I dlatego nie latamy samolotem. Wyobrażasz sobie Jakuba w tej poczekalni? Lepiej nie…
2. Ładne ptaszki! Ale tego z rybą nie wrzuciłeś?
3. W ogóle wszystko ładne! Takie pocztówkowe. Serio, bardzo mi się podoba.
4. Ten „nasz hotel”, to trochę jak moje „nasze mieszkanie” w Casti 😀 Trochę mi ulżyło 😉
Uściski z zimowej wywiejni.
AUTOKOREKTA
No jasne, że wrzuciłeś. Ja po prostu ślepa jestem i nie zauważyłam, że są jeszcze 3 strony zdjęć, co zostawię zdecydowanie bez komentarza…
Rybki super. Ciepłego morza zazdroszczę, jak cholera. I chyba pójdę sobie poczytać coś o Południu dla pocieszenia.
Powiem tak, każda woda, której temperatura pozwala swobodnie się zanurzyć, że tak powiem, poniżej pasa (chociaż na logikę zanurzania – właśnie powyżej), jest przyjazna. I tak właśnie tam było 🙂
Nie, no więc Jakub by tę poczekalnię rozniósł, obawiam się 🙁 a jak nie tę, to autobus (z toaletą zamkniętą, ponieważ bagaże się nie zmieściły w bagażniku, więc upchnięto je w toalecie właśnie), a jak nie autobus, to poczekalnię w Poznaniu, gdzie raczej bez sensu czekaliśmy ok. 2 godzin na zapokładowanie. Jeżeli my sami byliśmy bliscy rozniesienia jednego, drugiego albo trzeciego?
A reszta, no cóż, próbowaliśmy po tych wszystkich minusach wyciągnąć coś na plus – i dość się nawet udało, jak widać.
Jeszcze chwila i dogonisz mnie w wynajdowaniu PLUSów 😉
A co do Jakuba, to i tak wysoko zawiesza poprzeczkę, nawet bez dodatkowych atrakcji, więc chyba pozostaniemy kołami na ziemi. Ostatecznie w takim położeniu też można znaleźć różne atrakcje… Czasami 😀
Ale ten potencjalny (kiedyś) Londyn jednak lekko mnie przeraża, bo trzeba będzie sięgnąć autem.
Google pokazuje do tego „naszego” hotelu z Warszawy – samochodem – 4752 km. 54 godziny jazdy, trochę dużo. Ze 6 dni? Syria, hm, nieciekawa do jechania przez 🙁 no i potem jeszcze prom przez Morze Czerwone, mniej więcej z Szarm-el-Szejk do Hurghady. A potem abarot tyle samo. No i jeszcze parę dni na miejscu by się zdało…
Nie, to ja jednak pozostanę przy oglądaniu Twoich zdjęć 🙂
Z przyjemnością!
A zdjęć jest 68, wyselekcjonowanych z, uwaga, nieco ponad 1100 w sumie 🙂 Ale 80 zdjęć czapli by Was potężnie znudziło jednak.
Mówisz?
PS. Dobranocka piętro niżej.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Pacane ale ciepłe:)
Trochę nas smyrgało po dolnych (obie) i górnych (tę drugą) partiach ciała, ale dało się przeżyć:)
Na „ale ciepłe” muszę sakramentalnie zapytać: Czyżby wiosna?!?
W okolicy Krakowa -już zdecydowanie.
Widziałeś (wiem, wiem, bo dałeś polubienie) moje zdjęcia z dziś i wczoraj na fb.
Tak tak. Trochę wcześnie. Jeszcze pewnie pośnieży i pomrozi trochę.
Taka posiwiała lekko wiosna, bo w lasach śnieg nie stopniał:)
Na różnych północnych skarpach potrafi długo leżeć, podobnie jak w lasach właśnie.
Dobry wieczór na Twoim pięterku, Quacku:)
Zdjęcia obejrzałam, poczytałam też, ale odniosę się za chwil kilka, bo muszę jeszcze zniknąć:)
Dobry wieczór. Spokojnie czekam 🙂
Przeczytałam opis, dotarłam do zachwycającego zachodu słońca i proza życia mnie odciągnęła.
Wakacji zazdroszczę, przygód -bynajmniej. Ja każdą podróż przeżywam jako jeden wielki stres nawet jak wszystko odbywa się bez problemów. Choć przed wylotem do Grecji też miałam emocje dodatkowe.
Za chwilę wracam do dalszego oglądania zdjęć.
Wróciłam do oglądania i …zaniemówiłam z wrażenia.
Te rafy, te ryby…zrekompensowały wcześniejsze zawirowania lotniskowe, choć zapewne lepiej byłoby, aby tych zawirowań nie było.
Cudne wakacje!
A dziękuję. Mamy podobne wrażenia, a już to, że w piątek prawie nie wiało i woda była czyściutka, zapewniło przepiękne wrażenia i zrekompensowało wiele z tych początkowych nerwowych sytuacji.
Cudne są te kaniołki(4) z pierwszego bloku. Tylko koszowóz i na grzyby;)
Człapla skwaszona (9) skradła, moim zdaniem, show, ale synogarlica – serce. Przepiękna. Jak wykute z brązu bóstwo.
W drugim bloku dwa ostatnie zdjęcia są niczym aperitif:)
Bo dalej trudno wybrać z tej mnogości niezwykłych barw i kształtów. Podwodny świat jest jednak pełen niesamowitości. Na coś jednak chyba zdecydować się powinnam, więc stawiam na wargacza, ale tylko dlatego, że jakiś czas temu robiłam biżuterię w podobnych kolorach:)
Perypetie rzeczywiście średnio przyjemne, ale – parafrazując – niemiłe dobrego początki, co po zdjęciach wnoszę:)
Kochani padam na nos.
Dwa dni pod rząd wstawałam jak dla mnie „za wcześnie”.
Deszczowa pogoda, trochę się jednak dziś naczłapałam…mówię zatem dobranoc.
Chciałabym, aby mi się przyśnił kolorowy podwodny świat taki jak na zdjęciach Quacka.
Spokojnej!
Ten tydzień mnie wyeksploatował nieco, więc też się już pożegnam:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej wszystkim, umykam także.
No i jest lampka,mogę iść spać
Witajcie!
Niedziela się skończyła, mimo niejakich prób wydłużenia 😉 Znów jesteśmy poddani władzy Ciągu Dalszego
I jak upływa Twój Ciąg Dalszy?
Zawirowany?
Jak korko-ciąg…
Korkociąg daje nadzieję na lampkę czegoś dobrego do picia!
Idea korkociągu (w sensie platońskim) może co najwyżej otworzyć ideę butelki…
Idea wina bardzo mi się podoba. A jeszcze bardziej – wino idealne!
Dzień dobry. Powrót do rzeczywistości jest bolesny, jedyny plus, że wodę do mycia zębów mogę lać z kranu, a nie z butelki… 🙂
Całą resztą zajmie się jednak pani Gienia. Poprosimy!
Pochmurnie witam!
Dobre śniadanie od Gieni mile widziane.
Tu też pochmurnie. I siąpi od czasu do czasu.
Bieganedzień dobry, Wyspo:)
Pogodowo na czwórkę z plusem, działaniowo na… mocną czwórkę;)
Dzień dobry, sampoczątek nowego zlecenia – według planu. Plus pozałatwiane rozmaite sprawy, nawarstwione w czasie urlopu, więc generalnie chyba też mocna czwórka?
A teraz już na przerwę.
Czyli napis na transparencie: WITAJ W CODZIENNOŚCI! z kolorowych literek ułożony:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Tak. To już wolę to HAPPY BIRTHDAY w egipskim hotelu na 50. urodziny
Na pięćdziesiątkę to sobie fundnę coś w typie:
Pół wieku, człowieku… albo Pięćdziesiąt lat minęło jak jeden dzień…
Albo poczekam do pięćdziesiątki czwórki i zażyczę sobie odśpiewania:
Dzisiaj twoje osiemnaste urodziny!
Co z tego, że trzeci raz 😉
Oo, te pięćdziesiąte czwarte brzmią nieźle! Chyba pójdę w tę stronę 🙂
I te trzy torty w perspektywie… 😉
Ooo! Wchodzę w to!
Kiedyś wobec pewnej damy, chóralnie komplementowanej za „wygląd osiemnastki” podbiłem poprzeczkę, mówiąc, że wygląda jak trzy osiemnastki na raz! Eskalacja komplementu została przyjęta raczej chłodno… 😉
Notuję pilnie w kajeciku: „W takich przypadkach nie licytować wyżej!”
Nobody’s perfect…
Dobry wieczór, Leno!
I dobrze. Chodzący ideał byłby nieznośny:)
Przedobrzyłeś… 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
Naspacerkowo zabałamucone dobry wieczór, Wyspo:)
Wieczór całkiem przyjemny, w Lesie powietrze chłodno-wilgotne, ponoć dobre na urodę, więc aplikowałyśmy (z niewiedzy jak lepiej działa) zewnętrznie i wewnętrznie. A na cuda chyba jeszcze trzeba poczekać, myślałam, że do jasnego, ale może do rana, bo w domowym świetle ja poznałam Rudą, Ruda poznała mnie… 😉
Dobry wieczór. A po czym się to spacerowało dzisiaj? Po twardym, po miękkim, po błocie, po śniegu, po lodzie?
Trochę po śniegowo-lodowych wysepkach (tych najwięcej między drzewami), trochę po błocie (na polnej drodze), trochę po asfalcie:) Na lód nie wchodziłyśmy, bo noc i trudno ocenić po ciemku, jak tam z twardością.
Czyli zimowo, w porywach przedwiośniano. Z racji że wysepki, a nie jakaś większa połać.
Tak, czarno-mszyste przebija tu i ówdzie:)
Ale ponoć pani Zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i znowu ma być biało:)
Taa, żeby tylko przyroda na tym za bardzo nie ucierpiała
U nas marzec przeważnie pod śniegiem.
I pąków też jeszcze nic nie puszcza na razie, więc trzeba być dobrej myśli:)
Zobaczymy, ile roślinki tak potrafią balansować, żeby nie pąknąć.
Roślinki bywają mądrzejsze od nas — my łatwiej pąkamy…
Chyba też już pójdę spać, bo widzę, że się zaczynam potykać na schodkach… 😉
Dobrych snów! Niech to nawet będzie idea trzech tortów! 😉
Chciałam zaczekać na Makówkę, ale już nie dam rady:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Miło z Twojej strony Leno!
Już jestem!
Dobranoc!
Spokojnej wszem wobec!
ha! Godzina ta sama, ale mój komentarz jest wyżej.
Ano 🙂
Dzień dobry, dzisiaj już wstanie wymagało nieco wysiłku, a co dopiero obudzenie się!
Kawa w tym pomaga, więc, pani Gieniu, poprosimy.
Witajcie!
Gienię poproszę o mocną herbatę i dobre śniadanie.
Herbata także, więc poranna przytomność umysłu godna wtorku:)
Dzień dobry, Quacku:)
Mam takie pytanko (*a nawet dwa – jak się okazuje) natury chybalogistycznej:
Najpierw wstajesz, potem się budzisz?
Czy to nie jest niebezpieczne? 😉
Dopóki dzieje się to w znanym mi mieszkaniu – nie. Gdyby to było np. w hotelu, to tak. Dlatego w nieznanych miejscach najpierw staram się obudzić, a potem wstaję.
A, to ja w podobnie przyjaznych warunkach mam tak dotelefonu – najpierw idę, potem się budzę 😉
Witajcie!
Dziś zamiast pójść do roboty zrobiłem sobie dzień biegania
Witaj!
Czyli innego rodzaju wirki?
Jeśli wir pracy kręci się zbyt szybko, to dla odmiany rozrusznik w moim aucie kręcił się zbyt wolno i musiałem wymienić akumulator…
I jak się czuje pacjent po wizycie u autoktora?
Dzień dobry, Tetryku:)
Dobrze. Startuje bez wahania! 🙂
Nieoczekiwaniejużdomowe dzień dobry, Wyspo:)
A skoro dobry los (a może bardziej wypada napisać: Dobry Los) podarował mi kilka wolnych chwil, to sobie popojemniczkuję, bo stare koszyki zmieniły właściciela, a powstały po nich nieład w szafkach łazienkowych jest nie tyle twórczy, co – irytujący:)
Podobno to kobiety zwyciężyły w ostatnich wyborach. Idę to sprawdzić w konfrontacji z krakowskimi posełkami…
Ja też, ale ja dopiero na godzinę 18, a Ty?
Podobnie jak wczoraj – norma wykonana, parę rzeczy poza tym załatwionych.
I na przerwę.
Spacerek:)
Po dwóch spotkaniach jestem i pobędę… 😉
Dobry wieczór, jestem z powrotem, pobędę również, jak Mistrz T.
Też się pospacerkowo melduję:)
Pochłodniało ale bezśnieżnie.
Dziś trafiłyśmy do Białego Zakątka, więc apetyt na lutowy śnieg nieco zaspokojony:) Trochę tropów zajęczych, plątanina łosich kopytek, trochę szponów dużych, więc chyba kruczych:)
A wierzby i brzozy jakby odrobinę zziębnięte, a może tylko skromniejsze na tle dorodnych sosen i jałowców:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. A jaka szansa na to, że szpony nie tylko krucze? Nie żeby kruki były be, wręcz przeciwnie, z mojej wiedzy wynika, że inteligencją przewyższają drapole takie jak myszołowy czy bieliki.
Raczej marna tym razem:)
Ewentualnie można by obstawiać wrony mutantki, bo sowy, jastrzębie czy orły mają jednak zupełnie inne ślady:)
A, to okej, szacunek. Zaczaiłbym się za jasnego z aparatem 🙂
Na kruki?
Nie musiałabym jechać do lasu:)
Kiedyś już pisałam, że kruki upatrzyły sobie jeden z Miasteczkowych trawników, a zdarza się, że urządzają sobie spacery na przeddomowym zieleńcu, tym samym, do którego Psiuła rości sobie wszelkie prawa:)
Tyle że one przylatują, kiedy chcą, bez zapowiedzi, o różnych porach dnia i roku:) Odlatują też:)
Och, idealna sprawa dla mnie – miejsce pracy z widokiem na zieleniec i aparat pod ręką 😀
A ja widuję je zazwyczaj, gdy wychodzę:)
Hmm, czyli jest jakaś prawidłowość
Trochę szponów na śniegu dość makabrycznie mi się skojarzyło! 😉
Och, tylko trochę
A i zapomniałam się pochwalić, że pojemniczki zrobiłam i postawiłam w najcieplejszym miejscu podłogi, więc mam nadzieję, że jeszcze dziś zlikwiduję szafkowy nie(po)rządek 🙂
Był myk na Wyspę, teraz będzie myk
Poczekam tylko na lampkę i idę lulu.
Spokojnej!
Jest lampka to mówię dobranoc.
I tu też spokojnej
Jutro (czytaj: dziś) mam taką porannie serduszkową imprezę okolicznościową i muszę być w miarę przytomna, więc:
dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej! Też będę umykał.
Witajcie!

Z okazji Dnia Wszechogarniającego Zakochania Zyczę uśmiechu, poczucia szczęścia i motylków w brzuchu 😉
Dzień dobry, całkiem już obudzony. I tak od razu zaczynamy od czekoladek? 😉
To ja jeszcze poproszę do nich kawę.
Pani Gieniu?
Słonecznie i walentynkowo witam Wyspiarzy!
Dzień dobry, tutaj też całkiem słonecznie! 🙂
Po pracy i – jak zwykle – załatwianiu różności. Ale dzisiaj już coraz mniej ich było.
I na przerwę.
Mroźnie i gwiezdnie:)
I księżycowo, choć odrobinę mgliście nad dookólnym światem:)
Droga podmarzła, więc horrorystyczne nieco odgłosy mlaskania zostały nam dziś oszczędzone i nie musiałyśmy się zastanawiać, czy aby kresem naszej wędrówki nie będzie takie na przykład piekło;)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. Jak podmarzła, to zamiast mlaskania było trzaskanie, nespa? 🙂
Bjęsjuhr!
Trzaskanie (diabelskich bacików?), chrupanie, hurgotanie 😉
Chrupanie też mi się podoba! Tu na razie plusowa temperatura, nawet słonecznie, więc nie ma szansy na chrupanie ani trzaski.
We dnie i u nas było słonecznie z małym plusem, teraz jest -1, a poza Miasteczkiem, tam, gdzie spacerowałyśmy, było -5:)
Co za luty!
Marcowy:)
Ej, to marzec będzie kwietniowy, kwiecień – majowy itd.
To może od razu przesuńmy kalendarz o miesiąc, po co się tak nadwyrężać?
Warte rozważenia:)
Czesi mają kwiecień w maju, czerwiec w lipcu, to czemu my nie moglibyśmy miesiączków popędzić:)
Uwzględnijcie jednak śnieg na Wielkanoc! 😉
Śnieg ukradli płacze Makówka.
Tetryku, masz na myśli ten majowy śnieg, co w 1986 padał na pochód?
Czemu my?
Niech Wielkanoc sama wokół swoich spraw chodzi, w końcu jest ruchoma 😉
Czy mlaskanie jest atrybutem diabła? Bo chyba znam kilkoro podejrzanych…
Samo mlaskanie to nie wiem, Tetryku, ale mlaskanie czarnej maziai na czarnym trakcie czarną nocką jakoś dziwnie jednoznacznie skojarzyło mi się z drogą ku piekłu;)
Ależ Leno, jak tu grzeszyć w takich warunkach?
Niechcący 😉
Będę wkrótce umykać i walentynkowo się żegnać…
Ale na lampkę poczekam:)
A ja się już pożegnam, jeszcze przed lampką, pardon, ale morzy mnie przeraźliwie dzisiaj… Dobranoc!
No to ten… dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Ciekawe, jaką porę roku będziemy mieli dzisiaj? Może komuś przyśniło się coś ciekawego w tę wiosenną, lutową noc?
Dzień dobry, nic mi się nie przyśniło, a w każdym razie nic nie pamiętam
Już załatwiłem od rana parę spraw pilnych, więc czas na (drugą?) kawę.
Pani Gieniu, poprosimy!
Pochmurne dzień dobry!
Jednak potem zrobiło się słoneczko, które zachęciło do małego spaceru.
Było tak ciepło, że widzieliśmy rodzinkę z dziećmi na rowerkach. Dzieciaki były w krótkich spodenkach i podkoszulkach z krótkim rękawem.
Przedspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
Za widna było słonecznie, wiosennie niemal, bo poszarzała zimowo trawa w blasku nieco się szmaragdziła:)
Co do snów natomiast…
Jak myślicie, czy całą noc śnił mi się przyjazd mojej ulubionej (wspominanej tu) kuzynki, a wyrwał mnie z tego snu telefon od tejże kuzynki, że się do mnie w przyszłym tygodniu wybiera? 🙂
Będzie nobelonik z wizyty kuzynki?
Wciąż mam nadzieję, że jednak nie będzie wizyty;)
Ale nawet gdyby, to kuzynki tematem nobelonu nie uczynię, bo jej zachowanie nie wynika z charakteru czy osobowości, a z sytuacji, w jakiej się znajduje. I – tak – jest ono wkurzające, ale na pewno nie do naśmiewania się. Już prędzej stanie się bohaterką obrazka, jeśli zgodzi się, bym to opisała, bo bez zgody osoby zainteresowanej nigdy obrazków nie upubliczniam:)
Mogę natomiast kiedyś wstawić nobelon, o którym jakiś czas temu wspominałam Quackowi:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór, Leno!
Myślę, że nie całą noc, tylko ostatnią snu odsłonę, kiedy kuzynka już łapała za słuchawkę…
Podobno sny sprawdzają się na ogół na odwrót — może ci się upiecze?
Może nie była to cała noc, ale budziłam się czterokrotnie, żeby tę fabułę (nieskutecznie, niestety) przerwać i pierwszy raz była trzecia, a ostatni – wpół do siódmej:)
Nie wyklucza to, oczywiście, wspomnianej przez Ciebie, długofalowej interakcji kuzynki z telefonem:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Wciążprzedwiośnianie w Miasteczku, bo ciepło całkiem i wilgotno nieco.
A plenerzyło się raczej zimowo – odrobinę mroźnie, i gdzieniegdzieśnieżnie jeszcze, i brylancikowo na gałęziach też:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. Pasjami uwielbiam czytać te opisy, zwłaszcza z brylancikami na gałęziach i innymi klejnotami.
Tak, to jest ten rodzaj biżuterii, który najbardziej mi się podoba 🙂
Myślę, że po przymierzeniu Twoje upodobania nieco by się zmieniły, Tetryku 😉
Och (i tu robi się strasznie, adresat dostaje gęsiej skórki, życzliwy uśmiech zamiera mu na wargach, a na szyi zaczynają pracować ścięgna irytacji)! Przypomniałam sobie kolejną baśń o kolejnej Kapryśnej Królewnie
Brrr! 🙂
Cóż, jeżeli chodzi o biżuterię, jestem wyłącznie wzrokowcem, bezpośredni kontakt w tej kwestii mnie nie interesuje.
Nie wiesz, ile tracisz, Tetryku 😉
Dziękuję, Quacku:)
Bardzo miło mi to czytać:)
Zdaję też podobne relacje Smarkactwu. Z wydarzeń dnia codziennego i ze spacerków właśnie, i jeśli czasami tego spacerkowego sprawozdania nie napiszę, dostaję listę pytań, skarg i wniosków, oraz kategoryczne prośby, bym jednak napisała, co na spacerku było:)
Nie ma się co dziwić!
Ym. Mszczą się na mnie mamelkowe surwiwale wakacyjne 😉
Kusi mnie, aby włączyć się do Waszej dyskusji.
Dlatego postanowiłam się pożegnać i wyłączyć laptop.
dobranoc!
Spokojnej!
Jutro mam (chyba że o czymś nie wiem) luz-blues, ale – jak wszyscy, to wszyscy:)
Miłej nocki, Wyspo:)
W niebie same dziury?
Dzień pokazał, że raczej w serze:)
Wielka mnie ciekawość bierze –
skąd się biorą dziury w serze?
Myślę o tym na spacerze,
myślę, kiedy w łóżku leżę,
przy obiedzie, przy deserze –
skąd się biorą dziury w serze?
Przypuszczenia różne mnożę –
może ktoś je wyciął nożem?
Może to są skutki dłuta?
Może piła była tutaj?
Nie?
No to może jest maszyna,
co te dziury tak wycina,
nie?
Ser dziurawy jest jak sito –
może dziury czymś wybito?
Może strzelał ktoś z dwururki
i wystrzelił w serze dziurki?
Może winić trzeba ptaki,
że ten ser dziurawy taki?
Może dzięcioł dziobem pukał?
Może to jest wina kruka?
Może wróble albo gile
wydziobały dziurek tyle?
Nieee?
No to może jakieś zwierzę
buszowało po tym serze?
Może najeżone jeże
urządziły tu wieczerzę?
Może z ZOO przyszedł tygrys?
Może lew te dziury wygryzł?
Także nie?
Wymyśliłam przyczyn sporo,
skąd się dziury w serze biorą,
i wciąż słyszę: – Nie! – i – Nie!
No więc proszę: – Kto z was wie?
Niech zabiorą głos eksperci,
kto te dziury w serze wierci.
Ja – we wszystko wam uwierzę,
nawet w krasnoludka w serze.
(Dziury… – W. Chotomska)
😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dobry wieczór!
Ad ja idę do wujaszka. Wujaszka Wani…
Znowu do teatru?
Witajcie!
W Krakowie kolejny dzień lutej wiosny, nieco jednakże osmożonej…
Dzień dobry, koniecznie muszę się obudzić.
W tym celu wiadomo co. Poprosimy!
Słonecznie, wiosennie witam!
Kochani, zaraz przychodzą goście, więc dzień/ wieczór będę dzisiaj miał pewnie poprzestawiany. Na razie!
Miłego integrowania się, Quacku:)
I – dzień dobry:)
Kochani niedługo wybywam, odezwę się, jak wrócę…
Kochani, póki co jestem. Wybywam o 3. Odezwę się za tydzień.
Zwiedziały się myszy,
że zegar nie słyszy…
Nie wiem, skąd się zwiedziały, ani co usłyszały, ale dzień miałam wizytowy tak ekstremalnie, że jedna z wizyt prze(he!he!)szła na spacerze:)
Tak więc z relaksu na Dysku niewiele wyszło:)
Nic to, może jutro się podyskuję🙂
Dzień dobry, Wyspo:)
Acha…
To takie buty…
No to idę się dospacerkowo cyklować 🙂
Cyklowanie w butach? Hmmm…
No ten… raczej z butów wyrywa. Dwudziesty drugi tom Dysku kończę 🙂
Ależ z Waćpani wytrwała cyklistka!
🙂
I wciąż Cykl o Czarownicach ma u mnie pierwsze miejsce:)
Już wróciłem od wujaszka 🙂
I jak?
Wizyta udana?:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Bardzo udana! Ale kolację sobie sam musiałem zrobić w domu! 😉
Cieszę się, że wrażenia pozytywne:)
Sam? Coś podobnego! Ty też? 😉
Wespół w zespół byłoby przyjemniej… ale ciągle te 8 godzin… 🙁
Można by się wybierać na kolację, a zawitać na śniadanie 😉
Gwiazdy. Księżyc. Cichy wiatr. Szmer gałęzi.
To plenerkowo. I wzgórze, z którego można dostrzec pajęczynę ścieżek w bezlistnym jeszcze Lesie:)
A miasteczkowo, prócz gwiazd i księżyca, jeszcze pierwsze kotki na tych samych, pokazywanych w zeszłym roku, wierzbowych witkach:)
Domowo natomiast zapach drożdżowego ciasta, bo baaaardzo zachciało mi się chałki. Takiej z mnóstwem waniliowej kruszonki i cytrynowym lukrem. Więc upiekłam, a gdy ostygnie, ukręcę lukier, poglazuruję, poczekam, aż stężeje i… pewnie będzie pora iść spać 😉
Gwiezdno-lukrowane dobry wieczór, Wyspo:)
No, dla mnie byłaby to pora sięobżerania!
Jakoś, chorera, opornie stygnie.
Może to dlatego, że ma 43 cm długości, 23 cm szerokości i 8 cm wysokości… 🙂
Dobry wieczór! Dzisiaj dla gości zrobiłem dwie blachy tych tam ciasteczek francuskich (z gotowego ciasta, więc „zrobiłem” się liczy połowicznie).
A opis ze spaceru chyba pierwszy raz taki, hm, panoramiczny, ogólny, pejzażowy, mam wrażenie, że dotąd się skupiałaś na szczegółach (takich jak na koniec te kotki i witki).
Podobno prawdziwego cukiernika poznać po tym jak kończy, nie – jak zaczyna 😉
Panoramicznie, bo dziś z górki było:)
A przeważnie po płaskawym chodzimy:)
A to dziękuję, wszyscy zachwyceni, tylko Junia mniej, bo z owocami nie jada, a czekoladowych z Nutellą zrobiłem eksperymentalnie kilka. Ponieważ eksperyment się powiódł, produkcja będzie kontynuowana przy najbliższej okazji.
A, z górki, no widzisz. Przy widoku z górki kojarzą mi się te przekrojowe malowidła Breugla z dziesiątkami (setkami?) ludzików.
To dalszych sukcesów kulinarnych życzę:)
Pod naszą było pusto, ale Breugel trochę tych obrazów z górki namalował. I rzeczywiście – bywa nawet nazywany Człowiekiem od ludzików 🙂
No to każdy ma swoja specyfikę, malarz – ludziki, a Ty – pusty pejzaż. Z pięknymi detalami 🙂
Dziękuję:)
Tak. Bezludny.
My, zresztą, szukamy bezludności:)
Jak ja nie lubię się pakować!!!
(czy ja już tego nie mówiłam na Wyspie?)
Wpadł syn z bułkami i drożdżówkami na drogę i zadał (głupie!!!) pytanie -po co ci taka duża walizka?
Taż przecież inne ubranie na narty, inne na zwiedzanie Sarajewa, a inne na pogaduszki a inne na ewentualny basen.
O godzinie 3 w nocy muszę wyjść z domu, auuuuu
Nie będę zaglądać na Wyspę, bo Sarajewo to niestety nie UE.
Pomyślności w podróży i podczas zwiedzania!
Kładź się spać czym prędzej, a potem udanego zwiedzania!
Ależ zwiedzanie to przy okazji. Ja tam jadę na narty!
Będziesz zjeżdżać z wilczkiem Vuczko! 😀
Co????
To już tylko cztery godziny… 😉
Udanego pobytu, Makówko:)
I – dobry wieczór:)
Dobry wieczór, jedyne, co ratuje zasiedzianych gości, to to, że to jedni z najmilszych znanych mi ludzi.
Lecę po dobranockę.
Właśnie skończyłam podklejać swoje ukochane buty:)
Pierwszy raz w życiu bawiłam się w szewca i jestem ciekawa, co z tego wyniknie:)
A bawiłam się, ponieważ znany mi od lat i ceniony pan Szewc zakończył swoją działalność, a nowego jeszcze nie udało mi się namierzyć. Tamten był naprawdę dobrym fachowcem. I to wcale nie dlatego, że miał maturę:)
Lampkę poproszę…
Dobranoc!
Pa!
Dobrej i tobie!
Ponieważ zaraz będę lukrować swoją giga-bułę, życzę:
słodkich snów, Wyspo:)
Dobranoc! Ja też umykam.
Jedziemy.
Dzień dobry!
Tu słońce,a u Was jak?
A u nas zadeszczyło… Ty już jesteś tam?
Chorwacja teraz,to jeszcze potrwa.
Witajcie!
Sobota jak zwykle: zakupy, potem śniadanko…
Dzień dobry, wyspane po raz pierwszy od powrotu, zaraz jeszcze zakupy, a potem to już generalnie pobędę.
Ale kawa musi być. Poprosimy.
Już Chorwacja.Jeszcze UE.
Szerokości!
323 km do Sarajewa.
I sienam zrobiła świszcząca sobota, więc po śniadanku głównie kocyk i lekturka, z półtoragodzinną przerwą na spacer.
Zamiejsko wiosny pierwsze nieśmiałe drgnienia leszczynowe i wierzbowe, reszta nieufna, wyczekuje na rozwój pogodowych wypadków:)
W Miasteczku chodniki szczękają płytkami, zieleńce mają gęsią trawkę, nawet kamieniczki zmarznięte. Dobrze że w domu barchanowe klimaty i barhetka w termosie:)
Dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry. Wiesz, ten kocyk i lekturka przywiodły mi na myśl taki więcej letni trawniczek, i na trawniczku ten kocyk i Ty z książką 🙂 ale to chyba jeszcze nie ten czas. No i dalszy ciąg zupełnie jednak tej wizji zaprzecza.
Czyli że znów chłodniej się robi…
Przy odrobinie aktorskiego talentu można w ciepłym pokoju udatnie odgrywać letnie, trawniczkowe opalanie 😉
Mmm, i silna żarówka u sufitu, najlepiej taka, żeby jeszcze trochę grzała… 😀
Są takie, z założenia emitujące i światło widzialne, i podczerwień. Często były używane do oświetlania kiosków zimą…
„Kwarcówka”?
Jakoś tak się to nazywało 🙂
Albo wyobraźni:)
Czemu nie odbierałaś, mamelku?
Bo się bawiłam w słońce na trawniku.
😉
Witaj, Tetryku:)
Cyk… cyk… ten kocyk mnie pokonał:) Sama nie wiem – jak, sama nie wiem – kiedy, zamknęły mi się oczęta i odpłynęłam przy wiatru bajędach i echach przygód Mortimera, ale wcale nie Myszy;)
A kolorystyka wnętrza nie trawiasta może, ale do opalania całkiem sposobna, bo piaskowo-saharowa:)
Witaj, Quacku:)
Zrobiło się dość wysoko, więc zapraszam na kolejne pięterko, na garść wspomnień poteatralnych…
A teraz lecę się teatrzyć:)
Pomyślności!