Minął sierpień, minął wrzesień –
znów październik i ta jesień
rozpostarła melancholii mglisty woal…
Nie żałuję letnich dzionków –
róż, poziomek i skowronków,
lecz jednego, jedynego jest mi żal…
Addio, pomidory!
Addio, ulubione!
Słoneczka zachodzące
za mój zimowy stół!
Nadchodzą znów wieczory
sałatki nie jedzonej –
tęsknoty dojmujące
i łzy przełkniętej w pół…
To cóż, że jeść ja będę zupy i tomaty,
gdy pomnę wciąż
wasz świeży miąższ
w te witaminy przebogaty.
Addio, pomidory!
Addio, utracone!
Przez długie złe miesiące
wasz zapach będę czuł.
Owszem – była i dziewczyna,
i miłości pajęczyna,
co oplotła drżący dwukwiat naszych ciał.
Porwał dziewczę zdrady poryw
i zabrała pomidory –
te ostatnie, com schowane przed nią miał.
Addio, pomidory…
« Coś niecoś z naszych wycieczek... | Gombrowicz przemielony » |
01
lut 2022
Witam:)
Jeden z moich ulubionych tekstów, jeden z moich ulubionych wykonawców i… jedno z ulubionych warzyw:)
Zapraszam:)
Też lubię i tekst i wykonawcę i „to warzywo”.
Korzystam z przerwy na reklamy i wracam do oglądania.
DOBRANOC!
Dzień dobry! Jako dziecko nie rozumiałem połowy słów z tej piosenki, ale ponieważ byłem ambitny, szybko nadrobiłem tomaty i miąższ.
Witaj, Quacku:)
Tomato wywodzi się od hiszpańskiego „tomatl”, a miąższ od omieg/omięg/omiąg – trującej rośliny:) „Omiażdżyć się” – znaczyło „zatruć”. A efekt zatrucia pochodzi od mietły:)
Pozdrawiam:)
Dzięki! Mogę tylko dodać, że słowo „tomatl” przywędrowało do Hiszpanów (razem z rośliną) od Azteków, z Meksyku, z języka nahuatl (a co było wcześniej, to jeden Kukulkan raczy wiedzieć).
Podobnie jak awokado (aguacate) i guacamole (ahuacamolli).
I w sumie – dobrze, że oryginalne znaczenie umyka, bo różnie mogłoby być z popularnością i to zarówno owocu, jak i sosu:)
A „miąższy” oznaczał – gruby i dość zabawnie się stopniował, z tego, co pamiętam: miąższy, mięższy, najmięższy:)
Ale ślicznie się zmienia ta nosówka!
Witajcie!
Zrobiło się pomidorowo i słonecznie!
Jak wiele wspólnych gustów ma nasza „bańka”
Gdyby było inaczej dawno by się ta „bańka” rozprysła.
Witaj, Tetryku:)
Te „słoneczka zachodzące za zimowy stół” są nie do przebicia:)
Także smakowo.
Szare i pomidorowe dzień dobry!
Witaj, Makówko:)
To prawda, zimowe pomidory nie umywają się do tych nasyconych jesienią:)
Witaj!
Miałam na myśli raczej szarość za oknem i szarą rzeczywistość.
A zimowe pomidory to faktycznie nie to, co jesienne.
Dzień dobry


Jeden z moich ulubionych wykonawców
Ale też i jedna z ulubionych piosenek…
Dziękuję Leno za przypomnienie
Dobry wieczór, Miralko:)
Bo nie da się nie rozchmurzyć oblicza, gdy patrzy się na pana Michnikowskiego:)
Przedspacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór, koniec pracy, przerwa.
Już po zoomspotkaniu, ale muszę wyjść na chwilę…
Takie zoomowe knucia mają ten plus, że nie trzeba czekać na tramwaj, autobus itd.
Było miło, ale jednak wolę spotkania w realu.
Lecę na ten zapowiadany spacerek:)
A potem już będę, będę, będę. Aż do z…aśnięcia)
A ja na niezapowiedzianą kolację!
Takiemu to dobrze!
Ty sobie robisz zawsze kolacje zapowiedziane?
Jak sama sobie robię to hm…niech pomyślę…
Pomidor
Piął się dumnie tuż przy rowie
Widać było go w połowie,
Bowiem gęste były krzaki.
Zaniedbany ogród taki…
I przy drodze w ciągłym ruchu,
Lekko biały w rzepów puchu.
Rósł pomidor w wielkim stylu.
Plótł swe pędy na badylu
I wysoko pośród chaszczy,
Czerwone swe kule taszczy.
Coraz do słoneczka bliżej,
Które liście jego liże.
Ogród, chociaż zaniedbany,
Co dzień bywał odwiedzany.
I miał takie to zadanie:
Produkować nam śniadanie…
Ten pomidor… on jest szczwany.
Na śniadanko planowany,
Piął się w górę, lecz za krzakiem!
Obyć się musimy smakiem.
Bowiem tak się skrył przed nami,
Że go nie znajdziemy sami.
Szukać go musimy w grupie…
Ale i tak skończy w zupie!
(Marek Dąbrowski)
Zgubne buty początki
Piął się dumnie tuż przy płocie,

myśląc: „Nie dam się hołocie!
I, by uniknąć motłochu,
będę piął się po trochu!
A gdy słońce mnie ozłoci…”
Cóż, zzieleniał, kończąc w błocie.
Jak pomidor szukał żony
Powiem wam o pomidorku,
co się wstydził już od wtorku.
Cały zrobił się czerwony,
kiedy zaczął szukać żony.
Dwie papryki, trzy porzeczki
oraz cztery wisieneczki
pocieszały pomidora:
„Na wstyd wcale nie jest pora.
Niech się wreszcie pan uśmiechnie,
skoro tak prosimy pięknie”.
Może mowa ta coś zmieni?
Nie – ze wstydu się czerwieni
dalej nasz pan pomidorek.
Na tym mu upłynął wtorek,
potem środa, czwartek z piątkiem
i sobota – z tym wyjątkiem,
że dnia tego już od rana
rozmawiała z nim rumiana
mała pani truskaweczka:
„Witam tu pomidoreczka!
Jakże pan się przy mnie czuje?
Piękny kolor! Ach, winszuję!”
Lecz pomidor, gdy ją widzi,
to co robi? Znów się wstydzi!
Gdzie najlepiej szukać żony?
Wszak zupełnie jest czerwony
jak papryki i porzeczki,
czy truskawka, wisieneczki.
Aż w niedzielę chętnie wbryka
do wielkiego wprost koszyka
i zawstydza wszystkie panie,
zakochując się… w śmietanie.
(Mariusz Szwonder)
Dobranoc wszystkim. Umykam.
Miłych snów, Quacku:)
Śpijcie dobrze, ja też myk, myk do
Dobranoc!
Spokojnych snów, Makówko:)
„Dobranoc, dobranoc, mężczyzno
Zbiegany za groszem jak mrówka.
Dobranoc, niech sny Ci się przyśnią porosłe drzewami w złotówkach…
Dobranoc, dobranoc, niewiasto.
Skłoń główkę na miękką poduszkę.
Dobranoc, nad wieś i nad miasto, jak rączym rumakiem, wzleć łóżkiem…
Dobranoc, dobranoc.
Już czas na sen…”
(„Już czas na sen – J. Przybora)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, od rana trudności, a ja się wyjątkowo śpieszę
zniknęła mi z komputera przeglądarka, z której korzystam. Idę zobaczyć, co się z nią stało.
Ktoś ci zoperował komputer?
Witaj, Quacku:)
To przykre. Mam nadzieję, że już sobie poradziłeś z kłopotem.
Pomidorkowo witam Państwa!
Smaczne i energetyczne powitanie:)
A u nas skrzyście i wciąż dosypuje.
Dzień dobry, Makówko:)
Właśnie deszcz zmywa resztki śniegu. I znów szaro, buro i ponuro…
Z przerwami zaglądam od rana
Czyżby wirki jakoś spowolniły?
A…
„Ten ranek cudowny, uroczy —
Słonko z deszczu przeciera swe oczy,
I promieńmi złotemi, drżącemi
Do zbudzonej uśmiecha się ziemi.”
(„Poranek” – M. Bałucki)
Dzień dobry, Tetryku:)
A tymczasem już zachód przeminął,
niebo znowu zaciąga się zimą,
mrok spowija kulącą się ziemię –
zaraz wszystko, co żywe, zadrzemie…
Dobry wieczór, Leno!
Wnet nas noc weźmie w swoje objęcia.
Księżyc zacznie srebrzyć zaklęcia.
Tylko gwiazdy uroczo swawolne
Będą tańczyć, bo mają wolne;)
Dzień dobry

A u mnie, po wczorajszej odwilży i deszczu, dziś pada śnieg…
Nie wiem jak na południu Illinois, ale tutaj nie jest źle (przynajmniej na razie). Gubernator stanu ogłosił stan klęski żywiołowej… już wczoraj ogłosił, zanim śnieg zaczął sypać…
Według synoptyków ma napadać 8 do 12 cali. To raptem od 20 do 30 cm. Bez przesady – jest zima. Nawet pół metra to nie tragedia…
Widocznie niektórym to tragedia…
Witaj, Miralko:)
I u nas posypuje:)
Może nie tak obficie jak u Was, ale jest minusowa temperatura, więc nie topnieje i mamy za oknami biel:)
Witaj Leno


Trochę nam tego śniegu nasypało, ale tak bez przesady
Co prawda i tak musiałam odśnieżać samochód…
Temperatura też minusowa i też śnieg nie topnieje
W nocy ma jeszcze dosypać… zobaczymy…
Jedyny szkopuł – będę musiała odśnieżać samochód, ale chociaż tego nie lubię, to też nie tragedia
Idę zbierać się do pracy…
Miłego dnia Wam życząc
Spokojnej pracy Miralko!
Wróciłam z zakupów, usiłuję zrobić coś na kształt obiadu dietetycznie i umykam.
Wieczorem się odezwę.
Dziękuję Makóweczko
„Dzień ma swój uśmiech ponętny,
Błyszczącą weselem postać
I ogień życia namiętny…”
(„Dzień i noc” – A. Asnyk)
Dzień dobry, Wyspo:)
Dopiero teraz dzień dobry?
Przeważnie zawituję do sieci po piętnastej:)
A ja właśnie wróciłam z …odeskich katakumb.
Łałała…
Strach się bać;)
Właśnie się od Ciebie dowiedziałem, że w Odessie są katakumby.
A ja właśnie zsiadłem jak mleko, tyle że mleko nie zsiada z rowerku, ale się.
Jak robię melbę z galaretką, to słodkie mleko (bo wolimy zamiast śmietany) też mi się zsiada i na dodatek zawsze jest w formie;)
Melba to moje drugie imię!
Fajnie spotkać inną Łasuchową Duszę:)
Aktualnie ograniczam słodycze (wykres ich spożycia jest zbieżny do zera), ale na ogół doceniam pyszne desery
Jakie piękne i rzadkie użycie przymiotnika „zbieżny” z Dopełniaczem, Quacku:)
Cudo:)
Zazwyczaj używa się Narzędnika:)
Matematyka od kiedy powstała teoria ciągów twierdzi, że jeżeli ciąg jest zbieżny, to jest zbieżny do granicy…
Tak mi się wydawało…
Tak, pamiętam, Tetryku:)
Ale, na przykład, także zdarzenie może być zbieżne do innego zdarzenia, nie tylko – z innym:)
Dobrze Ci się wydawało, Quacku:)
A ta forma rozciąga się też na inne „strefy” zbieżności, tylko mało kto o tym pamięta:)
A któż nie lubi łasować?
Właśnie gotuję obiad na jutro, pakuję się i aby, sobie te czynności uprzyjemnić podjadam czekoladki.
Nie kuś, Duszku Makowy;)
O nie! Dobrze, że po pedałowaniu nie mam ochoty jeść
Mimo to będę już zmykał, bo wolę, żeby mnie nie kusiło!
Dobranoc!
Miłej nocki, Makówko:)
Tobie też miłej!
„Noc ma swój smutek niebieski,
Tęsknotę pragnień serdeczną,
Rozsiewa po kwiatach łezki…”
(„Dzień i noc” – A. Asnyk)
Dobranoc, Wyspo:)
Bryyyy…
Witajcie!
Rozpogadza się – dobry znam dla fruwających Makówek!
Tak!
Dzień dobry, nieco później, pracowo zrobił się nieco luźniejszy dzień, więc pospałem kapkę dłużej.
U nas też z wierzchu posypane, jak cukrem pudrem.
„Płyną biali obłokowie,
Który z nich mi słowo powie,
Słowo lotne, światłe słowo,
Cichą prawdę obłokową?
Czy ten w puchach, srebrem dziany,
Czy ten w pasma półrozwiany,
Czy ten wzdęty, krągło mleczny,
Czy ten wsnuty w blask słoneczny?
Płyną, płyną modrym niebem,
Ni ich witać solą, chlebem,
Ni ich żegnać łzami, kwiatem,
Gdy tak giną poza światem.
Szepcąc słowo, światłe słowo,
Cichą prawdę obłokową,
W tchach zawiei, w snach nadziei,
Panta rhei, panta rhei…”
(„Płyną biali…” – B. Ostrowska)
Biali obłokowie „zrobili mi” ranek, więc nie mogłam się powstrzymać:)
Dzień dobry, Wyspo:)
Melduję, że wróciłam do domu. Nawet było trochę słońca. I piękna zima.
Dobry wieczór, Makówko:)
U nas też pogoda dopisała, więc fajnie się wędrowało po Miasteczku:)
A po powrocie dostałam weny kulinarnej – siedzę i piokę:)
Bułeczki drożdżowe z nadzieniem budyniowym.
Ach, Leno!

Dobry wieczór, koniec pracy na dzisiaj, no i oczywiście przerwa.
„A więc ta cisza. Śnieg i biel,
samotność w ciszy zagubiona,
nie rozstrzelana przez silniki,
nie poszarpana przez telefon,
kropla oliwy na oparzeliznę
słuchu.”
(Ludmiła Marjańska)
Przez ponad dwie godziny wymieniałem dwa wyrwane ze ściany gniazdka. Wywaliłem dwa razy bezpieczniki. Teraz spróbuję zjeść pojedynczą kolację
Witaj, Tetryku:)
Byłeś dzielny:)
I przeżyłeś;)
My kiedyś przykręcaliśmy listwy przypodłogowe i udało nam się trafić na jakieś kable. Zrobiliśmy zwarcie, pozbawiając przy okazji prądu cały pion:)

Z wielką pompą przyjechał jakiś człowiek z elektrowni, dał nam wykład i włączył prąd. Właśnie wsiadał do samochodu, gdy trafiliśmy na kolejne kable i powtórzył się manewr z prądem.
Gość naprawił, co miał naprawić, nawrzeszczał na nas i zapowiedział, że trzeci raz nie przyjedzie.
Przyjechał…
I jak tu nie ufać ludziom!
A nie mogłeś zjeść romantycznie przy świecach?
Chciałam zapytać kto i dlaczego wyrwał gniazdka, ale zapomniałam, że u mnie też takie są. I przecież wiem, że wyrwały się same.
Niczym filip z konopi;)
Też mam jedno takie. Za wersalką, tkwi w nim niewyjmowana od stu lat wtyczka przedłużacza, więc moje też musiało wyrwać się samo… Może chciało w świat…
Czy ja już wspominałem (ze szczegółami), że podczas pedałowania również czytam?
Wspominałeś, że sobie czytasz.
Owszem wspominałeś. To teraz się pochwal co czytałeś dziś.
No więc właśnie, czytam „The Number of The Beast” Roberta A. Heinleina – po polsku to by była „Liczba Bestii”, ale polskiego przekładu nie ma. No i tak jak czytam, to mam chwile pożądania i przerażenia, pożądania na zasadzie „Oj, jak ja bym to przełożył!”, a przerażenia – „Oranyboskie, jak dobrze, że nie muszę tego przekładać!” (bo są tam przepiękne gry słów i konstrukcje i neologizmy i slang).
Ale to jeszcze nic: to jest powieść science-fiction o pewnych osobach podróżujących w czasie i przestrzeni i wszechświatach równoległych. Czyli również np. w takich, które mają alternatywną historię. No i teraz najlepsze: tę powieść wydano w 1980, a w 2020, 40 lat później wyszła powieść pt. „Pursuit of Pankera” tegoż autora (no, już grubo po jego śmierci), która mniej więcej w 1/3 ma ten sam tekst, co ta poprzednia, a dalszy ciąg jest historią kompletnie alternatywną w stosunku do tej poprzedniej powieści!!! I jak skończę tę pierwszą, biorę się za tę drugą (od momentu, kiedy fabuła ulega zmianie).
Brzmi bardzo interesująco, Quacku:)
A jeśli chodzi o żądze, zawsze możesz stworzyć na Wyspie „Kącik Tłumacza” i po fragmenciku je (te żądze) zaspokajać;)
Och, to by było BARDZO po kawałeczku. Nie mówiąc już o prawach autorskich
ani o fragmentach wymagających współpracy z fizykami, specjalistami od szermierki i jeszcze paroma specjalnościami
bo takie są – postaci bardzo szczegółowo tłumaczą fizykę podróży po wszechświatach równoległych i konstrukcję swojego pojazdu.
Małe jest piękne! (por. Haiku i nie tylko…)
No tak, trudniej byłoby, myślę, przeskoczyć problem praw autorskich niż znaleźć specjalistów:)
Jedyna rada – zrobić jak D. Głuchowski z „Metrem”- mieć pomysł i pójść na żywioł z kompetentnymi współtwórcami:)
O to, to, to!
To ja pomyślę. Ale obie książki mają tak z 500 stron, wspólne są pierwsze 152, więc w sumie do zrobienia jest 850. Biorąc pod uwagę, że w zawodowym życiu przekładam ok. 10 stron dziennie, a tutaj skala trudności jest momentami ogromna, to nie wiem, co by to było i jak by to wyglądało.
No i wpisy by trzeba chyba zrobić prywatne
Byłoby super, gdybyś się zdecydował, ale nic na siłę:)
To miałoby Ci sprawiać przyjemność, a nie stać się odrabianiem pańszczyzny:)
Mogę tylko przyłączyć się do prośby


Ostatecznie nie musi to być przekład dokładny – mogą być „wariacje na temat”
I Lena ma 100% rację – nic na siłę… po małym kawałeczku jakoś byśmy dotrwali do końca
Co to, to nie, „wariacje na temat” zamiast przekładu uprawiano 100 lat temu i dawniej, kiedy tłumaczki i tłumacze wybierali z oryginału, co im się żywnie podobało, zmieniali sens, a czasem nawet dodawali od siebie (np. Barbara Beaupre „przełożyła” w 1913 r. „Braci Karamazow”, obcinając 200 stron i tym samym zmieniając wymowę powieści – a wydawnictwo MG ten przekład wydało w 2014 r., nie informując czytelników, z czym mają do czynienia; zapewne chodziło o kasę, prawa autorskie do tego przekładu wygasły, toteż wydawnictwo nie musiało nikomu zań płacić).
Interesujący pomysł się rozwinął.
Też już znikam. Wycieczka wymusza wczesne (tzn. wczesne jak na mnie) wstawanie.
DOBRANOC!
Dobrej nocki, Makówko:)
„Co dzień o innej porze
noc klęka na dworze,
gwiazdami się pleni
i obiecuje, że się już nigdy nie zmieni…
A potem
Ramiona rozpościera i liśćmi ciężko szeleści nad płotem.
Albo z płaczem ros i słowika, i gwiazd ostrych zgrzytem
-łamie wszystkie przysięgi i staje się świtem.”
(„Noc” – K. Iłłakowiczówna)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Piękne
dobranoc, umykam.
Witajcie!
„Iwona, księżniczka burgunda”
Zaczynamy piątek. Dobrej passy teatralnej c.d.: dzisiaj
Dzień dobry, dzisiaj całkiem przyjemnie, chmury wysoko i nawet udało się wstać w miarę przyzwoicie.
Witajcie!
Udało się dotrzeć do domu, ale wkrótce również wybywam na spotkanie z księżniczką Iwoną
A ja skończyłem pracę na dzisiaj, teraz przerwa.
„Czasem jest pełno ludzi po to
aby głębsza była samotność
tak bardzo jestem sama
że nawet mnie ze mną nie ma”
(„Wieczór” – A. Kamieńska)
Już jestem:)
Choć dzień rzeczywiście był biegany.
A pani Anna jakoś mnie nagle zainspirowała do poetyckich wspominków:):
Lubię, gdy wieczór z nocą flirtuje.
Sama się wtedy sobie znajduję…;)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Wróciłam ze spotkania z księżniczką Iwoną. I Gombrowiczem.
Komentować nie będę, bo dużo lepiej zrobi to Tetryk.
Dobry wieczór, Makówko:)
Po duchowej uczcie (jeśli w odniesieniu do pana gie… – no, nie lubię go, chyba to jedyny twórca, do którego nawet wartość twórczości nie jest w stanie mnie przekonać – można mówić o duchowości), znaczy, jesteś?
Ale mi się zdanko ułożyło:) W sam raz na egzamin z opisówki:)
A ja może wreszcie, bardzo prozaicznie, pójdę na spotkanie z lodówką:)?
Tetryk skomentuje po kolacji, a niby czemu nie miałyby zaistnieć 2 głosy? Zresztą zróbmy inaczej — jutro spróbuję wstawić nowy wątek na temat ostatnich doświadczeń teatralnych…
Ja byłam na TAKIEJ kolacji przed teatrem, że w ogóle nie jestem głodna.
To jest doskonały pomysł z pięterkiem teatralnym.
Tym bardziej teraz nie ma sensu nic pisać, dopiero jutro pod wątkiem w komentarzach.
Ja jeszcze ostatnio (tzn. 6 stycznia tego roku) byłam w teatrze KTO oprócz tych „naszych” wyjść. Więc mogę dopisać parę słów.
Super, Makówko:)
A ja nie dotarłam do lodówki:) Łyknęłam bułę z budyniem, popiłam kakaem z buziaczkiem, i chwacit, jak mawiała Baboczka:)
Tetryku, a propos nowych wątków, czemu mi na Wyspie zniknęła możliwość wstawiania obrazka i nie otwierają się kategorie?
U mnie ( w kartce…) zniknęła mi możliwość ustawiania rozmiaru czcionki…
Ogólne chlip…
A pomysł z theatrum experientia bardzo fajny:)
Aby wstawić obrazek, dodajesz blok „Obrazek” i to działa

Natomiast rozmiar czcionki rzeczywiście zniknął… poszukam
Dzięki:)
Sprawdzę przy kolejnym wpisie z „obrazkiem”:)
I gdybyś jeszcze przy okazji tym „kategoriom” się przyjrzał, byłabym wdzięczna, bo lubię porządek:)
No to dojechałem. I zsiadłem itd.
Jak widoki na trasie;)?
Dobry wieczór, Quacku:)
Otóż widoki – a właściwie lektura – taka, że trochę mi mina zrzedła, jeżeli chodzi o wczorajsze rozmowy. W powieści pojawiają się rozmowy na temat filozofii (solipsyzm, różnica między wyobraźnią a rzeczywistością – co, kiedy spotykają się bohaterowie dwóch różnych powieści, i dla każdego z nich ich własna rzeczywistość jest rzeczywista, i każde z nich „wie”, że ten drugi jest postacią z książki?) i to jest jednak trochę ponad moje możliwości.
Ale może chociaż jakieś fragmenty?
Poprosimy, chociaż jakieś fragmenty.
Na to liczymy
No to spróbujemy, ale nie obiecuję konkretnej daty.
Quacku, każda wędrówka w świat „Liczby Bestii” za Twoim pośrednictwem będzie przez, myślę, nas wszystkich, z wielkim zainteresowaniem czytana.
Z filozofią (a także teoriami światów równoległych, tych papierowych z perspektywy jednych i realnych z perspektywy drugich) w miarę moich skromnych możliwości mogę spróbować się zmierzyć, ale w sensie merytorycznym, nie – bezpośredniego tłumaczenia:)
A pierwszym chyba w historii literatury bohaterem, który miał świadomość, że jest kreacją, był Deadpool:) Nie tylko monologował do czytelników, ale polemizował także ze swoim (S)Twórcą-Rysownikiem:)
I przychylam się do Twojego poglądu – albo tłumaczyć wiernie (oczywiście z dopuszczeniem pewnych lokalnych niuansów, jak na przykład w „Shrekach”) albo nie nazywać tego tłumaczeniem, a… bo ja wiem… pastiszem? inspiracją?
Inspiracja chyba najbliższa tego, o czym myślę.
W romantyzmie autorzy dawali podtytuł „Naśladowanie z…” (np. Byrona). Czasem jak próbuję podejść do poezji, to mógłbym tak to zapodtytułować.
Z poezją sprawa jest trochę inna i – bodaj, czy nie – trudniejsza.
Mnie osobiście stosunkowo najłatwiej tłumaczy się wiersze z niemieckiego. Francuski jest trudniejszy, głównie przez oksytoniczny akcent wyrazowy. Podobnie jest w j. czeskim z akcentem inicjalnym. Ale najwięcej kłopotu mam z tłumaczeniami poezji w j. rosyjskim. Tam to już kompletna kaskaderka (akcent ruchomy), a chciałoby się jednak zachowywać tę piękną melodykę utworów:)
Choć czasem bawię się w takie luźne przekłady i też nazywam je sobie „inspiracjami”, przeważnie pozwalam sobie na to z wierszami wolnymi:)
To ja też wkrótce.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko:)
„Gwiazdy spadają w dal jedna za drugą
Niby łzy nocy bezgłośne i senne,
A każda ciemność znaczy jasną smugą,
Co płynie za nią, jak echo promienne…”
(„Gwiazdy spadają” – B. Ostrowska)
Gwieździstych snów, Wyspo:)
Bryyy
Przestało padać!

Dzień dobry, pospane przy sobocie!
Witajcie!

Po zakupach, biegnę na śniadanko
Ale super wycieczka!
No to pięknie!
A jak pogoda? Bo tutaj taki wczesny marzec, wiatr, deszcz i zimno.
„Niebo odmienia się, choć wieczór nie ścichł,
wiatr jeszcze szepce, nim uśnie.
Niebo fioletem szeleści.
Wiatr – już nie wiatr – uśmiech.”
(„Muzyka ulicy Złotej” – J. Czechowicz)
Przelotne dzień dobry, Wyspo:)
Wracam dopiero do domu.
Zapraszam na nowe, teatralne pięterko…
Dziękuję wszystkim za udział w pomidorowej uczcie i lecę poczytać o Iwonie:)