« Tęsknota... Żeńskie dłonie »

Majowa Dziewczyna

Wszystkim Mamom:)

majowa dziewczyna

jestem majowa dziewczyna
pogłaszczę cię po głowie
czy tak się miłość zaczyna
nie wiem nie odpowiem

jestem majowa dziewczyna
otoczę cię ramieniem
czy tak się miłość zaczyna
nie odpowiem nie wiem

wiesz w maju jak to w maju
słodyczą świt rozbuchnie
serca czegoś stają

ze szczęścia czy z rozkoszy
wieczorem wietrzyk dmuchnie
i wszystko rozproszy

Kiedyś Dzień Matki wyglądał inaczej…

Kwiaciarnie omijało się szerokim łukiem. Przede wszystkim ze względu na notoryczny brak funduszy.
Kwiaty jednak musiały być – trzeba więc było szukać innych sposobów…

Pod kościołem, od rana do wieczora, na drewnianych stołeczkach wysiadywały babcie.
Przed nimi, na gazetach nakrytych ręcznikami leżały istne cuda…
Brązowe, twarde jak kamień obwarzanki powiązane włochatym, tak mocnym powrózkiem, że łatwiej było przepiłować zębami precelek niż przegryźć oporny sznurek. Bo gdzieżby tam komu się chciało rozsupływać zaciśnięty węzeł…
Kolorowe lizaki-koła. Tak duże, że nie dało się ich włożyć do buzi. Równie pstrokate, co – niesmaczne. Słodkie i twarde, za to zostawiające ciężkie do zlikwidowania, czerwone zacieki wokół ust i dziwną, piekącą goryczkę na języku…
Jakieś kogutko-, zajączko-, misio-, pszczółko-podobne, zrobione z Bóg wie czego okropieństwa, paskudne w smaku, ale barwne, więc przykuwające uwagę.
Niby-landrynki – (nie)zjadliwie zielone, czerwone, żółte… Cukierki bez smaku, bez zapachu, za to naznaczone zastygniętymi odciskami palców domorosłego cukiernika-hobbysty…
I… karmelowe lizaki w kształcie łezek, posypane niebieskim makiem, prawie czarne, pachnące spalenizną. Ni to słodkie, ni – gorzkie, z tym nieodmiennie zaskakującym, zatopionym w nich patyczkiem-zapałką, którego siarczany łepek farbował palce, pozostawiając długo niezmywalny dowód, że jednak znowu było się pod kościołem i wydało tych parę groszy na straganowe smakołyki...
Bo kupowanie czegokolwiek od babć było surowo zabronione.

W Dniu Matki też biegło się po lekcjach pod kościół.
Tyle, że nawet okiem nie rzucało się na kuszące rarytasy.
Bo w małych, cynowych wiaderkach i metalowych, niebieskawych miseczkach napełnionych wodą było coś znacznie ważniejszego: bez, konwalie i stokrotki.
Tego Dnia to tam tłoczyło się i popychało, ściskając w garści drobniaki i wyliczając, czy wystarczy…

Na bez nabierało się tylko raz. Potem już wiedziało się, że po całym dniu w upale drobniutkie fioletowe krzyżyki osypią się w momencie, gdy weźmie się je do ręki. A przecież chciało się obdarować Mamę czymś najpiękniejszym, a nie kilkoma suchymi badylami ze smętnie zwisającymi liśćmi.
Konwalie, mimo że najdroższe – cieszyły się największym powodzeniem. Były to mini-wiązanki zrobione z pięciu, sześciu zielonych pałeczek z mikrymi dzwoneczkami, szczelnie owinięte jasnozielonymi liśćmi. Omotane ordynarną, grubą jaskrawą nitką przywodziły na myśl baleroniaste wyroby z dymiącej na całą okolicę wędzarni, ale nad estetykę przedkładało się osiągalność towaru.
Trójbarwne pędzelki stokrotek były równie mizerne. Biała niteczka boleśnie (jak się sobie wyobrażało) wrzynała się w cienkie łodyżki i smętnie ociekała wodą.

Liczyło się więc te swoje oszczędności i podchodziło do najmniej zajętej pytlowaniem babci z grosiakami na wyciągniętej, niezbyt czystej ręce.
Ta najpierw inkasowała należność, a potem pozwalała wybrać bukiecik. Oczami. Zazwyczaj i tak dawała jakieś mizeractwo, a gdy próbowało się protestować, słyszało się zniecierpliwione burknięcie, albo nie słyszało się nic – babcia zajmowała się następnym klientem.

Czasami pęczki były dwa razy droższe lecz bardziej okazałe.
Brało się wtedy jeden na spółę i szło do pobliskiego parku. Szukało się zacisznego miejsca, przysiadało na ławce, rozplątywało się ostrożnie nitkę i sprawiedliwie – kwiatek po kwiatku – dzieliło wszystko na pół.
Uszkodzona konwalia albo ucięte tuż przy główkach stokrotki wetknięte między te dobre były wielkim powodem do smutku. Rozdzielone stroiki nie wyglądały już tak imponująco, gdy zamiast spodziewanych siedmiu, ośmiu kwiatków miało się do dyspozycji cztery, pięć…
Reszta była do wyrzucenia, a reklamacji babcie, niestety, nie uwzględniały.

Po wszystkim maszerowało się jeszcze na miasto, ściskając w ręce Kwiatki Dla Mamy.
Zazwyczaj te eskapady trwały na tyle długo, że przychodziło się do domu z bardzo już wymęczonym wiechciem. Gnało się więc chyłkiem do szafy i wyciągało dodatkowo wysmarowaną w wolnej chwili laurkę.
Potem szło się do Mamy i trochę drżącym, skruszonym głosem wypowiadało się życzenia, wyciągając przed siebie ten, pożal się Boże, bukiet.
I wtedy twarz zagniewanej za spóźnienie Mamy rozjaśniała się uśmiechem i wpadało się prosto w Jej objęcia…
A po obiedzie jadło się przepyszny sernik z wiśniowymi konfiturami, piło gorzką, dorosłą herbatę i zaśmiewało do łez z żartów Taty, zerkając od czasu do czasu na wazon z przepięknymi czerwonymi różami, które jakimś tajemniczym sposobem co roku pojawiały się na stole…

318 komentarzy

  1. Lena Sadowska pisze:

    Jutro Dzień Matki i z tej okazji życzę wszystkim Mamom wielu przepięknych chwil i radości:)
    Mam nadzieję, że moje wspomniątko pozwoli nastroić się odpowiednio do nadchodzącego Święta:)

  2. Quackie pisze:

    Dzień dobry, po pracy-m, więc tylko zaznaczam, że na przerwę.

    Po powrocie na pewno się odniosę bardziej merytorycznie!

  3. Tetryk56 pisze:

    Witaj, Leno! Trochę poknułem i dopiero jestem.
    Bardzo dobrze czyta się te twoje formalnie bezosobowe, a treściowo bardzo osobiste wspomnienia z dziecięctwa! Brawo!
    Co do obchodzenia „dni dedykowanych”… ludzie mają rozmaite potrzeby emocjonalne. W dobrym, stabilnym układzie rodzinnym obchodzenie okazji jest miłą, niezbyt istotną ozdobą. Gdy ta harmonia zanika lub nie istnieje, bywa okazją do pogłębiania zadrażnień.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Tetryku:)

      Dziękuję.

      To prawda, wiele zależy od relacji.
      Gdy lubi się ze sobą być, każdą chwilę można uczynić piękną, miłą, przyjemną.
      A kiedy się nie lubi…

      Pozdrawiam:)

  4. Makówka pisze:

    Ciekawe wspomnienia Leno. Ja miastowe dziecko kwiatka kupowałam w kwiaciarni, a potem wręczałam jakąś laurkę. Ale podobnie jak u Bożenki nie było zwyczaju celebrowania tego święta gdy byłam dzieckiem.
    Natomiast zawsze pamiętałam o mamie gdy już mieszkałam osobno i sama byłam matką.

    Jestem już w swoim pokoju, bo do tej pory było bieganie -rejestracja, jakieś druki, ankiety, pielęgniarki, karteczki na posiłki, lekarz itd.
    Wszędzie kolejki, zamieszanie.

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Makówko:)

      Też jestem miastowe dziecko:) Głównie zimowo, ale jednak:)
      W młodszych klasach robiliśmy w szkole laurki i specjalne przedstawienia dla Mam:)
      A o Dniu Matki przypominał mi zawsze Tata, bo byłam dość roztrzepanym dzieckiem.
      Potem Mama odeszła, a ja i tak kilka razy do roku obdarowywałam Ją kwiatami i laurkami. Robię to do dziś, i, nie wiem, czy dasz wiarę, ale moje Laurki Dla Mamy są coraz ładniejsze:)

      Cieszę się, że w tym galimatiasie znalazłaś chwilkę na moje wspomnienie. Mam nadzieję, że wypoczniesz i się zrekonwalentujesz jak należy:)

      Pozdrawiam:)

  5. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, jestem. Na słodycze od małego byłem pies, więc te wspomnienia dotyczące lizaków, cukierków i innych słodyczy zapamiętałem zgoła inaczej Wink1 Delicious a może to po prostu były inne słodycze? Thinking

    Natomiast w kwestii kwiatków, tak konwalie też były w użyciu. A czasami polne kwiatki, bo liczyła się pamięć Pleasure

    • Lena Sadowska pisze:

      Jeszcze raz dobry wieczór, Quacku:)

      Ja nigdy nie byłam amatorką słodkiego, ale, jako że „dla towarzystwa Cygan dał się powiesić”, nie takie rzeczy jak jedzenie podkościołowych frykasów się wyczyniało w grupie:)

      Kiedyś chciałam nazbierać kaczeńców, ale nad rzekę „nie wolno” było bardziej, więc wybierałam jednak stokrotne babciusie:)

  6. Makówka pisze:

    Kuracjuszka mówi dobranoc!

  7. Lena Sadowska pisze:

    Ależ zmokłyśmy przez te dwadzieścia minut spaceru:)
    Trafiłyśmy na nocne oberwanie chmury.
    *piętnaście minut, ale i tak wystarczyły, byśmy obie ociekały wodą:)

    • Quackie pisze:

      Tak w nocy? Niebywałe, zwykle na noc się uspokaja!

      • Lena Sadowska pisze:

        To był taki majowy deszcz. Ciepły, krótki i bardzo intensywny.
        Już nie pada:)

        • Quackie pisze:

          To miłego suszi… albo suszenia!

          • Lena Sadowska pisze:

            Zdecydowanie wolę suszenie:)
            Byłam małą dziewczynką, gdy pierwszy raz spróbowałam sushi. Nie posmakowało mi wybitnie, więc kategorycznie odmówiłam dalszej konsumpcji, z bardzo poważną miną tłumacząc Rodzicom, że nie chcę się zamienić w fokę:)

  8. Lena Sadowska pisze:

    „Ona mi pierw­sza po­ka­za­ła księ­życ
    i pierw­szy śnieg na świer­kach,
    i pierw­szy deszcz.

    By­łem wte­dy mały jak mu­szel­ka,
    a czar­na suk­nia mat­ki szu­mia­ła jak Mo­rze Czar­ne.”
    („Spotkanie z matką” – K. I. Gałczyński)

    Szumiących jak morskie fale snów, Wyspo:)

  9. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Bardzo miłe wspomnienia Approve
    Jako dziecko (w szkole podstawowej) robiłam laurki. Kwiatki zbierało się na łące, albo w ogrodach (często sąsiadów) Wink
    Bo chociaż mieszkałam w mieście (bardzo blisko dworca PKP w Białymstoku), to nie tak daleko była łąka…
    A co do „odpustowych” słodyczy… najlepiej pamiętam karmel otoczony w maku. Takie pałeczki… twarde w środku, ale bez patyczka Delicious

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Miralko:)

      Dziękuję.

      Też nam czasami pozwalano zerwać kilka żonkili lub narcyzów, gdy byliśmy w niewielkiej grupce:)
      Mieliśmy bardzo miłego Pana Sąsiada, który na Dzień Matki przycinał bez i rozdawał dzieciakom gałązki, jeśli tylko bez chciał współpracować i zakwitał odpowiednio wcześnie:)

      Jak pisałam wyżej, nie przepadałam za słodyczami, ale w gromadzie wszystko smakuje, nawet nieumyty rabarbar wprost z ogródka, pokrojony w kostkę i posypany cukrem:)

      Pozdrawiam:)

      • miral59 pisze:

        Witaj Leno Delighted
        My nie pytaliśmy o zgodę naszych sąsiadów… nocą, przed Dniem Matki, wyłaziłyśmy z siostrą przez okno, o umówionej z innymi dziećmi porze i szłyśmy w „obchód” po cudzych ogrodach. Rodzice byli przekonani, że śpimy… zrywaliśmy kwiaty, wypatrzone w dzień. To była frajda, chociaż teraz wiem, że to zwykła kradzież. Ale jako dziecko nie myślało się o tym…
        Co do słodyczy… jak Mistrz Q, byłam kiedyś pies na nie. Mogłam zjeść niemal wszystko, co tylko było słodkie. Chociaż jeśli chodzi o owoce i warzywa, też nie byłam wybredna. Marchewki, czy rzodkiewki, wyrwane z grządki, wystarczyło ostukać z ziemi i się jadło. Owoce jadło się prosto z drzewa, czy jak porzeczki, maliny i agrest prosto z krzaka. Oczywiście nieumyte… Wink Jakoś nikt od tego nie chorował… Pleasure
        Od szkoły podstawowej zawsze coś trenowałam i zapotrzebowanie na jedzenie było ogromne. Jak sobie pomyślę, ile potrafiłam w siebie wcisnąć, to aż robi mi się niedobrze Wink
        Pozdrawiam cieplutko Delighted

        • Lena Sadowska pisze:

          Och! I nam zdarzało się nie pytać o zgodę właścicieli, gdy obrodziły czereśnie albo truskawki:) Mówiliśmy wtedy, że „idziemy w orendę”…

  10. Makówka pisze:

    Słoneczne witam!

  11. Quackie pisze:

    Dzień dobry, a tu pogoda taka sobie.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień dobry, Quacku:)

      U nas wiatr przegania chmury, więc przeważnie jest słonecznie, ale temperatura niewysoka – 12 stopni:)

  12. Makówka pisze:

    Do 15 czerwca nie będzie pakowania i bycia 'w drodze”

  13. miral59 pisze:

    Deszczowe dzień dobry Happy-Grin
    Pada Delighted Dobrze, że w środku tygodnia. Do pracy mogę jechać i w deszczu. Nie robi mi to różnicy. A że nie pracuję na zewnątrz, to tym bardziej…
    Wszędzie jest tak sucho, że deszcz przyda się wszystkim roślinkom. No i mam korzyść – nie muszę podlewać Happy-Grin
    Zbierając się do pracy, miłego dnia życzę Wyspiarzom Delighted

  14. Tetryk56 pisze:

    No ładnie, znów się nie przywitałem! A dzień będzie biegany cały…
    Witajcie! Delighted

  15. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, przerwa, ale po niej jeszcze trochę pracki, bo byliśmy z kotką u weta, a potem jeszcze coś załatwić.

  16. Quackie pisze:

    No to ja skończyłem przerwę i do pracy, ale na Wyspę, jak zwykle, popatruję… (a za chwilę jeszcze wrzucę dobranockę).

  17. Eliza F, pisze:

    Makówko napisz jak Ci tam jest ? Chodzi o zabiegi i czy to prywatnie? .Okolice są przepiękne i bardzo je lubię . Proszę o odpowiedz .Kocham ziemie przemyską i dalsze okolice .Trzymaj się zdrowo ,korzystaj z okazji i napisz do nas .Pozdrawiam i życzę skutecznych zabiegów i miłego pobytu Serducho

  18. Makówka pisze:

    Zrobiłam długi komentarz i wtedy bach -„wykryto zmianę sieci”, Internet uciekł i wszystko znikło.

    Pierwszy dzień kuracjuszki upłynął bardzo miło i wesoło.
    Piękna pogoda, zabiegi, spacer „do miasta”, zakupy, piwo w kawiarni, dużo śmiechoterapii.

  19. Tetryk56 pisze:

    No, to już jestem w domu po dwóch zebraniach 🙂

  20. Makówka pisze:

    DOBRANOC!

  21. Quackie pisze:

    Umykam również, dobranoc!

  22. Lena Sadowska pisze:

    „Kolego śpiących – szanowny Księżycu!
    Poeci robią marzyciela z ciebie.
    A ty zwykłe litery
    piszesz wciąż na niebie.”
    („Księżyc” – J. Twardowski)

    Dziś księżyc w kształcie pięknego, okrąglutkiego „o”, więc snów pełnych zadziwień i zachwytów, Wyspo:)

    Dobrej nocki:)

  23. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziś jechałem już tylko 3 kwadranse. Znaczy, wracam do życia! Happy-Grin

    • Lena Sadowska pisze:

      Brawo:)

      Ale nie spoczywaj na laurach, jutro spróbuj dojechać w czterdzieści pięć minut;)

      Dzień dobry, Tetryku:)

      • Tetryk56 pisze:

        Staram się poprawiać wyniki! Jak zejdę w pobliże teleportacji, nie omieszkam się pochwalić! Overjoy

        • Lena Sadowska pisze:

          Z tego, co mi wiadomo, proszek Fiuu załatwia sprawę. Jeśli masz kominek.
          W innym wypadku stawiałabym na świstokliki:)

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry, z nadzwyczajnej pełni – nici (bo chmury).

    I teraz też chmury.

    A w sercu ciągle maj Wink1

  25. Makówka pisze:

    Witam Wyspe!

  26. Makówka pisze:

    Witam, dziękuję za przywitanie.
    Jestem już po wszystkich zabiegach na dziś.
    Po obiedzie,po herbatce wyszłam korzystać z słońcoterapii.
    TooHot!

  27. Quackie pisze:

    Kuniec pracy i przerwa. W międzyczasie lało.

  28. Makówka pisze:

    Słońcoterapia zaliczona (wyglądam bardzo patriotycznie, bo mam fragmenty zupełnie białe i fragmenty bardzo czerwone).
    Wróciłam z piwoterapii, zrobiłam prysznic, wlazłam do łóżka i dopiero teraz miałam czas włączyć laptopa.

  29. Quackie pisze:

    No to jestem, zaraz pewnie zacznę szukać dobranocki.

    A jutro jadę na drugą porcję Moderny, więc mogę być z opóźnieniem.

  30. Makówka pisze:

    Ja też już się pożegnam.

    lulu

  31. Lena Sadowska pisze:

    „W muszelkach twoich dłoni
    ocean śpi spieniony,
    więc przystaw je do ucha
    i słuchaj, słuchaj…”
    („W muszelkach..” – J. Cygan)

    Dobrej nocy, Wyspo:)

  32. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Byłam ostatnio w Elgin i widziałam zadrzechnię (po angielsku to Carpenter bee). Nawet nie wiedziałam, że takie pszczoły są Delighted Wygryzają dziury w drewnie i tam zakładają sobie gniazdko. Te akurat robiły sobie dziurę tuż nad garażem…
    Biedny Mark Weary Bardzo długo (kilka lat) walczył z dzięciołami, które mu dziurawiły dom (drewniane części). Jak dzięcioły się uspokoiły, to teraz dla odmiany ma pszczoły, a właściwie zadrzechnie…
    On tego nie słyszał, bo słuch mu już nie dopisuje, ale ja słyszałam wyraźnie jak gryzły drewno… chrobot szedł całkiem wyraźnie Amazed

  33. miral59 pisze:

    Dodam jeszcze, że podgatunków tego owada jest ok. 400. W Polsce występują dwa: zadrzechnia fioletowa i zadrzechnia czarnoroga…
    Znalazłam w internecie, bo Mark podał mi tylko angielską nazwę… Delighted

  34. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Przetrwać 8 godzin – i weekend! Pleasure

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień dobry, Tetryku:)

      Choćby świat walił się na głowę, jedno jest pewne – niezmiennie, co tydzień przychodzi weekend:)

      • Tetryk56 pisze:

        Nie jestem pewien, czy to taka odwieczna instytucja… Tydzień to owoc podziału miesiąca księżycowego, ale nawet gdy ta obserwacja zadomowiła się na dobre w umysłach pradawnych ludzi, to koncepcja (obowiązkowego) wypoczynku w jeden z dni tygodnia jest z pewnością znacznie młodsza.

        • Lena Sadowska pisze:

          Toteż użyłam czasu teraźniejszego, nie przeszłego;)
          Choć – z drugiej strony – teoretycznie „koniec tygodnia” nadchodził bez względu na świadomość bądź brak świadomości o jego istnieniu:)

          • Tetryk56 pisze:

            Sęk w tym, że o ile tydzień, jako 7 kolejnych dni, można uznać z byt obiektywny, to jego początek (zatem i koniec) są czysto umowne. I jeśli ktoś w środę zapowie „przyjdę za tydzień”, to koniec tego tygodnia wyczekiwania wypadnie w kolejną środę…

            • Lena Sadowska pisze:

              Czy ta umowność początku i końca kłóci się jakoś ze stwierdzeniem, że – tak czy siak – oba nadejdą:)?

      • Makówka pisze:

        Leno ja jestem w tym wieku, że weekend nie był czymś oczywistym, gdyż soboty były pracujące, a potem była wolna jedna sobota w miesiącu.

        • Lena Sadowska pisze:

          Jako osoba z nienormowanym czasem pracy używam słowa „weekend” w znaczeniu: „koniec tygodnia”, a nie: „okres wolny od pracy trwający od piątkowego popołudnia do końca niedzieli:)”

          A tak na marginesie – zawsze bardzo bawiła mnie nielogiczność sformułowania „pracująca sobota”. W tym ogródku są też inne tego typu „kwiatki”: „szyjąca igła”, „przechodząca choroba”, „krzyczący kolor”:)

          • Makówka pisze:

            Leno!
            Oczywiście rozumiem, że masz inny punkt widzenia, ale wg WIKI
            weekend (ang. week – tydzień, end – koniec) – okres wolny od pracy i nauki trwający od piątkowego popołudnia do niedzieli włącznie.

            A jeśli chodzi o „pracującą sobotę” w mowie potocznej używa się często takich mało poprawnych skrótów myślowych. Powinnam była napisać „pracowałam we wszystkie soboty, a później jedną w miesiącu sobotę miałam wolną od pracy w zamian za pracowanie w inne dni 15 minut dłużej”.

            • Lena Sadowska pisze:

              I tak oto niewinne żartobliwe zdanko stało się zarzewiem bardzo poważnej dyskusji o „końcu tygodnia”:)
              Dobrze, że nie napomknęłam nic o „końcu świata”:)

              Moja definicja „weekendu” w drugim znaczeniu podoba mi się bardziej niż wikowa:)

              „Robocza”, Makówko, „robocza sobota” brzmi poprawnie i… krócej;)

  35. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Właśnie nieśmiało wychodzi słońce!

  36. Makówka pisze:

    Deszczowo witam!

  37. miral59 pisze:

    U mnie się znacznie ochłodziło i pada. To dobrze, grunt, żeby weekend był słoneczny… Delighted I wcale nie musi być gorąco… tak ok. 20 C wystarczy, jak na moje potrzeby Wink
    Jak będzie – zobaczymy.
    U nas długi weekend, bo w poniedziałek jest Memorial Day (Dzień Pamięci), czyli coś w rodzaju naszego Święta Zmarłych…

  38. miral59 pisze:

    A już za tydzień, 6 czerwca mamy 40 rocznicę ślubu… aż uwierzyć trudno, że tyle lat jesteśmy razem Happy
    I co się dziwić, że znamy się, jak przysłowiowe, łyse konie Overjoy

  39. Lena Sadowska pisze:

    „Piątek
    błyszczy jak miedziana obrączka
    – bez wartości ale przecież bez niej
    nie byłaby nic warta cała twoja szuflada…”
    („Liryczny obraz tygodnia” – St. Jurkowski)

    Zalatane dzień dobry, Wyspo:)

  40. Makówka pisze:

    Umykam. Na piwo. Lokalne. ROZTOCZE CHMIELOWE.

  41. Eliza F, pisze:

    Mistrzu Q dziś odpuść sobie prace i wypoczywaj a jak lepiej się poczujesz to nadgonisz Zdrówka życzę i pozdrawiam :).

  42. Eliza F, pisze:

    I tego ci Mistrzu Q życzę Happy-Grin

  43. Makówka pisze:

    Też się pożegnam, dobranoc!

  44. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  45. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wybywam na zakupy, a potem – zobaczymy,co dzień przyniesie.

  46. Makówka pisze:

    Witam słonecznie!
    Po śniadaniu i jednym zabiegu.

  47. Quackie pisze:

    Dzień dobry, nieco mętne i z bolącą ręką, poza tym w miarę, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.

  48. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Ma być słoneczny, choć chłodny (16C). Wybieramy się na prerię…
    Ale najpierw śniadanie Delicious
    5 rano, więc czas się zbierać i w drogę Delighted
    Miłego dnia Wam życzę Delighted
    I pozbycia się wszelkich dolegliwości Pleasure

  49. Lena Sadowska pisze:

    „Poranków sobotnich tak mi trzeba,
    gdzie słodki rogalik w moim sercu, w ustach,
    gdzie kawa mruczy zamiast mnie,
    gdzie wstaję, a język mam ciut ociężały.”
    („Słodka sobota” – L.P. Nagy
    tł. A. Górecka)

    Dzień dobry, Wyspo:)

    • Tetryk56 pisze:

      Twoje usta pachną radośnie poezją! Wink

      • Makówka pisze:

        A moje usta za chwilę będą pachnieć kolacją.
        Ależ ja jestem prozaiczna!

        • Lena Sadowska pisze:

          Witaj, Makówko:)

          Czwartkowo:
          „… smażona kaszanka z cebulą,
          lub odwrotnie, różniąca się
          w zależności od położenia geograficznego
          tylko nazwą (nie zapachem ani smakiem),
          a zatem, może też być: krwawa kiszka
          albo po staropolsku: k r u p n i o k.”
          („Tydzień w domu mieszkalnym prowincjonalnego miasteczka” – R. Mierzejewski)?
          😉

          • Makówka pisze:

            Witaj Leno!

            Używam określeń kiszka albo kaszanka zamiennie.
            Dziś na kolację były cztery plasterki wędliny, sałatka z selera i herbata.

            Dlatego po obiedzie byłyśmy w sklepie, aby sobie coś kupić na drugą kolację.

            • Lena Sadowska pisze:

              No tak, bo:

              „…głody to kres, czarne powietrze;
              Błękitne dzwonienie;
              – To żołądek, który mnie ssie.
              To cierpienie.”
              („Święta głodu” – A. Rimbaud
              tł. St. Papp)

              My mówimy „krupnioki” albo kaszanka:)

      • Lena Sadowska pisze:

        Dzień dobry, Tetryku:)

        „Mówię ładnie? I melodyjnie?
        Zdania perlę jak z pereł kolię?”
        („Sen złotowłosej dziewczynki” – J. Tuwim)
        😉

  50. Quackie pisze:

    Dzień nie taki znowu dobry.

    Jeżeli objawy po szczepionce przypominają osławioną „mgłę covidową” chociaż trochę (a mam powody przypuszczać, że tak), chociaż mam nadzieję, że miną po ustawowych 48 h, to to jest coś potwornego. Że ramię boli, to jedno, że gorączka w ciągu dnia, to inna sprawa, jest zresztą paracetamol, to się da kontrolować. Ale kompletne ogłupienie, ogłuszenie, poczucie, że umysł działa na ćwierć gwizdka, to jest po prostu straszne. Gdybym zachorował, nawet niekoniecznie w formie ciężkiej, z respiratorem, ale właśnie z objawami „mgły”, to totalnie nie mógłbym pracować. I to by było straszne.

    Idę dalej leżeć martwym bykiem.

    • Tetryk56 pisze:

      Trzymaj się! To minie!

    • Eliza F, pisze:

      A może tu jest Ci potrzebna kontrola lekarska i nie ma co zwlekać Weary Ja bym dzwoniła na pogotowie Ty zrobisz jak uważasz co dobre dla Ciebie . Trzymaj się :).

    • Makówka pisze:

      To Twoja pierwsza czy druga dawka? Jaką szczepionką? Bo nie pamiętam.
      Pracę dziś i (być może) jutro musisz odpuścić.
      Oby przeszło jak najszybciej.Kciuki trzymam.

      Misio

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Quacku:)

      Bardzo współczuję i też trzymam kciuki, by jak najszybciej wszystko wróciło do normy.

    • Quackie pisze:

      Bardzo dziękuję, druga dawka. Ponoć przy Modernie druga jest gorsza. Jestem przekonany, że minie najdalej jutro. Jeżeli w poniedziałek, najdalej wtorek, jeszcze będzie się coś działo, oczywiście że pójdę z tym do lekarza.

      Dobranoc.

  51. Eliza F, pisze:

    Leno Ty zawsze mówisz pięknie ,tylko nie zawsze to co byśmy chciały usłyszeć . Ja dziś piekłam i gotowałam bo jutro wpadnie moja najmilsza sercu dziewczyna i chcę ugościć a co ważne zabierze do W-wy gotowce dla syna i wnuka .Od godziny się relaksuję muzyką .Zaczęłam od Garou i Esmeraldy a skończyłam na Żurawli Dymitra Chworostowskiego .Wiem ,że mnie rozumiesz :).Pozdrawiam Ciebie i Wyspiarzy Wink

  52. Eliza F, pisze:

    Leno jesteś WSPANIAŁA Cmok

  53. Tetryk56 pisze:

    Quacka złożyło, to może Pełagjeju od Leny potraktujemy jako piosnkę na dobranoc?

  54. miral59 pisze:

    Wróciliśmy z prerii Delighted
    I chociaż niewiele ptaków spotkaliśmy, jestem zadowolona. Połaziliśmy parę godzin po świeżym powietrzu i to najważniejsze Pleasure
    A jutro skoro świt wybieramy się do Olney… pod południową granicę Illinois. Ma być słonecznie – to czemu nie Happy-Grin

    • Tetryk56 pisze:

      Udanej wycieczki! 🙂

      • Makówka pisze:

        Też życzę udanej wycieczki.

        • miral59 pisze:

          Dziękuję Wam Cmok
          Już kiedyś tam byliśmy, ale wtedy było gorąco i wszystkie białe wiewiórki się pochowały. Nawet miejscowi byli zdziwieni, że żadnej nie ma… może tym razem będą… Thinking
          Według tego co podaje internet, mieszka tam spora populacja tych albinosów, ale jakoś nie mieliśmy do nich szczęścia Weary

  55. Makówka pisze:

    Dobranoc!

    kordelka

  56. miral59 pisze:

    Miłej niedzieli Wam życzę Delighted
    Rano raczej nie będę miała czasu zajrzeć na Wyspę… musimy wcześnie wyjechać. To ponad 400 km, a więc daleko i długo się jedzie (z postojami ok. 5 godz. w jedną stronę).
    Teraz tak sobie pomyślałam, że trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby taki kawał jechać na te dwie-trzy godziny… Crazy
    Ale cóż… jak żona się uprze… Wink

  57. Lena Sadowska pisze:

    „Nastała noc, spragniona wymian
    Mroku na dreszcze w półśnie rosy.
    Dąb bałwochwalczo wierzy w Tymian,
    We wpływ Tymianu – na niebiosy.”
    („Srebroń” – B. Leśmian)

    Snów o srebrnych myszkach i jabłoniach, Wyspo:)

  58. Makówka pisze:

    Pochmurnie witam!
    Q jak się czujesz?

  59. Makówka pisze:

    Zjadłam śniadanie, w niedzielę zabiegów nie ma.
    Zimno, deszcz, miałyśmy zrobić wycieczkę do cerkiewki i… pozostaje łóżko, laptop, telefon, książka, radio, telewizor.

  60. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    W Krakowie przynajmniej nie pada, ale wyspać się można, a co?

  61. Tetryk56 pisze:

    A przy okazji – czy ktoś ma jakiś pomysł na wpis patronacki?

    • Lena Sadowska pisze:

      „Nim wstanie dzień”?
      „Dobra pogoda na szczęście”?
      „Czasem chce się do człowieka”?

      Tylko może ktoś inny by pogospodarzył, bo, myślę, Leny raz na miesiąc wystarczy:)

  62. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jest już lepiej niż wczoraj, ale nadal trochę waty naokoło mózgu. Zakładam, że do jutra minie. Ramię boli nadal, chyba trochę mniej.

  63. Makówka pisze:

    Kropi,ale jednak poszłyśmy na spacer.

  64. Lena Sadowska pisze:

    Dziękuję wszystkim za wspólny spacerek po Krainie Wspomnień i zapraszam do kolejnego – tym razem w Zakątki Nieznane:)

    Pozdrawiam:)

Skomentuj Eliza F, Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)