Wszystkim Mamom:)
majowa dziewczyna
jestem majowa dziewczyna
pogłaszczę cię po głowie
czy tak się miłość zaczyna
nie wiem nie odpowiem
jestem majowa dziewczyna
otoczę cię ramieniem
czy tak się miłość zaczyna
nie odpowiem nie wiem
wiesz w maju jak to w maju
słodyczą świt rozbuchnie
serca czegoś stają
ze szczęścia czy z rozkoszy
wieczorem wietrzyk dmuchnie
i wszystko rozproszy
Kiedyś Dzień Matki wyglądał inaczej…
Kwiaciarnie omijało się szerokim łukiem. Przede wszystkim ze względu na notoryczny brak funduszy.
Kwiaty jednak musiały być – trzeba więc było szukać innych sposobów…
Pod kościołem, od rana do wieczora, na drewnianych stołeczkach wysiadywały babcie.
Przed nimi, na gazetach nakrytych ręcznikami leżały istne cuda…
Brązowe, twarde jak kamień obwarzanki powiązane włochatym, tak mocnym powrózkiem, że łatwiej było przepiłować zębami precelek niż przegryźć oporny sznurek. Bo gdzieżby tam komu się chciało rozsupływać zaciśnięty węzeł…
Kolorowe lizaki-koła. Tak duże, że nie dało się ich włożyć do buzi. Równie pstrokate, co – niesmaczne. Słodkie i twarde, za to zostawiające ciężkie do zlikwidowania, czerwone zacieki wokół ust i dziwną, piekącą goryczkę na języku…
Jakieś kogutko-, zajączko-, misio-, pszczółko-podobne, zrobione z Bóg wie czego okropieństwa, paskudne w smaku, ale barwne, więc przykuwające uwagę.
Niby-landrynki – (nie)zjadliwie zielone, czerwone, żółte… Cukierki bez smaku, bez zapachu, za to naznaczone zastygniętymi odciskami palców domorosłego cukiernika-hobbysty…
I… karmelowe lizaki w kształcie łezek, posypane niebieskim makiem, prawie czarne, pachnące spalenizną. Ni to słodkie, ni – gorzkie, z tym nieodmiennie zaskakującym, zatopionym w nich patyczkiem-zapałką, którego siarczany łepek farbował palce, pozostawiając długo niezmywalny dowód, że jednak znowu było się pod kościołem i wydało tych parę groszy na straganowe smakołyki...
Bo kupowanie czegokolwiek od babć było surowo zabronione.
W Dniu Matki też biegło się po lekcjach pod kościół.
Tyle, że nawet okiem nie rzucało się na kuszące rarytasy.
Bo w małych, cynowych wiaderkach i metalowych, niebieskawych miseczkach napełnionych wodą było coś znacznie ważniejszego: bez, konwalie i stokrotki.
Tego Dnia to tam tłoczyło się i popychało, ściskając w garści drobniaki i wyliczając, czy wystarczy…
Na bez nabierało się tylko raz. Potem już wiedziało się, że po całym dniu w upale drobniutkie fioletowe krzyżyki osypią się w momencie, gdy weźmie się je do ręki. A przecież chciało się obdarować Mamę czymś najpiękniejszym, a nie kilkoma suchymi badylami ze smętnie zwisającymi liśćmi.
Konwalie, mimo że najdroższe – cieszyły się największym powodzeniem. Były to mini-wiązanki zrobione z pięciu, sześciu zielonych pałeczek z mikrymi dzwoneczkami, szczelnie owinięte jasnozielonymi liśćmi. Omotane ordynarną, grubą jaskrawą nitką przywodziły na myśl baleroniaste wyroby z dymiącej na całą okolicę wędzarni, ale nad estetykę przedkładało się osiągalność towaru.
Trójbarwne pędzelki stokrotek były równie mizerne. Biała niteczka boleśnie (jak się sobie wyobrażało) wrzynała się w cienkie łodyżki i smętnie ociekała wodą.
Liczyło się więc te swoje oszczędności i podchodziło do najmniej zajętej pytlowaniem babci z grosiakami na wyciągniętej, niezbyt czystej ręce.
Ta najpierw inkasowała należność, a potem pozwalała wybrać bukiecik. Oczami. Zazwyczaj i tak dawała jakieś mizeractwo, a gdy próbowało się protestować, słyszało się zniecierpliwione burknięcie, albo nie słyszało się nic – babcia zajmowała się następnym klientem.
Czasami pęczki były dwa razy droższe lecz bardziej okazałe.
Brało się wtedy jeden na spółę i szło do pobliskiego parku. Szukało się zacisznego miejsca, przysiadało na ławce, rozplątywało się ostrożnie nitkę i sprawiedliwie – kwiatek po kwiatku – dzieliło wszystko na pół.
Uszkodzona konwalia albo ucięte tuż przy główkach stokrotki wetknięte między te dobre były wielkim powodem do smutku. Rozdzielone stroiki nie wyglądały już tak imponująco, gdy zamiast spodziewanych siedmiu, ośmiu kwiatków miało się do dyspozycji cztery, pięć…
Reszta była do wyrzucenia, a reklamacji babcie, niestety, nie uwzględniały.
Po wszystkim maszerowało się jeszcze na miasto, ściskając w ręce Kwiatki Dla Mamy.
Zazwyczaj te eskapady trwały na tyle długo, że przychodziło się do domu z bardzo już wymęczonym wiechciem. Gnało się więc chyłkiem do szafy i wyciągało dodatkowo wysmarowaną w wolnej chwili laurkę.
Potem szło się do Mamy i trochę drżącym, skruszonym głosem wypowiadało się życzenia, wyciągając przed siebie ten, pożal się Boże, bukiet.
I wtedy twarz zagniewanej za spóźnienie Mamy rozjaśniała się uśmiechem i wpadało się prosto w Jej objęcia…
A po obiedzie jadło się przepyszny sernik z wiśniowymi konfiturami, piło gorzką, dorosłą herbatę i zaśmiewało do łez z żartów Taty, zerkając od czasu do czasu na wazon z przepięknymi czerwonymi różami, które jakimś tajemniczym sposobem co roku pojawiały się na stole…
Jutro Dzień Matki i z tej okazji życzę wszystkim Mamom wielu przepięknych chwil i radości:)
Mam nadzieję, że moje wspomniątko pozwoli nastroić się odpowiednio do nadchodzącego Święta:)
Dzień dobry, po pracy-m, więc tylko zaznaczam, że na przerwę.
Po powrocie na pewno się odniosę bardziej merytorycznie!
Dobry wieczór, Quacku:)
Merytorystycznie się mówi.
Chyba…
😉
Meteorytycznie!
No i dałeś się merytorycznie podpuścić!
🙂
Witaj, Leno! Trochę poknułem i dopiero jestem.
Bardzo dobrze czyta się te twoje formalnie bezosobowe, a treściowo bardzo osobiste wspomnienia z dziecięctwa!
Co do obchodzenia „dni dedykowanych”… ludzie mają rozmaite potrzeby emocjonalne. W dobrym, stabilnym układzie rodzinnym obchodzenie okazji jest miłą, niezbyt istotną ozdobą. Gdy ta harmonia zanika lub nie istnieje, bywa okazją do pogłębiania zadrażnień.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dziękuję.
To prawda, wiele zależy od relacji.
Gdy lubi się ze sobą być, każdą chwilę można uczynić piękną, miłą, przyjemną.
A kiedy się nie lubi…
Pozdrawiam:)
Ciekawe wspomnienia Leno. Ja miastowe dziecko kwiatka kupowałam w kwiaciarni, a potem wręczałam jakąś laurkę. Ale podobnie jak u Bożenki nie było zwyczaju celebrowania tego święta gdy byłam dzieckiem.
Natomiast zawsze pamiętałam o mamie gdy już mieszkałam osobno i sama byłam matką.
Jestem już w swoim pokoju, bo do tej pory było bieganie -rejestracja, jakieś druki, ankiety, pielęgniarki, karteczki na posiłki, lekarz itd.
Wszędzie kolejki, zamieszanie.
Witaj, Makówko:)
Też jestem miastowe dziecko:) Głównie zimowo, ale jednak:)
W młodszych klasach robiliśmy w szkole laurki i specjalne przedstawienia dla Mam:)
A o Dniu Matki przypominał mi zawsze Tata, bo byłam dość roztrzepanym dzieckiem.
Potem Mama odeszła, a ja i tak kilka razy do roku obdarowywałam Ją kwiatami i laurkami. Robię to do dziś, i, nie wiem, czy dasz wiarę, ale moje Laurki Dla Mamy są coraz ładniejsze:)
Cieszę się, że w tym galimatiasie znalazłaś chwilkę na moje wspomnienie. Mam nadzieję, że wypoczniesz i się zrekonwalentujesz jak należy:)
Pozdrawiam:)
Witaj Leno, też Cię pozdrawiam.
To bardzo piękne co piszesz, że NADAL robisz dla mamy laurki.
Robię i wiozę trzysta kilometrów, żeby Jej „dać”:)
Dobry wieczór, jestem. Na słodycze od małego byłem pies, więc te wspomnienia dotyczące lizaków, cukierków i innych słodyczy zapamiętałem zgoła inaczej
a może to po prostu były inne słodycze?
Natomiast w kwestii kwiatków, tak konwalie też były w użyciu. A czasami polne kwiatki, bo liczyła się pamięć
Jeszcze raz dobry wieczór, Quacku:)
Ja nigdy nie byłam amatorką słodkiego, ale, jako że „dla towarzystwa Cygan dał się powiesić”, nie takie rzeczy jak jedzenie podkościołowych frykasów się wyczyniało w grupie:)
Kiedyś chciałam nazbierać kaczeńców, ale nad rzekę „nie wolno” było bardziej, więc wybierałam jednak stokrotne babciusie:)
A kaczeńce nie opadają szybko po zerwaniu? Trochę jak maki?
Nie miałam zbyt daleko znad rzeki do domu, ale płatki maków opadają dużo szybciej:)
A najszybciej opadają przejrzałe poziomki:)
Takiego bukieciku nie próbowałem!
Bo nie jesteś Mamą?
🙂
No nie. I już raczej nie mam szans.
Jak to – nie?
Za chwileczkę czerwcowe polany pełne będą poziomek:)
Ale ja nie będę mamą!
Zrozumiałam:)
Fucha Taty jest równie fajna:)
*Jak mniemam (uznałam, że powinnam to dodać)
W Dzień Matki na pewno nie!
Ale już za chwileczkę, już za momencik… dwudziestego czerwca…
– Tato! Tato! Co chcesz na Dzień Ojca?
– Bukiet z poziomek.
Oo. Tak powiem dzieciom
a pod magnolią na tym skrawku zieleni, uchodzącym za podwórko, jest pełno poziomek!
🙂
Kuracjuszka mówi dobranoc!
Ależ zmokłyśmy przez te dwadzieścia minut spaceru:)
Trafiłyśmy na nocne oberwanie chmury.
*piętnaście minut, ale i tak wystarczyły, byśmy obie ociekały wodą:)
Tak w nocy? Niebywałe, zwykle na noc się uspokaja!
To był taki majowy deszcz. Ciepły, krótki i bardzo intensywny.
Już nie pada:)
To miłego suszi… albo suszenia!
Zdecydowanie wolę suszenie:)
Byłam małą dziewczynką, gdy pierwszy raz spróbowałam sushi. Nie posmakowało mi wybitnie, więc kategorycznie odmówiłam dalszej konsumpcji, z bardzo poważną miną tłumacząc Rodzicom, że nie chcę się zamienić w fokę:)
„Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.”
(„Spotkanie z matką” – K. I. Gałczyński)
Szumiących jak morskie fale snów, Wyspo:)
Dzień dobry



Bardzo miłe wspomnienia
Jako dziecko (w szkole podstawowej) robiłam laurki. Kwiatki zbierało się na łące, albo w ogrodach (często sąsiadów)
Bo chociaż mieszkałam w mieście (bardzo blisko dworca PKP w Białymstoku), to nie tak daleko była łąka…
A co do „odpustowych” słodyczy… najlepiej pamiętam karmel otoczony w maku. Takie pałeczki… twarde w środku, ale bez patyczka
Witaj, Miralko:)
Dziękuję.
Też nam czasami pozwalano zerwać kilka żonkili lub narcyzów, gdy byliśmy w niewielkiej grupce:)
Mieliśmy bardzo miłego Pana Sąsiada, który na Dzień Matki przycinał bez i rozdawał dzieciakom gałązki, jeśli tylko bez chciał współpracować i zakwitał odpowiednio wcześnie:)
Jak pisałam wyżej, nie przepadałam za słodyczami, ale w gromadzie wszystko smakuje, nawet nieumyty rabarbar wprost z ogródka, pokrojony w kostkę i posypany cukrem:)
Pozdrawiam:)
Witaj Leno
Jakoś nikt od tego nie chorował… 


My nie pytaliśmy o zgodę naszych sąsiadów… nocą, przed Dniem Matki, wyłaziłyśmy z siostrą przez okno, o umówionej z innymi dziećmi porze i szłyśmy w „obchód” po cudzych ogrodach. Rodzice byli przekonani, że śpimy… zrywaliśmy kwiaty, wypatrzone w dzień. To była frajda, chociaż teraz wiem, że to zwykła kradzież. Ale jako dziecko nie myślało się o tym…
Co do słodyczy… jak Mistrz Q, byłam kiedyś pies na nie. Mogłam zjeść niemal wszystko, co tylko było słodkie. Chociaż jeśli chodzi o owoce i warzywa, też nie byłam wybredna. Marchewki, czy rzodkiewki, wyrwane z grządki, wystarczyło ostukać z ziemi i się jadło. Owoce jadło się prosto z drzewa, czy jak porzeczki, maliny i agrest prosto z krzaka. Oczywiście nieumyte…
Od szkoły podstawowej zawsze coś trenowałam i zapotrzebowanie na jedzenie było ogromne. Jak sobie pomyślę, ile potrafiłam w siebie wcisnąć, to aż robi mi się niedobrze
Pozdrawiam cieplutko
Och! I nam zdarzało się nie pytać o zgodę właścicieli, gdy obrodziły czereśnie albo truskawki:) Mówiliśmy wtedy, że „idziemy w orendę”…
A u nas, że „na grandę”…
„Granda” oznacza w naszej gwarze „szkodę”, więc też się zgadza:)
A „orenda” to drobna, bo drobna, ale jednak – kradzież…
U nas się mówiło „arenda”, co jest bardzo zbliżone do tego co u Leny…
Słoneczne witam!
Dzień dobry, Makówko:)
Witam Leno!
Dzień dobry, a tu pogoda taka sobie.
Dzień dobry, Quacku:)
U nas wiatr przegania chmury, więc przeważnie jest słonecznie, ale temperatura niewysoka – 12 stopni:)
Do 15 czerwca nie będzie pakowania i bycia 'w drodze”
Deszczowe dzień dobry
Dobrze, że w środku tygodnia. Do pracy mogę jechać i w deszczu. Nie robi mi to różnicy. A że nie pracuję na zewnątrz, to tym bardziej…

Pada
Wszędzie jest tak sucho, że deszcz przyda się wszystkim roślinkom. No i mam korzyść – nie muszę podlewać
Zbierając się do pracy, miłego dnia życzę Wyspiarzom
I Tobie dobrego dnia, Miralko:)
No ładnie, znów się nie przywitałem! A dzień będzie biegany cały…
Witajcie!
Dzień dobry, Tetryku:)
„Ruchomi w ruchomym
Sekundy, atomy…”
Tak mi się z „Piosenki o pośpiechu” J. Kofty dwuwiersz przypomniał:)
Dobry wieczór, przerwa, ale po niej jeszcze trochę pracki, bo byliśmy z kotką u weta, a potem jeszcze coś załatwić.
Witaj, Quacku:)
Mam nadzieję, że z kociołkiem wszystko w porządku.
Ależ tak, to są kontrolne wizyty, szczepienia i takie tam. Ona ma dopiero 3-3,5 miesiąca, więc trzeba ją zabezpieczyć przed chorobami i takimi tam.
To super:)
No to ja skończyłem przerwę i do pracy, ale na Wyspę, jak zwykle, popatruję… (a za chwilę jeszcze wrzucę dobranockę).
Makówko napisz jak Ci tam jest ? Chodzi o zabiegi i czy to prywatnie? .Okolice są przepiękne i bardzo je lubię . Proszę o odpowiedz .Kocham ziemie przemyską i dalsze okolice .Trzymaj się zdrowo ,korzystaj z okazji i napisz do nas .Pozdrawiam i życzę skutecznych zabiegów i miłego pobytu
Dziękuję Elizo!
Jest mi super, to sanatorium na NFZ.
Zrobiłam długi komentarz i wtedy bach -„wykryto zmianę sieci”, Internet uciekł i wszystko znikło.
Pierwszy dzień kuracjuszki upłynął bardzo miło i wesoło.
Piękna pogoda, zabiegi, spacer „do miasta”, zakupy, piwo w kawiarni, dużo śmiechoterapii.
O, jest w programie śmiechoterapia?
Sama sobie zafundowałam.
Jak zechcecie po wierszu patronki mogę zrobić pięterko o życiu kuracjuszki to wtedy opiszę dzisiejszy „zabieg śmiechoterapii”.
No pewnie!
No, to już jestem w domu po dwóch zebraniach 🙂
A ja nawet już jestem w łóżku!
Jak na Ciebie to może dziwne ale jesteś w dobrym miejscu i tak trzymaj ;).Wiem ,że będą z tego pożytki tylko stosuj się do zaleceń – czekamy na codzienne doniesienia (choć to nie z wycieczek ale chcemy wiedzieć :).Po wielu dniach i wycieczki mogą być mocno atrakcyjne a Tobie fantazji nigdy nie brakowało. Cierpliwości ,wytrzymałości i PISZ DO NAS -czekamy i pozdrawiamy
Wycieczek zorganizowanych nie będzie z powodu pandemii,ale spacerki i wypoczynek i zabiegi.
Będę opisywać, zrobię pięterko po patronce.
Mam nadzieję, że się uda?
Czekamy na zapowiedziane pięterko ale tu u Leny też jest miło i symp
atycznie i niech trochę urośnie ,pozdrawiam ;).
Merci, Eilzo:)
Pisałam przecież PO PATRONCE.
A – że tak wścibsko zapytam – Ty zebrałeś, czy od Ciebie zebrali:)?
Się zbierałem. I pozbierałem się wreszcie! 😉
Ciekawe co na to domowi?
Domowi w to i graj;)
Dobranoc, Elizo:)
Sądzisz, że domowi woleliby, abym się nie pozbierał?
Ależ broń Boże , myślałam tylko .że domowi ucierpieli na Twojej aktywności
DOBRANOC!
Dobranoc, Makówko:)
Spokojnej!
Umykam również, dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
„Kolego śpiących – szanowny Księżycu!
Poeci robią marzyciela z ciebie.
A ty zwykłe litery
piszesz wciąż na niebie.”
(„Księżyc” – J. Twardowski)
Dziś księżyc w kształcie pięknego, okrąglutkiego „o”, więc snów pełnych zadziwień i zachwytów, Wyspo:)
Dobrej nocki:)
Witajcie!
Dziś jechałem już tylko 3 kwadranse. Znaczy, wracam do życia!
Brawo:)
Ale nie spoczywaj na laurach, jutro spróbuj dojechać w czterdzieści pięć minut;)
Dzień dobry, Tetryku:)
Staram się poprawiać wyniki! Jak zejdę w pobliże teleportacji, nie omieszkam się pochwalić!
Z tego, co mi wiadomo, proszek Fiuu załatwia sprawę. Jeśli masz kominek.
W innym wypadku stawiałabym na świstokliki:)
Dzień dobry, z nadzwyczajnej pełni – nici (bo chmury).
I teraz też chmury.
A w sercu ciągle maj
Dzień dobry, Quacku:)
Czyli mogłeś podziwiać księżycowy taniec z chmurami:)
Raczej ZZA chmur, więc podziwiania specjalnie nie było
Nie wiem, czy dasz wiarę, Quacku, ale u nas też wczoraj była pełnia:)
I chmury. Wszystko razem wyglądało upiornie cudownie:)
I zaznaczmy, że był to upiór nocny, zasadniczo różny od upioru dziennego, rozliczanego w pralnictwie…
Klasyka!
🙂
Upiory dzienne spędzają mi sen z powiek bardziej niż upiory nocne:)
U Was też? No niemożliwe!
🙂
Witam Wyspe!
Dzień dobry, Makówko:)
Witam, dziękuję za przywitanie.

Jestem już po wszystkich zabiegach na dziś.
Po obiedzie,po herbatce wyszłam korzystać z słońcoterapii.
Szczęściara:)
U nas dziś dostępna głównie burzo-terapia w pakiecie z biczami wodnymi.
U mnie wygląda, że wkrótce -też.
Kuniec pracy i przerwa. W międzyczasie lało.
Słońcoterapia zaliczona (wyglądam bardzo patriotycznie, bo mam fragmenty zupełnie białe i fragmenty bardzo czerwone).
Wróciłam z piwoterapii, zrobiłam prysznic, wlazłam do łóżka i dopiero teraz miałam czas włączyć laptopa.
No to jestem, zaraz pewnie zacznę szukać dobranocki.
A jutro jadę na drugą porcję Moderny, więc mogę być z opóźnieniem.
Trzymam kciuki, żeby obyło się bez późniejszych uciążliwych efektów specjalnych.
Aż się boję podziękować, żeby nie zapeszyć.
Masz
Ja też już się pożegnam.
Spokojnej, sanacyjnej, że tak powiem
Sana…co?
No, uzdrawiającej. Sana-cyjnej w sana-torium.
Dobranoc, Makówko:)
„W muszelkach twoich dłoni
ocean śpi spieniony,
więc przystaw je do ucha
i słuchaj, słuchaj…”
(„W muszelkach..” – J. Cygan)
Dobrej nocy, Wyspo:)
Dzień dobry
Wygryzają dziury w drewnie i tam zakładają sobie gniazdko. Te akurat robiły sobie dziurę tuż nad garażem…
Bardzo długo (kilka lat) walczył z dzięciołami, które mu dziurawiły dom (drewniane części). Jak dzięcioły się uspokoiły, to teraz dla odmiany ma pszczoły, a właściwie zadrzechnie…
Byłam ostatnio w Elgin i widziałam zadrzechnię (po angielsku to Carpenter bee). Nawet nie wiedziałam, że takie pszczoły są
Biedny Mark
On tego nie słyszał, bo słuch mu już nie dopisuje, ale ja słyszałam wyraźnie jak gryzły drewno… chrobot szedł całkiem wyraźnie
Dodam jeszcze, że podgatunków tego owada jest ok. 400. W Polsce występują dwa: zadrzechnia fioletowa i zadrzechnia czarnoroga…
Znalazłam w internecie, bo Mark podał mi tylko angielską nazwę…
Witajcie!
Przetrwać 8 godzin – i weekend!
Dzień dobry, Tetryku:)
Choćby świat walił się na głowę, jedno jest pewne – niezmiennie, co tydzień przychodzi weekend:)
Nie jestem pewien, czy to taka odwieczna instytucja… Tydzień to owoc podziału miesiąca księżycowego, ale nawet gdy ta obserwacja zadomowiła się na dobre w umysłach pradawnych ludzi, to koncepcja (obowiązkowego) wypoczynku w jeden z dni tygodnia jest z pewnością znacznie młodsza.
Toteż użyłam czasu teraźniejszego, nie przeszłego;)
Choć – z drugiej strony – teoretycznie „koniec tygodnia” nadchodził bez względu na świadomość bądź brak świadomości o jego istnieniu:)
Sęk w tym, że o ile tydzień, jako 7 kolejnych dni, można uznać z byt obiektywny, to jego początek (zatem i koniec) są czysto umowne. I jeśli ktoś w środę zapowie „przyjdę za tydzień”, to koniec tego tygodnia wyczekiwania wypadnie w kolejną środę…
Czy ta umowność początku i końca kłóci się jakoś ze stwierdzeniem, że – tak czy siak – oba nadejdą:)?
Leno ja jestem w tym wieku, że weekend nie był czymś oczywistym, gdyż soboty były pracujące, a potem była wolna jedna sobota w miesiącu.
Jako osoba z nienormowanym czasem pracy używam słowa „weekend” w znaczeniu: „koniec tygodnia”, a nie: „okres wolny od pracy trwający od piątkowego popołudnia do końca niedzieli:)”
A tak na marginesie – zawsze bardzo bawiła mnie nielogiczność sformułowania „pracująca sobota”. W tym ogródku są też inne tego typu „kwiatki”: „szyjąca igła”, „przechodząca choroba”, „krzyczący kolor”:)
Leno!
Oczywiście rozumiem, że masz inny punkt widzenia, ale wg WIKI
weekend (ang. week – tydzień, end – koniec) – okres wolny od pracy i nauki trwający od piątkowego popołudnia do niedzieli włącznie.
A jeśli chodzi o „pracującą sobotę” w mowie potocznej używa się często takich mało poprawnych skrótów myślowych. Powinnam była napisać „pracowałam we wszystkie soboty, a później jedną w miesiącu sobotę miałam wolną od pracy w zamian za pracowanie w inne dni 15 minut dłużej”.
I tak oto niewinne żartobliwe zdanko stało się zarzewiem bardzo poważnej dyskusji o „końcu tygodnia”:)
Dobrze, że nie napomknęłam nic o „końcu świata”:)
Moja definicja „weekendu” w drugim znaczeniu podoba mi się bardziej niż wikowa:)
„Robocza”, Makówko, „robocza sobota” brzmi poprawnie i… krócej;)
Dzień dobry! Właśnie nieśmiało wychodzi słońce!
Dzień dobry, Quacku:)
Tak, dziś słońce jest wyjątkowo nieśmiałe:)
Deszczowo witam!
Dzień dobry, Makówko:)
U mnie się znacznie ochłodziło i pada. To dobrze, grunt, żeby weekend był słoneczny…
I wcale nie musi być gorąco… tak ok. 20 C wystarczy, jak na moje potrzeby 
Jak będzie – zobaczymy.
U nas długi weekend, bo w poniedziałek jest Memorial Day (Dzień Pamięci), czyli coś w rodzaju naszego Święta Zmarłych…
A już za tydzień, 6 czerwca mamy 40 rocznicę ślubu… aż uwierzyć trudno, że tyle lat jesteśmy razem

I co się dziwić, że znamy się, jak przysłowiowe, łyse konie
Gratuluję stażu, Miralko:)
Dziękuję Leno
„Piątek
błyszczy jak miedziana obrączka
– bez wartości ale przecież bez niej
nie byłaby nic warta cała twoja szuflada…”
(„Liryczny obraz tygodnia” – St. Jurkowski)
Zalatane dzień dobry, Wyspo:)
Umykam. Na piwo. Lokalne. ROZTOCZE CHMIELOWE.
Ach!
A ja zaszczepiony i lekko na razie zamulony.
To wypoczywaj, Quacku.
Oszczędzaj się dziś i na wszelki wypadek jutro -też.
Dzięki wszystkim, ręka zaczęła uczciwie rwać, jak po pierwszej dawce.
Dlatego chyba zaraz wrzucę dobranockę i się pożegnam na dzisiaj.
Jak najkrótszego rwania zatem i łagodnej nocki, Quacku:)
Dzięki!
Mam nadzieję, że już jutro będzie lepiej… a do niedzieli przejdzie całkiem
Mistrzu Q dziś odpuść sobie prace i wypoczywaj a jak lepiej się poczujesz to nadgonisz Zdrówka życzę i pozdrawiam :).
A nie, pracę udało mi się skończyć przed szczepieniem, a że weekend mam wolny, to mam nadzieję, że ewentualny odczyn uda mi się załatwić do niedzieli włącznie i od poniedziałku działać dalej!
Oszczędzaj się, pozwól organizmowi budować odporność.
I tego ci Mistrzu Q życzę
Też się pożegnam, dobranoc!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Wybywam na zakupy, a potem – zobaczymy,co dzień przyniesie.
Witam słonecznie!
Po śniadaniu i jednym zabiegu.
Dzień dobry, nieco mętne i z bolącą ręką, poza tym w miarę, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.
Q masz misia, przyłóż na rękę.

Dziękuję, przykładam wirtualnie, bo fizycznie wolałbym nie (boli).
Dzień dobry




Ma być słoneczny, choć chłodny (16C). Wybieramy się na prerię…
Ale najpierw śniadanie
5 rano, więc czas się zbierać i w drogę
Miłego dnia Wam życzę
I pozbycia się wszelkich dolegliwości
„Poranków sobotnich tak mi trzeba,
gdzie słodki rogalik w moim sercu, w ustach,
gdzie kawa mruczy zamiast mnie,
gdzie wstaję, a język mam ciut ociężały.”
(„Słodka sobota” – L.P. Nagy
tł. A. Górecka)
Dzień dobry, Wyspo:)
Twoje usta pachną radośnie poezją!
A moje usta za chwilę będą pachnieć kolacją.
Ależ ja jestem prozaiczna!
Witaj, Makówko:)
Czwartkowo:
„… smażona kaszanka z cebulą,
lub odwrotnie, różniąca się
w zależności od położenia geograficznego
tylko nazwą (nie zapachem ani smakiem),
a zatem, może też być: krwawa kiszka
albo po staropolsku: k r u p n i o k.”
(„Tydzień w domu mieszkalnym prowincjonalnego miasteczka” – R. Mierzejewski)?
😉
Witaj Leno!
Używam określeń kiszka albo kaszanka zamiennie.
Dziś na kolację były cztery plasterki wędliny, sałatka z selera i herbata.
Dlatego po obiedzie byłyśmy w sklepie, aby sobie coś kupić na drugą kolację.
No tak, bo:
„…głody to kres, czarne powietrze;
Błękitne dzwonienie;
– To żołądek, który mnie ssie.
To cierpienie.”
(„Święta głodu” – A. Rimbaud
tł. St. Papp)
My mówimy „krupnioki” albo kaszanka:)
Dzień dobry, Tetryku:)
„Mówię ładnie? I melodyjnie?
Zdania perlę jak z pereł kolię?”
(„Sen złotowłosej dziewczynki” – J. Tuwim)
😉
Dzień nie taki znowu dobry.
Jeżeli objawy po szczepionce przypominają osławioną „mgłę covidową” chociaż trochę (a mam powody przypuszczać, że tak), chociaż mam nadzieję, że miną po ustawowych 48 h, to to jest coś potwornego. Że ramię boli, to jedno, że gorączka w ciągu dnia, to inna sprawa, jest zresztą paracetamol, to się da kontrolować. Ale kompletne ogłupienie, ogłuszenie, poczucie, że umysł działa na ćwierć gwizdka, to jest po prostu straszne. Gdybym zachorował, nawet niekoniecznie w formie ciężkiej, z respiratorem, ale właśnie z objawami „mgły”, to totalnie nie mógłbym pracować. I to by było straszne.
Idę dalej leżeć martwym bykiem.
Trzymaj się! To minie!
A może tu jest Ci potrzebna kontrola lekarska i nie ma co zwlekać
Ja bym dzwoniła na pogotowie Ty zrobisz jak uważasz co dobre dla Ciebie . Trzymaj się :).
To Twoja pierwsza czy druga dawka? Jaką szczepionką? Bo nie pamiętam.
Pracę dziś i (być może) jutro musisz odpuścić.
Oby przeszło jak najszybciej.Kciuki trzymam.
Witaj, Quacku:)
Bardzo współczuję i też trzymam kciuki, by jak najszybciej wszystko wróciło do normy.
Bardzo dziękuję, druga dawka. Ponoć przy Modernie druga jest gorsza. Jestem przekonany, że minie najdalej jutro. Jeżeli w poniedziałek, najdalej wtorek, jeszcze będzie się coś działo, oczywiście że pójdę z tym do lekarza.
Dobranoc.
Leno Ty zawsze mówisz pięknie ,tylko nie zawsze to co byśmy chciały usłyszeć . Ja dziś piekłam i gotowałam bo jutro wpadnie moja najmilsza sercu dziewczyna i chcę ugościć a co ważne zabierze do W-wy gotowce dla syna i wnuka .Od godziny się relaksuję muzyką .Zaczęłam od Garou i Esmeraldy a skończyłam na Żurawli Dymitra Chworostowskiego .Wiem ,że mnie rozumiesz :).Pozdrawiam Ciebie i Wyspiarzy
Leno jesteś WSPANIAŁA
🙂
Quacka złożyło, to może Pełagjeju od Leny potraktujemy jako piosnkę na dobranoc?
O ile to Mistrzowi Q odpowiada, to mnie również. Niech Quackie wypoczywa i zdrowieje
Wróciliśmy z prerii


I chociaż niewiele ptaków spotkaliśmy, jestem zadowolona. Połaziliśmy parę godzin po świeżym powietrzu i to najważniejsze
A jutro skoro świt wybieramy się do Olney… pod południową granicę Illinois. Ma być słonecznie – to czemu nie
Udanej wycieczki! 🙂
Też życzę udanej wycieczki.
Dziękuję Wam


Już kiedyś tam byliśmy, ale wtedy było gorąco i wszystkie białe wiewiórki się pochowały. Nawet miejscowi byli zdziwieni, że żadnej nie ma… może tym razem będą…
Według tego co podaje internet, mieszka tam spora populacja tych albinosów, ale jakoś nie mieliśmy do nich szczęścia
Dobranoc!
Miłej niedzieli Wam życzę


Rano raczej nie będę miała czasu zajrzeć na Wyspę… musimy wcześnie wyjechać. To ponad 400 km, a więc daleko i długo się jedzie (z postojami ok. 5 godz. w jedną stronę).
Teraz tak sobie pomyślałam, że trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby taki kawał jechać na te dwie-trzy godziny…
Ale cóż… jak żona się uprze…
„Nastała noc, spragniona wymian
Mroku na dreszcze w półśnie rosy.
Dąb bałwochwalczo wierzy w Tymian,
We wpływ Tymianu – na niebiosy.”
(„Srebroń” – B. Leśmian)
Snów o srebrnych myszkach i jabłoniach, Wyspo:)
Pochmurnie witam!
Q jak się czujesz?
Witaj, Makówko:)
Zjadłam śniadanie, w niedzielę zabiegów nie ma.
Zimno, deszcz, miałyśmy zrobić wycieczkę do cerkiewki i… pozostaje łóżko, laptop, telefon, książka, radio, telewizor.
Witajcie!
W Krakowie przynajmniej nie pada, ale wyspać się można, a co?
Dzień dobry, Tetryku:)
A przy okazji – czy ktoś ma jakiś pomysł na wpis patronacki?
„Nim wstanie dzień”?
„Dobra pogoda na szczęście”?
„Czasem chce się do człowieka”?
Tylko może ktoś inny by pogospodarzył, bo, myślę, Leny raz na miesiąc wystarczy:)
Dzień dobry. Jest już lepiej niż wczoraj, ale nadal trochę waty naokoło mózgu. Zakładam, że do jutra minie. Ramię boli nadal, chyba trochę mniej.
Dzień dobry, Quacku:)
Też bardzo się cieszę, że czujesz się coraz lepiej.
Kropi,ale jednak poszłyśmy na spacer.
Delikatnie podlana – może urośniesz?
Byle wzdłuż, a nie wszerz.
Dziękuję wszystkim za wspólny spacerek po Krainie Wspomnień i zapraszam do kolejnego – tym razem w Zakątki Nieznane:)
Pozdrawiam:)