« Sierpniowe wycieczki. Pamiątka z dzieciństwa »

Juromania i Góry Lewockie.

Wczoraj widywałem prawie jedynie osobniki gatunku homo sapiens(?), jeden czy dwa razy słyszeliśmy ptaka… – tak napisał kiedyś Tetryk o swojej wycieczce po okolicach Ojcowa.

21 września był ogromny tłum ludzi, zapewne jeszcze większy niż wtedy gdy był Ukratek, gdyż zostali zwabieni informacją o Juromanii. Pojechaliśmy i my.

Mijamy stawik w Czajowicach. Po wycieczce już sama będę przechodzić obok tego stawika, gdzie w zaprzyjaźnionym domu czekał na mnie pyszny obiad.

Przechodzimy między skałkami.

Przez Bramę Krakowską.

Mijamy Ruiny Zamku.

Podziwiamy Pannę Młodą czekającą na ślub w „Kaplicy Na Wodzie”.

Idziemy zwiedzać stary młyn i tartak wodny.

Boroniówka w Grodzisku – położona jest u podnóża skał Cichych nad potokiem Prądnik. Domniemane istnienie młyna w tym miejscu przypada na wiek XV. Istniejący dziś zespół z budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi pochodzi z 1850 roku. Jest to najstarszy i najcenniejszy zespół młynarski w Dolinie Prądnika, a zarazem interesujący przykład drewnianej architektury przemysłowej – jeden z niewielu zachowanych tego typu obiektów na całej Jurze. Boroniówka to nie tylko działający młyn, który jak dawniej mieli ziarno na kamieniach i sieje pytlową mąkę, to również wprawiony po latach w ruch tartak wodny na jedną piłę.

Na koniec degustacja wypieków z mąki z tego młyna. Na udział w warsztatach nie mieliśmy czasu.

W czasie wrześniowej wycieczki do OPN tłoczno było jak na najruchliwszej ulicy.

______________________________________________________________________________

Za dwa tygodnie – 4 października zupełnie inne wycieczka, inne towarzystwo, inne przeżycia.

Oto plan:

Kraków – A4 – Brzesko – Nowy Sącz – Stary Sącz – Piwniczna Zdrój – Mníšek nad Popradom – granica PL-SK – Stará Ľubovňa – Kolačkov skąd pieszo bez szlaku – Predné Hory (1063) –Repisko (1251) – Jakubany skąd powrót busem – Mníšek nad Popradom – granica PL-SK – Piwniczna Zdrój – Stary Sącz – Nowy Sącz – Brzesko – 94 – Kraków

Wędrowanie po pustych Górach Lewockich to niezapomniane przeżycia. Przez cały dzień jedyne osoby w zasięgu wzroku to nasza 19-osobowa grupa i kierowca busa.

Ponieważ byłam osobą najsłabszą kondycyjnie, przez większość wycieczki wlokłam się sama z tyłu.

Nie całkiem sama, bo towarzyszył mi tzw. zamek, który z konieczności musiał się wlec ze mną.

Przedzieranie się przez krzaki stromo w górę lub stromo w dół bez szlaku, bez ścieżek nawet powodowało, że wielokrotnie byłam bliska płaczu ze zmęczenia i strachu, że w krzakach „zamek” zgubi mnie z pola widzenia.

Był tak silny wiatr, że trudno było liczyć na usłyszenie odpowiedzi na pytanie „gdzie jesteś?”, tym bardziej że ja nie mogę (technicznie się nie da) krzyknąć. Oprócz wiatru słychać było jedynie skrzypienie drzew targanych wiatrem, co zmuszało do patrzenia nie tylko pod nogi, ale i w górę.

Były momenty kiedy schodziliśmy z grani przez miejsce pełne wiatrołomów zarosłych krzakami, trawą i jeżynami.

Jedna noga natrafiała na (niewidoczne spod trawy) śliskie fragmenty zwalonego drzewa, a drugą w tym momencie łapały na lasso pędy jeżyn lub innych krzaków.

Stoję na naprężonej nodze, usiłując z lassa wyswobodzić drugą i wtedy skurcz łapie mnie w tę naprężoną. Bez kijków poleciałabym głową w dół. Dlatego po wycieczce bolały mnie nie tylko nogi, ale i ręce i kręgosłup.

Widoki rekompensowały trudy.

Na obrazek wyróżniający wybrałam rysunek skopiowany z Internetu, gdyż trudno było mi zdecydować, która wycieczka ważniejsza, a więc powinna „reprezentować” wpis.

328 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    No rzeczywiście, dwa tygodnie później deptałem częściowo po twoich śladach. Tyle że znacznie krócej, bo przeszliśmy tylko przez Bramę Krakowską do Groty Łokietka i z powrotem 😉
    W Starej Lubowni spędziliśmy kiedyś (z całkiem jeszcze niedużym dzieckiem) ferie zimowe. Urocze małe miasteczko przysypane śniegiem, w którym praktycznie nie dało się oddychać z powodu smogu, produkowanego przez wszystkie kominy miasteczka. Jedynym wyjściem było jak najszybciej z rana wychodzić w góry ponad zabudowania, gdzie czekało na nas cudownie czyste górskie powietrze – cały syf kłębił się w kotlinie…

  2. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, jestem po przydługiej przerwie, jeszcze coś rozwiązywałem przez sieć.

  3. Quackie pisze:

    W tych opisach uderza jedna kwestia: albo się chodzi po łatwej trasie, ale w tłoku – albo się ryzykuje życiem (no sorry, tak ten opis się czyta), żeby uciec we względny spokój z dala od reszty ludzkości.

    • Makówka pisze:

      Trochę tak to kontrastowo zbudowałam, ale i też tak się akurat złożyło, że moje ostatnie wycieczki takie były ekstremalnie różne.

      Przy ładnej pogodzie w OPN jest zawsze dużo ludzi (o czym pisał już Tetryk), ale wtedy było wyjątkowo dużo, bo były obchody Święta Jury Krakowsko- Częstochowskiej.

      Ryzykowanie życiem to może nie aż tak, to ja jestem wyjątkowo słabym kondycyjnie piechurem i dla mnie to było takie wyzwanie.

      Ale faktycznie w drodze powrotnej organizator podziękował grupie i przyznał, że nawet dla niego było to nowe i ekstremalne przeżycie, gdyż wędrowaliśmy dużo miejscami, gdzie nie było szlaku ani nawet ścieżek.
      Oczywiście dla wielu turystów ta trasa byłaby śmiesznie łatwa, ale jednak my jesteśmy grupą hm…”wcześnie urodzonych”.

      Dostałam wczoraj maila z pytaniem, czy zgłaszam się na wycieczkę w Góry Lewockie w ten weekend. Jak myślicie co odpowiedziałam?

      • Quackie pisze:

        To za łatwe, oczywiście, że się zgodziłaś, i to z entuzjazmem Happy-Grin

      • Tetryk56 pisze:

        Przypuszczam wybuch entuzjazmu Wink

        • Makówka pisze:

          Tym razem Panowie Mistrzowie w tym samym czasie i ta sama myśl!

          OCZYWIŚCIE, że się zgodziłam mailowo, ale potem marudziłam przez telefon wypytując o szczegóły trasy. No i od wczoraj mam już wgrane „na wszelki wypadek” mapy.cz całej Polski i Słowacji.

          Stary młyn i tartak nic Was nie zainteresował tylko moje skromne życie podobno zagrożone?

          • Quackie pisze:

            No wiesz, tak jak w mediach, przemoc i katastrofa sprzedaje się lepiej niż miłe widoczki Devil

            • Makówka pisze:

              Ja nie jestem kreatywna, nie umiem wymyślać fabuły. Potrafię jedynie nieudolnie opisywać to co widziałam i moje przeżycia.

              Ale nie ja jedna byłam zmęczona. W busie z koleżanką wymieniałyśmy się uwagami typu „zastanawiam się, czy będę miała siły, aby dojść od autobusu do domu”. Wszak bus jechał na miejsce zbiórki i jeszcze potem jakoś trzeba było dotrzeć MPK do domu.

              Zaraz, zaraz -tu nie było przemocy, ani katastrofy. Nawet nikt się nie zgubił, choć czasami nawigacja wprowadzała w błąd i kręciliśmy się w kółko.

  4. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Ciekawe pięterko In Love
    Nie będę krytykowała łażenia po chaszczach, bo sama to lubię Wink Nawet jak bywa to trochę niebezpieczne…
    Co do młyna i tartaku… na pewno ciekawe… to przecież część naszej polskiej historii Pleasure Miło jest zobaczyć jak to drzewiej bywało i porównać z teraźniejszością Happy
    Widoki są cudne, ale wiem, że góry nie dla mnie. Nigdy po nich nie chodziłam, to i teraz nie mam na to ochoty Wink
    Podziwiam zaparcie z jakim Makóweczko zasuwasz, pokonując własną słabość. A to że byłaś najsłabszym ogniwem? Kiedyś u nas się mówiło, że lepiej jest być ostatnim z orłów, niż pierwszym u gawronów Wink

  5. Makówka pisze:

    Dziękuję Miralko! Buziaczki
    Z tymi orłami i gawronami coś jest na rzeczy, też tak uważam, choć często bardzo boli „być ostatnim” i kusi, aby „być pierwszym wśród gawronów”.

    • miral59 pisze:

      To normalne, Makóweczko, że lubimy być pierwsi Happy-Grin
      Ale jaka potem satysfakcja, gdy jesteśmy wyżej w grupie „orłów”, bo pokonaliśmy własne słabości Pleasure
      Opowiem Ci taką historyjkę z własnego życiorysu…
      Jako smarkata, zapisałam się do białostockiego klubu „Juvenia” na biegi długodystansowe. Pierwszy mój trening… zima, mróz, śniegu po pas. Nasz trener wymagał, żeby pod dresem nic nie było… na nogach tylko skarpety i trampki. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, było okropnie zimno. Do przebiegnięcia ok. 20km. Biegliśmy przez las (większość trasy). Po obu stronach ciemna ściana lasu i tylko biała droga przed nami. Dość szybko złapała mnie kolka… ostre kłucie w boku. Ale jak zostać samej w ciemnym lesie?!!! Wydawał się taki nieprzyjazny…
      Ucisnęłam bolące miejsce i pobiegłam dalej. To w zasadzie nie był bieg, a trucht. Tym którzy byli zaawansowani, nie sprawiało to problemu (a przynajmniej nie było tego widać). Wlokłam się na końcu, bo było mi za ciężko… wytrwałam. Dobiegłam do półmetka, ze wszystkimi robiłam ćwiczenia relaksujące. Powrót był równie ciężki. Tym razem wiedziałam, że muszę dobiec do mety. Kolejna kolka już mnie tak nie przestraszyła. Wiedziałam co mam robić Happy-Grin
      Na kolejnym treningu było już łatwiej. Wiedziałam co mnie czeka, ale się nie poddałam. Potem kolejny trening i kolejny… ze współczuciem patrzyłam na nowych… już nie wlokłam się na szarym końcu – byłam w środku grupy. Do czołówki nigdy nie doszłam, ale jaką miałam satysfakcję, że wyszłam do przodu…
      Byłam w środkowej grupie „orłów”… Happy-Grin

      • Makówka pisze:

        Gratulacje dla Ciebie Miralko, że dałaś radę.Cóż , ja już jako dziecko miałam problemy zdrowotne, tego typu sytuacje jak opisujesz nigdy nie były dla mnie dostępne.

        Fizycznie nigdy nie byłam mocna, ale jeździłam na nartach, brałam udział w spływach kajakowych, żeglarskich, obozach harcerskich MIMO TO.

        W tej grupie, z którą byłam w Górach Lewockich jestem zawsze najsłabsza i to się nigdy nie zmieni; tam są tacy co mają schodzone nie tylko nasze polskie góry, ale i inne, a Tatry to dla nich pikuś. Wielu z nich jest przewodnikami, a chodzenie po górach to dla nich jedna z najważniejszych rzeczy w życiu. Trafiłam do tych „Orłów”, gdy były organizowane wyjazdy autokarem mieszane tzn. część na narty, część w góry.

        W grupie narciarzy spokojnie byłam w środku, nawet ze wskazaniem na czołówkę.
        Potem zakumplowałam się z ludźmi i zostałam namówiona na udział w wycieczce pieszej.
        Przed każdą wycieczką dzwonię do organizatora z pytaniem, czy najbliższa wycieczka jest na moje możliwości. Czasem odpowiada „dasz radę”, często „ta za trudna dla Ciebie”i wtedy rezygnuję nie dyskutując.

        Natomiast w tej grupie co byłam w OPN jestem jedna ze słabszych, ale nie jedyna, nie na samym końcu.

        Dziękuję Ci, że poruszyłaś ten temat, gdyż trochę na to liczyłam, że komentarze nie ograniczą się do dyskusji o młynie, Pannie Młodej lub wędrowaniu bez szlaków, lecz chodzenie na wycieczki staną się symbolem pokonywania trudności i własnych ograniczeń.

        Próby dorównania „Orłom” nie dotyczą tylko fizycznych osiągnięć, ale również (albo przede wszystkim) intelektualnych. Czy lepiej obracać się w towarzystwie mądrzejszych, bardziej oczytanych, więcej wiedzących, czy „brylować” wśród tych, co wiedzą mniej?

        • Tetryk56 pisze:

          Nawet jeżeli lubisz sobie „pobrylować”, to rajdy wśród orłów poszerzają i takie możliwości. Dodatkowo uczą one zrozumienia dla tych, którym mogłabyś brylować – i to jest b. cenne 🙂

          • Makówka pisze:

            Ależ ja nie mam aspiracji do „brylowania”, bo niestety mam ciągotki do przebywania wśród „Orłów”.

            Mam tu na myśli sferę intelektualną.

            W ten sposób może trochę się „podciągam”, ale i hoduję swoje kompleksy.

            • Tetryk56 pisze:

              Ależ to „lubisz” nie było personalnie do ciebie, raczej do wyobrażonego rozmówcy uniwersalnego… Chodzi mi o to, że te dwie postawy bynajmniej się nie wykluczają, bo nic co ludzkie… etc.

              • Makówka pisze:

                Faktycznie nie wiem czemu wzięłam to do siebie skoro sama napisałam:

                Czy lepiej (…….) mniej?
                Ewidentnie do wyobrażonego rozmówcy uniwersalnego.

                Jak mogłam poczuć się owym uniwersalnym rozmówcą?! Cóż za nadmuchane ego jakieś!

  6. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Deszcz pomału przestaje padać. Może będzie lepiej?
    Nie każdy jest takim miłośnikiem wyzwań, jak Maczek…

    • Makówka pisze:

      Z tymi wyzwaniami to u mnie nie jest tak jednoznacznie.

      W większości spraw miałam postawę „nie będę nawet próbować, nie umiem, nie dam rady”, paraliżował mnie strach przed porażką, a w duszy zostawała złość na siebie, że się wycofałam. Poczucie klęski.

      Im starsza, tym częściej dopinguję się myślą, że czasu coraz mniej, życie ucieka.

      Dlatego miło mi było przeczytać co napisała Miralka: Podziwiam zaparcie z jakim Makóweczko zasuwasz, pokonując własną słabość.. Tak, to za każdym razem jest walka, po której czuję satysfakcję, że jednak się nie wycofałam. Nic tu nie koloryzuję, tak jest.

  7. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj sobie pofolgowałem w związku z zakończeniem zlecenia Happy to znaczy pospałem chwilę dłużej.

    Ale i tak obudził mnie telemarketing. Happy-Grin

  8. Makówka pisze:

    Wyspane i pochmurne witajcie!

    Gieniuchna ! Herbatkę poproszę !

    Kawka

  9. Quackie pisze:

    Po zakupach, ale jeszcze jedno wyjście mnie czeka, mam wrażenie.

  10. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie znowu ciepło i to na tyle, że zastanawiałam się, czy nie założyć z powrotem sandałów Delighted

    • Quackie pisze:

      Tutaj 12-13 stopni. Zakładam sportowe buty na bose nogi (jeszcze) i jest idealnie Happy

      • miral59 pisze:

        Nie umiem chodzić w sportowych butach bez skarpet. To chyba przyzwyczajenie jeszcze z młodości… skarpety łatwiej wyprać niż buty Wink
        U mnie trochę cieplej, bo na dziś zapowiadają 21C, na jutro 27C. Jak będzie – zobaczymy Pleasure
        Miłego popołudnia Wyspiarzom życzę Delighted

        • Quackie pisze:

          Mam jedne ekstrawygodne, rozchodzone i używane na co dzień, które już się przedziurawiły, w związku z czym są dobrze wentylowane i nie śmierdzą (zbytnio) Wink a drugie lepsiejsze, których używam tylko ze skarpetkami.

        • Makówka pisze:

          Jeszcze chwila, a znów potrzebne będą TYLKO kapciuszki.

          Po ogłoszeniu, że cała Polska od soboty w żółtej strefie, że brakuje miejsc w szpitalach, a maseczki trzeba będzie nosić nawet na powietrzu straciłam ochotę do żartów i nawet na Wyspę nie miałam siły zaglądać, ale ok…Wyspa jako kotwica, jako antidotum na trudne czasy, bycie gospodynią zobowiązuje.

          • Quackie pisze:

            Mnie, a dokładnie małżonkę, bardziej interesuje, kiedy nie będzie musiała chodzić uczyć do szkoły i narażać się na zarażenie.

            Chociaż oczywiście rodzice dzieci w wieku szkolnym są przeciwko.

            • Makówka pisze:

              Znam nauczycieli, którzy jednak bardzo narzekają na zdalne nauczanie, że wymaga to od nich dużo więcej czasu jak tradycyjne i jednak z dużo gorszymi efektami.

              Jako absolwentka AGH zastanawiam się jak uczyć fizyki, chemii itd. bez części doświadczalnej, a na studiach technicznych nauką zdalną zastąpić ćwiczenia laboratoryjne?

              W naukach humanistycznych lub nauce języków obcych faktycznie jest to możliwe.

              A nauczanie początkowe maluchów?

              A integracja dzieci, młodzieży, czyli przygotowanie do funkcjonowania w społeczeństwie, do relacji międzyludzkich?

              • Quackie pisze:

                Masz rację, laboratoria muszą być na żywo, żadna zdalna praca tego nie zastąpi.

                Integracji też się nie ogarnie przez Zooma, Google Meet czy Teamsy.

                Z nauczaniem początkowym to już różnie.

  11. Lena Sadowska pisze:

    Dzień dobry, Makówko:)

    Piękne wycieczki, elegancko „udokumentowane”, ale dziś dałabym palmę pierwszeństwa Twojemu opisowi. Sprawiłaś, że nagle znalazłam się obok Ciebie i niemal wyciągałam rękę, by Cię wesprzeć:)

    Miałam kiedyś „epizod surwiwalowy”, przewodziłam ludziom, którzy chcieli się sprawdzić w, powiedzmy, nietypowych warunkach.
    Bardzo szybko dawało się zauważyć, że najwięcej wytrwałości i zdrowego rozsądku wcale nie mają ci rwący naprzód:)
    Wyjazdy, nieco inaczej niż u Ciebie, były kilku(nasto)dniowe, więc i możliwość poznania uczestników większa. I powiem Ci, że tak naprawdę „wyczynowcy” (jak ich sobie w myślach nazywałam) najczęściej mieli problem z integracją, nie umieli współpracować i wspierać grupy. Ich przewaga kondycyjna nie przekładała się na wytrwałość, często działała chęć popisania się, udowodnienia, ale – nie sobie, lecz – innym. Szybko siadała im pseudo-wysoka samoocena, liderowanie nie wychodziło. Przykro było się temu przyglądać, zwłaszcza, że naprawdę mieli potencjał, by takim filarem grupy być.
    I przeważnie tak się zawsze „dziwnie” działo, że na finiszu stawali ci, którzy, spokojniutko, bez szarpania się, robili swoje:)
    Nie byli ani najbardziej silni fizycznie, ani najmłodsi, po prostu skupiali się na pokonywaniu własnych słabości, nie zużywali bezsensownie energii na zdobycie „statusu gwiazdy”. Mieli też w sobie mnóstwo empatii i zrozumienia dla cudzych niedoskonałości:)
    I dodam jeszcze, Makówko, że bardzo miło patrzyło się na tę, pełną zaskoczenia radość z dotrwania do końca. I na autentyczny smutek, że przygoda się skończyła i trzeba wracać do zostawionego gdzieś tam życia:)

    Pozdrawiam:)

    • Makówka pisze:

      Witaj Leno!

      Bardzo dziękuję za tę „palmę pierwszeństwa”.
      Dla mnie to też najważniejsza część pięterka; osobista i emocjonalna.

      Chciałam podzielić się z Wami moimi przeżyciami jednak nie chciałam, aby zdominowały one cały wpis, gdyż Wyspa to jednak nie mój pamiętnik, lecz multiblog.

      Innymi słowy, czytając poczułaś się „zamkiem”, który mi towarzyszył i faktycznie nieraz podawał pomocną dłoń np. przy przeskakiwaniu po kamieniach przez strumyk?

      • Lena Sadowska pisze:

        „Blogosfera to dziwne miejsce”, jak napisał mi kiedyś Szczur z Loch Ness:), a i moje własne doświadczenia pokazują, że czasami czytający zwraca uwagę na coś, co piszącemu wydaje się marginalne:) Dałaś świetny opis własnych przeżyć, zmagań, więc zdominował resztę wpisu. Niejeden pisarz marzy, by choć raz tak wpłynąć na odbiorcę:)
        A fakt, iż bardziej poruszyły nas Twoje przeżycia (słowem – człowiek), niż piękne widoki chyba (że tak sobie trochę nieskromnie zauważę:)) dobrze też o nas, czytających, świadczy;)

        • Makówka pisze:

          Bardzo dobrze świadczy. W ogóle w moich wpisach zdjęcia tfu pstryczki to tylko przerywniki, coś jak szlaczki, które rysowaliśmy w I klasie SP na koniec lekcji lub zadania domowego.

          Gdyby na moim miejscu był ktoś z wyspowych Mistrzów Fotografii ze swoim sprzętem zachwycałyby Was widoki. W tym przypadku musicie uruchomić wyobraźnię i skupić się na moich przeżyciach, gdy (jak napisałam w komentarzu po powrocie z wycieczki ) czułam, że „dotykam nieba”.

          • Tetryk56 pisze:

            Standardowe słowo pociechy dla wspinających się z trudem pod górę:
            Co krok bliżej nieba!

            • Makówka pisze:

              Taaa to niebo prześwitujące przez wierzchołki gór przy wspinaniu dające nadzieję, że szczyt blisko. A tymczasem …zejście w dół i znów do góry i ten szczyt byłby blisko gdyby ktoś umiał latać.

  12. Lena Sadowska pisze:

    Dzień dobry, Wyspo:)

    Z nocnych mgieł wysupłał się u nas całkiem milutki dzionek:)

  13. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, jestem z powrotem po wieczornej przerwie. Na ostatnim zdjęciu jakaś zachłanna pani przymierza się do wyniesienia worków ze skarbami.

  14. Max pisze:

    Podoba mi się zebrany przez Makówkę materiał o dawnych czasach . Wszystkie dawne urządzenia ,to wynik cierpliwej pracy naszych przodków nad poluzowaniu trudów w codziennym życiu . Miałem okazję przekonać się osobiście o możliwościach urządzenia pod nazwą kierat . Przy braku energii elektrycznej , kierat był na wsi podstawowym narzędziem napędowym do młocarni , sieczkarni , a nawet do mielenia zboża . Na naukę nigdy nie jest za pózno , dla tego edukacyjne pięterko Makówki zasługuje na tradycyjny bukiecik i zachętą na następne Bukiet

    • Makówka pisze:

      Dziękuję Maksiu!
      Następne powiadasz? Hm…tematy podsuwa samo życie, Wasze wpisy i komentarze…zawsze się coś wymyśli jak przyjdzie na mnie kolej.

    • Quackie pisze:

      Celne podsumowanie.

      Parę lat temu byłem w skansenie w Koniakowie, nie aż tak bogatym w sprzęty, raczej odtworzone gospodarstwo domowe, i odkryłem, że stoją tam przedmioty i meble, które kojarzyłem jeszcze z domu Dziadków i Prababci, powiedzmy z przełomu lat 70 i 80. No i kredens, który po śmierci Babci (jako ostatniej oryginalnej mieszkanki domu) niestety okazał się pożarty przez korniki i trzeba go było wywalić.

  15. Makówka pisze:

    Panie Q czy do tego pięterka potrafisz zapodać tematyczną Dobranockę?
    Oprócz „widziałem Marynę raz we młynie…”

  16. Makówka pisze:

    Jutro jak jeszcze będziemy na tym pięterku proponuję zajrzeć do Kaplicy Na Wodzie. Wspominałam już chyba kiedyś o niej na Wyspie, na tym pięterku siedzi przed nią Pani Młoda.

    Dziś już wystarczy tych pstryczków w komentarzach i myślę, że wszyscy pójdziemy odsapnąć.

  17. Makówka pisze:

    DOBRANOC!

    lulu

  18. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki:)

  19. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Zocha zrywała się w środku nocy, aby obejrzeć i uwiecznić wschody słońca, a ja to mam teraz po drodze do pracy Wink

    • Makówka pisze:

      Też musiałeś się zerwać wcześnie, jedynie inna motywacja i pewnie odległość.
      Wniosek -poradź Tetryku Zośce, aby pracowała odpowiednio daleko i od 6 rano -będzie dwa w jednym.

  20. Makówka pisze:

    Witam Państwa!

  21. Quackie pisze:

    Bry, a tu wyłazi słoneczko, ale jakoś opornie. To ja zapukam do Gieni.

  22. Makówka pisze:

    Resztki słońca idę łapać.
    Paaaa

  23. Quackie pisze:

    Fajrant i przerwa!

  24. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    Popaćkało nam dziś trawniki, i jezdnie, i drzewa. Mokro i ciepło, więc pachnie średnio przyjemnie, przedjeśniem:)

  25. Makówka pisze:

    Mistrz Q fajrantuje, ale (chyba?) obecny jest?

    Mistrzu czy na dziś też wymyślisz coś tematycznego?

    Please

    Może być o chodzeniu po górach albo pokonywaniu trudności, tak ogólnie życiowo nie tylko we wspinaniu na wierzchołki gór.

    Tematycznego nie tylko do wpisu, ale nawiązujące do komentarzy pod nim -też może być.

  26. Quackie pisze:

    Umykam, gdyż jutro od rana na zakupy!

    • Makówka pisze:

      Miłego umykania.

      A ja chyba muszę się trochę przygotować na jutro, aby rano tylko oczy otworzyć, prysznic, śniadanie i myk na imprezę.

  27. Lena Sadowska pisze:

    Przytulnych snów, Wyspo:)

  28. Makówka pisze:

    To i ja się przytulę do lampki:)

    DOBRANOC!

  29. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Chociaż właściwie powinnam powiedzieć „dobranoc”, bo się zbieram do łóżeczka Spanko
    Miłego sobocenia się Wam życzę Delighted

  30. Quackie pisze:

    Dzień dobry w przelocie.

    Jak ja nie lubię tych sobotnich zakupów z wczesnym wstawaniem…

  31. Makówka pisze:

    Witam, witam, słońce wychodzi, nie ma spania do południa!

  32. Makówka pisze:

    Ciszaaaaa?
    Śpią,na zakupach, zajęci?
    Zamiast maski na ulicę ubrałam przyłbicę i mało nie wlazlam pod auto,tak mi to zaburza ocenę odległości.

    • Tetryk56 pisze:

      Ale wzięłaś tę z pleksi, czy żelazną, wypożyczoną z muzeum? Wink

      • Makówka pisze:

        Tą co kupiliśmy w biurze na obserwację wyborów

        • Tetryk56 pisze:

          Oj, jaka poważna… Pondering

          • Makówka pisze:

            Wiesz Tetryku chyba widok ludzi w maskach nie tylko w autobusie, ale i na ulicy spowodował, że odniechciało mi się żartów.
            W masce brakuje mi tlenu, zaczynam się dusić, kichać, kaszleć. Przyłbica na ulicy ogranicza mi orientację.
            A może przyłbica przypomniała mi nasze OKW i te resztki wiary, że my obywatele JESZCZE coś możemy, coś od nas zależy.
            I jednak zaczynam się bać epidemii i czuję się jakbym płynęła statkiem z niedouczonym kapitanem, który tylko kłamie, myśli o sobie, ma przygotowaną dla siebie szalupę ratunkową, a cały statek ma gdzieś.

  33. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Przyłbica… Też chyba odszukam swoją 🙂

  34. Quackie pisze:

    Ja w masce, małżonka w przyłbicy.

  35. miral59 pisze:

    No dobra… spełniłam swój obywatelski obowiązek – wypełniłam kartę do głosowania. Teraz tylko na pocztę, żeby to wysłać. Happy-Grin
    Od lat już głosuję przez pocztę, bo tak jest mi wygodniej. Nie lubię oddawać głosu na kogoś, o kim nic nie wiem. Tym, którzy interesują się polityką jest łatwiej, bo ich wszystkich znają.
    Głosując w domu mogę zajrzeć na internet i poczytać o wszystkich kandydatach (a jest tego trochę). Nie muszę głosować w ciemno. W lokalu wyborczym nie mam takich możliwości. Virginia (jedna z amerykańskich znajomych) kiedyś mi mówiła, że ona sprawdza w domu, często robi notatki i potem może spokojnie głosować. Chyba jestem na to za leniwa Wink
    W tym roku głosowanie przez pocztę odbywa się trochę wcześniej. Obecny prezydent jest zwolennikiem osobistego głosowania. Kilka miesięcy temu zmienił szefa poczty z przykazaniem, żeby opóźniać ile się da całą korespondencję. No to głosowanie korespondencyjne odbywa się znacznie wcześniej niż zwykle…

  36. Quackie pisze:

    A tu niesnaski rodzinne, na jakiś czas ucichnę… Weary

  37. Max pisze:

    W Gdańsku tłum antymaseczkowy domaga się wolności zgodnie z konstytucją (?) . Policja zatrzymała pochód , ciekawe czym to się skończy Thinking

    • miral59 pisze:

      Niech nie noszą. I niech nie stosują żadnych środków zapobiegawczych… jak zachorują, będzie za późno na żal, czy na cokolwiek Devil
      Od razu się przyznam, że nie wpadam w panikę na temat wirusa. Jest i nie da się tego ukryć. Nie bywam śmiertelnie przerażona, że mogłabym zachorować, ale jednocześnie uznaję, że trzeba przynajmniej podstawowe środki bezpieczeństwa przedsiębrać.
      Kilka osób wśród moich znajomych chorowało i jakoś wszyscy przeżyli (całe szczęście). U jednych było bardzo ciężko, inni przechodzili to jak lekką grypę (chociaż testy wykazały, że byli „pozytywni”). Nigdy nie wiemy naprzód jak to mogłoby wyglądać u nas. Dlatego lepiej się zabezpieczyć, póki jest na to czas Pleasure

      • Max pisze:

        W Warszawie na Placu Zamkowym protestuje przeciwko maseczkom kilkaset osób . Na razie bez udziału policji . Jest wiele osób w podeszłym wieku . Trudno zrozumieć o co tym seniorom chodzi . Thinking

        • miral59 pisze:

          Taak. Ogólnie jestem przeciwna maseczkom. Uważam, że w żaden sposób nie chronią przed zarażeniem się. Ale też fakt, że osoby, które mają tego wirusa i maseczkę na twarzy, nie tak bardzo go rozprzestrzeniają. Maseczka chociaż w pewnym stopniu hamuje „wypływ” wirusa.
          W sumie ja też nie rozumiem o co tym seniorom chodzi, Maksiu Thinking
          Bo jeśli chcą popełnić zbiorowe samobójstwo, nikt im nie przeszkadza… niech popełniają i nie zawracają głowy. Chojraków zawsze wszędzie pełno. Będą chojrakować ci, którzy nie mieli bezpośredniej styczności z chorymi. Oni po prostu nie wierzą (jak prezydent USA), że ten wirus może być tak bardzo niebezpieczny i śmiertelny. Ci, którzy zmarli są dla nich bezimiennymi… nieznajomymi… dopiero śmierć kogoś bliskiego jest w stanie nimi wstrząsnąć (i to też nie zawsze) i jest nadzieja, że uwierzą…
          A jeszcze inna sprawa, to podejście kościoła do pandemii. Sporo stracili kasy na tym, bo dużo mniej wiernych chodzi do kościoła. Dlatego starają się wmówić ludziom, że to wcale tak niebezpieczne nie jest, że jesteśmy tylko straszeni bez potrzeby i że komuś zależy, żeby wywołać panikę w społeczeństwie. A najlepiej przyjść do świątyni, pomodlić się, ksiądz pokropi święconą wodą i nikomu nic nie grozi… ta święcona woda zmyje wszystko…
          Szczególnie starsi ludzie wierzą… wierzą że święty wpływ ich uzdrowi i pomoże uchronić przed wirusem. Nie muszą stosować żadnych zabezpieczeń, bo przecież są wystarczająco chronieni…
          Nie muszę tłumaczyć jak to jest złudne i niepraktyczne…

          • Quackie pisze:

            Tak, to jest np. przypadek mojej teściowej, lat 82, emerytowanej lekarki(!!!), którą bardzo, bardzo trudno było przekonać, żeby jednak zrezygnowała z osobistych wizyt w kościele.

            • miral59 pisze:

              Takich przykładów znalazłoby się więcej… Twoja teściowa, to osoba wykształcona, a jak wytłumaczyć niebywanie w kościele osobom prostym, które całe życie chodziły do kościoła i kojarzy im się to tylko z dobrem? Sad

              • Quackie pisze:

                Wiek niestety wydaje się zacierać zalety wykształcenia. Aż mi się nie chce myśleć, że – jeżeli dożyję – mam szansę być w takim stanie.

                • Makówka pisze:

                  Nie tyle sam wiek zaciera, lecz towarzysząca temu skleroza, demencja, otępienie, często początki Alzheimera.

                  Bywają osoby, które w wieku 80 lat i więcej zachowują trzeźwość umysłu, której młodsi mogliby pozazdrościć.

      • Makówka pisze:

        Też staram się nie wpadać, ale CAŁY CZAS mam świadomość, że mój organizm nie potrafiłby zwalczyć nawet zwykłej grypy z wysoką temperaturą. Dlatego od wielu lat szczepię się na grypę, a w tym roku mimo kodu do e-recepty nie mam możliwości zakupić szczepionki i się zaszczepić.
        Jestem w grupie bardzo podwyższonego ryzyka i mam tego świadomość, ale i też psychicznie nie wytrzymuję izolacji w domu.

    • Quackie pisze:

      W Gdyni nikt nie zatrzymywał analogicznego pochodu, wręcz przeciwnie, policja zabezpieczała trasę.

      • Max pisze:

        Pojawiają się opinie , że kościół z powodu strat na ” tacy ” , jest głównym organizatorem protestów Tzw. koronasceptyków . Jeśli tak jest , to sprawa będzie się rozkręcać . Kościół nie odpuści walki o pieniądze i wierni muszą tłumnie zapełnić świątynie . W życiu nie ma nic za darmo … Thinking

        • Makówka pisze:

          Nie mam siły tego komentować, bo wpadam wtedy w czarną rozpacz i mam ochotę albo płakać, albo kogoś pobić.

          • Tetryk56 pisze:

            Nie rozpaczaj – to jest spirala samowygaszania problemu… Weary

            • Makówka pisze:

              Ale zanim się sam wygasi będzie spiralą napędzania strachu i agresji.
              Wczoraj w autobusie miałam okazję tego doświadczyć -awantury między zwolennikami i sceptykami noszenia maseczek.

              A KK obawiam się i tak „się nie wygasi”.

        • Lena Sadowska pisze:

          Witaj, Maksiu:)

          Coś może być na rzeczy. U nas dziś wieczorną mszę przedłużono o godzinę.
          Wiem, bo mieszkam vis-à-vis kościoła i czekam, aż msza się skończy, żeby wyjść z Psiułą (bardzo ją stresuje tłum).
          Szczerze mówiąc, bez zaskoczenia patrzyłam na masy wiernych wysypujących się z kościoła. Ludzie w większości bez maseczek, podający sobie ręce na pożegnanie… Powtórka z poprzedniego razu:(

          Pozdrawiam:)

  38. Makówka pisze:

    Wróciłam do domu.
    Parę godzin na powietrzu, bez masek/przyłbic w miłym towarzystwie z kiełbaskami i ziemniakami z ogniska trochę mi poprawiły humor.

    A może to zbawienny wpływ domowych nalewek?

  39. Quackie pisze:

    No to chwilowo spokojniej.

  40. miral59 pisze:

    Małżonek cały w skowronkach, bo Polka wygrała w Paryżu Turniej Wielkoszlemowy… co się nawet Radwańskiej nie udało Pleasure

  41. miral59 pisze:

    Chyba w końcu wyruszymy gdzieś w plener Delighted
    Już mi dom obrzydł i wszystko w nim… czas się przewietrzyć i popatrzeć na zielone Pleasure

  42. Quackie pisze:

    Przerwa wieczorna.

  43. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    Dzień pod znakiem włóczęgi, a wieczór – wyczesywania Psiuni, coby żaden leśny pasażer nam się nie zadomowił:) Perfumy perfumami, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne… to znaczy – na puszyste:)

    • Makówka pisze:

      Witaj Leno!

      Czy psiunia lubi wyczesywanie? Bo Florek tak nie koniecznie.

      • Lena Sadowska pisze:

        Jak już załapie, że po to ją wołam, to tak:)
        Bo dostaje też perfumy przeciw-kleszczowe i tego serdecznie nie znosi. Ja też, bo one okropnie pachną, czy raczej po prostu – śmierdzą. Ale my się dużo włóczymy po lasach, więc nie ma zmiłuj – poperfumować trza:)

  44. Makówka pisze:

    Już prawie spakowałam się na jutrzejszą wycieczkę, taką rekreacyjną, spacerek właściwie 10 km, szlakami i okolice Krakowa, bez wspinaczki, coś dla mnie.

    Ból głowy i senność uznałam za chwilowe, ale NA WSZELKI WYPADEK zmierzyłam temperaturę.37, niby nic, no ale jednak nie będę kusić losu, a raczej chyba zacznę go zaklinać.

    Zwykłe przeziębienie jeśli nawet to jednak pojawia się strach…czy to TYLKO przeziębienie…

    • Tetryk56 pisze:

      Wygrzej się w nocy i wszystko będzie dobrze! Misio

      • Makówka pisze:

        Już się wygrzewam w łóżku. Zaparzyłam ziółka, kolana posmarowałam maścią, na ból głowy i pleców nie mam pomysłu. Ostatnio często źle się czuję, ale nie aż tak.

        No i wyłączyłam budzik, bo nawet gdybym poczuła się za chwilę dobrze to i tak wycieczki ryzykować nie będę.

        Za misia dziękuję. Cmok

        Nie jestem samobójcą jednak wbrew temu co może się wydawać.

    • Quackie pisze:

      Oj oj. Ja w takim wypadku biorę aspirynę i intensywnie wypacam.

      Faktycznie, wygrzej się!

  45. Quackie pisze:

    Kochani, na dzisiaj skończę, raz, że wstałem wcześniej niż zwykle w sobotę, a dwa, że nie był to w 100% dobry dzień (chociaż wygrana Igi cieszy!). Dobranoc, spokojnej.

  46. Tetryk56 pisze:

    Rankiem zapraszam Państwa na nowe pięterko-przeczekajkę Wink

Skomentuj Tetryk56 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)