Rzuciłbym to wszystko, rzuciłbym od razu,
Osiadłbym jesienią w Kutnie lub Sieradzu.
W Kutnie lub Sieradzu, Rawie lub Łęczycy
W parterowym domku, przy cichej ulicy.
Byłoby tam ciepło, ciasno, ale miło,
Dużo by się spało, często by się piło.
Tam koguty rankiem na opłotkach pieją,
Tam sąsiedzi dobrzy tyją i głupieją.
Poszedłbym do karczmy, usiadłbym w kąciku,
Po tem, co nie wróci, popłakał po cichu.
Pogadałbym z Tobą przy ampułce wina:
„No i cóż, kochana? Cóż, moja jedyna?
Żal ci zabaw, gwaru, tęskno do stolicy?
Nudzisz się tu pewno w Kutnie lub Łęczycy?”
Nic byś nie odrzekła, nic, moja kochana,
Słuchałabyś wichru w kominie do rana…
I dumała długo w lęku i tęsknicy:
— Czego on tu szuka w Kutnie lub w Łęczycy?
Z tomiku Siódma jesień (1927), fot. niestety nie z Kutna, a z Gdańska 😉
Dzień dobry na nowym pięterku. Skoro Autorka na razie nie komentuje, to ja sobie pozwolę.
Bardzo ładny wiersz, „prowincjonalne” ciągoty całkowicie zrozumiałe, znam z życia dokładnie takie historie, pomijając lokalizację.
(zaraz zmykam, będę z powrotem zaniedługo)
Ten piękny wiersz idealnie pasuje do miejsca w którym teraz jestem.Pozdrawiam z chatki w lesie.
Nie ukrywam, że zazdraszczam!
żeby Wam bardzo zazdrość nie było informuję,że cały czas karczowaliśmy z synem krzaki,a ogród dalej wygląda jakby był opuszczoną,zapuszczoną polana w lesie
Tutaj tylko metoda drobnych kroczków może przynieść rezultaty. Życia nic nie zmoże, jak śpiewali Starsi Panowie.
Masz jakieś fotki?
Quackie,tak właśnie robimy.Tetryku?Krzaków czy życia? Czy z życia wzięte? Ależ ja mam mnóstwo fotek, ale z fiordów żadnej, ale to nie jest poganianie tak tylko mi się napisało…
Nie no, swojego ogrodu-polany…
Chatki tak.Krzaków chyba nie.Teraz ciemno,już nie zrobię
Witajcie!
A ja właśnie wróciłem z chatki na skraju wsi
Niestety, byłem tam tylko kilka dni w gościnie. Ale obok młodzi ludzie gospodarowali chyba nawet jeszcze harmonijniej, niż to sobie poeta powyżej wymarzył…
Ha! Nie tylko, ze w ogóle był udany – ale jeszcze po drodze udało mi się trafić na gniazdko Skowronka i mam od niej pozdrowienia dla całej Wyspy!
Ha. Odpozdrawiam!
Rozumiem,że teraz doczekamy się pięterka o żeglowaniu wokół fiordów?
Właśnie wróciłam ze wsi.
We wściekłej furii.
Więc najlepiej będzie, jeśli się pożegnam i poczekam aż mi trochę przejdzie.
Ochłoń, odeśpij, a potem opisz.
PS. Po zdjęciach na FB już się mogę domyślać, ale wolę zaczekać na barwny, inspirujący opis.
Kolejne pięterko się szykuje?
Nieee… To w Specjalnym Miejscu… Takim wiesz…
Żeby tam móc wejść, trzeba mi przysłać swój adres mailowy na priv (jafp@wp.pl).
I dalej to jak u Tolkiena: Speak friend and enter 😀
A teraz to już NAPRAWDĘ idę spać, nieco ochłonięta.

Z domu przyśle,z komórki nie umiem Jak mnie zaprosisz do specjalnego Miejsca
Dobry wieczór! Wróciłem ze spotkań przy okazji Nagrody Literackiej Gdynia, wszystkie bardzo dające do myślenia, więc głowę mam ciężką nieco. Ale bardzo mi się podobało!
Zapewne dobranocka nastąpi niezabawem.
każdy ma inny koniec lata.Dla mnie to koniec pływania w „wodach otwartych „
Ostatnio pływałem (?) na wodnym hamaku na Kaszubach, zapewne w okolicach 19 sierpnia. I było mi dobrze.
A ja wpław 30 sierpnia w jeziorku powstałym w miejscu dawnej żwirowni. Też mi było dobrze, ale to już był raczej ostatni raz w tym roku.
Quackie „na wodnym hamaku” ? Co to jest?
Skoro Wszyscy dziś wracają to i ja chyba czas najwyższy opuszczać chatkę w lesie,bo jutro obowiązki wzywają
Dzień dobry


Super pięterko i chociaż raz o czasie
To miłe Mistrzu Q
Ale to nie „moje” pięterko, tylko Bee! Ja tylko wyjątkowo skomentowałem jako pierwszy, bo autorka się nie odzywała.
Przepraszam serdecznie Pszczółeczkę

Faktycznie, nie zauważyłam, kto to opublikował
Zwykle autor pięterka odzywa się pierwszy i to mnie zmyliło…
Zamiast w poniedziałek, wróciliśmy w sobotę

Dość długo wybieraliśmy inne. W końcu wybraliśmy takie, które miało największe wymiary (30×40 stóp, czyli 9,14×12,2m). Zadowoleni rozbiliśmy namioty, screen house, zjedliśmy coś niecoś… potem troszeczkę poszwendaliśmy się po okolicy. Oczywiście zakrapiana kolacja… poszliśmy spać. W nocy obudził nas deszcz i walące pioruny… Wstałam przed 6 i chciało mi się do łazienki. Wyszłam z namiotu i o mały włos bym się wywaliła. Deszcz lał nadal, a na naszym miejscu campingowym było po kostki błota. Dobrze, że nie nałożyłam butów. Gdy wróciłam, zgarnęłam ze stołu przemoczony ręcznik papierowy i jakoś otarłam nogi… bo jak z błotem położyć się do wyrka?
Doleżałam do 9… deszcz lał bez przerwy…

I dla takich chwil, warto rozstawić i składać namioty nawet co drugi dzień 
Udało mi się zamienić miejsce na większe. Rezerwując nie wiedziałam jak jest duże. W maju, gdy byliśmy na miejscu, obejrzeliśmy. Jakiś jeden mały namiocik może i by się zmieścił, ale nasze dwa duże, plus „screen house” nad ławką, to mowy nie ma.
Wyjechaliśmy z domu dość wcześnie, bo o 9 rano. Chciałam się „załapać” na miejsca, których zarezerwować nie można i zmienić naszą lokalizację. Niestety, to miejsce, które chciałam, tuż przed nami zgarnął jakiś facet
Małżonek orzekł, że musi coś zjeść, bo się wścieknie. Do naszych prowiantów ciężko było się przedrzeć przez błoto…
Wyciągnęliśmy dzieci z namiotu. Samochodem do łazienki (raptem 200 metrów), bo jak tu jeść bez tego? A potem pojechaliśmy do knajpy. Kończyliśmy śniadanie (bardzo późne), gdy deszcz jakby zaczął hamować i prawie przestało padać. Trochę przewiozłam dzieci po naszych majowych miejscach i wróciliśmy na nasz camping. Rodzinka zadecydowała, że pakujemy się i wracamy. Panowie byli wściekli, bo ich buty były niesamowicie uwalane błotem. A jaki ojciec, taki syn… tak jeden jak i drugi nie znoszą brudnych butów. A że nie mieli za wielu par na zmianę… no właśnie…
Pakowaliśmy namioty do worków, bo ociekały wodą. Z resztą, wszystko było mokre… A pod wieczór znowu miało padać…
I w sumie fakt. Jak już ma padać na okrągło, to wolę być w domu. Więcej możliwości… A pod namiotem co? Albo oglądanie świata z samochodu, albo siedzenie w namiocie… to jaka to atrakcja? Jedziemy, żeby coś zobaczyć, zrobić zdjęcia… gdy leje i walą pioruny, to jakoś to nie za bardzo wychodzi…
Wieczorem byliśmy już w domu. Syn zjadł z nami kolację. Pogadaliśmy trochę i pojechał do siebie. Nie wiem, czy rano będziemy w stanie wywalić te wszystkie mokre rzeczy do ogródka, żeby wyschły. Zobaczymy…
Z jednego jestem zadowolona… pogadałam sobie z dziećmi i było jak dawniej… znowu poczułam się matką i przyjaciółką, z którą o wszystkim można pogadać
Trochę długi ten opis wyszedł, ale starałam się pisać skrótami
Nie chcę „zaśmiecać” wpisu Mistrza Q 


Jeszcze nie wiem co będziemy robili jutro… zapowiadają nowy deszcz i burze. A przecież musimy jakoś wysuszyć nasze namioty, i nie tylko… zobaczymy…
Miłej niedzieli życzę
Och – wpisu Bee (patrz komentarz nieco wyżej).
Dzień dobry. Najpierw Gienia.

Tak. koniecznie kawa!
Lecę świętować koniec wakacji.
W tym roku mi się wyjątkowo należy.
Dzień dobry! Słońce, słońce, ledwie wstałem, a już wyciągają z domu (żeby skorzystać z pogody, co ma niejaki sens, ale może za chwilę).
W nocy przyjechali państwo po psa. Uf. To było wymagające 10 dni, ale wreszcie koniec.
Witajcie!
No niezbyt się Miralce wyjazd udał… Trzeba się było wybrać do Norwegii, w Bergen deszcz pada tylko 350 dni w roku – oszczędziłabyś sobie niespodzianek…
Słyszałem podobną historię o amerykańskim Seattle, że tam rok dzieli się na porę deszczową i sierpień, z tym że miejscowi twierdzą coś innego – na porę deszczową i 15 sierpnia.
Nasza córka mówi, że w „jej” Denver, to słońce świeci 360 dni w roku. Nawet jak pada, to i tak nie na długo i zaraz wyłazi słoneczko.
Ba, Denver!
W zasadzie to nie była żadna niespodzianka. Prognozy mówiły o deszczach nie tylko w długi weekend, ale i w przeciągu najbliższych 10 dni. Także zaskoczenie żadne
Niby mogliśmy połazić i poszukać miejsca mniej błotniastego i zamienić jeszcze raz, ale jak sobie pomyśleliśmy, że będziemy musieli przewozić to mokre, upaprane błotem obozowisko, to się nam odechciało. Zapakowaliśmy do worków i do domu 


Prognozy nie pisały tylko ani słowa, że tam teren gliniasty i po deszczu zrobi się pierońsko ślisko, a w niektórych miejscach nogi będą się w tę mazię zapadały niemal do kostek.
A tu, „co sie wysusy, to sie wykrusy”…
Bo przecież namiotów się nie pierze… i nie wykręca
Hmm, a nie było to takie błoto, żeby można było po nim chodzić na bosaka, a potem tylko nogi porządnie umyć? Wtedy buty by się oszczędziło.
Ja chodziłam boso, ale mój mąż, czy syn nie są w stanie. Tym bardziej, że w błocku utopione były suche gałązki, na części do parkowania, wysypany był żwir… także nie za przyjemnie było po tym chodzić bez butów. Córka nałożyła klapki, które wzięła do kąpieli pod prysznicem. Wyszła ze słusznego założenia, że jak pójdzie się kąpać, to i tak się umyją
Chłopcom też dałam takie obuwie, ale zdążyli już upaprać swoje buty…
Ostatecznie wszyscy mieliśmy buty do kąpieli. Nikt rozsądny nie włazi do publicznego prysznica boso. Nawet jeśli wygląda on czysto…
Tak jest!
No i wróciłem ze spaceru. Pierwszy wrześniowy weekend całkiem jeszcze letni, plaża dość nawet zaludniona.
Oj fajne te spacery tam u Was…
U mnie nadal ciepło, pomimo deszczu. Tak pod 30C podchodzi.


Ciekawe jak będziemy suszyć nasz sprzęt obozowy, skoro ma co chwilę padać?
W deszczu raczej nam nie wyschnie
Jedynie jest nadzieja, że opłucze się z błota
No dobra… miło się z Wami rozmawia, ale u mnie już 8 i czas się brać za robotę


Trzeba poprać co się używało i wysuszyć co się przywiozło mokre…
a także zgarnąć ten bajzel z pokoju, bo wczoraj rzuciliśmy to wszystko na kupę i jedynie z lodówek wypakowaliśmy do lodówki.
Miłego niedzielnego popołudnia życzę
Owocnej pracy!
No dobra. Koszule ma jutro wyprasowane. Reszta jakoś ogarnięta. Plan ułożony. Pora spróbować spać.

Spokojnej wszystkim spaćidącym!
Zanim zapalę lampkę, chciałbym zaanonsować nowe pięterko o smaku słonej wody
i słabego piwa😉A ja odkryłam nowe pięterko zanim zobaczyłam anons! Późne chodzenie spać czasami się opłaca…)