W ten weekend odwiedziłem przyjaciół w Lublinie. Akurat w te dni Miasto Unii przeżywało „Carnaval Sztukmistrzów” – przedziwną imprezę, która wzięła we władanie całe Stare Miasto, prezentując na jego ulicach nieprzeliczone rzesze artystów tej kategorii. A przy okazji także koncerty muzyczne (kilka placyków!) oraz inne atrakcje.
Plątaliśmy się po mieście pod czujnym okiem gospodarzy, i prawie w każdym miejscu coś się działo: jak nie muzyka, to gość skręcający stworki z baloników, ktoś „łykający ogień”, na dziedzińcu klasztornym występował slapstickowy duet klaunów, stylizowanych na Chaplina i Giuliettę Masinę, jeśli się na kogoś nie weszło bezpośrednio to nawet nie było w tłumie widać, co się minęło! Za to z daleka widoczni byli linoskoczkowie. Na poziomie drugiego piętra za otwartymi oknami zamontowano solidne belki i między tymi belkami rozciągnięto liny. Było tych lin dużo, istna pajęczyna nad Rynkiem. Po większości z nich próbowali chodzić ludzie zabezpieczani linką przypiętą do uprzęży, jedynie pod jedną czy dwoma była rozpięta siatka, i tam utrata równowagi skutkowała lądowaniem w tejże. Prawdę mówiąc, nie widziałem ani jednego przejścia całej liny bez wywrotki – faktem jest, że dystanse były długie i pokonywane bez pomocnych w utrzymaniu równowagi tyczek, a liny dość elastyczne… Nie jest to jednak przygana – sam nie odważyłbym się wyjść na taką linę, nie mówiąc już o przejściu choćby dwóch metrów 😉
Ale, po co tyle słów – zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Na koniec spaceru poszliśmy jeszcze na pokaz multimedialnej fontanny na Placu Litewskim, składającej się z kilkudziesięciu słupów wody o wydajności i barwie nadawanej przez podświetlające je lampy sterowanych w takt puszczanej muzyki, dzięki czemu fontanna tańczyła, jak jej zagrano. Nie filmowałem, można ją zobaczyć np. tu.
Zapraszam do Lublina!
Dobry wieczór na nowym pięterku.
Zdjęcie Zamku na tle burzowych chmur jest po prostu znakomite, a piszę to nie bez kozery, bo sam zrobiłem nieco podobne, przedstawiające stare miasto w Asyżu na podobnym tle, i jest to, nieskromnie uważam, jedno z moich najlepszych zdjęć.
Całość wygląda nie gorzej (a chwilami lepiej) niż włoskie miasteczka, jakże przecież urokliwe. Aż żałuję, że w Lublinie byłem tylko przejazdem!
W oknach kamieniczki przed remontem widzę niechybnie fragmenty malowideł Mistrza Hieronima Boscha.
Co do klatki schodowej, czy też wewnętrznego podwórza z fragmentami nieba pomiędzy dachami, to masz nader podobne miejsce, że tak powiem, pod bokiem, tzn. tuż przy dworcu PKP Kraków Główny, w Gospodzie Krakowskiej, która ma ogródek na wewnętrznym dziedzińczyku Station Aparthotelu – bardzo podobnie.
A co do fontanny, to zasadnicze pytanie brzmi: czy to Ty maczałeś w niej palce???
Tak, znam podobne miejsca w Krakowie – jest ich tu nawet wiele. Co nie zmienia faktu, że lubelski pasażyk mi się spodobał 😉
Mnie się bardzo spodobał pomysł zasłaniania pustych oczodołów okien w remontowanych budynkach reprodukcjami, plakatami i w ogóle czymkolwiek nie na temat remontu, byle było ładne.
Co do fontanny – nic mi nie wiadomo, abym cokolwiek w niej maczał; może dlatego, że za dużo ludzi tam było?
No jasne. jest przeuroczy ten pasażyk!
W Lublinie byłam prawie 50 lat temu. Niewiele z tego pamiętam, co chyba nie dziwi


Oczywiście pytanie retoryczne, bo jak mógłbyś zauważyć, skoro tyle ciekawego było do oglądania 
Jedno co mi się nie podoba, to nazwa imprezy. Nie do końca jest po polsku. Kiedyś działała ustawa o czystości polskiego języka i nie wolno było nadawać w Polsce obcobrzmiących nazw niczemu co służyło społeczeństwu. Wkurza mnie to, bo nie zauważyłam, żeby w innych krajach używano polskich nazw do czegokolwiek. 
Na zdjęciach widać, że pięknie tam
Widać też, że sama fontanna duża nie jest, jej obszar powiększają płytki z dyszami i światełkami. Nawet widać, jak ktoś lata między słupami wody. Chyba facet i dziecko…
W Chicago jest Buckingham Fountain i ona jest na prawdę wielka. Co godzinę (od maja do października) trwa 20 minutowy pokaz. Woda wali na wysokość 150ft, czyli 45,72m w górę. To znaczy główny jej strumień (i też nie cały czas). W czasie pokazów, zużywa 14100 galonów (to będzie 53374.3 l) wody na minutę. W niedzielne wieczory są dodatkowo pokazy świateł. I muszę przyznać, że robi wrażenie…
Z linoskoczkami bym się nie zamieniła. I na pewno bym nie próbowała tam wyleźć. Co prawda 2 piętro, to jeszcze nie aż tak wysoko, ale jak dla osoby z lękiem wysokości…
Na 12 zdjęciu, tam gdzie piszesz, że niektórym udało się przejść w postawie wyprostowanej, zauważyłam lecącego ptaszka… jaskółka, czy jerzyk?
Impreza na pewno wspaniała, miasto cudne, pełne zabytków
A wiesz, że mnie to też zdziwiło…
Może dlatego, że nie mieszkam w Polsce, jestem trochę przewrażliwiona… ale bardzo drażnią mnie niepolskie nazwy polskich imprez…
Teraz nie uświadczysz polskiej nazwy biurowca. A i z osiedlami mieszkaniowymi coraz gorzej. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać?
I właśnie to mnie wkurza. Jakoś nie zauważyłam, żeby Amerykanie przejmowali polskie nazewnictwo, więc dlaczego Polacy tak robią?
Może gdyby polskie firmy zainicjowały powszechne użycie komputerów, wszyscy używali by nazwy podobnej do eliczydło?
Dzień dobry.
Jakże przyjemnie się po tym Lublinie chodziło.Dawno nie widziałam takich tłumów,niemniej to dobrze świadczy o ludziach,bo chcą w tym uczestniczyć.Podobały mi się ogródki knajpiane,można było siąść (o dziwo bywały wolne miejsca) i z pozycji krzesełka,sącząc zimne piwo oglądać występy linoskoczków;).
Te ciekawe bramy,podwórka,zaułki.W takim klimacie to wszystko bardziej zapada w pamięć.No żałuję że byłam bardzo zmęczona,fontanna bardzo mi się podobała,a pokaz finalny był świetny.
I nie ma znaczenia że gdzieś są większe czy ładniejsze.
Dla mnie liczyło się tu i teraz;).
Witajcie!
Najfajniejsze w tej wyprawie było wyrwanie się z codzienności – miłe towarzystwo, spotkanie z fajnymi ludźmi, zwiedzanie miasta, którego nie znałem…
Dziękuję wszystkim przyjaciołom, zamieszanym w tę wyprawę!
Dzień dobry ponownie. Od słonecznej strony nagrzało termometr do 38 stopni. W cieniu dopiero 24,5.
Najpierw Gienia.

Ano tak. To ja poproszę jak zwykle, czarną, gorzką i niedużą, chociaż wg włoskich standardów tę większą (lungo).
Lublin to jest mój wielki wstyd.
Dwadzieścia kilka lat temu bywałam służbowo. Nieciekawe wrażenie ze Starówki, gdzie mieliśmy biuro oraz zakaz wchodzenia w większość starówkowych uliczek. Bo niebezpiecznie i to bardzo. Poza tym poznałam dwa hotele i kawałek ulicy przed nimi. I tyle.
Dlaczego wstyd? Bo mój mąż jest ze Świdnika. W Lublinie mieszka pół rodziny. W szerokiej okolicy reszta. A my przez dwadzieścia lat byliśmy na lubelskich ulicach RAZ i to w konkretnym celu zakupu jednej rzeczy.
Jeździło się do Lublina, ale do szwagrostwa, bezpośrednio pod blok, z którego wracało się do Warszawy. Jeździło się (i jeździ) do Świdnika, do rodziców. Od śmierci mamy chodzimy z ojcem do restauracji. I jakoś nigdy nie udało nam się nic więcej. Być może dlatego, że nie nocujemy, tylko wpadamy na kilka godzin…
No i obiecujemy sobie, że trzeba wreszcie i w ogóle. Bo dzieci w ogóle Lublina nie znają, a przecież stamtąd ich ród (w geograficznym przybliżeniu). Zatem dziękuję Tetryku, bo może wreszcie się zmobilizuję. Ale dopiero jesienią, bo w upały nie dam rady.
Absolutnie nie chciałem cię zawstydzać!
Ale nie! Bardzo dobrze! Może wyjdzie z tego coś pozytywnego!
PS. Piter dłużej mieszka w Warszawie niż mieszkał w Świdniku, bo od studiów, więc prostuję: pochodzi z lubelszczyzny. Taki lubelski warszawiak
Znaczy świdnicki.
No proszę , jeszcze trochę , a okaże się , że prawie wszyscy pochodzimy z lubelskiego . Rodzina maxów-janów w Lublinie mieszkała i mieszka od zawsze i od pokoleń pracuje w szkolnictwie na różnych poziomach . Dziękuję zatem za materiał , który mogę traktować jako opis rodzinnego miasta . Warto przy takiej okazji zauważyć , że Polska w ostatnich latach została totalnie wybrukowana kostką , co zwłaszcza w małych miastach korzystnie wpływa na wygląd . Dotyczy to również wiosek , gdzie kostka to nie tylko chodniki , ale często podwórka i różne wewnętrzne scieżki komunikacyjne . Świat się
zmienia …
Ja na pewno nie pochodzę z Lublina
Jeden mój dziadek urodził się w podlaskiej wiosce (parę kilometrów od Białegostoku), babcia pochodziła z sąsiedniej wsi. A drugi dziadek urodził się w Krakowie, babcia to rodowita białostoczanka. Mama urodziła się w Turośni Kościelnej, a tato w Białymstoku… także nie mam korzeni w Lublinie…


A co do kostki na ulicach… Wiem, że w Białymstoku wyłożono kostką jedną z głównych ulic starówki i zamknięto ją dla ruchu kołowego. Stare kamienice odnowiono i z opowiadań wiem, że wygląda to teraz cudnie. Wydaje mi się, że bez względu na wielkość miasta (Białystok wcale taki malutki nie jest, bo ma ok. 300 000 mieszkańców), taka kostka w połączeniu z zabytkowymi domami idealnie współgra. Powstaje niezapomniany klimat takiego miejsca. Po prostu, do takich kamieniczek asfalt by nie pasował
Dzień dobry
Niestety wciąż jeszcze nie fajrant – tak się dzisiaj poskładało. Ale już niedługo.
Fajrant. Przynajmniej na chwilę muszę zrobić przerwę.
Dobranoc.
Spokojnych snów, dziewczęta! 🙂
Oho, czas na dobranockę. Już idę…
Jaka przyjemna wycieczka;-) już z pięć lat chyba nie byłam w Lublinie. Bardzo lubię to miasto, do dziś pamiętam smak kawy w jednej z kawiarni w takiej małej, przyjemnej piwnicy, coś z afrykańska się nazywała, ale ten smak naprawdę pamiętam do dziś.
Spokojnej nocy;)
Witajcie!
Zanim ubierzemy choinkę, to ja się przywitam. 🙂
Dzień dobry! Ponoć najgorętszy dzień w roku zaczyna się od częściowego zachmurzenia i bardzo dobrze. Tymczasem nad Kaliningradem widać sakramencką burzę, zobaczymy, czy wybierze się w naszym kierunku przez Zatokę.
Dzień dobry
Środa minie, tydzień zginie…
Dobrze, że już środa
Miłego dnia Wyspiarze
Jeszcze trochę popracowania, ale już widać koniec dzisiejszej porcji.
Ciepło? Pracuję w piekarniku bez okna i klimy, a wentylator z funkcją „powiew morskiej bryzy” nie daje złudzenia chłodu… na burze też się nie zapowiada. Byle do piątku!
Współczuję. Tutaj mimo okien otwartych na przestrzał (wschód-zachód) jest ciężko, a co dopiero BEZ okien!
No to fajrant. I pewnie za chwilę przerwa… ale za chwilę.
Dooobraaanoooc

Spokojnej
Dzień dobry
Musiałam na tempo kończyć podlewanie ogródka, bo zaczynało kropić
Głupio podlewać gdy pada… Zanim skończyłam, przestało… taki to i był deszcz 
Rozkopały nawet ziemię w dużym kaktusie, ale nie za bardzo… mam mściwą nadzieję, że się pokłuły i dlatego nie rozkopały więcej 


U nas zapowiadana burza przeszła bokiem (jak zwykle)
Sprzątnęłam jeszcze ten bajzel, który wiewiórki zrobiły w ogródku. Część słoneczników dojrzała i ptaszki wydziobywały ziarenka. Głównie moje wróbelki i czyże złotawe. Było miło, póki wiewióry nie wyniuchały żarełka. Ogryzły prawie wszystkie słoneczniki, nawet te, które dopiero kwitły i żadnych ziarenek w nich nie było. Próbowały zakopać je w moich doniczkach i powywalały z nich kwiaty, a także majeranek, który mąż posiał. Nie wiem czy coś z tego da się uratować
Z tymi wiewiórkami to istna plaga (i to nie tylko w naszym ogródku). Tylko kopią, niszczą i ogryzają. Dobrze, że jeszcze nie wyniuchały pomidorów, bo znowu niewiele bym ich zjadła. Pisałam już, że wredoty nadgryzają po kolei każdy pomidor, żeby sprawdzić, czy zjadliwy. A po wiewiórach dojadać nie będziemy. Także większość idzie do kosza…
Może jutro uda mi się znaleźć specjalny spray od wiewiórek. Popsikam wszystko wokół pomidorów i kwiatków. Może się od nich odczepią… skoro ogryzły słoneczniki…
Brzmi, jakby sytuacja dojrzała do jakichś zdecydowanych działań antywiewiórkowych. Może zatrudnić jakieś domowe zwierzę do pilnowania przed wiewiórkami?
…bry

Przyzywam Gienię i wracam do łóżka.
Migrenka.
Oj. Kawkę proszę podać, pani Gieniu, a migrenkę zabrać.
Witajcie!
…z piekarnika tu na blogi parę ocząt mruga,
do soboty przypiekanie, bajka będzie długa…
Dzień dobry, jeszcze jakieś 2h słomianego wdowieństwa… Poza tym kolejny gorący dzień się zapowiada, mimo prognoz. Może przyjdzie burza w końcu i trochę schłodzi? Ile można w piekarniku?
Żadnej nadziei… lazur idealny i +28. W tej sytuacji frappe poproszę
Podobno miało być chłodniej.
Nie jest.
Na dodatek odkryłam gniazdo os w poręczy na tarasie…
Uuuu. Dasz sobie z nimi radę sama?
Cholera wie.
Ja to się nie zbliżę. Piter pozostaje.
No ale jemu „nie trzeba co pół roku przypominać”, więc chyba poszukam w usługach…
Dobry wieczór już powoli. To jest w najwyższym stopniu irytujące, to samo, co wczoraj. Burza już stała u drzwi, już do nich pukała, po czym po 2-3 godzinach wszystko rozeszło się po kościach, nie spadła ANI kropla. A jest nadal tak samo duszno. I jeszcze zawiedziona nadzieja!
Poza tym praca całkiem dobrze, norma przekroczona
Fajrant i przerwa chyba?
No i tak się wszystko poskładało, że zaraz goście.
W związku z tym ja raczej będę na wylocie.
No to spróbuję jeszcze wybrać i powiesić dobranockę, na zaś.
Dobry wieczór. Strasznie stresujące dni ostatnio miałem. Musiałem porzucić pracę z winy pracodawcy (blisko 20 lat w jednym miejscu) końcem lipca. Wiedziałem co się kroiło od kilku miesięcy i dlatego rozglądałem się za czymś innym. Byłem na kilku spotkaniach w międzyczasie. Dzisiaj się udało. Będę zarabiał trochę mniej, trochę dalej od domu, ale coś jest. Przy tych upałach i stresie dzisiaj byłem strzępem człowieka ale póki co żyję…
No to dobranoc.
Trzymaj się, Zoe!
Współczuję, Zoe

Powodzenia!!! Grunt to się załapać… zawsze można potem zmienić, jak coś lepszego się trafi
Pomyślności i szerokości!
Współczuję. Ale czasami trzeba.
Dziś przesuwałam meble w domu
Ale mam już dość tego czekania. Z wiekiem brakuje mi cierpliwości. Córka przyjeżdża pod koniec sierpnia, a pokój gościnny w rozsypce… bo synek nie ma czasu na zabranie wszystkich swoich rzeczy
Nawet połowy jeszcze nie posegregował. O posprzątaniu nie wspominając…
A to już miesiąc minął od jego wyprowadzki…
Pewnie tak jak rzeczy córki, na „wieczne przechowanie”

Chyba nic mnie tak nie męczy jak domowy bajzel. Normalnie jestem chora i nosi mnie… szkoda moich nerwów 
Mąż trochę się wściekł, bo znowu będą mnie łokcie bolały
W niedzielę mają przyjść i popatrzeć co jeszcze mogą zabrać. Część ma iść na śmietnik, a część oczywiście do naszej piwnicy na przechowanie
Nie przeszkadza mi ta „przechowalnia”, ale niech już w końcu zabiorą bajzel z tego pokoju! Chciałabym posprzątać i mieć w domu jak w domu, a nie jak na „urwańskiej ulicy”
No to ja mam tak, że przynajmniej na swoim biurku muszę mieć bałagan, inaczej czuję się nieswojo i nie mogę pracować. Pokój niechby był uporządkowany, ale biurko jest strefą eksterytorialną.
Bałagan bałaganowi nie równy
Kwestia podejścia do sprawy… Co innego, gdy potrzebujesz wielu rzeczy do pracy, a co innego, gdy masz całą masę zupełnie niepotrzebnych śmieci. Większość nadaje się tylko do kosza. 
Czasami dwa, trzy dni nie ruszam (nie mam czasu, albo po prostu mi się nie chce), to się nazbiera pokaźna kupka. A jak do tego dojdą rachunki ze sklepów, to robi się bałagan. Wszystko muszę przejrzeć, posegregować. Co do kosza, co do niszczarki, a co do segregatora. Czasami znajduję korespondencję męża. Adresowaną na jego firmę. Po co mi to zostawia? Nie mam pojęcia. To jego obowiązek, a nie mój.
Sprawy swojej firmy prowadzę sama i nie podrzucam mu swoich papierów… a może powinnam? 
Myślisz, że u mnie zawsze jest idealny porządeczek na biurku? Absolutnie nie!
Chłopcy (teraz już tylko mąż) nawet nie sprawdzają co jest w skrzynce, tylko kładą to na moim biurku
Dodam jeszcze, że nie jestem pedantką. Wiem co to znaczy, bo miałam w pracy koleżankę – pedantkę
Spać nie mogła, bo w zlewie została jedna nieumyta szklanka. Ja bym spała i nawet nie pomyślała o tym. Rano też mogłabym ją umyć
To znaczy nie w zlewie, bo mój mąż wścieka się, gdy coś się w zlewie zostawia
Obok może być góra naczyń, ale zlew ma być pusty…
A tak w ogóle, to dzień dobry
U mnie też za niedługo będzie
Jeszcze nie wiem co będę robiła… wolę nie planować, bo zwykle z tych planów nic nie wynika
Na pewno będzie wizyta w banku, w sklepie (całe szczęście nawet nie muszę z samochodu wysiadać) i w jeszcze jednym sklepie (tu już będę musiała wysiąść i się przejść
). Co jeszcze, to nie wiem. Zobaczy się… 
W sobotę mamy jechać raniutko do rzeźnika. Mam nadzieję, że nie będzie jeszcze tak źle. Na niedzielę planowaliśmy dalszą wycieczkę… ale sama nie wiem… jak ma być tak gorąco… Ciężko będzie łazić w pełnym słońcu przy takim upale… Zobaczymy… 
U Was już piąteczek
Na weekend zapowiadają jakieś straszne upały
Witajcie!
Na moście nad Wisłą zaskoczyły mnie dzisiaj całkiem już jesienne mgiełki. I w lewo i w prawo rzeka kończyła się po jakichś 100 – 200 metrach. Zawsze w takiej sytuacji żałuję, że nie mogę sięgnąć po aparat, no bo jak się zatrzymać na ruchliwym moście?
Dzień dobry. Znów od rana gorąco. Niby ma być chłodniej, ale BARDZO stopniowo.
Najsamprzód Gienia.

O. Poproszę to, co zwykle.
A ja poproszę to samo, co piłą pani przy tamtym stoliku…
Dzieńdobry. Oby. Dzisiaj szarańcza wraca. Za dwa dni impreza. Chyba za stara jestem.
Też sobie tak mówię czasami. Po czym na ogół okazuje się, że w sumie to nie.
Od dwóch dni siostra informuje mnie, że przyjeżdża pociągiem wyjeżdżającym z Łodzi o 10.20.
Przed chwilą odebrałam info od Madre, że pojechała. O 9.30.
Zatem rzucamy wszystko i lecimy na dworzec, żeby ich odebrać. Bo wprawdzie siostra twierdzi,że sama sobie przyjedzie z dziećmi autobusem numer pięćset cośtam, ale po pierwsze autobusów 500+ odchodzi z dworca chyba pięć, a po drugie: ona nie wie, gdzie wysiąść. I jak do nas dojść w obliczu tych rozkopów i zasieków.
Mózg mi się zważył od upału.
Wiedziałam, że to tak się skończy
No i ile waży?
Nie doceniliście przewrotności tego wpisu.
Za ciepło, żeby się dało docenić tak przewrotną przewrotność…
No ale posądzić mnie, że AŻ TAKIE ortografy robię???
Przecież Ci Ukratek odpisał, a my milcząco zgodziliśmy się z jego pytaniem, na które i tak nie odpowiedziałaś
Jedni ważą swój mózg, innym się warzy… 
Mogliśmy jedynie się zastanawiać nad techniczną sprawą tego ważenia 
Nikt nie posądza Cię o TAKIE ortografy
Znaczy fajrant i przerwa.
Dzień dobry
A na weekend ma być jeszcze cieplej
Dobrze, że chociaż w domu chłodno 
Przez prawie dwa miesiące będę miała spokój 
Trochę za ciepło
Jutro czeka mnie ciężki dzień. Jedziemy do rzeźnika…
Dobrze, że nie jeździmy do niego często
Ziew.
Spać…
Dzień dobry.
Dzisiaj zaczynam dwutygodniowy w zasadzie urlop. W zasadzie, ponieważ pierwszy tydzień spędzę w domu z gośćmi – przyjeżdża rodzina dziewczyny Najjuniora, w sumie 5 osób. No i zobaczymy. A drugi tydzień – nad jeziorem na Kaszubach, tam-gdzie-zawsze.
Z czego wynika, że na Wyspie będę się pojawiał raczej rzadziej niż częściej (tym bardziej, że pokój komputerowy staje się gościnnym).
Witajcie!
Jak zwykle w sobotę melduję się późno, po zakupach i śniadanku i nawet częściowo wyspany. Ale tego ostatniego bym nie przeceniał…
To tak jak tutaj
Dzień dobry. Orzech w ogrodzie nadaje się jedynie do spożywania kawy i lodów pod nim.
Coś podobnego, a wszystkie znane mi orzechy w okolicy mają tyle orzechów, że czasem trzeba gałęzie podpierać, żeby się nie obłamały!
Niemniej miłej kawy i lodów!
Pod warunkiem, że nie bombarduje owocami…
Może powinieneś go przyciąć? Pamiętam jak u mojej mamy na podwórku i w ogrodzie rosły dwa orzechy. Też owoców na nich nie było (a jeśli już to sporadycznie, po kilka sztuk). Szwagier się trochę wściekł, bo tylko zasłaniały słońce, a podczas wiatru gałęzie uszkadzały dachówki. Poprzycinał je znacznie (orzechy, nie dachówki). Jesienią… W następnym roku orzechów było tyle, że wiadrami zbierali i pytali wszystkich znajomych czy kto by nie chciał
Może orzech lubi być przycinany? Poszukaj na internecie, a na pewno znajdziesz 

Powodzenia Zoe
A ja zaraz muszę wskoczyć w oficjalne ciuchy
i zasuwać na ślub, a potem na wesele 
Niech pocieszeniem ci będzie refleksja, że tym razem dopadło to innego!
Biedactwo…
Key brała ślub na koniec czerwca.
W Piemoncie.
WSZYSCY faceci byli w czarnych garniakach. I okularach. Większość przyleciała z Bari.
Zanim dostałam udaru oraz roztopiłam się w smętną kałużę miałam wrażenie, że biorę udział w kręceniu Ojca Chrzestnego…
To jeszcze dobrze, że miałaś wrażenie, że bierzesz udział w kręceniu filmu, a nie że bierzesz udział w weselu jak w Ojcu Chrzestnym

Mafia bywa niebezpieczna i z tortu mógł ktoś z czymś wyskoczyć
Co prawda, to prawda.
Ale wrażenie było niezłe
Miłej zabawy, pomimo upału

Może nie będzie aż tak źle, jak to sobie wyobrażasz
Padam na dziób, ale to u mnie staje się normą.

Tam się nie da wytrzymać długo, bo trzymają w pomieszczeniu z mięsem ok. 5C. Normalna lodówka gigantycznych rozmiarów 

Dochodzi 22, a termometr na zewnątrz pokazuje ponad 30C. I na pewno jest to w cieniu, bo słońca dawno już nie ma 
Chyba na dobre się starzeję, skoro tak często bywam zmęczona
Dziś (jak było planowane) wizyta u rzeźnika. Sama byłam zdziwiona, że w niecałe pół godziny tyle żeśmy napakowali
Do domu trzeba było się śpieszyć, bo gorąc… co prawda byliśmy w domu ok. 8, ale już zaczynała się „parówka”.
Najgorzej z flakami. Zanim je pokroiłam (mąż mi pomógł) i zanim „zahartowałam” (odgotowuję je 3 razy), zrobiło się późno. Jeszcze się gotują… ale jestem zadowolona, bo je zamrożę i jak nie będę miała czasu na gotowanie obiadu, to wystarczy wyjąć i odmrozić
Na podwórku sauna
Miłej niedzieli życzę wszystkim Wyspiarzom



I tym „wyjechanym”, i tym w miejscu stałego pobytu
Nie wiem czy rano się odezwę, bo wybieramy się do Zion. Co prawda ma być bardzo gorąco, ale może bryza od Lake Michigan trochę ten gorąc schłodzi
Wcześniej pojedziemy, to upał będzie mniejszy…
Witajcie!
Szykuje się kolejny dzień tropików. Nawet nie warto się jakkolwiek ubierać, póki nie trzeba wychodzić…
Dzień dobry. Żyję, chociaż z pewnymi ograniczeniami poweselnymi. Było bardzo zacnie pod każdym względem.
A na razie w komputerowym goście, więc piszę z telefonu, czego nie lubię zbytnio.
Akurat dzisiaj padł mi wentylator, i co gorsza nawet nie potrafię go rozkręcić…
Całe szczęście, że dziś sklepy czynne!
Wyjechałam, ale i wróciłam! Z nieprzewidzianym dwugodzinnym postojem w korku. Właśnie doczytałam, że Tour de Pologne radośnie krążył czterokrotnie po ulicach Katowic, ludzie tkwili w samochodach, policja nie ogarnęła tematu…a chłodno nie było.
O rany! To się nazywa gorące przyjęcie!
A tak przy okazji: kto wstawi coś z Tuwima na sierpień?
Mówisz, Ukratku, i masz


Zapraszam na nowe pięterko
Oczywiście tuwimowskie…