Mimo że mieszkam w Trójmieście od blisko ćwierć wieku, to jest tu jeszcze parę miejsc, których nie odwiedziłem. Jednym z nich była do tej niedzieli Wyspa Sobieszewska. To część delty Wisły i dzielnica Gdańska (od 1973 roku), zresztą jako wyspa dość młoda, od 1895 roku. Z trzech stron otaczają ją trzy różne odgałęzienia naszej rzek królowej: Przekop Wisły (czyli główne koryto, ale wykopane sztucznie pod koniec XIX wieku), Martwa Wisla i Śmiała Wisła (istniejąca od 1840 roku, kiedy to wody rzeki przelały się przez wydmy do morza). No a z czwartej oczywiście Bałtyk, a konkretnie Zatoka Gdańska.
Wyspa jest sobie całkiem spora, ma ok. 10 km długości. Ponieważ to był tylko rekonesans, pojechaliśmy najpierw na zachodni kraniec, w okolice rezerwatu Ptasi Raj, ale do samego jeziora o tej nazwie nie doszliśmy, kontentując się mniejszym jeziorem Karaś. Było słychać, że mnóstwo się tam dzieje, kwakanie, darcie dziobów, ale niestety zza trzcin, mierzących około dwóch metrów, niewiele było widać. Po pewnym czasie doszliśmy do wieży widokowej nad jeziorem Karaś, z której było widać już trochę lepiej, ale wcześniejsze ptasie rozhowory najwyraźniej miały miejsce po drugiej stronie jeziora. Tu było widać dwa łabędzie, prezentujące górną lub dolną część ciała, a na małym cypelku siedziały szarawe kaczki (na gęś chyba za małe).
Stamtąd poszliśmy nad morze. Przepiękna, szeroka plaża była niemal kompletnie pusta. Drobny bałtycki piasek nie ma sobie równych na świecie, a ten na wyspiarskiej plaży w przedziwny sposób wizgotał pod nogami, jakby się po ortalionie chodziło. Owszem, byli jacyś ludzie, ale daleko, w postaci kropeczek. Przeleciał kormoran, a po nim pojawiły się dwa drapieżniki, których niestety aparat nie sięgnął (po raz kolejny przekonaliśmy się, że na takie wyprawy warto brać porządny aparat z porządnym teleobiektywem – którego nie mamy, ani aparatu, ani tele). Wiele wskazywało jednak, że były to błotniaki stawowe.
Wracaliśmy tą samą ścieżką, którą przyszliśmy – przez las, między podmokłościami, na których spokojnie można by kręcić ujęcia „z bagien Luizjany”, tylko ewentualnie trzeba by przywiesić festony naśladujące tamtejszy mech. W bagiennych bajorkach pławiły się leniwie żaby, chyba jeszcze trochę pitome po zimie, bo pozwalały podejść całkiem blisko. Na drzewach darły się sikory i zięby. Tymczasem na ścieżkach zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi z dziećmi i psami, toteż postanowiliśmy przenieść się na wschodnią stronę Wyspy Sobieszowskiej, w okolice rezerwatu Mewia Łacha.
Tutaj ludzi było – jeżeli to możliwe – jeszcze więcej. Mimo to udało nam się przejść spory kawałek wzdłuż Przekopu Wisły, niemal do samego końca. No i oczywiście zrobiłem zdjęcie, jak wygląda miejsce, gdzie Wisła wpada do morza. Ta sama Wisła, która wcześniej płynie koło Oświęcimia, potem przez Kraków, Warszawę i inne miasta, więc gdyby Wyspiarze stamtąd mieli ochotę zobaczyć, jak to się kończy, zapraszam 🙂 Zdjęcie znacznika 939 km Wisły (czyli jakieś 3 km przed końcem), a potem – samego najbardziejszego ujścia. Tam, gdzie widać najcieńszy cypelek z prawej strony, kończy się rzeka i dalej jest już Bałtyk. Przynajmniej administracyjnie.
No to ja jednak już opublikuję, niech sobie wisi do rana (chyba że ktoś wcześniej będzie miał ochotę zerknąć).
Dobranoc.
Miałam ochotę i zerknęłam
Szkoda, że nie mogę przybliżyć niektórych zdjęć, może mogłabym pomóc w oznaczeniu ptaków… ostatecznie mam fioła na ich punkcie i trochę wiem na ten temat… 


Ciekawa wycieczka
Widzę też, że macie to samo co my z małżonkiem. Nie lubię tłumów na wycieczkach i im bardziej bezludne miejsce, tym lepiej
Niektórzy mówią, że się starzejemy, bo najmilsze dla nas są śpiewy ptaków, szum liści na wietrze i ten uroczy szmer fal pieszczących przybrzeżny piasek
Co do tłumów: wiele lat temu, będzie z naście, pojechaliśmy na majowy długi weekend do Sopotu.
Był to ostatni nasz wyjazd na długi weekend, mimo że mieszkaliśmy w hotelu na plaży i w ogóle pełen wypas, jako że to były czasy naszej prosperity.
Promenada do ryb była tak zatłoczona, jak wyjście z metra Centrum w godzinach szczytu. Powiedziałam wtedy: nigdy więcej. I nie jeździmy. A Warszawa jest tak cudnie pusta w te dni, że człowiek z przyjemnością idzie sobie do Łazienek, czy innego parku.
Bo to wszystko zależy, dokąd i kiedy się pojedzie. W sezonie raczej wszędzie jest pełno, niestety. Co więcej, jeżeli nie musimy, w sezonie np. unikamy jeżdżenia samochodem na Hel (statkiem/ tramwajem wodnym albo najwyżej pociągiem). I tak, Sopot to szczyt szczytów, nawet -naście lat temu.
Och, tak, ja w takim razie też się starzeję. Na początku spaceru prawie nie było ludzi, a na plaży to już w ogóle, i to było piękne.
A co do ptaków, to drapole były bardzo daleko, więc równie dobrze mogły to być np. bieliki – a ponieważ kołowały nad morzem, to nawet z teleobiektywem byłoby ciężko. Mew i innych takich w ogóle nie liczę. A ziębę pomógł nam zidentyfikować jeden pan, który właśnie miał taką lufę przy aparacie, że prawdopodobnie mógł policzyć jej piórka.
Wszyscy się starzejemy, nikt nie robi się młodszy
Z kolei ten lecący… jesteś pewien, że pokazałeś jednego z dwóch krążących błotniaków? Bo jak dla mnie, to wygląda to na lecącą czaplę. Trochę inny kształt skrzydeł niż u błotniaka i za długa szyja… ale oczywiście specjalistką nie jestem i mogę się mylić 

A co do ptaków… To to na zdjęciu wygląda mi na gęś zbożową, a nie na kaczkę. Kaczka ma trochę inną budowę. Krótszą szyję i takie różne tam…
Dodam tylko, że błotniaki stawowe jako chyba jedyne drapole w Polsce, budują gniazda w trzcinach.
Nie nie, w ogóle nie udało mi się złapać tych drapieżników! To znaczy owszem, zdjęcie zrobiłem, ale go tu nie opublikowałem, bo mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie wypatrzyć na nim choćby kropki, mimo że „na żywo” celowałem w tę parkę. Bardzo możliwe, że aparat nie złapał ostrości i stąd na zdjęciu dużo niebieskiego nieba, trochę mniej morza i zero ptaków.
A ten lecący to mi się wydaje, że kormoran. To znaczy latał bliżej lub dalej, a kormorany znam z jezior i z portu w Gdyni, więc w zasadzie jestem pewien.
W zaroślach może i była gęś, kto wie? Słabo było widać. Tak sądząc po kolorach (zdjęć w Wikipedii), to może nawet gęś białoczelna, bo ta zbożowa wygląda na szarawą, a to w trzcinach było bardziej brązowawe. Oba gatunki bywają w Ptasim Raju, więc wszystko możliwe.
Znaczy źle zrozumiałam


Wydawało mi się, że piszesz o ptaku na zdjęciu jako o błotniaku. Pomyślałam o czapli, bo wydało mi się, że widzę zgiętą w „eskę” szyję. Ale jeśli jesteś pewien kormorana, to znaczy, że to on
To samo jest z gęsią. Mnie się wydawało, że na zdjęciu jest szara…
To ja może śniadanie podam do kompletu?

Pięknie poproszę jedną czarną…
Dzień dobry poweekendowo. To jest niesprawiedliwe, że tak daleko mieszkam od morza bałtyckiego. Pospacerowałoby się jak się czyta takie fajne relacje.
A we wpisie już o tym nie napisałem, ale ten spacer odbyłem całkowicie bez kondycji – przeszedłem w sumie może z 10 km (albo nawet nie), a nogi będą mnie bolały pewnie jeszcze przez parę dni.
Dzień dobry. Już biegnę, już patrzę, tylko najpierw po kawę.
Dzień dobry

To są moje klimaty – spokój od ludzkiego gwaru.
Utwardzone nabrzeże bardzo mi pasuje.
Fajna wycieczka.
Ha, ale na tym utwardzonym nabrzeżu przeraźliwie wiało, z południa, wzdłuż rzeki, do tego stopnia, że zrezygnowaliśmy z marszu nad samą wodą i wróciliśmy do lasu (gdzie szło się jednak po piachu).
No i żeby był spokój, trzeba jak najwcześniej się wybrać…
Witajcie!
Poniedziałek fatalnie się zaczął, w pracy zastałem awarię sieci i dopiero teraz mogłem pobrodzić sobie w piachu wyspy Sobie…
To weź chociaż jakiś regeneracyjny napój od Gieni!
Wziąłem! Ale piłem w biegu…
Ja dzisiaj strasznie zdycham po tej wczorajszej gimnastyce. Ale nie ma co się rozczulać – trzeba dokończyć cięcie róż. Tu u mnie przyroda ma jakieś trzy-cztery tygodnie opóźnienia, więc jak teraz zdejmie nogę z hamulca, to poleci jak szalona. A ja wolę, żeby leciała w pożądanym przeze mnie kierunku, a nie tak na żywioł. Szkoda energii.
Dzień dobry
Czyli nici z mojej pracy w ogródku 
W nocy zaczął sypać zapowiadany śnieg i jeszcze sypie…
ŚNIEG???
Ale Ty masz z tą pogodą…
Śnieg.

Przez te 20 lat pobytu tutaj czas był przyzwyczaić się do kaprysów pogody. I chociaż nie zachwyca, ale…
Piękna opowieść Mistrza Q z okolic Sobieszewa , które znane mi są z lat minionych . Szczególnie w te i wewte przeprawy przez Wisłę … Na plaży w Sobieszewie zbierałem bursztyn i muszelki i słuchałem godzinami szumu fal naszego Bałtyku . Była to dla mnie swego rodzaju muzyka kojąca poszarpany pracą system nerwowy . Znalazłem w swoich zbiorach parę ciekawych dzieł wykonanych z muszelek i jedno dzieło zostawiam w Bibliotece , jako prezent dla Quackiego . Dziękuję serdecznie Mistrzu .
Jak pięknie na tej wyspie;)
Taka wiosenna pogoda że i sobie tak pomyślałam, że w weekend byłoby fajnie gdzieś na północ się wybrać, ale obawiam się, że tym razem to nie przejdzie, dwa tygodnie mnie w domu nie było, trzeba się zająć czymś pożytecznym, jakieś marchewki posiać albo coś, a tak mi się właśnie pusta plaża marzy….
Bo pustej plaży nie musiałabyś – ba, nawet nie mogłabyś! – niczym obsiewać!
Obawiam się, że przy tej pogodzie z każdym dniem i tygodniem coraz trudniej będzie znaleźć pustą plażę nad polskim morzem
chyba że bardzo rano. Ale to się zmienia dość szybko w ciągu dnia.
To ja, jako że na dziś po robocie, robię sobie przerwę.
Aaaaaaa. Juz wiem, o czym zapomniałem, ale zdjęć nie robiłem, więc tylko na gębę – na Wyspie Sobieszewskiej było mnóstwo bocianów, co prawda bliżej ludzkich siedzib, ale już wyraźnie na stałe. Zasiedlające gniazda, latające tam i sam i w parach, i generalnie bardzo zajęte.
Dzień dobry. Tak. To już lato.
Witajcie!
Chwilowo lato!
Dzień dobry. Dzisiaj nieco wcześniej, bo od rana bieganie i załatwianie, co gorsza, jutro będzie jeszcze gorzej (i mogę zgłosić się później niż dzisiaj i później niż zwykle).
Zauważyłem, że tylko praktycznie Ty piszesz o codziennym bieganiu za różnymi sprawami zawodowymi. Wyluzuj. Nie biegaj. Źle skończysz i kto nam tutaj będzie serwował codzienne muzyczne dobranocki?
To może chociaż jakaś przedpołudniowa kawa/herbata?

Tetryku, dałoby się zmienić podpis Gieni z koffie na Gienia? Bo tak jakoś niezręcznie się zawsze czuję…
Ja proszę o przygotowanie kawy za godzinę.
Praca, praca i po pracy. Tera przerwa.
A jutro od rana zasadniczo znów bieganie. Ale konkretniej niż dzisiaj.
Pożegnam się. Mam nadzieję, że do jutra, ale gdyby coś tam, to proszę o zastępstwo z Gienią.
Źle jest. A będzie chyba tylko gorzej.
Dobranoc.
Spokojnej, mimo wszystko.
Dzień dobry. Kolejny słoneczny poranek. Nie wierzę…
Dzień dobry. Dopiero teraz i przelotem, po załatwieniu pewnej ważnej sprawy. Jeszcze kawka na rozruch i sami-wiecie-co.
Witajcie!
Ciągle w biegu, niestety…
Dzień dobry



U mnie ma być dość ciepło, ale pochmurnie
Jutro jeszcze cieplej (ponad 22C), a w niedzielę nowy śnieg
Miłego dnia, Wyspiarze
A tak w ogóle, to jestem zła
Pierońskie złodzieje, zamiast wziąć do rozliczenia np. średnią z ostatnich trzech miesięcy, wzięli największy rachunek w roku. I to dwa razy… bo oczywiście wyjaśnienie sprawy trochę się ciągnęło, a na nowym wodomierzu praktycznie nic nie mamy… 
Mamy elektroniczny czytnik wody. Wysyła informację o zużyciu wody do odpowiedniego działu w urzędzie miejskim i nikt nie musi chodzić i spisywać. No i to paskudztwo się zepsuło. Zdziwiłam się, gdy przysłali mi ogromny rachunek za wodę. Taki jak latem, gdy dzień w dzień podlewam ogródek. Po kilku dniach przysłali pisemko, że trzeba się umówić na wizytę. Najgorzej, że oni pracują od 8 do 16, czyli dokładnie tak jak my (my trochę dłużej). Wykorzystałam to, że Sarah jest teraz u nas i wczoraj facet był…
Nie mógł odczytać ile wody zużyliśmy. Po prostu wymienił uszkodzony czytnik. A co z rachunkami? Oczywiście już nam kasy nie zwrócą, bo nie ma podstaw. Nie wiadomo ile wody zużyliśmy…
No to jednak w Polsce w takiej sytuacji idzie się dogadać. Ostatnio dostarczyciel prądu ma takie liczniki i akurat się zdarzyła podobna sytuacja (tzn. inaczej – poprzedni użytkownik zużywał więcej prądu, więc średnie rachunki były ogromne, a następny – malutko, ale został z rachunkami wyliczanymi na podstawie prognoz po poprzedniku) i jakoś się dogadał. A zdalne zarządzanie ma ten plus (albo minus, zależy, z której strony spojrzeć), że np. uporczywym dłużnikom można zdalnie odciąć dostęp do prądu.
Czekaj, bo ja czegoś nie rozumiem


To po groma takie liczniki, skoro rachunki wystawia się na podstawie prognoz?
Nasze liczniki wysyłają wiadomość o zużyciu wody co godzinę. Każdy ma swój rejestrator i płacimy za tyle, ile zużyliśmy. To samo jest z gazem i prądem. Jedynie kanalizacja jest obliczana na podstawie zużycia wody…
No fakt. Mieliśmy taką awarię i próbują nas wystawić do wiatru. Będę dzwonić do nich i zobaczę co da się załatwić. Ale to działało od wielu lat. Każde urządzenie ma prawo się zepsuć. Wkurza jedynie to, że od razu naliczyli grom wie ile
O ile mi wiadomo, stan jest (zdalnie) sprawdzany co pół roku, pomiędzy tymi kontrolami rachunki są wystawiane na podstawie prognoz. Chyba że ktoś zażyczy sobie, żeby samemu zgłaszać do Energi bieżący stan licznika co miesiąc, to wtedy wystawiają faktury na podstawie bieżącego zużycia. To się nazywa cięcie kosztów – nie musi już chodzić co miesiąc inkasent czy tam inny sprawdzacz (bo przecież nie inkasuje), tylko co 6 miesięcy. A ekipy do wyłączeń jeżdżą osobno.
U nas nikt nie chodzi. Wszystko odczytują u siebie, na miejscu. To też w ramach cięcia kosztów. Tylko jakoś z tego powodu nie płacimy mniej
Bo oni tną koszty, a nie przychody…
To chyba wszędzie tak mają

Dobry wieczór. Fajrant. I przerwa.
No i dotarłem do domu. Byłem na spotkaniu z krakowskimi sędziami i Władysławem Frasyniukiem. Ależ ten facet ma energię!
Dobrze, że jeszcze ktoś ma…
Witajcie!
Słoneczny, przedpiątkowy czwarteczek!
Pył nad miastem jakby wszystkie piece w nocy dymiły, choć noc ciepła. Zastanawiam się, kiedy ja ostatni raz widziałem na ulicy polewaczkę?
W zimie solanką nie polewały ulic przeciwoblodzeniowo?
Nie, u nas solarki rozsypywały sól w kryształkach…
Dzień dobry. Na razie pięknie. Przydałoby się coś na rozruch…
Dzień dobry. Nie wiem jak tam u wyspiarzy ale ja się zabieram za śniadanie.
A ja za chwilę idę na obiad…
Dzień dobry

Ciepło, ale deszczowo
Podoba mi się Twoja aura . Jednego dnia śnieg jak Karpaty , drugiego pada sobie deszcz i nie ma pogodowej smuty , co to ni to ni tamto , a tu same konkrety . Nie narzekaj . Z licznikami ,o których pisałaś ,to nie ma co walczyć . Trzeba łagodnie dojść do porozumienia , bo instalator i tak Cię wykołuje ,bowiem to firma legalizuje mierniki i z tym różnie bywa . Najlepiej mieć własne ujęcie wody ,jeśli jest to możliwe . Mnie ostatnio administracja odliczyła pewną kwotę za wodę , bo miałem nadpłatę , a liczniki mamy również z odczytem na odległość . Może Miralko , macie też dobrą zmianę i pora wracać na stare śmieci ? Przecież zalew w Siemianówce zwany jeziorem , został zbudowany jako zapasowy zbiornik wody dla Białegostoku , na „wszelki” wypadek . Wody pitnej oczywiście . Pięknie tam jest !!!

To fakt. Tutaj też mamy dobrą zmianę. Tak dobrą, że włosy się podnoszą. Wypisz – wymaluj jak w Polsce. Trump gdzie mógł, tam mianował na stanowiska swoich. Co jeden to głupszy. Szczególnym walorem tych ludzi jest chamstwo i brak kompetencji…

Ale nie ręczę za siebie, jeśli nie da się niczego załatwić…
Tutaj są trochę inne zasady niż w Polsce. Myślę, że jakoś dam radę 


Czy to Ci coś przypomina?
I po co mam wracać? Z jednego bajzlu w drugi? Tu jest jeszcze o tyle dobrze, że kościół nie ma tyle do powiedzenia co w Polsce. Chociaż ludzie Trumpa próbują jak mogą to zmienić. Był nawet projekt wprowadzenia religii do publicznych szkół. Całe szczęście upadł…
Lepiej zmienić temat, bo mnie coś trafi
O zwrot nadpłaconej kasy zawalczę. Tutaj jak ktoś siedzi cicho, to go orżną z każdej strony. Oczywiście, jako osoba kulturalna, nie zacznę od darcia japy i spróbuję grzecznie
A co do Białegostoku, to wiem jak bardzo się zmienił i wypiękniał. Ale nie wrócimy… nasze dzieci nawet słyszeć nie chcą o powrocie, a zostawić je i wrócić… tak prawdę mówiąc… do czego? Pracy nie ma za bardzo w Polsce. Podnieśli staż pracy, więc na emeryturę się nie załapię (za krótko pracowałam). Żeby tu przejść na emeryturę, jesteśmy za młodzi… Z czego będziemy żyli i gdzie? Mieszkanie i działkę budowlaną sprzedaliśmy, gdy kupowaliśmy tutaj dom. Nie mam siły na zaczynanie wszystkiego od nowa… od zera…
I chociaż wiem, że Polska jest piękna, to najwyżej kiedyś wybierzemy się tam na wczasy, ale nie na stałe.
A na pogodę nie narzekam. Co prawda wolę kiedy pada w nocy, a w dzień świeci słoneczko, ale nie mamy wpływu na pogodę, więc narzekanie niczego nie zmieni
Dobry wieczór. Ja jak zwykle – po pracy i na przerwę 🙂
Piątek trzynastego.

I bardzo dobrze.
Śniadanie poproszę.
Kawę poproszę niezależnie od daty.
A tak w ogóle, mnie dopada pech z opóźnieniem. Zwykle środa po piątku trzynastego. Więc jeszcze parę dni mam, żeby się przygotować.
Dzień dobry piątkowo – wiosennie.
Witajcie!
trzynaastego! nawet w grudniu jest wiosna! śpiewała Kasia Sobczyk. Pamiętacie?
Dzień dobry, a nawet ładny, chociaż pewne okoliczności wskazują, że może być nieco pokręcony…
Mam zepsuty komp, na razie muszę milczeć. Piszę z telefonu.
Mam zepsuty komp, na razie muszę milczeć. Piszę z telefonu.
Młotkiem go! Lub pięścią!!! Jak w telewizor z ubiegłego wieku
Próbowałam…
Dzień dobry! A dobry ?? Bo u mnie taki sobie, ale na pewno pracowity.
Takoż i u mnie. Na szczęście oprócz pracowitego także i owocny. Jestem mniej więcej w 1/3 całości roboty.
Co prawda teraz fajrant i przerwa.
Dobry wieczór 😉 Komputer Bożenki zmęczył się i chyba poszedł sobie trochę odpocząć i nie wykluczone ,że sam się naprawi . Ociepliło się i może ma złą wentylację ? Ale , gdzie te czasy kiedy monitorem komputerowym był zwykle mały telewizorek z lampą kineskopową . Dzisiaj , kiedy elektronika tak się rozwinęła , że niezbędne funkcje komputerowe można zmieścić w telefonie komórkowym , w sieci internetowej znalazło się miliony uczestników co oczywiście ma też wpływ na jakość internetowej korespondencji . Kiedyś , na Forum dyskusyjnym prawie wszyscy byli znajomymi , dzisiaj lepiej o tym nie mówić , bo jest to dyskusyjne bagno . Czasy się zmieniają , niestety nie bardzo mamy na to wpływ .
Teraz u mnie grzmi.
Skończyłam na dzisiaj robotę, więc idę sobie coś poczytać.
Pa pa.
Spokojnej wszystkim spaćidącym.
Ja jeszcze chwilę będę, ale jutro rano wybywam, będę z powrotem w niedzielę po południu (a być może bliżej wieczora).
Dzień dobry. No to ja się o tej, nieprawdaż, nieludzkiej porze, odmeldowuję. Zaraz mam pociąg. Do niedzieli!
Pociąg do niedzieli? A cóż to za imię??
Witajcie!
Ja mam dzisiaj sobotę bieganą, więc też zajrzę pewnie dopiero wieczorem… Miłego dnia!
Dzień dobry

Deszczowy dzień, ale pełen zajęć…
Miłego dnia życzę
Piękny początek lata!
Wybrałem się dziś na rowerze na spotkanie pod konsulatem węgierskim i w pół drogi spadł mi łańcuch, i co gorsza zaklinował się. Narzędzi nie miałem przy sobie ani ja, ani nikt z przejeżdżających rowerzystów. po pół godzinie szarpania się z łańcuchem wróciłem uświniony do domu, w 5 minut naprawiłem rower, ale wracać już nie było po co… A przecież piątek, 13-go był wczoraj!
Pechowe przygody przytrafiają się nam niezależnie od daty
Można jedynie Ci współczuć 
I serdecznie Ci tego życzę 
Niedziela powinna być udana, bo jakoś po pechu odreagować trzeba
Witajcie!
Dziwna noc minęła. Obudziłem się ok. 3-ciej, bynajmniej nie wyspany, i przez ponad godzinę nie mogłem zasnąć. Na szczęście mogłem odrobić zaległość…
Dzień dobry
Leje…
Ponieważ mija kolejny rok, wszystkich, którzy są zainteresowani trwaniem Wyspy proszę o zalogowanie się i zajrzenie na nowe, prywatne pięterko…
Natomiast gdyby ktoś miał pomysł na kolejne otwarte pięterko, to chyba już czas