Tak się ostatnio składa, że perypetie Jo kojarzą mi się z kiedyś napisanymi wierszykami. Wyciszanie na pilota przydaje się powiem nie tylko w kontaktach z synami – są znacznie dramatyczniejsze sytuacje!
Mów do mnie jeszcze… cztery proste słowa –
ale czyś ty na chwilę zamilknąć gotowa?
Tą chwilą ciszy dasz mi szansę małą
powiedzieć wszystko, co w duszy zagrało…
Wszak stale nas rozdziela twych słów potok rwący
przerywany wyrzutem: – Tyś taki milczący!
Nie mam jak ust otworzyć, choć w myślach już wrzeszczę
po każdym napomnieniu – Mów, mów do mnie jeszcze…
Przy okazji: Zamknęliśmy rok Leśmiana, rozważaliśmy poświęcenie obecnego Tuwimowi. Czy ktoś z państwa chciałby zainicjować taki cykl?
Mnie od listopada po głowie chodzi wyłącznie „Śmierć Prezydenta”, do którego to wiersza Jacek Ostaszewski napisał kapitalną muzykę. Nie chciałbym jednak rozpoczynać w tak minorowo-podniosłym tonie.
No dzìęki.

Ej no, dziewczęta, nie obrażajcie się! Nie twierdzę, że słowotok to przypadłość wyłącznie damska, zresztą nawiązałem na początku do przypadku BB, który zdecydowanie damą nie jest. Chciałem właśnie powiedzieć, że słowotoczność jest niezależna ani od płci, ani od relacji z odbiorcą strumienia…
Ja się nie obrażam… może dlatego, że jestem gadułą



Mogę nawijać godzinami, a szczególnie jak mi podpasuje temat
Ale też prawda, że potrafię też słuchać. Mogę być również „odbiorcą strumienia”. Wszystko zależy od okoliczności…
Dobry wieczór. Wreszcie mogłem. Praca. Potem goście. I tak dalej, i tym podobne. Uf.
Dobranocka jeszcze piętro niżej!
Mnie ten żart się wydaje jednak poważny dość.
Przerywanie – lub niedawanie dojść do słowa – to straszne w sumie. Człowiek, od którego oczekuje się dialogu, ale jednocześnie się go uniemożliwia, jest w kropce.
Może milczeć, ale wtedy raz, że to będzie monolog [edit: tzn. monolog rozmówcy], a dwa, że milczenie oznacza brak sprzeciwu, czyli praktycznie zgodę.
Można mówić swoje, ale wtedy ani my, ani rozmówca – też mówiący swoje – niczego nie usłyszymy. Wartość komunikacyjna: zero.
Można starać się przekrzyczeć rozmówcę, ale wtedy to zaproszenie do eskalacji głośności, albo pretekst dla rozmówcy, żeby ocenił nas jako chama ostatniego.
Nie ma dobrego wyjścia. I niestety znam to z praktyki.
Mistrzu Q, z każdej sytuacji są dwa wyjścia (nie tylko jedno), ale nie zawsze są nam wygodne.



Zawsze można powiedzieć „dość, już to mówiłeś/łaś, a nie rozmawiasz z kretynem, który od pierwszego kopa nie zrozumie”
Milczenie nie zawsze oznacza zgodę, a czasami jest sprzeciwem. Dużo zależy od mowy ciała i mimiki. Można pokazać sprzeciw bez słów…
Krzyki niczego nie załatwią. To pewne. Krzycząc pokazujemy niepewność swoich racji i pewnego rodzaju niewydolność. Krzyk ma dodać nam odwagi, pokryć wahanie i zdenerwowanie. I faktycznie, nie pomaga w nawiązaniu konstruktywnej rozmowy. Często w zdenerwowaniu padają słowa, których się potem żałuje. Nie pomaga to w nawiązaniu porozumienia. A cofnąć się tego nie da. Raz wypowiedziane nie może być wymazane… im ich więcej, tym trudniejsze jest porozumienie…
To tak w skrócie…
Błagam, niech ktoś wejdzie z Tuwimem, zanim wszyscy się zasmucą albo na mnie pogniewają!
Żeby nie było, ja się nie gniewam. Ale refleksja faktycznie niewesoła. Ale uważam, że absolutnie potrzebna!
Dzień dobry




Ale ja rozumiem to w inny sposób. Jeśli ktoś chce rozładować emocje krzycząc, to niech krzyczy, ale niech nie żąda wyjaśnień. Ale jeśli chce wyjaśnień, to niech do cholery posłucha co ta druga strona ma do powiedzenia. To chyba logiczne i proste 
Mnie pięterko pasuje i nie mam zamiaru na nikogo się obrażać
Co do słowotoku… faktem jest, że to nie tylko kobieca przypadłość. Ja mam szczęście. Mój małżonek nie jest gadatliwy. Ale jak już coś powie…! Milczący sprzeciw jest trudniejszy do zwalczenia. Bo nie zawsze milczenie oznacza zgodę. Co widać, niekoniecznie słychać i czuć
Przerywanie na pewno zdrowe nie jest, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi
Kiedyś dyrektor szpitala zadzwoniła na centralę i trafiła na mnie. Darła się, bo ktoś tam, jej zdaniem, zrobił coś nie tak. Co drugie zdanie krzyczała – „Proszę mi wyjaśnić!”, ale do słowa nie dała dojść. Formalny słowotok. Nie wyrobiłam nerwowo i nie patrząc w którym momencie jej przerwałam, rykłam, że albo chce pokrzyczeć, albo chce wyjaśnień. Niech się zdecyduje. Bo skoro chce wyjaśnień, to niech posłucha. Chyba ją zamurowało, bo wydukała tylko – „słucham” i zamilkła. Wyjaśniłam to co było mi wiadome w sprawie. Nawet nie próbowała przerwać…
Potem mówiła mojej mamie (też pracowała w tym szpitalu), że jej córka to „przecholera”…
Logiczne i proste, jak najbardziej. Mimo to zdarzają się osoby, które mimo to zachowują się tak jak dyrektorka z Twojego przykładu. No i właśnie – żeby się przebić już nie z wyjaśnieniem dyskutowanej kwestii, ale z komunikatem dotyczącym samej rozmowy („albo pani krzyczy, albo ja wyjaśniam”), trzeba ryknąć i dostać etykietkę „przecholery” (albo „chama”, jak wcześniej napisałem). Można się, owszem, nie przejmować etykietką…
A patrząc na to z drugiej strony… to czy ta osoba przejmuje się taką etykietką? Czy chociaż raz się zastanowiła jaką sobie wyrabia opinię? Bo z tego co piszesz, to ma to głęboko w d… dużym poważaniu
No, po jakimś czasie, kiedy widać, że nic nie skutkuje, to owszem, ma już w poważaniu…
…bry
BB gada do siebie. Nie potrzebuje audytorium. Cały dzień. Odtwarza ścieżki dialogowe z filmów. To się nazywa echolalia odroczone. Albo wydaje onomatopeiczne dźwięki. I zupełnie tego nie kontroluje. Potrafi na naszą uwagę odpowiedzieć „wcale nie gadam”, i na tym samym wydechu kontynuować wcześniejszy występ.
Kuba z echolaliami ma podobnie. Plus coś w rodzaju śpiewo-pomrukiwania, jak ma dobry humor.
Razem biorąc: wygląda to tak, jakby cały dzień były włączone dwa radia, każde na innej stacji.
A teraz z godnością udam się do Gieni po coś ciepłego do picia.
Lubię ciszę. Męczy mnie słuchanie słowotoku. Chyba oszalałbym z bezsilności w takiej sytuacji w jakiej Ty jesteś.
Hm. A nie da się przywyknąć? I czy da się spośród tego słowotoku (tych słowotoków) wychwycić ewentualne elementy istotne (tzn. jak któryś z chłopaków ma coś istotnego do powiedzenia w odróżnieniu od odtwarzania ścieżki dźwiękowej)?
Poza tym mam wrażenie że to „wcale nie gadam” może być istotną informacją nt. umysłu BB w ogóle – on tego nie traktuje jako mówienia w sensie komunikacji, albo nie rozróżnia między myśleniem po cichu, w głowie, i na głos.
Nie da się przywyknąć.
Nie – w słowotoku nie występują elementy istotne. Elementy istotne występują niezależnie, artykułowane w sposób świadomy i podlegają ogólnym zasadom konwersacji.
Ależ oczywiście. On tego nie uważa za mówienie. Tylko problem w tym, że nie kontroluje czynności GŁOŚNEGO myślenia. On często nie zauważa, że się produkuje dźwiękowo, dlatego nie ma szans na opanowanie tego. Natomiast, co ciekawe, potrafi się kontrolować, kiedy mu zależy, na przykład kiedy jest w towarzystwie Albo w szkole. Tylko potem musi to odreagować, więc powrót do domu z imprezy rodzinnej to jest masakra totalna.
W sumie – wyprowadzając oczywistą uciążliwość przed nawias – to fascynujące. Aczkolwiek zdanie „potrafi się kontrolować, kiedy mu zależy, na przykład kiedy jest w towarzystwie Albo w szkole” sugeruje, że jednak się da. Ale: jeżeli nie zauważa, że się produkuje dźwiękowo, to może jakiś nienachalny tłumik, w sensie, nie wiem, maseczki na usta (jeżeli założonej nie wprost w celu tłumienia, to może chociaż pod pretekstem walki ze smogiem?) coś by dał?
Przypuszczam, że wątpię.
Dzień dobry. Jakże prawdziwy wiersz w niektórych przypadkach.
Dzień dobry. Ależ laba dzisiaj!
Witajcie!
Ależ skąd, wcale się nie pogniewałem, tylko rodzinka od rana pognała mnie na roboty do teściowej, nie miałem nawet czasu komputera włączyć. Ot, życie…
Dzień dobry
Ma być powyżej zera… ale to dopiero we środę 
A do nas idzie ocieplenie
No jak czytam, co tam się dzieje – w Nowej Anglii, nad Atlantykiem i samą kanadyjską granicą padają jakieś rekordy zimna, ma spaść 30 cm śniegu i w ogóle sceny jak z filmu katastroficznego, to o Was też się zaczynam martwić.
Wczoraj w telewizorni mówili o jednej parze. Pokłócili się i on spakował jej manatki i odwiózł do rodziców. Przy okazji zapakował ich psa w klatkę i zostawił na werandzie. Biedna psina zamarzła

Zaaresztowali oboje. Teraz on mówi, że poinformował ją o zostawionym psie, ona mówi, że to nie prawda. Nic nie wiedziała. Obydwojgu grozi więzienie. I bardzo dobrze. Chcą się kłócić – ich sprawa, ale o zwierzaka zadbać trzeba! I tylko psiny szkoda
Z tym psem to już skandal!
Wybywam na popołudnie – będziemy nagrywać szopkę 🙂
Najwyższy czas 🙂
Zaraz wybywamy na imprezę urodzinową do niejakiego Szypra
dam znać, jak wrócę!
Zważywszy Ukratku, iż te wierszyki powstały przed perypetiami Jo, ciekawe, któż to Cię tak do głosu nie dopuszczał?
Hihi! A skąd domniemanie, że to wątek autobiograficzny?
Punkt dla Ciebie 😉
Dzień dobry.

Podam dyskretnie śniadanie: kto przychodzi, bierze co chce.
Witajcie!
Cooo? Już nic nie ma?!? 
Niech żyje dyskrecja!
Dzień dobry

Dziś wraca nasz synek po dwutygodniowym pobycie w Portland.
Mam nadzieję, że przed burzą zdąży. Ma padać popołudniu, a jego samolot przylatuje planowo o 12:23…
Przykład rozmowy małżeńskiej : Ha! zdradziłaś mnie ! Wrzasnął mąż widząc żonę w objęciach kochanka … Zdradziłaś mnie z moim podwładnym ! Nie mogłaś tego zrobić z moim przełożonym , żebym i ja z tego coś miał ??? Hę ??

Ktoś tu mówił o piciu?

Jako pijak ewangeliczny nie mogę odmówić siostrze Jo towarzyszenia przy spełnianiu toastu np. za zdrowie – Trzech Króli

Nie uchodzi odmawiać! Absolutnie!
A ja dzisiaj tak… delikatnie. Po wczorajszym.
Ciśnienie spada i głowa mnie ciśnie… może to dobry sposób na wyrównanie?

Także dołączę z chętnością
Dzień dobry. Z imprezy wróciłem b. późno i w stanie dalekim od używalności, a dzisiaj najpierw spałem, a potem musiałem jeszcze pojechać w jedno miejsce w trybie pilnym, dlatego jestem dopiero teraz. W każdym razie dzięki wypraktykowanym sposobom syndrom dnia następnego dotyczy mnie w stopniu ograniczonym. Jeżeli pobędę z przerwami, to dlatego, że komputer być może będzie przechodził z rąk do rąk.
Powtórzę za Bożenką… musiało być ostro…

Zdrówka życzę
A dziękuję 🙂
Jeśli Quackie po biesiadzie trafił do własnego domu , to nie mogło być ostro . Mój przykład : Po ostrym spotkaniu , miałem jechać z Warszawy do Krakowa , a oprzytomniałem koło Poznania i dopiero wtedy był problem z połączeniem na pilne krakowskie spotkanie.
Och. To znaczy, że żeby było ostro, to musiałbym się ocknąć, dajmy na to, na promie do Karlskrony?
No właśnie … Było by co opowiadać !!!
Jutro z rana zaczynam tydzień lekarzem, więc pójdę teraz spać.
Dobranoc.
Spokojnej!
Wróciłem z wycieczki do Cieszyna – trochę ruchu w małym i sennym miasteczku, w zastępstwie protestującej w permanencji pani Gabrieli…
Ale co w zastępstwie? Wycieczka czy trochę ruchu?
Gabrieli dzisiaj nie było na cieszyńskim rynku – w zastępstwie byliśmy my
A, teraz wszystko jasne.
Witajcie!
Ta Wielkopolska to jest jakaś inna… Tu mamy mieć coś pomiędzy +3 a +4…
Dybry. U mnie -7. Młody zdegustowany. Starszego mąż odwozi, to im obu rybka. A ja szybką herbę i gnam do lekarza (z wątpliwymi co do jakości wynikami, cholercia).

Dzień dobry względnie. Zobaczymy, jak się rozwinie i w co.
Dzień dobry. Niedobry.
Dzień dobry
Tak gdzieś koło środy ma nastąpić kulminacja i ma być nawet powyżej zera… trochę odetchniemy od mrozu 
A u mnie małymi kroczkami idzie ocieplenie
Czyjego zera? Bo Fahrenheity są trochę różne od Celsjuszów?;-)
Mirka mieszka w kraju Fahrenheitów, ale, o ile mi wiadomo, używa Celsjuszy. Zresztą chyba większość ludzi wychowanych na Celsjuszach tak ma – w końcu zamarzanie wody jest dość istotnym wydarzeniem z praktycznego punktu widzenia, a znów pamiętać, że to się dzieje poniżej 32 stopni Fahrenheita, jak się już nauczyło, że poniżej zera Celsjusza – nie bardzo.
A pamiętacie, że Fahrenheit był Gdańszczaninem?
Oczywiście. Ale ze skalą to mu akurat nie wyszło, moim skromnym zdaniem
Za to z termometrami wyszło – żaden elektroniczny się nie umywa do rtęciowego w praktyce domowej 😀
Święta prawda. Niby rtęciowy idzie oszukać, np. kubkiem herbaty, ale za to nie poda 3 różnych wyników w 3 kolejnych próbach, jak się zdarza elektronicznym gadżetom.
Z konieczności się już pożegnam.

Och. Jak będzie lepiej, daj znać, co i jak. A na razie spokojnej.
Jeszcze nie fajrant, ale przerwa, bo zacznę dziobać nosem w klawiaturę.
…bry
A Rainmana nie jestem w stanie oglądać. Tak od 20 lat. Genialnie zagrany.
Komu kawa? Komu herbata?

Herbatkujemy z rana. Chętnie zapisałbym się dzisiaj do Klubu Okupantów Łóżka.
Ja też. A tu pobudka o 6 i koniec spania.
Jak muszę się zrywać, bo lekarz czy coś tam, to jestem nieprzytomna. A jak mogłabym spać do południa, to o szóstej już jestem na nogach i to wyspana.
Zwariować można.
Dzień dobry. Wieje i lekki mrozik. Ciekawe jak to się rozwinie…
Witajcie!
Klub Okupantów Łóżka Dalekich Realnym Ambarasom – dobra myśl! Byle się tylko Petru nie dowiedział
Chciałem tylko nieśmiało zauważyć, że dzieci mówią koudra
…albo kordła 😉
To jest niebezpieczne. My sobie z Piterem różne rzeczy mówimy niegramatycznie, dla jaj, ale złapałam się (nas?) na tym, że za często i publicznie. I o ile my wiemy, że to żart, to przypadkowe otoczenie różnie reaguje, więc teraz bardziej się kontrolujemy.
No i chłopaki nie łapią dowcipu. I potem trzeba im wszystko tłumaczyć i odkręcać, co na ogół kończy się pełnym dezaprobaty pytaniem: „Skoro WIESZ, że to jest nieprawidłowe, to PO CO tak mówisz?”.
Informację, że to zabawne, kwitują prostym: „Głupie, nie zabawne.” I weź tu człowieku miej rozrywkę.
Ale w ogóle SĄ rzeczy, które chłopaki uznają za zabawne? Tylko takie przekręcanki do nich nie należą?
jak ONI przekręcają, to przekręcanki są arcyzabawne…
Hmm, jakbym to już kiedyś czytał.
Mają to po dziadku?
Ja tylko myślałem, że również ten skrót jakoś rozwiniesz
Dzień dobry nieco nieprzytomne. Właściwie to dla komfortu psychicznego powinienem zrobić sobie dzisiaj dzień przerwy w pracy, ale nie ma mowy, terminy takie, że trzeba zasuwać.
OK
Czy można pomylić termin wizyty u lekarza, na którym człowiek dowie się, czy mu się uaktywnił toczeń?
OCZYWIŚCIE, że można.
Całe szczęście, że postanowiłam zrobić porządek w ubiegłorocznym kalendarzu.
LECĘ!!!
(bo że nie jutro, tylko za półtorej godziny)
Leć nisko i powoli!
No więc uciekłam z karetki z ostrym atakiem astmy oskrzelowej…
I w efekcie nie byłaś u lekarza?
No BYŁAM. Dostałam takiego pięknego ataku w gabinecie, że mnie chciał wpakować do karetki i wysłać do szpitala. Ale uciekłam.
Uuuff. Fajrant. Przerwa.
Zanim dojdziemy do dwustu komentarzy pod błahym wierszykiem, zapraszam na inaugurację Roku Tuwima – piętro wyżej