O Olney w stanie Illinois, słynącego z białych wiewiórek, słyszałam już kilka lat temu. Ale zawsze jakoś wydawało się nam to za daleko… szczególnie jak na jednodniową wycieczkę. Ten weekend był bardzo długi. Oboje wzięliśmy poniedziałek wolny i wyszło nam 4 dni!!! Pomyślałam, że jeśli spędzimy z wiewiórkami zbyt dużo czasu, to ostatecznie możemy gdzieś po drodze przenocować…
Wyjechaliśmy w niedzielę skoro świt. Uwielbiam taką jazdę. Nieliczne samochody, pusto i spokojnie…Zatrzymywaliśmy się w każdej napotkanej „rest area”, żeby rozprostować kości, skorzystać z łazienki, czy po prostu się rozejrzeć. Co prawda przedłużało to trochę czas jazdy, ale przecież nigdzie się nam nie śpieszyło…
W parku, w którym miało być zatrzęsienie białych wiewiórek byliśmy po 9 rano. To nie jest duży park, szczególnie biorąc pod uwagę, że są tam korty tenisowe, place zabaw dla dzieci i jakieś inne budynki, których przeznaczenia nie znam, bo mnie to w ogóle nie interesowało.
Rozglądaliśmy się intensywnie, ale jakoś w żadnym miejscu nie błysnęło nam na biało… Małżonek zapytał, czy jestem pewna, że to ten park? Miało tych wiewiórek być 750 sztuk, to powinny siedzieć na każdym drzewie… i to po kilka!!! Najpierw zaczepiliśmy jakąś starszawą parę. Zapytaliśmy o te „sławne – białe”. Trochę się zmartwili i powiedzieli nam, że codziennie widzą ich ze cztery – pięć sztuk, a dziś jak na złość nie widzieli żadnej. Może jest za gorąco? No bo mimo wczesnej pory, tak około 30C było… Tylko takie wiewiórki muszą coś jeść, nawet jak jest gorąco!!! Para poradziła nam, żebyśmy dokładniej przejrzeli krzaki i drzewa w pobliżu strumyka, przecinającego park. To ulubione miejsce tych wiewiórek. Poszliśmy przeglądać… żadnej…
Wracaliśmy do samochodu. Po drodze widzieliśmy ludzi takich jak my… rozglądali się po drzewach, mając aparaty fotograficzne w pogotowiu. Zaczepiła nas jakaś starszawa kobieta pytając czy widzieliśmy jakąś białą. Była tu pięć lat temu i widziała, a teraz przywiozła rodzinę żeby pokazać… nie, nie widzieliśmy…
Sprawdziliśmy na mapie inne parki w pobliżu, uważając, że ostatecznie wiewióry mogły i tam zawędrować i trzeba to sprawdzić. Najbliższy park, to stadion, basen ze zjeżdżalniami i może z pięć drzew przy ogromnym parkingu. Nawet nie wysiadaliśmy z samochodu. Bo i po co?
Kolejny park w centrum tego miasteczka – Bower Park, wprawił mnie w zdumienie. Jak można nazwać parkiem miejsce, gdzie w centralnym punkcie stoi jedno drzewo, dwa stoły z ławkami i malutka (ogrodzona) fontanienka. Z boku stoi posąg białej wiewióry. Tam nawet nie było czego obejść!!! Zaczepiona przez nas kobieta skierowała nas do parku, który niedawno opuściliśmy… wróciliśmy. Z parkingu ruszyliśmy w lewo, ale napotkaliśmy parę (mniej więcej w naszym wieku). Kobieta pokazała mi zdjęcia, które przed chwilą zrobiła (dokładnie trzy) tabletem. Biała wiewiórka!!!!
Polecieliśmy w tamtą stronę (na prawo). Wiedzieliśmy, że wiewiórka do drzewa przyklejona nie jest, więc może być wszędzie… szliśmy wolniutko, rozglądając się uważnie dokoła. Zauważyłam tylko ruch na drzewie. Syknęłam do męża (bo przecież nie będę się darła), a on momentalnie ustawił aparat we wskazanym kierunku. Niestety… wiewiór był szybszy. Darł w górę drzewa jak sprinter i momentalnie znikł wśród liści. Widzieliśmy go oboje, ale żadne z nas nie zdążyło obcykać… Kwitliśmy pod tym drzewem dobre pół godziny… czekaliśmy, że może się pojawi… na próżno. Ale dobrze, że małżonek też widział tego wiewióra, bo śmiałby się ze mnie, że za dużo drinków i zamiast białych myszek, widzę białe wiewióry…
Zachciało mi się do łazienki, a w parku były tylko „toy-toje”, czy jak się to tam nazywa. Nie jestem w stanie z tego korzystać, a szczególnie gdy jest tak gorąco (było ponad 35C). Ten smród mnie powala i nawet nie jestem w stanie tam wejść, a co dopiero mówić o zrobieniu czegokolwiek… Pojechaliśmy do Walmart. Przy okazji kupiliśmy orzeszki ziemne, jako przynętę. Wróciliśmy do parku. W międzyczasie pracownicy parku ustawili karmnik dla wiewiórek. Nasypali tam kukurydzy, ale głównie wilgowrony się zleciały. Dosypałam orzechów. Wiewióry (i nie tylko) bardziej to lubią. Stanęliśmy w pobliżu, czekając na te białe… Najpierw przyleciała modrosójka. Grabnęła jeden orzech i uciekła. Potem przybiegł pręgowiec amerykański. Zapakował pełną mordkę i poleciał do swojej spiżarni. Kursował tak wiele razy… Pojawiła się też „wstydliwa wiewiórka”… potem zjawiły się inne wiewióry. Te przegoniły ptaki i zaczęły się pożywiać. Jedna była szczególnie agresywna. Gnała wszystkich. Jedynie pręgowiec się tym ganianiem za bardzo nie przejmował. Pakował i nosił… W sumie przyszło może z pięć tych szarych, żeby sobie pojeść, ale żadnej białej…
Staliśmy tak może z godzinę. Już mi nogi wrosły, nie powiem gdzie… Dochodziła 15 i czas nam było wracać. Na ścieżce pojawił się facet. Rozglądał się dokoła i szedł wolniutko. Zobaczył nas i zszedł ze ścieżki. Nie chciał nam płoszyć tych siedzących na karmniku. Oczywiście zaczepił nas. Powiedział, że często ten park odwiedza (mieszka 20 mil dalej) i chyba po raz pierwszy nie spotkał żadnej białej wiewiórki. Co za pech!!! Czyżby pochowały się specjalnie na nasz przyjazd? Pogadałam z nim trochę, bo małżonek po krótkiej wymianie zdań, poszedł do tego drzewa, na którym widzieliśmy białą wiewiórę. Facet pochwalił mi się, że nie tak daleko ma kawał swojej ziemi (35 akrów) i jest to teren łowiecki. Wymieniał różne zwierzaki, które tam żyją, a także gatunki ryb (co mnie absolutnie nie interesowało, bo nie znoszę łowienia). Powiedział mi też, że na kamerce, którą ma zamontowaną do śledzenia saren, widział panterę. Nawet pokazał mi zdjęcia odcisków jej łap w błocie. Powiedział mi też, że wieczorem żaden z członków jego rodziny nie wychodzi z domu w pojedynkę i bez broni. W sumie się nie dziwię. Też bym się bała. Co prawda te dzikie koty nie napadają ludzi, ale jak się wyjdzie na takiego, to może w obronie własnej… gdy poczuje się zagrożony… kto wie?
Przy okazji pochwalił się swoją córką, która w tym roku skończyła szkołę średnią. Tak samo myśliwy jak on. Pokazał nawet zdjęcie i był dumny, że trafiła tego dzikiego indyka prosto w głowę… ale jakoś to nie wzbudziło mojego zachwytu… nie jestem miłośniczką myślistwa…
Facet udzielił nam też nowych informacji. Dowiedzieliśmy się od niego, że na zimę białe wiewiórki są odławiane i trzymane w kojcach do wiosny. Ma to pomagać w zachowaniu populacji, bo te białe wiewiórki – albinosy, są delikatniejsze i krócej żyją niż te szare. Dzięki temu odławianiu łatwiejsze jest też rozmnażanie białej populacji. Z białych rodziców część jest szara, a tylko część biała. Tak to z albinosami bywa…
Doszliśmy do wniosku, że nie ma co tu siedzieć. Czas wracać do domu. Może wiosną przyjedziemy tu jeszcze raz i będziemy mieli więcej szczęścia?
Zapraszam na wycieczkę do Olney. To malutkie miasteczko z ok. 9 tysiącami mieszkańców. Jak to się mówi – trzy ulice na krzyż

Te łaciate drzewa to chyba platany – na pierwszym zdjęciu z nimi ja najpierw zobaczyłem jelenia, a dopiero potem drzewo!
P.S. A właściwie raczej głowę żyrafy, nie jelenia 😉
Czyli masz podobnie jak ja
Bo ten jeleń rzucił mi się w oczy, gdy tylko spojrzałam do góry
Oczywiście w poszukiwaniu białych wiewiórek… 
Zupełnie się nie znam na roślinności. Nawet nie wszystkie kwiatki we własnym domu umiem nazwać, a co dopiero mówić o tych z parku

Znalazłam na Wiki te platany i faktycznie, to może być to
Może i żyrafy…

Krótko mówiąc, Bożenka dobrze napisała, że „układają się w jakieś zwierzęce wzory”. Każdy może zobaczyć co mu pasuje najbardziej
Poszłabym już spać, bo u nas późno, a rano trzeba do pracy… ale tak walą te pierońskie sztuczne ognie, że wydaje się człowiekowi, jakby trafił na front i to akurat na jakiś nalot, czy bombardowanie
U nich to normalne… tydzień przed i tydzień po… 

Tylko zwierzaków żal. Wyszłam do ogródka i słyszałam jak u któregoś z sąsiadów pies skomli po każdym głośniejszym wystrzale… Musi się panicznie bać biedaczek
Witajcie!
Wczoraj przekonywaliśmy UNESCO, ciekawe, co to dało?
Dzień dobry. Przed chwilą wrzuciłem dobranockę na poprzedniej stronie
Co do wpisu. Jak się tak rozglądam dookoła to na świecie nie ma tyle ptaków ile jest na twoich fotkach. To jest niemożliwe:-)
nie wspominając już o białych wiewiórkach…
No właśnie… białych wiewiórek też na zdjęciach nie mam
Oh! Ja mam tylko mały procencik pierzastych na zdjęciach. Jest jeszcze cała masa tych nie obcykanych… ale pracuję nad tym intensywnie

Właśnie że są, tylko dobrze pochowane. Wyjdź do ogrodu, zamknij oczy i posłuchaj, usłyszysz więcej. Jakby tak mieć drona z aparatem samonaprowadzającym się na głos…

…to wypłoszyłby wszystkie ptaki?
No właśnie to też mi przyszło do głowy. Musiałby być odpowiednio cichy, a najlepiej zakamuflowany (jako chmurka? Tak jak planował Kubuś Puchatek???
)
herbata śniadaniowa raz poproszę…
Dzień dobry.
Rozwaliło mnie. Ale już zbieram kawałki do kupy.
Mówiłam, że mnie nie wolno denerwować. A tu czterodniówkę mi panowie urządzili, no to jak się wreszcie wyeksploatowali, musiało mnie rąbnąć.
Ze śniadaniem nie zdążyłam, ale wózek z napojami zawsze się przyda.
Niewyspane dzień dobry
Ciekawe jak ja pójdę do pracy? Chyba sobie zapałki w oczy powstawiam, żeby się nie zamykały 
Huczeli za oknem chyba do 1 nad ranem
Dzień dobry, wróciłem bezpiecznie dodom. Teraz już do sierpnia tylko okazjonalne wyjazdy – weekendowe albo i nie weekendowe, ale na dzień-dwa. Jeżeli w ogóle. No i pewnie goście u nas, też absorbujący conieco.
Co do wpisu, to to jest najfajniejsza relacja z NIEudanego (ze względu na brak białych wiewiórek) wyjazdu, jaką czytałem 🙂 Kardynał jak zwykle fajny, ale pani kardynałowa, rzekłbym dużo subtelniejsza kolorystycznie. Platany do końca życia będą mi się zapewne kojarzyć z zapleczem poznańskiego szpitala Raszei, które oglądałem przez …naście lat z okien mieszkania śp. Babci tamtejszej. Wszystkie zdjęcia ptasio-wiewiórcze świetne, najbardziej chyba to z granatowym wilgowronem na pierwszym planie, z czujnym ptasim okiem, i wiewiórą jako bohaterem drugiego planu, głową w dół. Bardzo ładne zamknięcie cyklu poburzową tęczą – nadzieją na udany wyjazd w przyszłości? 😉
Jak się ogarnę z pracą i obowiązkami wszelkimi po powrocie, to zdam relację z tego wyjazdu, parę zdjęć krajobrazowo-ptasich udało się zrobić.
W każdej sytuacji staram się zobaczyć pozytywne strony. Także chociaż nie obcykaliśmy białych wiewiórek, to jednak widzieliśmy wiele ciekawych rzeczy (w tym białą wiewiórkę 😉 )

Ogromnie jestem ciekawa nie tylko tych krajobrazów, ale i oczywiście ptaków
Co chyba nie dziwi… 
Na pewno jeszcze niejeden wyjazd będzie udany i tego się trzymam
Mam nadzieję, że ogarniesz się z pracą i obowiązkami wszelakimi i relacja z wyjazdu będzie w miarę szybko
Dobranoc.

Bo niczego dobrego się dzisiaj już nie spodziewam.
Spokojnej, może chociaż to dobre?
Odtrambiam… Wróć, odtrąbiam fajrant.
Pewnie dlatego, że dzisiaj później zacząłem (ze względu na podróż). Jutro i pojutrze powinno być wcześniej. Mimo że pewne sprawy pozapracowe już i tak zaplanowane.
Ludzie!!! Jak ja nienawidzę tych wszystkich rachunków!!!
Przegapiłam termin za światło i gaz
Całe szczęście kary zaczynają naliczać po dwutygodniowym (chyba) opóźnieniu, a u mnie to będzie raptem dwa dni… ale to pilnowanie dat doprowadza mnie do szału
Mam średnio 15 miesięcznych opłat i tylko część z nich jest stała. Mam dość tej papiórkowej roboty 



Idę spać
Miłego czwartkowania się życzę
Już niedługo weekend… szkoda, że nie długi…
Dzień dobry. Piękny i słoneczny (jeszcze) 🙂
Witajcie!
Prognozy są intrygujące. Przyzwyczajony jestem, że deszcz pada z nieba – a w radiu powiedzieli, że u nas ma padać z nienacka…
Dzień bry
Gieni nie mogę załadować
Dzień dobry. Ledwie wstałem, już dostałem listę rzeczy do zrobienia.
Nawet nie zaczekano, aż się obudzę.
Idę po kawę,
Czyli pierwsza rzecz do zrobienia to kawa:-)
No właśnie. A na liście jej nie ma. Muszę sam pomyśleć. Ciężko to idzie.

Co z tą Gienią?

Widzę, że wróciła. Uff… Może się urwała Trumpa oglądać?
Eee, nie ma czego (no, może kogo)…
A czort wie, jakie ona ma przekonania polityczne… jak sumiennie podaje kawę, to jest O.K.! 😉
U mnie była, ale próba wrzucenia jej na Wyspę powodowała komunikat o zdublowaniu wpisu i koniec. A wpis nie był ani zdublowany, ani nawet pojedynczy. W ogóle go nie zamieszczało.
Zdublowanie może oznaczać, że wpis o identycznej treści niedawno był opublikowany. Jeżeli np. wstawiasz Gienię bez dodatkowych słów (przecież każdy widzi…), to może to zostać potraktowane jako dubel…
A, ciekawe. Bo dotychczas tak wstawiałam i nic mi nie krzyczał…
(ekhem, ja wiem co znaczy zdublowany wpis…)
Oboje wiemy… 😉 Niewiadomą jest jedynie to, jaki odstęp czasu jest przez skrypt wymagany, aby zrezygnował z protestu.
A wiesz, że próbowałam też coś napisać i do tego dołożyć Gienię i też mi odrzucał?
Uff. Jedna ważna sprawa i parę mniej ważnych, ale też dość istotnych – załatwionych. Teraz można do pracy 😛
No to tak: mąż mnie zapytał, czy jestem szczęśliwa. Powinnam się martwić?
Nie. Natomiast powinnaś mu odpowiedzieć. Najlepiej szczerze. I nie chować się za refleksję „To przecież widać!”
Nawet mi do głowy nie przyszło takie rozwiązanie!
Ja zawsze szczerze odpowiadam. Tu jednak mam problem, bo nie wiem, co odpowiedzieć. „Staram się być” – jest takim trochę pójściem na łatwiznę, chociaż po części prawdziwym. Ale tak naprawdę to nie umiem odpowiedzieć. I co gorsze – nie potrafię powiedzieć, co by sprawiło, żebym była.
Strasznie to życie pogmatwane.
Lawenda. Prasowanie. Lawenda. Prasowanie.

Wystarczy tych rozrywek.
Idę se pomyśleć o szczęściu.
Do jutra.
Fajeraaant. Zara wracam.
Pytanie z gatunku zasadniczych i egzystencjalnych, od których zależy przyszłość świata (mojego): czy jak zjem na kolację serek wiejski ze świeżym chlebem z masłem to czy mogę za godzinę wypić piwo???
Y? A czemu dopiero za godzinę?
Bo tak zaraz po kolacji jestem za bardzo najedzony aby pić piwo. Ściślej – pół piwa;-) Jak wypiję całe to na drugi dzień jestem wyjątkowo leniwy.
No proszę, nie wiedziałem. Jest wyjście – wypić wino, choćby kieliszeczek.
No dobra kieliszek wina przed szklanką piwa. Albo na odwrót;-)
Śliczny nieprawdaż??
Prawdaż, Reno… śliczny!!!

Co prawda jest bardziej różowy niż biały, ale i tak cudny!!!
Panowwie – na pewno jesteście zachwyceni. Piwo teraz będzie podwójnie smakować
A ja dla Was czekoladki. żebyście za bardzo nie syczeli 
Czekoladki i piwo. Hmm:-)
Może jakieś ciemne, słodsze…
Quacku, zapalisz lampkę po dobranocce?
Dobrych snów!
Postaram się. O rany, to już ta pora?
Dobrze.. po tym wysiłku umysłowym chyba udam się na spoczynek. Czyli zwyczajnie pod kołderkę
Spokojnej i bez żadnych gadów!
No to Gienia. Ostatni raz przed weekendem.

Dzień dobry!
Dzień dobry. Ja herbatkę biorę.
Witajcie!
Gad bless you, jak mawiają Amerykanie
No to ich pobłogosławił…
Uważaj, o co prosisz, bo może się spełnić!
Dzień dobry by był, jakby się nie zaczął od wylania kawy na biurko i klawiaturę. W rezultacie musiałem pożyczyć rzeczoną od Najjuniora, a tymczasem dzień zaczyna się tak jak wczoraj – od listy rzeczy do zrobienia, tym razem od biegania…
Jestem dziewiętnastowieczny: sypię iskrami i para idzie mi z uszu.
Dzień dobry,
Dopiero dziś tu dotarłam, szkoda, że tych białych nie spotkaliście. Może
miały zły dzień?
Jedną widzieliśmy, tyle że nie udało się obcykać

A skoro widzieliśmy, to znaczy, że na pewno są, tylko nie mieliśmy do nich szczęścia
Dzień dobry

Jakoś się u mnie chmurzy i może w końcu nie będę musiała podlewać ogródka
Dobry. Fajrant, ale musiałem oddać klawiaturę Najjuniorowi, więc piszę z ekranowej – bardzo niewygodne, powolne i nadgarstek boli od myszki.
Ja też współczuję
Bez klawiatury jak bez ręki, szczególnie przy pisaniu tekstów. 
Klawiatura na zlom. Rozkrecilem, poczyscilem i skrecilem z powrotem. Nie dziala spacja, klawisze b, n, m, strzalki i alt od polskich znaków, a po nacisnieciu h wyskakuje mh6, a g – vg5. Ten komentarz pisze czesciowo ze starej klawiatury, a czesciowo z ekranowej. 🙁
Spokojnej wszystkim spać idącym.
No i dotarłem do domu! A Wyspa już śpi…
Prawie…
Czas mi się zbierać do łóżeczka, bo rano znowu jedziemy do Michigan na wiśnie
Dzień dobry!

Jakieś śniadanko, czy co?
Dziedory.Taktowygladaezklawiaturyekraowej.aszczesciezarazotwierajasklepyiidepoowaklawiature.
Tak powyżej wygląda lepiej:-). Klawiatura ekranowa rządzi!
Dzień dobry.
Teraztrochepoiegamizarazwracam.
Uwaga, uwaga. Próba klawiatury. Nowej. Wygląda, że wszystko działa, ale jakby z leciutkim, leciuteńkim opóźnieniem.
12345678890-=
qwertyuiop[]\
asdfghjkl;’
zxcvbnm,./
i dużo dużo spacji
Aha, i ofkors polskie znaki!
Zażółć gęślą jaźń.
Wygląda, że wszystko jest na swoim miejscu

Hihi. A u t o m a t m i w y c i ą ł s p a c j e z p o p r z e d n i e g o k o m e n t a r z a, więc w tym nadrobiłem.
Witajcie!
Nie, wcale nie zaspałem, ale miałem dość zwariowany dzionek. Rano sobotnie zakupy, szybkie śniadanie i wyjazd w celu zakupienia lodówki, bo stara wzięła przykład z Quackowej klawiatury. Zażądała praw emerytalnych – no ale tego moje dobre serce już nie wytrzymało, więc została zakupiona nowa; przyjedzie we wtorek. Potem zaraz po szybkiej kawie (w sobotę szybka kawa!) udałem się na front walki z ksenofobią, aby na Rynku stawić czoła zapowiedzianej demonstracji „prawdziwych”, która miała przywołać do oficjalnego porządku prezydentów miast, podpisanych pod „Programem przyjmowania i wspierania uchodźców”. Potem chwilę działań organizacyjnych – i już udało się coś zjeść i się z wami przywitać
No – to naprawdę biegająca sobota, Mości T.!
To, co się dzisiaj u mnie działo… no nawet nie chce mi się mówić.
After all – jak mawiała Scarlett O.- tomorrow is another day!
Dobranoc.
I tu też spokojnej!
A, dzisiaj i ja się odmeldowuję, ku łóżeczku…
Spokojnej…
Dzień dobry, właśnie się dowiedziałem, że początek niedzieli będzie biegający. A ja się jeszcze nie obudziłem!
Witajcie!
Dziś nareszcie udało mi się nieco pospać. W nocy wprawdzie obudził mnie księżyc, świecąc pełną tarczą prosto na moje łóżko, ale zaraz schował się ze wstydu za sąsiedni blok – więc dospałem spokojnie prawie do 9-tej
O, pięknie.
Mistrzu Tetryku, nie chciałbym wchodzić w paradę (ewentualnej relacji Waścinej z Watrowiska), ale gdyby jeszcze nie, to mógłbym zacząć nowe pięterko budować?
Buduj waść! 🙂
Dzień dobry
O 23 obudził mnie mąż i poszłam prościutko do łóżeczka. Nawet kompa nie wyłączyłam – ekran był ciemny, to i zapomniałam 
Wczoraj po wyczerpującym dniu, usiadłam do komputera, żeby sobie poczytać i popisać… zasnęłam nie przeczytawszy nawet jednego zdania
Też mi się tak zdarzyło, może ze dwa razy w ciągu ostatniego roku?
Wczorajszy dzień był długi. Wstałam zaraz po 4 rano, to i nie dziwne, że padłam
Dziś obudziłam się przed 4, ale się zaparłam, że nie wstaję… wstałam dopiero po 5 
Oj, no nie, to ja jednak wstaję późno (w porównaniu). Zwykle jak mi się zdarzyło zasnąć przed komputerem, to się budziłem koło 2, 3 w nocy i zmieniałem lokalizację na łóżko.
Tak normalnie, to ja wstaję między 5 a 6 rano. Idę spać około północy… ale jeśli mamy gdzieś wcześniej wyjechać, to się budzę przed 4. Oczywiście bez budzika
I nawet nie wiem dlaczego? Może to przedwyjazdowe emocje tak działają? 
A to zasypianie przy kompie czasami mi się zdarza. Szczególnie po intensywnym dniu…
Przytachaliśmy kolejne wiśnie i kilka kilo borówki amerykańskiej. Oczywiście trzeba było to wszystko rozparcelować, bo nie postoi
Zostawiłam taki bajzel w kuchni, że wejść nie ma którędy, no i wiadomo co dziś będę robiła


Tylko praca sama zrobić się nie chce… 
Raz, że trzeba zrobić cotygodniowe zakupy, pranie leży i czeka no i muszę „odgruzować” dom
A niby niedziela jest dniem wolnym od pracy
A jak reagują tambylcy – przyzwyczajeni do zaopatrywania się w supermarketach – na Twoje zaprawianie wiśni, borówek etc.?
Tubylcy też by chcieli, ale głównie, żebym to ja nazbierała i im przywiozła
Gdy chłopcy poszli, a mnie zostawili z tymi wszystkimi wiadrami, to kobiety, które mnie mijały, mało się nie poprzewracały. Wszystko razem, to było coś ze 140 funtów
Ale z tego Waldka 40. Nasza tylko setka 
Mąż, który nie uczestniczył w naszej rozmowie, pytał mnie potem, dlaczego ten obcy gość aż tak mnie kocha 


Muszę też powiedzieć, że w sadzie nie widzieliśmy innych takich wariatów jak my
Uśmiałam się też, bo jeden z facetów, którzy pracują w tym sadzie, powiedział mi, że nas pamięta (męża i mnie) z ubiegłego roku. Pytał co będziemy robili z tymi wiśniami? Czy dżem, likier, ciasto? Odpowiedziałam, że tak i że dodatkowo mrozimy część owoców na kompot. Powiedziałam, że jak teraz, to do kompotu dodaję też jabłka i rabarbar. Facet chyba jest miłośnikiem tego ostatniego, bo na cały sad ryknął „I love you”, aż się ludzie oglądali
A wśród naszych polskich znajomych, to ludzie się dziwią, że nam się chce te wszystkie rzeczy robić… nie chce się, ale zawsze to lepiej i smaczniej
Bo my nie tylko na te wiśnie… Mąż ma jakieś tam „mleczne grzybki”, które „zsiadają” mleko i małżonek robi swój biały ser. Poza tym piecze swój chleb i już od dawna nie kupujemy pieczywa. Robię różne przetwory owocowe na zimę, a teraz mąż kupił wędzarkę i zaczynamy produkcję własnej wędliny
No proszę. Ale czekaj, 100 funtów to jest z 50 kg! Takie ilości robicie? To ile wychodzi tych dżemów i kompotów??? Nawet przy założeniu, że parę kg się zamrozi?
Dżemy to sprawa marginalna. Większość idzie na nalewkę. Mamy takie wielkie gąsiory, wsypujemy w nie wydrylowane wiśnie i zalewamy spirytusem. Samego spirytusu poszło już 5 flaszek (takich po 1,75l)
Ale i amatorów wiśniówki mamy wielu… 

Kompotów w słoikach nie robię. Zajmują za dużo miejsca. Z mrożonki też wychodzi dobry kompot, a takie wiśnie, popakowane w plastykowe woreczki są bardziej wydaje.
100 funtów, to 45kg… czyli łącznie z tym co zebraliśmy w ubiegłym tygodniu, daje 90kg… no jest tego trochę
Ano tak, na nalewkę, to rozumiem. I amatorów też!
Zostałam brutalnie oderwana od kompa, bo czas było jechać na zakupy

Małżonek piecze chleb na zakwasie z żytniej mąki i jest to cykl dość długo trwający (bodajże 24 godziny). Miał akurat przerwę i trochę czasu, więc musieliśmy jechać, żeby wrócić o określonej godzinie. Przy okazji kupiliśmy mięsko na wędzonkę. Musi poleżeć w solance, żeby nadawało się do wędzenia
Ślinka cieknie!
Zapraszam piętro wyżej (jak mi tylko ślinka przestanie cieknąć!!!)