Motto: Trurl chodzi po pałacu z workiem i wedle umowy coraz jakąś pięknostkę ze ściany zdejmie, z lekka się nią nasyci i pakuje jak swoją. (Stanisław Lem, „Cyberiada”)
W poprzednich dwóch częściach starałem się odtworzyć spacery po Pradze, zachowując wierność chronologii i topografii; gdyby komuś zależało, mógłby z grubsza narysować na planie Pragi trasę,którą się poruszałem.
Tym razem będzie inaczej. Włączyłem sobie galerię praskich zdjęć i zacząłem z niej wybierać co fajniejsze, niczym Trurl w cytowanej „Wyprawie drugiej” z „Cyberiady”. Dlatego ten dodatek będzie zawierać fotografie powyrywane z kontekstu, ładne albo ciekawe, lecz takie, z których zrezygnowałem wcześniej z racji objętości i spójności wcześniejszych „spacerowych” wpisów.
To widok z mostu Karola na most Legii (z muzeum Bedrzicha Smetany po lewej stronie). Most Legii jest o tyle ciekawy, że – jak już wspominałem w I części – nie tylko łączy brzegi Wełtawy, ale także przebiega przez Wyspę Strzelców z pięknym parkiem, pełnym starym drzew. Jest tam także kawiarnia i scena koncertowa, no i bajeczne widoki na oba brzegi Wełtawy. Przy okazji na tym zdjęciu doskonale widać próg rzeczny. Różnica poziomów sprawia, że powyżej progu żegluga, także turystyczna, byłaby niemożliwa. Dlatego statki wycieczkowe wpływają za Wyspę Strzelców (w odnogę, która na zdjęciu znajduje się zupełnie z prawej) i tam się śluzują. A sama śluza z małostrańskiego brzegu wygląda tak:
Skoro jesteśmy na Małej Stranie, to wróćmy jeszcze do tamtego spaceru: otóż zaraz za ścianą Johna Lennona i mostem zakochanych z kłódkami i wodnikiem trafiamy na pub Johna Lennona. Menu wydawało nam się dość obiecujące, mimo to pora jeszcze nie była obiadowa, więc nie odwiedziliśmy go w środku. Ale też nie darowaliśmy sobie zdjęcia z zewnątrz, z przepiękną żółtą łodzią podwodną, wiszącą nad wejściem, niczym model statku w nadmorskiej restauracji – również wyrzeźbioną z drewna. Może to i zarabianie na legendzie, ale moim skromnym zdaniem bardzo udane i nienachalne. A że można to zrobić nawet w Pradze, a nie w Liverpoolu? To tylko dowód na to, jak różnorodna i zaskakująca potrafi być czeska stolica.
Po tym, jak już odwiedziliśmy grób doktora Franza Kafki, przeszliśmy się jeszcze po nowym żydowskim cmentarzu na Żiżkowie, podziwiając po cichu groby i tablice, jakże inne od tych, które ogląda się na większości polskich cmentarzy. Jednym z powtarzających się motywów, który zwrócił naszą uwagę, były dłonie, obecne na wielu nagrobkach, ułożone w specyficzny sposób, mnie osobiście kojarzący się z wulkańskim pozdrowieniem ze „Star Treka”. Rzecz jasna to niemożliwie, by fani tego uniwersum żyli w siedemnastym czy dziewiętnastym wieku, ale od czego google? I wkrótce już wiedziałem, że taki symbol – „dwie dłonie z czterema palcami złożonymi razem po dwa to symbol kapłańskiego błogosławieństwa”. Umieszczony na nagrobku oznacza zaś, że leżący pod nim Żyd wywodzi swoją genealogię od biblijnego Aarona, brata Mojżesza.
Wróćmy jeszcze raz na Małą Stranę, do muzeum efektów specjalnych Karela Zemana. Jeden z fotosów z planu filmowego coś mi przypomniał, pogrzebałem przez chwilę w pamięci i… ależ tak, oczywiście! Armata na zdjęciu jest żywcem wzięta z ilustracji Daniela Mroza do powieści Verne’a, na przykład takiej grafiki (nie pamiętam już, z jakiej to powieści – i nie umiałem znaleźć lepszej jakości):
Chwilę poszukałem i okazało się, że inspiracja nie jest żadnym plagiatem, tylko zupełnie jawnym nawiązaniem. Zeman znał fantastyczne powieści Verne’a i uwielbiał styl Mroza, nic więc dziwnego, że w swoich filmach umieszczał takie oto scenografie (tu, jak sądzę, matte, czyli tło „domalowane” do planu):
A jak już jesteśmy przy malowaniu i domalowywaniu, wróćmy na chwilę do katedry św. Wita na Hradczanach. Pisałem już, że w związku z tym, iż budowę katedrę kończono na przełomie XIX i XX wieku, witraże mógł zaprojektować Alfons Mucha, ale ich nie pokazałem. Teraz możemy to nadrobić, proszę bardzo. Warto zwrócić uwagę, że na witrażach Muchy widać sceny może nie pogańskie, ale z głębokimi korzeniami słowiańskimi. To cenna rzecz, zaprojektować i zrealizować coś jednocześnie ponadczasowego i lokalnego, związanego z miejscową tradycją. A poza tym epoka i witrażowa forma przywiodły mi na myśl naszego Stanisława Wyspiańskiego, który w zbliżonym czasie również projektował witraże, tyle że u Franciszkanów. Przy okazji – obaj panowie byli doprawdy wszechstronni, nawet jeżeli Mucha zdobył większą sławę w Europie i na świecie. Ale też czeski grafik pracował na swoją reputację niezmordowanie, równie udanie projektując witraże, jak i plakaty spektakli teatralnych z udziałem Sary Behrnardt, zjazdów sokolich czy spotkań chórów nauczycieli z Moraw.
To zdjęcie nie ma w sobie może nic szczególnego, ale spodobało mi się pod względem estetycznym, mimo że to z komórki. Jest to widok ze Starego Pałacu przez okno na Pragę, tyle że widok przez szklane sześciokątne szybki, za którymi widać spatynowaną kopułę jezuickiego kościoła św. Mikołaja (kiedyś z klaszorem). Pojawia się ona również na panoramie z Hradczan, w cz.II tych praskich
zapisków.
No i na koniec – oficjalny front Hradczan jako siedziby czeskiego prezydenta, tutaj od strony Hradczańskich Namesti czyli Placu Hradczańskiego (my wchodziliśmy od strony ogrodów, niejako od tyłu). Po gotyckich i romańskich zabytkach oficjalny, pompatyczny wygląd był może nie odświeżający, ale na tyle kontrastowy, żeby się nim zainteresować. Tym bardziej, że wygląda równie okazale, a może nawet bardziej, niż polski Belweder, być może również dlatego, że nie stoi na jednym poziomie z innymi budynkami (nie licząc zabudowy wokół Placu Hradczańskiego, niższej i mniej imponującej), ale niejako samodzielnie, na wzgórzu nad miastem.
Hradczan pilnują zaś tacy wartownicy w paradnych mundurach. Stoją nieruchomo, ani drgną, kiedy stada turystów robią sobie z nimi zdjęcia, chociaż może nie tak nieruchomo, jak wartownicy pod Buckingham Palace. Poza tym gdyby ktoś chciał ich sprowokować czy też zakłócić im wartę, to naokoło pilnuje porządku jeszcze sporo żołnierzy w normalnych wojskowych panterkach (kawałek takiego w panterce widać po prawej stronie zdjęcia).
Dzień dobry przy niedzieli na nowym pięterku! Zapraszam jeszcze na wyrywkowy przegląd wrażeń z Pragi, tych, które nie zmieściły się w poprzednich wpisach.
Bardzo fajny suplement!
A na ostatni zdjęciu IMHO idealne stanowisko dla niejakiego Misiewicza – nawet niejakie podobieństwo widzę!
No nie wiem, to trzeba dłuższy czas wytrzymać bez ruchu, na stojąco… To są, proszę pana, poważne wymagania!
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że faktycznie jest fizyczne podobieństwo. Nie to, że wygląda jak brat bliźniak, ale zawsze…
Dzień dobry


Relacja jak zwykle u Mistrza Q
Nie tylko do obejrzenia, ale i nauki
A dziękuję.
Kochani, wybywam na chwilę. I potem, koło 18:30 jeszcze na jedną.
Sezon koszenia trawników w moich okolicach ogłaszam uroczyście za
otwarty!
Jako kosiarz, czy jako ofiara uczuleń?
Kosiarz otóż! Uczulenie średnio na jeża, widać, ale specjalnie nie swędzi, poza tym trudno przyjąć, że to od koszenia/ trawy/ pyłków, bo już od pewnego czasu się pokazuje.
Ech… Chciałabym umieć tak opowiadać o zwiedzaniu…
Nie zauważyłem żadnych braków narracyjnych. Tyle że u Ciebie zwykle większą część opowiadania „kradną” chłopaki, ale to naturalne.
Sam widzisz.
Ależ przecież u Was całe życie siłą rzeczy kręci się naokoło nich. Trudno, żeby inaczej.
Zimno się zrobiło wieczorem, więc chyba jednak pod kordełkę.

Dobranoc.
Spokojnej pod kordełką!
(or not?)
Oł łi.
That’s жизнь!
Dobry vecer!
Witraż pzepiękny. Lubię takie cacka
Stanowczo zbyt wysoki poziom pańskich notek Mr. Q. Teraz jak będę się brał za opis jakiejś wycieczki, aby dorównać poziomem, będę musiał zrobić jakąś pogłębioną kwerendę naukową i siedzieć nad tym 5 dni:-). Dzięki za przypomnienie Mroza. Uwielbiałem jego grafiki (tak w książkach Lema jak i w Przekroju. Były to czasy podstawówki)
Miałem tak samo! Przy czym w książkach Verne’a były dość dosłowne, figuratywne, a w Cyberiadzie (wydanie z 1965) to już była sztuka, kolaże motywów i w ogóle wyższy poziom.
Verne’a również:-). Pięć tygodni w balonie, 20000 mil podmorskiej żeglugi, Dzieci kabitana Granta, Podróż do wnętrza Ziemi, Tajemnicza Wyspa, Wokół Księżyca i W osiemdziesiąt dni dookoła świata. Te pamiętam..
Hm. Ciekawe, że książki [na dzisiejsze czasy to totalne ramoty] z dzieciństwa pamiętam lepiej niż te później czytane.
Pamięć była pustsza, to się i zapamiętywało. Poza tym natłok informacji zewsząd mniejszy jakby. Internetu nie było, tylko książki, gazety, radio i TV.
Mnie, jak co niedzielę, geniusz Alberta Einsteina zatrzymał przed telewizorem. A teraz, cóż pora iść spać – śladem koleżanek 🙂
Spokojnej!
Wróciliśmy z wycieczki

To znaczy w sumie nie żałuję, bo obcykaliśmy trochę ptaków i znaleźliśmy jeziorka ukryte między drzewami, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia 

No bo przecież nie możemy podejść za blisko… nie wolno straszyć ptaków…
Deszcz deszczem, a na zaplanowaną wycieczkę jechać trzeba. Nie tak daleko, bo tylko do Busse Wood, ale ułaziliśmy się po chaszczach niesamowicie. Koniecznie chcieliśmy dojść w pobliże gniazda bielika amerykańskiego (tego, który jest w godle USA)… przetarliśmy ścieżki i teraz będziemy wiedzieli którędy iść, żeby nie łazić po kostki w błocie.
Ale to wina małżonka, bo jak mówiłam, że powinniśmy iść równolegle do płotu przy autostradzie, to nie! On wiedział lepiej!!!
A że buty mokre i brudne? Wypierze się i wyschną
W pobliże gniazda doszliśmy, ale zaczęło się chmurzyć i nici ze zdjęć
Małżonek padł i pochrapuje po obiadku (szykowaliśmy go razem), a ja oczywiście do kompa
Zanosi się na niezły wpis. Taki survivalowy!
Nie wiem czy się zanosi… W tym tygodniu pracuję od rana do wieczora, a poza tym nie mam za dużo bardzo dobrych zdjęć

Co prawda zapowiadają deszcze na weekend, ale to jeszcze kawał czasu (tydzień) i pogoda może się kilka razy zmienić
Nie martwię się na zapas…
Ciemnowato było. Chmury, a w lesie to już w ogóle…
No i na dokładkę nie ma mnie od piątku, bo jedziemy do Wisconsin na biwak
Ale że na wycieczce było super, to fakt
Ale mogę się też pochwalić, że po raz pierwszy udało nam się zobaczyć (i zrobić w miarę wyraźne zdjęcie) ptaka, który się nazywa kukawik żółtodzioby
Nigdy przedtem go nie widzieliśmy. A malutki nie jest, bo ma ok. 30 cm „wzrostu” 
I dlatego tak cieszy każdy nowy… 
Na początku, to tych nowych ptaków do naszej kolekcji przybywało dużo, teraz to rzadkość. Chyba za dużo ich mamy
Witajcie!
Dzień dziś tak piękny, że z górnych pięter chybabym Zoe’go zobaczył
Dzień dobry. Kawa na rozruch. Chyba jakiś ekspres nastawię?
i herbatę dla chętnych.
Dzień dobry!
W końcu i ja dotarłam do praskich opowieści, biegnę teraz cichutko poczytać poprzednie, bo ostatnio pomimo obietnicy w komentarzu nie udało mi się dotrzeć (dziatwa się obudziła i zaczęła koncert życzeń, a na takie spacery to ja potrzebuję chwilę na wyłączność, biorę wiec kawkę i lecę;) po porannych stresach chwila relaksu wskazana;-)
Byłam, czytałam, oglądałam i tylko zawiedziona jestem, że to już koniec:-(
Udanego dnia, lecę pracować;)
Uff. Dzień dobry. Bardzo niedobry początek tygodnia. Bardzo.
Przyjechałem do pracy standardowo o 7ej. Wychodzę z samochodu [w miejscu pracy] – w tym momencie telefon z domu, córka – Tato, mamie się zepsuł samochód przy wyjeżdżaniu z garażu [córka jedzie na wycieczkę i trzeba ją podrzucić kilkanaście kilometrów do punktu zbiórki]. Dobra wracam na chwilę do domu aby podrzucić dziecko. Telefonuję do pracy, że się spóźnię. Przełożony – Dlaczego wcześniej Pan nie zgłosił, że się Pan spóźni? Moja odpowiedź w myślach [bo już k…a tam dzisiaj byłem i wcale nie byłem spóźniony]. Moja odpowiedź na głos – przepraszam, sprawa losowa, byłem już dzisiaj w pracy i musiałem z powrotem wrócić do domu. Wróciłem, samochód małżonki tarasuje wjazd. Akurat sąsiad przechodzi, pyta czy pomóc aby przepchać? – Tak, dziękuję, proszę o pomoc. Przy przepychaniu oczywiście pośliznąłem się, spodnie i buty brudne [k…a]. Przy pakowaniu bagażu do samochodu pies prześliznął mi się pomiędzy nogami i dał nogę. Córka i małżonka zamordowały mnie wzrokiem i pobiegły za psem [ja prdl. 8 rano a moje nerwy już na granicy]. Ja pojechałem samochodem za nimi. Psa nie ma, musimy jechać, córka się nie odzywa do mnie w trasie. Dzwoni ktoś inny z pracy czy będę bo jest jest coś pilnego do zrobienia. Mówię – będę, ale czy jest śmietanka do kawy bo mnie dzisiaj coś trafi.-Nie ma i nie będzie ja nie zrobisz tych papierów.
Dojechałem, do pracy i musiałem wyluzować przy tych paru zdaniach.
Ps. Po parunastu minutach małżonka zadzwoniła, że pies się znalazł u swojej „koleżanki”.
Mam nadzielę, że przynajmniej śmietanka dojechała w ślad za tobą…
Ani mi nie mów…
Byłeś dzielny i to Ci musi za śmetaknę wystarczyć ! Takie czasy, oj…
Miejmy nadzieję, że coś co się kiepsko zaczyna jednak dobrze się skończy- a mam na myśli rozpoczęty właśnie tydzień.
Ja dziś rano w drodze do pracy też telefon dostałam, że kierowcy z ładunkiem nie chcą wpuścić do odbiorcy, bo nie ma go dziś na liście.
Jedno jest pewnie: zapowiada się, ze to nie będzie nudny tydzień!
Ciao.
Dzięki za zastępstwo przy ekspresie.
U mnie też mało majowo.
Witajcie!
Bardzo mi smutno 🙁 Człowiek był, tworzył…i już Go nie ma 🙁 Kolejny raz … kolejny dowód na to, że życie jest takie kruche… A w niektórych tyle nienawiści … i po co? Czy warto tak?
Eh ….
Zapraszam państwa wyżej, na bardzo smutną, bo bardzo prawdziwą historię…