Podobnie jak rok temu, wyruszyłem z Gdyni do Val di Sole na narty, z tymi samymi organizatorami, w grupie zajmującej w sumie dwa autokary… i na tym podobieństwa się kończą. Tym razem bowiem byłem solo, bez Najjuniora, a okoliczności przyrody różniły się znacznie od ubiegłorocznych – o czym za chwilę.

Dużo mniejszy niż autobus, ale jakże przydatny narciarzom!
Przejechaliśmy dobrze znaną trasą, koło Szczecina, naokoło Berlina, potem A9 obok Monachium, przez Innsbruck i przełęcz Brennera, a potem Mezzolombardo i Cles, żeby ostatecznie wylądować w Dimaro, w hotelu pod wezwaniem św. Kamila. Trudno mi powiedzieć, czy hotel zyskał takiego patrona raczej ze względu na pierwszy, hulaszczy okres życia późniejszego świętego, czy też na jego późniejsze powołanie i usługiwanie chorym. Wymagający modernizacji budynek okazał się jednak przy bliższym poznaniu dość przyzwoitym, chociaż nieco zaniedbanym miejscem wypadowym dla w sumie 80 osób.

Dimaro w nocy – widok z balkonu był najmocniejszą stroną pokoju.
Już w sobotę pojawiły się pierwsze symptomy pogody, która miała nam towarzyszyć przez większość pobytu: nadciągnęły chmury, rozrywające się na skalistych szczytach, i zaległy na niebie, od czasu do czasu pokapując drobnym deszczykiem. – Nic to, jeżeli tutaj pada deszcz, to na stokach na pewno śnieży, w sam raz na jutrzejsze jeżdżenie – pocieszaliśmy się takimi opiniami z braku lepszych pomysłów. Prognoza wywieszona na drzwiach hotelu nie pozostawiała jednak większych złudzeń: niedziela – chmury, poniedziałek – trochę słońca, a od wtorku znów chmury, tym razem dla odmiany z opadami. I tak też się stało.

Widok z kolejki linowej. Zachmurzenie jeszcze umiarkowane…
W niedzielę jeździliśmy w mleku. Tak to wygląda, kiedy startujecie spod górnej stacji kolejki linowej i okazuje się, że widoczność wynosi od 20 do 50 m, więc jedziecie ostrożnie, powoli, kręcąc szerokie łuki, za poprzedzającym znajomym, który też nie rżnie z góry w niewidoczny dół, ale stara się wypatrzyć następną tyczkę, wyznaczającą przygotowany do jazdy stok. Można tak zjeżdżać, czy też ostrożnie się zsuwać, ale niewielka stąd przyjemność dla narciarza. O! Czyżby się przejaśniało? Nagle wyjeżdżamy z chmur, czy też zjeżdżamy poniżej ich pułapu, raptem widoczność się poprawia, można się pochylić do przodu i przyspieszyć, wypłaszczenie, potem stromiej, następne płaskie miejsce, znów stromo i… wjeżdżamy w nowe chmury. Pół biedy, gdy są to „tylko” chmury, wtedy jest to jazda we mgle, ale kiedy jeszcze dodatkowo z nich pada? Raz śnieg, zacinający po twarzy, że nic, tylko szczelniej dociskać gogle, a od dołu – naciągać na szyję komin lub chustę… a po chwili, nieco niżej, deszcz: oj, teraz bez suszenia całości się nie obejdzie, przecież nie wszyscy mają kurtki i spodnie z hydrofobowej tkaniny.

…ale im wyżej, tym mleko było gęstsze.
Poniedziałek był dużo łaskawszy, chmury w niewielkich ilościach trzymały się z daleka, więc hulaliśmy po stokach, uciekając przed ich cieniem w łaskawsze okolice. Natomiast we wtorek… tośmy jedli placki, jak opowiadał Krzysztof Litwin w Piwnicy Pod Baranami. A dokładnie chmury powróciły. My jednak również powróciliśmy na stok, i to nie tak po prostu. We wtorek mianowicie przypadał nasz Dzień Świra – ci, którzy chcieli i mogli, poprzebierali się w niemodne, kiczowate kurtki i jednoczęściowe kombinezony z kreszu lub ortalionu, w kolorach i fasonach sprzed 20, czy nawet 30 lat, do tego ubraliśmy fantazyjne czapki, peruki i kolorowe okulary… I teraz wyobraźcie sobie bandę kilkudziesięciu osób przebranych w ten sposób, wylegających razem na stok i jadących wężykiem w akompaniamencie chóralnych śpiewów lub okrzyków 🙂 nic to pogoda i furda chmury! Dzień Świra zakończyła tradycyjna impreza apres ski („po nartach”) w barze u podnóża stoku.

Okulary typowe dla Dnia Świra: „Widzę pijanych ludzi” 🙂
We środę pojechaliśmy do okolicznej niewielkiej stacji narciarskiej Peio. Właściwie jest to jedna długa trasa z kilkoma wariantami – można tu wjechać kolejką na grań Crozzi di Taviela (3000 m npm) i zjechać w dół do miejscowości Peio Fonti (1400 m npm), pokonując ponad 7 km stoku i ponad 1,5 km w pionie. Okoliczne szczyty wznoszą się na jeszcze większą wysokość – rzędu 3600-3700 m, ale w tej sprawie zmuszony byłem uwierzyć na słowo mapie i bywalcom, ponieważ pogoda… Tak, zgadliście, przepiękne ponoć widoki zasłaniały gęstsze lub rzadsze chmury. W dodatku w dolnej części trasy temperatura podniosła się do 7-8 stopni Celsjusza, a śnieg zaczął tam przypominać gęstą, rozmokniętą kaszę mannę. Pozostało nam więc jeżdżenie po środkowym odcinku trasy, po względnie przyzwoitym śniegu i we względnie przyzwoitej widoczności. A także przystanki w znakomicie zaopatrzonym barze w połowie trasy.

Peio – gdzieś w tej mgle ukrywa się piękny widok.
Czwartek był najbardziej mokry ze wszystkich. Tego dnia wybraliśmy się większą grupą na wycieczkę do Pinzolo, niedużej stacji, którą łączy od niedawna z Madonną di Campiglio dłuższy odcinek kolejki linowej Pinzolo Express. Brzydką pogodę zrównoważyło przemiłe towarzystwo i legendarne ciasto czekoladowe w barze na szczycie Dos del Sabion. Po powrocie w okolice „naszego” parkingu, gdzie czekały autokary, usiłowaliśmy jeździć, ale w końcu – kompletnie przemoczeni – daliśmy za wygraną. Za to udało nam się zjeść znakomitą pizzę, tym razem na szczycie Monte Spolverino 🙂 wróciłem KOMPLETNIE przemoczony, jak jeszcze mi się nie zdarzyło na nartach, no, może jakieś 30 lat temu w Bukowinie Tatrzańskiej, ale tam dopiero uczyłem się jeździć i w związku z tym miałem na sobie więcej śniegu niż statystyczny bałwan.

Lądowisko helikoptera na szpitalu w Madonnie di Campiglio, tym samym, w którym Najjuniorowi gipsowali rękę rok temu.
A następnego dnia był piątek. Zapowiadany przynajmniej od wtorku jako dzień „lampy” na stoku, upragniony, wspaniały, widokowy, opalający twarze, z wyżem atmosferycznym za pasem, z lekkim mrozem, z wyratrakowanym śniegiem typu „sztruks”, a do tego z jedną niespodzianką – otóż dzięki Facebookowi spotkałem na stoku koleżankę z roku, z którą ostatnio widziałem się, hmm, jakieś 20 lat wcześniej. Zdecydowanie piątek był najlepszym dniem pobytu, szkoda tylko, że ostatnim. Żeby dopełnić obrazu całości, dopiszę tylko, że oprócz pogody dopisał również duch dobrej zabawy, który pojawił się po południu w tym samym barze, co we wtorek, tyle że bez przebrań. Grappa lała się z pistoletów na wodę!
Piątkowe Dolomiti di Brenta, widok z Monte Spinale. Creme de la creme tego wyjazdu.
Pozostał powrót, przed którym pożegnaliśmy się z Dimaro i – tym razem zasługującą na swoją nazwę – Val di Sole lampką spumante, ufundowaną przez organizatorów wyjazdu, a potem już bez przygód spakowaliśmy narty oraz bagaże i ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. Podsumowując – przez cztery dni na sześć pogoda nas nie rozpieszczała, ale ostatni dzień dopisał znaczną sumę po stronie „ma”. W Gdyni natomiasy niedzielny poranek przywitał nas przymrozkiem i słońcem, szkoda że niedługo potem pogoda się popsuła. Chociaż, biorąc pod uwagę, że i tak musiałem odespać noc w autokarze, może i lepiej, że w znacznej cześci przespałem tę trójmiejską siąpawicę?
Dobry wieczór! Relacja powyżej do poczytania, a ja spróbuję jeszcze coś podziałać – podpisy do zdjęć jakby wsiąkły? Czy tylko ja ich nie widzę?
Jest ok. Kwaku ! A relacja arcysympatyczna 🙂
No, to by było to 🙂
Przynajmniej i te wstrętne kalorie spłynęły 😉
Ten Dzień Świra to tam taka tradycja? Barwna 😀 Podoba mi się 😀
Dobrej nocy
No właśnie z kaloriami to wygląda tak, że we Włoszech rano (7:30 – 8:00) podają w miarę pożywne śniadanie, a potem przez cały dzień człek musi sobie sam regulować, bo obiadokolacja o 19:00-19:30 (!!!) i to od razu z czterech dań. Jeszcze nie wchodziłem na wagę po tegorocznym wyjeździe, ale sądząc po pewnej polarowej bluzie, może i obędzie się bez scen gorszących?
Nie przesadzaj ! Wyglądasz fajnie i nie musisz się aą
tak frustrować !
No, jak podczas Dnia Świra kadra (znaczy instruktorzy narciarscy) zaczęła robić striptiz do toplessu, to nabrałem kompleksów! 😉
Maksymalista z Ciebie….. oni fiz.-kulturę mają zawodowo
Dobry wieczór
Jednak jak czytam, potrafiliście sobie miło organizować czas
Osobiście uważam, że samo „wyrwanie się” od codzienności, od otoczenia, chociaż na kilka dni, bardzo pozytywnie wpływa na samopoczucie
Dimaro nocą przepiękne
Od kilku lat, obserwując miasta, dochodzę do wniosku, że nocą zdecydowanie pięknieją. Piątkowe Dolomiti di Brenta po prostu perełka
mam wrażenie, że można dotykać już chmur. Aaaa i staram się wyobrazić ekipę podczas „Dnia Świra” …
musiało być bardzooo wesoło, a fotka rewelacja … I see you 

Jako, że jestem miłośniczką gór z ogromną przyjemnością przeczytałam relację. Cieszę się, że wyjazd się udał, mimo tych niekoniecznie wymarzonych warunków pogodowych
Żałuję, że na nartach jeździć nie potrafię i raczej już się nie nauczę
Anglicy twierdzą, że mgła zbawiennie wpływa na cerę – tak więc być może straciłeś co nieco widoków, za to wróciłeś zapewne gładszy. A najważniejsze, że zrelaksowany!
Ha, w piątek i sobotę się nawet nieco opaliłem!
Ciekawa wyprawa i ciekawie opisana. Narty mają coś takiego w sobie, ze towarzystwo się świetnie bawi…. A skoro o pizzy mowa, to do mojej legendy przeszły pyzy na Stożku – tez były rewelacyjne ! 🙂
Tam pizza, tu pyzy – jak widać, niektóre słowa po polsku i włosku są bardzo podobne, brzmieniem, a i znaczeniem 🙂
O takiej porze dzieci chodzą spać….mam sie przyzwyczajać
! Lampka piętro niżej, bo narty są radosne 🙂
To i ja się dobranoc z Państwem! 😉
Witajcie w zapłakanym świecie!
Dzień dobry

Patrzy na mnie, przysłoniętymi oczami, sam Mistrz Q! Trzeźwa jestem! To tak na wszelki
Panie Q, proszę nie ironizować z kreszu, bo ja taki kombinezon posiadam i dzielnie mi służy do… (?) odśnieżania 😀 Jest w ślicznym kolorze malinowym i co pół roku, przy generalnych porządkach, wędruje do torby ze zbędnymi ciuchami. Po to, żeby go w ostatniej chwili wyciągnąć, no bo przecież; jeszcze się może przydać 😀 Poza tym jest dobrą miarą mojej objętości 😉 i świetnie się w nim, na siedzeniu, z górki zjeżdżało 😀
Widok z balkonu przepiękny. Uwielbiam takie panoramy w dzień, w nocy… wsje rawno 😀
Kolejny raz Facebook całkiem przydatnym się staje, co stwierdzam mimo, że mało na nim bywam, ale dzięki Messengerowi mogę gadać za darmo ze znajomi z różnych zakątków świata 😀
Jednym słowem, wyprawa udana, chociaż nieco za krótka (? pewnie) i to jest najważniejsze 😀
Załóż konto na Skyp-ie, będziesz mogła gadać, pisać, pokazywać się (o ile masz kamerkę), oglądać rozmówców (o ile oni…), pokazywać swój pulpit dla szybkiej pomocy technicznej, szybko i łatwo przekazywać pliki…
I wszystko za darmo!
Skype mam, tylko na kompie, a „meska” używam na komórce 😀 Działa całkiem dobrze. Może i spróbuję Skype ściągnąć, choćby, dla porównania jakości 🙂
skype na komórce też działa – znajomi używają 🙂
Potwierdzam, u mnie też działa!
Jasne, działa Panom, ale mnie nie chce zalogować! O!
Zostaję przy Messengerze 😀
Dzień dobry, nieco spóźnione, ale jeszcze dochodzę do się.
Uważaj, żeby się nie minąć…
Bardzo uważam, przytrzymując się oburącz 🙂
Ogólnopolskie DzieńDobry:)) Piękna ta mgła :))
Dzień dobry. Ja z kolei osobiście uważam, że tym piękniejsza, im dalej ode mnie. Krótko mówiąc, lubię ją podziwiać z większego dystansu, np. kilka do kilkunastu km.
Dzień dobry
Pomimo złej pogody 
Uwielbiam takie wyjazdy!!! A ten Twój pięknie opisany, też jak widać był udany
Aż sam byłem zaskoczony, jak może się udać wyjazd mimo takiej pogody.
Nawet zamglone widoki są cudne
A nocny widok miasta przepiękny!!! A to że deszcz, czy mgła? Nie ma znaczenia. W sumie takie wyjazdy są najlepsze, bo jak wszystko zaplanowane i wykonane, nie jest takie pasjonujące. Może w danym momencie nie jesteśmy zadowoleni, ale później mamy więcej ciekawych wspomnień i lepiej wszystko zapamiętujemy 
Dzień dobry …” jak w garncu”… Łeb urywa, zmiany w chmurach mogą przyprawić o zawrót głowy . Pięknie jest
U nas wieje i leje naraz, w koszach na śmieci sporo połamanych parasoli.
Jeszcze muszę się pochwalić, że małżonek do lekarza nie poszedł
Siostra zaczęła go sztorcować, bo załatwiła wszystko z lekarzem, tylko pacjent się nie zjawił
A małżonek spokojnie jej odpowiedział, że z czym miał iść? Bo go paluszek boli?!!! Zbił ją tym z tropu i zapytała ze zdziwieniem – Jaki paluszek?!!! A on jej na to, że w pracy się skaleczył…
Chyba się wściekła, bo tylko gwizdnęła słuchawką
Ale powiedziałam małżonkowi, że jestem z niego dumna… nie poszedł na lep podszeptów swojej siostry i postąpił uczciwie 
No cóż, wyrazy uznania dla małżonka. W Polsce różnie to bywa.
Nie tylko w Polsce. Tutaj też niektórzy nie przegapią takiej okazji. Byle wyciągnąć kasę…
A dla mnie to złodziejstwo i nic więcej 

A w imieniu małżonka dziękuję
Zepsuł mi się odkurzacz. Małżonek go obejrzał, coś tam zrobił, ale nie przywrócił sprawności
Orzekł, że chyba trzeba będzie kupić nowy… Jak żyć bez odkurzacza? Czy dywany mam zamiatać miotłą? 
Znalazłam przełamany kabelek… dosztukowałam kawałkiem drucika, zaizolowałam i odkurzacz zaczął działać
Oczywiście od razu się pochwaliłam, jak tylko małżonek wrócił z pracy. O dziwo, wcale się nie ucieszył
Stwierdził tylko sucho, że już w ogóle w tym domu nie jest do niczego potrzebny… Aż mnie wkurzył, bo mąż jest nie tylko do naprawy uszkodzonych urządzeń… do innych rzeczy też jest konieczny

Zamiast się ucieszyć, że nie trzeba kupować nowego, bo jednak ten stary działa i zamiast pochwalić żonę, to się jeszcze obraża
Na drugi raz nic mu nie powiem, po cichu naprawię (jak dam radę) i będzie po sprawie

No to w sobotę, gdy małżonek pojechał do pracy, sama obejrzałam ten odkurzacz
Kto tych facetów zrozumie?
Właśnie myślę, to chyba faktycznie ambicja.
Oj tam, oj tam, pojechałaś chłopu po ambicji i dziwisz się brakowi entuzjazmu!
Czy to znaczy, że jak ten mój chłop upichci coś lepiej niż ja (na ten przykład naleśniki, spaghetti, czy pizzę), a ja się nie obrażam, tylko wcinam ze smakiem, to nie jestem ambitna?
Bo powinnam się obrazić i nie jeść? I nawet stwierdzić, że nie jestem potrzebna w tym domu, bo moi chłopcy sami potrafią sobie ugotować? 


A jednak wyrażam entuzjazm, chwalę i się cieszę… Dlaczego to ma działać tylko w jedną stronę?
A ten odkurzacz, gdyby się małżonkowi chciało dokładniej obejrzeć, to naprawiłby minuta osiem. I pewnie lepiej niż ja, bo on ma lutownicę w samochodzie i ten kabelek połączyłby normalnie, a nie jak ja, na styk
Bo szczera jesteś, cieszysz się to i chwalisz. A on to (odkurzacz) odbiera jako zakamuflowany wyrzut „znowu nie chciało ci się palcem ruszyć…”, i trochę go to gryzie…
Może nie tak „znowu”
Większość rzeczy to on w domu naprawia, czy remontuje. Ja najwyżej pokażę palcem co i jak chciałabym zmienić
Za to sprzątanie po takich remontach, to już głównie moja robota.
I dlatego wkurzyło mnie, że się obraził
Całę szczęście nie na długo 
Czas mi się zbierać do pracy (chociaż się nie rozsypałam)

Wczoraj cały dzień padało, a one nie lubią mokrego ziarna. 
Nie mogą mieć pusto w karmniku…
Muszę coś zjeść, no i przede wszystkim nakarmić pierzaste
Drozdy wstały przed 5, bo jak wychodziłam, to słyszałam ich świergolenie… Ciemna ściana nocy zaczyna się przejaśniać i niedługo cała wataha przyleci na śniadanko
Do popotem…
Cudna aura dzisiaj u nas: grad, wielkie płaty śniegu, ulewny deszcz, słońce i znowu; grad, wielkie płaty…. itd. przy tym niesamowicie wiało. Teraz się już uspokoiło. Tylko nie wiadomo na jak długo.
Że mgła jest znakomita na cerę i włosy, to święta prawda! Przynajmniej kiedyś tak było, gdy powietrze było czyściejsze 😀
No to do jutra.. i dobrej nocy Szan.Państwu
PS Bożence – zdrówka, Quackiemu – poprawy nastroju.
Ogólnie snów miłych i przyjemnych życzę 😀
Kochani, właśnie życie udowodniło, że nie ma się co przejmować nastrojem. Podczas wizyty w kuchni udało mi się stłuc kubek, i to tak wrednie, że rozciąłem sobie środkowy palec lewej dłoni, do kości. Właśnie wróciłem z pogotowia, trzy szwy założone. W sumie nawet nie za bardzo bolało – ani rozcięcie, ani szycie. Teraz mogę pokazywać zabandażowany brzydki gest 😉
Aż się zdziwiłam…. palce sa takie unerwione i ukrwione…. Dzielny jesteś! Nie będzie Ci to przeszkadzało w pracy ?
Właśnie nietypowo sobie to rozwaliłem – od wierzchniej, zewnętrznej strony, gdzie nie jest tak wrażliwie. Owszem, dostałem przed szyciem zastrzyk na znieczulenie miejscowe, ale i tak mnie tylko lekko rwie, nie żeby jakiś potworny ból. Nie narzekam zresztą. Edit: co do pracy, to się okaże, z tym że i tak zaczynam następne, sakramenckie zresztą co do trudności, zlecenie dopiero po świętach.
Noooo, lepiej niech nie wisi ta katastrofa nad nikim
No, ale gdyby to była taka piękna katastrofa? Jak u Zorby na przykład?
Najpiękniejsze są katastrofy na filmach
Bo nikomu nie szkodzą… i niech tylko na filmach pozostaną 
Pójdę w Wasze ślady… dobranoc
Witajcie!
Marzec żegna nas iście marcową pogodą.
A ja Ci kwiecie podaruję, o!


A dasz buzi???
To zawsze!
Witaj Ukratku 🙂
U nas identycznie, a po nocy to trochę niektóre elementy z ogrodu pozmieniały miejsca 😉
Dzień dobry… kocham cię, już posmarowałem tobą chleb…



Dzień dobry kocham cię, to zapyziałe miasto niech o tym wie..
No, wejście smoka! Zrobiłam
A śnieg sypie, sypie…
Może Quackie na narty przyjedzie???
„…. Nie chcę cię z oczu stracić, więc

Jeszcze więcej, jeszcze więcej, jeszcze więcej
Dzień dobry, kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje……”
Witaj Skowroneczku
Mam nadzieję, że masz już swoje Szczęście w domku i autko 🙂 Współczuję, przecież to bardzo daleko 🙁
Hej, hej Księżniczko…



…Tu chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko
Kiedy długo drugie nie widzi pierwszego
Bo gdy siedzi człek samemu z czarnymi myślami
Człowiek rzuca słuchawkami…
Nie, jeszcze nie dojechał, ale już z pracy mnie zabierze!!! Mam nadzieję
I zwolnię Dyrekcję (osobistego kierowcę 😉 ) z obowiązku wobec podwładnego
Ha, oczywiście że chciałbym, ale niestety na chęciach się tym razem musi skończyć 🙁
Dzień dobry

Jak ten czas ucieka….jeszcze tylko cztery dni do Wielkanocy, a wydawało się, że to tak daleko gdy Stateczek nam o niej przypominał
Dzień dobry. U nas całkiem ładnie i nawet niespecjalnie wietrznie, bardziej wiało wczoraj wieczorem.
DzieńDobry:)) Zamiast nart w mleku, jajecznica z trzech piw :))) Zdrowiej ???
Podoba mi się 🙂 we Włoszech rano była jajecznica, która znikała w błyskawicznym tempie („polowanie” przy szwedzkim stole), ale zwykła z jajek, a nie z trzech piw.
Dzień dobry

Wydaje mi się, że Dololmity to (jeszcze) „strefa piwna” (Południowy Tyrol) więc trzy piwa do śniadania nie powinny być niczym niezwykłym.
W ubiegłym roku byłem na wczasach nad Bałtykiem, obiad był podawany na jednej tacy ziemniaki, mięso, surówki, przystawki. Każdy sobie dobierał indywidualnie tyle na ile miał ochotę, na szczęście nie jestem żarłokiem. Pewnie chodziłbym głodny, gdybym się spóźnił choć o minutę na obiad. Dwie panie które siedziały z nami przy tym stoliku potrafiły pochłonąć trzy czwarte zawartości w ciągu pierwszej minuty posiłku :))
Hihi, owszem, ale akurat w naszym hotelu żadnych napojów poza kawą i herbatą do śniadania nie podawano 🙂
Dzień dobry
Dobry!
Aż tak wieje, że wszystkich wywiało?
Kochani, cosik mi się widzi, że mnie łapie jakieś przeziębienie, być może pani na poczcie rozgłośnie kaszląca sprzedała mi jakieś paskudztwo, a może szczepionka przeciwtężcowa, wkłuta na pogotowiu przy okazji rozciętego palca, obniżyła mi jakoś odporność, dość, że zaczyna mi z nosa lecieć i kicham jak opętany… Takoż po głowie i okolicach czuję, że coś jest nie tego. A przecież rutinoscorbin i witaminy łykam od 2 tygodni, właśnie na odporność 🙁 no nic, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.
Trzymaj się, Quacku! Rozgrzewające żarełko i pod ciepły kocyk – to może do jutra wybijesz!
Taki mam zamiar i oby to pomogło. Wypocić gadzinę.
Burza dotarła do Krakowa – grzmi, błyska, wieje i wali czymsi o szyby. Spektakl Natury na całego!
Dzień dobry. Nie mogę powiedzieć, żebym był zdrowy, chociaż pod pewnymi względami jest lepiej niż wczoraj. Ale katar w pełnym rozkwicie 🙁
Dzień dobry
! Dopiero jutro wiatr się uspokoi… przeżyjemy, oby bez większych strat…
Dzień dobry. Może mu dać coś na uspokojenie, rozpylić w powietrzu Nervosol czy inny jakiś środek? 😉
Witajcie żartobliwie!
Wow… zupełnie zapomniałam, że dziś jest Prima Aprilis….
a to pech…albo skleroza ?
Yyy, ale dałaś się nabrać?
Trójka dała dziś nieźle popalić: ogłosili uruchomienie systemu „Trójka osobista”, na razie tylko dla odbiorników samochodowych. Podczas audycji z politykami wciśnięcie przycisku spryskiwacza szyb ma zmieniać gadającego polityka na innego, którego dany słuchacz woli słuchać!
A przycisk od świateł awaryjnych ma umożliwiać odsłuchiwanie przegapionych programów, jeśli się nie mylę 🙂
DzińDybry:)) Wigilia tuż, tuż ……..
Ale bym sobie pociskała
Dzień dobry

Muszę przyznać, że na mnie to zdjęcie zrobiło WIELKIE wrażenie 
A może ktoś by się pokusił o nowy wątek? Taki żartobliwy? Stosowny do okazji
Wczoraj zrobiłam zdjęcie zdjęcia, ale nie wiem czy taka golizna nadaje się na Madagaskar
Czyżby jakiś dowód na osławioną amerykańską wielkość, a nawet otyłość? 😉
Tu chyba sami dorośli i dokładnie dorośli?
Znowu coś pochrzaniłam



Ale obejrzeć się da i to najważniejsze
Ciekawe jak się Wam modelka podoba?
Czyż nie robi WIELKIEGO wrażenia?
Hmm, starczyłoby tego dla tak na oko 3-4 kobiet, ee, mniej hojnie obdarzonych przez naturę(?).
Patrząc na te krągłości(?) można się wyzbyć wszelakich kompleksów

I przy okazji mam pytanie do naszych Pań… Czy to są oponki? Czy już może opona?
Czy to przeciętna Amerykanka? 😉
Nie wiem czy przeciętna, ale widuję takie w sklepach i na ulicach…

Czytałam kiedyś, że przeciętne wymiary Amerykanek to 90x60x90… tyle że mierzone w calach
Czytałam również, że co czwarty Amerykanin ma kłopoty z nadwagą… a to już zabawne nie jest…
Otóż w pewnym kinie kilka lat temu widziałem siedzenia dzielone na pół, ale z opcją USUNIĘCIA (złożenia) dzielącego podłokietnika, przeznaczone właśnie dla takich osób. Co prawda w pierwszym rzędzie, ale to chyba ze względu na logistykę – do wyższych rzędów ciężko by było takim osobom przejść między fotelami.
Natomiast na lotniskach widziałem podobne egzemplarze korzystające bez najmniejszego skrępowania z (lotniskowych) wózków inwalidzkich. Nie wiem, czy bardziej przykre, czy oburzające.
Edit, bo może niewystarczająco jasno napisałem – chodzi o kino i lotniska w USA.
Tacy ludzie korzystają też z elektrycznych wózków inwalidzkich w sklepach. I muszę przyznać, że między innymi dla nich są one przeznaczone. Czy wyobrażasz sobie jak ciężko takim ludziom chodzić? Nasze nogi nie są przystosowane do dźwigania tak wielkich ciężarów. Szczególnie to widać u dzieci. Od tej masy stawy nie wytrzymują i kolana „puszczają”… i dziecko ma iksowate nogi… Nawet trudno sobie wyobrazić jak bardzo są skrzywione
A rodzice nic nie robią, żeby takiego grubasa odchudzić… i dalej karmią tymi hamburgerami i gotowym jedzeniem kupowanym w sklepach (czyli „czysta żywa chemia”, która zdrowa na pewno nie jest). To z lenistwa i przekonania, że nie tylko moje dziecko jest grube… inne też są takie… Normalna zgroza!!!
Prawda, straszne to. I niezależne od koloru skóry, chociaż np. aż tak rozrośniętych Latynosów nie widziałem. Pozostałe grupy etniczne tak.
Latynosi też bywają grubi… ja z kolei nie widziałam tak grubego Azjaty. Oni z natury są szczupli. Oczywiście o ile nie liczymy zawodników sumo, bo ci pasą się specjalnie, żeby walczyć…
Właśnie nie wiem, czytałem, że rozpuszczani jedynacy w Chinach potrafią się nieźle rozrosnąć wszerz. Ale może do USA docierają przede wszystkim ci szczupli?
Co do nowowątku, to mogę wieczorem opowiedzieć o teatrze (wróć! Teatrze!), ale gdyby ktoś miał coś primaaprylisowego, chętnie odłożę…
Na mnie nie ma co liczyć, bo zaraz lecę do pracy i też nie mam głowy do nowego wątku…
Piękne dziewczę, Rubens pewnie by oszalał z zachwytu :)))
Nie jestem pewna, Stateczku, bo ruda nie jest
I czy nie sądzisz, że jak dla Rubensa, to te kształty są cokolwiek ZA obfite? 
Szczęścia nigdy za wiele, rudość w dzisiejszych czasach to nie jest problem gardłowy :)))
Autor „Wenus z Willendorf” również 🙂
Czas na mnie

Wieczorkiem mam nadzieję poczytam o Teatrze
Ponieważ wieczór już, zdaje się, nastał, zapraszam na pięterko do pięknego gmachu Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie…