…. Rozglądam się po pomieszczeniu do którego weszliśmy. Przestronnie… Pod ścianami dwa pomocniki, stolik okrągły z ustawioną na nim przepyszną paprocią o obwodzie tak na oko zdrowo ponad dwu metrów. W jednym kącie trójkątny stolik z szeregiem fotografii w srebrnych ramkach, w drugim, dla symetrii, również trójkątna oszklona wysoka szafka z półkami zastawionymi wszelkiego rodzaju szklanymi utensyliami. Wprawne oko odkrywa dwie pękate karafki ze szlifowanymi korkami na wysmukłych szyjkach. Jest w nich jakaś nieuchwytna złota proporcja, kształt zgrany z poręcznością. Dziś takich już nie robią choć przecie powstała cała gałąź nauki – ergonomia się nazywa! Dawny majster o żadnej ergonomii nie słyszał a potrafił każdy przedmiot dostosować i do rozmiarów różnych dłoni i do wzrostu czy siły przyszłych użytkowników. Jakoś tak mu to wychodziło, musiał jedynie mieć w sobie to coś, co mistrza od zwykłego remiechy odróżniało. No a nabywca musiał umieć odróżnić partactwo od kunsztu. Zwykle odróżniał! Pod ścianą z oknem kanapa. Nie jakaś tam wersalka a prawdziwa otomana. Mięciutka, pięknie wyściełana z wysoko podniesionym wezgłowiem. Kuba zerka na babkę, matkę, na mnie (w tej kolejności!) i bezczelnie ładuje chudy zadek na pierwszy raz w życiu widziany mebel!
– Kuba! – to Asia, swojsko zwana (o czym dotąd nie wspominałem) Apsik! – złaź stamtąd!
– A to niby dlaczego? – pan domu wszedł po cichutku przepuszczając przed sobą moja mamę taszczącą solidnych rozmiarów tacę – niech sobie siedzi jak mu tam wygodnie.
Stół, prawidłowo na środku umiejscowiony i otoczony szeregiem krzeseł zostaje nakryty jasną serwetą i poczyna się ustawianie na nim szeregu naczyń na widok których wzrok moich synów wyraźnie się rozjaśnia. Zamiłowanie do szlachetnych trunków w tej rodzince dziedziczy się widać lepiej i pewniej niż majątek! Pojawiają się półmiski z wędlinkami, jakoweś grzybki i inne chrzany, śledzik pachnie cebulką, chlebek w koszyku skórką brązowiutką oko wabi i naturalnie – jakżeby inaczej – bigosik gorący wonieje aż miło! W brzuchu mi zaburczało! Kiedyż oni we dwoje zdążyli to wszystko tak szybko…. Dawna szkoła, nie to co dziś gdy moja synowa stół godzinę zastawia bo po drodze siedemdziesiąt razy od tego arcyważnego zajęcia do jakichś pierdółek się odrywa! Stół to jest stół! Najważniejszy mebel w domu!! No, pojawiają się nakrycia, Pan Jan, bo Jan gospodarzowi na imię, do stołu grzecznie prosi, my się długo prosić nie dajem i poczyna się miły rozgwar towarzyszący zwykle nakładaniu, wybieraniu, dobieraniu. Miły uchu drobniutki szczęk sztućców tworzyć poczyna tło pod cichuteńki bulgot nalewanej do kieliszków treści zasadniczej każdego kulturalnego posiedzenia.. Barwa trunku mi znana, woń smorodiny też … Ech, gdybyż tak choć jednego!
– A pan, panie Jerzy – pyta gospodarz czający się z karafką w dłoni widząc żem swój kieliszek znacznie od nakryć odstawił – nie skosztuje?
– A ja, niestety, dziękuję – odpowiadam z jękiem bólu serca, wątroby, płuc i ślepej kiszki nawet!
Chór rodzinny unisono:
– Tata prowadzi !- syn pierwszy!
– Zrobiliśmy z taty Krzysia – syn drugi!
– Syn nie czuje się najlepiej – mama!
– Mąż już nie może – żona!
Ta mnie dobiła!!! No i popatrzcie co za rodzinka – nikt nie zełgał, a nikt też do końca prawdy nie powiedział!! Trzeba wreszcie i samemu coś do tej wyliczanki dodać.
– Wie pan – mówię – swój basen olimpijskich wymiarów swego czasu już wytrąbiłem i niestety parę organów mego wnętrza zaprotestowało przeciw zbyt intensywnym przygotowaniom do zawodów!
– No, olimpiada przecie zaledwie raz na cztery lata – Pan Jan błyskawicznie dostraja się do rozmówców.
– Tak, ale przecież są jeszcze mistrzostwa Świata, Europy, kraju, a i zawodów na szczeblu lokalnym nie brakuje! – Senatorowa, a jakże!
Nu, weźmie się babę na sznurek, do lasu zaprowadzi, do drzewa w głębokim jarze porośniętym po zboczach i dnie buczyną przywiąże i niech już tam się dziki martwią co z nią zrobić! Panie Boże Wszechmogący, to już nie mogłeś mi choć z jednej nogi i ręki złamać gdym lazł na pierwsze spotkanie z tą piekielnicą pod jaką ciężarówkę mnie wepchnąwszy… To już nie ma w Tobie ni krzty zmiłowania ni litości dla mnie grzesznika biednego!? Ot, leżałbym sobie w szpitalnym łóżeczku z nogą na wyciągu, a nawet choćby i z dwiema, lekturką miłą się zajmował, rozmowy interesujące z innymi połamańcami prowadził, lekarzy dobrym słowem nagradzał, do nadobnych pielęgniarek promiennie z wdzięcznością się uśmiechał…. A tak? A tak zainwestowałem i w winko zacne, i w torcik wokół bogato kremowany, i nawet na bukiecik fiołków się z bólem portfela szarpnąłem… I co ja teraz z tego mam!? Męki i zgryzoty codzienne. Na co mnie to było! No, wiele razy powtarzam, żem przecie nie Wernyhora, przyszłości przewidzieć nie umiem, ale należało się jakoś zabezpieczyć, uzbroić! Nie można to było zwyczajnie dziewczęcia wziąć i zgodnie z przeznaczeniem wykorzystać raz i drugi (a nawet i trzeci!), a później zwyczajnym rzeczy torem na zbity pysk porzucić? Można było, czemu nie! Ale mnie się żenić zachciało, stadło zawiązywać, gniazdko wić! No tom i uwił! Dla sikoreczki…a tu mi się orlica w nim rozsiadła! Berkut, panie!! Nu i jak prawdziwy berkut jajko zniosła i wysiedziała! Pisklę wyszło nawet udane… Cóż było robić – karmiłem oboje! A ona mnie teraz tak płaci: „Mąż już nie może”!
– Pistolet, Panie Janie, w tym domu to gdzie!? – pytam grzecznie i z lodowatym spokojem.
– Pistoletów kiedyś było tu aż za dużo, ni jeden do dziś jednak nie został, ale mogę służyć szablą!
– Dawaj pan!
Doskonale się bawiący i uśmiechnięty od ucha do ucha gospodarz otwiera drzwi prowadzące do sąsiedniego pokoju i po chwili wraca z bronią.
– Proszę – podaje mi ją trzymając prawidłowo poziomo na otwartych dłoniach.
– Przecie to nie szabla – powiadam.
– Pan odróżnia? – wyraźnie zdziwiony.
– Dziadek ma taką samą po pradziadku, tylko tamta w pochwie czarną skórą krytej – Kubuś odważył się do rozmowy starszych wtrącić. Nawet nikt go nie napomniał, swój już ten dom i jego pan przecie.
– Tak, no to co to jest?
– Szaszka, donskaja – odpowiada mój cudowny, wspaniały, najmądrzejszy ze wszystkich nastolatków wnusio!
– Hmmmmm… donskaja?
– A tak, to kozacka szaszka tak na oko z końca XIX wieku!
– Rzeczywiście, to szaszka wojskowa, jeden z wzorów regularniej armii carskiej i to rzeczywiście kozaków dońskich! Pan Jan jest rażon piorunem!
– Skąd on to wie!!??
– Od dziadka!!- chór męsko-żeński pianiem Bartusia wzmocniony!!
Kuba wyraźnie z czymś się pasuje. Zmarszczone brwi, lekko pobladła twarz . W końcu podnosi wysoko głowę. Ot, młodziutki orzełek zadziera łebek by zademonstrować, że i on sroce spod ogona nie wypadł.
– Ja mogę pokazać!
– Kuba, nie! – Matka, któż by inny!
– Co pokazać? – Pan Jan, wyraźnie zaintrygowany.
– No, jak szaszką!….
– A umiesz? – Gospodarz ruchem dłoni i jakimś takim nagłym napięciem całego ciała tłumi ewentualne protesty. Cóż, jest u siebie.
Kubuś zamiast odpowiedzi energicznie kilka razy kiwa głową!
– No to pokaż!
Mały bierze szaszkę w lewą dłoń chwytając ją w jednej trzeciej długości, a my cofamy się pod ściany jak najdalej od niego. Robi się pusta przestrzeń. Kuba ujmuje rękojeść prawą dłonią, chwilkę czeka i nagle jednym płynnym, nieuchwytnym dla oka ruchem uginając jednocześnie leciutko kolana wyrywa broń z pochwy wyprowadzając skośne cięcie z dołu do góry! Słychać cieniutki świst i dzieciak zamiera w półprzysiadzie z klingą skierowaną daleko w prawo, wysoko, wzdłuż idealnie wyprostowanej ręki. Bark, ramię i szaszka tworzą geometrycznie prostą linię!! Sam Bakłanow nie zrobiłby tego lepiej!!
Ufffff! Jasny gwint, pokazywałem mu to kiedyś ale nigdy nie uczyłem szermierki! Skąd to u niego!!?? Biorę odeń szaszkę. Klinga jak wczoraj ostrzona. Niech to cholera!!
W ciszy, która trwa i trwa rozlega się w końcu stłumiony, pełen zdumienia głos:
– Wiecie państwo, ja uczyłem historii. Wiele razy opowiadałem młodzieży o białej broni, wskazywałem na pochodzenie, różnice, starałem się zaciekawić… Ale dla nich wszystko co zagięte, dość długie i służące do cięcia to szabla, nic innego….
– Panie profesorze – Grześ, starszy z moich synów, ojciec Kubutka – każdy z nas w tej rodzinie nie tylko coś o szablach wie, ale i głęboko w głowę na całe życie ma wbite, że choć to już broń przeszłości, to przecie szabla w garści to grunt! My nie zapomnieliśmy skąd nasi dziadowie…
No, no, mój zawsze taki opanowany chłopak, taki spokojny…a tu nagle takie słowa… Czort słowa…ale ten ton…Mama patrzy na mnie ze zdumieniem, przenosi rozanielony wzrok na wnuka i z powrotem zdumiony na mnie. W oczach pytanie… W odpowiedzi, bardzo elegancko – bom przecie świetnie przez nią wychowany – bezradnie wzruszam ramionami….
– Panu na imię Grzegorz?
– Tak, Grzegorz!
– Rozumiem, to po pańskim prapradziadku….
Zdębiałem!!!
cdn.
Dzień dobry: )))
Dzień dobry Senatorze !
HA! że tak rzeknę w podziwie. !
Pan Jan mnie troszkę zdziwił, przecież wie, z jaką rodziną ma przyjemność ?!
a ten berkut jakoś mi przypomniał przedziwny zwrot ” pisklęciu pazury jastrzębieją” i….. za nic nie wiem skąd to
Bunsch ? …
Nie przypominam sobie tego zdania.
Czy i Tobie dziadek pokazywał ino ?
A nie, mnie uczył!: )
No to wnuka masz wybitnie utalentowanego, jesli on tylko na pokazie zakończył edukację
Pewnie sobie pod nieobecność dorosłych tą domową wymachiwał!: )
Wiesz jak to z chłopcami – upilnować łatwiej sto pcheł niż jedno pacholę!
Jak zwykle opowieść znakomita Senatorze :))Tylko ten obraz !!! Koń bardziej do charta podobny. Poza tym Kozak, Clinta Eastwooda zbyt przypomina :))))
Witaj Stateczku
! Mnie bardziej zdziwiło, że on celuje w pełnym galopie !
Bokiem siedzi na koniu – ni mo prawa, musi się wyglebić !!
Witaj Czarodziejko :)) Nie wyglebi, trafi prosto w czoło goniącego go wroga. Podobnie jak syberyjski myśliwy z rozklekotanego karabinka trafiał sobola w oko, tak by nie uszkodzić futra :)))
Chłe, chłe….. a to by się pan Wojciech Kossak oburzył! Jaki chart, no jaki ?
Konie wschodnie drobnej były budowy. Szlachetny koń arabski przecież nie jest duży. O wiele większe są folbluty, dzianety, nie wspominając już koni zimnokrwistych!: )
Wyobrażam sobie galop na perszeronie
Albo cwał!: )))
Kiedyś gdy noszono ciężkie zbroje i koni używano potężnych. Była cała masa najróżniejszych odmian, ras, gatunków które do odpowiedniego jeźdźca dobierano. Słynna była odmiana konia husarskiego. Niestety, czystej krwi koni husarskich już nie ma. Wraz z husarią odeszły!
Cześć Stateczku: ))
Tak i co zrobisz, wziąłem co się trafiło! Jeden tylko wielkiej urody kozak był ale tego to Pan Sienkiewicz odmalował!: )
Niech kto za mnie ze dwie godzinki pogospodarzy, dobra?: )
Myślisz, że to takie łatwe – zastąpić Ciebie ?
Dzień dobry! Jeszczem wpisu nie przeczytał, jeno tu ptakiem śpieszyłem do nóg panasenatorskich się pokłonić. Sobota będzie intensywna dość, i z gośćmi, jak tylko będę mógł, wracam tu.
Witaj i wracaj Kwaku,
Witam.
„…musiał jedynie mieć w sobie to coś, co mistrza od zwykłego remiechy odróżniało.”
Ty to Coś w sobie masz, Mistrzu.
Witaj Jaśminko – w pełni sie z Tobą zgadzam !
Dzień dobry Jasmineczko. Jaki tam ze mnie mistrz, ledwie jaki czeladnik!: )
No i proszę, jak się sobota rozwija. Straciła znacznie na intensywności i na gościach, którzy się wyraczyli byli. Zaczynam chyba (pardon, Mistrzu T!) tetryczeć, bo mi się nasunął cytat z Boya, o tym, co i jak lubi obecna młodzież, mianowicie że dużo, byle jak i prędko. Już, prędko, prędko, wracać do siebie, do centrum miasta się nie pakować, bo to kłopot. Jakby tak rzeczy brać wyłącznie praktycznie, to mi to na rękę, bo i na Wyspę się zdąży, i pracy, co zostało, to się bez napinki zrobi… A jednak mi żal troszkę. Smuteczek niewielki.
Na szczęście jest Wyspa i panasenatorska gawęda.
Jest rzeczą niesamowitą i niebywałą, jak dalece, Senatorze, potrafisz przenieść czytelnika w opisywany świat. Czy to bogactwo szczegółów, czy język, jako się już nieraz rzekło, gawędziarski, czy też jeszcze coś innego – zaczynam czytać i czuję, że zanurzam się w innej rzeczywistości. A po chwili dochodzę do rozważań nad solidarnością rodzinną w kwestii nalewki i Autora – i jestem przy tym stole, widzę, jak kto się zachowuje, prawie mogę zobaczyć mowę ciała, albo przynajmniej się jej domyślić. No i końcówka z szaszką, scena pyszna i w opisie biegłości młodego człowieka (tylko raz mu, Senatorze, fechtunek pokazywałeś? Raz? Ejże…) i zaskoczenia gospodarza! A i zakończenie gawędy widać że od wytrawnego wędkarza – przynęta połknięta z haczykiem, żyłką i ciężarkiem, a on wtedy jak nie podetnie! I teraz czekaj, czytelniku, śliń się a błagaj, żeby już zaraz ciąg dalszy, bo przecież z ciekawości pękniesz!
Cudnie Kwaku ! Na takie wrażenia, tak pięknie opisane bardzo czekałam:) Jak
dobrze, że mamy tutaj takich Mistrzów i każdy jest inny i jedyny w swoim rodzaju (do Ciebie, Miśku tez piję ! ).
Ująłeś istotę gawędy Senatora tak, że klękajcie
A, bo się staram odpowiednie dać słowu – słowo. A że to pierwsze godne pochwały i czci, to i opis wrażeń stosowny.
Quackie, staram się pisać tak jak zwykle gadam…. A gadam rozwlekle. Przecież wiesz!: )
A za miłe słowa serdecznie dziękuję!
W rozmowie jest to całkiem miłe! Ale na piśmie jeszcze fajniejsze, bo można się cofnąć, odtworzyć jeszcze raz, posmakować, przeczytać na głos… Brakuje tylko mimiki i mowy ciała Autora, podkreślających jeszcze lepiej emfazę poszczególnych fragmentów.
Hmmmm. Gestykuluję zwykle w miarę. Jak mi się wydaje!: )
No więc ta miara z pewnością jeszcze by swoje dodała do gawędy. Jeżeli dobrze pamiętam, to w komunikacji międzyludzkiej przekaz pozawerbalny zajmuje od 50 do 70% „pasma komunikacyjnego”. Tak, tak – od połowy do większości znaczeń przekazywanych jest NIE SŁOWAMI.
Proszę, nauka popiera moje prastare twierdzenie, że twardy kułak w dyskusji i dziesięć słów zastąpi!
Powiedzmy – uzupełni.
To też niemało!!
Szczególnie przez internet ten kułak jest pomocny
Senatorze ! dwie godzinki z czubem, minęły ….
Już jestem, jestem!: ))
A Panu to się lanie należy! Wie Pan???
Znowu??
Zawsze, psiakość, za niewinność mnie leją!! Trza w końcu coś przeskrobać!
Aha….. niezapowiedziana była Twoja publikacja
Doprawdy?? Toż trzy dni ją obiecywałem!
Tak, ale nie powiedziałeś, że jest nowe pięterko i nie wszyscy w lot zobaczyli jak pięknie znów nam opowiadasz
Brawo, Senatorze!
Dziś się udzielam rodzinnie, więc mało mnie tu będzie, ale możesz mój pokłon widzieć w tle każdego komentarza
Witaj Tetryku Rodzinny…. a pokłon to dzie ?:)))
Jak to gdzie? W tle…
Witaj Tetryku! Zaczynam się czuć jak ten szczur na ołtarzu!: ))
Blisko wina i opłatka ??? Senatorze :)))
Kadzidła!: )))))))))
W razie konieczności pożyczysz maskę od Miśka….. on ją ma tuż, tuż
Żeby mnie ten sierżant ruskich komandosów….?
A wiecie moi Mili jaka jest podstawowa różnica między szaszką a szablą? Pochodzenie!! Szabla pochodzi od miecza, a szaszka od noża!
A wiecie co ma szaszka wspólnego z japońską kataną? Jedno i drugie to broń pierwszego ciosu. I tu i tu decyduje szybkość wydobycia z pochwy i zadania pierwszego cięcia. Dlatego jest noszona w pochwie odwrotnie niż szabla, przypina się ją do pasa lub zawiesza na ramieniu ostrzem do góry!A wiecie, że szaszka nie nadaje się na broń do pojedynku? Decyduje o tym jej budowa, a dokładniej budowa rękojeści.
A wiecie, że ….. Itd. itp. itd….
Dlatego każdy powinien wiedzieć, że szaszka to szaszka, a kozacka szabla to kozacka szabla. Ot, co!!: )))
Czytałam, Senatorze, że błyskawiczne i płynne wydobywanie katany z pochwy jest w Japonii sztuką ! Ćwiczoną latami
Szaszka jest szybsza! Kiedyś zrobiono test – szaszka wygrała o ok 30%. Cios w głowę manekina odciął jej część nim katana dotarła do swego celu. Po prostu jest ona lżejsza i węższa od japońskiego miecza. Niemniej najniebezpieczniejszą białą bronią świata pozostaje niezmiennie czarna szabla polska zwana inaczej szablą husarską!!
O matkobosko !!! Cudo, tak się zaczytałem, że papieros poparzył mi paluchy, bom o nim zapomniał


Dzień dobry
Dzień dobry!
Dzień dobry Miśku … u Ciebie też mżawka wisi w powietrzu ?
Nie może pisać, bo trzyma podpieczone paluszki w zimnej wodzie, albo i za oknem

Witaj Wiedźminko
Mgła, ciemno, głucho i ponuro, ledwie 15, a już mam światła zapalone
Witaj: ))) Miśku, przerzuć się na fajkę!: )
Próbowałem Senatorze, ale ja się zaciągam, pykanie z fajeczki marnie mi wychodzi :))))
No, zaciągnąć się dymem z fajki to duża rzecz!!
O tak ! do dziś pamiętam, jak podkradłam ojcu fajkę
Jak jęzorek, podpiekał?: )))
fuj!!!!
No widzisz…A ja muszę!: (
Dzień dobry.. I ja tam byłam…Miód i wino…
Jak nic trza Senatorowej donieść!! Uprzejmie!!!
PS Jutro będzie cdn..???
Witam: )))
Jutro?? Acani, widzę, całkiem jak i ja nie masz ani serca ani nawet płuca!
O tak, prosiemy służalczo Wasze Błagorodie

Wy wpierwyje Wasze Wysokoprewoschoditielstwo!!

Dzień dobry

Z niecierpliwością będę czekała na kolejny… A na razie padam do stóp, nawet jeśli zdjąłeś buty

Jestem pełna podziwu, dla Twego kunsztu, Senatorze
Jesteś cudownym gawędziarzem i jak zwykle za szybko się ten odcinek skończył
Matuchno, co za hołdy!!
By tak o jakim haremie pomyśleć…..hę?
I dla tego haremu byś pisał swoje opowiadania? To ja się piszę na ich czytanie
Z chętnością
I to codziennie…
Aha, Senatorze, czy byłbyś łaskaw przypomnieć, ile Kuba ma lat?
Jeśli mnie pamięć nie myli, to chyba dychę.
Dobrze pamiętam??
Uu, jak w tym wieku potrafił zaprezentować taką postawę, to… szacun!
„– Kubuś odważył się do rozmowy starszych wtrącić.”
Też jestem pod wrażeniem, choć być może z innego nieco powodu.
„Dzieci powinno być widać, ale nie słychac”….. stara, dobra, jeszcze chyba wiktoriańska szkoła
No, mnie chodziło raczej o szaszkę.
a ja skomentowałam słowa Jaśminki
Nie, Wiedźmineczko.:) Aż tu czuję Miłość i nic a nic lodowatości nieodłącznie związanej z wiktoriańską tresurą. Jestem pewna, że w rodzinie Senatora dzieci się wychowuje a nie tresuje.
Dzieci owszem, wnuki nie da rady! Nie pozwalają!: ((
To znaczy, że źle Cię zrozumiałam! Bo mnie sie nie wydało nadzwyczajne, że Kubuś się odezwał…..
Trzynaście ma!
Senatorowa mnie poprawia. Dwanaście i pół!
Ha, u mnie się zatrzymał na siedmiu… Bożesz, ten czas tak leci… Taż sześć lat mineło, jak się „poznaliśmy”, a z Wiedźminką?? Siedem??


Byłam tak piękna i młodaaa
Pamiętam….Bez limitu…..
Nie, nie dobrze. Kubuś ma prawie trzynaście lat! Bartuś cztery! No, ciut więcej, bo cztery i pół!
Trzynaście to już kawał chłopa, Najjunior niedawno skończył czternaście, więc mam porównanie. Ale i tak – żeby coś takiego pokazać!
Oj!
Wróciłem i czytam, że Senator ma zamiar tylko dla haremu publikować, i teraz martwię się, że się nie załapię! Wszak w roli głównej – nie mogę, a na stanowiska pomocnicze – jednak, jeszcze za wcześnie…
Znam kilku zdolnych chirurgów…. Gdybyś zdesperował….: )
Zdolnych to zdolnych. Korzystam wyłącznie z polecania osobiście sprawdzonych!
A takich to nie znam ni jednego!!!

Tetryku…. ja też nie jestem zapisana do haremu i mam zmartwienie
Dobranoc Przyjaciele. Śpijcie spokojnie śniąc jasne sny: )))
Dobrej i spokojnej! Niech przyniesie wy- i natchnienie!
Bez… Dobranoc Senatorze..
PS nie chrap
Spracowana.. i ja życzę Sz.Wyspiarzom i Gościom snu zdrowego..
Dobranoc Kochani i … wiadomo – do jutra
Zaglądam ponownie dopiero teraz, ponieważ pogrążyłem się w Melancholii. Żeby nie było wątpliwości, chodzi o Melancholię von Triera, którą była uprzejma nadać TVPKultura. Interesujące studium reagowania na nieuniknione.
Dzień dobry
Czyli zaraz koniec wolnego i znowu do pracy
Nie chciałby ktoś zabrać ode mnie tego lenia, co mi się rozłożył i nie odpuszcza? Święta za pasem, a mnie się niczego nie chce
Mam tak zwany piasek w rękawach
I nie udaje mi się go pozbyć. To na pewno przez tego lenia… 
Czyżby to już niedziela?
Dzień dobry: )))
Ja nadrabiam całoroczne zapasy lenistwa! Fuj, ależ pracowitość to paskudztwo!!: (((
Idę spać, może i leń przyśnie i trochę jutro rano zaśpi

Miłego dnia
Śpij.. Sen to zdrowie, ponoć
A rankiem /Twoim/ przywitaj się z leniuszkiem 
Dzień dobry
Oddali prund!!! Mieszkanko się wyziębiło, ale nie ma złego coby.. itd.. Przynajmniej dobrze się spało, a kordełka miała pełne zastosowanie 
Dzień dobry ! O…. mamy wysyp leniuszków ? Mój ma się też dobrze!
Przytrzymał mnie w łożku i nawet katar go nie spłoszył
Spróbuję go przekonać, żeby poszedł spać beze mnie
.. wygląda na to, ze chce mnie namówić na chorowanie
Witajcie!
Daj spokój, Wiedźminko, czy to nie lepiej leniuchować w pełnym zdrowiu niż narażać się na takie koszta walki z leniem?
DzieńDobry:)) Witam wszystkich przytomnych, mniej przytomnych i całkiem nieprzytomnych łącznie z sobą :)))
Dzień dobry! Ponieważ komentarze podchodzą już pod drugą setkę może by co… odgrzać?
Grzej waść!
To mam pytanie, może ktoś się będzie orientował – czy można na onetowym Madagaskarze przefiltrować wpisy po autorach? Chciałem sprawdzić, czy tam to publikowałem, czy tylko sami-wiecie-gdzie.
Aha. Nie dotarłem, ale publikowałem, zgodnie ze stopką na kontro. No nic to, idę odgrzewać.
No to zapraszam na nowe pięterko.