« Pana Tadzia na przeczekanie :) Rzecz o metodzie »

PŁOMYK PAMIĘCI……

width="500",

   …. Rozglądam się po pomieszczeniu do którego weszliśmy. Przestronnie…  Pod ścianami dwa pomocniki, stolik okrągły z ustawioną na nim przepyszną paprocią o obwodzie tak na oko zdrowo ponad dwu metrów. W jednym kącie trójkątny stolik z szeregiem fotografii w srebrnych ramkach, w drugim, dla symetrii, również trójkątna oszklona wysoka szafka z półkami zastawionymi wszelkiego rodzaju szklanymi utensyliami. Wprawne oko odkrywa dwie pękate karafki ze szlifowanymi korkami na wysmukłych szyjkach. Jest w nich jakaś nieuchwytna złota proporcja, kształt zgrany z poręcznością. Dziś takich już nie robią choć przecie powstała cała gałąź nauki – ergonomia się nazywa! Dawny majster o żadnej ergonomii nie słyszał a potrafił każdy przedmiot dostosować i do rozmiarów różnych dłoni i do wzrostu czy siły przyszłych użytkowników. Jakoś tak mu to wychodziło, musiał jedynie mieć w sobie to coś, co mistrza od zwykłego remiechy odróżniało. No a nabywca musiał umieć odróżnić partactwo od kunsztu. Zwykle odróżniał! Pod ścianą z oknem kanapa. Nie jakaś tam wersalka a prawdziwa otomana. Mięciutka, pięknie wyściełana z wysoko podniesionym wezgłowiem. Kuba zerka na babkę, matkę, na mnie (w tej kolejności!) i bezczelnie ładuje chudy zadek na pierwszy raz w życiu widziany mebel!

– Kuba! – to Asia,  swojsko zwana (o czym dotąd nie wspominałem) Apsik! – złaź stamtąd!

– A to niby dlaczego? – pan domu wszedł po cichutku przepuszczając przed sobą moja mamę taszczącą solidnych rozmiarów tacę – niech sobie siedzi jak mu tam wygodnie.

   Stół, prawidłowo na środku umiejscowiony i otoczony szeregiem krzeseł zostaje nakryty jasną serwetą i poczyna się ustawianie na nim szeregu naczyń na widok których wzrok moich synów wyraźnie się rozjaśnia. Zamiłowanie do szlachetnych trunków w tej rodzince dziedziczy się widać lepiej i pewniej niż majątek! Pojawiają się półmiski z wędlinkami, jakoweś grzybki i inne chrzany, śledzik pachnie cebulką, chlebek w koszyku skórką brązowiutką oko wabi i naturalnie – jakżeby inaczej – bigosik gorący wonieje aż miło! W brzuchu mi zaburczało! Kiedyż oni we dwoje zdążyli to wszystko tak szybko…. Dawna szkoła, nie to co dziś gdy moja synowa stół godzinę zastawia bo po drodze siedemdziesiąt razy od tego arcyważnego zajęcia do jakichś pierdółek się odrywa! Stół to jest stół! Najważniejszy mebel w domu!! No, pojawiają się nakrycia, Pan Jan, bo Jan gospodarzowi na imię, do stołu grzecznie prosi, my się długo prosić nie dajem i poczyna się miły rozgwar towarzyszący zwykle nakładaniu, wybieraniu, dobieraniu. Miły uchu drobniutki szczęk sztućców tworzyć poczyna tło pod cichuteńki bulgot nalewanej do kieliszków treści zasadniczej każdego kulturalnego posiedzenia.. Barwa trunku mi znana, woń smorodiny też … Ech, gdybyż tak choć jednego!

– A pan, panie Jerzy – pyta gospodarz  czający się z karafką w dłoni widząc żem swój kieliszek znacznie od nakryć odstawił – nie skosztuje?

– A ja, niestety, dziękuję – odpowiadam z jękiem bólu serca, wątroby, płuc i ślepej kiszki nawet!

Chór rodzinny unisono:

– Tata prowadzi !- syn pierwszy!

– Zrobiliśmy z taty Krzysia – syn drugi!

– Syn nie czuje się najlepiej – mama!

– Mąż już nie może – żona!

  Ta mnie dobiła!!!  No i popatrzcie co za rodzinka – nikt nie zełgał, a nikt też do końca prawdy nie powiedział!! Trzeba wreszcie i samemu coś do tej wyliczanki dodać.

– Wie pan – mówię – swój basen olimpijskich wymiarów swego czasu już wytrąbiłem i niestety parę organów mego wnętrza zaprotestowało przeciw zbyt intensywnym przygotowaniom do zawodów!

– No, olimpiada przecie zaledwie raz na cztery lata – Pan Jan błyskawicznie dostraja się do rozmówców.

– Tak, ale przecież są jeszcze mistrzostwa Świata, Europy, kraju, a i zawodów na szczeblu lokalnym nie brakuje! – Senatorowa, a jakże!

  Nu, weźmie się babę na sznurek, do lasu zaprowadzi, do drzewa w głębokim jarze porośniętym po zboczach i dnie buczyną przywiąże i niech już tam się dziki martwią co z nią zrobić! Panie Boże Wszechmogący, to już nie mogłeś mi choć z jednej nogi i ręki złamać gdym lazł na pierwsze spotkanie z tą piekielnicą pod jaką ciężarówkę mnie wepchnąwszy… To już nie ma w Tobie ni krzty zmiłowania ni litości dla mnie grzesznika biednego!? Ot, leżałbym sobie w szpitalnym łóżeczku z nogą na wyciągu, a nawet choćby i z dwiema, lekturką miłą się zajmował, rozmowy interesujące z innymi połamańcami prowadził, lekarzy dobrym słowem nagradzał, do nadobnych pielęgniarek promiennie z wdzięcznością się uśmiechał…. A tak?  A tak zainwestowałem i w winko zacne, i w torcik wokół bogato kremowany, i nawet na bukiecik fiołków się z bólem portfela szarpnąłem… I co ja teraz z tego mam!?  Męki i zgryzoty codzienne. Na co mnie to było! No, wiele razy powtarzam, żem przecie nie Wernyhora, przyszłości przewidzieć nie umiem, ale należało się jakoś zabezpieczyć, uzbroić! Nie można to było zwyczajnie dziewczęcia wziąć i zgodnie z przeznaczeniem wykorzystać raz i drugi (a nawet i trzeci!), a później zwyczajnym rzeczy torem na zbity pysk porzucić? Można było, czemu nie! Ale mnie się żenić zachciało, stadło zawiązywać, gniazdko wić! No tom i uwił! Dla sikoreczki…a tu mi się orlica w nim rozsiadła! Berkut, panie!! Nu i jak prawdziwy berkut jajko zniosła i wysiedziała! Pisklę wyszło nawet udane… Cóż było robić – karmiłem oboje! A ona mnie teraz tak płaci: „Mąż już nie może”!

– Pistolet,  Panie Janie, w tym domu to gdzie!? – pytam grzecznie i z lodowatym spokojem.

– Pistoletów kiedyś było tu aż za dużo, ni jeden do dziś jednak nie został, ale mogę służyć szablą!

– Dawaj pan!

Doskonale się bawiący i uśmiechnięty od ucha do ucha gospodarz otwiera drzwi prowadzące do sąsiedniego pokoju i po chwili wraca z  bronią.

– Proszę – podaje mi ją trzymając prawidłowo poziomo na otwartych dłoniach.

– Przecie to nie szabla – powiadam.

– Pan odróżnia? – wyraźnie zdziwiony.

– Dziadek ma taką samą po pradziadku, tylko tamta w pochwie czarną skórą krytej – Kubuś odważył się do rozmowy starszych wtrącić. Nawet nikt go nie napomniał, swój już ten dom i jego pan przecie.

– Tak, no to co to jest?

– Szaszka, donskaja – odpowiada mój cudowny, wspaniały, najmądrzejszy ze wszystkich nastolatków wnusio!

– Hmmmmm… donskaja?

– A tak, to kozacka szaszka tak na oko z końca XIX wieku!

– Rzeczywiście, to szaszka wojskowa, jeden z wzorów regularniej armii carskiej i to rzeczywiście kozaków dońskich!  Pan Jan jest rażon piorunem!

– Skąd on to wie!!??

– Od dziadka!!- chór męsko-żeński pianiem Bartusia wzmocniony!!

Kuba wyraźnie z czymś się pasuje. Zmarszczone brwi, lekko pobladła twarz . W końcu podnosi wysoko głowę. Ot, młodziutki orzełek zadziera łebek by zademonstrować, że i on sroce spod ogona nie wypadł.

– Ja mogę pokazać!

– Kuba, nie! – Matka, któż by inny!

– Co pokazać? – Pan Jan, wyraźnie zaintrygowany.

– No, jak szaszką!….

– A umiesz? – Gospodarz ruchem dłoni i jakimś takim nagłym napięciem całego ciała tłumi ewentualne protesty. Cóż, jest u siebie.

Kubuś zamiast odpowiedzi energicznie kilka razy kiwa głową!

– No to pokaż!

  Mały bierze szaszkę w lewą dłoń chwytając ją w jednej trzeciej długości, a my cofamy się pod ściany jak najdalej od niego. Robi się pusta przestrzeń. Kuba ujmuje rękojeść prawą dłonią, chwilkę czeka i nagle jednym płynnym, nieuchwytnym dla oka  ruchem uginając jednocześnie leciutko kolana wyrywa broń z pochwy wyprowadzając skośne cięcie z dołu do góry! Słychać cieniutki świst i dzieciak zamiera w półprzysiadzie z klingą skierowaną daleko w prawo, wysoko, wzdłuż idealnie wyprostowanej ręki. Bark, ramię i szaszka tworzą geometrycznie prostą linię!! Sam Bakłanow nie zrobiłby tego lepiej!!

   Ufffff! Jasny gwint, pokazywałem mu to kiedyś ale nigdy nie uczyłem szermierki! Skąd to u niego!!?? Biorę odeń szaszkę. Klinga jak wczoraj ostrzona. Niech to cholera!!

W ciszy, która trwa i trwa rozlega się w końcu stłumiony, pełen zdumienia głos:

–  Wiecie państwo, ja uczyłem historii. Wiele razy opowiadałem młodzieży o białej broni, wskazywałem na pochodzenie, różnice, starałem się zaciekawić… Ale dla nich wszystko co zagięte, dość długie i służące do cięcia to szabla, nic innego….

– Panie profesorze – Grześ, starszy z moich synów, ojciec Kubutka – każdy z nas w tej rodzinie nie tylko coś o szablach wie, ale i głęboko w głowę na całe życie ma wbite, że choć to już broń przeszłości, to przecie szabla w garści to grunt! My nie zapomnieliśmy skąd nasi dziadowie…

   No, no, mój zawsze taki opanowany chłopak, taki spokojny…a tu nagle takie słowa… Czort słowa…ale ten ton…Mama patrzy na mnie ze zdumieniem, przenosi rozanielony wzrok na wnuka i z powrotem zdumiony na mnie. W oczach pytanie… W odpowiedzi, bardzo elegancko – bom przecie świetnie przez nią wychowany –  bezradnie wzruszam ramionami….

– Panu na imię Grzegorz?

– Tak, Grzegorz!

– Rozumiem, to po pańskim prapradziadku….

Zdębiałem!!!

 

cdn.

202 komentarze

  1. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))

  2. Wiedźma pisze:

    Czy i Tobie dziadek pokazywał ino ? Wink

  3. korab1 pisze:

    Jak zwykle opowieść znakomita Senatorze :))Tylko ten obraz !!! Koń bardziej do charta podobny. Poza tym Kozak, Clinta Eastwooda zbyt przypomina :))))

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Stateczku Delighted ! Mnie bardziej zdziwiło, że on celuje w pełnym galopie ! 🙂 Bokiem siedzi na koniu – ni mo prawa, musi się wyglebić !!

      • korab1 pisze:

        Witaj Czarodziejko :)) Nie wyglebi, trafi prosto w czoło goniącego go wroga. Podobnie jak syberyjski myśliwy z rozklekotanego karabinka trafiał sobola w oko, tak by nie uszkodzić futra :)))

    • Wiedźma pisze:

      Chłe, chłe….. a to by się pan Wojciech Kossak oburzył! Jaki chart, no jaki ? Happy-Grin

      • Incitatus pisze:

        Konie wschodnie drobnej były budowy. Szlachetny koń arabski przecież nie jest duży. O wiele większe są folbluty, dzianety, nie wspominając już koni zimnokrwistych!: )

        • Wiedźma pisze:

          Wyobrażam sobie galop na perszeronie ROTFL

          • Incitatus pisze:

            Albo cwał!: )))
            Kiedyś gdy noszono ciężkie zbroje i koni używano potężnych. Była cała masa najróżniejszych odmian, ras, gatunków które do odpowiedniego jeźdźca dobierano. Słynna była odmiana konia husarskiego. Niestety, czystej krwi koni husarskich już nie ma. Wraz z husarią odeszły!

    • Incitatus pisze:

      Cześć Stateczku: ))
      Tak i co zrobisz, wziąłem co się trafiło! Jeden tylko wielkiej urody kozak był ale tego to Pan Sienkiewicz odmalował!: )

  4. Incitatus pisze:

    Niech kto za mnie ze dwie godzinki pogospodarzy, dobra?: )

  5. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Jeszczem wpisu nie przeczytał, jeno tu ptakiem śpieszyłem do nóg panasenatorskich się pokłonić. Sobota będzie intensywna dość, i z gośćmi, jak tylko będę mógł, wracam tu.

  6. Jasmine pisze:

    Witam. Hi

    „…musiał jedynie mieć w sobie to coś, co mistrza od zwykłego remiechy odróżniało.”
    Ty to Coś w sobie masz, Mistrzu. Serducho

  7. Quackie pisze:

    No i proszę, jak się sobota rozwija. Straciła znacznie na intensywności i na gościach, którzy się wyraczyli byli. Zaczynam chyba (pardon, Mistrzu T!) tetryczeć, bo mi się nasunął cytat z Boya, o tym, co i jak lubi obecna młodzież, mianowicie że dużo, byle jak i prędko. Już, prędko, prędko, wracać do siebie, do centrum miasta się nie pakować, bo to kłopot. Jakby tak rzeczy brać wyłącznie praktycznie, to mi to na rękę, bo i na Wyspę się zdąży, i pracy, co zostało, to się bez napinki zrobi… A jednak mi żal troszkę. Smuteczek niewielki.

    Na szczęście jest Wyspa i panasenatorska gawęda.

    Jest rzeczą niesamowitą i niebywałą, jak dalece, Senatorze, potrafisz przenieść czytelnika w opisywany świat. Czy to bogactwo szczegółów, czy język, jako się już nieraz rzekło, gawędziarski, czy też jeszcze coś innego – zaczynam czytać i czuję, że zanurzam się w innej rzeczywistości. A po chwili dochodzę do rozważań nad solidarnością rodzinną w kwestii nalewki i Autora – i jestem przy tym stole, widzę, jak kto się zachowuje, prawie mogę zobaczyć mowę ciała, albo przynajmniej się jej domyślić. No i końcówka z szaszką, scena pyszna i w opisie biegłości młodego człowieka (tylko raz mu, Senatorze, fechtunek pokazywałeś? Raz? Ejże…) i zaskoczenia gospodarza! A i zakończenie gawędy widać że od wytrawnego wędkarza – przynęta połknięta z haczykiem, żyłką i ciężarkiem, a on wtedy jak nie podetnie! I teraz czekaj, czytelniku, śliń się a błagaj, żeby już zaraz ciąg dalszy, bo przecież z ciekawości pękniesz!

    • Wiedźma pisze:

      Cudnie Kwaku ! Na takie wrażenia, tak pięknie opisane bardzo czekałam:) Jak OkOk dobrze, że mamy tutaj takich Mistrzów i każdy jest inny i jedyny w swoim rodzaju (do Ciebie, Miśku tez piję ! ).

    • Incitatus pisze:

      Quackie, staram się pisać tak jak zwykle gadam…. A gadam rozwlekle. Przecież wiesz!: )
      A za miłe słowa serdecznie dziękuję! Wstydzik

      • Quackie pisze:

        W rozmowie jest to całkiem miłe! Ale na piśmie jeszcze fajniejsze, bo można się cofnąć, odtworzyć jeszcze raz, posmakować, przeczytać na głos… Brakuje tylko mimiki i mowy ciała Autora, podkreślających jeszcze lepiej emfazę poszczególnych fragmentów.

  8. Wiedźma pisze:

    Senatorze ! dwie godzinki z czubem, minęły …. 🙂

  9. Tetryk56 pisze:

    Brawo, Senatorze!
    Dziś się udzielam rodzinnie, więc mało mnie tu będzie, ale możesz mój pokłon widzieć w tle każdego komentarza 😉

  10. Incitatus pisze:

    A wiecie moi Mili jaka jest podstawowa różnica między szaszką a szablą? Pochodzenie!! Szabla pochodzi od miecza, a szaszka od noża!
    A wiecie co ma szaszka wspólnego z japońską kataną? Jedno i drugie to broń pierwszego ciosu. I tu i tu decyduje szybkość wydobycia z pochwy i zadania pierwszego cięcia. Dlatego jest noszona w pochwie odwrotnie niż szabla, przypina się ją do pasa lub zawiesza na ramieniu ostrzem do góry!A wiecie, że szaszka nie nadaje się na broń do pojedynku? Decyduje o tym jej budowa, a dokładniej budowa rękojeści.
    A wiecie, że ….. Itd. itp. itd….
    Dlatego każdy powinien wiedzieć, że szaszka to szaszka, a kozacka szabla to kozacka szabla. Ot, co!!: )))

    • Wiedźma pisze:

      Czytałam, Senatorze, że błyskawiczne i płynne wydobywanie katany z pochwy jest w Japonii sztuką ! Ćwiczoną latami 🙂

      • Incitatus pisze:

        Szaszka jest szybsza! Kiedyś zrobiono test – szaszka wygrała o ok 30%. Cios w głowę manekina odciął jej część nim katana dotarła do swego celu. Po prostu jest ona lżejsza i węższa od japońskiego miecza. Niemniej najniebezpieczniejszą białą bronią świata pozostaje niezmiennie czarna szabla polska zwana inaczej szablą husarską!!

  11. misiek pancerny pisze:

    O matkobosko !!! Cudo, tak się zaczytałem, że papieros poparzył mi paluchy, bom o nim zapomniał 🙂 🙂
    Brawo!

  12. Alla pisze:

    Dzień dobry.. I ja tam byłam…Miód i wino… 😉

    Jak nic trza Senatorowej donieść!! Uprzejmie!!! Wink

    PS Jutro będzie cdn..??? Happy-Grin

  13. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Jestem pełna podziwu, dla Twego kunsztu, Senatorze Brawo!
    Jesteś cudownym gawędziarzem i jak zwykle za szybko się ten odcinek skończył Sad Z niecierpliwością będę czekała na kolejny… A na razie padam do stóp, nawet jeśli zdjąłeś buty Wink Poklon Poklon Poklon

  14. Quackie pisze:

    Aha, Senatorze, czy byłbyś łaskaw przypomnieć, ile Kuba ma lat?

  15. Tetryk56 pisze:

    Oj!
    Wróciłem i czytam, że Senator ma zamiar tylko dla haremu publikować, i teraz martwię się, że się nie załapię! Wszak w roli głównej – nie mogę, a na stanowiska pomocnicze – jednak, jeszcze za wcześnie… Worry

  16. Incitatus pisze:

    Dobranoc Przyjaciele. Śpijcie spokojnie śniąc jasne sny: )))

  17. Alla pisze:

    Spracowana.. i ja życzę Sz.Wyspiarzom i Gościom snu zdrowego..
    Dobranoc Kochani i … wiadomo – do jutra 😀

  18. Tetryk56 pisze:

    Zaglądam ponownie dopiero teraz, ponieważ pogrążyłem się w Melancholii. Żeby nie było wątpliwości, chodzi o Melancholię von Triera, którą była uprzejma nadać TVPKultura. Interesujące studium reagowania na nieuniknione.

  19. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Czyżby to już niedziela? Amazed Czyli zaraz koniec wolnego i znowu do pracy Sad Nie chciałby ktoś zabrać ode mnie tego lenia, co mi się rozłożył i nie odpuszcza? Święta za pasem, a mnie się niczego nie chce Sad Mam tak zwany piasek w rękawach Tired I nie udaje mi się go pozbyć. To na pewno przez tego lenia… Wink

  20. miral59 pisze:

    Idę spać, może i leń przyśnie i trochę jutro rano zaśpi Wink
    Miłego dnia Buziaczki

  21. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Oddali prund!!! Mieszkanko się wyziębiło, ale nie ma złego coby.. itd.. Przynajmniej dobrze się spało, a kordełka miała pełne zastosowanie Delighted

  22. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! O…. mamy wysyp leniuszków ? Mój ma się też dobrze!
    Przytrzymał mnie w łożku i nawet katar go nie spłoszył 🙁

  23. Wiedźma pisze:

    Spróbuję go przekonać, żeby poszedł spać beze mnie Wink

  24. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Daj spokój, Wiedźminko, czy to nie lepiej leniuchować w pełnym zdrowiu niż narażać się na takie koszta walki z leniem?

  25. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Witam wszystkich przytomnych, mniej przytomnych i całkiem nieprzytomnych łącznie z sobą :)))

  26. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Ponieważ komentarze podchodzą już pod drugą setkę może by co… odgrzać?

  27. Quackie pisze:

    No to zapraszam na nowe pięterko.

Skomentuj Quackie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)