Pogoda rozległa, wysoka i wczesny dzień.
Dzień jakiś krągły i szklanny jak bania.
Smugą fioletu, która ze zboczy się słania,
W głębie rozpadlin spływa cień.
Dojrzały dzień jesienny, szadzią pokryty jak śliwa,
Mruży świetliste rzęsy w pajęczej plącząc je tkani….
A przez powietrze wysokie, skrzypiąca słodko i nudnie
Żurawi jeisienna strzała puszczona na południe
W dal fioletowo- złotą, zamgloną dal odpływa
Pogodny dzień jesienny zamknięty w szklannej bani.
Beata Obertyńska
Zdaje mi się, że Beata Obertyńska już u nas gościła….. niech pomoże czekać na PIF ! od Senatora 🙂
Po prawdzie… jej późne, łagrowe wiersze są bardziej wyraziste, ale i ten mi się podoba 🙂
Beata….córka Maryli Wolskiej, jakieś pokrewieństwo z ” tymi” Pawlikowskimi…. to ona czy jej siostra była prawie zaręczona z Jasiem – Gwasiem Pawlikowskim ?
Dzień dobry.
Nie znam, ale podejrzewam, że trudniej byłoby pod takim utrzymać poziom porannej głupawki z piętro niżej. 
Na szczęście, dla mnie, Wrzesień już minął, ale wiersz mi się podoba. Dobrze, że nie łagrowy Wiedźminko.
Dzień dobry: ))
To dym wystrzałów będzie jutro!!!
Pojedziemy na łów, na łów towarzyszu mój.
Nio!!: )))
Zaraz ….. a może być dzisiaj ? Ja wystapiłam, jak ostatnio – z poczekajką, nawet jeśli to jest wiersz o dojrzałej jesieni 🙂
Niezbyt to będzie wypadać…. no, ale…
Dzień dobry i tutaj. Jakoś mi ten układ rymów (abba) nie pasuje, wszystko z nim formalnie jest w porządku, po prostu mój gust kręci nosem (ale w 2 strofie już to inaczej wygląda?). Natomiast metaforyka i cała reszta bardzo w porządku. Wręcz pod tym względem całkiem współcześnie brzmi ten wiersz.
Na moje oko to pierwsza zwrotka trzynasto, a druga pietnastozgłoskowcem pisana.
Zaraz sprawdze czy to ja zgubiłam średniówkę ?:)
a nie… to pani poetka tak chciała 🙂
I dlatego Quackowi nierówno to w ucho środkowe wpada!
Akurat średniówka zatrzymuje mi się w okolicach trąbki Eustachiusza, proszę Senatora.
Aha… Eustachiusza… Ładne imię: )
Ta pierwsza strofka jest melodyjna, ten cały wiersz dałoby się zaśpiewać 🙂
A i owszem.
Zaśpiewać się da nawet komunikat o wprowadzeniu stanu wojennego…
O tak, do dzisiaj potrafię zanucić. To piwniczanom wyszło!
Niby sonet, ale taki awangardowo uszkodzony 😉
DzieńDobry:)) Witam słonecznie z Górnego Śląska, po wczorajszej pogodowej wpadce, trwa złota polska jesień :))
Wiecie co… Rozbierając na czynniki pierwsze poezję odzieracie ją z wrażenia. Podoba mi się albo nie. Reszta nie ma znaczenia. Narozbierałam się wierszowo rzez lata, teraz czytam dla czystej przyjemności. Nawet to, co poeta miał na myśli, mało mnie obchodzi. Ważne co mam ja, czytając. Jakie budzi we mnie emocje, skojarzenia… Z prozą jest podobnie, z muzyką, malarstwem też. Czasem coś uwiera, drażni, ale gdyby taką zadrę usunąć to nie byłoby to już to. Na szczęście już nikt mi nie każe, także ja sobie samej, czytać, słuchać, oglądać i podziwiać.
A poza tym nie chce mi się udzielić poranna głupawka gdy za oknem mgła i za chwilę pewnie będzie padał deszcz… A może jednak nie… Opadną mgły i w górę czmychnie mrok? Oby.
Dzień dobry!

Wyżej już huk wystrzałów, ale ja jeszcze – bo wolno szłam – w temacie poprzednim.
Chociaż niezupełnie.
Wiedźma wspomniała Jana zwanego Gwasiem.
Z BiblioNETKI przepisuję, przez nią z kolei przepisany z oryginału, fragment recenzji „Bajdy o Niemrawcu” (wydanej w 1928 r.)
W którym tłumaczą, co prawda, co autor prozy (Jan Gwalbert Henryk Pawlikowski) miał na myśli, ale niczego, pozwolę sobie uważać, z niczego nie odzierając – przydając raczej?
„Bajda o Niemrawcu” nie jest opowieścią ludową ani opowieścią o ludzie. Tłem jej jest świat górski a aktorami jej są mieszkańcy gór; etnograficzna zaś plastyczność była autorowi jedynie środkiem do wydobycia tem silniejszego kontrastu pomiędzy życiem realnem a światem wyobraźni. Wszystko też to co w niniejszym opowiadaniu przelewa się poza brzegi realizmu, występuje jednocześnie z ram prawdy etnograficznej.
Mitologiczne postacie z „Bajdy” w legendarnym świecie tatrzańskim nie istnieją. Podkład do stworzenia tej jakby próbki mytu dały autorowi dwa szczegóły jakichś opowiadań za chłopięcych lat zasłyszanych. Jeden, to „gniazdo” i „młode” wiatru halnego w dolinie Pańczycy, bez jakichkolwiek bliższych określeń. Drugi, to rodzaj przesądu o porywaniu tych, co serdaka nie dopną w czas wiatru. Do tego dodać by należało żartobliwą przymówkę o dziewczętach, które wiatr przyprawił o macierzyństwo.
Dzień dobry: )
Cóż za mądra recenzja… Mie ktoś to może przetłumaczyć na normalny język!!?? „…Wszystko też to co w niniejszym opowiadaniu przelewa się poza brzegi realizmu, występuje jednocześnie z ram prawdy etnograficznej…” Kolejny poeta prozy!: ((
By temu kto to pisał dwa razy dziennie szklankę rycyny wmuszali!!
Przed snem dopowiedzenie, że recenzja jest rówieśnicą bajki, więc jeśli rycynę, to tylko w astralnej jakiej postaci.
Dobrej nocy!
Witaj Cytrynko 🙂 albo o Limonko ? Gwaś popełnił był tę jedna bajkę, więc ta recenzja przydaje jej znaczenia więcej niż to konieczne 🙂
Ale wszak ważne jest, że o nas mówią – dobrze czy źle…. mniej ważne 🙂
Pozdrawiam serdecznie bardzo
Piętro na Twe polecenie zbudowałem: )
I bardzo dobrze…. z tym, że to NIE było polecenie, a wyraz oczekiwania 🙂
Ależ oczywiście!!
A ja to teraz dopiero czytam
.
.
Ale przynajmniej „Wrzesień” wcześniej.
Chociaż też w październiku
Taki to los istot powolnych.
Dobranoc!