Na świąteczny dzień – 4 lipca wybraliśmy się do Starved Rock State Park. Miałam nadzieję spotkać jakiegoś nowego ptaszka, a lata ich tam sporo. Niestety poza kolejnymi tymi samymi gatunkami, które mam, nie udało się „upolować” niczego innego. Słońce prażyło niemiłosiernie i doszliśmy do wniosku, że nie mamy tu czego szukać.
Pojechaliśmy więc na drugą stronę Illinois River do Buffalo Rock State Park w nadziei, że może tam coś „upolujemy”. Po drodze zatrzymaliśmy się na śluzie, ale też nie było to w zasadzie nic nowego.
Udało nam się tylko sfotografować wdówkę północną, którą widzieliśmy już nieraz, ale na zdjęciach jej nie miałam. Za to pelikanów było jak zawsze całe stado…
W Buffalo Rock poszliśmy łąkami. Relację z naszych polowań na koniki polne i ważki już zdałam, więc nie będę się powtarzać. Pokaże Wam tylko panoramę tego miejsca.
Gdyby nie to ostro piekące słońce, byłoby całkiem fajnie. Za siatką niedaleko parkingu zobaczyliśmy wylegujące się bizony. Ciężko było zrobić im wyraźne zdjęcia, bo były za podwójną siatką i na dodatek leżały w krzakach chowając się od słońca. Obcykaliśmy za to dzięciura krasnogłowego na wszystkie strony i boki. Wyczailiśmy nawet jego gniazdo w starym drzewie…
Jadąc do Starved Rock State Park przejeżdżaliśmy przez miasteczko Ottawa. Wracając zatrzymaliśmy się tam w drodze powrotnej, żeby sobie pozwiedzać.
To niewielkie miasteczko położone na południowy zachód od naszego domu (i od Chicago) o około 80 mil (128km). Według spisu ludności z 2010 mieszka tam 18 786 osób. To urocza miejscowość położona u zbiegu dwóch żeglownych rzek. Illinois River i Fox River. Dzięki temu ma połączenie rzeczne z Chicago i Missisippi i dalej z całą Ameryką Północną.
Ottawa została wpisana do rejestru miast w 1853 roku. Do dziś mieszkańcy są dumni ze swoich historycznych osiągnięć. Największą ich dumą jest działalność na rzecz zniesienia niewolnictwa. Ottawa była miejscem słynnego uprowadzenia zbiegłego niewolnika Jima Graya z sądu w 1859 roku. Takich niewolników za ucieczkę skazywano na tortury, albo śmierć (co w zasadzie na jedno wychodziło). Miało to odstraszyć pozostałych niewolników i zniechęcić do ucieczek…
Park zwany „Washington Square” był miejscem pierwszej debaty Abrahama Lincolna i Stephena Douglasa w 1858 roku. Obydwaj kandydaci na prezydenta przedstawiali swoje programy wyborcze. To podczas tej debaty Douglas otwarcie oskarżył Lincolna o tworzenie grupy kongresmenów dążących do zniesienia niewolnictwa. Kto te wybory wygrał, nie muszę chyba pisać. Kto słyszał o prezydencie Douglasie? A o Lincolnie słyszeli chyba wszyscy… Upamiętnieniem tej debaty są posągi obydwu kandydatów w fontannie na środku parku, a także tablica pamiątkowa i ogromne malowidło na ścianie jednego z budynków otaczających ten park.
W parku rzuca się w oczy ogromny Civil War Memorial – pomnik wzniesiony w 1873 roku. Poświęcono go ponad 800 żołnierzom, którzy zginęli w wojnie domowej. W dolnej części wypisane były nazwiska tych osób, ale w tej chwili są już nie do odczytania. Działanie czynników atmosferycznych skutecznie rozmyło wszystko. Został tylko wyraźny napis z nazwiskiem autora tego pomnika i data jego wzniesienia…
W tym samym parku są też inne tablice poświęcone żołnierzom, którzy zginęli na wojnach. W trzyczęściowym pomniku są nazwiska mieszkańców-żołnierzy poległych w I i II Wojnie Światowej, oraz w Wietnamie i Korei. Małżonek znalazł tam nawet polsko brzmiące…
Park, jak jego nazwa wskazuje, jest mniej więcej kwadratem. Przy ulicach graniczących z nim stoją aż trzy kościoły. Są też inne budynki nie mniej malownicze i ciekawe. Jednym z nich jest budynek Sądu Apelacyjnego. Zbudowany w latach 1857-60 przez dekadę był siedzibą Sądu Najwyższego.
To co mi szczególnie podobało się w tym mieście, to czyste ulice i kwiaty na co drugiej latarni. Nie tylko cieszyły oczy swoim widokiem, ale i pachniały oszałamiająco.
Nie chodziliśmy długo po mieście, jedynie w obrębie parku. Nieznośny upał nie zachęcał do wędrówek. Do domu wróciliśmy wieczorem, umęczeni niesamowicie. Ale jestem jak zwykle zadowolona z wycieczki, bo zawsze to miło zobaczyć coś nowego. Może następnym razem pojedziemy w kaniony inną drogą… Przez miasteczko Utica…
Mam nadzieję, że wybaczycie mi trochę niedopracowany tekst, ale chciałam go dziś skończyć. Mam w planach opis wycieczki do St. Charles i Cantigny. St. Charles to również zabytkowe miasteczko, a Cantigny to piękny park z cudnymi ogrodami i muzeami. Obeszliśmy tylko muzeum wojskowe z czołgami i jakimiś innymi pancernymi pojazdami. Myślę, że to mogłoby się podobać co poniektórym osobom
Jak na razie zapraszam do Ottawy. Małego, sennego miasteczka w powiecie LaSalle w stanie Illinois…
Śpij dobrze Mirelko, z ja popodziwiam Twoje wędrówki…..bardzo fajnie pokazujesz i opowiadasz, aż mi się robi żal, że mnie tam nie było 🙂
Dzień dobry!: )))
I jak nie kochać tych Amerykańców! „…Ottawa została wpisana do rejestru miast w 1853 roku. Do dziś mieszkańcy są dumni ze swoich historycznych osiągnięć…” Historia ich całego państwa jest równie długa co historia niejednej chałupy stojącej w naszym pięknie sławojkami jeszcze obudowanym kraju, a ich to niepomiernie cieszy!!
Zdumiewający ludek!: )))
Dzień dobry Senatorze
Wydaje mi się, że Amerykanie, żeby oczyścić swoje sumienia, nie przyjmują kultury Indian, jako swojej. Musieliby przyznać, że praojcami tej ziemi są Indianie, a nie oni. 
A poza tym, Senatorze, biorąc pod uwagę jak długo ten kraj, jako taki istnieje, nie może dziwić, że ich zabytki mają po sto, czy sto pięćdziesiąt lat. Indianie północnoamerykańscy nie budowali żadnych chałup, bo byli ludem wędrownym. Ale już ci z południa, tacy Majowie na ten przykład. Toż ich kultura i budowle starsze niż nasze europejskie
A może się mylę? 
Tak. Oni między swe przodki liczą Irlandczyków, Anglików, Żydów, Niemców, Hiszpanów, Portugałów i wszelką inną nację z całego prawie znanego Starego Świata, jeno o Indianach jakoś nigdy nie wspominają! Dumni są że żyją w najlepszym państwie i ustroju świata przemilczając staranie, że ten ich świat krwawo zrabowany! Ni piędź ziemi na tym kontynencie nie należy do żadnego z tych mieszańców, wszystko to skradzione. Ich własna, „amerykańska kultura” nie istnieje, nie zdążyła się wykształcić i stanowi jedynie zlepek ze strzępów tego, co jakiś rabuś, złodziej czy prostytutka ze sobą przywieźli! Ich własne są jedynie fast foody, plastikowe kubki i papierowe nakrycia jednorazowego użytku!!: ((
Ostro, Senatorze, bo ten zlepek nieźle funkcjonuje i ciągle się zmienia; napływają coraz nowi imigranci i kto wie, czy język hiszpański nie wyprze angielskiego…. : Dziwny to kraj, zwłaszcza dla ” starych Europejczyków ” :))
Witaj, Wiedźminko: )))
Jeszcze ze sto lat i biali Amerykanie doczekają się rezerwatów!
hmmmm… to nie jest wcale nieprawdopodobne 🙂
Witaj zacietrzewiony Senatorze
Kogo Amerykanie mają liczyć jako przodków, skoro pochodzą z różnych krajów
Czy ja też mam szczycić się indiańskimi przodkami, skoro pochodzę z Polski? I nie miałam w rodzinie ani jednego Indiańca? Znam osobiście jedną Indiankę z krwi i kości i jest ona dumna z tego, że jej przodkowie żyli tu od wieków. I nie mieszka ona w rezerwacie, a w normalnym domu w Elgin. Pomyliłeś też kontynenty. To do Australii byli wywożeni karnie różnego rodzaju przestępcy. Do Ameryki uciekali ludzie, którym za ciasno było w Europie. I to z różnych powodów. Czasami chodziło o politykę, czasami o zarobki, a często osadnikami byli ludzie, którzy byli prześladowani religijnie. Także to nie rabuś, złodziej czy prostytutka byli pierwszymi osadnikami.
Mirel. Mnie śmieszy kiedy słyszę określenie „naród amerykański”, kiedy widzę zachłystujących się słowami: „My, naród”. Jaki naród? Bez korzeni, bez przeszłości? Zlepek, mieszanina, konglomerat…. Może kiedyś powstanie jakiś amerykański naród, ale w tej chwili go nie ma! Każdy podkreśla swoją inność. Chińczyk czuje się Chińczykiem, Meksykanin Meksykaninem, Niemiec Niemcem, Irlandczyk Ajryszem…. Toż nawet coś takiego jak potrawy narodowe nie istnieją, bo tradycja zbyt krótka! Cóż to jest trzysta lat dla tak gigantycznej populacji… Myślisz, że Hindusowi, Egipcjaninowi, Grekowi – spadkobiercom starych i wspaniałych kultur – „człowiek narodowości amerykańskiej” jest w stanie zaimponować czymś co ma więcej niż czterysta lat? A skąd on to weźmie? Będzie musiał sięgnąć do kraju przodków, ale tam znajdzie wytwory kultury niemieckiej, greckiej, hiszpańskiej…Nie amerykańskiej.
A jeśli już dotykamy materii osobistej, to pozwolisz, że zapytam – Ty jesteś Polką w Ameryce, czy Amerykanką?
PS A kontynentów nie pomyliłem. Wiem, że Ameryka nie była kolonią karną, ale też wiem że nie święci byli pierwszymi i następnymi kolonistami.
Nie masz racji Senatorze. To tylko pierwsze pokolenie, jak ja, ciągle patrzy na swój kraj i ogląda się do tyłu. Ci, którzy przyjechali tu jako dzieci, czy ci, którzy się tu urodzili nie czują już (w większości) takiej więzi z krajem swoich przodków. Dla nich amerykańska ziemia jest ojczystą i to oni tworzą ten amerykański naród. Spotkałam tu wielu Amerykanów, których przodkowie przyjechali z Polski. Wielu z nich nawet słowa po polsku nie umie i w żadnym stopniu Polakami się nie czują. Odcięli się od starego kraju i nie mają z nim nic wspólnego. I to wcale nie musi być ktoś, kto miał Polaka w dalekich przodkach. Taka Laura. Oboje jej rodzice byli Polakami. Ona i jej siostra urodziły się już w Ameryce. Żadna z nich nie mówi po polsku i nawet nigdy w Polsce nie były. A jak ją zapytasz o narodowość, to Ci powie, że amerykańska. Nawet moi znajomi z Polski, którzy przyjechali do USA 10 lat temu rozmawiają w domu tylko po angielsku. Jeszcze ich starsza córka mówi trochę po polsku, ale syn, który przyjeżdżając tu miał 3 latka, niewiele może Ci po polsku powiedzieć. Czy myślisz, że ich dzieci będą się czuły związane z krajem swoich przodków? Nie sądzę. I nie jest to tylko domeną Polaków. Inne narodowości też wsiąkają w ten klimat i życie. I powoli, z pokolenia na pokolenie zapominają jak było w ich kraju, a Amerykę uważają za swój.
Co do mnie… W Polsce przeżyłam 39 lat. W tym wieku człowiek już się tak nie zmienia. I chociaż podoba mi się życie tutaj, to nadal jestem Polką w Ameryce, chociaż mam już obywatelstwo amerykańskie… I podejrzewam, że moje dzieci też w większym stopniu czują się Polakami, niż Amerykanami…
Powiem Ci tak – narodowość nie kształtuje się w ciągu pięćdziesięciu czy stu lat… ale, dla świętego spokoju, niech każde z nas zostanie przy swoim zdaniu…
A co do dzieci… Mój zięć został wywieziony przez rodziców do RPA gdy miał rok! Mówi perfect po angielsku, niemiecku, polsku i na dodatek jakimś murzyńskim narzeczem… Mieszka od kilkunastu lat w Polsce i czuje się Polakiem…
To jeszcze mi powiedz jak to jest z Polakami. To przed wiekami były odrębne plemiona, które zrosły się w całość. Tylko czy teraz jest to jednolity naród? Czy każdy rejon kraju nie ma swojej odrębnej kultury i zwyczajów? A przecież Polska kształtowała się przez długie wieki. Porównaj język Górali i Podlasiaków, że o Kaszubach nie wspomnę. Czy tak wygląda ta jednolitość? I narodowość?
Nie szukajmy dziury w całym. W każdym kraju jest kilka kultur, chociaż mówi się o jednolitym narodzie.
I jeszcze powiedz mi, co to znaczy „naród” czy „narodowość”. Jak można wyliczyć, czy jest to jeszcze zlepek, czy już całość?
Cytaty za ciotką Wiki.
To jest chyba najlepsza definicja narodowości: „Narodowość – pochodzenie określane w kręgu kulturowym jednostki zgodnie z pochodzeniem jego przodka; przynależność do określonego narodu…”
Jak widzisz trzeba mieć przodka jakiejś narodowości by te definicję spełnić.
A naród? Tu jest gorzej, bo kilka definicji istnieje. Mnie ta jest najbliższa: „…w potocznym rozumieniu słowo „naród” oznacza zbiorowość, w której naturalne więzi wyrosły ze wspólnoty przekonań i terytorium.
W tym sensie przekonanie o przynależności do określonego narodu ma postać silnie przeżywanej, emocjonalnej wiary. Jest ona wynikiem procesu kulturowego i społecznego przypisania. O naturalności więzi decyduje między innymi brak jakichkolwiek inicjacyjnych obrzędów podczas przystępowania do wspólnoty narodowej. Więź nie jest wyraźnie sformułowana, ale funkcjonuje w świadomości wszystkich jednostek i może znajdować wyraz w twórczości artystycznej, postawach itp….”
Czyli sam sobie zaprzeczyłeś
Bo takie, czy inne więzi nie potrzebują wieków, żeby się wytworzyć. Jeśli grupa ludzi mieszkająca na danym terytorium czuje się silnie ze sobą związana, to dlaczego potrzebuje wieków, żeby móc nazwać się narodem?
Nie zaprzeczyłem sobie! „…W tym sensie przekonanie o przynależności do określonego narodu ma postać silnie przeżywanej, emocjonalnej wiary….” Wiary – to wystarcza, bez dowodów, bez korzeni, bez czegokolwiek materialnego! Wiara zastępuje wszystko, jak w religii. Nie zdarzyło Ci się spotkać apostatów, odszczepieńców? Jakież to proste, wystarczy przestać wierzyć by nagle stracić łączność z „narodem” I już można przytulić się do następnego! Dziś wierzysz, że jesteś Chińczykiem, a jutro Japończykiem bo w to wierzysz!! Tak się zostaje Amerykaninem!??
O ile mnie pamięć nie myli, żeby w Polsce uzyskać prawa miejskie taka wioska musiała się czymś wykazać. Tutaj, byle kilka chałup rejestrowało się w ewidencji miast i już jako takie funkcjonowało. A co to za miasto, które ma pięć chałup na krzyż?
I w Europie na prawa miejskie trzeba było sobie zasłużyć! Nie nadawano ich „z automatu”!
U mnie północ, czyli czas mi do łóżeczka. Miłego i w miarę chłodnego dnia Wam życzę
Niech Wam się miło niedzieli 
Dobranoc!: ))
Znikam w cień pod „welantor” jak mawiał niegdyś mój dorosły dziś syn!
Pot leje się ze mnie strugą! Pod prysznic! Geronimooooooo!!!!
Jak zawsze jest co poczytać i pooglądać Mireczko. Dobrze, że znalazłaś, mimo zapracowania, czas, bo Twoje opisy Wypraw to uczta dla ócz.
Co do amerykańskich zabytków to… Moja wieś straciła prawa miejskie 200 lat temu z okładem. Pod koniec XVII wieku. Nie chce mi się szukać dokładnej daty a nie pamiętam.
Dziś wcześniej nieco, bo… obudził mnie deszcz.
Pada i przestać nie zamierza zbyt szybko. Trochę grzmi, ale na burzę się nie zanosi.Senatorze, nie bij.
Miłego, chłodnego, deszczowego dnia życzę wszystkim spragnionym takiej pogody. Do popotem.
DzięDobry :))) Żadnych „miłych” deszczowych dni !!! Czy my mieszkańcy kraju nad Wisłą nie potrafimy być zadowoleni z pięknej pogody ??? :)))
Witaj Stateczku….. ależ piękny deszczowy dzień to jest radość ! zwłaszcza dla wyschniętej trawy
Witaj Czarodziejko :))) Wbrew pogłoskom i złośliwym plotkom nie żywię się trawą, więc nie zamierzam współczuć trawnikom,łąkom, gazonom oraz ich wielbicielom :)) Kocham upał, nie cierpię chłodu, nawet piwa z lodówki :)))
Więc jesteś Stateczku dokładnie moim przeciwieństwem.

Być może mam jakieś afrykańskie geny ??? Lecz Wikingów lubię mimo, iż ponoć są chłodni :)))
Taki upał z rosyjskiego wyżu, to zupełnie inna bajka
O boże! Miłośnik ciepłego piwa???
Witaj Tetryku…. może Stateczek miał na myśli grzane piwo? Bo takie czasem doskonale smakuje, nawet mi, choć nie kocham ” złocistego napoju ” 🙂
I spoconych kobiet :)))))))))))))))) Witaj Mistrzu klawiatury :))))))
Jesteś Stateczku wyjątkowym mężczyzną. Nie znam drugiego takiego który lubiłby ciepłe piwo (nie znoszę a piwo lubię) i zimne kobiety.

Bożenko, nie pisałem o piwie CIEPŁYM, tylko o zmrożonym :))) W upały najlepiej pić ciepłą herbatę z miętą :)))
Uprzejmie informuję, że mam na imię Ewa, nie Bożenka.
Co w sercu to, w tym przypadku, na klawiaturze ❓ 😆
Przecież żartowałam Bożenko.
Ahoj!
Cześć Mistrzu T 😀
Witaj Jaśminko ! … nie tylko Twoje miasteczko w tym czasie straciło prawa miejskie…. to ” zasługa” Szewdów, którzy spustoszyli Rzplitą nie gorzej niż Hunowie 🙁
Cieszy mnie, że znów masz neta i niech tak zostanie !
Też się cieszę.
Dziś rozłączyło mnie TYLKO 5 razy. 
Pięć?? To faktycznie niewiele 😀 U mnie bywają dni, że rwie co parę minut. Cześć Pachnąca
Witaj Wiedźminko.
O to to nawet nie mam do nich żalu, bo od zawsze chciałam mieszkać na wsi. A, że nie bardzo typowa to wieś, bo bez krowich placków na drodze, tym lepiej. 
Dzień dobry
Mnie też zbudził dziś deszczyk…. deszczyk drobny i niedługi… ale i tak radość o poranku ::)!
Oczyszczając ciężkie, miejskie powietrze.. Hej Wiedźminko 😀
Witajcie!

Zdumiewająca jest powtarzalność nazw miejscowości na amerykańskim kontynencie! Wszak Ottawa, to także stolica Kanady, a La Salle to także miasteczko-satelita Montrealu!
Zdjęcia ładne, i reportaż bardzo interesujący!
I prosimy o jak najwięcej!
Się dołączam do próśb o więcej, Tetryku
Też się podepnę.

Tu jest dużo powtarzających się nazw. I chyba dlatego tak ważne są te ich Zip code, czyli kod pocztowy. Bo te się nie powtarzają. Parę lat temu byliśmy w Yellowstone Lake State Park w Wisconsin. Kiedyś myślałam, że Yellowstone jest jedno, a okazuje się , że nie. To samo jest ze stolicą stanu Illinois – Springfield. Miasto o tej samej nazwie jest w stanie Missouri. Takich przykładów jest cała masa. Nie wiem, czy rejestrowano miasta nie patrząc, czy istnieje już taka nazwa, czy po prostu ludziom zabrakło pomysłów przy wymyślaniu.
Dzień dobry 😀 Powędrowałam z Państwem Mirelkami 😉 przez Ottawę i jej okolice. Pitraszki się mnie podobają, budleja dziko rosnąca również bardzo i w ogóle super, że Cię Mirelko mamy, bo ja se mogę, tak zwyczajnie, przewędrować po Hameryce nie ruszając się z domu 😀
Dzień dobry [dla ciepłolubnych) 🙂 Ledwiem się rozpędził, jak nastąpił koniec, ale i tak misię podobało, dużo wody na obrazkach, upał nieznośny, że się tak dyplomatycznie wyrażę 🙂
Dziękuję Wam za miłe słowa i za dyskusję. Szczególnie Senatorowi
Zaraz wybieramy się w plener, bo słoneczko za chmur wyjrzało i zrobiło się prawie ciepło 

Miłego wieczora Wam życzę
W temacie poszanowania języka przodków: mój sąsiad siedział drobne kilka lat w Stanach, żona zaś pracowała jako nauczycielka.
Gdy wrócił z paroma kilo$, kobitka nagle nabrała amerykańskiego akcentu i zaczęła wtrącać znane sobie amerykańskie słówka…
Było to dość zabawne…
Wieczór taaaki piękny.. Dobrej nocy 😀
Jutro ma być cieplej.
Dobranoc. 
Na nocnym niebie znów spektakl…. światło, ale bez dźwięku… od pólnocnego zachodu widać ciemne chmurzyska,a pomiędzy nimi odbywają się gwałtowne wyładowania atmosferyczne….Zbyt daleko i wysoko, żeby dało się je słyszeć….
Pozostała,większa część nieba – rozgwieżdżona 🙂
Dzień dobry: )))
Ostrzegam, Mistrzu Quackie – bez zdjęć byka reportaż będzie nieważny!!
Dzień dobry, chociaż nadal duszny i z nieco klaustrofobicznymi chmurami. Dziękuję pięknie za powitanie, tekst będzie, chociaż pracka ma pierwszeństwo, ale słowo się rzekło. Dla Senatora mogę tyle byków nasadzić, że nie tylko na zdjęciach, ale i w tekście będzie się od nich roiło!
A na razie do pracy się udaję, chociaż pewnie nie zdzierżę i co jakiś czas będę tu zerkał.
Jeden wystarczy, Mistrzu! Twardej wołowiny za dużo zjeść się nie da, ale ja się przyłożę, obiecuję!: )
Twardej wołowinie dobrze robi marynata z octem 🙂
Witam: ))) Mało czasu na marynowanie!: )
Witaj Kwaku ! 🙂 cieszę się z Twojego dobrego humorku i z zapowiadanej relacji !
Dzień dobry niech będzie.

Szczególnie serdecznie witam dziś szczęśliwie nam nawróconego Quackie,go.
Też czekam na relację z Krety. Jeśli tylko to będzie możliwe to ze zdjęciami,
Zazdroszczę dziś ja Wam, znowu u mnie inaczej pogodowo (poza wczoraj). Dziś na razie +33 w cieniu, straszliwie duszno i nie zamierza padać. Po raz pierwszy od dawna nie miałam nocy chłodzącej. Czyli… ciąg dalszy wczoraj, tylko gorzej. 🙁
Wyżaliłam się to mogę sobie iść.

Witaj Jaśminko 🙂 ładnie to tak ? aaaaaa ……poszła sobie !
Miałam czekać dwie godziny aż ktoś się do mnie odezwie ❓
A poważnie to w moim komputerowym pokoiku mam dusznik. Trudno wysiedzieć. Za oknem piekarnik, nie otworzę. Wentylator pomaga tyle co nic. Dlatego tak brzydko. 🙁
To nie były dwie godziny, to tylko złudzenie, od upału czas się rozszerza…
Zdechnę ja i pchły moje!!: ((
Z powodu? Upał? U nas polało, ale już wyschło, może troszeczkę się poprawiło? Ale niedużo.
Tak, z powodu ten wredny upał!
Mnie termometr-optymista doszedł do 36 stopni!
To jeszcze ledwie 6 kresek i będzie bardzo zdrowa temperatura!
Witaj Senatorze… moje pchły już zdechły… jeszcze octówki latają i mnie irytują nad miarę 🙂
Witaj po raz drugi, Wiedźmineczko: ))) Ja swoje pchły chronię jak mogę, ale już mi sił brakować zaczyna! Tak tu czytam: u mnie pada, u mnie pada, u mnie burza… A u mnie, psiakość, Gobi, Kizył-Kum, Kara-Kum i Dolina Śmierci!; (
Co z tego, że 2 dni temu padało, Senatorze, jak dzięki temu mam teraz cieplarnię ❓ 🙁 Jednoczę się w bólu życząc solidnej ulewy i ochłodzenia.

No i burza. Idę pisać na laptopie, a stacjonarnie się wyłączam.
Witajcie!
Dowlokłem się do domu… i nie mam siły na nic…
DzińDybry :))) Własnie zrobiłem sobie kawę, gorącą :)))
Pyszna, Stateczku…. ale znów miałabym białą noc….jakby upału nie wystarczyło:(
Czegoś takiego jeszcze nie grali. Pogrzmiało, chwilkę popadało, ucieszona otworzyłam okno. Nareszcie odetchnę ❗ A za oknem parówa. Termometr pokazuje +33. Teraz bardziej współczuję Mireczce. Na własnej skórze przekonałam się jak to jest żyć w cieplarni. 🙁
Żeby poprawić sobie nastrój naruszyłam nerw dzwoniąc do dostawcy internetu. Idę się pochlastać szarym mydłem.
U nas podobnie, tzn. może po burzy nie tak ciepło, jak przed, ale dalej jak było duszno, tak jest. Słoniocy!
No dobrze, tekst już jest, teraz zdjęcia muszę przygotować, chociaż kilka, hrrrhrhrm, wszystko się przez tę burzę przesunęło.
Poczekamy…. przez tę pogodę wszystko się robi gorsze…. działa to jak wywar z maku 🙁
Uff. Zapraszam piętro wyżej!