« Sny o bogactwie Sny o bogactwie - cd. »

Busse Woods i kaniony

Te wycieczki urządziliśmy już dawno. Jakoś tak ze dwa tygodnie po powodzi, na początku maja. Wiem, że to była sobota. Pojechaliśmy po południu do Busse Woods. Ciągnie mnie tam zawsze, bo w tym parku jest wszystko co lubię… las i woda…

Było niesamowicie mokro. Moje szczęście ślubne trochę kręciło nosem, bo lubi mieć zawsze czyste buty, a tu nie do końca się to udawało. Błoto było wszechobecne…Z parkingu szliśmy trochę lasem, a trochę podmokłą łąką. Doszliśmy do jeziora. Oboje usłyszeliśmy głośny plusk za szuwarami. Tak jakby ktoś wrzucił do wody worek z kartoflami. Nie wiedziałam co to za odgłos… Za trzcinami nie było dobrze widać co to jest. Próbowałam zajrzeć (jak to baba), ale tylko namoczyłam buty… Wyjrzało słoneczko zza chmur i wtedy na tafli jeziorka zobaczyliśmy… Z wody wyskoczyła duża ryba i z pluskiem wpadła z powrotem do wody, potem następna, i następna… Wyskakiwały dość wysoko ponad wodę i wpadały do niej z pluskiem. Koniecznie chciałam zrobić im zdjęcie (myśląc o Senatorze), ale nie udawało mi się. I znowu przydał się szybki aparat mego męża. Udało mu się złapać taką, która startowała do skoku… Jak zauważyliśmy, gdy słońce chowało się za chmurami, uspokajały się.  A jak tylko słoneczko znowu wyjrzało, od razu rybki w podskoki… Tak myślę, że to nie z radości skakały, ale przy lepszym słońcu te różne owady są lepiej z wody widoczne… Ale wydaje mi się, że to temat bardziej dla Senatora, bo on się na rybach zna i chyba takie rzeczy wie…

Mieliśmy wiele obiektów do „focenia”, tylko duża część z nich szybko uciekała na nasz widok. Jedynie czaple stojąc w wodzie w bezpiecznej odległości, nie zwracały na nas uwagi… Udało mi się dojść do ławki stojącej w trzcinach nad samą wodą. Buty i tak miałam już namoczone, to co za różnica. Z tego miejsca była lepsza widoczność. Trzciny zrobiły się jakby mniejsze…

Znowu coś zapluskało. Myślałam , że to kolejna ryba, ale plusk był jakiś inny. Zza trzcin wypłynęło to COŚ. Aż mi się ręce zaczęły trząść z emocji. Nie miałam szans zawołać męża z lepszym pstrykadełkiem. Bałam się, że jak ryknę, to to coś momentalnie zanurkuje i po zawodach. A z resztą, zanim by małżonek do mnie dotarł, to i tak byłoby za późno…  Musiałam sama sobie radzić. Przestawiłam aparat na zdjęcia seryjne i do dzieła. Z chyba sześciu, tylko na tym jednym coś niecoś widać… Wydaje mi się, że to wydra, ale nie rozpoznaję tych wodnych zwierzątek po pyskach i nie jestem pewna. Równie dobrze mógłby to być bóbr. Gdybym mogła zobaczyć ogon, byłoby łatwiej rozpoznać…

To co mnie również urzekło, to piękne drzewa i kwiaty. Podobały mi się drzewa, gdzie na zakończeniu każdej gałązki rósł piękny kwiat. Oczywiście zrobiliśmy im masę zdjęć. Nie rozwijały się równo i dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że to nie kwiaty, a zalążki liści.

Zaczęło się ściemniać i tylko z ławki miałam jako taki widok… Zapadał zmrok i pod drzewami zaczęło się robić ciemno… Żal było odchodzić… Na parkingu zachwycił mnie widok zachodzącego słońca między drzewami…

Czuliśmy niedosyt i postanowiliśmy wybrać się nazajutrz rano do kanionów…

Wyruszyliśmy w miarę wcześnie, czyli parę minut po 7 rano. Moim dzieciom taka godzina, to środek nocy, ale jak się wstaje normalnie o 5 rano, to już prawie południe… Posadziłam męża za kierownicą (chociaż normalnie to mój samochód i sama nim jeżdżę), bo chciałam po drodze zrobić kilka zdjęć. Skrzyżowanie autostrad między miasteczkami Rockdale i Minooka (jadąc I-80) było budowane niemal na naszych oczach. Pamiętam, że jak wiele lat temu jechaliśmy tamtędy do kanionów po raz pierwszy, były kilometrowe korki. Właśnie dzięki tej budowie…

Przejechaliśmy miasteczko Ottawa. W samym centrum tego miasteczka skrzyżowania są co dwa kroki. Jak się popatrzy przed siebie, to widać las świateł… Skręciliśmy w ulicę 71 ciągnącą się wzdłuż Illinois River. W cichości marzyłam, że może uda nam się spotkać orła – bielika amerykańskiego. To ogromny ptak, którego rozpiętość skrzydeł ma prawie 2,5 metra. Czytałam też, że jego gniazdo potrzebuje albo porządnej skały, albo na prawdę solidnego drzewa. Bielik dobudowuje gniazdo co roku i osiąga ono imponujące rozmiary: głębokość do 4m, szerokość 2,5m i waga do 1 tony. Wiadomo, że z takimi gabarytami na byle sosence gniazda nie zbuduje….

Jechaliśmy wzdłuż Illinois River podziwiając panoramę i rozglądając się za orłami. Wyczytałam w przewodniku, że w tych rejonach żyją i stąd moje nadzieje… Zatrzymaliśmy się nad rzeką na mikroskopijnym poboczu. Ta droga jest dość wąska, jak na amerykańskie warunki i ma tylko po jednym pasie w każdą stronę. A że dozwolona prędkość to 45 mil/godz. (72km/h) niebezpiecznie jest stawać na drodze pełnej zakrętów. Tym bardziej, że mało kto jedzie z taką prędkością…

Na tej skarpie widać było jak wysoka była woda. Różnego rodzaju śmieci leżały na górze, chociaż brzeg był wysoki na co najmniej 3 metry… Ale przynajmniej udało mi się „ustrzelić” kilka nowych ptaszków do mojej kolekcji…Zamknięta droga do Starved Rock State Park tak mnie wkurzyła, że pojechaliśmy do sąsiedniego parku – Matthiessen State Park…

W Matthiessen małżonek zaczął od kwiatków, a ja poleciałam na poszukiwanie ptaszków. Tuż przy parkingu jest las i tam „upolowałam” dzięcioła krasnogłowego. Ciężko było go złapać, bo skubaniec ciągle chował się w gałęziach i to bardzo wysoko na drzewie. Ale jakoś w końcu udało mi się zrobić mu w miarę wyraźne zdjęcie. Po tych pierońskich schodach zeszliśmy na dół do mostku nad kanionem. Wszędzie było mokro… I tak jak z Majeczką zaglądaliśmy w miejsca nigdy nie zwiedzane, tak teraz nie mogliśmy odwiedzić nawet tych znajomych. Przy każdym zejściu w dół kanionu stała zapora z desek i ostrzeżenie, że nie wolno tam wchodzić, bo może być niebezpiecznie. Widzieliśmy ludzi na dole, ale sami nie zeszliśmy. Przede wszystkim nie mieliśmy ubrań i butów na zmianę, a po przejściu przez to błocko, musielibyśmy się nieźle „uwalać”. Jak potem wsiąść do samochodu?!!!! Byłby cały w błocie…

Także przeszliśmy górą cały kanion dokoła, wypatrując miejsca, gdzie można by bezpiecznie zejść. Nie znaleźliśmy. Co prawda przy małym wodospadzie zeszłam mimo zakazu (jak to baba), ale faktycznie, bez namoczenia nóg przynajmniej do  pół łydki, nie dałoby się nigdzie dojść… Wróciłam na górę i rozejrzałam się za mężem. A on już nad jeziorkiem „polował” na żółwie. Nawet nie wiedziałam, że tam są!!!! A tyle razy tam byliśmy!!!! Było ich mnóstwo. I to różnej wielkości. Od takich malutkich, które zmieściłyby się na dłoni, po takie o ponad półmetrowej średnicy. Wystawiały skorupy do słońca i się grzały. Ale jak się podchodziło bliżej brzegu jeziora, uciekały wgłąb.

Przejście dokoła kanionu górą nie zajęło na dużo czasu. Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Nie miałam na zdjęciu orła… Pojechaliśmy więc do Starved Rock State Park według wcześniejszych wskazówek na tablicach informacyjnych. Dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się dlaczego tamta droga była zamknięta. Widać było, że cały parking przy Visitor’s Center był nie tak dawno pod wodą. Prawdopodobnie droga od tamtej strony również… Przy wiacie dla grilowiczów nazbierała się ogromna kupa naniesionych przez wodę drzew. Ogromny parking nie do końca był suchy. Jeszcze woda nie zdążyła wyparować, bądź wsiąknąć. A od tych ulew, które nawiedziły stan Illinois minęły dwa tygodnie…

Wiedziałam, że przy Visitor’s Center są karmniki dla ptaków i miałam nadzieję na „upolowanie” czegoś nowego. Ptaków było mnóstwo… ludzi też. I to część zupełnych bezmyślników. Tacy „turyści”, którzy przechodzili obok tego terenu z karmnikami darli do siebie mordy (to łagodne określenie) jakby byli od siebie o  200 m, a nie 2 (głuche czy jak?), czy też mamusia (Meksykanka), która zgniotła plastikową butelkę i patrzyła z zadowoleniem, jak wszystkie ptaki podrywają się do lotu z przerażeniem, a jej dziecko patrzy na to z zachwytem… Była też może 5-letnia gówniara, która stukała w metalowe ogrodzenie karmników i patrzyła jak ptaki wystraszone uciekają. Chciałam powiedzieć jej coś do słuchu, ale jej matka mnie uprzedziła. Powiedziała po polsku, że jeśli będzie stukała, to wszystkie ptaki uciekną, a jak poczeka trochę, to może ich zobaczyć więcej. Zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. Jednak Polacy to myślący naród… Posłałam jej wdzięczne spojrzenie…

„Upolowaliśmy” wiele ptaków, nawet takich, których się nie spodziewałam. Na orły jednak nie natrafiliśmy… a szkoda…

Wracając już do domu, na parkingu, pośliznęłam się na błocie… To było małośmieszne, chociaż mój mąż kwiczał równo… Łapiąc równowagę, przejechałam nogą po błotnej kałuży… Nie muszę chyba pisać jak wyglądałam. Uchlapałam się błotem po same gatki… Musiałam moment poczekać, aż to wszystko trochę obeschnie, bo nie chciałam posmarować siedzeń w samochodzie. A błoto wiadomo… co się wysuszy, to się wykruszy. Mąż mało czkawki nie dostał… nie wiem czemu?

A i tak orłów nie spotkaliśmy…. Wybieramy się tam znowu w Independence Day. Może uda nam się spotkać orły…

145 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Trochę to trwało, zanim kończyłam, ale wróciłam z pracy później niż planowałam. Przepraszam za to opóźnienie. Zapraszam na wycieczkę po Busse Woods i po kanionach w Matthiessen State Park i Starved Rock State Park.

  2. miral59 pisze:

    Na wszystkie pytania postaram się odpowiedzieć jak wstanę. Co prawda nie będę miała za dużo czasu, bo jedziemy na wycieczkę z samego rana, ale będę się starała…
    Miłego dnia życzę Happy-Grin i jednocześnie mówię dobranoc Spanko

  3. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: ))) Bardzo to wszystko piękne!!

    Do tej ryby i innych drobiazgów odniosę się później, moi Mili, bo ja dziś za Mistrza Quackie u siebie zasuwam!
    Zły przykład mi daje i chyba trza na Niego będzie Miśka napuścić, któren jest osobnik – jak wiemy – upiornie pracowity, żadnej pracy się nie lęka i nie odmawia, to i mokra robota, jak nic, też mu zapasuje!! Disapproval

  4. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jak zwykle jestem pod ogromnym wrażeniem. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mieli na Wyspie kompletny atlas ptaków Illinois – niewiele brakuje. Czapki z głów za opis, i jazdy, i drogi, i samych parków. Ryba wyskakująca z wody jest w ogóle zjawiskowa, że też się mężowi udało ją zdjąć!

    PS. Bardzo mi przykro za zaraźliwy przykład. Lecę robić swoje.

    • miral59 pisze:

      Dzień dobry. Do kompletu brakuje mi wielu ptaków, także kompletnego atlasu długo jeszcze nie będzie Happy-Grin Jak na razie mam tylko 67 różnych gatunków. W Illinois jest ich parę setek…

  5. Tetryk56 pisze:

    Bardzo fajny reportaż, niektóre ujęcia imponujące!
    Mam tylko uwagę techniczną: unikaj tworzenia galerii dłuższych niż 40 zdjęć, bo większe są dzielone na strony po 40.
    Wygodniej jest oglądać jeśli są niepodzielone.

    A co do czkawki męża… może za intensywnie o nim myślałaś? Delighted

    • miral59 pisze:

      Dziękuję Tetryku za podpowiedź. Wyrzuciłam dwa zdjęcia i jest już w porządku.
      Mąż mało czkawki nie dostał ze śmiechu. Tak go rozbawiło moje „nieszczęście”. Dosłownie kwiczał, jak zobaczył mnie z tyłu. Pocieszył co prawda, że dobrze że nie gruchnęłam w to błoto tyłkiem, bo schło by dużo dłużej, ale co się uśmiał, to jego. Overjoy

  6. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Mirelko… Rose jesteś dziewczyna na medal ! 🙂

  7. Jasmine pisze:

    Dzień. Hi
    Jak zawsze zachwycające i jak zawsze z olbrzymią przyjemnością SIĘ czyta i ogląda. 🙂 Wciągnęło po uszy i zostawiło z niedosytem. Że już, tak szybko, koniec relacji. Cieszę się bardzo, że ciąg dalszy nastąpi, Mireczko. Brawo! Buziaczki

    • miral59 pisze:

      Ty mówisz, że za szybko się skończyło, Bożenka, że za długie Wink Trudno Wam dogodzić Overjoy Buziak
      W sumie to bardzo często jeździmy na różne wycieczki i sama nie wiem o czym teraz kolejnym napisać. Myślałam też o ptasich i zwierzęcych ciekawostkach. Oczywiście z tymi zdjęciami, które mój małżonek i ja zrobiliśmy… Ale nie wiem, czy aż tyle tych ciekawostek nazbieram, żeby wyszła cała wycieraczka…

  8. Jasmine pisze:

    Obiad i powoli kieruję się w stronę telewizora. Mam nadzieję, że wrócę w wyśmienitym nastroju, chociaż łatwo nie będzie i wszystko możliwe. 🙂
    Do popotem zatem Bye

  9. Wiedźma pisze:

    Obejrzałam i przeczytałam bez pośpiechu…. piękne zdjęcia, aż niewiarygodne, a opisy … miodzio !:)
    Chciałby się wejść w kadr …. i posłuchać opowieści o ptakach, bo imponuje mi Twoja wiedza Mirelko ! Poklon
    Pokłon także dla Twojego małżonka !

    • miral59 pisze:

      Moja wiedza na temat ptaków nie jest, wbrew pozorom aż taka rozległa Happy Robię zdjęcia, mam atlas od Amerykanki i najpierw w nim szukam kto zacz. Potem internet… Zrobiłam też swój własny album, żeby mi się ptaki nie myliły i czasami go przeglądam. Niektóre są już moimi dobrymi znajomymi Delighted Inne dopiero poznaję. A małżonek jest miłośnikiem fotografii od przynajmniej 40 lat… Złości się czasami na mnie, że nie nauczyłam się jeszcze wszystkich możliwości jakie ma mój aparat. Ale po co mam się tego uczyć, skoro i tak wszystkie zdjęcia robię automatem Happy-Grin Wiem też jak ustawić, żeby aparat robił zdjęcia seryjne i jak trochę podostrzyć ostrość. I po co mi więcej Delighted

  10. miral59 pisze:

    Dziękuję Wam z miłe opinie o mojej pisaninie Serducho Cieszę się, że się Wam podobało. Happy-Grin

  11. miral59 pisze:

    Popiszę jak wrócę. Teraz muszę lecieć, bo już późno (prawie 7:30) Buziaczki Bye

    • Wiedźma pisze:

      Jutro będziesz miała czas na kolejną wyprawę ! Bye.. i wracaj do nas….

      • miral59 pisze:

        Wróciłam… jak wszyscy już śpią Sad czyli jak zwykle. Obłaziliśmy szmat terenów w dwóch parkach stanowych i kawałek miasteczka Ottawa (ale nie ta w Kanadzie). Byliśmy na miejscu przed 10 rano, a wyjechaliśmy przed 16. Czyli nie tak źle Happy-Grin

  12. Incitatus pisze:

    Ma kto ochotę drzewo rąbać!??: ((

    • korab1 pisze:

      DzińDybry :))) Trzeba do lasu zanieść ?

      • Incitatus pisze:

        Witaj, Stateczku: ))) Nie, wystarczy że się natyrasz jak ja! Do cierpień potrzebuję wspólnika!!

        • Wiedźma pisze:

          Senatorze? a musiałeś tak dużo drew narąbać za jednym podejściem ? Dlaczego ?

          • Incitatus pisze:

            Dzień dobry: ))
            To rąbanie drzewa to symboliczne! Po trzech czy czterech latach sapania Senatorowa wymogła na mnie niecnymi a brutalnymi metodami gdzieś tak w styczniu obietnicę, że już już, a na pewno następnego dnia doprowadzę do porządku domowe archiwum. Wszelkie papiery – rachunki, korespondencja przychodząca urzędowa, kopie odpowiedzi (diabli wiedzą po co trzymane ze dwadzieścia lat), tudzież jakoweś pisma z najdziwniejszych instytucji – nieaktualne od dziesięciu lat, bo przecież zmieniające się stale a przychodzące regularnie wyciągi bankowe no i sporo tym podobnych dla niej „śmieci”, a dla mnie dowodów naszej niewinności w sporach z najróżniejszymi tworami biurokracji!
            No i mnie w lipcu złamała i się do tego zabrałem!!
            Jak ja toto rozłożyłem, jak starałem się wybrać co się przyda a co nie, to mnie wyszło, że trza to elegancko nazad spakować i zostawić tak jak było! Nu, ale nic z tego i dopingowany butem i knutem wojowałem z tym badziewiem calutki boży dzień, dobrze że choć pod dachem, nie w szczerym polu!: (
            Fakt – Grześ do służbowej niszczarki powiózł dwa spore wory, ale segregatory niewiele schudły a ja narobiłem się jak dziki!
            Teraz jest elegancki porządek, wszystko tematycznie wedle zarządzenia tego domowego żandarma!
            W duchu przysiągłem sobie (i dotrzymam!!), że jak trzeba coś będzie znaleźć, to ta moja bardziej systematyczna połowa naszego (mego?) stadła będzie tego szukać. A ja będę śmiał się sardonicznie, głośno i długo!!!

    • Quackie pisze:

      Ja to nawet lubię, ale kapkę daleko-m.

      • Incitatus pisze:

        A nie musisz u mnie! Załatw sobie byle gdzie by poznać jak mnie wszystko boli:)! Narobiłem się dziś tak jak drwal na Saharze!!: (((

        • Quackie pisze:

          Może będzie okazja, już w weekend – bo mnie małżonka wyciąga na osiemnastkę tejże chrześnicy, której rok temu nieskutecznie szaperonowałem (ha, to ja znam to słowo, a Opera nie, bo podkreśla jako błąd!), a impreza ma miejsce w rustykalnym otoczeniu Pojezierza Brodnickiego.

        • miral59 pisze:

          Bo to wszystko przez ten brak wprawy Happy Szkoda że nie znam Senatorowej, to byś codziennie rąbał po kilka pieńków dla wprawy Delighted I jakby potem przyszło się kilka pieńków więcej, to byś to robił ze śpiewem na ustach Overjoy
          Ps. Nie wiem czy na Saharze jest aż tyle drzew do rąbania…
          Buziak

    • miral59 pisze:

      Mogę się zgłosić na ochotnika Happy-Grin W domu siekiery mi nie dają do ręki, to chętnie bym u kogoś pociachała Delighted

      • Incitatus pisze:

        U mnie też nie dostaniesz!! Kobiecie siekierę!! To już może od razu bombę atomową??: (

        • miral59 pisze:

          Ależ ja umiem rąbać drzewo!!!! W moim rodzinnym domu nie było gazu, paliło się w tzw piecach fizycznych i robiłam to nieraz Happy-Grin A siekiery mi nie dają po drobnym wypadku, kiedy kawałek polana odskoczył w niekontrolowanym kierunku i walną mnie w nogę. Ale przecież takie rzeczy się zdarzają… Pondering

          • Incitatus pisze:

            Zdarzają. Ja kiedyś dostałem w czoło!

            • Quackie pisze:

              Już chyba opowiadałem, jak Najjunior ścinał siekierką drzewko na obozie harcerskim? Było młode i zamiast ładnie, równo się ściąć, to się obłamało nie do końca. Chciał je obuchem dołamać i siekierka mu odsprężynowała od giętkiego pnia ostrzem prosto w czoło. Dobrze, że tylko powierzchownie, ale strupa miał przez parę tygodni.

              • miral59 pisze:

                No to miał szczęście. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to mocniej odsprężynowało Afraid

                • miral59 pisze:

                  Moi dwaj siostrzeńcy kiedyś razem rąbali drzewo. Młodszy trzymał, starszy rąbnął. Chirurg przyszywając odcięty palec stwierdził, że obcięcie było fachowe, bez odprysków i że siekiera musiała być bardzo ostra… Tak to jest, jak się nie zamyka drzwi do drewutni. Chłopcy mieli wtedy 3 i 5 lat. Całe szczęście wszystko się zrosło i jedynie palec nie do końca się zgina. Ale jest… Happy-Grin

  13. Tetryk56 pisze:

    Powitać!
    Mistrzu Q. czy w tym roku wybierasz się na Open’er-a?

    • Quackie pisze:

      A właśnie że nie, byłem w zeszłym, jako szaperon (mocno nieskuteczny, przyznaję) chrześnicy mojej żony, a w tym całkiem nie. Tak się przejęliśmy naborem Juniora, że nie miałem głowy do festiwali. A poza tym – mimo że paru znajomych się wybrało i nawet planowałem się z nimi zobaczyć, z tym że poza terenami festiwalowymi – jakoś mnie to nie rusza w tym roku. Jak już zauważyłem niżej – żal mi bardzo będzie za chwilę wszystkich festiwalowiczów, bo zmokną, nawet w odzieniu i obuwiu przeciwdeszczowym.

      • Incitatus pisze:

        „Szaperon”! Proszę proszę, są młodzi ludzie, którzy znają znaczenie tego słowa! Non omnis moriar!!

        • Quackie pisze:

          Znają, znają. Jak mi się, za przeproszeniem, urwała z łańcucha, a komórkę wyłączyła, to przez półtorej godziny palce gryzłem z przerażenia, co się z nią dzieje, czy może narkotyki jakieś, czy też zdrowy, młody mężczyzna. Nigdy więcej takiego brzemienia.

          • Incitatus pisze:

            : ) Daj na mszę dziękczynną, że nie jesteś ojcem córki!
            No i w końcu co było, bom ciekaw?

            • Incitatus pisze:

              PS W końcu zdrowy lepszy od chorego, no nie??

            • Quackie pisze:

              Jak mogę domniemywać, był młody, zdrowy mężczyzna, ale nie tak, jak mój brudny umysł przypuszczał, tylko o wiele bardziej romantycznie (jak się zostawia pliki na moim komputerze, to ja się wielu rzeczy potrafię dowiedzieć…) Na mszę mogę dać, tym bardziej, że udobruchany licealnym awansem Junior trochę się rozkrochmalił i udzielił mi kilku ciekawych spostrzeżeń nt. koleżanek z klasy, które miałem okazję podziwiać w pełnej krasie podczas balu gimnazjalnego, na którym byłem ochotniczym strażnikiem męskiej toalety.

              • Incitatus pisze:

                Quackie!! Ty mnie chyba w końcu do rozpaczy doprowadzisz!!!
                Kto pilnował damskiej??

                • Quackie pisze:

                  Zapewne jakieś panie-ochotniczki z innej klasy. Tam jest taki układ, że pilnują zawsze panowie lub panie, stosownie do „płciowości” toalety, ale zawsze rodzice uczniów z klasy, która ma „swoją” salę najbliżej danej toalety. W naszym przypadku sprowadzało się to do miłego spotkania towarzyskiego z wychowawczynią i innymi rodzicami, plus patroli co kwadrans. Nic zdrożnego ani nielegalnego nie wykryto, o ile mi wiadomo, palenie i alkoholizowanie się odchodziło całkiem gdzie indziej.

                • Incitatus pisze:

                  No przecież dzieciaki nie głupki, jak palić w toalecie kiedy pilnuje jej wapniak!? Idzie się w miejsce, gdzie nikt nie będzie sprawdzał czy palą Marlboro czy co innego.
                  My na studniówce mieliśmy magazynek w pracowni fiz-chem ( a jak!!) i przygotowane stosownie wcześniej flaszki z „lemoniadą”
                  Wprawnemu oku jednej z nauczycielek nie uszedł jednak fakt, że cosik mocniejszego mamy w szklaneczkach na stole, bo półgłosem zwróciła mi uwagę żebym lemoniady oranżadą nie popijał, bo ktoś może się tym poczuć troszki zdziwiony!: )

  14. Quackie pisze:

    Jestem z powrotem. Dzień był bogaty we wrażenia – rano z Miral na wycieczkę po parkach, potem wytężona praca, i wszystko tak się złożyło, że koło 13:00 mogłem iść na ogłoszenie wyników naboru do liceum (Junior dostał się tam, gdzie chciał, Hosanna!) i dokończyć drobne poprawki do dzisiejszej raty zlecenia. W związku z tym tuż przed 16:00 wyskoczyłem z domu w stroju organizacyjnym cyklisty i odbyłem szybką wycieczkę rowerową do Rewy i z powrotem (ok. 20 km w jedną stronę, czyli w sumie ze 40, czas 2h 15, kalorie spalone – nie wiadomo). Wróciłem pół godziny temu, na 10 minut przed pierwszym deszczem (jest takie amerykańskie określenie „perfect timing”) i jeszcze zdążyłem pomóc małżonce w pewnym zadaniu wymagającym użycia komputera i Internetu. Od zachodu idą ciemne chmury, zaraz będzie pewnie sakramenckie oberwanie chmury (współczuję zna- i nieznajomym na festiwalu Open’er), a ja omdlewam sobie rozkosznie przed komputerem. Nogi mnie nawet nie bolą, ale barki i przedramiona, które pracowały na kierownicy – owszem.

  15. Quackie pisze:

    Oj, błyska się BARDZO. I grzmi stosownie. Wrócę, jak się wybłyska i wygrzmi. Na razie.

    • Quackie pisze:

      No i guzik, znaczy w sumie dobrze, jakoś tak przeszło bokiem, wg kolegi inżyniera „spotkały się dwie komórki burzowe”, na szczęście nie bezpośrednio nad Gdynią.

  16. misiekpancerny pisze:

    Dobry wieczór 🙂 Miralko, bez obrazy, ale za czytanie i oglądanie wezmę się jutro, mam taki zakręcony dzień, że wyglądam jak słoik:)

    • Incitatus pisze:

      Cześć: )) Ty to musisz dopiero być szczęśliwy! Aż zazdrość bierze!!: )

    • miral59 pisze:

      Nie przejmuj się Miśku Happy-Grin Co za różnica kiedy przeczytasz. Wiem jak to czasem bywa, bo sama nieraz nie mam czasu, ani ochoty na nic. Padam na pysk i nawet najciekawsze rzeczy do czytania odkładam na jutro, bo nie widzę dokładnie liter Wink Wypoczniesz, to poczytasz Buziak

  17. Incitatus pisze:

    Dobranoc: )))
    Gonią spać!
    Rekonwalescent ponoć jestem!! Ale do roboty to zdrowy jak byk!!: ((

  18. miral59 pisze:

    Jeszcze wczesna godzina (o dziwo i u Was i u mnie:) ), więc najpierw powiem dzień dobry Hi A potem w skrócie powiem czego się dowiedziałam na temat moich bielików amerykańskich. Znowu łaziliśmy z mężem dokoła, a bielików ani śladu. Małżonek poradził, żeby zapytać w Visitor’s Center w Starved Rock State Park gdzie je schowali Wink Przy okazji moje szczęście ślubne zaprosiło mnie na lody (tylko okazało się, że nie ma ze sobą pieniędzy 🙂 ). Przy punkcie informacyjnym kłębił się tłum ludzi. Nie znoszę tłoku… Ale wypatrzyłam, że jedna kobitka z obsługi stoi bezrobotna. Podeszłam i zapytałam o te „bald eagle” Happy-Grin Grabnęła z lady mapkę terenu i zaczęła tłumaczyć. Okazało się, że tych orłanów jest u nich dostatek, ale zimą. Na wiosnę rozpraszają się po swoich terenach. Domyśliłam się dlaczego… Bieliki żywią się rybami i na zimę migrują w cieplejsze rejony. Przez grubą taflę lodu nie są w stanie się przebić i padłyby z głodu. Zostają tylko te, które mieszkają nad niezamarzającymi akwenami. Na Illinois River jest tama wodna i woda tam nawet w największe mrozy nie zamarza. Bielikom nie chce się lecieć nie wiadomo ile w cieplejsze strony, przylatują więc tu… Powiedziałam co o tym myślę tej pracowniczce, a ona to potwierdziła. Powiem nawet nieskromnie, popatrzyła na mnie z uznaniem Ashamed Nawet powiedziała mi, że mam całkowitą rację… Także na sesję zdjęciową z bielikami amerykańskimi wybieramy się zimą Happy-Grin Mogę jedynie dodać, że ptak ten jest symbolem narodowym USA…

    • Incitatus pisze:

      Witam: )) Te Amerykance orła nam jednak nie podpylili!!
      No, prawdę powiedzieć ten nasz to albinos, czyli wybryk natury, aliści swojski!!

      • miral59 pisze:

        Ano, nie podpylili Happy-Grin Poza tym, bielik amerykański jest z rodziny jastrzębiowatych i niektórzy mówią na niego „orłan”, a nie orzeł Happy

        • Incitatus pisze:

          Tak się składa, że nasz orzeł też jest orłanem!! „…Polskim godłem nie jest biały orzeł, choć z taką świadomością żyje większość Polaków. Problem z klasyfikacją ptaka na czerwonym tle łatwo rozstrzygają ornitolodzy. Okazuje się, że bardzo podobne stworzenie rzeczywiście występuje w Polsce, ale jest to Orłan, ptak z rodziny jastrzębiowatych.

          – Ptak na godle ma nieopierzony w całości skok, więc według systematyki nie jest orłem a orłanem, ponieważ orły mają upierzone nogi aż do palców – mówi serwisowi nowiny.pl Tomasz Sczansny, ornitolog Parku Krajobrazowego Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich….”
          No i co!??

  19. Incitatus pisze:

    Widzę, że ja tu sam morde dre jak Hagar na pustyni!
    No to se ide rozmownych towarzyszy broni poszukać!
    Jakby co to posty do mnie proszę adresować na Berdyczów!! O!!!

  20. Alla pisze:

    Dzień dobry… Oglądnęłam, poczytałam do połowy 🙁 pozostałą część po południu, łącznie z komentarzami.
    Dobrze zarabiający pan minister zmienił formularze sprawozdawcze na dwa dni przed terminem wysłania… Cała moja praca zdała się psu na budę (żeby).. Go..
    Na spokojnie podelektuję /razem czy osobno?? hę??)się tym co lubię czyli naturą i pobratymcami 😀 i nie tylko 😉

  21. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Pogoda nadal niespokojna, a ponieważ po południu wybywamy jak wyżej, do roboty czas się wziąć. Zobaczymy, ile dziś się uda namachać, tymczasem na razie!

    PS. Senatorze, jak przeczytałem Twoje detaliczne opisy, czym zanęcać, a na co łowić etc., to żałuję, że nie jestem wędkarzem! Przy okazji przypomniał mi się taki dowcip:

    Jaki jest najgorszy koszmar wędkarza? Że po jego śmierci żona sprzedaje jego sprzęt za cenę, jaką jej powiedział, że za niego zapłacił.

    • Incitatus pisze:

      Quacku…. To ostatnie zdanie to jest szczera prawda!!: ))
      – Ile ten kij? – pyta mnie żona.
      – Iii…..! – Krzysiek wygrał na zawodach i dał mi w prezencie!
      – Tez byś pojeździł na zawody, a tak musisz mu coś w rewanżu kupić!
      – Dobrze, kupię.
      – Pamiętaj tylko żeby nie był gorszy!
      W ten sposób mam dwa!!: )))))

    • Alla pisze:

      Witaj Panie Q 😀 a machaj, machaj.. Przynajmniej nie czuję się osamotniona Happy-Grin

  22. Quackie pisze:

    Robota skończona, to na zakupy i do pakowania gonią. Oj, nie mam ja szczęścia dzisiaj!

  23. Jasmine pisze:

    Witając pozdrawiam serdecznie. Hi
    Po długotrwałych rozważaniach (Jak wysłać tekst bez internetu mając tylko adres mailowy?) mój super net się zlitował i załapał. Biedaczek męczył się prawie całą dobę. 🙁 Się odzywam korzystając z okazji zanim znowu, zmęczony kilkuminutową pracą padnie. Bardziej leniwy niż ja a nawet Senatora w lenistwie przebija. 😆
    Do… być może nawet dzisiaj. Bye

  24. Quackie pisze:

    A ja już się wyłączam. Jako że na Pojezierze Brodnickie Internet dowożą cysternami – do niedzieli zapewne! (Mam tylko nadzieję, że wynik meczu Janowicza będzie się dało jakkolwiek poznać!).

  25. Jasmine pisze:

    Hi Thinking Ssshh
    Wracam przed telewizor. 🙂 Dziś dla mnie sportowa uczta. Tenis i siatkówka. 😉
    Bye

  26. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Poprzedniej nocy zainstalowałem aktualizacje WordPress’a i mam wrażenie, że zaczął nieco szybciej chodzić. Czy wy też to zauważacie, czy może jest to moje „postrzeganie życzeniowe”?

  27. Incitatus pisze:

    No, chyba zaiwania gdzieś tu do nas burza…Czas się wyłączyć. Dobranoc: )))

  28. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór ! U mnie tylko chmury, burza nie straszy!

Skomentuj miral59 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)