Jeżdżąc często autostradą I-90 widziałam w dali jeziorko z wysepką, a na niej, na drzewach białe plamy czapli. W tym roku zauważyłam, że nie ma już tego białego. Ale ktoś mieszkał na wyspie. Któregoś dnia zobaczyłam przelatującego nad autostradą kormorana… Postanowiłam sprawdzić co tam się dzieje. Sprawdziłam na mapie jak mogę tam dojechać. W piątek (5 kwietnia), po pracy wzięłam małżonka i pojechaliśmy…
Owszem, dojechaliśmy, ale nie miałam gdzie zaparkować. Teren z wyspą należy do korporacji AT&T. Mają ogromne parkingi i garaże, ale baliśmy się zostawić tam samochód, bo mogliby go nam odholować… Tu prawo do własności jest dość ściśle przestrzegane… Niepocieszona wyjechałam stamtąd…
Wracałam trochę inną trasą niż przyjechałam i po drodze zobaczyłam wjazd na teren parku – Paul Douglas Forest Preserve. Oczywiście skręciłam…
To co zobaczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania…
Nie wiem w sumie, jak ten teren nazwać. To nie są jeziorka, a właściwie bajorka, porośnięte trzcinami i trawą. Dokoła jest łąka jak step szeroka, na której nikt nie zebrał zeszłorocznej, wyschniętej trawy…
Posłużyłam się „Wujkiem Google”. Dokoła tego parku biegnie ścieżka rowerowa i ma ona 12 km długości. Jak policzyłam, ten cały park ma ok. 900 hektarów powierzchni… albo już całkiem zapomniałam matematyki…
Nie poszliśmy w zasadzie daleko. Nie mieliśmy na to czasu. Tutaj parki zamykają zaraz po zachodzie słońca, a dla tych, którzy nie zastosują się do przepisów, są dość dotkliwe kary. Nie mam kasy na mandaty (taka jestem skąpa).
Czułam niedosyt, bo to miejsce bardzo mi się spodobało. W niedzielę już od rana muliłam małżonka, żeby tam znowu pojechać. No i pojechaliśmy!!!! Tym razem prosto do tego parku. Postanowiliśmy obejść rozlewiska dokoła i dojść do czaplich platform jak najbliżej. Ścieżką rowerową doszliśmy do małej zastawki i mostku. Między nimi utworzyła się mała sadzawka, a w niej… zobaczyliśmy całe stado żółwi. Gdy doszliśmy wszystkie pouciekały w głąb. Widać je było, ale na zdjęciu nie wyszły. Zaraz za mostkiem skręciliśmy ze ścieżki. Nie miałam zamiaru iść lasem te 12 km…
Po drodze w szuwarach widzieliśmy całe stada różnych kaczek, nie tylko tych najpopularniejszych – krzyżówek. Zachwyciły mnie malutkie ptaszki latające nisko nad wodą. Były pięknie niebieskie z takim metalicznym połyskiem. Nadobniczka drzewna…
Szliśmy wytrwale do przodu, chociaż parę razy musieliśmy zawracać. Miejscami nie dało się przejść w miarę suchą nogą…
W końcu doszliśmy do czaplich platform. Całkiem pokaźna z nich kolonia. Dostępu do gniazd broniła nie tylko wysokość, ale i woda. Nie dało się podejść za blisko. I jak mi się wydaje słusznie. Po drugiej stronie rozlewiska widziałam jakąś rodzinkę. Dzieciaki darły dzioby i próbowały te czaple straszyć. Normalnie swędziały mnie ręce… Na szczęście i dla nich i dla mnie, gdy tam doszliśmy, już dzieciarnia z rodzicami sobie poszła. Pewnie nie wytrzymałabym i powiedziała im coś do słuchu. Jak chcą powrzeszczeć, to niech jadą do Downtown Chicago. Tam jest taki zgiełk, że ich wrzasków i tak by nikt nie usłyszał.
Jestem uparta i postanowiłam dojść do moich kormoranów na piechotę. Cóż znaczy te parę kilometrów w tą, czy w tamtą… Poszliśmy łąkami… Są rzeczywiście ogromne…
Szliśmy „po oranym” bez żadnej ścieżki. Po drodze minęliśmy staw z kilkoma ogorzałkami małymi i w końcu doszliśmy do jeziorka z kormoranami… To była też cała kolonia!!!! I nie tylko kormoranów, ale i czapli modrych. Jakoś się ze sobą godziły…
Dobrze, że moje szczęście ślubne kupił sobie taki lepszy aparat, bo nie miałabym ani jednego zdjęcia. Te kormorany są stanowczo za szybkie jak na moje możliwości, a właściwie mojego aparatu… Już się zbieraliśmy do powrotu, gdy zobaczyliśmy cień na niebie… Drapieżnik!!!! Jakoś ani na kormoranach, ani czaplach nie zrobił żadnego wrażenia… za to wśród kaczek, owszem…
Myszołów rdzawosterny. Z tego co zauważyłam, bardzo popularny na tych terenach…
… a jak dla mnie dostojny i wyniosły… Uważam, że niepotrzebne są do tych zdjęć żadne komentarze…
Wracaliśmy tą samą drogą, czyli trochę ścieżką rowerową, trochę polami. Bywam uparta. Namówiłam męża, żeby jeszcze zajrzeć do żółwi… Też uciekały, ale udało się zrobić zdjęcie… przy okazji żabie…
Minęło kilka dni. Znowu jechałam do Elgin i przejeżdżałam koło tego jeziorka z kormoranami. Na drzewach zobaczyłam białe plamy czapli. Musiałam tam pojechać!!!! Oczywiście znowu zaczęłam mulić małżonka na wyjazd. Dobrze, że on też takie wycieczki lubi, bo chyba by ze mną zwariował…
Przyleciały!!! Takie bialutkie i dostojne!!!! I też się na wyspie pomieściły. Pewnie dlatego, że czapla biała gniazduje w krzakach, a nie, jak czapla modra, czy kormoran, na drzewach.
Szkoda tylko, że te bielutkie czaple prawie cały czas w tych krzakach siedziały i ciężko był je aparatem wyłowić…
Minęło trochę czasu i ubiegłej niedzieli postanowiłam odwiedzić swoje czaple i kormorany. Doszłam do wniosku (słusznego zresztą), że powinny być już młode i że muszę to zobaczyć…
Pojechaliśmy… Najpierw obowiązkowo moja ulubiona wysepka z kormoranami. Jak tam się cudnie zrobiło!!!! Alejki widać rzadko używane, zarosły trochę mchem i trawą… Małżonek narzekał, że jest trochę za ciemno na zdjęcia, zbyt pochmurno… Ale za to jakie widoki!!!!
Połaziliśmy trochę dokoła wyspy i pojechali dalej, do platform z czaplami modrymi…
Już na parkingu spotkaliśmy ptaszka, którego nie mam w kolekcji. Latał w te i nazad i tylko na króciutkie momenty przysiadał na trawach…
Poszliśmy do żółwi, ale ich nie było. Widocznie są w tej sadzawce tylko wczesną wiosną. Tak jak poprzednim razem skręciliśmy ze ścieżki i poszliśmy poza szlakiem w stronę platform. W wysokiej trawie ciężko było iść… i tak trochę dziwnie. Widzisz co jest daleko przed tobą, a nie wiesz co masz pod nogami… Weszliśmy w las i mijając po drodze polany i małe sadzawki szliśmy w stronę czapli…
Byliśmy już blisko. Małżonek poleciał przodem, bo zagapiłam się na cudne kwiatki. Krzyknął do mnie z daleka, żebym dobrze patrzyła pod nogi, bo w tej trawie (już niskiej) są dziury i można wpaść w wodę. Popatrzyłam… W ostatniej chwili zauważyłam węża… Rzucił się w moją stronę, a ja w popłochu odskoczyłam w tył… Zanim nakierowałam na niego aparat, w trawie mignął mi tylko koniuszek jego ogona… A szkoda. Zmarnowałam taką dobrą okazję zrobienia fotki… Po powrocie do domu obejrzałam wszystkie węże ze stanu Illinois i doszłam do wniosku, że był to pończosznik. Wąż z rodziny zaskrońców…czyli nic groźnego. Ale od tej pory uważniej patrzyłam pod nogi…
Spod platform poszliśmy skrajem krzaków. Trochę się rozdzieliliśmy z mężem. On chciał spróbować zrobić zdjęcia mrówkom, a mnie nie chciało się sterczeć nad nim. Poszłam więc wolniutko dalej. Podziwiałam pięknie kwitnące krzaki i drzewa. Zrobiłam zdjęcie czyżykowi… Co chwila patrzyłam pod nogi. Wiadomo – węże… W pewnej chwili zauważyłam na swoich jasnych spodniach czarne cętki. Myślałam, że to pajączki. Mój małżonek niezadowolony szedł w moją stronę. Nie udało mu się z tymi mrówkami. Pokazałam mu pięknie kwitnące drzewko i powiedziałam, żeby sobie to cykną, to mu się humor poprawi. Jednocześnie powiedziałam, że chyba wlazłam w gniazdo młodych pajączków, bo mam w tym całe spodnie. Małżonek zrobił to zdjęcie i powiedział, że on też chyba w coś wlazł, bo ma wrażenie, że coś po nim łazi. Zdjął koszulkę… Dopiero teraz popatrzyłam lepiej na te „pajączki”. A to były kleszcze!!!! Na koszulce męża, po wewnętrznej stronie łaziło ich chyba ze dwadzieścia. Nie dało się ich tak normalnie wytrzepać. Trzeba było odrywać. Trzymały się jak kleszcze….
Czułam, że coś i po mnie łazi. Rozejrzałam się dokoła. Nie było nikogo w zasięgu wzroku. Rozpięłam spodnie i lekko je zsunęłam. Małżonek klął i ściągał mi z wewnętrznej strony spodni kleszcze. Też przynajmniej ze dwadzieścia… Miałam je na butach i po koszulką. Ruszyliśmy „do wyjścia”… Najpierw zatrzymywaliśmy się, żeby to paskudztwo z nas strząsać. W końcu małżonek powiedział, że oczyścimy się na bezpiecznym terenie, bo jak zaczniemy się zatrzymywać co dwa kroki, to nas tu żywcem zjedzą. Ruszyliśmy z kopyta… Trawa sięgała nam do łydek. I całe szczęście, bo w takiej do pasa, to byśmy ich nabrali!!!! Wyszliśmy na skoszoną trawę. Tu już było bezpiecznie. Znowu mieliśmy te kleszcze wszędzie. Zdejmowałam buty, bo w nich też to paskudztwo siedziało. Nie przesadzę, gdy powiem, że ponad setkę tego zdjęliśmy z siebie… Już spokojniej szliśmy na parking. Dokoła nas latało sporo ptaszków, które też widziałam po raz pierwszy. Nawet udało się im zrobić kilka wyraźnych zdjęć. Ryżojady… Na parkingu toaleta otoczona było takimi żółtymi stalowymi linami. Gdy przechodziliśmy, usiadł na nich ptaszek. W pierwszej chwili myślałam, że to nadobniczka drzewna, ale później przypomniałam sobie, że jest ona od spodu biała… A to była dymówka, też z jaskółkowatych. W górze znowu zamajaczył cień drapieżnika. Ale był za wysoko na dobre zdjęcie. Nawet jak na aparat męża. W pewnej chwili zobaczyliśmy przy tym myszołowie malutki punkcik. Jakiś ptaszek atakował go zajadle. Małżonek zawziął się i zrobił im zdjęcie. Nie za dobrze to widać, ale trochę… Wsiadaliśmy do samochodu, ale przedtem jeszcze raz się obejrzeliśmy. Pod koszulką znalazłam kolejne dwa kleszcze i małżonek pod swoją też.
W domu polecieliśmy od razu do pralki. Ściągaliśmy po kolei wszystkie ciuchy, uważając, żeby żadnego kleszcza, jeśli jakiś się jeszcze uchował, nie zgubić. I tak jak zawsze segreguję pranie na kolory, tym razem walnęłam wszystko razem. Od razu włączyłam pralkę… Nagusieńcy w okularach na nosie zaczęliśmy się nawzajem oglądać… I nie były nam w głowie żadne fiki-miki (to tak, żeby było jasne!!!). Znalazłam u męża jeszcze jednego kleszcza. Pod pośladkiem. Jeszcze nie zdążył się wpiąć… na szczęście…
Ciuchy prałam dwa razy… Potem zajrzałam do internetu (trzeba to było zrobić wcześniej) i wyczytałam, że pranie kleszczom nie szkodzi. Całe szczęście suszarka je zabija. Przegoniłam więc suszarkę dwa razy, tak dla pewności… Pojechaliśmy do sklepu. Po powrocie poczułam, że coś mi lezie po nodze… kleszcz. Aż mi się niedobrze zrobiło. Przecież zmieniłam ubranie i wykąpałam się!!!! Nie powinnam już ich mieć!!! We wtorek mąż znalazł kleszcza we włosach. Jak na razie to ostatni znaleziony… Ale co chwilę wydaje mi się, że coś po mnie lezie. Mam nadzieję, że ten uraz mi przejdzie…
Wiem jedno. Do tego parku już nie pojedziemy. Nie mam zamiaru się narażać. Małżonek wyczytał, że tutaj kleszcze są do września i co najmniej do października moja noga tam nie postanie. Jak sobie przypomnę ile ich było, to normalnie mam dreszcz obrzydzenia…
Jedna korzyść z wycieczki, to piękne zdjęcia i kilka nowych ptaków do kolekcji…
Zapraszam na wycieczkę po Paul Douglas Forest Preserve. Wam niczym ta podróż nie grozi
Znam się z kleszczami z powodu moich psów…..obrzydliwe i wyjątkowo odporne na zniszczenie. Dobrze, że żaden Was nie udziabał !
Ja też miałam okazję poznać. Wiele lat temu mój syn miał dwa. Koleżanka mu je wtedy wyciągała, bo ja się bałam. Bałam się, że oberwę tułów i łepek zostanie, a ona miała w tym wprawę. Całe szczęście nie były to chore kleszcze i na strachu się skończyło.
I też jestem zadowolona, że żaden z kleszczy nas nie udziabał
Mój znajomy uwielbia łazęgi po lasach, a kleszcze do niego ciągną jak do miodu… mimo starannego oglądania, po wyprawie, któryś go dziabnął i musiał przejść kurację przeciw boreliozie. Szpitalną, niestety. Paskudztwo..
Wracając do wczorajszego wątku; serdecznie dziękuję i Pachnącej Jasmince i Misiaczkowi, co to niby antyreumatyczny jest 😀
Szczególne dla naszego uroczego Pluszaka (!!!) 😉 że dzielnie dotrzymał towarzystwa dziewczętom i ujawnił wiersze pisane w skrycie (?!) Do…M…
Ten wierszyk był taki świeży i zakochany, więc się dopytywałam 🙂
Dzień niech będzie jak najlepszy dla wszystkich.
Zdjęcia popodziwiam popotem, teraz idę po kawę, coby mnie rozbudziła do końca (Gęba się drze, do drugiej chce :?:) i poczytam. 🙂 A jest co. 🙂
Nareszcie Mireczko.
Dużo tego, nie dziwię się zatem, że tyle czasu Ci zajęło.
Do zaniebawem.
Dzień dobry ! Mirelko..
. świetna lektura na burzowo- deszczowy poranek. Żebym tylko nie musiała się wyłączyć, bo mocno pomrukuje… a deszcz uparcie pada)
Dzień dobry
Nie mam talentów pisarskich jak tutejsi mistrzowie
Mam nadzieję, że burza przeszła bokiem 
Przeczytałam, popatrzyłam, z zachwytem
… zdjęcia są naprawdę udane ! Śliczne są czaple modre, z tym zalotnym czubem! Imponuje mi wiedza Mirelki o ptakach…
Jesteś, Mirelko wspaniałą przewodniczką !
i zapał do wędrówek po chaszczach też !
Nieodmiennie zadziwia mnie uroda natury….
Dziękuję
Lubię łazikować. Natura jest piękna i to niezależnie od kontynentu. Wystarczy się trochę rozejrzeć dokoła. I niekoniecznie trzeba przylecieć do USA, żeby znaleźć takie cuda. Może nie wszystko co pokazałam można w Polsce spotkać, ale są inne równie piękne ptaki, czy kwiaty… Wolę takie wędrówki po bezdrożach niż łażenie po mieście, czy (co gorsze) po sklepach 
Witaj w klubie… też nie lubię łazić po sklepach. Wole górki ( jak starczy tchu) i dolinki:)
Tylko z fotografią jestem na bakier i to się raczej nie zmieni :(że już nie wspomnę o znajomości roślin i ptaków…. mizernej 🙁
Ja też nie jestem profesjonalnym fotografem. Robię zdjęcia jak umiem. Mam córkę profesjonalistkę, która robi profesjonalne zdjęcia. Kiedyś jej powiedziałam, że nie mam o swoich zdjęciach zbyt wysokiego mniemania, bo są to tylko takie do rodzinnego albumu, a nie na jakieś wystawy. Przyznała mi rację. Podejrzewam, że gdybym poszła z tymi zdjęciami na jakiś portal fotograficzny, to zjechaliby mnie dokładnie i znaleźliby całą masę błędów technicznych. I dlatego nie idę
A jeżeli chodzi o znajomość roślin i ptaków… Dzięki atlasowi zaczynam poznawać ptaki. Najpierw angielskie nazwy, a potem polskie. Bardzo pomocny jest też internet. To mnie po prostu ciekawi. Roślinki lubię, ale nie znam się na nich zupełnie. Dobrze, że chociaż różę od astra odróżnię
Westchnęłam z zachwytu. Nie tylko przeczytałam tekst, ale też zobaczyć wszystkie zdjęcia w miarę płynnie mi się udało. Cieszę się bardzo, że nie musiałam odkładać na później oglądania tych cudowności.
Mireczko, oboje z mężem macie rzadko spotykany dar. Nie zależy on od mniej czy więcej dobrego aparatu. Umiecie patrzeć. Mrówka, skorupka… Większość by rozdeptała i pognała dalej, często z wrzaskiem, jak te dzieciaki. Ty w dodatku umiesz to wszystko opisać tak, że ma się wrażenie, iż jest się tam z Wami.
Przeraziły mnie kleszcze. Pojedyncze widziałam nie raz, ale w takiej masie, na szczęście, nigdy. Sprawdzałam czy jest coś, co przed nimi chroni. Jest, ciekawe czy skuteczne.
Podoba mi się dosłownie wszystko w Twojej słowno-fotograficznej relacji. Dziękuję. Podziwiam, tym bardziej, że mam siostrę która też tak „szaleje” z aparatem i zdaję sobie sprawę ile to wysiłku kosztuje, nie robi się samo. Ale jak widać warto.
Żeby nie było, że dosłownie wszystko jest do końca wspaniałe, bez zarzutu, zauważyłam JEDNĄ literówkę.
Podsumowanie:

Cieszę się, że udało Ci się wszystko przeczytać i obejrzeć bez zbytnich kłopotów. Wiem jak denerwuje, gdy komp się wiesza i trzeba wszystko zaczynać od początku
Żeby niczego nie przegapić… I często nie idziemy ramię w ramię, żeby sobie nawzajem nie przeszkadzać. Nie tracimy kontaktu wzrokowego, ale też trzymamy pewną odległość. I chociaż jestem gadułą z natury, na takich wycieczkach zmieniam się w milczka. Bo takie gadanie przeszkadza w skupieniu. 

Na takie wycieczki jeździmy z „wyostrzonymi zmysłami”
A kleszcze też mnie przeraziły. Nie wyobrażałam sobie, że tyle może ich być w jednym miejscu. To był horror, który na długo zapamiętam. Ciekawi mnie jak długo będę miała wrażenie, że coś ciągle po mnie łazi
Czy Twoja siostra też robi zdjęcia ptakom? Ptaki, owady i dzikie zwierzęta, to bardzo trudne obiekty, bo nie chcą poczekać, aż fotograf zrobi zdjęcie
Uciekają szybko i niestety dużo wtedy zależy od dobrego aparatu, a właściwie jego szybkości. Bardzo trudno było zrobić zdjęcia jaskółkom. Są małe, szybkie i tor ich lotu jest nieprzewidywalny.
Muszę poczytać to jeszcze raz. Może sama znajdę i poprawię 
Dużo też zdjęć idzie do kosza. Trudno komuś pokazać zdjęcie koniuszka ogona, czy smugę zamiast ptaka
Szkoda, że nie wiem w którym miejscu ta literówka
Moja siostra ma identycznie. Teraz to nie problem, można podejrzeć zdjęcie. Gorzej było kiedyś, gdy efekt widziało się dopiero po wywołaniu. Co nie zmienia faktu, ze potem godzinami, po zrzuceniu zdjęć na dysk, gapi się w monitor i przebiera, wybiera. Tego najbardziej nie lubi. Jest grupka zapaleńców, w środku nocy jadą gdzieś i potrafią siedzieć w kompletnej ciszy, praktycznie bez ruchu, aż coś raczy się pojawić, albo i nie, tym razem. A przecież wiadomo, że to coś tam jest. Żywe oczywiście. Fruwające, biegające. To się nazywa prawdziwe polowanie.
A literówką się nie przejmuj. Napisałam o niej żartując.
No właśnie
Kiedyś nie chciałam robić zdjęć, bo zdarzało mi się, że z całej kliszy dobrych było tylko kilka sztuk. A teraz nastawiam na automat, a jak robię zdjęcia lecącym ptakom, to na seryjne i po prostu pstrykam
Małżonek jak fotografuje kwiaty, to ustawia, nastawia i trwa to bardzo długo zanim pstryknie. Ale efekty są cudne…
A takie bezkrwawe łowy są najlepsze. Nikt nie ginie i można potem pokazać swoje trofeum wszystkim. Na razie ciągle pada, ale wybieramy się z mężem nad jezioro Michigan przed wschodem słońca. To musi być cudne… Taka słoneczna kula wyłażąca z wody… bezkresnej wody…
Dzień dobry
Dziękuję Wam za tak miłe słowa na temat mojej pisaniny
Cieszę się, że Wam się to spodobało
Z mężem praktycznie co tydzień gdzieś jedziemy, bo oboje lubimy takie wycieczki. Wczoraj nigdzie nie byliśmy, bo padał deszcz, dziś też pochmurno, więc chyba też się nigdzie nie wybierzemy. Chyba że na zakupy 
Mirelko… o Waszej umiejętności patrzenia napisała Jaśminka. Ja się podpisuje ” obiema rencami”… to jest właśnie to: wrażliwość na świat i umiejętność wyłapania pięknych drobiazgów. Zuchwale powiem, że liczę na więcej …. w przyszłości nieodległej !
Jak już pisałam, najpierw muszę się nauczyć umieszczać zdjęcia na czymś tam (mój syn wie jak się to coś nazywa, ja nie) i potem z tego korzystać przy pisaniu takich opowiadań. Można wtedy umieszczać pojedyncze zdjęcia i opowieść jest łatwiejsza, bo opisuje się kolejne zdjęcie i sytuację w której powstało.
Wydaje mi się też, że na Wyspie wszyscy to mają. Tą wrażliwość na świat. Te piękne opowiadania, które nasi mistrzowie piszą, nie mogłyby powstać, gdyby nie takie umiejętności.
Dzień dziś senny i pochmurny, ” piżamowy” ….. zasnęłam w fotelu, a to nie jest reguła….
DzięDobry Pięknym Paniom :)) Przypominam delikatnie, iż do przyrody przynależą również kleszcze, pluskwy, komary, meszki, barszcz Sosnowskiego, rozmaryn i tabaka :)))
Witaj Stateczku.

Stanowczo protestuję przeciw umieszczeniu w tym szacownym gronie tytoniu.
Dzień dobry miłemu Panu
Zgadzam się, że wszystkie wymienione insekty (i nie tylko) należą do przyrody. I bardzo dobrze, że należą, bo służą jako pokarm wielu ptakom i zwierzakom. Tylko niech ta część przyrody trzyma się ode mnie z daleka, bo jakoś dziwnie jej nie potrzebuję
A już służyć kleszczom za autostradę, czy pomoc w rozmnażaniu nie mam najmniejszej ochoty 
Witaj Stateczku
…. zgadza się, to też jest przyroda….. do unikania 🙂 
Dzień dobry! Jestem z powrotem w domu, program pobytu mieliśmy tak bogaty, że komputer leżał odłogiem zupełnie, za co przepraszam.
Relacja zachwycająca, nic dodać, nic ująć. Zdjęcia przyrody – i nieba, i ptaków, i tych wstrętnych kleszczy – rewelacyjne. A propos kleszczy, być może można wrócić w to miejsce, ale po uprzednim spryskaniu się jakimś środkiem? Szkoda by było rezygnować z takich widoków!
Zdjęcia czapli, na których widać nawet ich żółte oczy, musiały być robione niezłym teleobiektywem, zresztą te z myszołowem i jeszcze parę innych też. Znakomite kormorany w locie, z rozmazanym dynamicznie tłem. Jak to czytałem, to miałem takie poczucie, że można by ten wpis pokazywać na lekcjach, np. na biologii, w ramach tematu o biocenozach, bo całość jest i dokumentalnie, i artystycznie kapitalna.
Witaj Quackie

Tak jak Bożenka jestem zdania, że to bardzo dobrze, iż nie miałeś dla nas czasu.
Witaj Kwaku ! Pocztę już odczytałeś czy Wyspa miała pierwszeństwo ?
Oj, pardon, odpiąłem tę pocztę od głównej skrzynki i muszę osobno ją sprawdzać! Już idę.
Dzień dobry ! Popieram dziewczyny
Lepiej się dobrze bawić, niż z nudów być na Wyspie 
I oczywiście będą materiały do nowych opowieści…
Pisałam już, że moje szczęście ślubne kupiło sobie aparat na te wycieczki. Nie jest on amatorem robienia zdjęć ptakom. Woli kwiatki, bo ma czas na odpowiednie ustawienia. Ale rozumie moją pasję i wie, że swoim aparatem nie jestem w stanie z dużej odległości zrobić zdjęcia. Nie łapię ostrości. Kiedyś będąc w Starved Rock State Park widzieliśmy setki pelikanów szykujących się do odlotu. Przepięknie to wyglądało. Zrobiłam kilka zdjęć, ale wyszły tylko rozmazane białe plamy. Wszystkie poszły do kosza…
Mamy w planach nową wizytę w tym parku stanowym. Doczytaliśmy w internecie, że żyją tam bald eagle, czyli bieliki amerykańskie. Byliśmy tam kilka tygodni temu, ale udało nam się trafić tylko na sępnika różowogłowego. Czyli jeszcze wszystko przed nami
Witam wszystkich już powrócony (na niedługo).

Gratuluję, Miralko, znakomitego reportażu! Nie rozwijam ocen, bo dostatecznie wnikliwe znalazłaś wyżej 😉
Często bywając na Mazurach, miewam spotkania zarówno z czaplami i kormoranami, jak i niestety z kleszczami. Na szczęście jednak nigdy nie zaatakowała mnie taka banda jak ciebie. Niestety wydaje się, że kleszcze są aktualnie w natarciu – małżonka złapała jednego (i to zakażonego) na trawniku w mieście! Trzeba się bardzo uważnie oglądać – no i mieć trochę szczęścia…
Kleszcze wolą psy, co jest powszechnie znane… ale nie dlatego mam psa 🙂 choć mnie kleszcze specjalnie nie lubią 🙂
Dziękuję za tak pochlebną opinię
Tak jak w Matthiessen State Park zobaczyliśmy w jeziorze całe stada żółwi. Nie wiadomo było w którą stronę patrzeć. Były i takie malutkie i ogromne…
Niestety, Tetryku, kleszcze są w natarciu. Na skutek mało mroźnej zimy (i to już drugiej z kolei) takie różne paskudztwa rozpleniły się w nadmiarze. Nie wiem co na nie najlepiej podziała. Można tu kupić różne środki odstraszające, ale może być tak jak z tymi na komary. Oprócz uczuleniowej wysypki nie dały żadnych efektów…
A spotkania z różnymi dzikimi zwierzakami i ptakami (o ile niegroźne) są wspaniałe. Nie wiem jak komu, ale mnie, gdy zobaczę jakieś nowe ptaki, czy rzadko spotykane, albo milusie zwierzaczki, to adrenalina skacze
Cię też Tetryku witam.
Powrócony na niedługo ❓ Możesz rozwinąć to, co zacząłeś ❓
Pojutrze o świcie wyjeżdżam na tydzień…
Nie wiem, czy zdążę przed kolejnym wyjazdem sklecić relację z Watrowiska – dlatego na gorąco przekazuję wszystkim Wyspiarzom serdeczne pozdrowienia od wszystkich uczestników zlotu oraz wyrazy żalu, że nikt z was jeszcze w tym roku nie był w stanie dołączyć.
Piękne dzięki za pozdrowienia. Może uda nam się pożenić real z witrualem ? Jak dotąd są silnie rozgraniczone 🙂
Ja wciąż liczę, że kiedyś się uściśniemy „na żywo” – czy to w zamkniętym, czy w liczniejszym gronie 🙂
Wszystko przed nami, Tetryku… 🙂
Chyba będę uciekała. Coś jakby się wypogadza, więc może dzisiejsza wycieczka nie do końca stracona
Może coś nowego znajdziemy?
Z ja znowu jestem tubą Skowronka pozbawionego łączności…
Skowroneczek ma szczęście, że ma Ciebie i my też, bo wiemy, że Jej nieobecność jest spowodowana TYLKO odcięciem od netu.
Pozdrów Ją ode mnie i oby jak najszybciej udało się Jej wrócić. 
Ma pecha z tym netem i wcale Jej to nie raduje…. 🙁 Ja byłabym wściekła !
Ma pecha z tym netem i wcale Jej to nie raduje…. 🙁 Ja byłabym wściekła !
Ooo, Wiedźminka uroczej czkawki dostała

Przyjęte
Dziękuję Pachnąca 
Witajcie.
Co prawda z rzadka do nas zaglądacie, ale wiem że w drugą stronę to działa nieco intensywniej – od nas są zaglądający do Was.
Watrowisko, jak już wspomniała Wiedźma, jest zlotem blogerów i ich komentatorów. Formuła jest tak wolna i swobodna jak tylko można. Nie istnieją prawie zasady zapraszania i uczestnictwa poza tym, że zaproszenie otrzymuje się tylko raz, a potem zostaje się „Watrowiczem” – pod egidą Watry – dobrego ducha wielu blogerów. Każdy Watrowicz ma prawo zapraszania kogo uzna za stosowne i jest jednocześnie współorganizatorem.
Z Waszego grona Watrowiczem (od samego początku)jest Tetryk. Uczestnictwo w tym zlocie nie zobowiązuje do niczego i jest okazją spotkania w realu i do dobrej zabawy.
Witaj Kneziu 🙂
Może kiedyś mi się uda wybrać na Watrowisko. U nas nazywało się to Zlotem. Zasada działania taka sama. Polecam wszystkim i nie ma się czego obawiać. Z własnego doświadczenia wiem, że wszyscy znajomi „wirtualni” zyskiwali na osobistym kontakcie. 🙂
Witaj Kneziu…zaglądam do Was często, prawie się nie odzywam, ale może powoli to się zmieni, jak już poczuję się całkiem ” oswojona”.
Serdecznie pozdrawiam Całe Zacne Grono!
Uff, Juniorzy zaobrokowani plus parę tam takich innych drobiazgów załatwionych, można wracać na Wyspę.
Wygląda na to, że Wyspa się wyludniła… Dziwne.
Podziękowania od Senatora za pamięć i dobre fluidy niniejszym przekazuję !
Obiecał, że jutro też postara się coś wpisać dla nas 🙂
Cieszy mnie dobry humor Senatora, Ciebie też, prawda ?:)
O, tak! I mam nadzieję, że Jemu się chociaż troszkę poprawił.
Z pewnością… ! Ja to wiem !
No to idę odsypiać!
Pobudka!!! Gdzie Cię znowu niesie!!??? Hę???
A tam, dość mam tej pogody! Zmieniam klimat na tydzień.
Dobranoc Państwu. Snów na miarę widoków Autorki, ot co!
Pięknie pokazanych snów 🙂
Kolorowych i dobrej ostrości.
Dzień dobry… 😀 Jaka pogoda?? Przemilczę.
Witam wypoczętych Panów
Dzień dobry! Biegający poniedziałek? Może nie będzie tak źle, ale pewnych przerw w łączności należy się spodziewać.
Poza tym słonecznie.
Dzień dobry 🙂 Gratulacje Mirelko, to niemal gotowy do wydania album na temat tego parku, pełna profeska, zarządcy parku powinni go wydać jako przewodnik 🙂
Witam porannie pracowite panie i wszystkich, którzy już przetarli oczęta! 😉
DzięDobry:)) Leje………………
Się ciesz Stateczku, zbieraj te leje i wymień na euro, czy inną walutę.
Dzień po nocnej, zaledwie godzinnej, burzy bezpiorunowej ciepły,zachmurzenie średnie, opadów (na razie) brak.
Dzień dobry…. pośpieszne i przepraszające :
Zapewniam, ze zapalę lampkę, więcej nie mogę dziś obiecać …. 🙁
Jutro będzie lepiej 🙂
Idzie burza od podwórza… Oby mnie ominęła, niech jutro, byle nie dziś,

Do popotem.
U nas na razie ciągle ciepło, lekkie chmurki, pogoda, że buzi dać.
Grzmi……………..
A u nas pogrzmiało, jak wsiadaliśmy do samochodu wracając ze sklepu do domu lunęło jak z cebra, a jak dojechaliśmy – już było po burzy
No to ekspresowo poszła burza, tylko mieć nadzieję, że następna nie przyjdzie. Ciekawe, czy u nas coś się pojawi, zaraz idę się wyrowerowywać i to w naturze…
A na przekór moim – przylazła następna burza i gramoli się przez Kraków…
A krakowski smog jeszcze występuje? Bo gdyby, to taka burza powinna go nieźle zmyć?
Krakowski smog jest niestety stałym elementem krajobrazu – po obfitych deszczach bywa go mniej, ale po powrocie z Jury kontrast jest okrutny…
Hm, po prostu rozpaczliwie staram się znaleźć jakiś pozytyw. A Jura – tak, piękna jest.
Zawsze pozostaje nadzieja, że za tydzień już go nie będzie!
Dobranoc! Snów o pięknej pogodzie, absssolutnie bezdeszczowej!
Dobranoc! I do zobaczenia za parę dni!
Dzień dobry 😀 Miłego dzionka życzę iii.. czas to pieniądz, ponoć..
PS A Tetrykowi udanej wyprawy 😀
Witaj Skowronku! ponoć… ale gdy się czeka na coś bardzo ważnego ten czas się niemiłosiernie dłuży 🙁
Dzień dobry. Ponieważ sprawiedliwość musi być, to i do nas przyleciały w nocy chmury. Jest całkiem ponuro i wygląda, że w każdej chwili może zacząć padać.
Dzień dobry ! może jednak nie ? chyba, że to nie lato, a pora deszczowa….
Dzień dobry choć chmurny
Kto zmieni wycieraczkę ? 🙂
Od razu się przyznam …. mam realne urwanie głowy i trochę to potrwa….