Cd
… .Jak na złość wiaterek lekki powiał i to wzdłuż wody.
Szlag człowieka nieraz na rybach trafia, bo jak wietrzyk by się przydał, to taki od naszego brzegu pod drugi, a on tymczasem zawsze wprawdzie w poprzek wody wieje ale za to prosto wędkarzowi w gębę, kiedy zaś korytem zawiewa to tylko wodę zmarszczy co przy świecącym słońcu zmusza do maksymalnego mrużenia oczu żeby choć ich szpareczkami coś w tańczących po jej powierzchni rozbłyskach zobaczyć! Nie było rady – momentalnie na wszystkich nosach pojawiły się okulary! Jak nie oryginalne polaroidy, to z nakładkami na korekcyjne, bo sporo koleżków po kiju letko ślepawych już było i niejeden po parę dioptrii u okulisty na każde sokole oko dawno już wyfasował! Blask słoneczny tedy nam nie straszny, techniką go łamiemy! Jednak ten wietrzyk nie pomaga, woda staje się mniej podglądliwa. Nic to, jak powiadał najsłynniejszy w historii wędkarz ukrainny, damy se radę!
Szwagier łup podciąga coraz wyżej. Pomału, pomału…..Coś bełtnęło się pod powierzchnią!
– Rany – sapnął jeden z bliżej stojących – ale leszczysko!! Rekord Polski jak nic. Złoty medal WW pewny!
– Jakie leszczysko, jakie leszczysko – na spinning!!? Protestuje z wyraźną niewiarą drugi.
– No i co, że na spinning! Dojrzałe i stareńkie nieraz drapieżny tryb życia prowadzą!
I zaczęła się na brzegu sprzeczka!
Prawdą jest, że sporo ryb karpiowatych w dojrzałym wieku nie pogardzi mięsną przekąską w postaci drobniutkiego narybku, ale tak prawdę powiedzieć niezbyt często to się zdarza, choć zdarza, i sam autor kiedyś na Mazurach złapał kilową krasnopiórkę na malutką słonecznicę postawioną jako żywiec na okonia. Są to jednakże przypadki rzadkie i jedynym prawdziwym drapieżcą wśród karpiowatych jest boleń! Cholera jemu w bok, temu boleniu, bo złapać dużego to wyczyn, sztuka rzadka i tyle nerwów kosztująca, że waleriana wiadrami na łowach na tego drania schodzi! Ale to nie był boleń, nie ten kształt, bo wszyscy widzieli, że zbyt krępe to, zbyt wysokie na bolenia było!
– Karp – drze się jakiś baran, łowca jeziorny!
Nu baran on, jemu widać wydaje się, że bużański karp to taka sama ryba jak ta co ją w stawie hodowlanym najłatwiej znaleźć! A figę!! Bużański karp to torpeda, sama siła, sam splot, węzeł stalowych mięśni pokrytych łuską. To nie jakiś tucznik, to wojownik! I to jaki. Toż on najbliższy kuzyn tegoż samego co to go Grigorij Melechow z Donu wyciągnął. To sazan, a sazan, moi mili, to brzmi dumnie!! Gdzie tu karp….
Podeszło do góry drugi raz!! Szaro-brunatne, okrągławe, silne jak sumisko…No ale nie sum! Sum czarny, no – czarniawo niebieskawy, brzuch jasny, plamiasty, ogon długi…
Cholera, co to jest! Pewnie jednak ten leszcz!!
W tłumku wrogość do wędkarza zajmować poczyna miejsce jedności ducha. Czego-żeż on tak się guzdra, łajza jedna, ryby wyciągnąć nie umie!?
Wyczuł to widać szwagierek, sprężył jak pantera, zasunął w pół brzucha i targnął!! Nu, jak on tym kijem targnął!!!
Nad wodę wyskoczyło coś potężnego, zawirowało tuż nad nią i pogrążyło się w Bugu na powrót……..
Ciszę dało się kroić nawet nie tylko nożem. Wszystkim się dało…..
– To…- ozwał się w końcu głos jakiegoś, nic tylko, samobójcy, …to pokrywka…..Od kotła…!
Ameryki to on nie odkrył!
Była to rzeczywiście pokrywka od potężnego kotła na bieliznę, jak i ów przynależny do niej kocioł ocynkowana, a długi niechybnie pobyt w wodzie pokrył ją patyną czasu zdzierając o piach denny nieco tego cynku, który rychło rdza zastąpiła co – jak rozumiecie – nadało jej kolor starego leszcza.
Nic w tym nie było dziwnego, bo ludność tubylcza zwykła co większe zawadzające w obejściu graty do Buga wrzucać. Służył taki kocioł i służył a to do pieluch gotowania, a to gospodarzowych gaci, aż wziął i po latach harówki zdziurawiał. No i podzielił los jemu podobnych. Do rzeki trafił. Bezlitosny bużański nurt rozdzielił go z pokrywką i ta własny od tej pory żywot wiodła. Prał nią nurt o brzegi, piachem przysypywał, w muł wciskał….to znowu na wierzch wydzierał, a woda niosła….No i szwagier prosto w rączkę, w uchwyt na wierzchu umieszczony kotwicą trafił! I wojnę, cholera, rozpoczął…..
Co było później, dyskretnym milczeniem pominę. Jedno tylko Wam powiem…. Nikt nie ryzykował komentarza…coś ze dwa tygodnie…. Potem szwagierkowi trochę przeszło, ale do dziś nikt z rodziny i znajomych o gotowaniu bielizny w kotle w jego obecności nie wspomina.. Chłop jest do rany przyłóż ale jak to już pisałem w rencach on mocno silny….
To zdarzenie właśnie mi się nad Odrą w wiele lat później przypomniało, gdym też z jakimś wodnym potworem się mocował…
A jeśli tubylcy z Krępnej też gacie w takich kotłach zwykli gotować??
cdn
I było o co raban robić??: )
A było, Senatorze, było
Ty wiedziałeś, że to pokrywka, my spodziewaliśmy się nie wiedzieć czego
Przynajmniej teraz możemy mieć wyobrażenie co Tobie może grozić
A jak się puści wodze fantazji… 
Witam: ))) Tak cóż tu począć, toż ja tu za kronikarza: )
Witaj Mirelko
gotowa byłam przypuszczać, że to naprawdę miniaturowa łódź podwodna.
… ta pokrywa mnie szczerze rozbawiła 
Jak dla mnie…. bomba ! I Senatorskie pisanie i pokrywa od kotła ! Usatysfakcjonowanam wielce !
Tom rad niezmiernie!: )))
Witam także tu.
A co do… to było o co.
Już se głowy łamać nie muszę dociekając co tam na końcu kija się miota. Potwora jakiegoś się spodziewałam a tu… masz babo placebo. 

Szwagra Senatorowego nie widzę to…
No i nasza ciekawość zaspokojona, więc było o co
Teraz czekamy na cdn 
Widzisz, Bożenko. Rzeczywistość na rybach mocno zaskakująca bywa!: )))
Nie tylko na rybach, Senatorze
A tak, na polowaniu takoż, ale o tym może zupełnie innym razem!: )))
Widzisz, Jasminko, najbardziej prawdopodobne jest zawsze najprostsze rozwiązanie!: ))
Witaj wodny Kompanie:))) Podejrzewałem Senatorze, ze mógł to być karp. Mam na sumieniu trochę tego gatunku i wiem jakim karp jest wariatem po zacięciu…..Wali we wszystkie strony swiata jak oszalały i tylko spokój wedkarza, oraz pozwolenie aby zachłysnął się łyczkiem powietrza kończy mordęgę z wyciągnięciem drania z wody. Nie notowałem karpiowych okazów,natomiast parę lat temu podczas nocnej wyprawy na węgorza, przy sztucznym oswietleniu dorwałem leszcza, który ważył 4.5 kg. Pamiętam wage,ponieważ poszedł na prezent dla pana doktora.To monstrum na grzbiecie pokryte było mchem. Tyle na wsparcie Twojej Wyprawy.Pozdrowionka.
Ja największego leszcza widziałem w Rewalu, facet wyjął go oczywiście z morza. Zważony na miejscu na wędkarskiej wadze omal mnie nie powalił na kolana. 6.20!!
Ja największe swoje też z Bałtyku targałem. A karp? Proporcjonalnie do wagi to najsilniejsza ryba naszych wód!
Witaj Maxiu
bratnie dusze jesteście z Senatorem i chyba nie tylko w kwestiach wędkarskich 
One dwaj, tak cichaczem się miłują :
Witaj Skowroneczku;-))) Ej tam,zaraz miłują.Wszystkich tubylców Madagaskaru miłuję jednako,po kresowiacku.Jutro już mnie nie ma,to muszę zostawić trochę chociaż sympatii. Pozdrowionka.
Och Wiedżminko, wszystkie największe nieszczęścia, które wydarzyły się w moim niecnym życiu, zawsze miały podtekst wędkarski.Mam nadzieję, ze jak wrócę z „salonu” odnowy, to może ja coś tam skrobnę z tej fascynującej dziedziny. Wędkowanie jest nałogiem i bywa, ze trzeba puknąć się w czoło przed popełnieniem błedu np.wędkowania nocą.Trzech moich kolegów z pracy utonęło podczas takiej nocnej wyprawy. Mnie też zdarzały się nocne połowy, a po tym wydarzeniu wyhamowałem.Pozdrowionka
Max… jak długo będziesz w tym ” salonie” odnowy ? Wiesz, że będziemy na Ciebie czekać z nadzieją, że wszystko pójdzie jak najlepiej !
Max, odnawiaj się jak najskuteczniej i bez zbędnej zwłoki! Czekamy w pozdrowieniach!
No i niby pechowe zakończenie, a jednak w ostatniej linijce pojawia się nutka optymizmu. I taką przewrotność to ja lubię!
To się zdarzyło naprawdę, Tetryku! Jam to jeno nieco ubarwił: )
Miałem na myśli napis „cdn”!
Ach, to! Trudno ten skrót nazwać zdaniem.
Ha, no więc było o co. Styl i słownictwo (szyk zdań, frazeologia) jak z najlepszych przekładów z rosyjskiego, co nie dziwne, biorąc pod uwagę Autorskie zamiłowania… sama historia ze smakiem opowiedziana, a czytelnik jak ryba, przynętę połknął z ciężarkiem i spławikiem, nad gatunkiem ryby złapanej zastanawiać się począł (temu i owemu już ślinka pociekła, co też łowca z łupu przyrządzi), a tu pokrywkę od kotła go podcięto!
Z rosyjskiego, powiadasz….Taż ja z carskiego zaboru, Bug ukraińskie ma pochodzenie, a pochodzenie zobowiązuje!: )
No i że Mistrz Wańkowicz z zaświatów głową kiwa i uśmiecha się zachęcająco, to już chyba nie muszę dodawać
Jej Bohu, że się zarumienię!!
Senatorskie pisanie kojarzyłam z gawędą szlachecką….. a w niej wpływów różnych można szukać…. choć mnie to nie ciągnie. Ale też i filolog nie jestem

Nie podoba się, znaczy…Cóż, trudno, na przyszłość zacznę Hemingwayem!
Toć szukanie Wiedźminki nie ciągnie, a nie Waścina gawęda!
To co Ona tak pokrętnie??: (
iiii, widać z tego, że jestem pokrętna ?
Wcale nie zamierzałam ! A sazana sprawdziłam w goglu, bo nie wiedziałąm co to za czort:)
Senatorze… a skąd ten pomysł, że mi sie nie podoba ? Wyżej już napisałam, ze dla mnie i opowieść i pointa są bombowe !
.. Kwak ma rację… nie szukam podobieństw i wpływów, uznaję to za Twój własny, indywidualny styl.
..
Bo ja tez i nikogo nie staram się naśladować, chociaż wiadomo, że podświadomie coś tam może nie tyle cudzego, co podobnego do cudzego przemycę!
Tak przypuszczam, że pewne rzeczy się dziedziczy – styl, podejście, temperament – nawet jeżeli nie w genach, to…
… to przez ” nasiąkanie” kulturą wokół nas, czyż nie ?:)
O to, to. Nasiąknie człek jak gąbka, i potem wystarczy tylko delikatnie nacisnąć…
Styl i słownictwo … i ten niepowtarzalny akcent:)))
Smakowite:)
Wychowałam się nad Narwią. Wszyscy panowie w rodzinie i sąsiedztwie byli wędkarzami. I zawsze urywała im się z haczyka taaaka ryba.
Czekam na cdn.
Ooo witaj Pani Bo.. Gdzie się podziewałaś, jak Cię nie było??
Pozdrówka
Misiek, Ty też co prawda w zupełnie innym stylu, swoimi Harpiami nas (z)wodzisz. I tez CDN było, a nic dalej nie ma …
Wiem, ale casu kruca bomba, nie mam, ale może zasiędę przy Kneziowym stole, jak Bóg da i partia zezwoli
A zasiędę, zasiędę, zabrał bym tą robotę do pracy, ale w pracy co chwila, mi ktoś gitarę zawraca i skupić się nie mogę, no desperacja
Misiaczku!! Wody jakiej Ci trzeba z %
Pójdzie gładko 
W pracy Skowronku ? Tego jeszcze nie trenowałem, myślisz, że pomoże ? Chociaż zawsze mogę sam siebie na zbity wyrzuć, za spożywanie w miejscu

To ja się na dzisiaj już żegnam, dobranoc Państwu, zanim w łeb wezmę i trzask charakterystyczny wydam
Czy jutro ewentualnie będę mógł stosownie popołudniową porą przedstawić Państwu kilka kotów z Egiptu?
Taaaaaaak!!! Nawet wypada
Koty mnie nie znoszą, jak zarazy, ale ja tam lubię wszelkie żyjątka, a arabskie/afrykańskie koty są… dziwne, bo na mój widok nie fruwają po ścianach, są takie flegmatyczne, tak, czy siak, ja chętnie obejrzę koty Mistrza
„Trzeźwi , urznięci i rak i ryba. A świat się w kółko kręci, w kółko kręci…”: ))
Zaraz po pracy będę leciała do komputera poczytać
Lubię koty, jak wszystkie zwierzątka. Jedynie karaluchów nie znoszę i za szczurami i wężami nie przepadam. Wszystko inne może być 
Oczywiście Kwaku ! Wielbicieli Twoich relacji no i rzecz jasna, kotów, tutaj nie brakuje:)
To ja też zmykam. Dobranoc!
Dobranoc..
PS Nie tłuc Rybek
Trzeba humanitarnie, do wora, a wór do jeziora i poczekać, aż się potopią

Powitam wszystkich serdecznie i cieplutko w ten poniedziałkowy poranek, skoro świt (u Was oczywiście)
I dobranoc 
Miłego dnia wszystkim życzę
Witaj Mirelko
Śpij dobrze… 
Dzień dobry
Serwer się wiesza, a bo co? Ciągnie, ciągnie niczym Szwagier Senatora 
Witaj Skowronku… i wyciąga pokrywę od kotła czy nam nerwy ?
Ja mam lenia.. O!
Cześć 
Dzień dobry: )))
O rany, ależ muli!!: (((
Dzień dobry Senatorze! U mnie nie…. dziwne to jakoś:( bo ja miałam wieczorem muła…
Dzień dobry, witam się z opóźnieniem i lecę plan nadrabiać!
Miau, miau Kwaku ! to oznacza: dzień dobry nasz Panie Pracowity
Dzień dobry ! Też chcę słoneczka ! A to od Skowronka jest takie radosne
U mnie ubrało się w szare chmury…
Mułowatość, niestety, dopadła mnie.
i muszę sie pozbierać, bo popołudnie mam nader pracowite …
Już jestem i piszę, za chwilę będzie (krótszą lub dłuższą).
A u mnie słoneczko się pod koniec dnia pokazało, a i Wyspa chodzi jak trzeba (teraz) !
Świat jest piękny!
A ja zapraszam do kotów, piętro wyżej.