Miziak i dzik
– Dużoście mieli roboty podczas referendum? – spytał życzliwie sierżant Miziak swego ucznia i następcę, kaprala Modliszkę. Był ciemny i wietrzny grudniowy wieczór, zaczynał padać pierwszy śnieg, a w telewizji pokazywano jak marszałek Malinowski spotyka się z hodowcami drobiu.
– Niedużo! – odparł Miziak. – Kilka prób wpłynięcia na opinię publiczną, żeby nie szła do urn, jeden nieprzyjazny napis…
– A jaki? – zainteresował się sierżant, bo sam w latach osiemdziesiątych był specem od walki z wrogimi inskrypcjami.
– Ot, ktoś napisał na dzwonnicy „Dwa razy nie”, co natychmiast zneutralizowałem przy pomocy przecinka i pytajnika… – odparł Modliszka, a widząc wlepiony w siebie czujny wzrok zwierzchnika, wyjaśnił: – Po słowach „dwa razy” postawiłem przecinek, a po słowie „nie” pytajnik. Napisu o treści „Dwa razy, nie?” nikt nie kojarzył z referendum, tylko co najwyżej z jakimiś konszachtami poznaniaków, którzy do wszystkiego dodają „nie?”.
– To sprytnie! – pochwalił sierżant, wzruszony tym, że jego nauki nie poszły w las. – Sam znałem poznaniaków, niejakiego zresztą Kaczmarka, który modlił się „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, nie?”. A dużą mieliście frekwencję przy urnach?
– Jak to u mnie, sto procent. W dodatku nie pozwoliłem niczego skreślać.
– Ach, to już wiem, czemu referendum nie wyszło! – zawołał Miziak z ulgą. – Nareszcie mam rozwiązanie tej męczącej zagadki! Ale wracajmy do naszych zagadek… Czy odgadliście, kapralu, co to była za hydra, którą ukatrupiłem w mieszkaniu państwa Wygrzmoconych?
– Mam wrażenie, że tak. Moim zdaniem to była nie tyle hydra, co hydrofor. Nasze polskie hydrofory strasznie wyją i trzęsą całym domem, a pan unieruchomił go przez pozbawienie prądu, strzelając w bezpieczniki. Nawiasem mówiąc, czy to nie jest paradoks, żeby pracownik bezpieczeństwa strzelał w bezpieczniki?
– Nie filozofujcie zanadto! – ofuknął go sierżant, bo nie bardzo wiedział, co to jest paradoks. A ponieważ było już po godzinach służbowych, więc kapral sięgnął do segregatora z napisem „Zwalczanie CIA na terenie gminy” i gdy w szklankach zazłocił się znakomity produkt braci Karamazow, sierżant Miziak rozpoczął swą kolejną opowieść:
– Pewnego razu zostałem wezwany do spółdzielni rolniczej imieniem bodajże jednego z braci Marx, w której ktoś obrobił kasę pancerną. Lokal otaczali spółdzielcy, rozwścieczeni, że dniówki obrachunkowe przeszły im koło nosa. Za stołem siedzieli pogrążeni w rozpaczy członkowie zarządu – prezes Krwionośny, sekretarz Ubermantel i księgowy Mantejski. Pomieszczenie było zrujnowane, sejf fachowo rozpruty.
– Znalazł pan tam jakieś odciski? – spytał Modliszka.
– Włamywacz nie miał czasu na wycinanie sobie odcisków – odrzekł sierżant Miziak. – Musiał on działać w pośpiechu, bo nawet upuścił dwa banknoty stuzłotowe, zagarniając wszelako całą resztę w kwocie trzystu tysięcy. Znajomo faktu, że w kasie była gotówka, obrany na przestępstwo czas i brak jakichkolwiek doniesień o pobycie we wsi obcych ludzi – wszystko to wskazywało, że skoku dokonał ktoś miejscowy. Doszedłszy do tego wniosku, postanowiłem zaobserwować, kto się wychyli pierwszy z większymi zakupami lub ponadnormatywnym pijaństwem, wskazującym na nagłe wzbogacenie.
– Hulaszczy i pasożytniczy tryb życia bezbłędnie demaskuje
złoczyńcę! – wyrecytował regulaminowo Modliszka.
– Ot to! Ale nie dane mi było skorzystać z tego dogmatu, gdyż w trzy dni później obrabowaną spółdzielnię spotkał nowy cios. W nocy jakiś dzik przekopał dwa hektary oziminy, niwecząc trud rolników.
– Ale przecież zwierzyna łowna to nie pańska działka?
– Moja, gdyż byłem wówczas przewodniczącym gminnego kółka myśliwskiego i polecono mi odstrzelić szkodnika. Bestia musiała być ogromna i bardzo silna, wskazywały na to rozmiary zniszczeń. Uzbrojony w dryling i dwa granaty zaczepne trzonkowe wybrałem się więc wieczorem na zasiadkę. Nadchodziła ponura, jesienna noc. Wicher wył przejmująco, a w chałupach gasły kolejno światła. Sen mnie morzył i już miałem uciąć sobie ma drzemkę, gdy coś zaszeleściło w niesprzątniętej jeszcze kukurydzy i ogromny, czarny kształt wynurzył się z jej gąszczu. W blasku odległej jarzeniówki nad klubem „Ruchu” ujrzałem potworny ryj i zakrzywione kły. Bestia z grzmiącym chrząkaniem zaczęła znowu ryć pole. Podniosłem do oka broń i wzdłuż lśniącej lufy spojrzałem na zwierzę. Muszka, szczerbinka i pochylony łeb tworzyły jedną linię. Powoli zacząłem naciskać cyngiel, gdy wtem…
– Joj…! -jęknął z emocji Modliszka i nalał jeszcze po jednym.
– Gdy wtem – kontynuował sierżant – wszedł mi w paradę stary, milicyjny nawyk. Zapominając, że mam do czynienia z dzikiem, zawołałem odruchowo: – Stój, bo strzelam!
– I to pewnie pana zgubiło! – mruknął kapral z rozczarowaniem.
– I to mnie uratowało, gdyż dzik stanął na zadnich łapach,
przednie podniósł do góry i krzyknął:
– Niech pan nie strzela, Miziak, przyznaję się, to ja okradłem
kasę!
– I kto to był? — zawołał kapral, podskakując na krześle
z ciekawości.
– To był jeden z członków zarządu spółdzielni.
– Ale który?
– To właśnie będziecie musieli odgadnąć, mój kapralu. I nie tylko to, ale także powód, dla którego osobnik ów w dziczej skórze niszczył cenne zasiewy. Myślę, że tym razem tak łatwo wam nie pójdzie, ale gdyby ktoś z państwa…
– To na adres redakcji! – dokończył Modliszka i podał ogień swemu szefowi, aby ten mógł się zaciągnąć niepowtarzalnie wonnym dymem z fajki, załadowanej dwoma popularnymi i jednym carmenem.
No, mam nadzieję, że tym razem tekst wszedł poprawnie
Oczywiście, że poprawnie ! i jak zwykle śmieszny
Nareszcie się trochę nauczyłam…
Tym razem zagadka jest trudniejsza 😆
Dzień dobry. 🙂
Uprzejmie informuję, że po chwili namysłu stawiam na księgowego. Sugerowałam się nazwiskami. Jedynym który mi pasuje do układanki jest Mantejski, kojarzący się z dzikiem eryMantejskim. W dodatku dzika miał Herakles schwytać zimą. Cytuję :”Był ciemny i wietrzny grudniowy wieczór, zaczynał padać pierwszy
śnieg…” Mam też podejrzenia co do tego dlaczego księgowy zrył pole, ale są tak pokrętne, że sobie daruję z ich wygłaszaniem na forum publicznym. 🙂
Na rozwiązanie zagadki trzeba będzie poczekać do kolejnego odcinka. Ciekawa jestem czy mam rację, ale zaczekam cierpliwie. 🙂
Nykto ne je doma to też się oddalam na czas jakiś. Do popotem zatem. 🙂
Ja też do popotem. Muszę pomyśleć o obiedzie
Dzień dobry 🙂 Krwionośny wyniósł pieniądze, nie? 😀 Znaczy – puścił w obieg. Krwiobieg gdyby zapił za nie pałę 😀
Witaj Skowroneczku. 🙂
Gdyby prezes Krwionośny puścił pieniądze w obieg to niezawodny sierżant Miziak by to szybko odkrył. Cytuję: „…postanowiłem zaobserwować, kto się wychyli pierwszy z większymi zakupami lub ponadnormatywnym pijaństwem, wskazującym na nagłe wzbogacenie.”
Ukradziona gotówka musiała być, moim zdaniem, ukryta. Zakopana gdzieś i dlatego „dzik” zrył pole ❓
Niezbadane są drogi jakimi chadzała myśl Mistrza Waligórskiego. Tym bardziej ciekawa jestem rozwiązania zagadki. 🙂
Hi,hi Jasminko 😀 Postawiłaś na księgowego z uzasadnieniem. No to ja z przekory na Krwionośnego 😀
A niezbadane, jak każdego Mistrza 😀 a my mamy zabawę 😆
Popieram Skowronku ! 🙂 pan przewodniczący niszczył cenne zasiewy żeby dostać odszkodowanie od kółka łowieckiego 🙂
…. chociaż ? może ksiegowemu bilans się nie zgadzał?:)
….
Wiedźminko!! W PRLu bilans się nie zgadzał?? Niemożliwe.. 😀
Popatrz, normalnie sabotażysta z tego księgowego
Lipa!! W nocy nie widać szczerbinki ani muszki, strzela się „po lufie” czyli patrząc wzdłuż tego co się widzi, bo nawet gdyby się przyrządy celownicze widziało to i tak jest zbyt mało czasu na ich zgrywanie.
Teraz wprawdzie stosuje się nawet w broni myśliwskiej przeniesiony z broni sportowej sposób „na trzy kropki”, ale niewiele to daje. No, może ociupinę! Zapytacie co to za kropki? Na szczerbince umieszcza się po obu stronach rowka po jednej okrągłej kropce, te świecą otrzymywanym z reakcji chemicznej zimnym światłem, a na muszce trzecią! Kombinacje są różne – albo wszystkie trzy w jednym kolorze, albo na szczerbinie np żółte a na muszce czerwona. Odwrotnie też można! Bardziej wysublimowana i skomplikowana metoda to umieszczenie trzech diod zasilanych przez światłowody z zamontowanej przy broni malutkiej baterii, ot jak w zegarku!
Kicha to i lipa, dobre do nauki na strzelnicy. W kukurydzy strzela się z kilku, najwyżej kilkunastu metrów i bardziej do zarysu sylwetki dzika, niż do samej sylwetki!! Wybranie punktu celowania to pół sekundy, sekunda góra! Gdzie tu muszkę ze szczerbiną zgrywać!?: ( Walimy po lufie, ewentualnie poprawiamy z drugiej i albo dzik wali się w ogniu, albo nie i wtedy dzielny Nemrod wali w pory, bo broń już pusta, dzik potrafi pójść na niego jak błyskawica, łapy się trzęsą, o ładowaniu na nowo mowy nie ma, a wiać nie ma gdzie!! I jeśli kolega obok nie poprawi celnie rannemu zwierzowi, to dzicze szable okrutnie tę ułańską Wieniawy wtedy przypominają!: ))
Podziwiać mnie proszę bom właśnie najbardziej lubił dziki w kukurydzy strzelać i ino raz padłem plackiem na szlachetnie przystojny pysk ratując tym swą jedwabistą skórę, a zwirz przeszedł po mnie jak po psim g…ku i pognał w dal ciemną, zimną i bezbrzeżną!!
Siniaki goiłem ze dwa tygodnie a dumę nieustraszonego łowcy ze dwa lata!:(((
Witam Wszystkich :-)) Uczepię sie Twojej opowieści.Załóżmy,że jest kukurydza,dzik i myśliwy z epoki Wieniawy,który po latach opowiada znajomym jak to było z tym dzikiem: Kiedy wygarnąłem do zwierza z drugiej lufy,dzik padł,podchodzę,patrzę- będzie ze trzy pudy,ale brać trza….To ja jedną nogę na jedno ramię drugą nogę..w tym momencie dzwoni telefon,kochani za chwilę dokończę…po chwili kompan Wieniawy zaczyna prawić z innej beczki,a słuchacze domagają się dokończenia poprzedniego watku.A na czym skonczyłem ? No jak wziąłeś jedną nogę na jedno ra….a już pamiętam-to ja póżniej z jej sypialni przez trzy dni nie wychodziłem !!! Skleroza,czy rzeczywistość ??
Maxiu kochany!!
A ja znam inne dokończenie tej opowieści: „- Więc na czym ja skończyłem? _Jedna noga na jedno ramię, druga na drugie… – podpowiada usłużny kompan. – Ach tak… ale te Rosjanki to są super kobitki”.
Cześć, Maxiu: ))) Jak mi Bóg miły wypucuję gwintówkę!!: )
I kto ma się bać?
Wszyscy!! Zeźlony mogę pociągnąć jak z pepeszy, pa wsiech!!
Nooo, tego dawno nie było ! aż miło,że znów jest gwintówka 🙂
Bo mnie zeźlił, niecnota jeden! Tu się o sprawach poważnych, o polowaniu, napięciu, adrenalinie, a ten bawidamek z babami mnie tu….
Dać mu jakąś tam szansę, czy od razu na komorę??: )))
Z jakimi babami?!
Też bym chciał wiedzieć. Może adresy zapamiętał??
Maxiu… fantazja myśliwego czy kombatanta
?
Alzheimer!!
Moim zdaniem kolejność jest taka:Kombatant zawsze jest na pierwszym miejscu,kiedy już nikt w jego legendy nie wierzy,to on zaczyna bajdurzyć o polowaniu,bo w obu przypadkach jest ta ukochana pukawka,bez której nie ma opowieści.Wiem,ze ryzykuję zyciem,ale co mi tam.Wczoraj byłem na proszonym obiedzie i czuję jeszcze energię końcowych toastów. Jutro odpracuję zaległości.
Odważny jesteś Maxiu
W dawnych czasach to się mówiło: Pan wie kim ja jestem? Moja żona w Delikatesach pracuje !!! Mam nadzieję,że Senator przed egzekucja da mi szansę ostatniego słowa,a wtedy jako Jonasz zepsuję mu strzelbę i uratuję swoją skórę.Jestem optymistą
Szansę?? Optymista!!: )
A czym Senatorowa te Pańskie siniaki, na jedwabistej, okładała? Jeśli można grzecznie zapytowywać 😀 I gdzie usytuowanych było najwięcej. Tychże? Siniaków. Oczywiście 😀
Dzicze fantazję Wieniawy, też mają? Nie tylko szable? 😀
Ależ Pan lubisz tę swoją strzelającą zabawkę 😀
Senatorowa była wtedy młodą mężatką i cierpliwie i w nabożnym milczeniu znosiła wszelkie wyczyny swego pana i władcy!
Siniaki miałem dwa – jeden na zadku, a drugi, ten mniejszy na karku, bo mnie ta świnia dwa razy nadeptała!: ((
PS Lubię. Zawsze lubiłem broń i tak mi na starość zostało!
I proszę mnie nie podpuszczać, bo prawo odstrzału wykupię, a stojącej do dziś kukurydzy wokół mnie pełno!!: ))
Mało Ci było tamtego dzika???
🙂 Ustrzeliłem ich wiele. Stanowczo zbyt wiele!:(
Stanowczo za dużo. Biedne dziki…
Szynka z dzika i kiełbasy były smakowite ?:)
Ale ja kupowałam, a nie zabijałam 🙁
… myślisz, że to zasadnicza różnica ?
..
Bożenko, ty myślisz, że te szynki i kiełbasy to z dzików-samobójców??
Może któryś się rozerwał…
Granatem???
Chociażby…
Były, Wiedźmineczko! Mniam!
Ejże, głodny się robię!!: ))
mniam…. a taki comberek z sarenki abo i jelenia ! 🙂
Saren to ja nie tego….no….niezbyt chętnie. Kiedyś strzeliłem ładnego kozła, alem jakoś nie za bardzo się tym cieszył. Płowa zwierzyna to nie dla mnie, a żeby tak zasadzić się na jelenia to mi nawet do głowy nie przyszło!
Dziki i ptactwo to tak. Ojciec mój był mistrzem w strzelaniu do pióra! Co się Mama nazłościła jak musiała skubać kaczki!: )
ten comberek sam wpadł pod Syrenę…. mocna była 🙂
Ciekawa marka broni!: )))
Ciekawam mocno tych na zadku…
.. co chcesz… gustowna raciczka się odcisnęła 🙂
ładnie to tak z rannego wojownika się naśmiewać?: ((
… na gustownym…
…
??? Aż se obejrzę czy się aby nie zmienił!
Potrzymam Ci lusterko
dobrze??
.. a ja Ci pomogę ! chcesz?
..
??? Tyle chętnych na jeden zgrabniutki zadek?: )))
Nioooooooo
Erosie ratuj!!!!!!!!
Iiiiiitam, klasyczne byli!: ))
Hmmmm…..
No dobrze….jeden letko krwią podbiegł!
Phi, zagoiło się jak na Burku!!
Nie będę dociekać.. Więcej
Czepiasz się Senatorze – to nie jest dokument, a oprócz tego mogło światło skąś padać i szczerbinka z muszką była na tyle widoczna, że mógł je zestroić, albo miał te trzy kropki… Co za różnica, nie będziemy dociekać szczegółów.
Szczegóły są ważne!: )))
Przecież blask padał z jarzeniówki nad klubem Ruchu. Do tego mógł byś księżyc w pełni, pogodne niebo, a dzik zajęty ryciem mógł nie zauważyć. Zresztą jak się później okazało, że to nie był dzik… No co, nie
mogło tak być, jak się uprzeć?
No właśnie! Dzik by zauważył! On nie taki durny jak się wydaje!!
.. a księżyc w pełni nie wystarcza jako oświetlenie tej muszki ze szczerbinką ?:)
Wystarcza, tylko że dzikowi też i dzielny myśliwy miast dzika wiesz co może zobaczyć!: ))
Przyznam się Senatorze bez bicia,że pierwszy i jedyny raz dostałem się do „kicia” za dzika.Byłem z kolesiem za słaby,aby potwora wrzucić na furmankę i ciągnęliśmy go polną drogą za wozem.Slad wyniuchała miła sąsiadka i dalej wszystko potoczyło się zgodnie z literą prawa. „Diabli” wzięli dzika,strzelbę i dobre imię sprawców.
Witam kłusola!!:)
To jak – bez przynależności do licencjonowanych dzikobójców, bez wykupionego odstrzału i na dodatek bez pozwolenia na broń na dziki się chadzało??
Uj, nieładnie!
Dostał breneką i pewnie z najpopularniejszej szesnastki czy z ruskiego boka, dwunastki jak się patrzy??
PS To co on, dwumetrowy odyniec był, taki ze trzysta kilo, żeście go na furę we dwu nie mogli wtaszczyć??
Chudzinki to takie…
Było blisko,do chałupy kilkaset metrów,nie było czasu na medytacje.Jako młodocianemu darowano karę,zabrano jeno trofeum i piękną strzelbę dziadka.
Szkoda strzelby. A dziadek skórę przetrzepał?
Tu była fotka, gdzie ona!??
Pewnie ktoś się nie bał i za… brał…
Nie widziałam 🙁
Maxiu… w nadmorskich kurortach dziki łażą po plaży i po ulicach… wcale nie musiałbyś się zmachać 🙂
Witaj Wiedżminko:-)))Widziałem stado dzików w Krynicy Morskiej. Na co dzień,to ja mam dziki we własnym ogrodzie pracowniczym na obrzezach Warszawy.Istna plaga i nie ma żadnej reakcji Nadleśnictwa w Jabłonnie.Dzik jest nietykalny i te cholery chyba o tym wiedzą,bo się niczego nie boją.
Jak u mnie sarny 🙁
Maxiu, nie wolno polować poza obwodami łowieckimi!!
Dziki są pod ochroną… a ludzie?
Dziki są zwierzyną łowną, chronioną sezonowo!
Jak to jest, że taka cisza panuje, gdy pada śnieg ? Sypie ci on gęsto od kilku godzin ….
Jakaś dywersja?? Nic nie sypie!!
U mnie sypie i zamierza sypać nadal…. Ami ze spaceru wróciła w charakterze bałwanka i w towarzystwie bałwanka
Tuta nie sypie, ani nie ma zamiaru na razie.
Panie Q!! Wrócił Pan już?? 😀
Zawiało go!!: ((
Dzie??? Z Panią Q przecież pojechał. I to do Sz. Teściowej 😀
W celach uroczysto – rodzinnych, to jak ma się oderwać od stołu, Skowronku ? 🙂
Chciałam troszkę sprowokować 😀 Noooo 😀
Wszystkich ich zawiało!!: ((((
Zaraz się zacznie moja ulubiona komedia na TVN-ie. Wobec tego powiem już dobranoc, do jutra.
Do jutra 😀
I ja się ewakuuję… Dobranoc 😀
O matko i córko, jak mawiają stronami ! juuuuuuuuuuż ?
To i ja! Całonocne oglądanie boksu odespać trzema godzinami jednak nie dałem rady!
Damian wprawdzie wygrał i to wysoko, ale to była bijatyka nie boks!:(
Dobry wieczór. Nic nie zawiało, wręcz przeciwnie, im bliżej 3miasta, tym śniegu mniej. Ale: wrócilim i teraz tak – to zrób, tamto przenieś, z piwnicy do garażu i wręcz przeciwnie, weekendowa część pracy w związku z wyjazdem legła odłogiem, więc musiałem podnieść, otrzepać i wykonać, a potem już, już na Wyspę, a tu przychodzi do komputera Pani Q. i zaczyna labidzić, to dy sio, a ona musi do e-dziennika swoją klasę wklepać, każdego ucznia po imieniu, nazwisku, adresie i PESELu. Jakby ona sama wklepywała, to właśnie teraz kończyłaby ucznia numer 4, no może nr 5, więc pomogłem. Potem Juniorów oderwać od rozrywek i zapędzić do łóżek, 22 km na rowerku zrobić, i tak zeszło, zupełnie bezmadagaskarowo 🙁 ot, przykrość.
Dobranoc, żeby się lepsze perspektywy przyśniły a i zrealizowały.
No i dotarłem do domu.
Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż?
Wszyscy w domu to można już życzyć dobrej nocy i do jutra. 🙂 O ile net pozwoli oczywiście. 🙂
Pracusie nasze Najkochańsze….. dobrze, że cali i zdrowi 🙂