« Jej rodzina Żegnaj, Bożenko! »

Sierpniowy dzień

Kiedyś szczęście pachniało inaczej.

Przeważnie nie liczyło się czasu. Trwoniło się go z niefrasobliwością godną tych kilku lat, które się już przeżyło.
Każdego ranka patrzyło się na świat z niezachwianą pewnością, że dzień przyniesie coś miłego i rwało się do tych niezwykłych codzienności z niesłabnącym entuzjazmem.
Każdą porę roku, dnia, ba! każdą pogodę – przyjmowało się jak najpiękniejszy dar losu.
Nie kaprysiło się. Nie wybrzydzało. Nie kręciło nosem.
Żyło się według tego specyficznego kalendarza, w którym dni ważne przeplatały się z najważniejszymi…

Do takich niewątpliwie zaliczało się pewien późno-letni czy też może wczesnojesienny dzień, poprzedzony wzmożoną krzątaniną w kuchni i niepowszednią ruchliwością dorosłych.
Już od rana, z pośpiechem, jakby mimochodem, poddawało się rytuałom czystości, zjadało śniadanie i niecierpliwie zerkało w okno, jakby stamtąd właśnie miały te niezwykłości nadpłynąć.
Kipiało się nieziemską jakąś energią i czuło, że jeśli zaraz, natychmiast, nie wybiegnie się na dwór, to po prostu się eksploduje…

Wybiegało się więc i gnało pod górę, by jak najprędzej znaleźć się na Naszej Drodze.
Wychynało się z chłodnego gąszczu i niemal traciło oddech od diamentowego gorąca żwirowo-żytniego pyłu unoszącego się wokół.
Łowiło się aromat wypłowiałych chabrowych pióropuszy i odmrugiwało filuternym rumianom.
Puszczało się oczka do kąkolowych plączy i odsyłało pocałunki karminowym makom.
Potem łapało się oddech, poważniało i statecznie podążało zbielałym traktem do miejsca przeznaczenia…

Tego dnia nie było się tak całkiem oderwaną od rzeczywistości. Tego dnia wykonywało się – zaplanowaną podczas bezsennych nocnych godzin – misję.
Wędrowało się zatem do Świerkowego Zagajnika i z żalem pozostawiało kuszące złocistościami koronkowe szyszki.
Brodziło się wśród kocanek, arcydzięgli i jastrunów i dzielnie ignorowało zaproszenia wytwornych niestrzępków i wielobarwnych dostojek do wspólnego pohasania.
Przemykało się między pniami sosen i z bólem serca odkładało zbiór żywicznych korali na jakieś niewiarygodnie odległe później.
Ze skruchą tłumaczyło się brzozom brakiem czasu i przepraszało, że tym razem nie skorzysta się z ich pochyłości, by przejść na drugą stronę Leśnego Oczka…

Bo musiało się zdążyć. Nie tylko dotrzeć, ale także – wrócić. A wędrowało się na Macierzankową Polankę.
Odkryło się ją kiedyś, przypadkiem, gdy próbowało się dogonić wciąż umykającego, żółto-brzuchatego dzięcioła. Odkryło się i od razu schowało w Skarbcu Miejsc Najbardziej Ukochanych.
Nie tylko dlatego, że nie mogło się nadziwić bujności cyklamenowych koszyczków i ich upajającej woni.
Nie tylko dlatego, że pośród płożących się bliźniczek odkryło się gniazdko z dwoma ślepymi pisklakami, o potężnych, wiecznie rozwartych dziobach i ścięgniastych, niemal łysych ciałkach.
Ani nawet nie dlatego, że między plątaniną korzeni wypatrzyło się misterne żeremiowe konstrukcje…

Poziomki. To one sprawiły, że Macierzankowej Polance oddało się swoje serce. Ostatnie, sierpniowe poziomki – ogromne, pękate, niemal czarne od soku i przesycone zapachem dojrzewającego lata – których smaku nie umiało się przyrównać do niczego znanego.
Klękało się i delikatnie rozgarniało kępki palczatek i boimek. Lawirowało się między nimi ostrożnie, uparcie sięgając w głąb, aż poczuło się ciepło ziemi. Wtedy zaciskało się palce na łodyżce i zrywało ciężką od owoców bylinkę.
Musiało się być nad wyraz skupioną, by przejrzałe owoce nie spadły z szypułek.
Posuwało się na czworaka między skupiskami ostnic i perłówek, dopóki nie uzbierało się naręcza ledwo mieszczącego się w dłoniach. Dopiero wtedy pomalutku wstawało się z kolan i ruszało do letniego domu…

W drodze powrotnej nie widziało się niczego.
Nie czuło się potu roszącego czoło. Nie słyszało się szelestu listków wplątanych we włosy. Nie reagowało się na przyjazne pobrzękiwania dzikich pszczół i wojsiłek. Koncentrowało się na doniesieniu znaleziska w całości. Sunęło się, prawie nie odrywając stóp od podłoża, bo wiedziało się, że gwałtowniejszy ruch może nieoczekiwanie zakończyć żywot aromatycznej kompozycji.
Liczyło się kroki i miało się wrażenie, że droga nigdy się nie skończy.
Wreszcie kończyła się jeddnak i stawało się przed gankiem.
Tu traciło się cierpliwość i, nie wkraczając na stopnie, wołało się Mamę, która pojawiała się niemal natychmiast, jakby czekała tuż za drzwiami.
Powoli wyciągało się rękę w jej kierunku, a kiedy poziomkowy bukiet bezpiecznie spoczął w jej dłoniach, nie mogło się dłużej wytrzymać. Rozwierało się ramiona, łapało za szyję pochylającą się Mamę i wykrzykiwało najpiękniejsze urodzinowe życzenia, jakie tylko potrafiło się wymyślić…

Mamie

206 komentarzy

  1. Lena Sadowska pisze:

    Witam na nowym pięterku:)

    Wspomnienie dość osobiste, ponieważ za parę dni zniknę, by – jak co roku – zawieźć urodzinową kartkę Tej Jedynej…

    Przyjemnego czytania:)

  2. Makówka pisze:

    Przeczytałam ze wzruszeniem i …nie umiem nic więcej napisać.

  3. Tetryk56 pisze:

    Zanim przeczytam — nie wstawiłaś ostu?

  4. Tetryk56 pisze:

    Najpiękniejszy prezent, jaki dziecko dać może rodzicom — zaangażowanie własnego wysiłku w wyraz miłości…

  5. Makówka pisze:

    Dobranoc !

  6. Lena Sadowska pisze:

    Snów o smaku owoców leśnych, Wyspo:)
    Dobranoc:)

  7. Makówka pisze:

    Witam i umykam!

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry, koło 13.00 będziemy ruszali, chwilowo po przejściu burz i deszczu ochłodzenie, a na niebie chmury.

    • Tetryk56 pisze:

      Szerokości!
      Tu też dotarła zmiana pogody, choć jeszcze bez burz.

    • Lena Sadowska pisze:

      Nas deszczydło dopadło w plenerze:)
      Dobrze, że bory mamy mieszane i można było się ukryć pod dość szczelnym listowiem:)

      Dzień dobry i szczęśliwej drogi, Quacku:)

  9. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Późno wstaliśmy, więc i zakupy-dostawy-śniadanko przeciągnęły się aż do teraz…

    • Lena Sadowska pisze:

      „Na śnia­da­nie tyl­ko tro­chę
      Uła­ma­łem so­bie plac­ka,
      Za to wina dzban wy­pi­łem;
      Te­raz lek­ko trą­cam stru­ny
      Wdzięcz­nej liry i pio­sen­kę
      Śpie­wam mi­łej mej ślicz­not­ce.”
      („Śniadanie” – Anakreont;
      tł.: J.Da­nie­le­wicz)
      😉

      Dzień dobry, Tetryku:)

  10. Max pisze:

    Dzień dobry :)Przeczytałem z przyjemnością ,bo wyrosłem w Puszczy – Białowieskiej i zbieranie poziomek było dla mnie obowiązkiem ,ze względów finansowych . Nie było zatem uroczystych wręczeń mamie , bo trzeba było rozliczyć się , ale mama z tych rozliczeń też była bardzo zadowolona . W tym sympatycznym opisie Lena darowała sobie dokładny opis samej zbiórki , w chmarze komarów i bąków ślepaków . Był również pospiech po tym spotkaniu do szybkiego dotarcia do domu . A zdarzały się upadki i wysypanie uzbieranych ,pachnących poziomek . Powtórnemu zbieraniu towarzyszyła wściekłość i smutny powrót do spotkania z mamą . Ale takie jest życie , że nie ma nic za darmo . Za wszystko trzeba płacić , za pachnące i smaczne poziomki szczególnie . Pozdrowionka … Thinking

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Maksiu.

      Dziękuję.

      Wydaje mi się, że samo zbieranie opisałam bardzo dokładnie. Po prostu nad jeziorami komary czyhają w wilgotnym gąszczu, a ślepaki przeważnie atakują brodzących po wodzie i trudno o nie na rozsłonecznionych polankach.
      Na szczęście jako kilkuletnia dziewczynka nie musiałam dokładać się do rodzinnego budżetu, może dlatego tym chętniej uczestniczyłam w domowych czynnościach.
      A uhonorowanie kogoś wytworem własnych rąk było zawsze w naszym Domu czymś szczególnym. Tak okazywaliśmy sobie miłość, Maksiu, więc i ceniliśmy takie podarki bardzo wysoko.

      🙂

      • Max pisze:

        Masz absolutna rację . Jako kobieta , wyposażona jesteś genetycznie w inny zespół emocjonalny , niż typowy mężczyzna . Gatunek męski szuka zawsze sensacji . Nawet w drobnych sprawach , czy wydarzeniach . Moim zdaniem gdybyś wspomniała przy zbieraniu poziomek o gryzących komarach , to całe wydarzenie nabrało by ostrzejszego wymiaru . Przepraszam , nie chciałem w żaden sposób zmieniać Twojego ,kobiecego wspomnienia z minionych lat . Dobrze , że są to wspomnienia warte naszej pamięci . Thinking

        • Lena Sadowska pisze:

          Nie ma za co przepraszać, Maksiu.
          Po prostu tych komarów, gzów i ślepaków naprawdę tam nie było:)
          Chyba dlatego, że komary wolą zacienione, wilgotne miejsca, a ślepaki i gzy szukają łatwego żeru, a gdzie łatwiej o smakowity kąsek jak nie przy brzegu pełnym kąpiących się golasów:)

  11. Lena Sadowska pisze:

    „Chmiel na bezsenność
    rezeda na nerwy
    tymianek na nieśmiałość
    chrzan co leczy chore korzonki
    to wszystko tak dużo że mało
    gdybyś nie stworzył poziomki”
    („Poziomka” – J. Twardowski)

    Dzień dobry, Wyspo:)

    • Tetryk56 pisze:

      Poziomko! Ty kroplo czerwieni
      ukryta wśród łąk zieloności!
      Ty uśmiech dziecięcy promienisz,
      ty możesz być darem miłości!
      Aromat się z garstki unosi,
      wciąż kuszą czerwone twe plamy!
      Rwać więcej! Aż serce się prosi
      lecz trzeba cię donieść do mamy…

      • Lena Sadowska pisze:

        Cudnie:)
        Dziękuję, Tetryku.

        Poziomko! symbolu wyrzeczeń dziewczęcych!
        Słodyczą tak kusisz, drżąc w palcach – tak nęcisz!
        Nie zmamisz, choć wonią myśl mącisz dzieciny,
        Bo bukiet chce mamie dać na urodziny…
        😉

  12. Makówka pisze:

    Melduję, że wróciłam.
    Było pochmurno, słońca ani przez chwilę, trochę deszczu, ale łagodnego.
    Wrażenia z dzisiejszego spacerku może kiedyś opiszę, więc teraz nie będę się rozpisywać.

  13. Lena Sadowska pisze:

    Zmykamy na trochę:)
    Może przywieziemy ze spacerku coś ładnego:)

  14. Lena Sadowska pisze:

    Powietrzniało, pochłodniało…

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

  15. Makówka pisze:

    Pakuję plecak i umykam.

    Dobranoc!

  16. Lena Sadowska pisze:

    Dobranoc, Wyspo:)

  17. Makówka pisze:

    Witam Wyspę!

  18. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Niektórzy twierdzą, że człowiek rodzi się zmęczony i żyje po to, żeby odpocząć. Próbowałem dzisiaj zastosować tę teorię w praktyce. Może i coś w tym jest, ale na dłuższą metę tak się nie da Wink

  19. Makówka pisze:

    Wróciłam, jestem w domu.

    • Tetryk56 pisze:

      Gdzie to bywałaś?

      • Makówka pisze:

        Wędrowałam po OPN, więc trudno tu powiedzieć coś nowego -miejsca ogólnie znane wszystkim krakusom, a i Wyspiarzom z naszych opisów -również.
        Wrażenia były, ale innego rodzaju.
        W nocy gwałtownie zbudził mnie przykry sen:
        Kraków był podzielony na strefy okupacyjne. Zbudziłam się gwałtownie w momencie gdy jakaś starsza pani przedostała się do mnie z innej strefy postawiła przede mną szklankę z herbatą ze słowami „napij się, bo muszę ci coś powiedzieć -wczoraj zmarła twoja mama”. Zaczęłam się denerwować jak przedostanę się do mamy (inna strefa) i taka zestresowana się zbudziłam.

        Nad ranem zadzwoniły budziki. Wyłączyłam je i zbudziłam się po 30 minutach. Z trudem zdążyłam na autobus.

        Wycieczka była sympatyczna, pogoda zrobiła się cudowna.
        Natomiast w drodze powrotnej w autobusie młoda dziewczyna zwymiotowała prosto na mnie. Akurat pisałam coś w komórce i nagle …chlust!

        Jak już ochłonęłam, jakoś się wytarłam, stwierdziłam, że komórka działa to już była miła podróż, która upłynęła na żartach z młodym człowiekiem, który wcześniej ratował mnie chusteczkami itp.
        No i rozchmurzył dobrym słowem i uśmiechem, bo nie ukrywam, że byłam wściekła gdy nagle zostałam obrzy..a.

        A teraz boli mnie głowa.

        • Lena Sadowska pisze:

          Współczuję przygód, Maczku. A nawet – fspułczuje, chociaż… można chyba powiedzieć, że złe miłego początki;)

          Dawno, dawno temu śniło mi się, że jest wojna i uciekamy z Babcią przed Niemcami. Do wyjścia prowadził nas szariko-podobny pies, a wszystko działo się w budynku mojej podstawówki, w której w realu jedne z dwojga wejściowych drzwi były zawsze zamknięte, i nigdy nie było wiadomo które, bo to zależało od widzimisię pani woźnej:)
          Pamiętam ten senny koszmar do dziś:)

          • Makówka pisze:

            Zbudziłam się przestraszona, potem zasnęłam, potem zbudziły mnie budziki, potem jakimś cudem znów się zbudziłam. Za każdym razem towarzyszył mi niepokój. I nadal towarzyszy.

        • Tetryk56 pisze:

          A dziewczę przynajmniej przeprosiło? Bo słyszałem o osobie, której się przytrafiło podobnie (źródłem nie była dziewczynka, tylko nawalony menel), która w odpowiedzi na protest usłyszała dumne Milcz, obżygańcze!

          • Makówka pisze:

            Dziewczę było blade, przestraszone i raczej wyglądało na trzeźwe.
            Coś tam mamrotała po angielsku jakieś przeprosiny.
            Nie jakaś zmalowana lala, raczej taka bidulka.
            Niestety w pierwszym odruchu nakrzyczałam na nią, że mogła na podłogę, a nie na mnie. Chyba i tak nie zrozumiała.

            • Lena Sadowska pisze:

              Myślę, że zrozumiała, Maczku.
              Kiedyś wracałam międzynarodowym autokarem od koleżanki i na siedzeniach równoległych z moimi siedziała Azjatka. Była w pierwszych miesiącach ciąży i bardzo źle znosiła podróż. Kilkanaście godzin wdychaliśmy to, co wydalała do torebek, a po każdej akcji zaczynała jeść, więc nie było szans na jakąkolwiek przerwę. Żeby nie dołączyć do kompanii, raczyłam się wziewkami i jakoś to przetrwałam, ale łatwo nie było, mimo że kierowcy często robili postoje:(

  20. Quackie pisze:

    (A ja umykam, gdyż rodziny i kominka muszę doglądnąć)

  21. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    W lasku było ciepło i bezwietrznie. I ciemno…:)

  22. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  23. Lena Sadowska pisze:

    „Bia­ły mie­sią­czek
    Po nie­bie cho­dzi,
    Srebr­nym pa­lusz­kiem
    Po świe­cie wo­dzi.

    Do­ty­ka do­mów,
    Głasz­cze ko­mi­ny,
    Puka w okien­ka
    Do su­te­ry­ny.”
    („Biały miesiączek – J. Czechowicz)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  24. Makówka pisze:

    Pochmurne, niewyspane dzień dobry!

  25. makowka9 pisze:

    Bareja…stałe aktualny?

  26. Lena Sadowska pisze:

    „Cóż nad spoczynek być może milszego,
    Kiedy strudzeni szczyt domku naszego
    Obaczym przecie, a kończąc podroże,
    Na własne nasze rzucamy się łoże?
    O domku wdzięczny, widok mnie twój krzepi,
    Dobrze gdzie indziej, u ciebie najlepiéj.”
    („Cóż nad…” – I. Krasicki)

    Jużdomowe dzień dobry, Wyspo:)

  27. Lena Sadowska pisze:

    Zaraz lecę na spacerek z psułkiem. I wiem, co piszę – prawdziwy psułek. W ramach protestu, że go nie wzięłam ze sobą, zjadł mi ulubione szpilki:(
    Chlip.
    Mam nadzieję, że nie skończy się to weterynarzem, bo obcasów z flekami nie ruszył…

    • Tetryk56 pisze:

      Tak to bywa, gdy się kupuje porządne buty z dobrej skóry… Tekstylnych by nie ruszyła 😉

      • Lena Sadowska pisze:

        Fakt – buty skórzane.
        To trochę moja wina – mogłam nie zostawiać na wierzchu, ale bardzo się śpieszyłam, bo znajomy zjawił się sporo przed czasem. I od dawna już nie było psich akcji pochłaniających.
        Za to błyskające skruchą spod biurkowej ciemności białka winowajczyni sprawiły, że nawet się na nią gniewać na serio nie mogłam:)
        Nakrzyczałam i – tyle.

  28. Makówka pisze:

    Jestem w domu.

  29. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Quacku:)

    Czyli można się spodziewać wkrótce ptasiego pięterka?
    🙂

  30. Lena Sadowska pisze:

    „Sekundy kapią
    w nocną pustkę

    Bezsennie śnisz
    legendę
    o księżycu i gwiazdach

    Czas
    przecieka twoją myśl:
    gdzie są ci
    których nie ma

    Gdzie jestem
    pytasz czarne lustro
    lecz ono cię nie widzi

    Widzisz jego noc
    słyszysz tylko
    swój przyśpieszony oddech”
    („Noc VI” – R. Ausländer;
    tł.: R. Wojnakowski)

    Też już padam nanos więc:
    dobrej nocki, Wyspo:)

  31. Makówka pisze:

    Dobranoc mówię i ja.

    lulu

  32. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Miły dzionek, ranna przejażdżka była bardzo sympatyczna Happy

  33. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!

  34. Makówka pisze:

    Gratulacje Quacku!

  35. Lena Sadowska pisze:

    Tu słoneczne, ówdzie chmurzaste dzień dobry, Wyspo:)

  36. Makówka pisze:

    Wróciłam z Bagrow, jadę knuć.

  37. Quackie pisze:

    No cóż, wszedłem, żeby wstawić dobranockę, ale dzisiaj to już jednak nie.

    Spokojnej wszystkim!

  38. Makówka pisze:

    A ja weszłam i…dalej nie wierzę w to co przeczytałam.

  39. Makówka pisze:

    Dziś godzina 7:05…

  40. Tetryk56 pisze:

    Zapraszam na upamiętnienie — kolejny wpis…

  41. Makówka pisze:

    Smutno, ale jednak życzę spokojnej nocy.

  42. Lena Sadowska pisze:

    Dobranoc, Wyspo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)