Poszukując nowych żeglarskich wrażeń, również w tym roku porzuciliśmy Mazury na korzyść szerokich mórz. Tym razem wybór padł na znacznie cieplejsze wody: trasa rejsu wiodła z Malty poprzez Sycylię na Sardynię. Mnóstwo wrażeń, można by o nich długo opowiadać. Aby jednak nie zanudzić czytelników, postanowiłem podzielić relację na dwie części: tę, poświęconą morzu i żeglowaniu, i drugą, opisującą zwiedzane miejscowości.
Udało się znaleźć dogodne połączenia lotnicze. Wylecieliśmy rankiem z ciepłego Krakowa, przed południem wylądowaliśmy w gorącej La Valetcie i bez trudu dotarliśmy do mariny, w której czekał na nas „Pielgrzym”. Resztę dnia zajęła nam aprowizacja jachtu i pobieżne zwiedzanie stolicy Malty. Następnego dnia wypłynęliśmy w morze, kierując się ku wyspie Comino, trzeciej co do wielkości w archipelagu Maltańskim. Choć zamieszkała na stałe przez jedną tylko, trzyosobową rodzinę, jest ona odwiedzana przez tysiące turystów, głównie ze względu na słynną Błękitną Lagunę. Błękit i przeźroczystość tamtejszej wody są rzeczywiście niesamowite! Tłumy na brzegach i w wodzie sprawiły jednak, że Lagunę obejrzeliśmy jedynie z wody, a zanocowaliśmy obok, w zatoczce o równie poetycznej nazwie Crystal Lagoon. Woda tam była równie czysta i ciepła, choć nieco bardziej zielonkawa, a towarzystwa znacznie mniej.
Następnym przystankiem była zatoka Dwejra na zachodnim wybrzeżu wyspy Gozo. Obszerna zatoka o wysokich brzegach, dodatkowo przymknięta masywną skałą Fungus Rock, jest znakomitym schronieniem dla statków do kilku metrów zanurzenia. Jej dodatkowe atrakcje to pieczara, którą można wypłynąć wpław gdzieś daleko (widać światło; ja zawróciłem z pierwszej komory), oraz zamieszkujące urwiska ptaki, trudne do dostrzeżenia, lecz wypełniające zatokę chrapliwymi głosami, które kojarzyły się z filmowymi gremlinami.
W pobliżu była jeszcze jedna atrakcja: niewielka zatoczka, zwana „Wewnętrznym Morzem Gozo”, oddzielona od morza ok. 150-metrowym wałem skał. Dopłynąć do niej można było jedynie niewielką łodzią poprzez naturalny tunel, powstały przez zawalenie się dwóch jaskiń. Odwiedzaliśmy ją grupami — część na pontonie z wody, część na piechotę obok strażnicy wybudowanej dla pilnowania „grzybka maltańskiego”. Płynięcie niewielką łódką przez podziemia morza naprawdę sprawia wrażenie! Z tunelu nie mam niestety zdjęć, bo na ponton nie zabierałem aparatu. Za to idąc górą, mogłem sfotografować m.in. nasz jacht na środku zatoki.
W pobliżu „morza wewnętrznego” była jeszcze do niedawna inna słynna atrakcja: Lazurowe Okno, ogromny most skalny łączący wybrzeże z nieodległą skałą. Niestety dwa lata temu morze dało mu radę i most ostatecznie się zawalił.
Z Gozo udaliśmy się w stronę zachodniego brzegu Sycylii, do Marsali. Pogoda wciąż dopisywała, półtoradobowy przebieg otwartym morzem koił oczy wszechotaczającą pustką, a zachód słońca nad morskim horyzontem był po prostu piękny!
O zwiedzaniu Marsali opowiem później. Z tamtejszego portu udaliśmy się na pobliskie Wyspy Egadyjskie, kotwicząc u brzegu największej z nich, Favignany. Po zwiedzeniu wyspy i zażyciu stosownej ilości kąpieli słonowodnych i słonecznych przenieśliśmy się ku kolejnej wyspie Marettimo — tu już nie było nawet małego miasteczka, natomiast jeszcze ciekawsze przekroje geologiczne na wybrzeżach. Ponadto była to pierwsza z wysepek na trasie porośnięta drzewami; wcześniejsze sprawiały wrażenie kamiennych pustyń. Również tu pogoda i uroki kąpieli dopisywały!
Gdy ruszyliśmy w stronę Sardynii, pogoda zaczęła się psuć. Drobne z początku chmury zasnuły całe niebo, z różnych stron zaczęły pojawiać się burze. Wreszcie i nas dopadła jedna z nich — na szczęście nie na mojej wachcie, więc mogłem ją spokojnie obserwować na sucho 😉 . Wiatr nie był zbyt silny (ok. 4, góra 5 st. B.), ale uderzające wokół gromy robiły wrażenie! Nie trafieni dotrwaliśmy do końca, i aż do następnej nocy kolejne burze obchodziły nas ostrożnie bokiem. Wreszcie, już w pobliżu Sardynii, kolejna dopadła nas w nocy, i to na mojej wachcie. Co znaczy jednak ciepły klimat: przetrwałem ją w deszczu między 3. a 4. rano w majtkach i podkoszulku, nie będąc zmarźnięty.
Na Sardynii spędziliśmy jeszcze jeden nocleg na kotwicy w pobliżu niewielkiej miejscowości Campolungu. Mieliśmy tam okazję oglądać interesujące jachty, również zatrzymujące się w tej zatoce, a także trening i regaty szkółki żeglarskiej z pobliskiej mariny, na miniaturowych łódeczkach podobnych do spotykanych na Mazurach Optymist-ów. No i — oczywiście, ostatnie kąpiele słonowodne i słoneczne, gdyż słońce powróciło i łaskawie nam panowało 🙂
Z zatoki krótkim przebiegiem dopłynęliśmy do mariny w Calgari, gdzie zakończyła się morska część naszej podróży.
Tu mógłbym zakończyć, lecz jeszcze kilka słów dla Miralki. Przez całą drogę widzieliśmy zdumiewająco mało ptaków. Wydawałoby się, że wysokie, porowate klify są idealnym miejscem dla wielkich kolonii ptasich, tymczasem ani na wysepkach Malty, ani na Wyspach Egadyjskich nie było ich specjalnie widać — czasem jeden albo dwa, w zatoce Dwejra może cztery na raz… Dopiero koło Sardynii pojawiło się nieco mew, za to odważnych do granic bezczelności 😉 Nie liczę oczywiście miejskich gołębi, bo to dla mnie żadna atrakcja.
Zapraszam do krótkiej włóczęgi po niedalekim ciepłym morzu 🙂
Świetne! Ta błękitna woda jest idealnie myląca, w życiu bym nie powiedział, że tam jest 10 m.
A masz gdzieś zdjęcie tego Waszego jachtu? Czy to jest ten granatowy „na środku zatoki” na zdjęciu z końcówką 5934?
Ten ci jest — ten wizerunek jest też na ikonce wpisu.
Takem się spieszył do wpisu, że jeszcze na ikonce wpisu nie byłem, byleby tylko do nóg Mistrzowi się pokłonić.
Wężykiem, Jasiu, wężykiem!
A jak!
Ależ ci Mistrzowie w uprzejmościach się prześcigają!
Literatura nasza dostarcza w tym względzie mnóstwa budujących przykładów!
I teraz wiadomo czemu Tetryk tak długo budował napięcie.
Warto było poczekac.
Dzień dobry


Ale piękny miałeś urlop, Ukratku!!!
Piękne pięterko i cudne zdjęcia!!! Brawo!!!
Dzięki, Miralko!

Witaj Miralko!
zdjęcia i opis. A urlop na odrobinkę zazdrości.
W pełni się z Tobą zgadzam -wszystko zasługuje na oklaski
To teraz mamy parę pieterek zapewnionych-Twoje wrażenia z wycieczki,Ukratkowe ciąg dalszy oraz reaktywacji dawno już chyba nie było.
Dzięki! Ty też masz coś w zanadrzu, a jeszcze i niespodzianki trafić się mogą…
Cisza na Wyspie!
Czyżby wszyscy zaniemówili z zachwytu nad kolorami morza i nieba ze zdjęć Ukratka?
Dalszy ciąg wysp hiszpańskich owszem mam w planie. Zupełnie nie wiem w ilu częściach, bo to w trakcie pisania wychodzi.
Jednak nic nie wiem o niespodziankach!
Czyżbyś wiedział Ukratku o czymś czego ja nie wiem?
Miało wyjść na schodku w odp Tetrykowi, ale takie to jest pisanie z komórki.
Znowu mnie położyło







Ale tym razem jakoś dziwnie. Wczoraj rano byliśmy u rzeźnika. A wiadomo z czym się to wiąże… zwiększona ilość zajęć
Małżonek piekł chleb i w zasadzie niewiele pomagał, ale mi to wcale nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie… lubię mieć całą kuchnię dla siebie
Poporcjowałam niemal wszystko, gdy poczułam ból między łopatkami. Nasilał się coraz bardziej i zaczął promieniować na klatkę piersiową. Miałam nawet problem z oddychaniem… przy głębszym wdechu bolało mnie jeszcze mocniej. Mało mnie coś nie trafiło ze złości. Jeszcze tyle roboty, a tu jakieś głupie przeszkody
Mąż sam pokroił flaki, zahartował (3 razy) i wstawił do gotowania. Wysmarował mnie najpierw swoją przeciwbólową maścią… nie pomogło. Potem posmarował mnie moim kremem z marihuaną… pomogło tylko odrobinę. Potem podłączył mnie do jakiegoś paskudztwa do elektrowstrząsów. Też jakby trochę się polepszyło…
W nocy nie mogłam spać. Każdy najmniejszy nawet ruch, sprawiał mi ból i budziłam się co kilka minut. Brzydko mówiąc, cholera mnie trzęsła, że nie mogę się tego pozbyć. Wstałam w nocy i żeby nie budzić małżonka zeszłam na dół. Wzięłam dwie tabletki ibuprofenu i położyłam się na dole. Spałam do 8:30 co jest u mnie niezwykłe
Ból zelżał, ale ciągle czuję jakieś jego nieśmiałe „pukanie”. Mam awersję do tabletek, ale jak mnie znowu zacznie boleć choć trochę mocniej, to wezmę następne, bo nie mam zamiaru kolejnej nocy przewracać się bezsennie i szukać pozycji, w której nie tyle przestaje boleć, ale boli najmniej
Trochę się rozpisałam… przepraszam
Ale coś mnie trafia, że tak nagle zostałam oderwana od moich codziennych zajęć. Nie umiem odpoczywać siedząc i nic nie robiąc…
Jeśli Ci to coś ulżyło, że się wygadalas to bardzo dobrze Miralko. Wszak Wyspa po to jest!
Misia masz -juz leci przez Ocean

Za misia dziękuję

Już mi lepiej
Miralko, nie baw się w autoznachorkę, tylko skontaktuj się z lekarzem! Przeczekać można nawet zawał, ale wtedy zostawia on o wiele trwalsze uszkodzenia!
Tetryk rację ma.A środki przeciwbólowe to nie leczenie!
Miałem coś podobnego kilka lat temu w Wielkanoc, przeszło dopiero po końskiej dawce ketoprofenu (tutaj: Olfen), ale do dzisiaj nie wiem, co to było. Mogłem spać tylko na klęczkach lub siedząco, a i to w ściśle określonym zakresie pozycji. Bratowa żony (neurolog, ale dziecięcy), akurat obecna podejrzewała jakieś parszywe nerwobóle, być może na tle zapalenia nerwów.
U mnie też mogą to być nerwobóle, chociaż wydaje mi się, że po prostu się „nadszarpnęłam”. Pomału zaczynam się starzeć, a ciągle o tym zapominam i postępuję jak zwykle.
Nie mam już dwudziestu, czy trzydziestu lat… mięśnie trochę inaczej pracują i niestety nie jestem silna jak kiedyś… muszę o tym pamiętać… ale ta skleroza… 

Całe szczęście, ból pomału przechodzi i skupia się głównie na plecach. Już nie promieniuje na okolice mostka… mogę swobodnie oddychać (co najważniejsze) i spałam całą noc, bez budzenia się co kilka minut. A to też jest ważne, bo przynajmniej wypoczęłam
Popatrzyłam sobie na nieliczne gwiazdy,mrok lasu za mną i usiłowałam sobie wyobrazić rozgwieżdżone niebo na pełnym morzu i te zachody słońca.
Ach westkneła sobie Makówka.Ech rozmarzył się Maczek….
Tak by się chciało coś takiego przeżyć…
Już po przerwie. Byłem na musicalu „Hairspray” w Teatrze Muzycznym – ze spektaklu o lakierze do włosów powstała rzecz b. aktualna, o walce z dyskryminacją i machlojami na szczytach władzy.
A ja wyjeżdżam że Stróży,ale kiedy będę w domu nie wiadomo,bo w podobno w Gaju wypadek, więc se postoimy
Wracacie „siódemką”? Google nie pokazuje wypadku, tylko roboty drogowe, ale żadnych poważniejszych korków, tylko nieco „żółtego”, czyli chwilowe spowolnienie ruchu, bez zatrzymań.
Tetryku świetna ta podróż! Ile metrów jacht sobie liczył? Ile osób było na jachcie ? Pytam z ciekawości;)))
Burza powiadasz?
ja raz przeżyłam sztorm i nigdy więcej bym nie chciała.I pewnie już tak będzie;))
Zdjęcia ach…
Witaj, Tuv!
Jacht był 16-metrowy, przeznaczony dla ośmiu osób (cztery dwuosobowe kajuty) – włączając w to skippera-właściciela.
Te burze, które nas dopadły, nie były na szczęście takie straszne — nawet obyło się bez danin Neptunowi! 😉
O to spoko. Morze okazało się łagodne ☺.Troszkę zazdraszczam☺
Ja nawet więcej jak troszkę.Zazdroszcze.
Jako rozkochana w południowych klimatach świetnie poczułam się na tym mokrym od wody pięterku 🙂
Będzie jeszcze trochę suchszych miejsc
W zapowiadanej drugiej lądowej części tak? A co będzie w części trzeciej?
Twoja opowieść?
Jak Makówka wyobraża sobie rejs po morzu ?
Aż tak bujnej wyobraźni nie mam.
Albo? -mam.
Otóż opowieść brzmi tak -jacht płynął, płynął, płynął i huśtał.
Makówka leżała i myślała „ta choroba morska kiedyś mi minie…”
Z pokładu dobiegały zachwycone okrzyki „ach jaki piękny zachód słońca”.
Makówka wiedziona ciekawością USIŁOWAŁA przybrać pionową postawę ciała.
Na usiłowaniu się skończyło…
Potem wszyscy wyszli na ląd, ale Makówce dalej wydawało się, że te domy jakoś mało stabilne są.
Mam kontynuować?
Myślę, że to kiepska trzecia część.
Kochani, zmykam, spokojnej nocy wszystkim.
Też niedługo będę zmykać z Wyspy, bo coś tam jeszcze muszę na jutro przygotować.
Powiem więc DOBRANOC i na lampkę zaczekam.
Witaj, Tetryku.
Świetna relacja i piękne zdjęcia – gratuluję.
Też jestem zainfekowana tym bakcylem, więc wyobrażam sobie, ile przyjemności ten wypad Ci sprawił.
Choć (jak pisałam Makówce) chętnie żegluję po morzach, gdy tylko mam okazję, zawsze jednak tęsknię do jezior. To chyba kwestia przyzwyczajenia. Czuję się lekko zagubiona na większych akwenach:)
Z niecierpliwością czekam na część zwiedzeniową.
Pozdrawiam:)
W przyszłym roku prawdopodobnie wrócimy na Mazury, po których pływaliśmy z córeczką co roku przez 20 lat
Po Mazurach też kiedyś pływałam. W czasach szkolno -studenckich.
Inne czasy, ja inna, ale sentyment został.
Dzień dobry, Tetryku i Makówko.
Bo żeglowanie to super-patent na spędzanie czasu:)
Pozdrawiam:)
Raz jeszcze obejrzałam zdjęcia, bo jednak w laptopie to zupełnie co innego jak
w komórce.
Teraz poczytałam sobie bardzo ciekawe i uzupełniające wpis podpisy pod zdjęciami.
Mając w oczach te zachwycające widoki może uda mi się bodaj we śnie pożeglować po morzu?
Bardzo się Tetryk napracował, a ja go o niedzielne leniuchowanie podejrzewałam.
Wyrzuty sumienia chyba mi spać nie dadzą!
Dobranocha 🙂
Ajw Ty też na nocnej zmianie?
A lampki dalej nie ma…
Witajcie!
Urlop się skończył, czas do pracy wrócić…
Się Pan odnajdziesz?
Myślisz Skowroneczku, że po pracy Tetryk też biega i woła „Ukratku gdzie jesteś!? hop! hop!”
Po pracy to raczej nie wiem, trza by zapytać Ukratkowej Szan.Małżonki


Po tych korytarzach, gabinetach czy inszych pokojach (a kto ich tam wie, jak je zwą ) może i biega – szukając drugiego ja
Ty mnie Maczku nie podpuszczaj, bo obie se po uszach oberwiemy
„Po pracy” miałam na myśli po budynku, w którym Tetryk zarabia na chleb.
Myślę Moja Droga Allu, że obie już sobie trochę nagrabiłyśmy.
Ja dodatkowo wczoraj popędzaniem i imputowaniem, że oddaje się błogiemu niedzielnemu lenistwu, a on w tym czasie pracowicie budował dla nas takie superaśne pięterko!
Próby trwają!
Dzień dobry. Jeszcze by się pospało…
Dzień dobry


No i czego ja się nie wtarabaniłam Ukratkowi na pokład, skoro miał aż cztery kajuty?? A skipper przystojniak był?
Fantastyczna, Mistrzu T, relacja i zdjęcia
Troszkę Ci zazdroszczę, wiesz..?
Dzień dobry



Jeszcze nie wiem czy będzie dobry, ale starać się o to będę
Zaraz muszę zbierać się do pracy… trzeba więc wyskrobać w sobie cały pokład optymizmu i pomyśleć, że przecież z niej wrócę i dokończę to co w domu przez te głupie bóle zaniedbałam
Jutro urodziny syna… ależ te dzieci się starzeją… dobrze, że chociaż matkę mają młodą
-Przeglądanie rzeczy po mamie przyjaciółki.
-Knucie
-Debata o służbie zdrowia
-Dalsze przeglądanie
Taki plan na dziś.
Leje,leje,leje…dobrze, że jesteśmy na słonecznym pięterku
A tu nie leje, jest 20 stopni i chmury i nie wiadomo, jak się ubrać, żeby się nie spocić.
Dotarłem do domu prawie suchy, ale za chwilę znowu zanurzam się w real trochę poknuć. Nie można przecież tylko pracować, jeść i spać…
Dzień dobry, tutaj fajrant i jeszcze za chwilę przerwa.
Prawie przedsmak sztormu mieliśmy w czasie knucia, aż jedna barka obijała się o drugą
Dobranocka…teraz już lampka… czyżbyscie spać już szli?
No cóż, męczący to był poniedziałek, i wcale nie w kontekście meczu (którego nie oglądałem).
Zdecydowanie zmykam.
Dobranoc Państwu!
Witajcie!
Wczoraj lało jak z cebra, dziś już powoli warstwa chmur przechodzi. Zanim odsłonią słońce, pozdrawiam was słonecznie!
Dzień dobry, powierzchnie płaskie mokre po nocy (na zewnątrz, rzecz jasna, w domu sucho), poza tym już nie pada.
Witam !

Tetryk dobrze prawi-slonce za oknem!
Kawusia?Herbatka?
Może Gienia dziś odpocznie?
Słusznie, Gienię na urlopik, a ta pani niech się trochę wykaże.
To ja kawkę, jak zwykle. Lungo, gorzką, bez cukru.
Mała przerwa.Obecnie rzeczy są kolorowe,ale w tych starych ciuchach,obrusikach,wazonikach,meblach jest jakichś urok.Albo sentyment?Tak szkoda wyrzucać…
Serdeczności od Zochy! Pokazała mi kilka zdjęć… pośpieszmy się z relacjami, bo potem to już tylko wiersze będziemy zamieszczać!
Och! To brzmi wspaniale!
A tutaj fajrant i przerwa.
Zdjęcia i relacje Zochy uzupełnione wierszami ajw?

Znowu wyszło nie na tym schodku co trzeba.
I po przerwie. Idę jeszcze raz do Morza (Śródziemnego).
Wróciłem z morza i mam jeszcze dwa pytania do szanownego Autora: piszesz, Mości Tetryku, o licznych kąpielach słonowodnych – czy może ktoś z Waszego grona pływał podczas nich w masce z rurką (czyli tzw. snorklu)? A drugie pytanie: po kąpielach słonowodnych dobrze się jest chociaż miejscowo opłukać w wodzie słodkiej, a nie wiem, jak z tym na Waszym jachcie (tak samą wodą, jak i miejscem do mycia)?
Fajrant i chwila przerwy w segregowaniu i pakowaniu rzeczy, więc postanowiłam pooddychać chwilę morskim powietrzem i zajrzałam na Wyspę.
Panie Q czyżbyś uważał,że odrobina soli na ciele może zaszkodzić? Słona morska woda dobrze robi na stawy i zatoki.
Po kąpielach naokoło Rodos zdecydowanie potrzebowałem opłukania słodką wodą.
Mnie wysychanie ze słonej wody w zasadzie nie przeszkadzało, płukałem się dość pobieżnie, a slipki wysychały na mnie. Zresztą, w odróżnieniu od większości towarzystwa mnie smak wody morskiej nie przeszkadzał — inni płukali paszcze po każdym pływaniu.
Paszcze niekoniecznie, aczkolwiek np. przy snorklowaniu zdarza się łyknąć zdecydowanie więcej lub intensywniej niż przy normalnym pływaniu.
Pływając na falach nieraz opiłam się słonej wody i nigdy mi to nie przeszkadzało.
Eh poplywalabym w morzu…eh
Tak, dziecka snorklowały ile się dało, bardzo tym zachwycone. Warunki do mycia się były znakomite: przy kabinach miniaturowe łazienki, które mogły być używane jako natryski, a na rufie dodatkowy prysznic dla wychodzących z morza. Zapasy słodkiej wody (przy oszczędnym używaniu) powinny wystarczać na rejs przez Atlantyk.
Och. Brzmi znakomicie. Dziękuję.
Czemu Wy już śpicie,a ja jeszcze nie?

Dobranoc!
Witajcie!
Ach, ten różany ogród i lato!!!
Dzień dobry. Na Gdańsk? I ja nic o tym nie wiem?
Witajcie!
Zapatrzeni w turkus morza i różany ogród zapomnieli o kawie i herbacie!
Gienia dalej odpoczywa,korzysta z lata.
Ta koleżanka od wielu lat mieszka we Wrocławiu,tu w KRK likwidujemy mieszkanie po mamie.To ta sama klasa SP co siostry Ewa i Danka,o których ostatnio pisałam.
Jak widzisz Bożenko te przyjaźnie trwają mimo odległości.
Z mojego doświadczenia wynika , że odległości nie mają większego znaczenia w trwałości i jakości przyjażni między ludzmi . Wszystko zależy od ” jakości ” osoby z którą się przyjaznimy . Miałem i mam przyjaciół na różnych krańcach świata (w Australii w Kanadzie ) , z którymi traktujemy się jak rodzina i mam byłych przyjaciół w Stolicy , przez których byłem oceniany jako ciężki frajer , za przysługi jakie dla nich zrobiłem . Grzeczność wobec drugiego człowieka jest powinnością naszego ludzkiego gatunku , ale niestety są osoby dla których wszystko jest interesem . Ot , taki handlowy stosunek do otaczającego nas świata . Życzę Paniom , wielu bezinteresownych przyjaciół , po prostu takich zwykłych , ludzkich .
Ja nic nie mogę dać,bo nie jestem kimś ważnym.Siebie jedynie.Nie ma w tym handlu.
Ej, a ja czuję ogromną radość w dawaniu siebie, w sensie tak moich umiejętności, jak i łączeniu ludzi, którzy siebie potrzebują. Kiedyś np. dzięki kontaktom mojej Kumy udało się sprowadzić z Francji lekarstwo potrzebne przyjaciółce mamy kolegi Najjuniora z przedszkola i szkoły. Nie żebym się chwalił, po prostu to mi przyszło akurat pierwsze do głowy. Było i parę innych okazji i zawsze mi się to bardzo podobało.
Nie nazywam tego handlem, tylko pielęgnacją kontaktów międzyludzkich. Zwykle bezinteresownych, tak jak napisał Max, ale jeżeli jakakolwiek korzyść z tego wyniknie (sama z siebie, nie że spodziewana, zakładana czy wręcz wymagana), to tym lepiej.
No to fajrant i przerwa.
I po przerwie.
A ja chciałam zameldować, że jestem w domu i opowiedzieć co dziś robiłam, a tu wszyscy spać poszli.
Jeszcze nie
Ale teraz już tak
To ja chyba też.
Dzień dobry
I co najgorsze – wilgoci. Jest duszno i nie ma czym oddychać
Klimatyzacja znowu chodzi na okrągło…
U mnie nowa fala upałów
W naszym domu znowu pojawiły się myszy

Całe jedzenie, które nie wymaga lodówki, mamy w pojemnikach. Nawet jak żadna mysz nie ugryzie jakiegoś jedzonka, to sama myśl, że mogłaby łazić po moim żarciu powoduje odruch wymiotny.
Całe ich tabuny latają w te i nazad. Aż żal, że nie mamy kota… chyba by się nimi obżarł
W tym budynku jest 7 mieszkań. I tylko trzy są zamieszkane. Reszta stoi pusta. I to w tych pustych (tak przynajmniej podejrzewam) mnożą się myszy. Po jedzenie wyruszają do nas. Wręcz nie sposób się ich pozbyć
Muszę coś z nimi zrobić, bo tak nie da się żyć…
Ciekawe, czy pojawienie się myszy ma związek z falą upałów? Lezą do klimatyzowanych pomieszczeń?
W Stróży też pojawiły się myszy.Chyba czują jesień i szukają miejsca na przezimowanie.
U mnie w domu takiego miejsca nie znajdą. Myszy na zewnątrz nie przeszkadzają mi aż tak, ale w domu są nie do przyjęcia
Raczej nie, Mistrzu Q. Przez całe niemal lato było gorąco i jakoś nie właziły. Dopiero teraz.
Obydwa gatunki, to gryzonie. Tak wiewiórki, jak i myszy wszystko obwąchują, zanim ugryzą. Chili skutecznie „gryzie” je za nos. Przestały podjadać 

Na zmianę z wiewiórkami ogryzały nasze pomidory (te dojrzałe). Zaczęłam zbierać zanim dojrzały, a dodatkowo małżonek posypał cały ogródek sproszkowanym chili
Straciły wyżerkę na zewnątrz, to zaczęły szukać w domu…
Dzień dobry. By się jeszcze pospało…
Witajcie!
By się…
Witam!
Częstować się proszę.
Co taka cisza?Bo ja dziś od 8 rano poza domem.
30 rocznica zaprzysiężenia rządu Mazowieckiego -konferencja
w PAU,chwila odpoczynku na ławce i rejs wolności statkiem po Wiśle.
Konferencja zakończona wystąpieniem wypowiedzianym łamiącym się głosem.Nie tylko ja miałam łzy w oczach.
Nie chcę marudzić,ale ten komentarz jest 188.
Fajrant i przerwa. Zobaczymy, do której.
Robi się wysoko, a nikt się nie kwapi z nowym wpisem, więc pozwoliłem sobie zamieścić kontynuację.
Idę po przerwie na nowe pięterko, tylko jeszcze tu dobranocka…
Wczoraj dopiero się robiło wysoko? Hm…rozumiem. Jak zjawiłam na Wyspie 100 komentarzy już było wysoko. Teraz dopiero ponad 200?
Zero litości dla takich co z komórki zaglądają na Wyspę.
Aby kryterium było spełnione piszę to tu jako 201 komentarz.
Marzą mi się te miejsca już od dawna.. Pozdrawiam serdecznie 🙂