Na prośbę i za zgodą Reni publikuję Jej relację z wycieczki. Zdjęcia pozwoliłem sobie wstawić w odpowiednich miejscach tekstu.
___________
Było ładnie,w miarę słonecznie. Postanowiłam pojeżdzić troszkę po okolicy.. Wyruszyłam spod kościoła katolickiego:
Pojechałam w stronę granicy niemieckiej.
Minęłam meczet . Przez chwilkę poczułam sie jak w Turcji. Pojechałam dalej w stronę mojej wioski Hekenbosch. Dojechałam do granicy. Wjechałam już w słynny tutaj Nationale Park De Meinweg. Dojechałam do włoskiej lodziarni. Tam mały przystanek -,koniecznie musiałam wprowadzić do organizmu coś mokrego i zimnego. A włoskie lody to jest to!!
[na zdjęciu: lodziarnia Ti Amo…]
Na przestrzeni 10 km zrobiłam skok mentalno-religijny: Katolicyzm, Islam, by znów wrócić do jakże dobrze mi znanej Europy…
Widać było mi mało atrakcji. Zerknęłam przez szybę a tam padok. I dziki zachód:
Schłodzona i wypoczęta udałam się dalej w kierunku lasu. Było mi przecież mało atrakcji kulturowych. Postanowiłam odwiedzić Indie. Na dzień dobry w Instytucie Mahariszi przywitały mnie słonie:
Na teren ośrodką nie mogłam wejść jak kiedyś. Teraz stoi security i nie wpuszcza. Sa ponoć dni otwarte ale mi za bardzo nie zależy ,żeby słuchać umm,ummm i tam ichnią filozofie. Więc złoty pałacyk guru cyknęląm zza drzew.
Pawilonik szkoleniowy czy tam coś udało mi się zrobić bez płota.
Syta wrażen udałam się do parku chyba niegdyś na wzór i modłe francuską.. Posiedziałam w światyni dumania…
…i udałam się w drogę powrotną mijając po drodze znowu świetych katolickich.
[na zdjęciu: święci, założyciele klasztoru, w którym teraz ma siedzibę sekta Mahariszi]
Dojechałam do granicy. Żdziebko zgłodniałam . Na granicy po lewej restauracja z bałkańską kuchnią…
…a po drugiej – Chińczyk.
Obie dobre. Znaczy jedzonko dobre.
Przy tym upale jednak zadowoliłam się drugą porcja lodów .
Ruszyłam w drogę powrotnaą. Zobaczywszy meczet poczułam się jak w domu..
Dzień dobry na nowym pięterku, dzisiaj gościnnie – Renia.
Aha, rozumiem, że wycieczka była samochodowa? Bo przez chwilę zastanawiałem się, czy nie rowerowa, skoro to Holandia.
No i została niecała godzina słomianego wdowieństwa. No cóż, nic nie trwa wiecznie.
Padam na twarz. Chłopaki jeszcze zabierają się za Rambo I. Ale ja chyba sobie odpuszczę.

Dzień dobry
Uwielbiam wycieczki, chociaż większość tras przemierzam samochodem
Z drugiej strony… kto przejedzie na rowerze 160 km i po łażeniu po wertepach wróci tą samą trasą (czyli kolejne 160km)? I to na dokładkę w parę godzin… Na sto procent nie byłaby to wycieczka jednodniowa (a właściwie „pół-dniowa”) 
Piękne pięterko
Ba! Ale w USA wszystko jest większe, a więc i odległości. Dwa razy 160 km to trochę dużo jak na amatorskie rowerowanie. Mam wszakże znajomą, która potrafi w ciągu dnia swobodnie przejechać rowerem 160 km (w sumie, nie w jedną stronę).
Dzień dobry. Zaspałem przecudnie, ale w niedzielę nie jest to aż taki wielki problem.
Idę na urodziny Harrego Pottera.
Mam nadzieję, że wszyscy przeżyjemy… Dam znać, jak wrócę, ale trzymajcie kciuki. Tak na wypadek…
Tam kciuki, lepiej trzymać różdżki. W pogotowiu.
To swoja drogą.
Dziki tłum. Gorąco. Duszno.
To tak w skrócie.
Jasiek został w empiku, Kubę zabraliśmy na górę do kawiarni na lody. Po pięciu minutach Jasiek stwierdził, że kicha na taką imprezę i też idzie na lody. Potem jeszcze dwa razy wracaliśmy zajrzeć, co się dzieje (bo Arkadia wielka jest i dało radę pochodzić z Jakubem, żeby Jasiek mógł sobie wracać do empiku), ale prawdę mówiąc poza dzikim tłumem spoconych rodziców wielbicieli Pottera niczego nie widzieliśmy.
Mimo to wszyscy zadowoleni, wyjście bez ekscesów, a teraz idziemy smażyć schabowe i robić mizerię. Wszak niedziela.
Najważniejsze, że zadowoleni.
Schabowe i mizeria też powinny się pojawiać po machnięciu różdżką, to by było uczciwe wobec wielbicieli H. Pottera (bo skoro poświęcają czas na jego urodziny… ?).
Nie narzekam. Mąż robił. Bez różdżki 🙂
Bylebyś tylko nie mówiła mu „Zgredek”…
Mówisz?
No pewnie. To prowadzi niechybnie do cudzych skarpetek i buntu.
Jak miło porozmawiać z kimś, kto nie przewraca oczami z lekceważeniem i wie, o co chodzi
Och. Płonię się rumieńcem.
Aaa, i jeszcze jedna sprawa – jutro mamy remont instalacji elektrycznej dla całego domu, więc zgłoszę się dopiero, jak będę miał prąd.
Dzień dobry
Potem zajechaliśmy do Van Patten Woods Forest Preserve. Jeszcze nigdy tam nie byliśmy. Chciałam sprawdzić co to właściwie jest. I muszę przyznać, że warto było
Piękne, duże jezioro, z czystą wodą! Taką, że nawet na większych głębokościach widać dno. Można to ocenić po roślinach gdzieniegdzie rosnących… W Polsce nazywa się to „strefą ciszy”, a oznacza zakaz wypływania jednostek pływających – spalinowych. Napęd jedynie „ręczy” lub elektryczny 

Po niesamowicie pracowitej sobocie, niezwykle zajętej niedzieli, witam cieplutko i serdecznie.
Dziś rano pojechaliśmy do „Dunsów”, czyli nad Lake Michigan. Jeszcze nie obejrzałam zdjęć stamtąd
Samo jezioro, to podłużna niecka. nie mam miarki w oku, ale najdłuższa trasa ma 2,4 mili (3,84km) i wiedzie ściśle dokoła jeziora. Ścieżki dla pieszych są ściśle oddzielone od tych dla samochodów, także maszerując nie trzeba się oglądać za siebie
Dzień dobry. Co za niespodzianka. Sierpień. Nie wiem jak u was ale u mnie w tym roku cały sierpień pada deszcz:-)
Dzień dobry! Prąd już jest, więc się zgłaszam. Co za śniadanie tam powyżej, ślinka cieknie.
Dzień dobry.
U mnie osobiście to jest tak bardziej październik. I to druga połowa.
Cicho, cicho. Nie zapeszajcie – nieśmiało zaczynają się promienie słoneczne przebijać. Może coś z tego będzie.
Tęcza?
Schowało się…
Właśnie wróciłem z załatwiania Bardzo Ważnych Spraw (por. również scenę uwalniania Don Pedra wiszącego na krzaku w „Porwaniu Baltazara Gąbki” St. Pagaczewskiego). Jeszcze parę BWS zostało do załatwienia na miejscu, ale generalnie do wieczora już będę.
Właśnie dowiedziałam się, że mam w ten weekend podwójną imprezę do przygotowania, każdą na 10 osób. Z czego jedna to obiad rodzinny, wg mojej religii sezonowy, dla gości (-a) który nie je: warzyw, w tym pomidorów, włoskiej/francuskiej kuchni, boczku, ryb, kurczaków, dla drugiego co nie ruszy zielonego groszku ani fasolki, bakalii, trzeci nie tknie rosołu.
Pogoda jaka jest każdy widzi – ja tam się nie odważę zaplanować grilla, co by było najprostsze, bo każdy bierze, co chce.
A, i mam jedną lodówkę, więc odpadają ciasta z kremem, bo jak tam wejdzie tort Jaśka, to nie wiem, czy mi się zupa zmieści, o mięsie nie wspominając, więc chyba będę musiała wszystko robić na świeżo, znaczy w sobotę i niedzielę uruchamiając kuchnię o szóstej rano.
Jakoś mnie w fotel wcisnęło.
Wyemigruj do Australii. To chyba będzie najprostsze.
W Australii chodzi się do góry nogami. Nie, dziękuję.
Bardzo trudny dzień. Z wielu względów. Czas go zakończyć.

Ku mojemu zdziwieniu o 21.00 już ciemno – a jeszcze przed chwilą dopiero o dziewiątej wychodziliśmy z psem i rowerami na spacer!
Dobranoc Państwu.
Do jutra.
No to tym bardziej spokojnej!
Dzień Dobry 🙂 Może nawet bardzo dobry .Jestem spakowany i za godzinę śmigam na Mazury . Jeśli uda mi się złapać ” złotą rybkę ” ,to wypuszczę zołzę pod warunkiem ,że wszystkie Koleżanki i Koledzy z Madagaskaru będą szczęśliwi , tak jak tego pragną osobiście . Do zobaczenia ….

Udanych połowów!
Dzień dobry. Wygląda na to, że będzie normalny letni dzień. Niesamowite:-)
Dzień dobry. Nie chwal dnia przed zachodem.

Herbatki?
A właśnie, że będzie ładny dzień. Poranek był chłodny – 14 stopni. Dziękuję za herbatkę. Słodkie wypieki nie doszły…;-)
Cholera… To może chociaż ciasteczo

No dobrze skuszę się:-)
A teraz poważniej. Mam ochotę na faszerowaną paprykę (jakoś była była promocja po 7zł/kg) i leży mi spiżarce 10 papryk. Jakieś sugestie?
Ooo…
Ja kiedyś robiłam na dwa sposoby: mięso i ryż, jak do gołąbków, albo mexican chicken plus ser z zielonym pieprzem.
Mięso + ryż to klasyka. Muszę obczaić co to za wynalazek z tym mexican chicken (u mnie na wsi nie mieszkają żadne meksykańskie kurczaki;-).
Nasyp takiemu ostrej papryki na ogon i już masz meksykańskiego!
Dzień dobry. Dzisiaj wstałem i poszedłem do łazienki, a po drodze przemknął mi przed nosem sens życia. Ponieważ nie obudziłem się jeszcze do końca, w ogóle nie załapałem, że to był właśnie on. Zorientowałem się dopiero teraz, przy pierwszych łykach kawy.
Ciesz się, że ten sens nie wypił Ci kawy i nie wyjadł cukru:-)
On właśnie przemknął i udał się w bliżej nieokreślonym kierunku, ZANIM jeszcze zrobiłem sobie kawę. Nie słodzę, ale gdyby, to pozbawienie mnie cukru w sumie byłoby nawet do rzeczy.
Spróbuj jeszcze raz!

??? Ale czego mam spróbować? Wstania z łóżka?
Nie zawadzi.
To jak z zapomnieniem – wróć i spróbuj sobie przypomnieć.
Potomki se zażyczyły naleśników. Będę potem.
E, to chyba szybko, naleśniki się robi błyskawicznie.
Jedziemy do Jo na naleśniki. Nie robię żadnych papryk;-)
Ta, zanim dojedziemy (nawet gdyby pędzącym pędolinem), to już dawno będą zrobione i zjedzone.
Zrobi nowe;-)
Nie masz Waćpan litości!
Dla mnie to mało kto ma 😉
Litość, nie litość ale naleśniki zjemy:-)
Jakoś się nie zdziwiłam
Umykam wdzięcznym, choć nieco przyciężkawym kłusem do pracy.
Haaaalooo
Gdzie się wszyscy podziali? Za chwilę zapadnie zmierzch! Do domu!!!
To idę na placki ziemniaczane.
A ja właśnie skończyłem robotę, oczywiście okazuje się, że jest coś jeszcze w domu do zrobienia.
Tak jakbym w ciągu dnia już się nie odrywał od pracy, żeby coś zrobić.
Ja chyba pójdę spać. ZANIM rozwiniecie temat wiertarki.
PS.
BB właśnie sobie wymyślił, że chce trenować łucznictwo…
Spokojnej, bez wiertarek w pobliżu.
PS. Pomijając koszta, to niezły pomysł. Macie tam w pobliżu jakiś stosowny klub łuczniczy?
Podobno mamy.
Piter powiedział, że też będzie chodzić. I ja już nie wiem, co o tym myśleć.
Kordła! Wystarczy tego myślenia.
Spokojnej!
Wstawać! Koniec spania. Nowy dzień. Dzień dobry.
Dzień dobry.
U nas pogoda plażowa, więc oczywiście roboty huk.
Ale najpierw kawa na Wyspie.
Kawa? Czy tu gdzieś jest kawa?


Albo i herbata?
No to pijcie tę swoją kawę już teraz. Ja standardowo w południe kawuję:-)
Chodźmy na herbatkę. Ja dziś mam assam dagapur.
A pamiętacie z PRL herbatę ulung? I hasło „A gdzieś ty się taki ulung?”
I przywożona z Austrii kawa „Wiener Kaffee”. Papierosy Sport (nie paliłem) i cukier na wagę.
Cukier na wagę, a w 1988 – 2 kg na głowę, nie więcej, w związku z przejściowymi trudnościami. A jeżeli ktoś chciał więcej, kupował swoje przydziałowe 2 kg i wracał na koniec kolejki po następne (a kolejki były sążniste!). Wtedy oduczyłem się pić słodzoną herbatę, bo nie chciało mi się stać w kolejkach, miałem 16 lat i całą masę ciekawszych rzeczy do roboty, a Mama Q. stwierdziła, że kto chce słodzić, niech sam sobie wystoi cukier. Brat Q. miał 11 lat i karnie stawał w kolejkach, więc słodzi do dzisiaj.
Z tego wszystkiego zrobiło się już wpół do dziesiątej. Zmykam sami-wiecie-gdzie.
Ja generalnie jestem herbaciara (i hoduję róże – mówiłam, że klimat wyspiarski dla mnie najlepszy…), ale niestety większości herbat już pić nie mogę, w tym mojego ukochanego earl greya, z powodu wrednej alergii
To jak już jakąś dorwę, że mi nie szkodzi – trzymam się jej, bo nie wiadomo jak długo…
Proponuję zrobić earl greya samemu.
Moja babcia dodawała suszoną pelargonię (czy jakoś tak) i smakowało zupełnie jak „oryginalny” earl grey z tą różnicą, że bez perfum i konserwantów 😉
Powoli przestawiam się na owocowe, ale tu tez trzeba uważać, jak diabli.
Proponuję zbierać i suszyć samemu.
Robiłem tak z miętą i (jeden raz) maliną…
Efekt dużo lepszy niż „kupna”
Chyba będę musiała…
Moi chłopcy pija jakieś owocowe, całkiem przyzwoite – bo oni w ogóle czarnej herbaty nie tykają. Czasem Kuba, ale Jasiek nigdy.
Na alergię na pewno jest dobry alkohol. Wypłukuje wszystkie złe toksyny z organiczmu..:-)
Ale nie każdy. Na cavę mam na przykład taką alergię, że dzięki.
Dzień dobry

Dotarłem dzisiaj bardzo spóźniony…
Czy znajdzie się filiżanka kawy dla spóźnionego wędrowca?
U nas zawsze otwarte!

Uff dziękuję

Tego mi było trzeba
Ciekawe rzeczy można znaleźć podczas robienia porządków…
Ja znalazłam blog. Własny, na dodatek.
Dobry wieczór. Przez cały dzień przerywało mi pracę coś lub ktoś, więc jestem jeszcze w lesie. Niemniej o tej porze mimo dalszej pracy już będę zaglądał.
W lesie, nie w lesie – ważne, że jest zasięg
To stanowczo nie był mój dzień. Jak nie urok, to przemarsz wojsk 🙁 zaraz zapuszczę dobranockę.
Wyspa śpi? No to dzień dobry:-)
Dzień dobry. Jestem dzisiaj w strasznym niedoczasie, począwszy od spania. Gość się spóźnił z powodów tzw. obiektywnych, przyjechał późno w nocy, a ja go przyjmowałem…
A więc kawa, zanim znów zasnę.
Jakaś taka rozmemłanam od rana. I mi się nie chce.
Polecam ten sam wybór, który zaproponowałem powyżej mr. Q.;-)
O, no jakbym mojego męża słyszała…
Albo ojca-wszystko-w-swoim-czasie…
Albo macochę-co-ma-być-to-będzie…
Cholera, może nas zamienili w dzieciństwie?!
Hmm, no mogło tak być. Po zastanowieniu się NAPRWADĘ mogło tak się stać:-)
To by wiele tłumaczyło. WIELE.
Trzeba się brać do roboty. Zmykam, proszę Szanownych.
Jestem z powrotem, ale będę tak w kratkę – jak zwykle po zasadniczej robocie zostaje jeszcze do zrobienia tyyle spraw…
Obawiam się, że nie ma dziś ze mnie pożytku. A w najbliższych dniach będzie jeszcze gorzej…
A mnie odciągnięto od komputera niemal przemocą, a w każdym razie poważnym szantażem moralnym.
Żeby się już nie rozdrabniać, gremialne – spokojnej!
Dzień dobry
A że ten tydzień był „zarąbiasty” to wracałam z pracy (średnio po 10 godzinach) bez tzw. „tylnych nóg”
Nawet mi się gęby otworzyć nie chciało 
Mogę odpocząć i zajrzeć na Wyspę 

Trochę mnie nie było, ale real pochłonął mnie kompletnie. Raz, że gorąco jak nie wiem co… temperatura nawet w nocy nie schodziła poniżej 26C. O tym co było w dzień, to nawet mówić szkoda…
Ale teraz już „z górki”
Weekend tuż tuż
W sumie, to dzisiaj, chociaż gorąco, po pracy wzięłam się za swój ogródek. Krzaki pomidorów rozrosły się niesamowicie i trzeba było znowu je podwiązywać i „obszczykiwać”. Te pierońskie pędy wyrastają niemal z każdego liścia.
Mam jeszcze w planach wyrwanie zielska, bo dziś nie dałam rady.
Nasypałam też specjalnej soli, bo coś mi w te pomidory wlazło. Mam nadzieję „załatwić” to paskudztwo 
Ale już mam swoje pomidory (na razie tylko czerwone – duże i żółte) i kupować nie muszę
Nie znam nazw tych pomidorów, ale posadziłam koktajlowe (czerwone), żółte (trochę większe niż koktajlowe, takie podłużne), czerwone duże i czarne (małe i duże). Jak na razie rosną i dojrzewają. Mąż kupił nowy krowi nawóz i podsypałam go trochę pod krzaki, żeby mi pomidorki szybciej dojrzewały
Ma przyjść ochłodzenie… najchłodniej będzie w niedzielę… tylko 26C…
U mnie cała plantacja pomidorów jest o połowę mniejsza niż w tamtym roku. Mam 2 krzaki. Słownie: dwa. I zerwałem już jeden owoc. Leży na stole i czeka aż ktoś go zje:-).
A same krzaki mają jasno zieloną barwę. Wydaję mi się, że coś im brakuje..
Nawozisz?
Niespecjalnie. Raz podlałem jakimś nawozem. I włożyłem jedną pałeczkę nawozowa do jakichś kwiatków;-)
Nie znam się na ogrodnictwie, ale swój ogródek nawożę w zasadzie dwa razy do roku. Jesienią i wiosną. Kupuję „krowie placki” (takie już przerobione) i przekopuję je z ziemią. I to jest jedyny nawóz jaki daję. Żadnych chemicznych płynów, proszków, czy pałeczek. Przynajmniej w części „spożywczej”
Małżonek opryskał nasze płoty specjalnym sprayem, bo wiewiórki też lubią pomidory
Zapach tego paskudztwa odstrasza je i mam nadzieję, że w tym roku nie zmarnują mi za dużo. Te małpy nadgryzają wszystkie pomidorki (to znaczy te w zasięgu ich pysków) i muszę je wyrzucać (pomidory, nie wiewiórki), bo przecież nie będziemy dojadali po tych wredotach. 
Krzaki pomidorów są wyższe ode mnie i mają całą masę owoców. U mnie takie pomidorki nie poleżą za długo, bo wszyscy je lubimy
Dzień dobry. Dla mnie czarny chleb i czarna kawa.
Wybaczcie, ale nastrój mam z różnych powodów kiepski. Postaram się nie siać nim zbytnio po Wyspie.
Bywają gorsze dni. Potrzebne są po to aby człowiek cieszył się tymi lepszymi:-)
O to to.
Ja zaraz zwariuję.
Mój starszy syn ma bardzo ograniczone zapotrzebowania kulinarne. I sztywno się ich trzyma. Nie i koniec. Nie ma mowy. Żeby dajmy na to zjadł na śniadanie coś innego niż kanapka z pasztetem. Albo na obiad rosół.
No to uwaga: wczoraj – cztery tosty z dżemem. Przedwczoraj – naleśniki z kremem krówkowym. Wcześniej była manna na mleku, tosty francuskie, rogaliki z ciasta francuskiego z nutellą i bananem, jajecznica z kurkami…
Dziś przychodzi i pyta: „Kiedy będzie rosół?”.
Wakacje… czy co?
No to kiedy będzie ten rosół?;-)
Dzień dobry

Nareszcie się zachmurzyło i trochę pochłodniało
Jest czym oddychać…
Dzień dobry. U mnie chmury i zupa w powietrzu. Wolałabym w garnku
U mnie też zupa w powietrzu, ale jeszcze na razie jest względnie. Tylko 23C
Ma wzrosnąć do 29C, a przy wysokiej wilgotności robi się sauna. 


Ale nie mam co narzekać… taki mamy klimat (że zacytuję…)
Przyjdzie zima i znowu będzie źle, bo zimno…
Czas się brać za robotę
Chociaż się nie chce jak nie wiem co…