Minął kolejny nerwowy i przygnębiający tydzień. W sobotę było słonecznie i postanowiliśmy jechać do Zion zobaczyć czy jakieś nowe przelotne ptaszki się pojawiły. Jak zwykle pojechałam najpierw nad Sand Pond. Też jak zwykle, brzegi obsiedli wędkarze. Małżonek jeszcze się zbierał, a ja od razu poleciałam z parkingu nad jeziorko. Daleko od brzegu zobaczyłam sterczący z wody czarny łebek i białą obwódkę na szyi. Nur lodowiec!!!! Tylko raz go widzieliśmy na Mallard Lake. W ubiegłym roku. One nie mieszkają na naszych terenach. Są tylko przelotem. Po wodzie pływały też inne ptaki, które widziałam po raz pierwszy. Sprawdziłam w domu. Dwa gatunki perkozów: rogaty i grubodzioby. Perkoz rogaty zalatuje do Polski, chociaż nielicznie, a jego lęgi zanotowano na Białostocczyźnie. W Illinois ten ptak jest tylko przelotem… Od 2000 roku perkoz grubodzioby został zaliczony do polskiej awifauny, czyli też zaczął zalatywać w odwiedziny!!! Według cioci Wiki ten ptak mieszka w całej Ameryce, czyli i u nas…
Pojechaliśmy dalej. Na drodze zauważyłam jakieś ptaki. Jeden siedział na tablicy informacyjnej. Wyhamowałam natychmiast. Obcykany!!! Skręciłam w boczną alejkę, bo zauważyliśmy więcej takich ptaków. Aż dziw, że od razu nie poznałam. Dzięcioł różowoszyi!!! Spotkaliśmy je kilka razy wcześniej. Ale nigdy w takich ilościach!!! Widocznie też leciały na swoje lęgowiska…
Ciągnęło mnie nad Lake Michigan. Wiał potężny wiatr od strony jeziora i fale osiągały imponujące rozmiary. Waliły w falochrony z łoskotem i wytryskiwały w górę fontannami piany. Cudny widok!!! Nie podchodziliśmy do samego brzegu. Na pewno od razu bylibyśmy mokrzy. Od góry do dołu!!! Idąc wzdłuż brzegu patrzyliśmy do którego miejsca jest mokro i staraliśmy się nie wejść w pole działalności fal. Po kilku minutach zgrabiały mi ręce. Na brzegu, na leżących pniach wisiały koronki sopli. Cudnie skrzyły się w słońcu. Nie wytrzymaliśmy długo tego lodowatego wiatru. Poszliśmy w głąb lądu. Chciałam już wracać, ale małżonek zaprotestował. Chciał jeszcze przejść się po lecie. Poszliśmy…
North Dunes Nature Preserve to w dużej części obszar porośnięty trawą i krzakami, ale ma też obszary zalesione. I właśnie w taki las weszliśmy. Znowu na krzakach pojawiły się malutkie ptaszki. Małżonek stwierdził, że już takie mamy, ale dla pewności obcykał. A to nie były takie same. To były ogniczki, też z rodziny mysikrólików, też malutkie…
Postanowiliśmy wracać. Po drodze, na zalewisku zobaczyliśmy samotnie pływającą kaczkę. No to przecież nie mogłam jej minąć!!! Samica gągołka. Zalewisko duże, a gągołek mały. Ledwie ją widać było. Po drugiej stronie drogi naszą uwagę przykuł jakiś ptak. Dziwnie latał. Z góry na dół i nie było widać, żeby się przesuwał do przodu. Obcykaliśy go, ale nie są to dobre zdjęcia. Nic na nich nie widać. Próbowaliśmy podejść bliżej, ale nie daliśmy rady. Mokro. Zrezygnowani zawróciliśmy…
Postanowiłam jeszcze zajechać nad Sand Pond. Musiałam sprawdzić, czy nic się nie zmieniło. Zmieniło!!! Na drzewie przy jeziorze zobaczyliśmy oskomika czerwonogardłowego… Co prawda mamy już jego zdjęcia, ale co szkodzi mieć więcej…
CDN…
Zapraszam na kolejny etap naszej wycieczki. Spotkanie z kimś nowym zawsze jest ekscytujące i dla mnie było
Dzień dobry.
Popieram 
Wow. Ale fotki z tymi ptakami. Super wygląda nur lodowy. Nie znam się na ptakach – nie wiedziałem, że jest taki. Fajnie wyglądają perkozy rogate. Nie będę wymieniał, które mi się podobają bo wszystkie mi się podobają.
Mam nadzieję, że małżonek inwestuje wolne środki w poprawę zasięgu sprzętu foto
Dzień dobry
I nie były to „wolne środki”!!! Ale nie pyszczę
Jeden przepija, drugi przegrywa na ten przykład w kasynie, trzeci wydaje na panienki, to już lepiej niech wydaje na sprzęt
Przynajmniej jest z tego jakiś pożytek… jego zdjęcia są o niebo lepsze niż moje
To dobrze, bo przynajmniej mam co pokazywać 
W Polsce znałam perkozy dwuczube, bo głównie je spotykałam na jeziorach. O wielu ptakach nawet nie słyszałam. Dopiero teraz się uczę. Bardzo pomaga mi przynależność do grupy „Ptaki”. To są miłośnicy pierzastych ze wszystkich (chyba) kontynentów!!! Jest nawet gość z Australii!!! Ci z USA często pomagają mi w określeniu gatunku. Poznaję też polskie ptaki, bo ptasich miłośników z Polski jest najwięcej. 
Małżonek zainwestował w swój sprzęt więcej niż powinien
A co do gatunków ptaków… też się nie znam. A przynajmniej nie tak jakbym chciała. Co jakiś czas odkrywam coś nowego. I to jest piękne!!!
Muszę przyznać, że trochę się śpieszę z tym pokazywaniem naszych ptasich spotkań… na sobotę zapowiadają piękną pogodę…

I jestem w kropce, bo sama nie wiem gdzie bym chciała pojechać. Czy znowu do Zion? Mogą być inne nowe ptaki, które tylko przelatują i zatrzymują się na odpoczynek w przyjaznym im terenie… A może odwiedzić moje ukochane czapelki i kormoranki… widziałam je z autostrady I-90. Już są!!! A może do Lincoln Park ZOO, sprawdzić czy ślepowrony wróciły z zimowych pieleszy. Jest jeszcze Starved Rock State Park i tuż obok Buffalo State Park z koliberkami (które też powinny się pojawiać) i z dzięciurami krasnogłowymi… Sama jeszcze nie wiem…
Jedno jest pewne. Muszę gdzieś się wybrać, żeby nie zwariować. Ta praca mnie dobija, a jeszcze dodatkowe problemy… trzeba popatrzeć na budzącą się do życia przyrodę, piękne ptaszki i motylki… od razu człowiek czuje się lepiej
Pójdę już do łóżeczka, bo u mnie zaraz 1, czyli bardzo późno.
Rano poczytam i w razie czego odpowiem na pytania 

Miłego piąteczku Wyspiarze
Dobranoc:-)
Piękne te Twoje wycieczki!
Dziś na śniadanie bajgle z łososiem, więc raczej herbata, ale dla Was wstawiam ekspresik

Dzień dobry
Ja też, ja też…
Witajcie!
Słońce tu i słońce nad Michigan Lake. Pooglądam dopiero za chwilę…
Skoro przy wycieczkach jesteśmy…
Szukam pomysłów na fajne, jednodniowe (z wyjazdem z Warszawy) wycieczki latem. Ewentualnie dwudniowe z noclegiem na miejscu. Z dojazdem samochodowym najchętniej. Ma ktoś jakieś sugestie?
Niewiele mogę pomóc w tej kwestii. Jedynie mogę podpowiedzieć jak ja to robię.

Wchodzę na internecie na mapy w Google i szukam czegoś w pobliżu. Gdy znajdę jakiś park, szukam informacji o nim. Potem tylko ustalić trasę i wio!!! W ten sposób znalazłam wiele ciekawych miejsc. Oczywiście wszystko zależy od oczekiwań. Małżonka i mnie głównie interesują parki i (jak to określiły nasze dzieci) chaszcze. Jeśli Wy wolicie miasteczka i zabytki, to po prostu trzeba poszukać w inny sposób, np. przeglądając informatory. W internecie są podpowiedzi, czyli internauci wypowiadają się na temat jakiegoś miejsca turystycznego. To też warto poczytać, bo przynajmniej będzie wiadomo czego się można spodziewać.
Oczywiście osoby mieszkające w Polsce mają szerszy wachlarz propozycji…
Ten sposób znam
Chodziło mi raczej o coś w rodzaju: we wsi Tąpnicasą fajne ruiny zamku i park dinozaurów 
Rozumiem, ale jak nie dostaniesz zbyt wielu propozycji, to i taki sposób może się przydać
Dzień dobry

Już się wyspałam. Teraz tylko kawka…
Ja piórkuję!!!! Poszłam zalać kawę, bo czajnik gwizdał. Patrzę przez okno, a tam po płocie opos zasuwa!!!
Oczywiście pędem do pokoju po aparat i nawet go opstrykałam
Chyba się wystraszył szczęku migawki, bo uciekł na drugą stronę płotu…
Dzień dobry. Mimo licznych przeciwności losu, takich dzwoniących do drzwi i nie tylko, udało się zakończyć pracę z zachowaniem norm.
Opos jest przewspaniały, coś w nim, nie wiem, może ten różowy nos, sprawia, że wygląda bardzo bezczelnie
W tym skojarzeniu różowego (a jeszcze bardziej czerwonego) nosa z bezczelnością jest głęboka myśl!
Wlazł opos na topos i mruga
Krótka to teoria, niedługa
Niedługa, ale tak ma ten typ
Właź teraz chłopie na archetyp!
Tak mi się teoretycznoliteracko skojarzyło
O matko… opos z różowym nosem pije wino na płocie… No jak nic noc zapowiada się rozrywkowa!
No więc właśnie z powodu tych rozrywek jestem zmuszony na chwilę wybyć… Ale wrócę jeszcze, przynajmniej na dobranoc.
Maluczko, a znów mnie ujrzycie…
Dzień dobry


Ja dopiero zaraz do łóżeczka, a Wy zaczynacie dzień
Także miłego dnia Wam życzę
Myślałam, że raniutko pojedziemy do Zion poszukać nowych ptaszków, a tu trzeba jechać do warsztatu
Chłopcy wrócili dziś z pracy i każdy z osobna poinformował mnie, że mam płaskie koło. Muszę jechać je „zacerowć”
Co prawda byliśmy dziś z małżonkiem w tym warsztacie, ale taki mieli ruch, że musielibyśmy czekać kilka godzin, a i tak nie wiadomo, czy mieliby czas to zrobić. Umówiliśmy się więc na sobotę na 8 rano… Małżonek znowu będzie musiał pompować. Całe szczęście ma kompresor i nie musi tego robić ręcznie. Warsztat blisko, to dojadę. I jeszcze jedno. Opony kupujemy właśnie w tej firmie i wszelakie dziury łatają nam w ramach gwarancji – bezpłatnie
Chociaż to dobre…
Ale już raniutko „na ptaszki” nie pojedziemy
Dzień dobry


Wdrapałam się iii… sapię.
Wszystkie pięterka zaliczone!
Pasówka śpiewna – dla mnie wygląda jak skowronek polny… O (!!), a w ogóle to przeczytałam „prasówka śpiewna”
Donoszę, że Wiedźminka się moczy, masuje i gimnastykuje. To tak dla zainteresowanych. Jutro, no właśnie jutro ją zobaczę na własne oczęta, a nawet przytulę do pierwsia
O, uściski i tak dalej! Bo ja już się bałam pytać, czy ktoś coś wie…
Przytul do obu! W moim imieniu też!!!
O rany. JAK ja mogłem nie zauważyć tego komentarza? No jak?
Serdecznie ją pozdrów ode mnie tyż!
Dzięęęki!! Zmuszę tę Panią, coby sama osobiście Szan.Wyspiarzom podziękowała i serdeczności przesłała
Jo, gdybyś chciała, to wiesz… Mogę Ci, przynajmniej, z tuzin nornic podrzucić!! Gratis!! Słowo!!
NIEEEEEEEEEEE! Wolę szafirki i jednego hiacynta
…Już dzień, już dzień… Zaległości tygodniowe do nadrobienia, oby tylko pogoda dopisała!! Ładna pogoda – się rozumie
Miłego!!
Witajcie!
Sobotnia pogoda dość obiecująca – może i ja gdzieś wyskoczę. Ale ptaszków nie ustrzelą żadnych…
Dzień dobry. A ja – nawet po tej kawie, co ją kończę – dzisiaj nigdzie nie wyskoczę, bo siedzę, dosłownie, przy garach. Nie żebym sobie krzywdował, ale trzymajcie kciuki, żeby mi wyszło, bo dawno tego nie gotowałem.
Jutro natomiast, jak pogoda pozwoli (tu też można trzymać kciuki) jest plan, żeby się wybrać tam, gdzie ostatnio się nie wybraliśmy. I wtedy z pewnością zdjęcia będą, chociaż niekoniecznie ptaszków. No, może jakieś mewy będą.
COOOO??? CO gotujesz?
Coś, co się nazywa kurczak po marokańsku, a niektórzy mówią „po żydowsku”, ale ja uważam, że to jednak jest inny zestaw przypraw. Generalnie słodko-korzenny sos z kawałkami piersi kurczaka.
Cebula drobno pocięta, zeszklona, rodzynki sparzone, dodane, wody troszkę, żeby się to dusiło.
Edit: pierś kurczaka pociętą w kostkę (boki 1-2 cm) podsmażamy osobno do białości (nie przyrumieniamy!), po czym wrzucamy do sosu, żeby to się razem macerowało i mięso przeszło aromatem sosu.
Przyprawy: sól, pieprz, imbir (sporo, ale żeby nie przegiąć), szafran (głównie do koloru), miód, ewentualnie cukier, żeby dodać słodkości.
Za tzw. dawnych, dobrych czasów używałem również tajnej broni, czyli 2-3 łyżeczki skoncentrowanego wietnamskiego sosu marki Woh-hup, mandarynkowo-pomarańczowego (obecnie niestety wycofany ze sprzedaży), który dodawał niebywale smakowitą nutkę.
Serwować z ryżem, najlepiej osobno ryż w jednej misce i sos z mięsem w drugiej, żeby każdy sobie dobrał wedle proporcji, jak lubi.
PS. Ponieważ dawno nie gotowałem, udało mi się przesłodzić sos, więc dodałem pomarańczę, obraną ze skórki i pociętą na drobno (również w zastępstwie wspomnianej wyżej tajnej broni). Mam nadzieję, że to chociaż troszkę pomoże.
Ha. Przegryzło się i jest całkiem, całkiem.
No, no, no…
A u mnie dzisiaj ordynarna pizza
Ależ domowa pizza potrafi być równie dobra, jak eintopf z kurczaka z ryżem.
Mini-foto-relacja na FB. Z pizzy. A teraz idę pisać.
Też bym zjadła

Długo się tych garów pilnuje?? Żeby było smaczne
Ja lecę. Załatwiać Ważne Sprawy. Bo jak nie załatwię, to mnie szlag trafi. A jutro maraton odcina nas od cywilizacji, więc nie mam wyjścia, jak załatwić DZISIAJ. O ile się uda.
Dzień dobry
Najchętniej to w samochód i wiooo nad jezioro 
Trzeba coś zjeść i do tego warsztatu. A tak mi się nie chceeee
Ech, rozmarzył mnie Quackie! A tu nie dość że ząb boli, głowa też boli, to jeszcze pichcić sobie trzeba samemu…
Mam nadzieję, że nie dobiję ostatecznie Mistrza T. (jeżeli boli ząb, to jakieś płynne pokarmy byłyby wskazane, nieprawdaż?), ale kurczak odniósł spektakularny sukces. Co prawda zaplanowano większą liczbę osób, a ostatecznie było mniej, więc zostało, ale nie dlatego, żeby się nie cieszył powodzeniem. Goście dobierali sobie bez namawiania!
Brawo, Mistrzu Wszechdziedzin! Zniosę ten stress po męsku
Chyba lepiej w tę stronę, niż miało by być więcej ludzi, a mniej jedzenia? I, nie daj Bóg, zabrakło!
Pamiętam sytuację sprzed lat, kiedy zabrakło, owszem, ale ryżu, sosu z mięsem (właśnie wedle tego przepisu!) zostało – a znajomy polski Anglik, kompletnie bez skrępowania, poszedł do kuchni, nakroił sobie chlebka, po czym zeżarł resztę sosu z kurczakiem, wycierając talerz do sucha.
To niekoniecznie po to, żeby się pochwalić, ale raczej pokazać różnice kulturowe.
Wróciłam. Z tarczą. Jak odsapnę i wyprodukuję tę pizzę, to zdam w szkicach relację.
Spoko. Z pizzy też możesz zdać, tu czy tam, jak się już tak gastronomicznie zrobiło.
Troszkę się przespałem i nieco jestem żywszy, mimo nadciągających mocno brzemiennych chmur…
A skoro przy przespaniu, to ja chyba wcześniej dziś będę mościć pielesze. Bo tak mi jakoś niebo na łeb spada.
Bardzo ładne określenie, mimo że złowieszcze jakby. Mnie też jakoś spada.
Czy to zaczerpnięte od Galów?
No a jak?!
To ja właśnie sobie skonfigurowałam resztę telefonu, bo mąż zajęty. I kordełkę szykuję. Na wypadek gdyby to niebo do końca spadło.

No to na wypadek wszelki – spokojnie. Widziałem pizzę i jeżeli smakuje tak, jak wygląda, to jest nieźle. Zresztą miny latorośli mówią same za siebie.
Dzień dobry

Musimy wymienić wszystkie na nowe
Pięć stów poszło… I to na dokładkę – nieplanowanych 
Nad Lake Michigan zrobiłam (dokładnie) 261 zdjęć. Jak ze 20 jest „w miarę”, to wszystko. Reszta do kosza
Nieostre, rozmazane do niemożliwości… Jedynie te robione z bliska jako tako nadają się do użytku. Do du… kitu taka robota!!! Na groma mam robić zdjęcia do kosza?!!! Czyli szykuje mi się nowy wydatek… jeszcze nie wiem ile… 
Sobota za dobra nie była
Rano, tak jak byliśmy umówieni, pojechaliśmy do tego Firestone. Na miejscu okazało się, że nie zrobią nam tej opony, bo jest za bardzo zużyta
Oboje wściekli, pojechaliśmy z mężem nad Lake Michigan, do Zion. Mieliśmy się odstresować… Świeże powietrze, chłodny powiew z jeziora i nowe, cudne ptaszki i zwierzaczki… Tylko ten mój aparat zaczął coś szwankować. To znaczy szwankował już od poniedziałku, gdy próbowałam nagrać nieznanego mi ptaszka, siedzącego bardzo daleko na drzewie. Obraz mi skakał i nie udało mi się go wyostrzyć… Dziś było dokładnie to samo. Poza tym na ekranie w aparacie wyświetlał mi się błąd 62:10. Za cholerę nie wiedziałam co to jest. Po powrocie do domu (wyjechaliśmy przed 8 rano a wróciliśmy po 17) małżonek sprawdził na internecie co to jest. Wcześniej sprawdzałam w „manualu”, ale nie znalazłam. Okazało się, że to problem z obiektywem. Muszę go wymienić. Tylko nie bardzo wiem, czy mi się to opłaca. Takie naprawy są zwykle bardzo kosztowne i najczęściej bardziej opłacalne jest kupienie nowego sprzętu… Ciekawe tylko za co?!!!
Nieszczęścia chodzą parami, chociaż jest też teoria, że stadami… Czego nie życzę.
Chyba raczej stadami. Jeszcze muszę kupić węża ogrodowego, bo w starym zrobiła się dziura
Nie mam jak podlewać swojego ogródka… Pocieszenie, że to już nie jest nie wiadomo jaki wydatek. Da się przeżyć…

A nie padało ostatnio? Bo taki zakup można by odłożyć w czasie, dopóki popaduje?
I jeszcze jedna sprawa
Zaczęły się rozgrywki pucharowe w NHL (liga amerykańska). Drużyna chicagowska, która do tych rozgrywek doszła na jakimś tam wysoki miejscu, przegrywała ze swoimi przeciwnikami. Z tego co wiem, losuje się drużynę i ten kto wygra 4 mecze, ten przechodzi dalej. I tak do końca, czyli aż zostaną tylko dwie drużyny. Która wygra, ta zdobywa puchar. Blackhawks (z Chicago) przegrywała w meczach 2:3 i dla nich to była walka o przetrwanie. Jeśli by przegrali, odpadają z rozgrywek. Jeśli wygrają, mają szansę przejść dalej. Byłam nastawiona sceptycznie. Wygrali w ubiegłym roku i teraz mają znacznie „przetrzebioną” drużynę. Taka zasada roszady zawodników po wygranym pucharze… Powiedziałam małżonkowi, że na pewno przegrają i skończy się to oglądanie meczów
Gdy Chicago strzeliło pierwszą bramkę, mąż był dumny jak paw. Poradziłam, żeby się tak nie cieszył, bo to dopiero początek meczu
Drużyna przeciwna strzeliła kolejne trzy gole
Małżonek orzekł, że jestem Jonasz, i żebym się szykowała na spanie poza domem
Poprosiłam, żeby w takim razie wyniósł mi materac z piwnicy, to go sobie nadmucham…. w ogródku
W trzeciej tercji chicagowska drużyna nie tylko nadrobiła straty, ale w sumie wygrała 6:3. Małżonek stwierdził,że mogę spać w domu… Udało się!!!
Może jednak szkoda? Dzień był ciepły, jutro ma być jeszcze cieplej, także i noc zimna nie będzie… a spanie na świeżym powietrzu jest bardzo zdrowe… 
Hmm, za mecz wystawiać współmałżonka na wycieraczkę? Oj, to masz kibica w domu, że hej.
Mam dwóch kibiców w domu. Wczoraj wrzeszczeli na zmianę, albo chóralnie
Myślałam, że zawału dostanę
Oczywiście, mąż żartował z tym wystawieniem mnie za drzwi… 
Prorocy nigdy nie mieli łatwego życia!
Nie mieli
Ptaszki śpiewają. Pora rogaliki piec! Ekspresik wstawiać!

Ej no, ktoś tu jest rozpuszczany jak biecki dziad!
< zazdro >
Nie od dziś… Nie od dziś…
Dzień dobry. Będzie lało? Nie będzie lało? Bo ten zaległy spacer przede mną…
Kawa rzecz jasna, aczkolwiek nie tak pośpieszna, jak w tygodniu.
Wybywamy, póki słońce świeci. Relacja po powrocie, proszpaństwa.
Witajcie!
Gdybym miał jednym słowem określić zarówno pogodę , jak i samopoczucie, najlepszy chyba byłby przymiotnik „nieokreślone”…
Zimno jak na biegunie! I wieje lodowaty wiatr.
Dzień dobry ! Wcale mnie Skowronek nie przymuszal
Wygląda jak Alla, a brzmi jak Wiedźma! Czary jakoweś, czy co?
Czary mary
Wróciłem, ale teraz okazuje się, że w sam raz wyjście na obiad. Relacja będzie, a jakże, ino nieco później w dniu dzisiejszym.
Zajrzę później zobaczyć nowe pięterko, bo mam nadzieję, że Mistrz Q takowe wybuduje
Dzień dobry
I tak lubię!!! 

Słonecznie i miło
Wczoraj dzień przełażony, to dziś do roboty
Raz jeszcze dziękuję za wszystkie dobre słowa! W domu będę w czwartek późnym wieczorem, a teraz nadużywam Skowronka
Dzień dobry, czarownej Czarodziejce na łono Wyspy powróconej!
Idę budować pięterko zatem.
Witaj!!!
Zapasy oliwy do lampki nas zalewają
Witaj! Nareszcie!
Obejrzalam ptaszki Mirelki, jak zawsze świetne,uśmiecham się serdecznie i do zobaczenia. Jakieś czary-mary by sie przydały, żeby słonko wyjrzało i pięknie nam zaświeciło.
U mnie dziś po bożemu: rosół, bitki z buraczkami i sernik. Starzeję się, czy co?
Ta „po-bożność” to ma być objaw starości?
Nie desperuj – jeszcze przyjdą dokuczliwsze!
Nieee… no że taki tradycyjny polski obiad. A nie jakieś dziwolągi prowansalskie.
Jeszcze ktokolwiek ma miejsce po porannych rogalikach? BTW czy to było francuskie ciasto?
Tak. Ale gotowiec od Blikle. Sama w życiu nie robiłam i nie zrobię.
Miejsce było. Cóż to dla nich po dwa małe rogaliczki?
Ha. Nie policzyłem, wydawało mi się, że więcej ich było. No fakt, dwa małe to tyle, co nic.
To smacznego, nawet jeśli po fakcie.
Zapitraszam chętnych na nowe pięterko!