Odwiedziło nas

  • 285
  • 97 757
  • 82 895

Kalendarz

grudzień 2011
P W Ś C P S N
« lis   sty »
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  
Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Slideshow

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Brak tytułu

Już opadły liście rdzawe,

Drzewa stoją bez swej krasy,

Słońce rzuca blaski krwawe

I na pola, i na lasy.

Od północy wiatr się zrywa.

Mroźnym, groźnym pędzi biegiem,

Rzeka lodem się pokrywa,

Ziemia zaś puszystym śniegiem.

W bielusieńkiej, srebrnej szacie

Idzie zima – niebios tchnienie.

Kroczy w pełnym majestacie

By otulić całą ziemię.

By kobiercem z gwiazdek małych,

Lśniących w słońcu jak kryształy,

Takich pięknych, takich białych

Okryć wielki świat nasz cały.

Jedni zimę podziwiają,

Upajają się jej czarem,

Inni gorzko narzekają

Nad swym życiem ciężkim, szarym.

Lecz doprawdy każdy skory

W tym zimowym czasie właśnie,

Kiedy długie są wieczory

Opowiada cudne baśnie.

Leci śnieżek dziś wesoło,

Drobny śnieżek z nieba leci

Usiądźcie przy mnie wokoło

Opowiem wam bajkę, dzieci:

Była zima. Hen, przed laty…

Wiatr wył, jęczał i zawodził,

Śnieg zasypał drogi, chaty,

A mróz oddech w piersiach mroził.

Marzło ptactwo z zimna, z głodu,

Wilk do ludzkich chat podchodził

A i człowiek bez powodu

Z chaty swojej nie wychodził

W taki to dzień właśnie srogi

Za wsią, gdzie się las zaczyna,

Choć śnieg przykrył ścieżki, drogi

Wolniusieńko szedł chłopczyna.

Poprzez strzępy zaś odzienia

Mróz dotkliwie ziębił ciało.

Z głodu, zimna i zmęczenia

Biedne dziecię całe drżało.

Czemu wśród pól śnieżnych błądził?

Dokąd szło to biedne dziecię?

Co za los nim przykry rządził?

Czy może sam jest na tym świecie?

Gdy był jeszcze dzieckiem małym

Miał ojczulka, miał matulę.

Kochał ich serduszkiem całym,

Kochali go oni czule

Mieli własny dworek mały,

Mieli krówkę, był i siwek.

Obok dworku sad wspaniały

Pełen jabłek, grusz i śliwek.

Tuż za dworkiem strojna w kwiecie

Łączka w rosie się kąpała

Najpiękniejsza łączka w świecie,

Co pszczół brzękiem rozbrzmiewała.

A za łączką bór zielony.

Jakież krył on w sobie cuda:

Tu zajączek przyczajony,

Tam zaś wiewióreczka ruda…

Tu jagody, tam maliny

Co radości i uciechy!

Na gałązkach zaś leszczyny

Kołysały się orzechy.

– Patrz, Jędrusiu ukochany –

Rzekł raz ojciec doń z radością

– Gdy dorośniesz, to te łany

Twoją staną się własnością.

Twoim będzie bór zielony,

Taki piękny w blaskach zorzy,

Dworek bluszczem okolony,

W którymś przyszedł na świat boży

Łączka, która tonie w pieśni

Także twoją, synu, będzie

I sad pełen grusz, czereśni,

Które stoją w jednym rzędzie.

Los, co nieraz figle płata

I przekreśla ludzkie plany

Był okrutny, bo w dwa lata

Zmarł ojczulek ukochany

I w szczęśliwe dworku progi,

W którym było tyle słońca

Wpełzł zdradziecko smutek srogi

I zamieszkał w nim do końca.

Bo matulę ukochaną –

Jakoś wkrótce po pogrzebie –

Pełną bólu i złamaną

Bóg powołał też do siebie

A Andrzejek, biedne dziecię

Po rodziców płacząc śmierci

Sam pozostał na tym świecie.

Któż przytuli go do piersi?

Kto ukocha, ucałuje,

Rozweseli smutne oczy?

Czy go dzisiaj ktoś miłuje

I opieką swą otoczy?

Jakoś wkrótce po pogrzebie

Zjechali się krewni bliscy,

Aby pomóc mu w potrzebie,

Lecz w dworku chcą zostać wszyscy!

Powstały stąd wielkie swary –

Każdy prawo ma do spadku…

Krzyczał młody, krzyczał stary,

Tak orzekli na ostatku:

Ja zabiorę bór zielony,

Ty zaś łączkę strojną w kwiaty,

Ty dwor bluszczem okolony,

Każdy będzie z nas bogaty.

Jak orzekli, tak zrobili.

Litość była dla nich obca…

I majątek podzielili

Nie troszcząc się o los chłopca.

Nad wszystkim się zachwycali,

Wszystko im się podobało,

Tylko stale się zżymali

Bo im dziecko przeszkadzało.

Uradzili wtedy zgodnie –

Pod tym względem się nie kłócąc,

Że żyć będzie im wygodniej,

Gdy Andrzejka w świat wyrzucą

Może zbłądzi gdzieś po drodze,

Albo zmarznie gdzieś pod miedzą,

Albo głodne wilki może

Żywcem biedne dziecię zjedzą…

A przed ludźmi zaś ogłoszą,

Nie mówiąc prawdy nikomu,

Że od żalu się zanoszą,

Bo Andrzejek uciekł z domu…

Precz, sieroto z tego domu,

Nie jest on już twoim przecie

Niepotrzebnyś tu nikomu!

Szukaj chleba w obcym świecie!

Łzy mu w oczach się perliły,

Rozpacz głucha ściska duszę.

Czemu walczyć nie mam siły?

Czemu z domu w świat iść muszę?

Wziął ubogi tłumok z sobą

I zarzucił go na ramię

Idąc wolno wąską drogą

Ku cmentarnej prosto bramie.

Przy rodziców zaś mogile,

Którą grubo śnieg przyprószył,

Pomodlił się krótką chwilę

I w nieznany świat wyruszył.



66 komentarzy Brak tytułu

Leave a Reply to ~all_a Cancel reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>