Poniższy monolog (z sugestiami, że to jednak dialog) jest nieco hermetyczny, stąd dłuższy wstęp. Otóż jest to efekt zetknięcia się autora ze specyfiką wydawnictwa edukacyjnego.
Proces powstawania podręcznika przewiduje na pewnym etapie jego ocenę merytoryczną przez niezależnych recenzentów z oficjalnych list, zatwierdzonych przez ministerstwo (MEN). Praca tych recenzentów polega zazwyczaj na pastwieniu się nad podręcznikiem, polegającym na wytknięciu ewentualnych błędów, które powinny być poprawione, żeby podręcznik dostał oficjalne MENowskie zezwolenie na stosowanie w szkole. Pół biedy, kiedy błedy są do poprawienia, a podręcznik – do druku; problem zaczyna się w momencie, kiedy np. dwóch recenzentów zgłasza poprawki do tego samego fragmentu – ale każdy inne!
Problemem bywa również czas, poświęcany na recenzję podręcznika, ponieważ cykl wydawniczy ma swoje prawa, a podręczniki – optymalny czas wprowadzenia na rynek, zareklamowania wśród nauczycieli etc. (gdyby ktoś nie pamiętał, rok szkolny startuje 1 września). Dlatego redaktorom bardzo zależy, żeby proces recenzowania przebiegł szybko i sprawnie, a recenzja była przychylna. Bardzo im na tym zależy. Bardzo, bardzo, bardzo.
PS. Tym tekstem najprawdopodobniej kończę cykl “Z szuflady”.
______________________
– Dzień dobry, tu Bożena Zagłada, dzwonię z wydawnictwa edukacyjnego Stare Dobre Czasy. Czy rozmawiam z panem Papruszko? Panem doktorem habilitowanym Papruszko? Panie doktorze, pan obecnie recenzuje podręcznik naszego wydawnictwa do wiedzy o społeczeństwie, prawda? Słucham? Tak, wiem, że według nowych przepisów nie wolno nam się z panem bezpośrednio kontaktować, jednak zdecydowałam się do pana zadzwonić… Paanie doktorze, nie wiem, czy z ministerstwa taka informacja do pana dotarła, niemniej jednak ja się czuję w obowiązku panu to przekazać… Ten podręcznik to jest, jakby to powiedzieć, szalenie delikatna sprawa. Nie, nie chodzi mi ani o poziom merytoryczny, ani językowy, tu jestem spokojna, że pana uwagi z pewnością będą dla nas bardzo cenne i sprawią, że on będzie jeszcze lepszy, niż obecna wersja. O coś innego mi chodzi. Otóż nie wiem, czy pan wie, ale nie jest pan pierwszym recenzentem naszego podręcznika. Przed panem recenzowało go dwóch pana kolegów. To znaczy najpierw profesor Zabielański z Lublina, a potem doktor Renoma z Wrocławia. I wie pan, tak się nieszczęśliwie złożyło, że obaj nie zdążyli dokończyć recenzji. O, pan słyszał o profesorze Zabielańskim? W tym wieku, no – już dobrze po siedemdziesiątce, tak, tu jest zawsze pewne niebezpieczeństwo… A doktor Renoma – cóż, w sile wieku, ale miał paskudny wypadek samochodowy… Co to ma wspólnego z panem? Oczywiście że nic, jest pan dużo młodszy od profesora, a poza tym nie ma pan samochodu… Skąd wiem? Ach, mamy po prostu wspólnych znajomych. Ale nie o tym chciałam. Widzi pan, pan profesor, jakby to powiedzieć, z racji wieku i doświadczenia chciał opracować swoją recenzję szalenie drobiazgowo… Co z pewnością zajęłoby mu kilka miesięcy, biorąc pod uwagę objętość podręcznika. A z kolei pan doktor Renoma był przez wiele lat związany z naszą konkurencją… I to dało się odczuć po tonie wstępnej recenzji… Sam pan rozumie, że musieliśmy podjąć odpowiednie kroki… Nie, skąd, nie zrobiliśmy nic, czego by zabraniało prawo. W przypadku profesora Zabielańskiego wystarczyło jedno dobrze rzucone zaklęcie. Ale z doktorem – tu już sprawa była ciężka, kosztowało nas to prawie trzy tygodnie złorzeczeń i rzucenie jednego wyjątkowo złośliwego uroku. A z urokami – sam pan wie jak jest. Są skuteczne, ale minie trochę czasu, zanim zaczną działać… Panie doktorze, jeżeli pan sobie życzy, ja mogę żartować, tak… Z tym, że zostało nam już niewiele czasu na recenzję. Cykl wydawniczy rządzi się swoimi prawami… Słowem, chcielibyśmy, żeby pańska pozytywna recenzja… tak, pozytywna… dotarła do ministerstwa najdalej za dziewięć dni, pięć godzin i dwadzieścia dwie minuty. Czyli do końca przyszłego tygodnia… Nie chciałabym być niedelikatna, ale po pierwsze, zainwestowaliśmy w pana figurkę dość znaczne pieniądze i o ile wiem, szpilki działają dosyć skutecznie, o proszę… Proszę nie krzyczeć, już wyciągam, już już… Sam pan widzi i czuje, że to poważna sprawa. Panie doktorze, piasek w klepsydrze już się sypie, więc bardzo pana proszę, nie dyskutujmy więcej na ten temat. Pozdrawiam serdecznie. Będziemy o panu intensywnie myśleć!
__________________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dziń dybry. Przy piątku – hermetyczny czarny humor z niegdysiejszej pracy, reszta wyjaśnień we wstępie : ) Zapraszam!
Ba! Czasem sam chciałbym mieć przekonanie o słuszności i skuteczności igiełkowej interwencji. Nawet w parę lalek wartoby zainwestować…
Hmm, trzeba by jechać na rekonesans gdzieś na Jamajkę czy inne Puerto Rico i sprawdzić u miejscowych kapłanów voodoo, jak to działa… ; )
Dobry wieczór, Quackie:)) Czy Pan Autor mógłby mi podać nr telefonu Pani Zagłada? Tak się składa, że odnowiłem właśnie znajomość z pewnym dentystą…..
Pani Zagłada jest postacią fikcyjną z wieloma elementami pochodzącymi od realnych osób, jednak do tych elementów nie należy numer telefonu – nie mogę więc go podać.Senatorze, a dentystę to chciałbyś per procura ponakłuwać, czy też zatrudnić jako fachowca od męczenia laleczki???
Szkoda…..takie to sugestywne, że w jej istnienie nie śmiałem wątpić.. Dentystę to ja per procura et in persona ad amussim ………!…….!!….!!! (Co wykropkowałem, to dobrze wiesz):)
Witaj, Tetryku:)
Ukłony, Senatorze 🙂
Dzień Dobry Na Wieczór.:))Strach się bać po przeczytaniu powyższego tekstu.:)) Coś mnie kłuje w prawym biodrze, ciekawe kto do czego chce mnie namówić…:))
Dobry, dobry, jeszcze dzień, czy też już wieczór. Ale nie recenzujesz nikomu podręcznika? Wiesz, w monologu to taka kwestia, że pani Zagłada jest już nieźle przyciśnięta do muru z projektem, więc się chwyta skrajności ; )))
Nie recenzuję, tylko poprawiam, tłumacząc z “polskiego” na polski.:))Tylko jakoś tak dziwnie się poczułam czytając, bo ja zazwyczaj na ostatni moment się wyrabiam i może dlatego to kłucie?:))PS: Wiem, że to nie Markiz.:))) CHYBA bym poczuła, aż tak nigdy pijana nie byłam, żeby nie.:)));)
Hihi, to pomyśl, czy masz albo miałaś ostatnio jakiegoś klienta z pilnym dedlajnem, któremu grozi(ło) niedotrzymanie terminu : ) No widzisz, jak się wszystko zgadza, że to nie Markiz (tym razem)?
Na razie nikt nie miał pretensji, może dlatego, że klienci polecając mnie informują się wzajemnie, że tak już mam i wyznaczają terminy nieco krótsze niż rzeczywiście są? Wiem, że to okropne, ale o wiele lepiej pracuję pod presją.:))Mimo wszystko to kłucie nieco mnie niepokoi.;)
A ja już tyle razy pracowałem pod presją, że wolałbym więcej nie. Poza tym wiesz – tu presja, tam presja, a potem się zaczyna kłucie w boku, nie daj Boże w mostku :^ P
Chyba muszę to przemyśleć, ale to dopiero jutro…ten mostek mnie, że tak powiem…u mnie chyba rodzinny…bo prawie wszyscy…Ci życzę bez, na spokojnie.:))
Przemyśl to, może być jutro, Scarlet ; )
Witaj, Jasminko:)) W prawym boku……..może to Markiz….:)))
Myślisz, Senatorze, że Markiz byłby taki okrutny, żeby kłuć? IGŁAMI???
To oczywiście nia ja. Ja jak kluje to w centralnym boku i nie iglami.
To oczywiście nia ja. Ja jak kluje to w centralnym boku i nie iglami.
Ano właśnie – dokładnie takie miałem wrażenie!
Byłby! Ostatnio dodał sobie Sade do de Mumia! Jeszcze tak trochę i niedługo – jak hiszpański caballero – będzie miał nazwisko dłuższe niż szpadę:)
Pytanie – ile tego typu pań Zagład w naszym /nie tylko/ kraju chwyta się skrajności:))) Ilu nauczycieli tyle podręczników… Kto ma dzieci w wieku szkolnym ten wie:)))
To jest wielopoziomowe zresztą, recenzenci to jedno oblicze, a jest jeszcze pion w MENie, który to wszystko nadzoruje. Kiedy byłem bliżej tych spraw, słyszałem niejedno o osobie decydującej o przydzielaniu recenzentów konkretnym podręcznikom (podówczas próbne wydruki podręcznika wysyłało się do MENu, a ministerstwo – do recenzentów), ale wolę nie przytaczać, bo a nuż to nieprawda. Dość wspomnieć, że wysyłka podręcznika mogła się po prostu spóźnić, tak bez powodu i dania racji.W każdym razie mimo powyborczych zmian na ministerialnych szczytach (minster, wice-czy dyrektorzy departamentów) personalnie w tym pionie niewiele się zmienia, ponoć i dlatego, że wymiana wymagałaby od nowego pracownika ogarnięcia tego wszystkiego od zera.
Dobry wieczór Pani:)) No tak!:)))
Czytaliście może A. Devine “Tajemnice voodoo” ?
Nie czytałam…… warto zainwestować ?:))))
A czy pan doktor Renoma, którego znałam osobiście, przeżył ten paskudny wypadek?? Bo wiesz panie Autorze, był to bardzo sympatyczny pan i mam nadzieję, że ciągle nim jest:))))
Hmmmmm, w monologu niestety nie. RIP.A skąd go znałaś? Tym bardziej, że u mnie to całkowicie fikcyjny dr?
Fantazjuje:))
Jaka szkoda, że pani Zagłada jest tylko jedna :)))) A może jednak nie ?:)
Dobry wieczór Pani:)) A Quackie nie chce podać numeru jej telefonu:(
Dobry, dobry ten wieczór….. wesoła gromadka mnie opuściła i zdążę się zregenerowac do następnego razu…… :)))), ale to dla kogo innego talenta pani Zagłady :)))))
Hm, Senatorze, a jakbym jeszcze na początku zaczął dawać tzw. disclaimer – “wszystkie osoby i wydarzenia opisane w tekście są całkowicie fikcyjne, a ich związek z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami jest całkowicie przypadkowy”, to byś nie miał za złe tego telefonu? ; )
Nie wiem, może….ale Ty na prawdę go nie masz? Przecież to Twój tekst, możesz go wymyślić!:)))
Naprawdę nie mam : ) ale z wymyślaniem mi się skojarzyło, jak 1 kwietnia dostałem SMSa od szwagra “Mam pilną sprawę, a siada mi bateria. Proszę, zadzwoń na stacjonarny 56 610 81 00”. Zadzwoniłem kilka razy, było zajęte, ale szwagra sobie cenię, więc dzwoniłem do skutku. Aż w końcu udało mi się dodzwonić. Do Radia Maryja… ; )
:))) Senatorowa od psiapsiółki taki dostała, zadzwoniła, mocno zdziwiona sprawdziła czy dobrze wybrała numer, zarepetowała i przekonawszy się, że to dowcip – poczęła go rozpowszechniać:))
No, z naszej strony to dowcip, ale od strony RM, podejrzewam, że to wyglądało jak atak DoS, czyli Denial of Service, odpowiednik przeładowania serwera atakowanej firmy np. spamowymi e-mailami w ilościach przekraczających możliwości odbioru. Ciekawe, kto wpadł na ten pomysł ; )
stalking jako żywo….. tak to komentowało RM.:)))))
To już dosyć długo trwa! Jacyś ludkowie wprowadzili do sieci komórkowych taki wirus i on jest aktywny już parę miesięcy O. Inkasent ganiał już ze skargami do prokuratury i nic, telefony nadal się blokują!:)
Bo to źli ludzie byli…. ; )
no cóż…. a gdyby podał adres na peronie 7 i pół ?:)))))
Albo 9 i 3/4 ?:)))
To bym się musiał nazywać Rowling, nie uważasz? ; )
… byłoby nieźle, zwłaszcza a jej numerem konta :))))
Cóż, pod tym adresem mógłby stać budynek wielomieszkaniowy:)
Nie, no skąd. Każde wydawnictwo ma swoją panią Z., albo i kilka – różnią się tylko metodami, jedne preferują marchewkę, inne kij, a jeszcze inne – voodoo ; )))
:))))))))), i tylko dzięki temu te podręczniki się w końcu ukazują …..
Takie mam podejrzenie (graniczące z pewnością), że właśnie dzięki temu ; )
Zaniepokoiło mnie jeszcze coś… Zauważyłam, że Wyspiarze chętnie skorzystaliby z usług pani Zagłady. Czarnej magii Wam się zachciewa!? A fe!:))) Czy tylko ja jedna jestem zwolenniczką białej?:)))
: )))) to nie wynika bezpośrednio z tekstu, ale pani Zagłada pracuje w wydawnictwie, nie w magii; co nie przeszkadza jej podzlecać tego typu sprawy wykwalifikowanym podwykonawcom : )
Jaśminko….. czasem aż człowieka skręca ze złości i chętnie poszedłby na skróty :))))…. pomarzyć zawsze warto :))))
A tam…Jakoś mnie nie przekonaliście.:))) Podwykonawca ma zleceniodawcę, od odpowiedzialności się nie wywiną.:)))A nie łaska potraktować białym światłem i miłością?:))) Podobno działa, nie próbowałam.:)));)
Jaśminko…. biała magia to na inne okazje:)))), a Ty namawiasz do niesprawdzonych metod :)))))
Czarnej! Czarny jest bardzo twarzowy i dlatego ja mam charakter w tym kolorku:)
Wierzę Ci Senatorze.:)));p;p;p
Ooooczy cziornyjeeeee!!:))
Szyja brudnaja, umyjże się ty, boś pakudnaja!!:)))
Idę się myć, dobranoc:)))
.. stereotyp Senatorze…..a ja z tych, co w czarnym moga występować jako płaczki na pogrzebach :((
Uś! To może letki róż?:)))
:)))))))))))) !
Dobranoc:)))
Ode mnie na Dobranoc coś, co nie kojarzy się z klimatem tego miejsca, ale ja bardzo lubię.:) Trochę o mnie… pewnie nie tylko…I nawet kiedy będę samNie zmienię się, to nie mój światPrzede mną droga którą znam,Którą ja wybrałem samhttp://tnij.org/le2pDo jutra Kochani.:))
Magiczna lampka zapalona, dobranoc…. :)))
Dzień dobry:)))) Proszę wstawać, przeciągnąć się rozkosznie i człapać do łazienek! No, już!!:))
Skowronku, w tę stronę to do garażu! Bierz kurs na łazienkę!!:))
DzieńDobry:)) Niebo jak sama nazwa wskazuje, niebieskie, słońce żółte,zakwitły mirabelki, magnolie i tym podobna żywina :))
Dzień dobry !…. jakoś się obudziłam :))))
Dzień Dobry:)))A ja jeszcze śpię.:)))
Dzień dobry. Mua jeszcze śpi…
A ubierz to w inna scenerie. Nauki przedmałżeńskie w kośćiólku i ksiądz recenzuje umiejetności narzeczonej, inny bardziej otwarty na blizniego – narzeczonego.A mamusie narzeczonych wydzwaniaja sugerując, że sprawdzian,bez wzgledu na wynik, musi wypaść wysmienicie a rekomendacja otwiera drogi do wielu narzeczonych. Itd.
Hm, Markizie, tekst powstał pod natchnieniem zupełnie innej sytuacji – konkretnego tonu, aparycji i ekspresji osoby rozmawiającej… Nie wiem, czy ewentualną mamusię byłoby stać na taki olimpijski spokój w przekazywaniu informacji o laleczkach albo innych urokach, z moich i okolicznych doświadczeń wynika, że raczej ociera się to o histerię w takich przypadkach :^ P
Żebyscie nie pomysleli, ze jestem chamem.Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry.Hurtem, do końca miesiaca. Braknie to doładuje.
Solenne powitanie Markizie :))) a jak doładujesz: ?)))))
Właśnie się zabawiam w panią Zagładę…..w pewnym kurorcie zarezerwowali pobyt, po czym , po 3 tygodniach zadzwonili, że samowolnie zmieniają warunki…. :((( no to zobaczymy jak działa słodko- kwaśna marynata telefoniczna :)))
… o laleczkach jeszcze nie było mowy :)))
Działaj, działaj. Zagroź, że popsujesz pogodę na resztę sezonu : ))))
:)))) a moze lepiej zagrozić inwazją insektów ?:))))
Problem z insektami jest taki, że goście mogą je zobaczyć, otrząsnąć się z obrzydzeniem i opuścić lokal dopiero jak przyjadą. Natomiast jak zobaczą prognozy na tydzień wcześniej (plus reportaż “I znowu nad Bałtykiem* leje” (* w Tatrach, w Beskidach, w Sudetach, na Mazurach… niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać), to po prostu zdecydują się NIE przyjeżdżać : )
To, co napisałeś, jest humanitarne, Kwaku drogi….. poważnie to przemyślę. :)))) Choć brzydka pogoda latem jest w zasadzie pewna :)))))
… no i rozwścieczony wczasowicz to też broń ostra :)))))
Bo ja jestem człowiekiem gołębiego serca, niespotykanie spokojnym wręcz : )
Noc miałam dosłownie koszmarną, ale za to dzień jest przecudny, pogodowo, dobre i to.:)))Po niebie leniwie pałętają się baranki, bardzo ciepło, gdyby nie łagodny wietrzyk to pewnie narzekałabym, że za ciepło.:)))Przed chwilą wróciłam do domu. Motylki, kwiatki, wszechobecna zieleń, ta najpiękniejsza, jeszcze nie zmęczona upałem… Skrzydła rosną i wszystko wydaje się prostsze, do pokonania…Szkoda czasu na siedzenie w domu.:)))Zatem…http://tnij.org/lfa6:)))
Koszmarna noc? “Choć życie jak koszula ciasna pije nas” ; ) Dobrze, że dzionek pozytywny. U nas było ładnie, ale jakosik się zachmurzyło i tak się nie może zdecydować, w którą stronę.
Trzymam kciuki żeby w moją.:)) Niech tak już zostanie!:))
PS: Za zdrowie żony!:)))
Można się rozmarzyć na temat możności posiadania figurki z rozwagą wybranego ulubieńca. Aktualnie przychodzą mi do głowy tortury zadawane niektórym z polityków. Z dużżżąąą satysfakcją zaopatrzyłbym się w dużą igłę a może nawet dobrze naostrzone szydło 😉 Starannie wybierałbym cele bynajmniej nie kierując się rycerskimi zasadami
Voodoo jako metoda walki politycznej? ; )
Chyba każdy z wyborców ma czasami ochotę na zastosowanie brutalnych i bezwzględnych metod.