Odwiedziło nas

  • 92
  • 67 742
  • 82 895

Kalendarz

styczeń 2011
P W Ś C P S N
« gru   lut »
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31  
Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Slideshow

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Niebajka o dobrym pustelniku

Ech, nie było we wsi świętszego człeka niż pustelnik Paprycy. Nie gonił za nowościami, nie śledził światowych plotek, do polityki nie ciągnął. Nawet radia nie puszczał – jeno blusy i rokabili ze starych winylowych płyt, co je na sprężynowy adapter nadziewał. I to w naszym dwudziestym wieku! Co gadacie? Że w dwudziestym pierwszym już? Może to być, może.

Miał ci on kawał ziemi, ale pożal się Boże, co to za ziemia – ot, sam piach, sosenek małowiele, strumyczek leniwie i niepewnie cieknący. A on nie dla bogactwa tę ziemię trzymał, nie dla KRUSu, a nawet nie dla unijnych dopłat – a mógłby przecie brać niezłe ojro. Jakimże to cudem, zapytacie? A toć ziemię miał całą w pagórach i magórach jak stary Ciuńdzielak, co to go ze śmiechem „Góralem” przezwali, bo jak orać traktorem wyjeżdżał, to inklinometr wieszał przy kierownicy – a wiadomo, że takim Unia płaci nawet na naszej nizinie, jak tym na Podhalu. Byle góra pochyła, jak trza.

Ale nie Paprycy, o nie, ten jeno w zagrodzie stado kóz trzymał, co to się na wszystkim pożywią, mleko od nich doił, sery sobie sam z niego wyciskał, a i warzywa własne trzymał w ogródku za chatą. Dla każdego uśmiech miał serdeczny, z każdym zagadał, a jakieś takie dobro od niego szło, że nikomu się nie chciało figli mu płatać. No, byli młodzi, co im hormony do łbów walą, przejechali raz bez las, coby z Paprycego sobie żarty postroić. Wyszedł przed chatę, rękę do nich wyciągnął, „Pis, men” powiedział, a wcale nie „pis of” a oni jakosi dziwnie ścichli. Weszli na gumno, pustelnik fajkę zapalił, w krąg ją puścił, zapach słodki a drażniący się rozszedł wokoło – i więcej już Paprycemu młodzi w drogę nie weszli.

Chodziły słuchy, że on sam – chłop w kwiecie wieku, dobrze już czwarty krzyżyk na grzbiecie noszący – za młodu wiele po świecie jeździł, egzekutywem był czy tam innym si i oł, i w góry okrutnie wysokie w Indii zajechał, i na Jamajkę, gdzie też rum przedni pędzą, i nad rzekę Amazonkę, co ponoć jak morze wielka, ale nie wiem, jakby to mogło być. No, słowem człek bywały, z niejednego pieca chleb jadał i z niejednej paczki papirusa kurzył. A z tym dobrem to i tak było – powiadali – że nieraz od chałupy Paprycego blask się niósł przedziwny, a wraz z nim błogość niezmierna i ochota, by ino dobrze czynić. Ale kto by im tam wierzył, pijakom.

Chociaż prawda, że w naszej wsi, od kiedy nam pustelnik nastał, wszystkim jakoś lżej było żyć i weselej, a z czasem i w okolicznych wsiach, w całej gminie i w powiecie, w samym Unyniu. Chłopy mniej pili, na co sarkał stary Poździerz, co w Geesie prywatny sklep miał, że mu piwo i gorzała coraz słabiej i słabiej schodzą. Ale i to przyznać musiał, że mąki, herbaty, kawy i luksusów za to więcej brał z hurtowni, bo baby zadowolone ze swoich ślubnych ciasta piekły na potęgę, żarcie lepsze gotowały i nic im do szczęścia nie brakowało. No a jak starzy sobie z dziobków jedli, to i ich dzieci – w spokoju i zdrowo się chowały.

Aż kiedyś wracał Jędrek od Maciupów nocką bez lasek koło pustelnika . Wiatru nie było, księżyc na niebie wisiał, a Jędrek usłyszał jakie rozhowory, śmiechy, co z chałupy pustelnika się niosły daleko. Ciekawy był chłop, to do okna się podkradł, a tam w środku Paprycy z dziewczyną… to robili, do czego Pan Bóg dziewczyny i chłopaków stworzył. Jędrek czerwony się zrobił, jak cichcem pod okno trafił, tak zaczął cichcem ku wsi dreptać, aż tu z chałupy światło jakieś buchnęło, myślał Jędrek, że pożoga, ale zaraz pojął, że nie, bo go zamiast żaru coś za serce wzięło, aż się zawstydził, że tak podpatrzeć chciał.

Wrócił się Jędrek do swojego obejścia, ale zasnąć czegoś nie potrafił. Wstał skoro świt, wyjrzał na ulicę, a tam wszyscy gospodarze się zbierają, kręcą, sami nie wiedzący, czego chcą. W końcu jeden się w głowę klepnął – Chłopy, a ta nasza droga dziurawa jak sam… Biermy się, dziury zalepimy, wszyskim się bedzie równiej jeździło! Wzięli się do roboty, dziury tłuczonym kamieniem zasypali, beczkę asfaltu któryś przytoczył, rozpalili przy drodze ognisko – nie minęło czasu wiele, a droga załatana była. Siedli se przy drodze i swoją robotę podziwiali, gwarząc o Maryni i jej wdziękach, aż Jędrek – co z nimi dziury łatał – powiedział, co w nocy u pustelnika widział. A opowiadał o tym ze łzami, jakby na spowiedzi, że taki niecnota, co pod cudze okno polazł. Posłuchali, głowami pokiwali… i ucieszyli się, że mają takiego Paprycego, co dobrem się dzieli ze wszystkimi.

Ale przysłuchiwało się temu dwu miastowych, elegancko ubranych, z teczkami, jeden książeczkę malutką wyciągnął i coś sobie zapisał. Poszli potem do Poździerza, a kiedy już pojechali, stary galopem ze sklepu wybiegł i dalejże pytlować; a że to kontrola skarbowa, a że w całym powiecie mniej gorzałki sprzedają i za akcyzę mniej do skarbówki trafia. Pokręciły chłopy głowami, że ta gorzała taka ważna, żaden tego nie wiedział, jak ją pił, a tu proszę – kontrola aż przyjechała. Minęło czasu znowu trochę, lato przyszło nad podziw skwarne i parne, nad chatą pustelnika co i raz się błyskało – czy przy nawałnicy, czy też bez niej, a za każdym błyskiem ludzie się sobie życzliwsi robili.

I tak się życie toczyło i wszystkim było lepiej – póki jednego dnia pod chatę Paprycego dwa auta nie zajechały. Jedno wielkie, czarne, z niebieskimi lampami schowanymi za szybą, a drugie – odwrotnie, białe, ale z krzyżykiem. Karetka, znaczy. Już miejscowi myśleli, że coś się pustelnikowi niedobrego stało, ale nikt się nie spieszył, nie biegał koło chaty, pomocy nie wołał. Tylko trzej w czarnym pierwsi weszli, a za nimi doktorzy z pakunkami. Zabawili tam conieco, kole obiadu pojechali, a zaraz jak tylko zniknęli, z chałupy znowu błyskać zaczęło. Ale nie jak kiedyś, raz i nic, tylko błysk za błyskiem, jakbyś iskry krzesał.

Biło to światło, biło, a ludziska tacy dobrzy dla siebie byli, że aż nadto. Jakby ich co ze zjadaczy chleba w anioły zamieniło! Żeby to całe dobro jakie ujście sobie mogło znaleźć, w końcu się wzięli i tak: popłacili podatki, dochodowe i od ziemi, co to niektórzy od lat zalegali, mandaty, co się ich ani policja, ani windykacja doprosić nie mogli, abonamenty z odsetkami, a kiedy już sami nie wiedzieli, co z tym dalej, wyskoczył młody Kierpca jak z procy i pobiegł na posterunek, samemu z siebie zeznać, że to on wiatę na PKS po pijaku połamał. I wtedy światło z chaty Paprycego zgasło.

Ochłonęli trochę ludzie, odchwycili się i odważyli podejść do pustelni. Najsampierw przez okno zaglądali, potem Jędrek Maciup do środka głowę wetknął, a za nim to już reszta poszła. Leżał Paprycy na legowisku, głowę miał w bandażach, a biegły do niej druty jakieś, od skrzynek, co przy łóżku stały. Sam pustelnik widocznie omglał, bo nie ruszał się, a i oddychał prawie że nie. Zmizerniały był, wychudzony, kości mu wystawały, więc wzięły się chłopy, poniosły go na drzwiach i do drogi, a dalej już autem, co Poździerz użyczył, do Unynia, do powiatowego szpitala. Doktorzy Paprycego zbadali i orzekli, że to skrajne wyczerpanie, że go muszą na łóżku potrzymać, a ile, to się zobaczy.

No i wróciło bez pustelnika stare na naszą wieś, do gminy i powiatu. Jak dawniej, chłopy zamiast co dobrego zrobić, przy piwie albo i gorzałce siadają, jak dawniej baby bez chłopów plotkują, aż się kurzy, jak dawniej młodzi w auta siadają i na drzewach lądują. Z miejscowych nikt nie wie, kiedy Paprycy wróci i czy dalej będzie dobrem siał po ludziach, a Poździerz, co w powiecie bywa, na
pytania ręką macha. I tak to zmarnowało się po raz kolejny dobro, co mogło ludziom posłużyć, a pożytek z tego kto ma? Ano ci, co druty pustelnikowi w głowę powsadzali, bo do nich przecie podatki i inne takie trafiły.

Co najlepiej dowodzi, że prawdę wam tu opowiedziałem, jak w życiu, boć to właśnie w życiu nie trafiają się hepi endy.
_________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

No comments yet to Niebajka o dobrym pustelniku

Leave a Reply to Incitatus Cancel reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>