Przez całe życie na coś czekała. Nadorosłość, na miłość, na Niego.
Ostatnio zdobyła do swojej kolekcji życiowychcelów całkiem nowy i dosyć nieprzewidziany – czekanie aż ukochany wytrzeźwieje. On – ten Zenon, ten Jan, tenalkoholik – okazujący uczucie i namiętność pomiędzy kolejnymi upiciami.Częściej jednak marzący o pełnej szklaneczce niż o jej ramionach. Ona -wypatrująca niecierpliwie tych momentów swojego chwilowego zwycięstwa nadbrandy. Zerkająca z obawą w lustro, które od niedawna zaczęło z nią dośćbezlitosną grę wytykając, zwłaszcza o szarym poranku, znaki upływającego czasu.Kiedy przyszłość stawała sie coraz bardziej nierzeczywista, bo zasnuta oparami alkoholu,wracała myślami do przeszłości. Zdumiewającej, nawet dla niej samej.
Grzeczna panienka z dobrego domu, dobrzeułożona jedynaczka, uczennica maturalnej klasy renomowanego liceum postawiłasobie za cel uwiedzenie młodego nauczyciela matematyki. Dzisiaj już nie pamiętała,dlaczego powzięła takie postanowienie, dlaczego je zrealizowała. Możematematyka była zbyt trudnym przedmiotem, a może zagrała ambicja i chęćsprawdzenia siebie i swojej dosyć późno odkrytej kobiecości. Dla rówieśnikówbyła kumplem, powiernicą, bazą danych, jako kobieta – niewidzialna. Biorąc poduwagę, że w przeciwieństwie do dosyć przystojnego matematyka nie imponowałaurodą, zamiar był ambitny i, zdawało się, niemożliwy do zrealizowania. Ajednak.
Kiedy już uwiedzenie zostało triumfalnieudowodnione zdumionym oczom szkolnej społeczności, trochę się opamiętała.Niestety, nie opamiętali się ani jego, ani jej rodzice, małomiasteczkowa opiniaspołeczna była w stanie zaakceptować jeden tylko finał gorszącego romansu.Nadszedł maj, maturzystce zakwitły kasztany, pannie młodej ułożono bukiet z bladoróżowych storczyków poprzetykanychrównie egzotycznym zielskiem. Odbył się romantyczny ślub, odbyło się huczneweselisko, odbyła się nieco mniej romantyczna noc poślubna. Pechowa dosyć -jedno zbliżenie i już sukces.
Mąż pogodził się z faktem, że przez całąciążę nie zdradzała najmniejszej ochoty na seks. Kobiety bywają wszak dziwne –kapryśne, nieprzewidywalne, niezrozumiałe, targane burzą hormonów. Ale ten stantrwał i po urodzeniu Piotrusia – pięknego, zdrowego chłopaka będącego dumą ioczkiem w głowie obojga. Dzieciak rósł, a jego rodzice sypiali w małżeńskimłożu jakby ślubowali czystość, bo nigdy do niczego pomiędzy nimi niedochodziło. Latami. Aż Piotr wyrósł na mężczyznę.
Była wierną żoną, o ile w ogóle można mówić wtym przypadku o wierności. Albo o zdradzeniu męża, z którym się nie żyje przez20 lat, a jedynie wspólnie mieszka i sypia obok, choć odpycha samym wyglądem. Pewnie takich kaskaderek jest mnóstwo,skrzętnie chowają swoje tajemnice przed sąsiadami i rodziną czekając dniami inocami by sie zjawił ON. Kiedy więc trafia się pierwszy lepszy Ktokolwiek,kobieta staje się nieodporna jak dziecko wystawione z inkubatora na mróz. Czułeżarty, miłe słówka, prowokacje, zwierzenia… Ileż takich zbłąkanych dusz krąży wSieci! Pewnie wszyscy jesteśmy spragnionymi ciepła ćmami, tylko przyznać sietrudno. Ale wróćmy do naszej historii…
Z pijakiem przyszłości nie zbudujesz.Cokolwiek ustalili, wódka weryfikowała na Nie. Nie mogli być razem, choćpowinni, skoro nasza Kaskaderka pożegnała dom i męża, a syn sam odciął siędosyć radykalnie. Młodość…
W gniazdku, które kochankowie sobie uwili,jeden mebel zajmował honorowe miejsce i od razu przykuwał wzrok gościa. Dużełóżko. Duże, by on mógł w nim spokojnie trzeźwieć, a ona niespokojnie marzyć. Marzyławięc. A o czym? Coraz częściej o tym, że Go wreszcie ubłaga, przekona, zmusi doprzyjazdu i zamieszkania z nią na stałe. Za tydzień, za miesiąc. Kiedyś. Leżąc wwygodnym, pustym łóżku robiła z nudów bilans zysków i strat, a pytanie o wynikpowracało coraz bardziej natrętnie. Czy było warto?
Warto, oczywiście, ze warto.
Przekonanie przekonaniem, ale nasza Kaskaderkacoraz częściej wracała z pracy nieco okrężną drogą (wiesz, spaceruję, z nudów)przechodząc pod oknami swego poprzedniego mieszkania. Patrzyła na światło palącesię w jej dawnym pokoju, gdzie wszystkie meble, drobiazgi i ozdoby byłypoukładane tak, jak to sobie wymyśliła.
I wracała do gniazdka, do łoża i dokomputera, w którym radośnie migocząca ikonka coraz rzadziej sygnalizowała nadejściemaila. Maila o stałej i przewidywalnej treści – że w tym tygodniu to mu się nieuda przyjechać, choć pragnie i bardzo tęskni. Nawet uzasadnienia były podobne -bo żona, bo córka, bo praca, bo chora mama…
Dlaczego? Oto jest pytanie, na które niechbysię pan Szekspir spróbował powymądrzać i odpowiedzieć. Kaskaderka próbowała,ale niewiele już potrafiła zrozumieć z zachowań kochanka, które przeczyły jegowciąż gorącym słowom. Wyraźnie unikał spotkania, choć przecież nie zamęczała goswoim uczuciem aż tak. No bo kiedy, skoro rzadko był trzeźwy? Nawet jeżeli ona bywałazbyt, jak na jego gust, wylewna, to przecież odurzony alkoholem nie mógł być świadomnadmiaru jej czułości. A jej nawet te strzępy uczucia i ochłapy nadzieiserwowane rozrzutnie w pijackiej euforii wystarczały, dawały radość. Byle byłobok.
Podczas którejś z dłuższych nieobecności Janaznalazła się w swoim dawnym mieszkaniu. Po zapomniane książki, po ulubione płyty,po zdjęcia syna. Zjawił się mąż, dosyć niespodziewanie. Spokojny, serdeczny i troskliwy.Widział i rozumiał więcej jeszcze niż to, co chciałaby ukryć przed całym światem.Patrząc na nią nawet kompletny laik i egocentryk skupiony tylko na sobie mógłbyna pierwszy rzut oka poznać, że ze szczęściem to ta kobieta ma na bakier.Zaproponował, żeby została, powspominają.
Zgodziła się. Czułość, serdeczność i troskliwośćjakie okazywał sprawiły, że długo płakała w jego objęciach, a on gładził jejwłosy, dłonie, ramiona. Pewnie i coś więcej, bo wtedy doszło do drugiego w ichmałżeństwie zbliżenia, a Ćma odczuła radość i przyjemność z oddania.
Do dzisiaj trwałby ten dziwny układ. Nasza Kaskaderkaczekała na kochanka, ale już nie w gniazdku, a w swoim domu. Mąż ją pocieszał iżegnając na te kilka dni w miesiącu życzył, by była szczęśliwa.
Kiedy zjawiał się Jan, a zdarzało się to corazrzadziej, Ćma przeżywała upojne chwile w olbrzymim łóżku patrząc na bukietyciemnoróżowych storczyków, by po jego wyjeździe znów go oczekiwać w ramionachmęża, który witał ją zawsze czule – szczęśliwy, że wróciła. A ona pożegnawszyswoje zawiane szczęście była zadowolona wracając do ciepła, troskliwości,stabilizacji.
Niestety, niestety… Baba jest baba, musiaławszystko po babsku zepsuć przyznając się z płaczem Janowi, że to oczekiwanie wramionach męża sprawiało
jej coraz większą rozkosz. Może chciała go zdopingować,może wzbudzić zazdrość, ale Jan się wściekł. Skoro już nie był tym jedynym, zktórym Ćma potrafiła osiągnąć orgazm, odjechał trzasnąwszy drzwiami i tyle gowidzieli.
Nawet nie próbuję pojąć kto tu kogo, o ile wogóle, zdradzał. To tylko Toulouse-Lautrec by zrozumiał.
Ale z ostrożności, mimo że Bóg ma ze mniemały pożytek ( ja z Niego jeszcze mniejszy), to modlę się gorąco by mnie czymśtakim nie doświadczył.
No chyba, że się sama zdecyduję.
Uch, co za bestia z tego Onetu!Miłego czytania życzy ta, co pokonała smoka:)
Ta, co pokonała smoka = święta Jerza?Ja nie pokonałem ze zdjeciami : (A tekst opisuje jakby bardziej rozwiniętą sytuację niż poprzednio? Zmieniłosię? A Piotr – jak się odnalazł w nowej (?) sytuacji?
Walcz zdjęciami, nie marudź, smok się MUSI poddać.Piotr nadąsany, ale będzie dobrze, to mądry chłopak. Po tatusiu.
Boże Ojcze Wszechmogący, Ty, Najświętsza Matko Jezusa i Ty Jezu Chryste, jak ja Wam dziękuję, że nie urodziłem się kobietą!!!
Dobry wieczór, Senatorze! Miło Cię widzieć po powrocie na Ojczyzny łono… a ona wszak jest kobietą, nie?
Witaj, Quackie:) Gips nie uciska?? :)) “Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”, że się wieszczem podeprę. Gdzie tu na kobiecość miejsce znajdziesz?
W obowiązkach, Senatorze :))
Cześć, Stateczku:)) Małżeńskich?:)))
Heh, nie uciska, chyba że worek gipsu noszę z samochodu do domu, ale w tym roku Najjunior nie robi szopki z gipsowymi figurkami, więc w kwestii gipsu duży luz. Chociaż parę razy tak sobie pozwoliłem pociągnąć z góry na dół, że mało brakowało do gipsu… ale zawsze widziałem, że jest gdzie wyhamować, a zima litościwie nie położyła mi pod narty lodu.
Tedy dziękuj Opatrzności:))
:))) Ja też IM dziękuję, że Ty nie urodziłeś się kobietą:)))))
To może chórem??:)))*
Będą anielskie:)))))
Takiej dostał dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii. Tak bywa gdy idee fixe, zastępują myślenie:)))
Gdy się zbyt długo myśli, wynik bywa podobny;)
Bo myśleć to trzeba po a nie przed. A ponieważ po jest zwykle przed – to nie widzę mozliwości znalezienia minut do myslenia. I bardzo mi to odpowiada.
No wiesz Stateczku jak tak można bez pointy:Potem znowu za lat kilkaPrzyszła na nią taka chwilka. I myślała, czy to wartoByło być taką upartą. Lecz tymczasem mu wychłódło,Bo już była stare pudło. Tak to ludzie trwonią lata,Że nie są jak brat dla brata. Z tym największy jest ambaras,Żeby dwoje chciało na raz. :))))))))))))))))))
Stefania, Stefania…..nie znam. Ale nie znam nie tylko Stefanii. Jeszcze pare imion znajde, których nie znam.
Ależ ten Onet dziś łazi, jak ból po kościach!:((
Może to antywirus spowalnia Senatorze??
Się udało! Sorry za offtopic – ostatni album po lewej na samym dole, następny, co pokonał smoka Onetu – gotowy do oglądania!
Gratuluję, a fotki świetne. Troszkę zazdroszczę tej wyprawy, ale tylko troszkę:))) Śniegu u nas znacznie więcej 🙂
Prawda z tym śniegiem, momentami TAM by się przydało więcej, zwłaszcza tam, gdzie wyłaził lód na stokach : )
Sempiterna nie boli, znaczy nie było tak źle na oblodzonych:))) Jutro kolejny raz obejrzę. Jest kilka fotek, które wybitnie moje oko przyciągają:)
Obejrzałam fotki i już wiem, że trasy były starannie przygotowane, a narciarze na krzesełkch….:))). Piękny reportaż i zdjęcia Kwaku… 🙂
z przyjemnścią będę do tych zdjęć wracała…… a Heidi była taka niewielka czy mi się zdaje ?:)))
Heidi była niedużym pudelkiem, z boku ręka Juniora dla porównania : ) Trasy przygotowane bardzo OK, przy takiej pogodzie nie ma szans na muldy, a lód się robi tylko w bardzo stromych miejscach, więc dość równo i można naprawdę fajnie się rozpędzić. A wrażenie, jak się rozpędzasz do tych bo ja wiem, 30, może 40 km/h w okolicach 2800-3000 m npm przy mrozie minus 22 stopnie – bezcenne : )
Nie rozpoznałam rasy…. niedostrzyżona ta Heidi :)))) A wrażeń mogę pogratulować i pozazdrościć…. :))))) mogę się wczuć w klimat i to zasługa Twoich zdjęć :))))
…Boh trojcu lubit… Kto tak mówi??:)))
Witaj Boska ! :)))…są rzeczy, które się filozofom nie sniły i całe szczęście …. :))
.. to mnie pociesza w całkowitym niezrozumieniu Ćmy…. :))))… a sama mówiłaś, ze historia jak najbardziej realna:(
ale kto powiedział, że mam wszystko rozumieć ?:))))))
… chyba, że…… duża brandy :))))))
…i być zawianą:))))
To dwie duże brandy i niewykluczone, że zaczniemy obie coś tam, coś tam rozumieć:)
:))))) ! ładnie się zapowiada….. :)))
Chciałabym zapytać o coś Jaśminkę, ale wcale Jej nie widać .:( Co się stało ? …..
Hmmm już ją widać na kontro, pewnie zaraz i tu zajrzy : )
Pytaj Wiedźminko.:))) Jeśli będę mogła odpowiem.:)):***PS: A Quackie jest przedłużacz, żeby nie powiedzieć, że kabel.;p :)))
Dzień dobry. Miała być odwilż a tu -5°C ale to może i lepiej. W końcu do zimy już całkiem blisko. Miłego dzionka wszystkim Wyspiarzom:)))))))))))))
Dzień dobry Panie Nadzwyczajny:))) może Pan wie, kiedy ta co niby jej jeszcze nie ma, a lada moment nadejść ma, odejdzie?? Sobie… Miłego..:)))
Dzień dobry:))) Matematyk, a tym bardziej królowa nauk, ku mej wielkiej radości, się mnie nie śnili. Przyznaję szczerze, z ręką na sercu, że niezależnie od płci, zawsze wszystkich matematyków/czki kochałam i kochać będę, mimo, że z żadnym nie sypiałam i nie sypiam. O pardon – sypiałam ze sztuką… matematyki, czyli podręcznikiem. Kamasutry nie przypominał, a może mnie… Wyobraźni braknęłołołoo:))) PS Bidaczka wygodnie miała i zebrało ją na sentymenty i jakieś tam rachunki.., aaa..to durna..baba nooo!:))))))!
Och…. mój licealny matematyk był uroczy, mówił z kresowym zaśpiewem i niczego ode mnie nie wymagał…. ” ta humanyśtka, ona nie musi umieć”…. i jak takiego nie kochac ?:))))
Do pracy!! W ten przedświąteczny czas:))) Zdrowiejcie moi Panowie Mili, czego Wam z całego serca życzę i kciuki mocno zaciskam. Max – powodzenia:)
Dzień dobry :)) wstało słońce, o deszczu nic nie słychać :)))….i wcale go nie pragnę 🙂
Dzień dobry! Nic nie pada poza promieniami słoneczka! : )
Czy nie uważacie, iż “Cierpienia Młodego Wertera”, miały podobny kaliber jak Ćmy ???
Hmm, jakoś Werter mi się kojarzy z bardziej młodzieńczymi rozterkami… a tutaj kobieta z mężem, synem…
Zastanów się, kiedy to się zaczęło ??? Była wieczną dziewczynką :)))
Masz rację Stateczku…. ale Ćma była infantylna …… a Werter był młody :)))) Jest jeszcze jedna możliwość …. to były ” ryczące czterdziestki ” Ćmy” ….. i to zmienia optykę :))))
… to chyba jest trafny domysł, że Ćmą zawładnęły te czterdziestki ….. a co na to Autorka ?:)
Można je o przepłynąć Czarodziejko na dryfkotwie, tak zrobił to Joshua Slocum na jachcie “Spray”. Lecz to wymaga żeglarskiej wiedzy :)))
Ryczące czterdziestki uruchomiły zdaje się proces dojrzewania. Lepiej późno, niż wcale, jak by nie patrzeć.
Dzień jest piękny…. muszę pójść na spacer, niech no tylko sie dogotują grzyby na uszka :))))
Nadstawiam uszka.. Czy już??:)))) … Dzyń, dzyń.. dzyń..:)))
Dobry wieczór:)) Uszka się właśnie lepią. Bez mego udziału. Dobre choć i to:))
Tom se pogadał:(( Dobranoc:)))
Za to ja wysłuchałam pastorałek w wykonaniu przedszkolaków, a później nie zostałam zwolniona do prozaicznych zajęć :)))
..dziecię poszło ( chyba) spać….. a ja jestem prawie wolna :))))
Ależ tu dzisiaj ciszaaaa. Przed burzą??:)))
moze jednak nie….. tylko coraz więcej czasu nam na codzienność potrzeba 🙂
Dobranoc:))
Dobranoc….. zapalam lampkę senna i znużona, a moja Ami pochrapuje na swoim posłaniu :)))…. sił na to wszystko, co mamy jeszcze przygotować :))))