Odwiedziło nas

  • 1 362
  • 31 371
  • 82 895

Kalendarz

grudzień 2010
P W Ś C P S N
« lis   sty »
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  
Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Slideshow

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Kaskaderka

Przez całe życie na coś czekała. Nadorosłość, na miłość, na Niego.

Ostatnio zdobyła do swojej kolekcji życiowychcelów całkiem nowy i dosyć nieprzewidziany – czekanie aż ukochany wytrzeźwieje. On – ten Zenon, ten Jan, tenalkoholik – okazujący uczucie i namiętność pomiędzy kolejnymi upiciami.Częściej jednak marzący o pełnej szklaneczce niż o jej ramionach. Ona -wypatrująca niecierpliwie tych momentów swojego chwilowego zwycięstwa nadbrandy. Zerkająca z obawą w lustro, które od niedawna zaczęło z nią dośćbezlitosną grę wytykając, zwłaszcza o szarym poranku, znaki upływającego czasu.Kiedy przyszłość stawała sie coraz bardziej  nierzeczywista, bo zasnuta oparami alkoholu,wracała myślami do przeszłości. Zdumiewającej, nawet dla niej samej.

Grzeczna panienka z dobrego domu, dobrzeułożona jedynaczka, uczennica maturalnej klasy renomowanego liceum postawiłasobie za cel uwiedzenie młodego nauczyciela matematyki. Dzisiaj już nie pamiętała,dlaczego powzięła takie postanowienie, dlaczego je zrealizowała. Możematematyka była zbyt trudnym przedmiotem, a może zagrała ambicja i chęćsprawdzenia siebie i swojej dosyć późno odkrytej kobiecości. Dla rówieśnikówbyła kumplem, powiernicą, bazą danych, jako kobieta – niewidzialna. Biorąc poduwagę, że w przeciwieństwie do dosyć przystojnego matematyka nie imponowałaurodą, zamiar był ambitny i, zdawało się, niemożliwy do zrealizowania. Ajednak.

Kiedy już uwiedzenie zostało triumfalnieudowodnione zdumionym oczom szkolnej społeczności, trochę się opamiętała.Niestety, nie opamiętali się ani jego, ani jej rodzice, małomiasteczkowa opiniaspołeczna była w stanie zaakceptować jeden tylko finał gorszącego romansu.Nadszedł maj, maturzystce zakwitły kasztany, pannie młodej ułożono bukiet z bladoróżowych storczyków poprzetykanychrównie egzotycznym zielskiem. Odbył się romantyczny ślub, odbyło się huczneweselisko, odbyła się nieco mniej romantyczna noc poślubna. Pechowa dosyć -jedno zbliżenie i już sukces.

Mąż pogodził się z faktem, że przez całąciążę nie zdradzała najmniejszej ochoty na seks. Kobiety bywają wszak dziwne –kapryśne, nieprzewidywalne, niezrozumiałe, targane burzą hormonów. Ale ten stantrwał i po urodzeniu Piotrusia – pięknego, zdrowego chłopaka będącego dumą ioczkiem w głowie obojga. Dzieciak rósł, a jego rodzice sypiali w małżeńskimłożu jakby ślubowali czystość, bo nigdy do niczego pomiędzy nimi niedochodziło. Latami. Aż Piotr wyrósł na mężczyznę.

Była wierną żoną, o ile w ogóle można mówić wtym przypadku o wierności. Albo o zdradzeniu męża, z którym się nie żyje przez20 lat, a jedynie wspólnie mieszka i sypia obok, choć odpycha samym wyglądem.  Pewnie takich kaskaderek jest mnóstwo,skrzętnie chowają swoje tajemnice przed sąsiadami i rodziną czekając dniami inocami by sie zjawił ON. Kiedy więc trafia się pierwszy lepszy Ktokolwiek,kobieta staje się nieodporna jak dziecko wystawione z inkubatora na mróz. Czułeżarty, miłe słówka, prowokacje, zwierzenia… Ileż takich zbłąkanych dusz krąży wSieci! Pewnie wszyscy jesteśmy spragnionymi ciepła ćmami, tylko przyznać sietrudno. Ale wróćmy do naszej historii…

Z pijakiem przyszłości nie zbudujesz.Cokolwiek ustalili, wódka weryfikowała na Nie. Nie mogli być razem, choćpowinni, skoro nasza Kaskaderka pożegnała dom i męża, a syn sam odciął siędosyć radykalnie. Młodość…

W gniazdku, które kochankowie sobie uwili,jeden mebel zajmował honorowe miejsce i od razu przykuwał wzrok gościa. Dużełóżko. Duże, by on mógł w nim spokojnie trzeźwieć, a ona niespokojnie marzyć. Marzyławięc. A o czym? Coraz częściej o tym, że Go wreszcie ubłaga, przekona, zmusi doprzyjazdu i zamieszkania z nią na stałe.  Za tydzień, za miesiąc. Kiedyś. Leżąc wwygodnym, pustym łóżku robiła z nudów bilans zysków i strat, a pytanie o wynikpowracało coraz bardziej natrętnie. Czy było warto?

Warto, oczywiście, ze warto.

Przekonanie przekonaniem, ale nasza Kaskaderkacoraz częściej wracała z pracy nieco okrężną drogą (wiesz, spaceruję, z nudów)przechodząc pod oknami swego poprzedniego mieszkania. Patrzyła na światło palącesię w jej dawnym pokoju, gdzie wszystkie meble, drobiazgi i ozdoby byłypoukładane tak, jak to sobie wymyśliła.

I wracała do gniazdka, do łoża i dokomputera, w którym radośnie migocząca ikonka coraz rzadziej sygnalizowała nadejściemaila. Maila o stałej i przewidywalnej treści – że w tym tygodniu to mu się nieuda przyjechać, choć pragnie i bardzo tęskni. Nawet uzasadnienia były podobne -bo żona, bo córka, bo praca, bo chora mama…

Dlaczego? Oto jest pytanie, na które niechbysię pan Szekspir spróbował powymądrzać i odpowiedzieć. Kaskaderka próbowała,ale niewiele już potrafiła zrozumieć z zachowań kochanka, które przeczyły jegowciąż gorącym słowom. Wyraźnie unikał spotkania, choć przecież nie zamęczała goswoim uczuciem aż tak. No bo kiedy, skoro rzadko był trzeźwy? Nawet jeżeli ona bywałazbyt, jak na jego gust, wylewna, to przecież odurzony alkoholem nie mógł być świadomnadmiaru jej czułości. A jej nawet te strzępy uczucia i ochłapy nadzieiserwowane rozrzutnie w pijackiej euforii wystarczały, dawały radość. Byle byłobok.

Podczas którejś z dłuższych nieobecności Janaznalazła się w swoim dawnym mieszkaniu. Po zapomniane książki, po ulubione płyty,po zdjęcia syna. Zjawił się mąż, dosyć niespodziewanie. Spokojny, serdeczny i troskliwy.Widział i rozumiał więcej jeszcze niż to, co chciałaby ukryć przed całym światem.Patrząc na nią nawet kompletny laik i egocentryk skupiony tylko na sobie mógłbyna pierwszy rzut oka poznać, że ze szczęściem to ta kobieta ma na bakier.Zaproponował, żeby została, powspominają.

Zgodziła się. Czułość, serdeczność i troskliwośćjakie okazywał sprawiły, że długo płakała w jego objęciach, a on gładził jejwłosy, dłonie, ramiona. Pewnie i coś więcej, bo wtedy doszło do drugiego w ichmałżeństwie zbliżenia, a Ćma odczuła radość i przyjemność z oddania.

Do dzisiaj trwałby ten dziwny układ. Nasza Kaskaderkaczekała na kochanka, ale już nie w gniazdku, a w swoim domu. Mąż ją pocieszał iżegnając na te kilka dni w miesiącu życzył, by była szczęśliwa.

Kiedy zjawiał się Jan, a zdarzało się to corazrzadziej, Ćma przeżywała upojne chwile w olbrzymim łóżku patrząc na bukietyciemnoróżowych storczyków, by po jego wyjeździe znów go oczekiwać w ramionachmęża, który witał ją zawsze czule – szczęśliwy, że wróciła. A ona pożegnawszyswoje zawiane szczęście była zadowolona wracając do ciepła, troskliwości,stabilizacji.

Niestety, niestety… Baba jest baba, musiaławszystko po babsku zepsuć przyznając się z płaczem Janowi, że to oczekiwanie wramionach męża sprawiało
jej coraz większą rozkosz. Może chciała go zdopingować,może wzbudzić zazdrość, ale Jan się wściekł. Skoro już nie był tym jedynym, zktórym Ćma potrafiła osiągnąć orgazm, odjechał trzasnąwszy drzwiami i tyle gowidzieli.

Nawet nie próbuję pojąć kto tu kogo, o ile wogóle, zdradzał. To tylko Toulouse-Lautrec by zrozumiał.

Ale z ostrożności, mimo że Bóg ma ze mniemały pożytek ( ja z Niego jeszcze mniejszy), to modlę się gorąco by mnie czymśtakim nie doświadczył.

No chyba, że się sama zdecyduję.

 

No comments yet to Kaskaderka

Leave a Reply to Quackie Cancel reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>