« Wybudujemy wieżę Cypr w listopadzie część czwarta. »

Babel. Nigdy nie będzie wiernie.

Szukając dobrego przykładu do rozważań nad trudnością w przekładaniu recenzowanej poprzednio powieści Babel, znalazłem taki zgrabny fragment, a jednocześnie poniekąd samodzielną całostkę – przypis do tekstu głównego.

„A trap as tricky as false friends is folk etymologies: incorrect etymologies assigned by popular belief to words that in fact had different origins. The word handiron, for instance, means a metal tool to support logs in a fireplace. One is tempted to assume its etymology involved the words hand and iron separately. But handiron is truly derived from the French andier, which became andire in English.”

Spróbujmy nakreślić problem: mowa jest o niebezpieczeństwach etymologii „ludowych”, „na zdrowy rozum”. Angielskie słowo „handiron” (pogrzebacz) wydaje się pochodzić od słów „hand” (ręka) i „iron” (żelazo), a w dodatku brzmi to prawdopodobnie, bo można uznać, że pogrzebacz to taka (zastępcza) żelazna ręka do grzebania w kominku. Tymczasem naprawdę słowo to pochodzi od francuskiego „andier” (oczywiście „pogrzebacz” po francusku), które w angielskim przeszło w „andire”, a dalej ewoluowało w „handiron”.

I teraz można przyjąć dwie taktyki tłumaczeniowe (a przynajmniej mnie do głowy przychodzą dwie, najwyżej dwie i pół):

  1. Pozostać całkowicie przy polszczyźnie i napisać od razu tak (przynajmniej na początku):

„Pułapką równie groźną jak „fałszywi przyjaciele” jest etymologia „ludowa”, nieprawidłowa, wywodząca znaczenie z powszechnego przekonania co do pochodzenia słowa, które w rzeczywistości ma inny źródłosłów. Na przykład słowo „pogrzebacz” oznacza metalowe narzędzie do przesuwania szczap na kominku. Można ulec pokusie, by przyjąć, że nazwa ta pochodzi od słowa „pogrzeb”, podczas gdy…”

…i tutaj taktyka się wywraca na plecy, ponieważ dla ciągu dalszego (nt. etymologii z francuskiego) już nie znajdziemy odpowiednika w polszczyźnie. Można więc jeszcze bardziej odejść od oryginału i dokończyć ten akapit np. następująco:

„…w rzeczywistości pochodzi ona od czasownika „grzebać”.”

Miłe złego początki, lecz koniec… No, może nie żałosny, ale mało prawdopodobny. Takie rozegranie pobrzmiewa fałszem, pomiędzy „pogrzebaczem” i „pogrzebem” nie ma związku i trudno przyjąć, że ktoś z czytelników to kupi.

  1. Pójść znacznie bliżej oryginału. Zaczynamy tak samo:

„Pułapką równie groźną jak „fałszywi przyjaciele” jest etymologia „ludowa”, nieprawidłowa, wywodząca znaczenie z powszechnego przekonania co do pochodzenia słowa, które w rzeczywistości ma inny źródłosłów. Na przykład angielskie słowo „handiron” (pogrzebacz) oznacza metalowe narzędzie do przesuwania szczap na kominku. Można ulec pokusie stwierdzenia, że pochodzi ono od słów „hand” (ręka) i „iron” (żelazo). Tymczasem „handiron” w rzeczywistości pochodzi od oznaczającego ten sam przedmiot francuskiego słowa „ankier”, które do angielszczyzny dostało się jako „andire” [i tu tytułem uzupełnienia można jeszcze dodać zdanko, że potem ewoluowało do „handiron”]”

Brzmi lepiej? Chyba tak, ale nie ma róży bez kolców: cały sens przekładu literackiego sprowadza się przecież do tego, żeby słowa przekładać na język docelowy (tutaj polski), żeby osoba czytająca miała wrażenie, że dany tekst napisano w tym języku; pozostawiając słowa w brzmieniu z oryginału, zaprzeczamy temu sensowi, niejako „psujemy” tok powieści po polsku i przypominamy czytelnikowi, że to przekład, a nie „od początku” polski tekst. Stajemy na stanowisku, że czytelnik musi „zawiesić niewiarę”, w to, że czyta tekst polski, a przy takiej liczbie podobnych fragmentów niewiara będzie wisiała na doprawdy cienkim włosku.

(Dla porządku wspomnijmy jeszcze o opcji nr 2,5, nie zaznaczam jej jako nr 3, bo jest na granicy nieprawdopodobieństwa – znalezienia polskiego słowa, które można umieścić bez szkody dla realizmu w angielskim kontekście, a które zastąpiłoby ten nieszczęsny pogrzebacz i miało równie zamiejscową etymologię)

Obawiam się jednak, że w tym przypadku nie ma lepszego wyjścia i gdybym to ja dostał taką powieść do przełożenia, wybrałbym bramkę nr 2. Obstawiam, że p. Grzegorz Komerski zrobi(ł) właśnie tak i jak wyjdzie polski przekład, nie omieszkam sprawdzić.

Tym bardziej, że tu jest pełno takich raf. Przytoczony wyżej przypis rozwija myśl przedstawioną w króciutkim fragmenciku, kiedy Robin przybywa do Anglii i zaczyna poznawać londyńskie dzielnice – oraz literaturę:

„He imagined Marylebone was composed of marble and bone, that Belgravia was a land of bells and graves, and that Chelsea was named for shells and the sea. Professor Lovell kept a shelf of Alexander Pope titles in his library, and for a full year Robin thought The Rape of the Lock was about fornication with an iron bolt instead of the theft of hair.”

Przyjmijmy znów ścieżkę nr 2:

„[Robin] Wyobrażał sobie, że Marylebone składa się z marmuru („marble”) i kości („bone”), że Belgravia to okolica słynąca z dzwonów („bells”) i mogił („grave”), a także że Chelsea zostało nazwane od muszli („shells”) i morza („sea”). Profesor Lovell miał w bibliotece całą półkę dzieł Alexandra Pope’a, a Robin przez cały rok myślał, że „Rape of the Lock” („Pukiel porwany”) to poemat o tym, że ktoś został zgwałcony („rape”) żelaznym ryglem („lock”), a nie o kradzieży kosmyka włosów.”

Nie wiem, czy zauważyliście, że w ten sposób zamiast gier/ żartów słownych z oryginału w przekładzie dajemy ich wyjaśnianie. A na czym polega różnica między żartem a jego tłumaczeniem, to Wam mówić nie muszę – w ten sposób pozbawiamy tekst mnóstwa smaczków. Powyżej przytoczyłem zaledwie dwa przykłady z tekstu powieści liczącej sobie w polskim wydaniu 763 strony (wedle zapowiedzi na stronie wydawnictwa). A są jeszcze fragmenty, w których dochodzą inne języki: francuski, niemiecki, łacina, ba, chiński (mandaryński)!

Mam nadzieję, że teraz lepiej rozumiecie moje przejęcie kwestią przekładu. Jeżeli tłumacz nie wpadł na jakieś inne rozwiązanie (np. zastąpienie nazw z oryginału nazwami, z których można utworzyć gry słów po polsku – chociaż to też ryzykowna ścieżka!), to pozostają dwie taktyki opisane powyżej. A prawdę mówiąc, tylko jedna z nich, ta druga.

A może ta powieść jest po prostu (fragmentami) nieprzekładalna?

271 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Zostawiam Wam nowe pięterko i udaję się na spoczynek. Dobranoc!

  2. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Leje, na szczęście tylko za oknem.

    Gienia. Dla pokrzepienia.

    Koffie

  3. Tetryk56 pisze:

    Idealne zajęcie dla kogoś uwielbiającego zagadki i gry słów! Wink

    • Quackie pisze:

      O tak. Ale w tej powieści jest tego aż nadto, zdecydowanie trzeba przyjąć jakąś strategię, żeby to było spójne. No i czas, czasu zwykle potrzeba na to wszystko, inaczej będzie tak, jak napisał Filip Łobodziński na Facebooku:

      „Szacunek dla pracy przekładowej to zresztą nie tylko honoraria. To całokształt podejścia do przekładu literackiego jako dzieła i jako produktu. Kultura jest materią równie delikatną i wymagającą pieczołowitości jak uprawa herbaty czy produkcja półprzewodników.

      I zaprawdę bolesne jest to, jak często, nazbyt często, pierwsza wersja przekładu dzieła literackiego, oddana w szybkim, nazbyt szybkim terminie, przechodzi pobieżną, nazbyt pobieżną redakcję i korektę w wydawnictwie. Efektem są dobre w oryginale książki, które w polskich wersjach nagle tracą dużo blasku, roją się od potworków lub choćby niezręczności, tym samym zamykając się na polskich czytelników i zawężając swój obszar potencjalnego działania, zamiast go rozszerzać. Odbiorcy sięgają po książkę okrzyczanej autorki lub renomowanego autora i zamiast chłonąć, krztuszą się podczas lektury, po czym obiecują sobie, że nigdy więcej po jej czy jego teksty nie sięgną. Co wcale nie musi być winą tłumaczy – narzucony przez wydawcę termin zmusza do przekładania „jak leci”, czyli do robienia tak zwanej rybki, nad którą redaktor siada i kartkuje, podobnie korektor, druk i wszyscy do kasy.”

  4. makowka9 pisze:

    Dzień dobry na nowym pięterku!

    Nie znając angielskiego nie umiem porównać wersji oryginalnej z przykładami tłumaczenia.

    Potrafię jednak zrozumieć jaki ogrom pracy wkłada DOBRY tłumacz.
    Po przeczytaniu Quacku Twojego wpisu jeszcze lepiej zrozumiałam jak ważna jest praca tłumacza. Lepiej, bo wiedziałam zawsze, że kiepski tłumacz może „położyć” dobrą literaturę.Bo przecież czytając książkę zwracamy uwagę na „język”, a nie tylko fabułę, która może być banalna, a mimo to powieść zachwyca.

    • Quackie pisze:

      Bardzo Ci dziękuję. Faktem jest, że większość tłumaczonej literatury operuje względnie prostym językiem, a gry słów zdarzają się rzadko lub wcale („Babel” jest zatem w mniejszości), ale kiedy już się zdarzą, trzeba się zwykle przy tym naprawdę napracować głową.

      Nie znaczy to wszakże, że przekład większości tych dzieł można pozostawić sztucznej inteligencji czy też automatycznym tłumaczom (ta granica się coraz bardziej zaciera), bo są jeszcze słabo uchwytne jakości, takie jak ton całości (zwany też rejestrem) i styl, które tłumacz(ka), zwykle w zespole z redaktorką (lub redaktorem), jest w stanie uchwycić i przekazać. I wtedy powieść zachwyca, mimo – dajmy na to – banalności fabuły.

      • Makówka pisze:

        Przy podobnej fabule może powstać Harlequin albo arcydzieło.
        Tak samo jest wszak z filmami.
        Czy sztuczna inteligencja nie zacznie stanowić pokusy, aby „tłumaczyć” nie bacząc na te „słabo uchwytne jakości”?
        Dzieciaki w szkole już piszą w ten sposób wypracowania.

        • Quackie pisze:

          Oczywiście, że zacznie, już stanowi.

          Kwestia, ilu to będzie miało odbiorców – jak się sprzeda (dosłownie i w przenośni). I czy wyznacznikiem będzie autentyczność literatury, czy okrągłe (ale niewiele znaczące) zdania w ciepławym, nijakim sosie.

          Wśród tłumaczy największą chyba obelgą jest opinia, że czyjś tekst wygląda, „jak przepuszczony przez Google Translate”. A niestety zdarzają się sytuacje, kiedy Google Translate robi to LEPIEJ. A na pewno bardziej zrozumiale. Weary

          • Makówka pisze:

            I tu wkraczamy w szerszy problem dotyczący nie tylko tłumaczy.
            W jakim stopniu Internet, komórki, postęp technologiczny itd. ułatwia nam życie (niewątpliwie), a jak dalece stanowi pewną pułapkę.
            Jak wpływa to na naszą psychikę. Z jednej strony ułatwia kontakty, a z drugiej je jakoś spłyca.

            • Quackie pisze:

              Niestety. I stajemy przed dylematem: lepiej mieć kontakt, chociaż płytszy, czy nie mieć żadnego.

              Bo to, że np. lekcje na zoomie uczą mniej skutecznie, to gdzieś widziałem udokumentowane badaniami. A wręcz są ludzie, dla których takie wirtualne spotkanie to stres.

              • Makówka pisze:

                Gdy jest to konieczność to dobrze, że jest taka możliwość.
                Lepszy wirtualny kontakt np. dziadków z wnukami mieszkającymi daleko niż żaden. Jednak gorzej, gdy taki kontakt ZASTĘPUJE całkiem ten w realu.
                Uczestniczę czasem w wirtualnych spotkaniach, ale nie lubię ich.

  5. Makówka pisze:

    Umykam na spotkanie z Zollami.
    Andrzejem i Fryderykiem.
    W realu,”Pod Jaszczurami”.
    Czyżby nie było korka?No tak-ferie!

  6. Quackie pisze:

    No to praca na dzisiaj skończona. Do przerwy pobędę na Wyspie i jeszcze pewnie w paru miejscach.

  7. Quackie pisze:

    Zmykam na przerwę.

  8. Makówka pisze:

    Wracam ze spotkania z profesorami.
    Jeszcze bardziej przygnębiona.

  9. Tetryk56 pisze:

    I ja też dotarłem do domu. Idę coś przegryźć.

  10. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Przebywałyśmy sobie nieśpiesznie nieskalane ludzkim tropem połacie i cieszyłyśmy się, że nocna kurzawa została we wczoraj:)

  11. Tetryk56 pisze:

    Rozumiem, że twoja towarzyszka jest już pełna werwy?

    • Lena Sadowska pisze:

      Tak, dziękuję:)
      Wróciło jej szczeniactwo – biega, skacze, ryje w śniegu.
      Na dziennym spacerze obwarczała trzy psy i grupkę młodzieży, które śmiały wkroczyć na j e j trawnik:)

      Dobry wieczór, Tetryku:)

  12. Lena Sadowska pisze:

    Witaj, Quacku:)

    O tak, „nazdrowochłopskorozumowe” rewelacje etymologiczne często wiodą na manowce:) Mają natomiast tę zaletę, że dzięki powszechnemu „kojarzeniu się” bez większego wysiłku intelektuanego bywają pozytywnie przyjmowane przez „niebranżowego” odbiorcę:)
    „Ludowe” pochodzenie słów bywa natomiast zabawne i można by je od czasu do czasu wykorzystać, gdyby nie swojego rodzaju „elitarność;)” gwar:)

    Przytoczone przez Ciebie „pogrzeb” i „pogrzebać” nie są jeszcze tak oddalone etymologicznie, pochodzą od SCS „grebt'”. Z tego pnia mamy też „grobla” i „zgrabny”:)

    Chciałam jeszcze o „Puklu Porwanym”, bo bardzo mi się spodobał, nie tylko jako „raptem wzięty na białogłowie”, ale także jako „nośnik” delikatnego, łatwo ulegającego zniszczeniu przy nieumiejętnym bądź brutalnym traktowaniu tworzywa, jakim jest włos:)

    • Quackie pisze:

      Nadmienię tylko jeszcze, że to „ludowe”, powiedzmy potoczne kojarzenie zadziałało także na poziomie paradygmatu, kiedy sałatkę coleslaw (wym. ang. /kolslou/) w Polsce przechrzczono na swojskiego kolesława (analogicznie do Bolesława czy Władysława) 🙂

      Tak, „pogrzeb” i „pogrzebacz” etymologicznie są z tego samego pnia, ale w różnych kierunkach i trudno by było uzasadnić, gdzie kominek, a gdzie cmentarz Wink1 w sensie wykorzystania w przekładzie przytoczonego fragmentu. No i w ogóle jak rozłożyć „pogrzebacz” na czynniki pierwsze tak, żeby wyszło coś sensownego, co mogłoby się składać na cały wyraz? Nie da się. Chyba żeby zmienić przykład na inny, ale wtedy znów „angielskie” realia powieści przestaną pasować.

      Nie czytałem tego poematu Pope’a, ale podzielam Twój zachwyt samą materią słowa w tym względzie 🙂

      • Lena Sadowska pisze:

        Przypomniałam sobie jeszcze, że „pogrzebać” istniało także w formie „pogrześć”, czego przykład mamy w naszym hymnie:)

  13. Quackie pisze:

    Uff, jestem, jak zwykle po rowerowaniu i prysznicowaniu.

  14. Quackie pisze:

    Uff, skończyłem pomagać Juniorowi (pisać plan pracy licencjackiej – on to miał wszystko w głowie, tylko lepiej mu wychodzi myślenie obrazem niż tekstem, jak to u artystów wizualnych) i jestem już wolny.

  15. Tetryk56 pisze:

    Co do przykładu z pogrzebaczem, sądzę, że w polszczyźnie trzeba by poszukać przetworzonych zapożyczeń z niemieckiego spolszczonych w wymowie, albo skupić się na zestawieniach typu kierownica i kierowniczka czy toaleta i toaletka…

  16. Lena Sadowska pisze:

    Też się już pożegnam, pokopertuję chwilę i udam się na zasłużony odpoczynek:)

    Dobranoc, Wyspo:)

  17. Makówka pisze:

    To i ja.
    Dobranoc!

  18. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wciąż mi dziwnie, gdy bywam tu pierwszy z rana. Przecież zawsze była Bożenka!

  19. Quackie pisze:

    Dzień dobry.

    Coś mi dzisiaj ciężko się budzi, ale za oknem pogodnie, tyle że wietrznie.

    Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

  20. makowka9 pisze:

    Witajcie!

    Brakuje Bożenki, Miralki, Maksa. Innych (tych, których już nie ma) osób nie znałam.

    Szkoda, że nie zaglądają (albo czytają, ale nie komentują) ci, co byli na Wyspie kiedyś.

    Mało nas zostało, nowi się nie zjawiają…Tak jak w życiu -coraz smutniej 🙂

  21. Lena Sadowska pisze:

    Podwieczorkowe dzień dobry, Wyspo:)

    Świat odwilga, Psiułka wyczekuje miskowych smakowitości, a Lena zasiada do drugopomysłowego kartkowania:)

    W perspektywie jeszcze miłe spotkanie z garbatym książątkiem, a potem już tylko dom i dom do rana:)

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry!

      A ja od jutra siadam do całkiem nowego zlecenia. Dzisiaj właśnie skończyłem i pobędę trochę w pobliżu. Do przerwy, jak zwykle.

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Gratuluję terminowego happy endu, Quacku:)
        Ja po skończeniu zarobkowych obrzydeli podziałałam hobbystycznie, zrobiłam półtora rozdziału i zdecydowałam, że pora na maleńką odmianę:)
        Skoro będziesz, to i ja częściej pozerkam na Wyspę:)

        • Quackie pisze:

          Termin, uczciwszy uszy, był na połowę marca, ale na szczęście wyrabiam się ostatnio sporo przed. Co mi pozwala lepiej (elastyczniej) manewrować zleceniami.

          • Lena Sadowska pisze:

            O! To tym lepiej:)

            Moje są przeważnie na cito, a często wręcz – „na wczoraj”. Nawet (jak się ostatnio dowiedziałam) jestem ponoć znana jako „ostatnia deska ratunku”, w związku z czym mam mieszane uczucia, bo niby fajnie być taką „zawszeogarniającą”, ale już niezbyt, gdy komuś wydaje się, że także „cudotwórczynią”:) Czasem czuję te konsternacyjne wibracje po drugiej stronie słuchawki, gdy krótko mówię – „Nie!”:)

  22. Quackie pisze:

    To na przerwę…

  23. Lena Sadowska pisze:

    To na spacerek:)

  24. Makówka pisze:

    Wróciłam z knucia biurowego, za chwilę knucie na Zoomie.

  25. Quackie pisze:

    Jam ci to, powrócon, dorodny i czyściutki Happy-Grin

  26. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Ustrojony w lisią czapę garbatek snuł się wśród mgielnych woali i drobinek światła. Blask wysrebrzonych pól sprawiał upiorne wrażenie, a rozchybotane szkielety brzóz przyprawiały o gęsią skórkę… 😉

    • Quackie pisze:

      Contessa de Vampirre przechadzała się niecierpliwie wśród krużganków i akrostychów swojego zameczku myśliwskiego w stylu neogotyckim z XV wieku. Wink

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂

        Stukot cieniutkich obcasów wibrował wśród kryształowych kandelabrów. Pod spojrzeniem jej oczu wpadające przez witrażowe okno księżycowe promienie zdawały się marznąć, kruszeć i przebijać marmurową posadzkę niczym lodowe sztylety…
        Choć jeśli mogłabym wybierać, wolałabym, by nazywała się Princessa de Vampire. Żeby nie robić konkurencji pani M. Ross:)

  27. Makówka pisze:

    I po knuciu…
    Tym razem oba knucia dodały mi trochę (tak potrzebnej ostatnio) dobrej energii.

    • Quackie pisze:

      No proszę, tak trzymać!

      • Makówka pisze:

        Bo mimo poważnych rozmów i planów było też trochę śmiechu, na którego brak ostatnio chronicznie się uskarżam.

        • Quackie pisze:

          Hmmm. Znaczy czas coś zabawnego na Wyspie opublikować…

          • Makówka pisze:

            Albo bodaj pożartować w komentarzach.
            Najlepiej jak jest wszystko -poważne rozmowy na różne tematy, czegoś dowiedzieć się nowego (np.na czym polega trudna praca tłumacza), ale i trochę żartu, dowcipu, uśmiechu.
            Ale to są moje sugestie, moje potrzeby, a co ja tam wiem …

  28. Quackie pisze:

    Kochani, odpadam już dzisiaj, jeszcze przed lampką. Chyba zakończenie roboty jakoś mnie emocjonalnie obśrupało. Dobranoc!

  29. Makówka pisze:

    Jak dobrych to dobrych…snów!

    kordelka

    GoodNight

  30. Lena Sadowska pisze:

    Puchowych jak śnieg, który właśnie zaczął padać, snów, Wyspo:)

  31. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Środy nikt nie odwołał! Dobre i to! 😉

  32. Quackie pisze:

    Dzień dobry, chociaż tak naprawdę wietrzny i deszczowy.

    Mimo to zaskakująco pozytywny 🙂

    Poprosimy coś dobrego na tę pogodę.

    Koffie

  33. makowka9 pisze:

    Środowo witam!

  34. Makówka pisze:

    Pochmurnie,deszczowo…,ale bodaj jeździ się bez korków

  35. Quackie pisze:

    A ja po pracy, całkiem wyszedł ten pierwszy dzień, chyba się wciągnę w nowe zlecenie.

    I na przerwę.

  36. Tetryk56 pisze:

    Załatwiłem parę drobnych rzeczy i za chwilę uruchamiam Klub Książkowy.

  37. Quackie pisze:

    I już(?) jestem z powrotem. Całkiem niezły czas. Jakby nie to, że kręcę przez ustalony odgórnie czas, to mógłbym coraz szybciej wracać Happy-Grin a na pewno coraz dalej jechać (wirtualnie).

  38. Tetryk56 pisze:

    Właśnie zakończyłem spotkanie Klubu. Omawialiśmy książkę Y. N. Harariego „Homo deus”.

    • Quackie pisze:

      Ta lektura jest jeszcze przede mną, ale ostrzę sobie zęby.

      Słyszałem mnóstwo głosów pochwalnych i kilka krytykujących tę książkę za pop-science i wybieranie argumentów pod tezę, ale muszę ją kiedyś sam przeczytać, żeby wyrobić sobie zdanie.

      • Tetryk56 pisze:

        Za miesiąc książka Davida Graebera i Davida Wengrowa „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości” – też moim zdaniem bardzo ciekawa pozycja. Gdybyś znalazł czas, zapraszam do Klubu! Delighted

      • Lena Sadowska pisze:

        Napisałabym parę słów, ale jestem tak wypruta, że nie potrafię na niczym się skupić…
        Chyba włączę sobie cichutko (coby nie wywabić głośniejszego) jakiś koncercik pana Kamila (Saint-Saëns) i pożegluję ad Insulam Silentii…
        🙂

  39. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Dzisiaj spacerek odbyty w aurze mokrego śniegu, nieustającego monologowania i pouczania… Ech… Aż chce się zaśpiewać:
    ja to mam szczeeeeeęście… 😉

  40. Tetryk56 pisze:

    À propos przekładów, przypomniało mi się takie powiedzenie, ponoć z kręgów profesjonalnych: przekład jest jak kochanka. Albo piękna, albo wierna…

    • Quackie pisze:

      Och. Ci tłumacze, których znam, zwykle się jeżą na takie dictum. To znaczy jest to analogia oddająca jakoś tam do pewnego stopnia różnicę pomiędzy przekładem literackim (tym „pięknym”) a filologicznym (tym „wiernym”), niemniej panuje ogólny konsensus, że przekład ma być taki, żeby czytelnik w języku docelowym (zwykle polskim) odniósł podczas lektury wrażenie jak najbardziej zbliżone do tego, które odnosi czytelnik oryginału.

      • Lena Sadowska pisze:

        To niebezpieczne podejście, gdy rozpatrywać je w kontekście gniotu;)

        • Quackie pisze:

          Hehe, tak 🙂 ale generalnie i gnioty się przekłada. Wiernie, jak sądzę, bo na gniotowatą fabułę najlepszy tłumacz nie poradzi.

  41. makowka9 pisze:

    Jakby się ktoś pytał to jestem w domu.

  42. Lena Sadowska pisze:

    Jednak już się ewakuuję. By utonąć w fortepianowych plumkaniach…

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  43. makowka9 pisze:

    Dobranoc.

  44. Quackie pisze:

    Spokojnej wszystkim!

  45. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Pani Gieniu, coś na niespanie?
    Koffie

  46. makowka9 pisze:

    Deszczowe dzień dobry!

    Znów wróciła jesień, auuuu

  47. Lena Sadowska pisze:

    Przerywnikowe dzień dobry, Wyspo:)

  48. Quackie pisze:

    Dobry wieczór (chyba już).

    Dzisiaj pogoda dała z siebie wszystko poza gradem, tornadem i burzą z piorunami. Był deszcz, śnieg, deszcz ze śniegiem, wiatr, a w przerwach (nielicznych) słoneczko.

    A ja się nieco wkurzyłem, bo wysyłałem ważny list na poczcie, a po powrocie znalazłem w skrzynce awizo (mimo że przez CAŁY CZAS ktoś był w domu). Jutro znów tam idę w związku z tym.

    Mimo to wszystko praca całkiem wyszła.

    A teraz na przerwę.

    • Makówka pisze:

      Moja przesyłka nadana na poczcie 9.12.22 dalej nie dopłynęła do USA.
      Obawiam się, że zaginęła tak jak ta, którą kiedyś wysłałam do Wlk. Brytanii.

      • Quackie pisze:

        A ile sobie dają czasu na dostarczenie? Bo z tego, co pamiętam, 6 do 8 tygodni, jeżeli ma płynąć? To by jeszcze była chwila, jeżeli wziąć pod uwagę górną granicę.

  49. Makówka pisze:

    Ja dziś tylko mały spacer po osiedlu, zakupy i domowa.

    Jak ja tego nie lubię Chlip

    Coś tam usiłuję sprzątnąć, ale to zupełnie bezsensowna, syzyfowa praca.
    Jak się nie sprząta -widać bałagan, a jak się posprząta to za chwilę znowu to samo.

    • Quackie pisze:

      Dlatego należy sprzątać jak najrzadziej, tak, żeby było widać efekty, wtedy człowiek dostaje potężną dawkę motywacji, o, jak ładnie, jaki porządek po sprzątnięciu, zrobiłam/zrobiłem to dobrze Pleasure

      • Makówka pisze:

        Albo codziennie i zawsze mieć wszystko odstawione na miejsce, czyściutkie i na błysk, ale …wystarczy zajrzeć do mojej torebki, aby wiedzieć, że to niemożliwe jest w moim wydaniu.

        • Quackie pisze:

          Codziennie, zawsze i wszystko czyściutkie? Apage, wtedy zupełnie nie widać efektów, człowiek się odzwyczaja od motywowania samego siebie, wpada w jakąś kompulsję, a sprzątanie staje się przymusem, a nie działaniem przynoszącym przyjemność!

  50. Quackie pisze:

    No to jestem, jak to po kręceniu, całkiem już odchwycony.

    Co prawda stan po pedałowaniu przypomina tę przysłowiową ulgę, co to ją człowiek odczuwa, jak tylko się przestanie walić młotkiem w głowę, ale jeżeli to ma ostatecznie pomóc na różne dolegliwości, to niech będzie ten młotek. Znaczy rower.

  51. Tetryk56 pisze:

    Właśnie doszedłem do domu i do wniosku, że doba jest jednak za krótka… 🙁

    • Quackie pisze:

      Tak ze 4 do 8 dodatkowych godzin by się przydało, to prawda.

      Najszybciej można to osiągnąć, spowalniając ruch obrotowy Ziemi, ale wtedy zapewne coś by zaczęło nawalać, jak nie w ludzkich mechanizmach, to w przyrodzie Worry

      • Lena Sadowska pisze:

        A ja nie miałabym nic przeciwko temu, żeby ten (i kilka następnych) dzień był o parę godzin krótszy:)

        Dobry wieczór, Panowie:)

        • Quackie pisze:

          O, to powinien być możliwy handel wymienny – Tobie kilka godzin krócej, Tetrykowi (mnie czasem też) – kilka dłużej.

          Było kiedyś takie opowiadanie Bułyczowa z cyklu guslarskiego, ale dobrze się nie skończyło.

          • Lena Sadowska pisze:

            Pomysł nie od rzeczy:)
            Chociaż już wyobrażam sobie te dantejskie sceny w PUC* – ach;)

            *PUC – Polski Urząd Czasu

            • Tetryk56 pisze:

              Czy to ta instytucja, która nas zawraca w stronę średniowiecza?

              • Quackie pisze:

                Onaż. Ponieważ czas to pieniądz, każdy cofnięty rok generuje sporą sumę, którą można przyznać odpowiedniej fundacji na zakup willi.

                • Makówka pisze:

                  Te fundacje, które działają w zgodzie z patriotyczną i jedynie słuszną wizją doskonale sobie radzą bez wehikułu czasu.
                  Wystarcza jeden podpis np. najlepszego z najlepszych ministrów.

                • Quackie pisze:

                  Och. Gdybyż istniało takie prawo, które zakazuje obejmowania funkcji publicznych – wszystkich, zaczynając od poziomu gminy – a także jakichkolwiek stanowisk w spółkach skarbu państwa co poniektórym politykom…

  52. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Sypie kasza, sypie znów.
    Czy od kaszy człowiek zdrów?;)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór!

      Nie wiem, czy zdrów, ale w ramach posiłków niskokalorycznych jem ostatnio na obiad różne kaszotta i kaszetki – i są całkiem jadalne, zwłaszcza jak się je dobrze przyprawi.

      Ale jeżeli masz na myśli kaszę z nieba (i NIE mannę), to muszę powiedzieć zdecydowane brrr!

      • Lena Sadowska pisze:

        Tak, tę kaszę miałam na myśli:)
        A jeśli do tej kaszy niebieskiej dodać piekielne rozgadanie, to brrr powinno być podwojone:)

        Przypomniałam sobie, jak kiedyś zagaiłam powrócone ze szkoły Smarkactwo o pogodę i w odpowiedzi usłyszałam zrzędliwe:
        -A daj spokój! Obrzydliwy kaszalot! 🙂

    • Tetryk56 pisze:

      Niezły wieczór, Leno 🙂
      Taka kasza to jest do kiszki!

  53. Lena Sadowska pisze:

    I koniec mojego urlopu:)

    Dobranoc, Wyspo:)

  54. Quackie pisze:

    Dobranoc wszystkim!

  55. Makówka pisze:

    To i ja mówię dobranoc!

  56. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jakieś ciekawe sny? Bo Q. już przed spaniem snuł ciekawe marzenia Wink

  57. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Nic nie pamiętam ze snów, jeżeli jakiekolwiek były.

    Pogoda względnie przyzwoita. Dzień mniej więcej zaplanowany.

    Aaa, piąteczek już? Coś podobnego Happy

    Pani Gieniu, coś pod ten piąteczek poprosimy. Co? Nie, to JESZCZE nie teraz!

    Koffie

  58. Makówka pisze:

    Cisza na Wyspie.

    Mieliśmy jechać na narty. Spakowani, po obiedzie, herbata do termosu, kanapki. W planie nocne jeżdżenie, czyli po ratrakowaniu tzn. od 17.
    Padający śnieg przeszedł w deszcz, temperatura około zera = fatalne warunki na Zakopiance, kiepskie warunki do szusowania.
    Zwyciężył rozsądek, że szkoda pieniędzy na wątpliwą przyjemność i jeszcze ryzyko przeziębienia lub utknięcia w korku na Zakopiance lub tfu, tfu odpukać jakiejś stłuczki

    Makówka więc domowa. Mogłabym pięterko zacząć budować.

    Co Wyspa na to?

  59. Quackie pisze:

    A ja po pracy i na przerwę. Bardzo udany tydzień zawodowo.

    Wracam po przerwie.

    Aha, dzisiaj przerwa od kręcenia.

    • Lena Sadowska pisze:

      No i cudnie 🙂
      A ja może będę miała udany kawałek soboty:) Ten drugi kawałek:)

      Dobry wieczór, Quacku:)

  60. Tetryk56 pisze:

    Nie do wiary — właśnie dotarłem do domu, po wyjściu z pracy ok. 15:30… To jest AŻ 11 km, wychodzi na to, że całkiem na piechotę mógłbym być nieco szybciej!
    Otóż proszę państwa, stała się rzecz niesłychana: w zimie spadł śnieg! Totalnie zatkane trasy przelotowe, pełny odlot od rozkładów jazdy. Po drugiej przesiadce już się nie doczekałem na kolejny autobus — jak się okazało, po drodze minąłem rozkraczony autobus linii, na którą czekałem, blokujący całą trasę…

    • Quackie pisze:

      Znajoma – okazało się, że mieszka w pobliżu Ronda Polsadu – jechała 3 godziny do domu, nie wiem, skąd, ale też gdzieś w Krakowie. Samochodem, z mężem i dziecięciem. Jakiś armageddon.

      • Lena Sadowska pisze:

        A Smarkactwo mi doniosło, że i w Waszych rejonach sypie, Quacku.
        Okrzykiem: „Ludu, jak mi śniegiem w oczy sypło!”. Więc – naprawdę- doniosło;)

        • Quackie pisze:

          Sypie, sypie. Tzn. w dzień sypało. I już zostało, nie tak jak wczoraj, kiedy prawie od razu stopniało.

    • Makówka pisze:

      Po przeczytaniu tego, co powyżej, po obejrzeniu zdjęć z zakopianki utwierdzam się w przekonaniu, że decyzja o rezygnacji z wyjazdu dziś na narty była jedyna słuszna.

      • Tetryk56 pisze:

        …nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery… – mawialiśmy w latach 80-tych…

      • Quackie pisze:

        No, raczej tak. Przy takich warunkach jazdy (o ile to można nazwać jazdą), to na stoku byś nie pośmigała.

        • Makówka pisze:

          O ile byśmy bezpiecznie dojechali.
          A jeżdżenie na nartach w śniego-deszczu to też wątpliwa przyjemność.

          • Quackie pisze:

            Prawda. Kiepsko się jeździ w kaszy.

            Jeździłem tak kiedyś we Włoszech. Podstawowe niebezpieczeństwo polega na tym, że jak jedna narta jedzie po jeszcze przyzwoitym śniegu, a druga w kaszy, to może uszkodzić narciarza. O czym rzecz jasna doskonale wiesz.

    • Lena Sadowska pisze:

      U nas już nasypane, teraz mrozi.

      Dobry wieczór, Tetryku:)

  61. Makówka pisze:

    Nie wiem co się dzieje, ale nie mogę kontynuować wpisu.
    Tzn nie pojawia się plus, abym mogła dodać kolejne zdjęcie

    • Quackie pisze:

      Już patrzę, o ile cokolwiek będę w stanie zaradzić. Może jest ograniczona liczba akapitów/ obrazków do wstawienia?

  62. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Mrozek:)
    Chrzęszcząc podeszwami, przeszłyśmy przez przyśnieżone przestrzenie;)

  63. Lena Sadowska pisze:

    Właśnie uświadomiłam sobie, że lutowo zignorowaliśmy patronkę:)
    Przez te rodzinne kołomyjki dopiero przed chwilą zauważyłam, że mamy już trzeci dzień nowego miesiąca:)
    Czy może ktoścoś?

    Bo ja – tym razem odpadam. Z wiadomych powodów:)

  64. Makówka pisze:

    Niestety, wszystko było gotowe, ale pięterka nie będzie, bo coś się zawiesiło i nie potrafię dodać kolejnego zdjęcia.

    Chlip

    Widać tak miało być, trudno…

    • Lena Sadowska pisze:

      Bardzo mi przykro, Maczku:(
      Tym bardziej przykro, że domyślam się, jak się napracowałaś przy budowie…
      Może jeszcze nie wszystko stracone… Może któryś z Wyspowych Czarodziejów dopomoże?

      • Lena Sadowska pisze:

        Kurczę! Ja ewentualnie mogę ten rodzinny nobelon wrzucić, bo to mam spisane, ale pogospodarzyć będę mogła jeszcze najwyżej chwilę teraz, a jutro to dopiero wieczorem…

        I patronka powinna mieć jednak pierwszeństwo… Zrobiłabym, ale warunki domowe nie sprzyjają skupieniu w poszukiwaniach…

        Poczekajmy, może jeszcze coś z Twoim pięterkiem się uda.

  65. Quackie pisze:

    Makówko, zjechałem poniżej ostatniego zdjęcia, o dobrą wysokość zdjęcia PONIŻEJ ostatniego, tego pionowego z pomnikiem, i tam jest przycisk z plusikiem „Dodaj blok” (Edit: całkiem po prawej stronie przestrzeni na wpis). Nie wiem, skąd tyle pustej przestrzeni pomiędzy zdjęciem a przyciskiem. Thinking

    • Lena Sadowska pisze:

      Czyli jest nadzieja, Quacku, że coś zaradzisz?
      Byłoby super:)

      • Quackie pisze:

        Ależ ja nic nie zaradzam, tylko zerknąłem do szkicu wpisu Makówki i mówię, co zobaczyłem. Trzeba zajrzeć niżej i tam można dodawać następne bloki, jak mi się wydaje.

        • Lena Sadowska pisze:

          Tak, już doczytałam:)
          Wcześniej tak się ucieszyłam, że pięterko może jednak będzie, że umknęła mi fraza: „tam jest przycisk z plusikiem 'Dodaj blok'”:)

        • Makówka pisze:

          No właśnie u mnie nie pojawia się plusik!

          • Lena Sadowska pisze:

            Nawet po zjechaniu maksymalnie w dół wpisu? Bo z tego, co zrozumiałam, Quack mówi, żebyś zjechała na maksa, do oporu.
            Wybacz, Maczku, ale ja w Twój wpis wchodzić nie będę, bo raczej niewiele pomogę, więc – po co?

  66. Makówka pisze:

    Natomiast pojawia się jakaś niebieska ramka.
    Już był moment, że było dobrze, dodałam jedno zdjęcie i znów nie ma plusika.
    Trudno, nie będzie wpisu, trochę pracy szlag trafił, bo segregowanie zdjęć, wybieranie, odrzucanie zajęło mi całe popołudnie, ale bywają gorsze nieszczęścia.

    • Quackie pisze:

      Czekaj, może ja spróbuję pododawać Ci parę pustych bloków z jakimś losowym tekstem, a Ty to sobie potem wyedytujesz i pozmieniasz na własny i pododajesz zdjęcia?

  67. Lena Sadowska pisze:

    No to tak, moje Wyspowe Słoneczka: sądząc po odgłosach dochodzących z łazienki, czas słodkiego nicniesłuchania Waszej koleżanki dobiega końca:)
    Przyjdę się jeszcze pożegnać, pewnie późną nocką i, jeśli nie będzie nowego pięterka, dodam coś. Ale co (nobelon czy wpis patronacki) dodam, będzie zależało od tego, jak późna ta nocka się okaże:)

    • Quackie pisze:

      No to spokojnej. Warunkowo Wink1

    • Tetryk56 pisze:

      To ten urlop to miałaś jednodniowy, od rodzinki?

      • Lena Sadowska pisze:

        Jednogodzinny raczej:) Może – półtoragodzinny.
        A urlop, jednodniowy właśnie, będę chyba miała jutro, bo rano planuję odwieźć kuzynkę do rodziny, posiedzieć trochę i samotnie wrócić do domu:)

        I tu życzę dobrej nocki wszystkim i zmykam, bo pora nieludzka:)

  68. Makówka pisze:

    Opublikowałam, bo jednak szkoda mi było mojej pracy.
    Nie umiem zlikwidować tej dziury. Nie wiem czemu tekst po dziurze jest zielony. Skasowałam go, napisałam ręcznie od nowa i dalej zielony.
    Jak ktoś zechce zerknąć -zapraszam

    • Quackie pisze:

      Zlikwidowałem dziurę, ale tekst nadal nie chce mi się zmienić, mimo wysiłków. Pewnie Tetryk coś poradzi.

      • Makówka pisze:

        To nie jest aż tak ważne, choć ta zieloność jest bez sensu.
        Najważniejsze, że zlikwidowałeś dziurę -dziękuję.

      • Tetryk56 pisze:

        Przyczyną był niewłaściwy typ bloku: odsyłacz do pliku zamiast akapitu. Kolor zielony jest domyślną barwą linków w stylu Wyspy.

        • Quackie pisze:

          A tak na przyszłość: to można zmienić już po wypełnieniu bloku tekstem? Czy trzeba usunąć blok i wstawić nowy, tekstowy?

          • Tetryk56 pisze:

            Na ogół trzeba usunąć. Konwertować można akapit na nagłówek (i z powrotem), bo taka zmiana nie usuwa żadnych właściwości bloku, natomiast blok „plik” ma własności, których się nie da zachować w bloku „akapit”, więc taka konwersja byłaby a) nieoczywista i b) nieodwracalna.

  69. Zoe pisze:

    Cześć.
    Podesłałem właśnie na Kłakowi jakiegoś linka o Bablu:-) A ten mnie (złośliwie) tutaj odesłał:-) Jestem w niedoczasie…
    Ps. Mam problem z książkami – zaczynam czytać i często porzucam w trakcie. Chyba nieuleczalny…Ostatnio wziąłem się za dzieło Mariasa – Twoja twarz jutro. Przeczytałem około 1/3 objętości zaintrygowany. Odłożyłem na bok i nie mogę wrócić. Mógłby ktoś dokończyć za mnie??? Polecam chociaż trochę przeczytać aby poczuć maestrię języka i pomyśleć o ogromie pracy tłumacza…

    • Quackie pisze:

      Cześć cześć! Ja czytam głównie podczas pedałowania na rowerze stacjonarnym, rozumiem, że nie każdy to robi (i może).

      • Zoe pisze:

        Mam jeszcze inny problem z czytaniem. Na gwiazdkę dostałem(?) prezent w postaci czytnika. Przeczytałem raptem trzy książki (akurat były takie trochę grubsze po około 700 stron) i musiałem odłożyć tenże czytnik – łzawienie i pieczenie oczu. Po odłożeniu przeszło. Chyba przeciążyłem wzrok.

        • Quackie pisze:

          Oj. Czytnik pasywny, czy z podświetleniem ekranu? Oraz – może zmiana wielkości czcionki by coś zmieniła?

          • Zoe pisze:

            Wersja z regulowanym podświetleniem (można całkowicie wyłączyć) i jego barwą. Bawiłem się oczywiście z wielkością i krojem czcionki. Tak naprawdę pomogło skrócenie czasu czytania o połowę. Objawy ostrego zmęczenia wzroku ustąpiły. Tak czy inaczej w dalszej perspektywie czeka okulista i dołożenie okularów do czytania. Od dzieciństwa jestem bliskowidzem i teraz będę pewnie machał okularami na przemian.

Skomentuj Tetryk56 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)