Kiedy się to działo i czy w ogóle zdarzyło, trudno dziś powiedzieć, ale i tak być mogło, że kiedyś zamiast zieloności cudnych, kolorowości bujnych i Stworzeń sobie wzajemnie przychylnych, jak ziemia długa i szeroka, na jej powierzchni inne całkiem Światy niż dzisiejsze trwały…
Nad wszystkim Bycie Doskonałe czuwało – Ubakit.
Nikt go nie widział, bo kształtu nijakiego nie posiadał… choć zdarzało się, że w ciele Niemowlęcia bezrozumnego, maleńkimi dłońmi Nitki Żywota rozdzierającego ukazywał się… albo jako Młodzieniec porywczy, z łuku strzałami Płomyki chwiejne gaszący… czy też pod postacią Staruchy bezzębnej, która ze złośliwym chichotem Krople kryształowe w ogień rzucała i patrzyła, aż od gorąca popękają…
Nikt Ubakita nie słyszał, bo Ciszą absolutną był… albo Zgrzytaniem przeraźliwym, w uszy wdzierającym się i ciało znękane na wskroś przenikającym… czy też Wizgiem przenikliwym czaszkę rozsadzającym… albo Muzyką najsłodszą, co w serce się wkradała i sprawiała, że się zasuszało z tęsknoty ułudnej…
Nikt nie czuł zapachu jego, bo Bezwonnością doskonałą był… albo tak potwornym Odorem się stawał, że mózg tężał i nic już myśli z tego letargu wyrwać nie mogło… czy Słodyczą nieopisaną kusił, zniewalając swą ofiarę na wieczność… a jeszcze mdlący bywał tak, że istota krztusiła się i własnymi wnętrznościami dławiła…
Nikt dotknięcia Ubakita nie zaznał, bo Niebycie jego idealnie lekkim było… czasami Pieszczotą tak delikatną się objawiał, że pragnienia nienasycone wywoływał… albo Uściskiem nie do rozwarcia, członki gruchoczącym… i jeszcze Wibracją tak silną, że się ciało samo w proch rozsypywało…
Nikt smaku jego nie poznał, bo jako Niełaknienie istniał… innym razem Ostrością w trzewiach płonął duszącą taką, że pozbawiała oddechu na zawsze … i Lepkością aksamitną, co do gardła spływała i zastygała w śmiertelnej rozkoszy… a także Szczypaniem, od którego język kołowaciał, nigdy już sprawności nie odzyskując…
Niektórzy powiadali, że czasem kształt Strumienia ognistego przybierał, żarem paląc dookólne Światy… albo Wiru nienasyconego, co wszystko ze swej drogi zmiatał… czy Nawałnicy wodnej, porywającej nurtem swym spienionym każde tchnienie najlżejsze… Fali piaszczystej, zasypującej zastane do szczętu…
O wędrowaniu jego mówić niepodobna było, bo on sam Wędrowaniem był. Drogą i Celem. Początkiem i Końcem. Siedzibę swoją Wszędzie i Nigdzie miał. Jego prawu wszystko podlegało. On sam Prawem był. Najwyższym i najniższym. Oskarżał i bronił, sądził i karał…
Straszny w tej swojej Bezpostaci trwał i nikt nigdy nie wiedział, kiedy i po co się zjawi…
Nad każdym Jestestwem – najpiękniejszym, i tym najbardziej paskudnym – władzę miał. Z każdym wszystko uczynić mógł…
Ubakit Klepsydrę posiadał, co atrybutem jego wiecznej Władzy być miała. W Borborze ogromna Góra wyrosła, a na jej szczycie – Kumiro tkwiło, pyłem magicznym z czterech żywiołów zrodzonym ciurkając…
I zdarzyło się razu pewnego, że w Kiunie, co tam ani blask, ani szmer, ani powiew najlżejszy nie dochodził, coś się dziać poczęło. Siła tajemna jakaś poruszyła i ogień i wodę, i powietrze i ziemię, i z kotłowaniny tej Olema się zrodziła.
Dwie ręce i dwie nogi miała, głowę na mocnym karku osadzoną, ramiona szerokie, a tułów pękaty.
Ciało jej gładkie i lśniące było, a pod skórą niebieskawą węzły żył ognistych pulsowały. Dwoje oczu, w czaszce łysej osadzonych, czerwonawych pod bezrzęsnymi powiekami kryła, rozdętymi nozdrzami węszyła wokół, a wargi jej czarne nigdy się nie uśmiechały.
Płci po niej nijakiej znać nie było. Czy mówić, myśleć, rozumieć potrafiła, nie wiadomo, bo na twarzy jej żaden mięsień nie drgał, a usta najmniejszym grymasem nic zdradzić nie chciały…
Ożywszy, na masywne nogi wstała i z mozołem wielkim po ścianie Prarai ku wierzchowi piąć się poczęła.
Świat Górny niewiele ją ciekawić się zdawał, bo i, nie rozglądając się nawet, przed siebie ruszyła. Czy świadoma celu swej wędrówki była choć trochę, czy tylko instynkt straszny ku określonemu punktowi ją wiódł – nikt nie wie. Prawdą jednak jest, że prąc naprzód, na chwilę w drodze nie spoczęła, nie jedząc i nie pijąc nawet. A na przeszkodę jakąkolwiek trafiwszy – co przed Olemą umknąć nie zdążyła, bądź jej ominąć rady nie dało – unicestwiała, a to spojrzeniem ją krusząc, a to ruchem warg bezdźwięcznym niszcząc. Straszna w tym swoim zapamiętaniu była.
Jak długo do celu szła, powiedzieć trudno, w końcu przecież przed Kuchem – co mu wzrostem nie ustępowała ni trochę – stanęła i po Klepsydrę łapę swą potężną wyciągnęła. A gdy Kumiro ku górze uniosła, cały Świat się zatrząsł nagle. Może i zawahała się wtedy przez okamgnienie, zaraz jednak silniej Klepsydrę ścisnęła i póty w ogromniastych palcach gniotła, póki przez pęknięcia cały magiczny pył nie uleciał. Wtedy też wszystkie żywioły – znane i nieznane – nad Olemą się rozhulały. Zgiełk i rwetes nie do opisania powstał. Wszystko wokół w bezrozumnym tańcu wirowało, w wody strugach rozpływając się, ognistymi błyskawicami trawione, podmuchami rozdzierane, zwałami kruszu tłamszone…
Hekatombie tej i Olema ujść nie mogła, więc przy wynaturzonych ryków wtórze rozpękać się zaczęła nagle…
A potem wszystko się ze sobą zmieszało i ciemnością spowiło, w której tylko błyskało się nieustannie i wyło coś przerażająco…
A gdy cisza wreszcie nastała – w miejscu, gdzie Kuch wcześniej królował – cztery Istoty nagie całkiem siedziały, plecami o siebie wsparte i w cztery różne strony Świata twarzami zwrócone. Każda z nich Klepsydrę w dłoniach ściskała. A kiedy jasność ciepła Świat spowiła, bez słowa podniosły się i każda w swoją stronę, na kompanów najmniejszej nie zwracając uwagi, odeszła…
Ponoć na czterech krańcach Świata ziemia się rozstąpiła i cztery nowe Kuchy zrodziła, a na szczycie każdego – z rozkazu Ubakita – Kumiro umieszczone zostało…
On też Istoty z Olemy zrodzone Władcami Ziemskimi obwołał i nieśmiertelnością obdarował…
Cztery Krainy powstały i czterech Władców między sobą dobro wszelkie rozdzielać miało.
Odtąd Wesi potężna wodami całego świata władała, Smielis nad piaszczystymi spłachciami i skalistymi wzniesieniami panował, Oros powietrzne dobrodziejstwa w swojej pieczy miał, a Utasz – ognistą podziemną dziedzinę…
Słowniczek:
Borbor – środek
Kiuna – niecka
Kuch – góra
Kumiro – klepsydra
Olema – Istota
Praraja – przepaść
Ubakit – Czas
Witam:)
Zapraszam na pierwszą opowieść „Z iskier…”
Bawcie się dobrze:)
Oooo. Takiej teodycei na Wyspie jeszcze nie było, śmiem twierdzić. Nawet Zaświaty Lukrecji o czym innym jednak.
Czas jako Bóg? Może to być, bo według fizyków przecież czas powinien być doskonale odwracalny, a nie jest. I dlaczego tak? Może właśnie tej odpowiedzi powinno się poszukać?
A Istota, hmm, jako metafora człowieka, który niszczy świat, a potem się odradza?
Tak, ja wiem, odczytuję, przypisuję, rozszyfrowuję, mam nadzieję, że nie trywializuję…
Dobry wieczór, Quacku:)
Tak, postanowiłam uczynić czas nadrzędną Siłą, Absolutem. Z różnych powodów, a jednymi z nich było Wszechistnienie Czasu – Zawsze i Wszędzie – uświadomione czy też nieuświadomione, oraz Wszechwładza Czasu:)
Olema raczej jako ucieleśniona Pramateria, w myśl idei, że każda Niematerialność, po spełnieniu szeregu dogodnych warunków, może zyskać wymiar materialny, przynajmniej na pewien czas, a jako coś niestabilnego, powinna ulegać dalszej metamorfozie, niekoniecznie rozwojowi:)
Nie, nie trywializujesz:)
Tym, co sprawiało mi najwięcej frajdy, obok domyślania koncepcji, było poszukiwanie nazw:)
Nie wiem, czy Czas był zawsze
ponoć przed Wielkim Wybuchem to bardzo dyskusyjne… ale z drugiej strony, jak wtedy zdefiniować „przed”? 
Musiał być:) Fizycznie. Nawet jeśli nie miał nazwy, istniało coś takiego jak następstwo zdarzeń, procesy narodzin, dorastania, starzenia się dotyczyły wszystkiego, nie tylko organizmów żywych. Tych nieożywionych bardziej w wymiarze powstanie-zmęczenie materiału-kres:)
Nie jest to zdaje się takie jasne. Jeżeli nie było Wszechświata, w którym mógłby płynąć? Ale, jak mówię – to nie na moją głowę.
Wydaje mi się, że dla czasu (Czasu) nie najmniejszego znaczenia, czy coś istnieje, czy – nie, a owo istnienie to tylko punkty potwierdzające upływ czasu. Gdyby ich nie było, czas płynąłby tak samo:)
Dość przerażające jest twoje opisanie narodzin świata, nieźle oddające lęk, jaki w ludziach sprzed wieków rodzić musiał kontakt z potężnymi siłami przyrody. Z drugiej strony — czy bardziej przerażające niż opisywane przez współczesną astrofizykę tańce rozżarzonych ognistych kul?
No, ale teraz wiem, że jak mnie zaczyna w kościach łamać, to po prostu złośliwość Ubakita 😉
Swoją drogą — z jakiej etni zapożyczyłaś wątki i słowa?
🙂
Miało być przerażająco. Pamiętaj, że pedagogika to wymysł bardzo młody;)
Nad warstwą słowną napracowałam się solidnie, ale każdą nazwę (w zbliżonym brzmieniu o tożsamym znaczeniu) można odnaleźć w wielu językach. Szukałam właśnie tej brzmieniowo-znaczeniowej tożsamości, względnie – znacznego podobieństwa.
Wątki są autorskie:) Nie twierdzę, że wyłącznie w mojej głowie się zrodziły, ale jeśli jeszcze u kogoś, to – bez mojej wiedzy. I zgody;)
Ha, to widzę przedsięwzięcie na miarę Sir Terry’ego Pratchett’a! Chylę czoła i z nadzieją czekam na dalsze dzieje…
🙂
Nie przesadzajmy z tym TP, ale prawdą jest, że ten baśniowy rozgardiasz bardzo mnie irytował od dawien dawna i postanowiłam coś z tym zrobić:)
Długo nie mogłam się przybrać, bo wiedziałam, że jeśli chcę to zrobić porządnie – zajmie to mnóstwo czasu. W końcu pewne zdarzenia w moim życiu sprawiły, że musiałam czymś zająć umysł i wtedy zabrałam się za to.
Są tego dwie części – „Z iskier…” i „Nowy Świat”, opowieści jest sporo, więc… byleście tylko wytrzymali:)
Ja tu słyszę jakieś brzmienia turkijskie… może arabskie? W każdym razie z Bliskiego i Środkowego Wschodu. Z wyjątkami. Ale mogę się na tym nie znać na tyle.
Zaczęłam od polskich słów, szukałam ich wspólnego źródłosłowu i tak poszło, od litewskiego, łotewskiego po kirgiski, uzbecki, kazachski, i tak dalej:)
No właśnie. A Praraja wręcz jakoś PraIndoeuropejska jakby.
Wsparłam się teorią, że prasłowa były wspólne i dopiero po rozdzieleniu ulegały modyfikacji, zniekształceniom, „obcym” wpływom. Jak pisałam Tetrykowi, szukałam takich nazw, które miałyby podobne brzmienie przy jak najbliższym wspólnego znaczeniu:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Skończyłam właśnie rozmawiać na WhatsApp z siostrami z USA.
A tu tymczasem pojawił się Ubakit.
Dobranoc Wyspo!
Dzińdybry. Muszę się jeszcze dobudzić.
Ale tę panią poproszę już.
Dzień dobry, Quacku:)
Pani zaserwowała kajzerki z masłem awokadowym i żółtym serem:)
Awokado lubię zasadniczo w każdej postaci!
To tak jak ja.
I czarne oliwki:)
O, oliwki bez różnicy, czarne, zielone, również faszerowane 🙂
Witajcie w nowostworzonym świecie Ubakita!
Świat stworzony około siedmiu lat temu, czyli rzeczywiście całkiem młody jest:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Niewyspane, pochmurne, baśniowe dzień dobry!
Oby ten dzień był dobry mimo wszystko.
Na smutki Lena podała receptę -ucieczka w świat Ubakita?
No i jest przynajmniej na kogo zwalić, że nie mogłam spać, że nie ma zimy w zimie…
To, że świat zmierza w coraz gorszym kierunku to też wina Ubakita? A w Polsce rządzi „niebieska szajka” również?
Witaj, Maczku:)
Na pochmurne zaokienne smutki chyba najbardziej skuteczne będzie włączenie swojego wewnętrznego słoneczka;)
A tworzenie baśni nie tyle było receptą na smutek, co terapią. Każdy radzi sobie inaczej, ja próbowałam w taki sposób…
I nie demonizowałabym Ubakita. On (jeśli w ogóle, to) władał bardzo dawno temu;)
Już (póki co) domowe dzień dobry, Wyspo:)
Za oknem połaciało, a w domu powaniliało:)
Znaczy: t a m spadło odrobinę śniegu, a t u bułeczki piokę. Z makiem. I z budyniem waniliowym. I chlebek, skoro już tego kuchennego grata odpaliłam:)
Przypomniałam sobie opowieść, która sprawiła, że wyżej zastosowana odmiana czasownika „piec” na stałe weszła do naszego domowego słownika:)
Otóż – dawno, dawno temu jedną ze znajomych obarczono opieką nad trójką dzieciaków. Nie miała jeszcze własnych pociech, więc szło jej średnio. Dzień był piękny, postanowiła więc poopalać się przy okazji tego pilnowania w przydomowym ogródku. Nie przyszło jej do głowy, że puszczanie trzylatki bez koszulki na pełne słońce może się skończyć niefortunnie. Dziewczynka rzeczywiście źle zniosła ten kontakt, przybiegła więc do opiekunki i oznajmiła:
-Ciocia! Placki pioko!
-Co ty bredzisz, dziecko? – zdenerwowała się ciocia, bo mała zaczęła popłakiwać. – Nie becz! To dobrze, że pioką! – ucieszyła się nagle – Może nas zaproszą!
Dodam, że dziecku nic się nie stało, więc z czystym sumieniem sformułowanka używamy:)
…nie martw się, tatku, jutro ci pójdzie lepiej… 😉
„Pierś słońca już w zenicie
Wspiera się nam na… plackach” 😉
Dybra. Pomonologowałam, to wracam do buł:)
Śwarny chłop z niego buł… 😉
A ja umykam.
Spotkanie, miłe tzn.wiem,że będzie mile,bo z miłą osobą.Potem knucie.
Dobrej zabawy i efektywnego knucia, Maczku:)
Po pracy, wszystko wg planu i na przerwę!
Pomieszkałam, to pora wybrać się na spacer:)
Poknulim na żywo, zaraz będzie zoomknucie…
A ja po knuciu jestem w domu. Jak dobrze, że napisałeś o Zoomoknuciu, bo zupełnie zapomniałam.
Krętu krętu
Tupu tupu
i już jestem z powrotem.
Rozgwieżdżone dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór!
Dobry, bo już na siedząco:)
Nadreptałam się dziś po domu i poza domem.
Ja troszeczkę więcej chodziłem po mieście niż zwykle. Wczoraj byłem u lekarki rodzinnej (nic nagłego, raczej przegląd okresowy) i zaleciła więcej ruchu, więc w miejsca, gdzie podjechałbym trolejbusem, potuptałem. Trochę mi nogi dokuczają, ale do przyjęcia.
O tak, na przyjęciach przeważnie przechodzą wszelkie boleści;)
Jestem na nogach od piątej trzydzieści, i to – dosłownie, bo miałam dziś biegany dzień:) A że zawsze po takich eskapadach dostaję szwungu, to po powrocie wzięłam się za pieczenie, a tego nie da się robić na siedząco:)
Zazdraszczam energii!
Nie piekę, niestety. A w dodatku teraz ograniczam kalorie, więc same nieciekawe rzeczy jadam, kasze, warzywa, mięso raczej rzadko.
Ten typ (znaczy – mój) chyba tak ma:) Trudno mi zbyt długo usiedzieć. Nawet, gdy koralikuję, muszę co jakiś czas się ruszyć. Poza tym robienie jednej tylko rzeczy uważam za stratę czasu, więc przeważnie sobie różne czynności łączę – na przykład czekając, aż ciasto urośnie/zamarznie, coś wyszywam albo rysuję, przy okazji słuchając jakiejś muzy lub innego słuchowiska:)
Ja przy pracy słucham muzyki, ale raczej przy tym na nic nie czekam, więc nie łączę tych aktywności.
A ja przy pracy muszę mieć absolutną ciszę. Dlatego przeważnie pracuję po nocach. Nawet muzyka mnie rozprasza:)
Udany duet. Tego słuchowiska nie znam. Ale ja w ogóle jestem wzrokowiec. Nie potrafię słuchać audiobooków i rzadko korzystam ze słuchowisk, z nielicznymi wyjątkami, bo zbyt łatwo się rozpraszam i tracę wątek. Wracam do tekstu pisanego i błyskawicznie wiem, o co chodziło, wracam do audiobooka/ słuchowiska i nie wiem, co się dzieje, a co więcej, nie jestem w stanie powiedzieć, dokąd muszę się cofnąć, żeby się zorientować.
O! To kłopocik:)
Ale nic straconego – tę orientację słuchową da się w sobie wyrobić. Byle na spokojnie, bezstresowo, na początku w dawce parominutowej, nie dłuższej. Tobie powinno być łatwiej, bo masz czułe ucho na dźwięki, jak wnoszę po serwowanych dobranockach:)
Na muzykę tak, na mówiony/ odgrywany tekst nie bardzo…
Nie będę Cię na siłę uszczęśliwiać, Quacku:)
To, że ja coś lubię, nie oznacza, że muszą wszyscy:)
Niestety, „Wszystko się uda” T. Mana to słuchowisko i tylko w tej formie jest dostępne:)
Zerknęłam w polecany przez Ciebie „Eksperyment…” i poczytałam sobie o gżegżółce. Rzeczywiście ciekawe, więc i resztę sobie doczytam na dniach.
Bardzo się cieszę! To sensowni ludzie prowadzą, znam ich wirtualnie po linii tłumaczeniowej.
Nie znam nawet wirtualnie, ale już po przeczytaniu paru pierwszych zdań doszłam do wniosku, że – sensowni:)
Mhm. Nadmienię, że zależy im na rozpropagowaniu bloga, więc jakbyś miała odpowiedni kontekst i okazję, polecam podać dalej. Oczywiście nic na siłę.
Jasne:)
Już po knuciach.
Trochę się pokręcę i umykam.
Dobranoc!
Spokojnej!
Dobrej nocki, Maczku:)
A lampka?
Rozumiem, że mistrz Tetryk jeszcze na zoomie…
Jak za kwadrans nie wróci, to zapalimy.
Czyżby został „po godzinach”?
Też się już pożegnam:
miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej i do rana!
Dzień dobry wszem wobec.
Tymczasem przymrozek, dachy i szyby samochodów pociągnięte białym szronem. Przydałoby się ogrzać.
Pani Gieniu, poprosimy coś ciepłego.
Plusjednostopniowe dzień dobry, Quacku:)
Śmiadanko banalne – własny chlebek z własnym mazidłem i sałatą (nomen omen) lodową. W towarzystwie Inki Ka;)
Co to jest własne mazidło?
Tym razem serek z jogurtu greckiego z suszonymi pomidorami w oleju, czarnymi oliwkami i zielonym pieprzem:)
Witajcie!
Może dzisiaj będzie troszkę luźniej…
Dzień dobry, Tetryku Zabiegany:)
Pochmurne dzień dobry!
Z nieba pada takie paskudztwo pośrednie między deszczem a śniegiem.
A ja akurat dziś mam zaplanowane różne „wyjścia”, więc żadne tam kapciuszki i herbatka.
Potraktuj to paskudztwo jako naturalny zabieg nawilżająco-upiększający:) Ja tak robię. Kiedy mróz szczypie w policzki, wmawiam sobie, że to zabieg krioniczny, kiedy słońce ściąga wargi, traktuję to jak helioterapię, podmuchy wiatru nazywam aeroterapią, a skoki ciśnienia – kuracją hiperbaryczną;) I od razu mi lepiej:)
Dzień dobry, Maczku:)
Na początku było wszak Słowo!
Nienazwane nie istnieje;)
Dzień dobry Leno!
Gdy na wycieczkach wpadamy w mgłę, że na krok nie widać mawiamy, że mgła dobrze robi na cerę.
…gdy na skutek mgły wpadamy na drzewo, mawiamy, że wstrząs zbawiennie działa na myslenie!
I ma to swoją nazwę – sylwoterapia;)
Czyli verboterapia nie jest Ci obca;)
Powędrowne dzień dobry, Wyspo:)
Dzisiejszy świat niczym na starej fotografii – sepiowy:)
Ok. Póki co jestem udomowiona, więc zajmę się jakimś maleńkim koralikowaniem, zerkając od czasu do czasu na Wyspę, jak na gościnnego gospodarza (pięterka) przystało:)
A ja teraz przyszłam do domu, coś tam załatwiałam, więc chwilę będę udomowiona.
No i umknęłam…do popotem
Dzień dobry po pracy, chwilkę przed przerwą przysiądę na Wyspie.
A teraz już na przerwę.
A my teraz już na spacer:)
No to już mam luźniej!
Zasiąpane dobry wieczór, Wyspo:)
Na spacerku skrzypiście, szemrzyście i mgliście czyli – iście listopadowa nocka:)
Ależsz ten szpaczerek insztrumentaczyjnogłoszkowy!
Dobry wieczór!
🙂
Szczrasznieszsz…
Przypomniałam sobie, jak kiedyś pod przysklepowym parasolem przyuważyłamm brodatego faceta z wielką lubością sączącego coś ze szklanki. Kiedy opróżnił ją, sięgnął pod stolik ze słowami:
-Jakiegoż dobregosz napojusz matkasz kupiłasz…
🙂
Zdarzenie z okolic Białowieży.
A to jakiś wpływ, hm, litewskiego? Bo przecież nie węgierskiego 😉 A może facecje? Idiosynkrazja?
Nie znałam człowieka, więc trudno mi rozprawiać o stanie jego umysłu, ale z tym -sz w wygłosie często spotykałam się w tamtym rejonie (idźżesz do diabłaż, weźżesz kurtkęż, itd.):)
Ciekawe, jak się spotkam z jakimś dialektologiem, to spróbuję podpytać (chociaż prędko to pewnie nie nastąpi).
W dzieciństwie bawiliśmy się w „szyfrowanie” mowy, tj. zniekształcanie tekstu poprzez dodawanie”ś” po każdej sylabie, co pozwalało wypowiadać obscena, np. „tyś duśpaś wośłośwaś”!
Och! akrobatyka logopedyczna, której nie powstydziłby się sam mistrz Demostenes:)
Uf, jestem. Dzisiaj nic nie dokucza, organizm chyba się przystosował.
Dobranoc!
Spokojnej. Też zarutko umykam.
Skoro umknąłeś, to też dobrej nocki, Quacku:)
Dobrej nocki, Maczku:)
Dobranoc, Wyspo:)
Witajcie!
Śnieg pada, znowu nie spałam.
To może dziś ja zawołam Gienię?
Tutaj chyba nie będzie padał śnieg. Najwyżej deszcz.
Z przyjemnością skorzystam z barku Gieni, poproszę banana jak zwykle i te moje „witaminki”
Gienia zaserwowała warzywnego fikołka, na zimno, w wysokiej szklanicy:)
Dzień dobry, Maczku i Quacku:)
Witajcie!
Na zmianę śnieg z mżymżawką – tylko śniadanie poprawia nastrój 🙂
Ale poprawia tylko na chwilę. W czasie jedzenia.
Dobra i chwilka…
Mam jeść cały czas bez przerwy?
Nie, tylko przez dobrą chwilkę!
Zjadłam dwa śniadania, idę więc robić obiad.
Bez przerwy, to się w drzwiach przestaniesz mieścić
Uratował mnie przed tym stan kompletnego rozkojarzenia spowodowanego brakiem snu, nerwami i …starością.
Wczoraj postanowiłam zrobić dziś na obiad żurek. Zakupiłam wszystko (kiełbasę, pieczarki, ziemniaki i jajka w domu były).
Jak już obwieściłam na Wyspie, że idę robić obiad i zabrałam się za obieranie marchewki, krojenie ziemniaków, podsmażanie cebulki i pieczarek jak już wszystko było gotowe i tylko wlać barszcz z butelki…okazało się, że owego nie kupiłam.
Pobiegłam więc do sklepu, ale bez pieniędzy, kart itd.
Do domu, kurs do sklepu…
Dobrze, że już maseczek nie trzeba, bo pewnie jeszcze raz byś tę trasę robiła
W aptece, w Przychodniach trzeba. Ostatnio w aptece osłaniałam się szalikiem w nerwach, że za chwilę mnie wyrzucą.
Tu sucho jak w pieprzniczce;)
Dzień dobry, Tetryku:)
U nas ni to śnieg, ni to deszcz… Ale dzień – dobry! 🙂
Miło mi to czytać, Tetryku:)
Mój też całkiem przyjemny:)
Międzywędrówkowe dzień dobry, Wyspo:)
Wczoraj przez chwilę sypał śnieg, ale chyba coś go spłoszyło, bo przestał i zniknął. Dookół mlaska, mam nadzieję, dezaprobująco dla śniegowego niezdecydowania, więc liczę, że pod presją śnieg wreszcie się odważy i wróci na dobre:)
Mlaska, powiadasz. Jakby błoto, czy cuś?
W i cuś i w a cuś;)
Błoto, Quacku:)
Aleee… tylko jak ktoś po nim chodzi, czy samo z siebie też? Wiesz, jak gejzery błotne na przykład.
Póki co – gdy się po nim chodzi:)
Ale… wszystko się może zdarzyć na tym najlepszym ze światów;)
Uff, trochę mi ulżyło.
Mogę się spokojnie udać na przerwę.
Już jestem w domu. Znacznie milej niż na zewnątrz…
Tutaj też, zdecydowanie!
Też mam przerwę między wyjściami, więc koralikuję sobie domowo:)
Miałam wprawdzie naprawiać furtkę, ale jakoś ciężko mi się przybrać. Może potem… Albo jutro… Albo pojutrze…
Dzień dobry, na dzisiaj po pracy, wszystko idzie zgodnie z planem.
Co do posiłków jeszcze – odkryłem takie ćwierćkilogramowe paczuszki od Bonduelle, sprzedawane jako „Good Food” – niskokaloryczne posiłki na bazie kaszy i/lub soczewicy, z gotowanymi warzywami, można jeść na zimno, można sobie podgrzać w mikrofali – świetna sprawa, korzystam na diecie.
I wcale jeszcze nie na przerwę, pewnie tak za godzinkę dopiero.
Skoro Maczek ma w perspektywie żurkową poprawę nastroju, Tetryk się domowo omila, a Quackowi ulżyło, mogę spokojnie wybyć na spacer:)
Lubisz kontrastować!
No ba! A prostować jeszcze bardziej;)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Ha!
Sypie śnieg jak w ruskiej baśni…
🙂
Jestem późno, już po lampce, ale jestem. Czyli pewnie na krótko.
Tydzień mam wyjątkowo wczesno-poranny, więc też za chwilę umknę.
A pożegnam się nietypowo, bo moim własnym wierszydełkiem – kołysanką, którą napisałam kiedyś Smarkactwu:):
po cichutku po cichutku…
sypie śnieg jak w ruskiej baśni
sople dzwonią przy końskiej uprzęży
a ty zaśnij maleńki zaśnij
niech sny ci rozświetla dobry księżyc
po cichutku powolutku
żeby nie obudzić smutków
powolutku pomalutku
trzepią srebrzyście niebieskie poduchy
aniołowie w dzieciństwie wezwani
szepcą maleńki sekrety do ucha
aniołowie w dzieciństwie spotkani
po cichutku powolutku
żeby nie obudzić smutków
powolutku pomalutku
sypie śnieg jak w ruskiej baśni
szklany kielich na szybie zamarza
a ty zaśnij maleńki zaśnij
niech sny ci rozświetla dobra gwiazda
po cichutku po cichutku…
Dobrej nocki, Wyspo:)
Piękne. Spokojnej!
Dobranoc Wyspo!
Pa, spokojnej!
Witajcie!
Śnieg od Leny doleciał już do nas. Prawie biało 🙂
U nas po prostu biało:)
Witaj, Tetryku:)
Hmmrrmrbry.
Sąsiedzi z góry, młodzi ludzie zrobili w środku nocy dziką awanturę, włącznie z tym, że musieliśmy wezwać policję. Już wkrótce ex-sąsiedzi (ale nie przez tę awanturę, planowali wyprowadzkę od jakiegoś czasu).
W każdym razie efekt jest taki, że musiałem złapać trochę więcej snu i dopiero teraz jestem przy komputerze.
I mogę poprosić panią G.
…jak dobrze mieć sąsiada…
Tego akurat nie. Im prędzej nie, tym lepiej.
Współczuję, Quacku.
Mieliśmy kiedyś sąsiadkę, schizofreniczkę. Nazywaliśmy ją „Sówką”, bo w gorszych okresach całymi dniami i nocami wysiadywała w oknie i robiła „uhu!”. Z perspektywy to może zabawne, ale nas nie śmieszyło ani trochę.
Po roku zmieniliśmy stancję, więc nie wiem, jak się potoczyły jej losy…
Dobry wieczór:)
O, a skąd wiesz? Ta sąsiadka ma podobne kłopoty…
Ja wszystko wiem;)
Ubakitka we własnej osobie?
No skądś trzeba mieć wiedzę, jak się pisze takie opowiadania
Zawsze i wszędzie;)
Zimowe i wyspane (wreszcie!) dzień dobry!
Hurraa!
To super:)
Witaj, Maczku:)
Zima jeszcze jest.
Biało.
A tutaj nic a nic. Nawet deszczu nie ma.
No to po pracy, w poniedziałek ostatnia część etapu I.
Od wtorku krótki, mam nadzieję, etap III jednego z poprzednich zleceń.
A potem jeszcze etap II bieżącego zlecenia.
A potem następne.
A teraz już na przerwę.
Przeciętny kolarz zwariowałby w takiej sytuacji…
A co, oni jeżdżą tylko po kolei?
Etapy wyścigów kolarskich zazwyczaj były po kolei
Ech, gdzie te czasy, kiedy z zapartym tchem śledziło się zmagania „cudownych dzieci dwóch pedałów”…
Był taki moment, że co włączyłem Eurosport, to akurat leciał wyścig kolarski. Nawet jak liczyłem na tenisa albo biathlon. Tzn. chodzi mi o to, że możliwości są, tylko jakby (moje) zainteresowanie zmieniło przedmiot.
Bardzo pośpieszne dzień dobry, Wyspo:)
Ło matko! jaki pracusiowy dzień. Jak rano (ok. szóstej) wybyłam, to dopiero jestem. Na drugą chwilę. Jeszcze spacer i już będę domowa. Może nawet krótszy niż zazwyczaj, bo w perspektywie pieczenie klopsa, com go wczoraj przygotowała i zostawiła na noc, żeby się doprawił;)
Ok. Przywitałam się, to frunę na ten odprężający (mam nadzieję) spacerek:)
Melduję, że jestem i już będę.
Zimowy spacer, apteka, zakupy.
Teraz piję herbatę po obiedzie i gotuję zupę na jutro.
Jeszcze gotujesz?
I po rowerze.
Ale coś czuję, że po wczorajszej nocy dzisiaj długo nie posiedzę. Jednak te półtorej godziny snu wyrwane ze środka się czuje
Mrozikowe dobry wieczór, Wyspo:)
Niedużo wcześniej się udało, bo Psiuł powiedział, że skoro dzienny spacerek był taki krótki, to na wieczornym chce się wyhasać.
Uznałam, że argument mocny i prawie (w 90%) uległam;)
E no, stanowcza byłaś!
🙂
Może i bym była bardziej konsekwentna, ale te świerki w gronostajowych salopkach takie urocze:)
Za to dziś sąsiedzi będą mieli klopsowe sny;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Ładny klops! – jak mawiał mój wujek w obliczu kłopotów…
Dobry i smakowity wieczór, Leno! Przypuszczam, że wobec klopsów Psiółka nabierze jeszcze większej ochoty do dyskusji (np. o prawach zwierzaka…).
Twój też jest smakowity?
Byłam tak wygłodniała po całym dniu, że zwykła kajzerka z twarożkiem smakowała mi jak wytworny obiad u Ritza;)
A co do Psiułki, to ona jest tak łakoma, że nawet zwykłe jabłko prowokuje ją do dyskusji. A co dopiero klops.
Tylko oliwek nie lubi…;)
Tak, po zdjęciach świątecznych widać, że bardzo wymowna Psiulka to jest. To i mogła dyskutować nt. długości spaceru.
Dobry wieczór!
Jakbyś cały dzień nie miał do kogo otworzyć ust (czy ja opowiadałam o „poznałam go po twarzy”?), to też by Ci się nie zamykały, gdy już ktoś się pojawił na horyzoncie;) Nie zamykały choćby na temat długości spaceru:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Nie kojarzę „poznałam go po twarzy”?
Wydaje mi się, że już o tym pisałam, ale mogę powtórzyć:)
Kiedyś staliśmy pod sklepem całą rodzinką i jedna z małych kuzynek w pewnej chwili zawołała:
-O! Wujek! Wujek!
Obejrzałam się i zobaczyłam tylko przypiętego, znajomego (wujkowego, a jakże) psa. W tym czasie kuzynka, patrząc na psa, dodała:
-Poznałam go po twarzy!
-Chyba po pysku? – sprostowałam, również przyglądając się psu.
-Nie, Ola, nie! Wujka poznałam. Po twarzy!
🙂
Brat (czyli dla kuzynki wujek) też pokładał się ze śmiechu, gdy mu o tym opowiedziałam:)
Bardzo logiczne — jak to u dzieci. Po czymże wujka rozpoznawać, jak nie po twarzy?
Po psie? 😉
Poczytałam Wasze klopsowo -twarzowe rozmowy i uśmiawszy się umykam do takich durnych robótek jak to przed wycieczką.
A nogi jeszcze bolą po dzisiejszym spacerku…
Fajnie, że się dobrze bawiłaś, Makówko:)
Ja jutro leżę i pachnę. Do bólu boków;)
Ja jutro znowu będę wędrować. Od rana, bo dziś to bodaj mogłam się wyspać.
To życzę Ci miłej wędrówki:)
Kochani, odpadam. Jutro proszę się mnie nie spodziewać zbyt wcześnie.
Na 14.00 jedziemy do bratanicy małżonki na urodziny młodszego berbecia. Poza tym nie przewiduję dłuższych wyjść/ wyjazdów w ten weekend.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
Dobrych snów, Quacku!
Dobranoc!
Miłych snów, Maczku:)
Klops upieczony, kuchnia sprzątnięta, pora zatem na poodpoczywanie:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witam już z autobusu!
Piękna zima.
Przyjemnych wrażeń:)
Dzień dobry, Maczku:)
Dzień dobry.
Dzisiaj – poniekąd – powtórka z rozrywki. O piątej obudził nas domofon – to do tych sąsiadów, co wczoraj urządzili awanturę, dobijała się dwójka gości. Pijanych. Ale jeszcze potem pospaliśmy i ostatecznie nawet jestem dość wyspany.
To ja poproszę tę panią.
To przykre, ale najważniejsze, że przerwę w odpoczynku udało się nadrobić:)
Od zwiewnej pani – lekkie śmiadanko – rogalik z ciasta francuskiego z nadzieniem różanym i kakao z buziaczkiem:)
Witaj, Quacku:)
A ja wybywam, będę późnym popłudniem/ wczesnym wieczorem.
Przyjemności:)
Pośnieżone dzień dobry, Wyspo:)
Poranek upłynął mi całkiem miło – bez pośpiechu, przy herbacie i cukierku oraz zabawnych rozmówkach:)
Mój dość standardowo: zakupy, śniadanie, lektury, obiad…
Każdy odpoczywa, jak lubi:)
Teraz utonęłam w nowym opowiadanku:)
Warunki sprzyjające, bo po porannym zaokiennym ożywieniu nastała cisza. Tylko wiatr harcuje między nagimi konarami, ale to nie tylko mi nie przeszkadza, ale nawet – działa inspirująco:)
Wracam do domu…
🙂
Najwyższy czas, bo już ciemno…
Byłabym dużo wcześniej, gdyby nie to, że wlokłam się tak wolno (było pod górę), że uciekł mi autobus aglomeracyjny sprzed nosa.
Następny był za ponad godzinę. W końcu pojechaliśmy busem (w cztery osoby nie zdążyliśmy), ale dalszy dojazd był z paroma przesiadkami, czekaniem na przystankach itd).
Jestem w domu i już będę.
Jak czytam, nie obyło się bez perypetii, więc fajnie, że bezpiecznie dotarłaś:)
Ja dotarłam bezpiecznie. Natomiast koleżanka niefortunnie upadła na rękę i skończyło się na szynie gipsowej (są jakieś pęknięcia kości).
Na równej drodze, bo byliśmy tylko w OPN.
Aż zaczynam się bać jutrzejszej wycieczki
To może, ee, jakaś łatwiejsza trasa na jutro?
Nie mam wpływu na trasę. Dostaję informację o godzinie zbiórki i proponowanej trasie oraz przewidywanym koszcie za autokar.
Mogę się zgłosić albo nie. Jak już się zgłosiłam to (pomijając ważne powody) nie wypada ot tak sobie nie pojechać, gdyż organizator płaci za wynajęty autokar na daną trasę. Gdy będzie zbyt wiele wolnych miejsc na innych wypadnie większy koszt.
Aha. No to bezpiecznej drogi.
Na Kaszuby też przyszedł śnieg, jak pisałem niżej, tylko w Gdyni nie ma.
A może czasem warto odpocząć?
Chyba tak, bo mój organizm woła, że chce odpocząć. Ale dla duszy to jedyna ucieczka przed depresją i czarnymi myślami.
Jak to pogodzić?
Snem? Jasnym i radosnym?
Taż przecież od iluś tam tygodni mam problemy ze spaniem, a jak już śpię mam dręczące, mało przyjemne sny.
Wróciliśmy, było całkiem przyjemnie, ale wracaliśmy w padającym śniegu – i do nas wróciła zima. Dobrze, że żadne z nas nie prowadziło, tylko bratanek małżonki, który jest b. spokojnym kierowcą.
A teraz na przerwę.
Ale jest i dobra strona tej sytuacji: dzisiaj mam dzień przerwy od kręcenia, więc po przerwie już nie idę na rower.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Sobotnio chyba wszyscy balują:)
Ależ skąd!
Nie-e. Przyjęcie zostawiliśmy za sobą, teraz już święty spokój w domku.
Najbliżej balowania byłaś chyba ty, tańcując po lesie z Psiułką!
Miło to słyszeć, bo czułam się już dziś nieco osamotniona na wyludnionej Wyspie:)
To takie sprzężenie zwrotne: nikt się nie odzywa, to po co będę coś pisał w pustkę…
Ja dziś wiele razy zaglądałam i …
A teraz chyba za chwilę umknę…
Może się mijamy, a może i nie, ale skąd nam to wiedzieć, skoro zaglądamy na milcząco;)
Pewnie trochę tak:)
Ja zazwyczaj się odzywam, gdy już zaglądam:)
Dziś trochę popisywałam, ale parę razy zerknęłam w przerwach i nawet chyba zostawiłam ślad:)
Ale wiesz, Tetryku, przyznaję się bez bicia, że ja dość niecierpliwa jestem, więc kiedy po paru minutach zaglądam ponownie i nie ma odzewu na moje słowa, to znikam na dłużej:)
A jak po „dłużej” dalej nikt się nie odzywa, to też milczę, bo siebie mam non stop i nie muszę pisać tego, czym chcę się podzielić;)
Ja zaś się nie odzywam, jak nie mam nic mądrego, pozytywnego, czy przynajmniej informacyjnego (nt. przewidywanej bytności na Wyspie, stanu spraw tutaj wpływającego na moje samopoczucie etc.) do powiedzenia. No, napisania.
Nie mówię, że trzeba klepać byle co dla samego klepania:)
Jasne też, że każdy ma swoje sprawy i nie zawsze jest w stanie prowadzić rozwlekłe dysputy.
Sama pojawiam się w tygodniu po dwunastej, bo dnia nie rozpoczynam od włączania laptopa, a z komórki pisać nie lubię.
Zauważam tylko, że nawet przy najlepszych chęciach rozmowa z samym sobą staje się jednak prędzej czy później – nużąca:)
Tu nie ma sporu.
Jutro mam nadzieję, że znajdę czas, żeby napisać dwa słowa na temat bieżącej lektury (trochę mającej związek z moimi zawodowymi sprawami, ale poza tym całkowicie prywatnej), teraz nie chcę zaczynać nowego wątku w dyskusji.
Napisać w sensie nowego pięterka?
No nie, aż tak to nie.
Chyba musi my wprowadzić zwyczaj odbijania karty wstępu, jak w korporacjach…
Pomysł nie jest zły, ale na początek może wystarczyłoby banalne: „Hop! Hop! Jest tu kto?” 😉
Może nie?
Pracowałem kiedyś w pewnym wydawnictwie, które miało zapędy korporacyjne, w związku z czym wprowadziło karty i czujniki przy każdych drzwiach. Każdych. Firma mogła monitorować nie tylko wyjścia na zewnątrz i przerwy na papierosa, ale także wyjścia do toalety (a co, jeżeli ktoś dostał za przeproszeniem rozwolnienia?) i w ogóle ruch pracowników wszędzie. Doceniam doświadczenie, jakie mi to dało, ale wolałbym nie powtarzać.
Żartowałam, Quacku:)
Myślę, że Tetryk także:)
Taki reżim raczej by nas odstręczył od Wyspy, zamiast wabić:)
No pewnie!
Trafiłem na ciekawy tekścik Marka Twaina. Reflektujecie na pięterko? Czy Quackie coś szykuje?
Ja – bardzo reflektuję:)
I właśnie też nie wiem, co Quack zamyśla:)
Nie nie, aż na całe pięterko to nie starczy, dawać tego Twaina.
Dobrej nocy!
Dobrej nocki, Maczku:)
Spokojnej!
Wybaczcie, ale też się już pożegnam i może wrócę jeszcze na chwilę do swojego opowiadanka:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej wszystkim, także umykam!
Witam!
Niezmordowana… 🙂
Wy śpicie,a ja jadę i jadę.
Witaj, Maczku, Wyjeżdżaczku;)
Szczawnica teraz
Szczawnica,wysiadamy
Dzień dobry, pospane. Była taka gra półsłówek: Pij w Szczawnicy – szczaj w piwnicy
…a zaśpiewa ci chór wujów 😉
Wszystko ma swoje zady i walety;)
Dzień dobry, Panowie:)
Witajcie!
Nieco wyspany i odświeżony, biorę się za montowanie pięterka.
No cześć!
I to jest bardzo dobra wiadomość, Tetryku:)
Niewielka przerwa z tej strony…
I już po.
Wczesne i pośpieszne dzień dobry, Wyspo:)
Dziś dzionek nieoczekiwanie rodzinny, więc pewnie mniej mnie będzie na Wyspie:)
A teraz zmykam:)
Dzień dobry, zmyknieta 🙂 Wróć!
Zapraszam na wyborcze perypetie Marka Twaina!
Wcześniej nie miałam do tego głowy, więc teraz dziękuję wszystkim za miłe przyjęcie mojej baśniowej pisaniny:)