« Przeczekajka między podróżami Jej rodzina »

Siedem dni na Krecie

Otóż tym razem wybraliśmy się na Kretę z przyjaciółmi – państwem Jeżynkami. Miało to ten plus, że lecieliśmy z Okęcia, a dziwnym trafem biura podróży tak układają loty, że z innych lotnisk niż warszawskie zwykle przylatuje się bardzo późno, albo wylatuje bardzo wcześnie (albo i to, i to), co oznacza, że człowiek jest dzień (albo dwa) w plecy, bo dzień przylotu liczy się jako opłacony dzień wczasów. Tym razem jednak przylecieliśmy (a potem wylecieliśmy!) o ludzkiej porze, po południu, toteż po przyjeździe do hotelu i rozpakowaniu był jeszcze czas, żeby zwiedzić basen, hotel i okolicę.

Pierwszego dnia, czyli w czwartek, postanowiliśmy wypocząć. Zwodnicza cisza pierwszego dnia ustąpiła miejsca dość intensywnemu wiatrowi, więc nie było mowy o kąpieli w morzu. Bo falowało. Wchodziliśmy raptem po kolana i czekaliśmy na prysznic z fal, a i tak ratownik uznał za stosowne pogrozić nam palcem. Byli jednak tacy, którym czerwona flaga niestraszna…

Drugiego dnia Jeżynkowie z koleżanką małżonką wybrali się na wycieczkę do wąwozu Samaria, co oznaczało przejście kilkunastu kilometrów w nadupale górskimi ścieżkami, mostkami i korytem rzeki. Ja się NIE wybrałem, ze względu na brak kondycji, i zrobiłem mądrze, ponieważ obie panie wróciły z takimi zakwasami, że ze schodów w hotelu schodziły mocno kuśtykając. Za to zwiedziłem okolicę i porobiłem parę ładnych zdjęć.

Trzeciego dnia w związku z powyższym pauzowaliśmy, leżenie bykiem nad basenem i spacerki do baru, tudzież nacieranie bolących nóg żelem przeciwbólowym. Za to przygotowaliśmy się na dzień nr 4.

Czwartego dnia rano na parkingu koło hotelu zjawił się nasz samochód z wypożyczalni. Wsiedliśmy do niego i pojechaliśmy na plażę Elafonisi po drugiej stronie Krety, co wiązało się z emocjonującą podróżą przez górskie serpentyny. Plaża nad laguną, woda po kostki, najwyżej po kolana, piasek bielutki, zupełnie jak Karaiby nad Morzem Śródziemnym. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na przydrożnym stoisku i nabyliśmy nieco lokalnych produktów „od chłopa”. Dosłownie i w przenośni. Po powrocie do hotelu i obiedzie pojechaliśmy jeszcze pozwiedzać Chanię, w szczególności stary wenecki port i kawałek tamtejszego starego miasta – bardzo tam ładnie!

Piątego dnia wstaliśmy o piątej rano, po śniadaniu o szóstej wsiedliśmy znów w samochód i pojechaliśmy na plażę w Balos. Można się tam dostać dwiema drogami: wodną, najtaniej z oficjalną wycieczką, statkiem w towarzystwie 800 innych osób, a także lądową, właśnie tak jak my. W tym celu należało dojechać samochodem do parkingu na przełęczy nad plażą (ostatnie 8 km drogą nieutwardzoną i niestosowną dla osób z lękiem wysokości – prowadził nieoceniony pan Jeżynka!), a stamtąd zejść niecałe półtora km i około 150 m przewyższenia na przepiękną plażę, znów, z laguną i wyspą (sporo większą niż w Elafonisi). A potem pozostawał powrót, tą samą drogą, częścią pieszą i zmotoryzowaną. No ale dzięki wczesnej pobudce byliśmy na plaży po siódmej rano, a koło południa, kiedy ludzi ciągle jeszcze przybywało, my już wracaliśmy!

Szóstego dnia w związku z tym głównie odpoczywaliśmy, ale także zrobiliśmy uzupełniające zakupy i pospacerowaliśmy po miasteczku naokoło hotelu.

Siódmego dnia przygotowywaliśmy się już do wylotu, ale nie przeszkodziło nam to jeszcze porozkoszować się urokami greckiej kuchni (hotelowej) oraz widokami. Na lotnisku wszystko przebiegło w miarę normalnie. Wróciliśmy do Warszawy, a następnego dnia rano – do Gdyni.

I jeszcze dokumentacja zdjęciowa:

166 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Witam na (wyczekanym) pięterku kreteńskim. Nie będzie Minotaura ani w ogóle (prawie) żadnych zabytków, na pewno nie antycznych. Mimo to warto spojrzeć! Pleasure

  2. Tetryk56 pisze:

    A swoją drogą, żeby nie zrobić sobie selfie z Minotaurem…

  3. Lena Sadowska pisze:

    Witaj, Quacku na Twoim pięterku:)

    „Materiał zdjęciowy” przyjemnie obfity i wielowątkowy:)

    Zacznę od kitesurfingu, bo to taki mój od lat niespełniony kaprys:)
    Zdarzyło mi się kiedyś spróbować i bardzo mi się spodobało, ale, że u nas było średnio popularne, na tych paru próbach musiałam poprzestać.

    Cykada i pazie królowej urocze, i to wcale nie dlatego, że mam słabość do skoczasto-skrzydlatych:)

    Zdjęcie z iskierkami czarodziejskie, żeby nie powiedzieć – „wałszebne”. Przypatrując się takiemu zjawisku nietrudno uwierzyć, że taka Afrodyta po prostu wyszła sobie pewnego razu z morza;)

    Jachciki to inna inszość, ale ten Stolem wygrzewający się u brzegu Elafonisi pośród zaróżowionego piaseczku działa na wyobraźnię:)

    Nie wiem, czy to Twój zamysł, ale zestawienie owadów z samolotami bardzo mi się podoba:)

    Tyle na gorąco:)
    Cieszę się, że wyjazd był udany.

    🙂

    • Quackie pisze:

      Ha, a ja się zatrzymałem na windsurfingu, kitesurfing nigdy mnie nie ciągnął, bo się bałem zawsze tych wielometrowych linek od latawca, że się zaplączą, np. o linki innego kitesurfera, ale nie tylko: w Chałupach na Helu jak prąd wysiądzie, to miejscowi mówią: „Oho, ktoś się uczy pływać na kajcie” – ponoć raz faktycznie kogoś poniosło na druty.

      Zestawianie wszystkiego latającego działa mi na wyobraźnię, tym bardziej, że z wiekiem coraz gorzej znoszę latanie, zwłaszcza lądowanie. Pewnie po pełnym grozy lądowaniu przy silnym wietrze na Rodos, po drugim podejściu (co mi się zdarzyło pierwszy raz w życiu wtedy).

      Och, zdjęcie z iskierkami niby nic takiego, ale jednak ma w sobie coś… czarodziejskiego, prawda 🙂

      Stolem – znaczy masz na myśli tego kamiennego jegomościa z pierwszego zdjęcia? 😉

      Też się cieszę, że się podobały zdjęcia.

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Pierwszy raz zobaczyłam kitesurferów (w liczbie trzech;))nad oceanem i dosłownie nie mogłam oderwać od nich wzroku, więc kiedy nadarzyła się sposobność, podeszłam i zagaiłam. Jeden z nich zapytał, czy chcę spróbować. Kiedy się entuzjastycznie zgodziłam, Przyjaciółka tylko pukała się w głowę i budująco zagajała, czy zrobiłam testament:)
        To było w stanie raczkowania, nikt nie myślał o żadnych kursach, technikach i tym podobnych rzeczach:) Chłopak po prostu mnie sobie obejrzał, zawołał kolegę, który okazał się dziewczyną, za jakąś większą górką kamienistego piasku zamieniłyśmy moją sukienkę na jej piankę (do windsurfingu:)) i, po podpięciu (mnie) do baru (wtedy nie wiedziałam, że tak to się nazywa), szurałam z pół godziny czterema, za przeproszeniem, literami po piasku, żeby wyczuć jak manewruje się napiętymi linkami latawca przy wstawaniu. Potem usiadłam w oceanie, który naprawdę był wyjątkowo spokojny, jeden z chłopaków siadł za mną i objął mnie w talii, a dziewczyna pomogła z wsunięciem stóp w paski swojej deski:) Pierwszy start trochę wyrywał mi ręce, ale nie rymcnęłam:) Musiałam tylko w pewnym momencie pozbyć się latawca, więc finalnie – skąpałam się, oczywiście:) Podczas ślizgu towarzyszył mi trzeci z chłopaków na swojej desce i dawał jakieś wskazówki, których i nie słyszałam i nie rozumiałam:) Po kilku wspólnych startach plunęłam na jego nauki i zaczęłam słuchać własnego ciała. I to było to:)
        W tym czasie moja Przyjaciółka biegała równolegle ze mną brzegiem i wykrzykiwała: „Cholera! Wariatka! Cholera!”. Do dziś nie udało mi się ustalić, czy to były zaklęcia mobilizujące, czy po prostu się przezywała, wykorzystując chwilową bezkarność:)
        Następnego dnia wróciłam na plażę sama, bo moje zakwasy były niczym w porównaniu z ogólnym „połamaniem” Przyjaciółki:)
        Moi nowi znajomi już byli i, zgodnie z obietnicą, skompletowali mi mój „własny” sprzęt do kitesurfingu:)
        Raczkowałam sobie kilka kolejnych dni, aż Przyjaciółka uznała, że dosyć tego dobrego i niemal siłą przymusiła do opuszczenia nadoceanicznej miejscówki i udania się w głąb lądu:)
        Co nie znaczy, że spontanicznie nie zrealizowałam jeszcze paru innych, równie rewelacyjnych pomysłów;)

        Wiatr, który łapie czasza latawca, sprawia, że linki są napięte, a w razie jakiegokolwiek zagrożenia można odpiąć latawiec, pozostając tylko z deską:)

        • Quackie pisze:

          Podziwiam, ale nie zazdroszczę 🙂

          Natomiast co do odpinania latawca, to jeszcze przypomniałem sobie, że jak ostatnio byłem w szpitalu na zabiegu, to na sali leżał ze mną młody człowiek, który najwyraźniej nie odpiął go na czas i trochę go przeciągnęło na brzegu i poturbowało. Żebra, ręka, ogólne potłuczenia, takie tam. Dla mnie jeszcze jeden powód, żeby nie próbować… Ale jak dla Ciebie to takie pasjonujące, to oczywiście nie zniechęcam!

  4. Lena Sadowska pisze:

    „Niebo takie łagodne, drzewa takie giętkie
    Zdają się uśmiechać do szat jasnych tonów,
    Co, powolne kaprysom fałdów i festonów,
    Mienią się z ruchem każdym – niedbałe, a miętkie.”
    („Na przechadzce” – P. Verlaine;
    tł.: Bohdan Wydźga)

    Poplenerkowe, tym razem stałolądowe dzień dobry, Wyspo:)

  5. makowka9 pisze:

    Wróciłam teraz do domu. W dużą ulewę, a więc przemoknięta.
    W zapchanym autobusie (o takiej godzinie w sobotę?).
    Dopiero pani w sklepie mi uświadomiła, że jakiś mecz był i dlatego staliśmy w takim korku.
    I z tej szarej, deszczowej rzeczywistości wskoczyłam na przepiękne pięterko.
    Te zdjęcia zapierają dech w piersiach i budzą we mnie leciutką zazdrość.
    Takie wakacje to rozumiem!

    • Quackie pisze:

      No nie mów, że na Ischii było gorzej. Jak planowaliśmy ten wyjazd, to właśnie się wahaliśmy pomiędzy Capri/Ischią/Neapolem, a Kretą. Dopiero panie przeważyły szalę, oznajmiając, że chcą tam, gdzie jeszcze nie były (tzn. we Włoszech byliśmy, choćby w zeszłym roku).

      • makowka9 pisze:

        Było cudownie, ale jednak krócej. Urocze było mieszkanie w miejscu, gdzie nie dojeżdżają auta, ale to powodowało ograniczenie możliwości zwiedzania.

        Dla mnie było cudownie, bo jednak głównie chodziło, aby się zobaczyć z Danką i pobyć razem. Choć systematycznie gadamy (we trzy) na WhatsApp, ale to jednak nie to samo.

        No i obie lubimy pływać i do tego były idealne warunki.

        Moim marzeniem (niezrealizowanym) jest Grecja,ale Danka miała bardzo ograniczony czas i w tych paru dniach musiałyśmy się zmieścić

        No i te Twoje zdjęcia! Eh!

  6. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

  7. Tetryk56 pisze:

    Nawiązując do rozmowy powyżej o kitesurfingu, ja takich atrakcji nie zaznałem.
    Mam natomiast takie zabawne wspomnienie sprzed wielu lat. Spędzaliśmy urlop pod namiotem na plaży nad Jeziorem Rożnowskim, i pośród namiotów pojawił się facet posiadający deskę z żaglem — wówczas raczej wielką rzadkość w tej okolicy. Bardzo sprawnie zadawał szyku panienkom, demonstrując możliwości swoje i deski, ale wkrótce znalazł lepsze zajęcie, które go od urzeczonych panienek nie odrywało: pożyczał swój sprzęt ciekawym, po czym cała plaża miała ubaw, widząc gości spadających z deski to na jedną, to na drugą stronę, aby w końcu gdy się już nauczyli stać na desce, stwierdzić, że nie wiedzą, co robić z żaglem…
    Właściciel świetnie się bawił i chętnie deskę pożyczał.
    Zdecydowałem się i ja skorzystać z jego wspaniałomyślności. Oczywiście pospadałem należytą ilość razy, ale gdy już wyczułem równowagę, nie miałem problemu z żaglem, zwrotami itp., w końcu znałem zasady żeglarstwa 😉
    Popływałem z pół godzinki albo godzinę. Do końca pobytu facet mi już deski nie pożyczył Overjoy

    • Quackie pisze:

      Znakomita anegdota! Ja się uczyłem na jeziorze, na stypendium w Austrii i tam mieliśmy bardzo cierpliwego trenera, który nie miał żadnych podobnych żartów na myśli.

      Ubocznym efektem tej nauki jest to, że nie potrafię pływać na desce z żaglem na morzu (bo za bardzo faluje).

    • makowka9 pisze:

      Ja niestety tylko nudne pływanie na żaglówkach. Różne takie obozy wędrowne, gdzie codziennie rozbijało się namiot i płynęło dalej.
      To nie były łajby z kabiną, więc na żaglówce nie spaliśmy.
      Ale to były czasy gdy u nas jeszcze nie były popularne deski.

    • Lena Sadowska pisze:

      Świetne, Tetryku:)

      Mam podobne doświadczenia z deską, bo też zaczynałam od łajbek, więc pozostawała „tylko” nauka łapania równowagi:)
      Ale deski były już u nas czymś dość powszechnym, więc i dostęp do nich łatwiejszy:)

      Dobry wieczór:)

  8. Lena Sadowska pisze:

    Jeszcze sporo przede mną w tę ciepłą lipcową noc, więc:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  9. Quackie pisze:

    Spokojnej wszystkim!

  10. Makówka pisze:

    Dobranoc! lulu

  11. Makówka pisze:

    Deszczowo witam!

  12. Quackie pisze:

    Dzień dobry, pospałem smacznie i niekontrolowanie. A obudziłem się w pochmurne przedpołudnie.

  13. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    W niedzielę najczęściej śpi się smacznie i niekontrolowanie Pleasure

  14. Quackie pisze:

    Jestem, tylko trochę zajęty na miejscu w realu.

  15. Makówka pisze:

    Melduję, że jestem w domu.

  16. Lena Sadowska pisze:

    Spowite mgiełką dobry wieczór, Wyspo:)

  17. Tetryk56 pisze:

    Zmrok zapadł, dziewczyny wracają do domu…

  18. Quackie pisze:

    Umykam, jutro praca i cała lista rzeczy do zrobienia. Dobranoc wszystkim! Zzzzzz

  19. Lena Sadowska pisze:

    Mam najazd netożerców;(
    Zmęczyło mnie już to nieustanne łączenie się, więc też się pożegnam:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  20. Makówka pisze:

    Dodałam jeszcze jeden obrazek wyróżniający, ale zastanawiam się Tetryku czy jest sens cofać się bardziej skoro i tak tego nie widać po prawej stronie?
    Ale mogę zrobić jeśli uznasz, że warto.

    Dobranoc Państwu! Zzzzzz

    (Zaczął się właśnie nowy miesiąc, tak tylko przypominam)

  21. Quackie pisze:

    Dzień dobry, całkiem słoneczny, ale na razie jeszcze niegorący. Czyli idealny na wyjście. Tymczasem praca i nie tylko…

  22. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Nowy dzień, nowy tydzień, nowy miesiąc… Tyle nowego, a ja coraz starszy! Wink

  23. Makówka pisze:

    Dzień doberek!

  24. Makówka pisze:

    Jadę na kolorowe knucie.
    Nawet bez korków póki co.

  25. Lena Sadowska pisze:

    Chm… dziś …urkowe, ale i słoneczne dzień dobry, Wyspo:)

  26. Quackie pisze:

    Uf, to był pracowity dzień. Przerwa.

  27. Tetryk56 pisze:

    I wreszcie w domu… A jutro jeszcze dłuższy maraton 🙂

  28. Makówka pisze:

    Ja dopiero wracam.
    Byłam jeszcze wspierać Ukraińców.
    Jak oni śpiewają… Są wspaniali!

  29. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Cofło?
    To:

    Powędrówkowe dobry wieczór, Wyspo:)

  30. Tetryk56 pisze:

    Porozmawiajmy o rodzinie. Jej rodzinie…
    Zapraszam na nowe, przyborne pięterko.

  31. Lena Sadowska pisze:

    To ja też pożegnam się na tym pięterku, a na nowym zaczekam jeszcze chwilę na Maczka:)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)