24 czerwca 2012 roku pojawiło się na naszej Wyspie skromne powitanie Dzień dobry! pod zabawnym awatarkiem, przedstawiającym zwierzaczka ze słuchawkami na uszach, sygnowane nickiem miral59, a po chwili nieśmiałe: Podobają mi się Wasze dyskusje. Mam nadzieję, że mogę się przyłączyć:))). Tak zaczęła się wyspiarska historia Miralki…
Oczywiście powitaliśmy ją z entuzjazmem, okazała się od dawna onetową znajomą Bożenki, a w niedługim czasie nas wszystkich. Zauroczyła nas relacjami ze swojej Ameryki, w których najważniejszą rolę grały nie potęga, technika czy moc dolara, a otaczająca jej miasto natura: przede wszystkim ptaki, ale też zwierzęta i krajobrazy. Już 29 czerwca tegoż roku zamieściła pierwszy wpis „co nieco o sobie” – oczywiście głównie o okolicy:
Przez te dziesięć lat zdążyliśmy się poznać, polubić i zaprzyjaźnić. Chętnie i regularnie brała udział w dyskusjach — mimo niewygodnego przesunięcia w czasie wpisała tu ponad 18 tysięcy komentarzy, zarówno pod swoimi jak i cudzymi wpisami. Niezmordowanie i skutecznie zarażała nas swoją miłością do ptaków, które znała, lubiła podziwiać i fotografować. Zostawiła nam tylko 164 wpisy, ale pomieściła w nich 454 galerie zdjęć, mieszczące ponad 8 tysięcy fotografii.
Choć ciężko pracowała, zawsze znalazła czas, aby pomyśleć o potrzebujących pomocy ptakach, zwierzętach i ludziach. Nie była wszak naiwną idealistką: nie usiłowała naprawiać całego świata, udzielała konkretnej pomocy tym, którzy/które znalazły się w jej najbliższym zasięgu. Uwielbiała naturę, do której uciekała w wygospodarowanych wolnych dniach.
Jej sympatia do większości stworzeń, włączająca w to większość ludzi, spokojna życzliwość i poczucie humoru świetnie pasowały do idealnych założeń naszej Wyspy.
Będzie nam cię zawsze brakować, Mireczko! Kiedyś przecież wszyscy spotkamy się na tamtej Wyspie, ku której odpłynęłaś…

Pożegnania zawsze są smutne…
Piękne pożegnanie Tetryku…
W tych 18 tysiącach komentarzy i 8 tysiącach fotografii Miralka zostawiła cząstkę siebie.
Lubiłam oglądać jej zdjęcia i czytać ptasie opowieści. Miała dobre oko i wiedzę godną podziwu.
I pasję dzieloną z mężem.
Byli wyjątkowo dobranymi dwoma połówkami jabłka.
Witajcie…
Witajcie!
Dziś poranne krzątanie zajęło mi nieco więcej czasu…
Może i ja się pożegnam…
Dobranoc Wyspo!
Dobranoc, Makówko!
Bardzo smutny wieczór na Madagaskarze …Co było przyczyną nieszczęścia Miralki ?
Posłałem ci maila…
Max!
Informowała nas już wcześniej, że wykryto u niej guza, że poddaje się radioterapii.
Oto co napisał jej mąż:
„Witam
Jestem mężem Mirki i chciałbym powiadomić o Jej śmierci. Niestety dostała drugiego dużego wylewu we środę i była w śpiączce. Zmarła w sobotę. Wiem, że chciała powiadomić w razie śmierci, co czynię.
Pozdrawiam”
Było to w komentarzu pod poprzednim wpisem, ale przeklejam tu raz jeszcze dla takich jak Ty, którzy teraz rzadko zaglądają, a wcześniej robili to częściej i dobrze znają wpisy i komentarze Miralki.
Witam słonecznie !
Witajcie!
Nastał kolejny nowy dzień. U nas słoneczny, choć chłodny…
Idealna pogoda na wycieczkę.
Z wielkim żalem musiałam posłuchać głosu rozsądku, choć czuję się już dobrze.
Byłam zapisana na wycieczkę na Małą Fatrę. Ci, co pojechali powiedzieli, że ośnieżone Tatry widoczne jak na dłoni zachwycały już busie.
Zdjęcia z busa dadzą ci mniej więcej tyle samo zachwytu. Grunt to rozsądek!
Zdecydowanie mniej. Zdjęcia nigdy nie oddają w pełni.
No i jednak oprócz wzrokowych ominęła mnie cała gama odczuć.
Jak widać na starość zrobiłam się piekielnie rozsądna.
Dzień dobry (?) Życie człowieka jest pełne niespodzianek . Czasami bardzo przykrych . Moi rodzice , po przejściu na emeryturę zamieszkali w posiadłości mojego starszego brata koło Lublina . Brat prowadził małą firmę budowlaną i zdarzyło się , że wykonał pewną usługę dla dyrektorki lubelskiego szpitala . Usługa była drobna , brat nie chciał zapłaty , to pani doktor zaproponowała , że przebada w swoim szpitalu naszego ojca , który nie skarżył się na żadną dolegliwość , ale tak profilaktycznie . Zawieziono ojca do Lublina o godzinie 17 00 , dostał w szpitalu przygotowaną izolatkę i brat zostawił ojca na te badania profilaktyczne . O godzinie 19 00 do pokoju weszła pielęgniarka aby tradycyjnie zmierzyć temperaturę , a pacjent był już na „tamtym świecie ” Godzinę po rozstaniu się ze starszym synem .Ojciec zmarł mając 86 lat i na zdrowy rozsądek zasłużył na opiekę lekarską , a wyszło , że tylko można zapłakać . Ale kto mógł przewidzieć taki finał wynikający z „dobrych ” chęci …
Po dobrych ludzi śmierć przychodzi szybko…
Pani doktór i Brat chcieli dobrze , a wyszedł niestety pogrzeb . Ale takie jest właśnie życie pełne niespodzianek
Czy to był tzw. „syndrom białego fartucha”?
Albo jednak jakieś profilaktyczne badanie dość inwazyjne lub stresujące dla osoby nienawykłej do pobytu w szpitalu?
Albo zbieg okoliczności?
Ojciec w czasie ostatniej wojny był sanitariuszem w szpitalu w Brześciu . Po krótkim pobycie w niewoli w radzieckiej Ukrainie koło kijowa , wrócił na piechotę do Białowieży w której mieszkaliśmy . Przyniósł ze sobą mały komplet narzędzi chirurgicznych , przy pomocy których zoperował rannego pilota radzieckiego , który rozbił się przed naszym domem w maju 1944 roku Dostał za to podziękowanie , zatem był obeznany z działaniami lekarskimi . Prawdopodobnie zadziałała psychika , ale ten fakt wprowadził w zakłopotanie panią Doktór , a Brat był prze długi okres załamany .
Może uruchomiło to jakieś wspomnienia?
Na miejscu brata też byłabym załamana, a przecież chciał dobrze…
Życie…
Dzień dobry, wróciłem. Piękne wspomnienie.
Jeżeli chodzi o mnie, to wiecie, że Mirka zaszczepiła mi ptasią pasję, co owocuje co jakiś czas zdjęciami ptaków, tyle że z Polski, więc można powiedzieć, że miała niebagatelny wpływ na moje życie – teraz mnóstwo spacerów i wycieczek wygląda inaczej, dzięki niej właśnie.
Poza tym kiedy nasze starsze dziecko oznajmiło nam pewnego roku dość nieoczekiwanie, że musi w ciągu 2 tygodni polecieć do USA, Mirka zgodziła się być potencjalną opiekunką (dziecko leciało przez Chicago i zachodziła obawa, że np. utknie na immigration lub stanie się coś innego, nieoczekiwanego; nic się nie stało, ale jako rodzice spróbowaliśmy obstawić maksimum bramek).
No i tak to wyglądało, poza tym oczywiście do pięknego wspomnienia Mistrza Tetryka nic nie dodam.
O wyjeździe napiszę, może nie wpis, bo aż tak obszernie to nie było, ale w komentarzu. Tyle że nie na tym pięterku naturalnie.
Może jednak zrób mini pięterko? Tu jest trochę zbyt uroczyście i rozmowy zamierają…
Też tak uważam.
To pięterko powinno zostać jako poświęcone Miralce.
Na nowym byłyby normalne rozmowy, choć wszyscy jesteśmy przybici życie musi toczyć się dalej. Miralka na pewno tak by chciała.
Ja też mam parę zdjęć z dziś, które normalnie dałabym w komentarzu, ale przecież nie na pięterku poświęconym Mirce.
Nie znałam Mirki osobiście. Widziałam tyle, co na skype i w czasie tej naszej rozmowy na Zoomie, ale czuję jakbym straciła bliską przyjaciółkę. Dobrą, życzliwą dla ludzi i wszystkich żywych istot.
Wróciłam do domu z małego spaceru.
Dobranoc!
”Małemu Tomkowi, który dziwił się, jak to jest możliwe, że ktoś po śmierci znika całkowicie, jego tata [Jerzy Vetulani] powiedział, że to tak jak z ołówkiem – piszesz nim, strugasz go, ołówek się skraca, piszesz, znowu go strugasz, znowu się skraca, jest coraz krótszy i krótszy i w końcu go nie ma, zupełnie znika. Ale po tym ołówku pozostało wszystko to, co zapisał i narysował”.
Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, Marcin Wierzchowski, ”Sen Alicji, czyli jak działa mózg”
Albo? To, co sfotografował i zebrał w albumy.
Witam, tutaj też chmury i mokro.
Wysłałem na adres Miralki kondolencje dla małżonka, i uzyskałem miłą odpowiedź. Wskazywałem możliwość przeglądania Ptasich Opowieści, ale stwierdził, że jeszcze nie jest gotowy.
…Mirka opowiadała mi o czasami waszej grupie. Lubiła pisać i opowiadać o ptakach, w czym Jej pomagałem trochę zdjęciami. Lubiła Waszą grupę.
One świergolą nadal…
Będę je dokarmiać Mirelko, zawsze.
Tak bardzo żal.
Ja też.