Nie jest wielką tajemnicą, że nie znoszę miejskich spacerów z Psiułką, unikam ich więc jak ognia, kiedy tylko się da i wybywam w plener.
Nie zawsze jednak okoliczności pozwalają na trzykrotny wyjazd za miejskie opłotki.
Tak też było wczoraj.
Z wielką niechęcią, bo jest to równie stresujące dla nas obu, wpięłam Psiułkę i pod osłoną nocy wyruszyłyśmy zdobywać okoliczne zaułki.
Spacer tradycyjnie rozpoczęłyśmy od naprzeciw-domowego trawnika, bo bez obwąchania go Psiułka ani myśli wypuszczać się gdzieś dalej.
Niuchała więc sobie spokojnie, a ja zerkałam w niebo, szukając znajomych konstelacji, gdy w pewnej chwili poczułam, że smycz się napręża. To zawsze jest zły znak.
Zeszłam więc (wzrokiem też) na ziemię i półtora metra przed sobą zobaczyłam psa. Że był to pies, powiedziała mi Psiułka – moja panna na wydaniu. Nagle uniosła uszy, wypięła rudą pierś, a na końcu kuperka zasprężynował ogon.
Zaklęłam. Niespecjalnie marzyło mi się starcie z dwa razy większym od mojej dziewczyny amatorem psich wdzięków.
Pies miał obrożę i doszłam do wniosku, że może jakiś niefrasobliwy właściciel puścił go luzem i za chwilę pojawi się na horyzoncie, by spacyfikować swojego pupila.
Tymczasem postanowiłam się dyskretnie wycofać.
Niestety, to , że ja chciałam i że Psiułka chciała, nie oznaczało, że obie chciałyśmy tego samego.
Jej chciejstwo było raczej tożsame z chciejstwem psa – oboje mieli chyba nadzieję na zawarcie bliskiej znajomości.
Pies przyglądał się nam chwilę z przekrzywioną głową, po czym zrobił w naszym kierunku kilka nieśmiałych kroków.
– Won! – powiedziałam, siląc się na groźny ton.
W tym czasie Psiuła zachęcająco zamachała ogonem, więc przystopowany na mgnienie oka pies ponownie ruszył.
– Won! – powtórzyłam i zaczęłam się cofać, ciągnąc za sobą oporną Psiułkę.
Mam tylko dwoje oczu i oboje zajęte było patrzeniem na manewry potencjalnego ojca szczeniąt mojej suni, więc cała reszta mi umykała.
Cofałam się i cofałam, walcząc z oporem mojej zalotnicy, gdy nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami i lecę do tyłu. Lot nie trwał długo, ale zdążyłam przypomnieć sobie o gałęzi, którą zimowe wichury przywlekły na rzeczony trawniczek. Przypomnieć po niewczasie, niestety.
Jak nietrudno się domyślić – wylądowałam dość miękko. Upadek trochę zamortyzowała mizerna trawka, a trochę puchowa kurtka i nałożony kaptur. Jedynym, co poza moją dumą ucierpiało, były okolice kości ogonowej. Tak. Wyrżnęłam nią o tę pioruńską gałąź.
Nie wiem – ze stresu czy od niecodziennego sposobu przemieszczania się – zakręciło mi się w głowie.
Poleżę chwilę – pomyślałam i spojrzałam w górę.
Trzy gwiazdy z Pasa Oriona mrugały do mnie uroczo i byłoby całkiem przyjemnie, gdyby nie potworny ból w lędźwiach, skomląca Psiuła i obwąchujący moje buty sprawca całego zamieszania.
– Won… – powiedziałam słabym głosem i pies, o dziwo, tym razem usłuchał. Merdnął ogonem, odwrócił się i pokłusował w ciemność.
Poleżałam więc sobie jeszcze momencik, właściwie do czasu, aż przestało mi się kręcić w głowie, i spróbowałam usiąść. Powiodło mi się i chyba pierwszy raz w życiu czułam, że mam na – chudym, bo chudym, kościstym, bo kościstym, ale – czym siedzieć…
Metodą drobnych ruchów pełzaczkowych udało mi się jakoś, średnio bezboleśnie, wstać i nawet nie pomylić kierunków. Bez przeszkód dotarłyśmy do domu, choć wchodzenie po schodach okazało się wyczynem nie lada, a wypięcie Psiuły ze smyczy – bodaj czy nie większym.
Potem wahałam się, czy nie zostać w kurtce i butach, ale przezwyciężyłam ten odruch słabości…
Cóż… Wciąż jeszcze siedzę na klęczkach, myłam się na klęczkach, spałam… nie, nie na klęczkach – na brzuchu, ale do łóżka wchodziłam z klęczek i tak też z niego wychodziłam. Nie poddaję się jednak i dziś w ciągu dnia wiele razy sprawdzałam dzielnie, czy moje cztery litery nadają się już do siedzenia…
« Makówczyne kwietniowo-majowe spacerki. | Spacerkiem po Podgórzu. » |
09
maj 2022
Witam:)
Po Makówczynych wycieczkach zapraszam na przydomowy spacerek:)
Mam nadzieję, że po niejakim rozmasowaniu twoja duma dojdzie wreszcie do siebie — czego ci z całego serca życzę!
Moja duma?
🙂
Dziękuję, Tetryku.
Dziś był masażysta, stwierdził, że „piękny siniec rozkwita”, poza tym wszystko w porządku, a w tym przypadku „najlepszym lekarzem będzie czas”, czekam więc:)
No faktycznie, nic przyjemnego


Uderzenie w kość ogonową jest bardzo bolesne… wiem coś o tym
Mam nadzieję, że szybko Ci przejdzie i wrócisz do normy
Witaj, Miralko:)
Dziękuję.
Też mam taką nadzieję.
Najgorsza ta niemożność siedzenia, w klęku niewiele da się zrobić.
Poza tym drętwieją nogi, więc dzisiejszy dzień upłynął mi na klęczeniu i chodzeniu na zmianę:)
Byłoby bardzo zabawne gdyby nie Twoja boląca kość ogonowa.
Brawa za zabawny opis!
Ja natomiast 1 maja na wycieczce w drodze na Ćwilin spadłam z pniaka.
Na obu kolanach (tak dziwnie, bo od wewnątrz) mam ogromne siniaki, które dziś nabrały już żółtego koloru).
Tej wycieczki nie opisywałam, choć jej zakończenie było z przygodami, ale jakoś tak się złożyło, że nie robiłam zdjęć.
Dziękuję, Makówko:)
Współczuję. To musiało być nie mniej bolesne niż moje lądowanie.
Mnie rzadko zdarzają się takie „przygody”. Ostatnia na samym początku pandemii, kiedy jeszcze nie byłam przyzwyczajona do maseczki i nie zauważyłam pierwszego schodka. Sturlałam się pod same klatkowe drzwi, ale smyczy nie puściłam:) Wtedy prawie się nie poobijałam:)
Za to teraz najgorszy jest brak zajęcia. Trudno skupić się na czymkolwiek, gdy wciąż czuje się te… małe, czarne, co budują wielkie kopce w lasach… jak im tam… mrówki:)
Dalej boli, a przecież upłynął ponad tydzień.
Ale cóż…
Ja tylko siedziałam na pniaku i szybko chciałam wstać i tak jakoś padłam do klęku.
DOBRANOC!
Naprawdę mi przykro, Makówko.
Ale jutro na pewno będzie odrobinkę lepiej, więc uzdrawiającej nocki, Maczku:)
Dobranoc:)
Ależ nie jest tak źle.Wszak potem byłam na wycieczce co było opisane.
Chyba wszyscy poszli spać, więc i ja klęczkam do óżeczka:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobrej…
Dzień dobry. Ludzie (i psy) chodzą na spacerki, a wypadki – po ludziach. Mnie na takie poważniejsze kontuzje jak stłuczenia pomaga Olfen, w żelu jest bez recepty, ale najlepszy jednak doustny (w postaci kapsułek niestety na receptę).
Witaj, Quacku:)
Dziękuję za radę.
Wspomniany rehabilitant przyniósł mi Tavon. Sprawdza się.
Jeszcze nie siadam, ale podczas chodzenia już mniej boli:)
Słonecznie witam!
Właśnie słuchałem prognozy pogody, u nas ciepło, do +18 w cieniu (w słońcu pewnie cieplej) i lekki wiatr, też ciepły – Z POŁUDNIA. Czyli od Was
Witaj, Makówko:)
Witajcie!
Trochę dziś chłodniej, ale miło 🙂
Tu piękna pogoda.Jade do kardiologa,a potem… miłe plany i knucie .
W domu będę wieczorem.
Dzień dobry



U nas zaczęła się fala upałów i chyba to dobrze
Trochę się ziemia osuszy i będzie zdatniejsza do obróbki
Na dziś zapowiadają 31C, a to już trochę gorąco. Chociaż ma też być pochmurno… zobaczymy
Witaj, Miralko:)
Dziś podziwiałam sobie słoneczko głównie z balkonu:)
U kardiologa ok.
Tu też upał.
To super, Makówko:)
Jedno miłe spotkanie,drugie miłe spotkanie,biurowe knucie i wracam do domu.
Będę koło 22.00!
I ja dotarłem. Teraz c.d. na zoomie…
Pobardzosłoneczne dobry wieczór, Wyspo:)
Uf, ale się zadziało, zaraz po pracy pojechałem na spodziewane spotkanie, które jednak trwało dłużej i było ciekawsze, niż się spodziewałem. Poznałem parę ciekawych osób, ale o szczegółach na razie nie mogę nic napisać ani powiedzieć.
To teraz idę po dobranockę.
Złoci moi Wyspiarze, umykam. Nadmiar wrażeń, czy co.
Aha, jutro o tej samej porze kroi się jeszcze jedno spotkanie, postaram się poinformować, kiedy będę, a kiedy nie.
Dobrej nocki, Wyspo:)
To i ja.
Śpijcie dobrze!
Witajcie!
O tej porze roku poranne przejażdżki są całkiem miłe…
Dzień dobry. Wrażenia widocznie były tak mocne, że zaspałem conieco. Ale nie tragicznie.
U nas też chmurki, przetykane słoneczkiem.
Słonecznie witam!
Dzień dobry 🙂 Przeczytałem o przygodzie Leny na spacerku z Psułką , którą chciał poznać samotny ,nocny partner . I chcę przytoczyć z tej okazji zachowanie , naszego rodzinnego pieska z gatunku owczarków niemieckich . Pewnego razu w zimie , zauważyliśmy jak przez zaśnieżone pole , pies wyprawiał jakieś dziwne harce . Okazało się , że torował drogę małemu szczeniakowi , którego przyprowadził do naszego obejścia . Wychowywał tego przybysza , aż wydoroślał ,chociaż rozmiarami był drobniejszy od naszego Azora . Jedli z jednej miski i zawsze Azor czekał aż młody da mu szansę . Byli tej samej płci , zatem była to tylko koleżeńskość , a nie romansowe uwodzenie . Jak widać , między zwierzętami też są przykłady dobrego wychowania . Pozdrowionka …
Witaj, Maksiu.
Kiedyś nasza Kociczka przyniosła półżywego szczura i chyba zadziałał instynkt macierzyński, bo też się nim zaopiekowała: dokarmiała go i chodziła krok w krok, póki nie wydobrzał na tyle, by móc samemu dojść do miski.
Bożenka ma rację, że niejeden człowiek mógłby się od zwierząt uczyć życzliwości.
Pozdrawiam:)
Koniec pracy & zaraz wybywam na spotkanie nr 2.
Dobry wieczór, Quacku:)
No, jakby się wszyscy zmówili z tą aktywnością, kiedy ja nie mogę, chlip.
🙂
I ja dzisiaj mało domowy jestem, i za chwile również wybywam na spotkanie 🙂
Dobry wieczór, Tetryku:)
A ja ledwo daję radę ze schodów zejść, żeby Psiułkę wyprowadzić:)
Pan Er mówi, że jutro powinno być już lepiej:)
Wracam do domu.
Zebranie wyborcze koła PTTK. Wybór zarządu na 4 lata, wnioski, zażarta dyskusja.
Musiałam towarzystwo uciszać jako przewodnicząca zebrania i teraz mam zdarte gardło.
A potem poszłam pod Adasia wspierać Ukraińców.
Dobry wieczór, Makówko:)
Czyli w przeciwieństwie do mnie – miałaś bardzo aktywny dzień:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Wybaczcie, że dopiero teraz się odzywam, ale jestem tak poirytowana niemożnością robienia czegokolwiek, że aż się nie chce gadać…
🙂
Gadać można w każdej pozycji!
Przesyłam ci wirtualne głaski, aby choć trochę zrekompensowały dolegliwości…
Dziękuję, Tetryku O Dobrym Serduszku:)
Po prostu bezczynność mnie dobija:)
A ja przesyłam misia.
Miś jest dobry na wszystko…
Na stłuczoną ….też!
Dumę? 😉
To i ja umykam…pa, pa, dobranoc.
Miłej nocki, Makówko:)
To i ja się pożegnam:
dobranoc, Wyspo:)
Witajcie!
W Krakowie prawdziwe lato!
Dzień dobry, wróciłem do domu wczoraj, tzn. technicznie dzisiaj. Spotkanie przerodziło się w całkiem fajną imprezę, ale w środku tygodnia to jednak niebezpieczne jest.
W nocy padało, teraz się wozi, tak jakby miało padać dalej.
Dzień dobry, Quacku:)
U nas wietrzysko do 23 km na godzinę, więc chmury przegonione, ale trochę huczy:)
Upalnie witam Państwa!

Witaj, Makówko:)
U nas jak u Bożenki – wietrznie i bezupalnie:)
Dzień dobry
Nawet nie wchodziłam na górę, do komputera. Nie miałam czasu… 
Było cudnie. Co prawda nie miałam siły by połazić tak jak zawsze, ale trochę pochodziłam
Najgorzej było nad Lake Michigan, na plaży. podłoże miękkie i trochę mnie machało na boki, ale się utrzymałam i nie upadłam 



Za słaba jestem…
Wczoraj był piękny dzień
Rano pojechaliśmy do Zion. Po raz pierwszy w parku
Potem oczywiście do Kenosha na zakupy. Daleko nie jest z tego Zion, więc można się przejechać
I tu wystąpiło coś dziwnego. Gdy jechaliśmy przy jeziorze było chłodno, zaledwie 17C, a w mieście, gdy już pojechaliśmy do Kaputo’s było 33C. Duża różnica…
Do domu wróciłam tak utuptana, że nadawałam się tylko do spania
Jeszcze dziś chcę kupić sadzonki pomidorków, ogórków i papryki. Mąż będzie musiał je posadzić, bo ja na razie nie mogę
W kuchni też już wywaliłam całą masę rzeczy. Na razie zapakowałam do pudła (po umyciu), niech córka i Sarah obejrzą, może im coś się przyda.
Dzień dobry, Miralko:)
Wczoraj chyba wszyscy mieli realny dzień:)
Ło, to i tak bogaty program wycieczki!
Jestem w domu. Domowa do końca dnia i do jutra…
Ale „…do jutra” to nie w sensie, że się żegnasz, Maczku? 😉
A gdzie tam.
Żalę się, że będę domowa. A pogoda istnie letnia…
Też jestem okropnie domowa:)
I jednak burzy nie było
Ma się te znajomości! 
A jutro jak będzie?
Jutro po południu ma odrobinę popadać… Zobaczymy…
Dzień dobry, Tetryku:)
U kogo nie było, u tego nie było…
Wczoraj w nocy mieliśmy oberwanie chmury i trochę przebłysków:)
Sprawy trudne załatwiamy od ręki, na cuda trzeba jednakże trochę zaczekać… – jak głosił slogan reklamowy pewnej instytucji
Ot i przykrość…
😉
Bardzo wietrzne ale już lepszo-humorkowe dzień dobry, Wyspo:)
Dla lepszego humorku…
Dzięki:)
Uśmiech najlepszym masażem dla dumy!
Na to wychodzi:)
Dzień dobry, całkiem udany pracowo – mimo wczorajszych użyć i, hmhmhm, nadużyć
widocznie nie były aż tak bardzo „nad” 
A ja na przerwę.
Pospacerkowo przykuśtykane do domu:)
Och. Dobry wieczór, ale i zdrowia!
Dziękuję, Quacku.
Jest coraz lepiej:)
No to podsyłam misia Leno!
Dziękuję, Maczku:)
Jak pospacerkowo, to musi być lepiej! 🙂
Psiułka jest mądra, ale z toalety korzystać jakoś nie chce, więc lepiej czy nie lepiej – wychodzić z nią trzeba:)
Brat załatwia mi dwa pierwsze spacerki, ale ten ostatni muszę sama:)
Ale – tak – jest lepiej:)
A mój pies jak była bardzo brzydka pogoda sikał do nocnika.
Niechętnie, ale jak się podstawiło to dawało szansę na „przeczekanie”.
Ale i tak prawie codziennie dawaliśmy mu się wybiegać, porządnie, bez smyczy.
To był mój pies gdy byłam nastolatką -Trop.
Ostatniego psa w rodzinie nie pamiętam, byłem za mały. Też miał na imię Trop, był (wg opowiadań siostry) dużym i pięknym owczarkiem, i zginął tragicznie przejechany motocyklem przez pijanego milicjanta. Było to dla małej takim wstrząsem, że więcej zwierząt już w domu nie mieliśmy…
Trop miał nowotwór. Bardzo cierpiał, wył po nocach, nie mógł samodzielnie zejść po schodach. Był „łyżwopodobny”(bo nierasowy), ale jednak średniej wielkości. Znoszenie i wynoszenie go na II piętro było dość trudne. Rodzice (bo to był ich pies) podjęli decyzję (wraz z weterynarzem) o uśpieniu go.
To była bardzo trudna decyzja.
Ja wtedy byłam zajęta dwójką małych dzieci, więc mniej to przeżyłam jak śmierć mojego psa Pokera, który zginął pod kołami auta. Ryczałam wtedy dwa dni, a mój młodszy syn nie chciał iść do szkoły i mało brakowało nie poszedłby na maturę.
Te domowe zwierzaki to jak domownicy.
A jeszcze w temacie tego co na torbie -tak napisała Ewa:
Zolwie sa jednym z sumboli ladowej fauny Hawajskiej, w tamtym jezyku -„Honu”. Na torbie jest tez pare innych sumboli: kaczka „Nene”, drzewo/krzak „Ochi’a”, z czerwonymi kwiatami, ktore pierwsze rosnie na glebie wulkanicznej, oraz rozlozyste drzewo „Koa” . Nie mowiac o slawnym widoku chalupki z lisci palmy kokosowej.
Bardzo ładne.
Przy okazji przypomniało mi się, że bodajże w „Cicer Cum Caule” (czyli „Grochu z kapustą”) Tuwima przeczytałem kiedyś, że pewna hawajska rybka ma nazwę dłuższą niż ona sama:
Humuhumunukunukuapua’a
🙂
Bardzo fajnie Twoja Przyjaciółka przybliża tamtejszy koloryt:)
Dlatego skopiowałam z WhatsApp i wkleiłam tu.
Cieszę się, że nie masz mi za złe Leno, że w Twój spacerek wepchałam się z …Hawajami.
No to ja mogę napisać, że po wykonaniu mniej więcej 1/3 bieżącego zlecenia wyszedłem na prostą, tzn. wiem już, jak je doprowadzić sensownie do końca. Poradziłem się paru mądrych ludzi w różnych sprawach (od gwary do hodowli gołębi i elektryczności statycznej…) i jestem dużo mądrzejszy.
Jeszcze mądrzejszy jak byłeś?
Mistrzu…
No, w kwestii tego konkretnego przekładu!
Elektrostatyczna hodowla gołębi… brzmi ciekawie! 😉
Prawdę mówiąc zupełnie osobno hodowla gołębi i osobno elektrostatyka. Ale czasem są drobiazgi, które muszę rozgryźć, żeby nie dać plamy w takiej drobnej sprawie.
Dobranoc!
Miłej nocki, Quacku:)
Miłych snów, Wyspo:)
To i ja miłych snów życzę!
Witajcie!
Dziś zrezygnowałem z rowerka, bo na czas powrotu zapowiadają konkretny deszcz 🙁
Dobry wieczór, Tetryku:)
Tu było słonecznie, choć nieco wietrznie:)
Witam!
Jakoś tak pochmurno aktualnie…
Teraz piękne słońce.Jade więc na malutki spacerek na Rajsko.
Dzień dobry
Wstałam o 12:30 (w nocy) i doszłam do wniosku, że to dobra pora na zrobienie sałatki jarzynowej
No i się wzięłam do roboty… Posprzątałam i już o 3 poszłam z powrotem spać. Rano mąż tylko doprawił, bo ja nadal nie mam smaku i ta infekcja w ustach ma się dobrze. Żadne leki nie pomagają i to mnie wkurza 

Ja to chyba mam coś z głową nie tak
18 maja mam kolejną umówioną wizytę i akurat leki od tej infekcji mi się kończą. Muszę powiedzieć o tym, może dadzą coś innego, co podziała skutecznie, bo mam tego serdecznie dość
Dziś ma być gorąco – rekordowe temperatury

Nie wiem dokładnie ile, ale zawsze to gorąc…
W zasadzie nic takiego nie planujemy, ale kto wie co nam odbije
Tu też upał.
Ta infekcja i brak smaku to skutek radioterapii,tak?
Nie wiem, ale muszę coś z tym zrobić, bo to jest nie do wytrzymania. Coraz trudniej mi jeść, nie mogę myć zębów bez bólu, dziąsła mi krwawią i ogólnie mam tego dość
Jak długo jeszcze?
Żadne leki nie pomagają i jest coraz gorzej
Jedyne co przychodzi mi do głowy Miralko to napisać, że bardzo Ci współczuję.
I podsyłam dobre myśli.
Te osoby, które znam miały jakiś preparat do smarowania.
Mijało gdy kończyła się radio lub chemioterapia.
Witaj, Miralko:)
Mam nadzieję, że jakiś skuteczny środek na Twoją infekcję jednak się znajdzie.
Wracam już do domu,ale zapowiadana burza to chyba nie tu.
Wróciłem w upale i duchocie. Już koło osiedla usłyszałem kilka grzmotów, i zaliczyłem ok. 20 kropli deszczu na trasie od autobusu do domu (na asfalcie mokre plamki w odległościach 15 – 30 cm od siebie). Ciąg dalszy — póki co — nie nastąpił.
A u mnie ani kropli. Słońce.
A podobno mieszkamy w tym samym mieście?
Dobry wieczór, Makówko:)
U nas troszkę posiąpiło, ale bardzo delikatnie:)
U mnie też ani kropli, za to gorąco i nic nie można na podwórku robić. Człowiek robi się mokry minuta osiem… Dobrze, że chociaż rano posadziłam co nieco. W większym naczyniu nie tak woda paruje
Koniec pracy, jestem wypluty, na sam koniec dnia i tygodnia trudny kawałek, metafory ni przypiął, ni przyłatał, na szczęście już przerwa.
A ja jestem domowa, więc mogłabym coś szybko zbudować.
Bo jutro mnie nie ma-jadę na wycieczkę.
Ktoś coś ?
Chcecie?
Zaszły małe komplikacje, ale już buduję, jedynie zmodyfikowałam plan i skracam.
No to jestem i idę po dobrą nockę.
Bożenka przeczyta jutro, a tych, co jeszcze nie śpią zapraszam piętro wyżej.
Lecę!
Mistrzu Tetryku, czy teraz będzie tak, że nowe wpisy (po opublikowaniu) będzie widać również w kolumnie po prawej, tak jak komentarze? Bo właśnie coś takiego widzę, nie przeszkadza mi to, ale jest to element nowy, więc wolę się upewnić.
A, faktycznie.
Ale jako „nowy wpis” też jest. W ten sposób nie przegapi się nowego wpisu co czasami się zdarzało.
Udreptane dobry wieczór, Wyspo:)
Miałam dziś gościnny dzień, ale już jestem:)
Drepny wieczór
🙂
Dziękuję za miłe towarzystwo oraz Wasze serdeczne wsparcie po tej średnio udanej eskapadzie z Psiułką i tuptam do Makówki:)
„Średnio udanej”! Wolę sobie nie wyobrażać twoich nieudanych eskapad! 😉
Dużo by opowiadać, więc zmilczę:)
Tuptaj, tuptaj, zapraszam, ale ostrożnie, proszę.
Staram się bardzo ostrożnie, choć nogi same mi się rwą do galopku po tym przymusowym bezruchu. Ale duma wciąż nie pozwala…;)