Dzisiaj ponownie publikuję bardzo ważny odcinek, od którego zaczął się pewien istotny wątek w cyklu opowiadań o panu Ignacym. Właściwie więcej chyba nie trzeba pisać.
__________________________________________________________
Lajkonik i Chandra
Pan Ignacy Lajkonik usiadł w swoim starym, wygodnym, wysiedzianym fotelu, który był wklęsły tam, gdzie pan Lajkonik – wypukły i vice versa. Mimo tego dopasowania oraz faktu, że właśnie poprzedniego dnia włączono ogrzewanie i w mieszkaniu zrobiło się ciepło i przyjemnie, panu Ignacemu jakoś nie było do śmiechu. Za oknem padał deszcz.
Zmokłe gołębie siedziały smętnie na parapetach i balkonach i nie chciało im się nawet gruchać. Dzieci z nosami na kwintę tuptały do szkoły, wchodząc w najgłębsze kałuże z nadzieją, że się przeziębią i będą mogły zostać w domu. Ostatnie odcienie zieleni były w szybkim tempie zmywane z drzew i trawników, ustępując miejsca szaroburościom, które chwilowo nie miały szansy wyschnąć i pokazać swojego prawdziwego, rudobrązowego, jesiennego charakteru.
Pan Lajkonik doskonale wiedział, że takie jesienne i mokre nastroje przychodzą co roku i za każdym razem czuł się jak drogowiec zimą, zaskoczony mimo wszechstronnych przygotowań. Ani herbata z sokiem malinowym, ani ulubiony Piąty Koncert Brandenburski J.S. Bacha w odtwarzaczu, ani sczytany do niemożliwości egzemplarz „Przygód Dobrego Wojaka Szwejka” z ilustracjami Andrzeja Czeczota – nic a nic nie pomagało.
Na domiar złego za oknem pojawiło się dwoje młodych ludzi. Wyglądali, jakby ktoś zaimpregnował ich od deszczu i jesiennego przygnębienia. On, w jaskrawozielonym sztormiaku, jedną ręką obejmował ją – w żółtym nieprzemakalnym płaszczu – a drugą trzymał nad obojgiem wielki, czarny parasol. Szli przez kałuże, nie spiesząc się i nie widząc świata poza sobą. Zazdrość capnęła pana Ignacego za gardło jak podstępny gad.
Odwrócił wzrok od okna i zaczął wspominać panie, z którymi zetknęło go swego czasu samo życie.
Pierwszym poważnym związkiem był ten z Zajączkiem. Zajączek, przepiękna dziewczyna, uczęszczała do tego samego liceum, co pan Ignacy, ale rocznik niżej. Jej kręcone blond włosy otaczały głowę w afro aureoli, a oryginalna, nieco egzotyczna uroda sprawiła, że pan Lajkonik, wtedy jeszcze uczeń klasy maturalnej Lajkonik Ignacy, stracił całkowicie głowę. Jak mu się udało napisać maturę i zdać na studia, to wiedzą tylko bóstwa opiekujące się pijakami i ciężko zakochanymi. Zajączkowi strasznie imponowało, że starszy kolega się nią tak interesuje… po swojej maturze zdecydowała się więc zdawać na suahilistykę na ten sam Uniwersytet, na który dostał się pan Ignacy.
Dostała się tam, a panu Lajkonikowi wszystko śpiewało, kiedy pomagał jej spakować się przed wyjazdem na studia, a potem oprowadzał ją po uczelni i mieście, pokazując najpiękniejsze miejsca. Śpiew zakończył się dość gwałtownie, kiedy Zajączek poznała kolegę z roku, którego tata był konsulem nadzwyczajnym w Balandze. Z punktu widzenia kierunku studiów była to znajomość dużo lepiej rokująca niż ta z panem Ignacym i Zajączek dokonała przyszłościowego wyboru. Tymczasem konsula nadzwyczajnego po 1989 roku odwołano do kraju i już nie wysyłano na żadne placówki. Pan Ignacy swego czasu kilka razy spotkał Zajączka na ulicy – za każdym razem coraz szerszą, z coraz mocniejszym makijażem i w coraz krótszej spódniczce. Przypominała mu się wtedy piosenka Skaldów, a zwłaszcza jej ostatnia zwrotka.
Potem, już po studiach, było szalone sześć miesięcy z Brzozą. Poznali się z panem Ignacym nietypowo, bo przez telefon. On zadzwonił do jej firmy w jakiejś handlowej sprawie, ona odebrała – i w tym momencie pan Lajkonik zakochał się w jej głosie. Brzoza miała głęboki, wibrujący głos, który nawet w suchej rozmowie na temat oferty, logistyki i finansów potrafił przewrócić mężczyznę na wznak swoją niewątpliwą, stuprocentową kobiecością. Na wizji uroda Brzozy nie powalała może – była dyskretna, nie do końca przeciętna, ale też nie olśniewająca. Wystarczyło jednak jedno jej słowo, żeby pan Ignacy czuł, że żyje w zupełnie innym świecie.
Niestety po pół roku bycia razem i coraz poważniejszych rozmów okazało się, że apoplektyczny tatuś Brzozy nie zaakceptuje pana Ignacego jako zięcia, a dla niej zdanie ojca było decydujące. Ostatecznie wyszła za mąż za pewnego polskiego Szweda i od czasu do czasu przysyłała panu Lajkonikowi przez Bałtyk pocztówki z reniferami na Boże Narodzenie, a on – jeżeli pamiętał – kartki z jej ulubionymi krakowskimi szopkami. A pewnego roku oboje zapomnieli i odtąd już nie przysyłali sobie nic.
No i była jeszcze Marta, z którą pan Ignacy znał się od dziecka. Problemem w tym wypadku była zbyt dobra znajomość, rodzice pana Lajkonika i Marty znali się od dawna, a ich dzieci traktowane były jak przyszywane rodzeństwo. Poza tym w wieku, kiedy wzajemne uczucia potrafią płonąć wyjątkowym ogniem, oboje akurat byli w innych związkach, i to na zmianę, jak nie przymierzając żuraw i czapla – pan Ignacy wzdychał do Zajączka, a Marta była wolna, potem, gdy pan Lajkonik akurat mógłby o niej myśleć cieplej, ona zadurzyła się w wysokim brunecie, i tak wciąż. Odwiedzali się czasem, ale właśnie jak kuzynostwo, nigdy jako para.
Pan Lajkonik westchnął. Kobiet w jego życiu było poza tym jeszcze kilka, ale żadna z nich na poważnie. Mijały lata, a on dalej tkwił sam jak palec, odwiedzany czasem tylko przez siostrzeńca, rzadziej przez jego mamę, panią Monikę. Za oknem co roku zaczynała się jesień, padał deszcz i wtedy nadchodził smutek, nostalgia i zupełnie nierozsądne pragnienie, żeby wynaleźć wehikuł czasu, cofnąć się i…
I wtedy zadzwonił telefon. Pan Ignacy podniósł słuchawkę i cały się rozpromienił – to dzwoniła przemiła pani z blogu… przepraszam, z bloku naprzeciwko, którą jakiś czas temu oczarowywał, używając resztek supermocy, pozostałej mu po prezydenturze (patrz: „Lajkonik superkandydatem”). Oczarowanie najwyraźniej przyniosło rezultaty, bo pani dzwoniła z zaproszeniem dla pana Ignacego na jego ulubioną szarlotkę z bezą. Pan Lajkonik przyjął zaproszenie, błyskawicznie jak na swój wiek ogolił się, przebrał i po chwili przekręcał już w zamku klucz. Planował jeszcze skoczyć do kwiaciarni w celu dalszego oczarowywania.
Chwileczkę, a jak uzasadni wręczenie bukietu? O! Powie, że to na imieniny. Przecież miła pani, która – sądząc po urodzie – pochodziła po mieczu, kądzieli lub obojgu z Indii, nie będzie mogła zaprzeczyć. Przejrzał dokładnie kalendarz i był przekonany, że na sto procent, żadnego dnia nie ma w nim imienin Chandry!
______
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net oraz madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dla porządku – wpis oryginalny, choć bez komentarzy – tutaj.
Dobry wieczór, witam na nowym-starym piętrze.
Z przyjemnością przeczytałam.
I trochę się uśmiałam i trochę zadumałam.
Pytanie mi się nasuwa jak się nazywa męski odpowiednik Chandry?
I jeszcze jedno te bóstwa opiekujące się pijakami i ciężko zakochanymi to są te same dla pijaków i zakochanych, czy od pijaków inne, a od zakochanych zupełnie inne?
Nie badałem, ale wydaje mi się, że bóstwa są te same. Bo i ci/te, i ci/te są w równym stopniu oderwani/oderwane od rzeczywistości. Tak jakby.
Hm…jutro jadę na wycieczkę.
Będę piła różne nalewki.
Czy będą potrzebne bóstwa? Raczej nie planuję odrywać się od rzeczywistości:)
Naleweczki na wycieczce nie(koniecznie) czynią z Ciebie pijaczkę
Dobranoc!
Tak myślałam…
Dobranoc Quacku!
Bryyyy….
Dzień dobry, pospałem dłużej, ale na tym się kończy święto. To znaczy stety lub niestety czeka mnie dzisiaj normalny dzień pracy.
Witajcie!

Wolny dzień to wymarzona okazja do odespania.
Słońce, wiatr i błoto.
Dzień dobry
Niektórych imion nie byłam w stanie sobie przypomnieć 


Czytając tekst Mistrza Q (świetny), przypomniały mi się wszystkie moje „miłości” z czasów młodości
No cóż… skleroza, a może za dużo ich było?
Całe szczęście teraz jest jeden i nie muszę się wysilać…
Słyszałem o jednym spryciarzu, który do każdej stałej mówił per Kotku…
To też nie wchodziło w rachubę, Ukratku. Żadnych czułości z mojej strony…
Ja jestem niestety przypadkiem beznadziejnym, seryjnym monogamistą, więc za dużo tych imion nie ma. Podobnie jak u pana Ignacego.
Seryjnym monogamistą?
Czy dobrze zrozumiałem, że zawsze tylko jedna na raz?
Ano tak. I zwykle dłuższa przerwa pomiędzy.
Prawdopodobnie dziś będzie mnie mało na Wyspie, chociaż mam wolny dzień i w zasadzie mogłabym posiedzieć przy kompie.
Jakiś obiad trzeba przygotować… i w ogóle mogę być potrzebna, chociaż za bardzo nie wiem do czego… 
Święto świętem, ale dziś ma przyjść facet, który nam w końcu wstawi drzwi
Wstawi? No, to masz podwójne święto…
Częściowo wstawił… musimy kupić jakieś tam listwy, bo stare są za krótkie. Jutro przyjdzie i dokończy. Ale raz nareszcie będzie spokój i z tego się cieszę
A ja skończyłem pracę na dzisiaj, udało się przy święcie wcześniej. Przed przerwą jeszcze chwilę posiedzę, chyba że będzie coś pilnego. Ale niczego nie zakładam!
Jestem w domu.
Piękna wycieczka była.
To świetnie. W sumie b. dobry sposób na spędzanie takiego święta.
W liceum zawsze tak świętowaliśmy 1. Maja…
Dobranoc Wyspo!
Spokojnej!
Witajcie!
Pół Krakowa wziął dzień wolnego – ruch tak mały, że jechałem do pracy samochodem zaledwie 20 minut i miałem mnóstwo miejsca do zaparkowania!
Dzień dobry, całkiem niczego sobie, w sensie pogody.
Szare dzień dobry!
No to znikam, choć szarość za oknem nie zachęca…
Witaj, Quacku:)
Bardzo intrygujące opowiadanie, więc też z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Skojarzyło mi się z Panem Samochodzikiem i jego opowieścią o co dzień spotykanej, przepięknej blondynce, do której zapałał był afektem boleśnie zakończonym rozczarowaniem, gdy wybranka otworzyła usta i wydała pierwszy (bardzo, ponoć, niesympatycznie brzmiący) dźwięk:)
Pozdrawiam:)
Z poprzedniej pracy znałem taką śliczną blondynkę — bez oczekiwań, to była żona kolegi — której głos przypominał dźwięki zdartego pilnika na twardej powierzchni, w dodatku licznie nasycony był wulgaryzmami. Kontrast absolutnie nieoczekiwany!
Dobry wieczór, Tetryku:)
Szkoda, że nikt Twojej znajomej tego nie uświadomił, bo nad głosem można pracować, by uczynić go milszym dla ucha:)
Znałam tylko jedną osobę, w ustach której wulgaryzmy zupełnie nie raziły – Przyjaciółkę mojej Mamy:)
Och, taka postać była również w „Długim deszczowym tygodniu” Jerzego Broszkiewicza!
Nie pamiętam tej postaci, ale ostatnio czytałam sobie „Wakacje z duchami” i tam też była urodziwa pani o nieprzyjemnym tembrze głosu, więc chyba A. Bahdaj też miał wrażliwe ucho:)
Zupełnie nie listopadowo rozbłękitnione dzień dobry, Wyspo:)
Jest tak pięknie, że żal nie skorzystać z łaskawości pani Aury, więc – jeszcze umknę na troszeczkę:)
Wróciłam do domu. Piekliśmy ziemniaki i nie tylko ziemniaki.
W Krakowie aura była bardzo niełaskawa, szare ponure niebo i bardzo zimno.
Choć wg.prognoz miało być słońce. Jak widać całe słońce poszło do Leny…
Dobry wieczór, a ja po pracy i na przerwę, już za momencik.
Kochani, w związku z kuracją będę musiał najprawdopodobniej przestawić na dwa tygodnie swój rytm dobowy o półtorej do dwóch godzin. W związku z tym na dzisiaj się już pożegnam. Mam nadzieję, że potem wszystko wróci do normy
Dobranoc!
Wróci, wróci, musi!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Pochmurne zamglone dzień dobry!
Witajcie!
Nawet słońce nie chce nas już oglądać…
A ja byłem na zakupach, odcelebrowałem krótką niezapowiedzianą wizytę szwagra (bardzo korzystną pod każdym względem), jeszcze jedne małe zakupy i teraz już będę. No chyba że mnie odwołają do rzeczywistości.
Słoneczko dobrze ukryte (także przede mną), więc spokojnie mogę wypić pośniadanną herbatkę.
Dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry, Leno!
I po cóż je było wypuszczać wieczorem?
Witaj, Tetryku:)
Uległam magii Srebrnorogiego Boga:)
Jestem wszak imiennie naznaczona;)
OK, o jedną literkę nie będziemy się spierać
W dowodzie mam tę niekonfliktogenną. Nie chwalę się zbyt często, bo inicjały z tego takie raczej niefajnie się kojarzące:)
Imiennie naznaczona?
Lena=~Luna?
Se to pozostawię niedopowiedziane – lena;)
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Dobry wieczór niedopowiedziana ta, co kradnie słońce!
Dobry i piękny!
Fragment z wywiadu z Małgorzatą Szejnert w „Polityce”:
Dlaczego wyspy są tak bardzo rajcujące? Miałam, i ciągle mam, obsesję szczegółu, a wyspa z natury rzeczy jest szczegółem, miejscem określonym, wydzielonym, zamkniętym, osobnym. Ma własne obyczaje, własną symbolikę…
(a teraz chwila przerwy)
A ja na wieczorną przerwę, dzisiaj wyraźnie dłuższą (ale wrócę jeszcze po niej!)
Nie mam siedmiu ramion, ale też znikam.
Dobranoc!
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Bryyyy
Zimno,ciemno…brrr
I już jedziemy i już ciepło.
Witajcie!
Obudziłem się ok. 7. i stwierdziłem: – Eee, jeszcze nie!
No i właśnie jestem po śniadaniu
Dzień dobry, wprawdzie za oknem raczej mgliście i niezbyt fajnie, ale pospałem do południa i we śnie było dość słonecznie
Jestem w domu.
rosołek
I wrócę na Wyspę.
Z powyższego komentarza wnoszę, że kąpiesz się w rosołku
Wykąpałam się w H2O.
Rosołek zjadłam z makaronem.
Teraz kuknęłam na Wyspę i będę jadła II danie.
Wycieczka była przy mglistej, szarej pogodzie.
Było zimno, ale OCZYWIŚCIE super. Choć wstać musiałam o 5.30 wcale nie żałuję.
Ognisko z kiełbaskami i naleweczkami na trasie.
Oj-joj-joj, jak to brzmi, te kiełbaski i naleweczki zdrobniałe, oblizuję się ja i każdy z moich kubków smakowych z osobna!
Ale żeby na to zasłużyć, trzeba wstać o 5.30, a potem łazić po śliskich liściach we mgle i na zimnie.
[rozważa w myślach wszystkie za i przeciw]

A to nie wiem
Coś z gramatyki . Przykład kiedy Ha , zmienia się w Hę . Mąż do swojej zony : Ha ! Zdradziłaś mnie ! Zdradziłaś mnie z moim podwładnym ! Nie mogłaś tego zrobić z przełożonym ? Abym i ja coś z tego miał , Hę ? Pozdrowionka jesienne 🙂
To nie gramatyka, to pragmatyka!!!
Całe popołudnie była cisza, a jak mi się trafiło zebranie redakcyjne, to wszyscy się ożywili…
Padam na nos, dobranoc!
Spokojnej!
Dzień dobry

W piątek trochę posypało śniegiem… i tak do niedzieli sypie po trochu. Oczywiście zaraz się ten śnieg topi, bo jest za ciepło, ziemia nie oziębiona, więc wiadomo, że nie poleży. Ale dobija mnie ta zmienność pogody. W ubiegłą niedzielę 24C na plusie, a w kolejną – śnieg
W końcu wyciągnęłam swoje cieplejsze spodenki (zrobiło się za chłodno na krótkie) i cieplejszą bluzę… idzie zima…
Dzień dobry, przez te leki cykl dobowy mi się przesuwa, mam nadzieję, że to wpłynie pozytywnie na pracę!
Odespane i pochmurne dzień dobry!
Bogaty we wrażenia poniedziałek!
Wirek w pracy czy aktywny urlopik?
Wirek, a nawet wirzysko!
Dzień dobry, właśnie skończyłem pracę, a to wszystko dlatego, że też miałem dzień pełen wrażeń, komputer zaczął mi się restartować po jakiejś aktualizacji systemu, a ja nie miałem zapisanego pliku! Na szczęście udało się zatrzymać restart, plik pozostał cały, ale za to po restarcie wysiadł dźwięk. Rzuciłem się odinstalowywać aktualizację i w tym momencie dźwięk wrócił, sam z siebie, bez żadnych moich ingerencji. Uff.
A teraz przerwa.
Witajcie!
U nas już świta
Dzień dobry, ponoć gdzieś tam za chmurami wstaje słoneczko
Witam!
Szaro, buro…
Zostały jeszcze ziemniaki,deszcz nie pada…no to będę jak wrócę.
Paaaa
Jeszcze ziemniaki? Całe? Aj, to do destylowania trochę czasu wam zejdzie…
No to po pracy. I na przerwę.
Jestem w domu.
Były ziemniaki i całe i w płynie.
I pierogi i jabłka i serki -podgrzewane na ognisku.
A i rurki z kremem.
Deszcz nie padał, ale było zimno, szaro i bez promyka słońca.
242 komentarze.
Ktoś coś buduje?
Czy czekamy, aż Q urośnie do 300?
Nikt nie zaprotestował, więc zapraszam piętro wyżej.