Grudniowe spacerki świąteczno-sylwestrowe opisałam w części 1.
Tym razem będą spacerki blisko domu i w miejsca dobrze Wam znane.
Zacznę od spacerku (1.12.20) tak blisko domu, że bliżej się nie da.
Takie coś znajduje się tuż za moim blokiem.


Wystarczy zrobić z tego miejsca parę kroków i widać Centrum Handlowe Bonarka City Center, które działa od 21.11.2009 roku.

Centrum Handlowe powstało na terenie dawnych Zakładów Chemicznych „Bonarka”, na obszarze dawnej wsi Bonarka.
Na powierzchni handlowej wynoszącej 91 tys. m² znajduje się ok. 270 sklepów. Zlokalizowany został tutaj jeden z największych w Polsce megapleksów – 20-salowy Cinema City. Łącznie może pomieścić 3 234 widzów.
Przy budynku znajduje się trzypoziomowy parking o pojemności 3200 miejsc.
Zakłady Chemiczne „Bonarka” to pierwszy zakład w Polsce, który rozpoczął produkcję sztucznego nawozu supertomasyny po 1945 r.
Fabryka działała wykorzystując urządzenia i teren po Fabryce Portland Cementu Bernarda Libana. Produkcja fosforanów w Bonarce negatywnie oddziaływała na środowisko przyrodnicze Krakowa. Problem stanowiły emitowane pyły oraz osadniki fluorku wapnia.
Po 1989 r. fabryka popadła w problemy finansowe i w końcu (na szczęście!) została zamknięta w 2002 r.
Mieszkałam tu, gdy z komina wydobywały się kłęby śmierdzącego dymu wprost na moje osiedle.
Fabrykę wyburzono, pozostawiając jedynie komin, który (moim zdaniem) różnokolorowym podświetleniem stanowi wyróżnik tej Galerii. Jednak byli tacy, którzy uważali, że należy wyburzyć również komin.
3.12.20 był miłym i bogatym we wrażenia dniem. Po śniadaniu krótki spacer w kierunku Centrum Jana Pawła (uważni czytelnicy pewnie pamiętają, że już tu byliśmy i to parę razy).

Nie będziemy zwiedzać Centrum Jana Pawła (jak chcecie, możemy to kiedyś zrobić), lecz popatrzymy na postęp prac przy budowie Trasy Łagiewnickiej, będącej elementem obwodnicy Krakowa.

Spacer był krótki, bo wieczorem był wyjazd na narty do Kasiny.

5 .12.20 odwiedziłam parę miejsc wielokrotnie opisywanych na Wyspie -Mogilany, Stróża, Zarabie.
To był dzień ładnych chmurek i ładnego nieba – już wyjazd z Krakowa wyglądał tak:

W Mogilanach oglądamy:
- niebo


- lód na trawie

- Malowidło na czymś, co pozostało z tego co miało być szkołą, ale inwestycję wstrzymano.

Z Mogilan jedziemy na obiad do chatki w Stróży. Warunki turystyczne, talerze jednorazowe, herbata z termosu, bo woda na zimę zakręcona.

Zanim zjedliśmy i coś tam jeszcze pokręciliśmy się po chatce, zrobiło się ciemno.

Ale ciemno nie oznacza, że nie można jeszcze pojechać na Zarabie, aby tam pochodzić po parku.
I warto było dla takiego widoku.

Zdjęcie moim aparacikiem nie oddaje tego co widziały oczy. Raba wyglądała, jakby płynęła nią lawa. Ludzie stawali na mostku, robili zdjęcia i wydawali okrzyki zachwytu.
Skoro dzisiejszy wpis jest kręceniem się do znudzenia tam, gdzie wiele razy byliśmy na zakończenie spacerek 7.12.20 wokół Bagrów.
Wpis zakończę zdjęciami dwóch pływających razem z kaczkami panów. Morsowanie wszak zrobiło się bardzo modne. Na temat rozsądku tych, co uprawiają „morsowanie górskie” nie będę się wypowiadać, bo…



Mikołajkową wycieczkę 6 grudnia opiszę na następnym pięterku.
Obrazek wyróżniający -zdjęcie z ok. 1964 roku.
Autor nieznany, zdjęcie pochodzi z Archiwum Narodowego w Krakowie.
Zapraszam do pospacerowania ze mną i porozmawiania jak zawsze o wszystkim i o niczym, na temat i nie na temat.
Cztery spacerki. Tym razem bez fortów i kapliczek.
Makówko, masz fantastyczny napęd!
Tetryku!
Mógłbyś jaśniej?
Nie rozumiem czego to dotyczy…
Chęci i aktywności w bieganiu po bliższych i dalszych okolicach, chęci do dzielenia się z nami tymi spacerami też…
Och! Dziękuję!
No to jestem tu.
Ktoś mieszka w tym budyneczku tuż za Twoim osiedlem?
W Bonarce byłem, zresztą będąc w Krakowie po raz ostatni z mężem mojej Kumy, Amerykaninem. Zmarł niecały rok później (nowotwór).
Edit: za szybko mi się kliknęło „Opublikuj”. Reszta komentarza niżej.
Jeszcze nie tak dawno widziałam tam kręcącego się starszego pana.
Tym razem nikogo nie widziałam, pstryknęłam i odeszłam. Takie osoby często denerwują się gdy robi się zdjęcia miejsca, w którym mieszkają.
Gdzie ta reszta? Gdzie to niżej?
No przecież chwilę mi zabrało pisanie
A to nie jest tak, że „samo się pisze” równocześnie z myśleniem?
Ba! Ale bym wtedy szybko pracował!!!
Czary-mary -hokus-pokus i …już!
No, aż tak to chyba nie. Ale, ja wiem, skróciłbym czas pracy nad zleceniem o połowę?
Natomiast myślałem, że nazwa Bonarki pochodzi od Bonerów, a tu Wiki sugeruje, że było inaczej (mimo że Bonerowie byli właścicielami).
(„Wieś Bonarka powstała w XVI w. Nazwa jej pochodzi od nieistniejącego już potoku o tej samej nazwie, zwanego wcześniej Budnarką lub Bednarką. Stanowiła własność rodziny Bonerów, a później Firlejów.”)
Te kominy często się zostawia, urządzając w miejscu po fabryce centrum handlowe albo coś podobnego (znam parę innych przykładów). W sumie mi się to podoba, rozumiem, że Ty masz skojarzenia z paskudnym dymem, ale przecież to jest jednocześnie znak historii tego miejsca.
Budowa obwodnic mi się podoba, w tym sensie, że odciążają miasta (mniej spalin) i upraszczają podróżowanie.
Chmury z ostatniego spaceru mają, jak mi się wydaje, osobną nazwę, ale nie pamiętam, jaką.
Mimo że mam skojarzenia z paskudnym dymem zawsze uważałam i nadal uważam, że powinno się zostawiać takie fragmenty dawnych fabryk, aby pozostał po nich jakichś ślad. To kawałek historii. Napisałam zresztą o tym, że ten kolorowy pomnik jest czymś, co wyróżnia tę Galerię od innych.
Pamiętam jednak dyskusję i nawet głos „jakiejś mądrej głowy”, że taki kolorowy komin psuje wizerunek zabytkowego miasta.
Poszukam zdjęcia tego komina gdy świeci na kolorowo, ale już nie dziś, teraz muszę się pakować na jutro.
A jak już o Bonarce mowa jeszcze muszę kiedyś (jak śnieg zniknie) pokazać Rezerwat Przyrody Bonarka, wspominałam już o nim, ale (chyba?) na dno morza nie schodziliśmy.
Obwodnice są niezbędne i dobrze jakby roboty szybko szły.
Na chmurach zupełnie się nie znam, jedynie lubię na nie patrzeć.
Kiedyś w ramach „Dni Podgórza” zwiedzałam to co pozostało z przemysłowego Podgórza. To temat na inne pięterko i wymaga odszukania zdjęć sprzed paru lat.
Dzień dobry


Dobrze mieć zabezpieczenie… 

Pięknie
Nikt nie wspominał o morsach, to może ja
Ten który pływał, miał ze sobą pływak, coś jakby deskę ratowniczą, a to świadczy o zdrowym rozsądku. Przy wodzie o temp. +4 C, o skurcz, czy inną dolegliwość dość łatwo. Liczyć na czyjąś pomoc… to chyba nie o tej porze roku
Oczywiście, przy takiej pogodzie nikt by mnie nie namówił do kąpieli i na 100% „morsowanie” nie dla mnie
Ale jak ktoś lubi, to podobno jest bardzo zdrowe (i niech sobie będzie), poprawia krążenie krwi i coś tam jeszcze, ale dokładnie nie pamiętam…
Nie przeszkadzają mi zbytnio niskie temperatury (np. na nartach), ale jednak nie w wydaniu morsowym…
Na nartach też mi przeszkadza. Czasami miewałam tak skostniałe ręce, że aż białe no i sztywne. Zawsze tak miałam, już jako dziecko.
Ale…No właśnie -jeździłam na nartach, wsiadałam na żaglówkę bandażując kolana, a jutro będę się czołgać do góry mimo uczucia, że serce wychodzi mi uszami.I często idąc postanawiam sobie, że to ostatni raz.
Zazdroszczę tym, co zdrowi, silni, odporni, a potem myślę, że są tacy co mają dużo gorzej.
Mimo rękawiczek? O rany…
Mi też niskie temperatury nie przeszkadzają. Aby świeciło słońce wybieramy się zawsze gdzieś do parku. Mróz jest nawet dobry… lepiej łazić w nim, niż w upale
Miralko!Jestem zmarzluchem, od dziecka mam złe krążenie, więc morsowanie oczywiście nie dla mnie. Nawet w lecie jak po kąpieli nie wygrzeję kolan na słońcu bolą mnie potem całą noc.
Jednak ROZSĄDNE morsowanie w wodzie jest zdrowe i uodparnia.
Natomiast ta idiotyczna moda na chodzenie w góry w zimie w krótkich spodenkach i staniku jest groźna dla zdrowia i jeszcze naraża ratowników, którzy potem muszą ratować tych „turystów”.
Krioterapia jest dość rutynowo stosowana w oficjalnej medycynie już od jakiegoś czasu – temperatury w niej stosowane są niższe niż 0oC, ale jednak zazwyczaj robi się to pod kontrolą lekarza…
„Wymrażanie się” w górach to niższe na ogół temperatury i dłuższe na nie ekspozycje, dlatego istotne jest nieprzerwane rozgrzewanie ciała wysiłkiem odpowiednio natężonym. Zwolnienie dla pozostania ze słabszym towarzyszem może zagrażać życiu – tak, zdaje się, było w niedawnym wypadku pod Babią.
I trzeba mieć odpowiednio przygotowaną (z podgrzewaczami)odzież do ubrania na postoju lub w czasie schodzenia.
Tymczasem dziewczyna, którą ratowano pod Babią opowiadała, że ubranie jej zamarzło, nie nadawało się do ubrania.
Krioterapia pod okiem lekarza jest doskonała. Kiedyś w sanatorium miałam jako zabieg komorę krio, gdzie wchodziło się na 3 minuty w krótkich spodenkach, podkoszulku, czapce, rękawiczkach i skarpetkach. W komorze było minus 120 stopni.Ależ się bałam za pierwszym razem!
O krioterapii słyszałam od kilku osób. Majeczka ją miała i mój brat. Oczywiście pod okiem lekarza i z jego polecenia. Nie ma tu porównania ani z „morsowaniem”, a tym bardziej z „wymrażaniem się” w górach.
Wspominałam już, że gór praktycznie nie znam i trudno mi się wypowiadać, ale mam wrażenie, że to podobnie jak z wodą… trzeba mieć szacunek i zachować odpowiednią ostrożność.
Morsy też nie mogą tak sobie wejść do wody, kiedy im przyjdzie ochota. Trzeba się odpowiednio przygotować… inaczej o zapalenie płuc bardzo łatwo i zamiast poprawionego zdrowia, mamy ciężką chorobę
No cóż, Makóweczko… kiedyś nie byłam zmarzluchem i zawsze wolałam niższe temperatury. Ale im starsza, tym gorzej…

Zimą, trzymamy w domu ok. 22C i czasami jest mi zimno. Szczególnie jak posiedzę bez ruchu (np. przy kompie). Bo jak coś robię, to jest ok.
Co do tych pseudoturystów wolę się nie wypowiadać. Jak dla mnie to banda kretynów…
Drodzy Wyspiarze.
Jutro umykam z samego rana.
Na wycieczkę, nie na spacerek jak te, co powyżej opisywałam.
Beskidy w zimie to jednak nie to, co chodzenie wokół Bagrów albo Bonarki.
Dlatego nie będę miała możliwości bycia gospodynią.
Na wszelkie pytania postaram się (jak całkiem nie padnę) odpowiedzieć jak wrócę, albo…może jakichś dobry duszek mnie zastąpi?
(Wystarczy dziękować za miłe słowa, krytyczne ignorować, ha, ha i odpowiadać na pytania -nic trudnego ! Kto się zgłasza?)
Udanej wycieczki!
Trochę jestem w strachu, bo może być w jednych miejscach dużo śniegu, a w innych miejscach ślisko.
A grupa mocna, ja nasłabsza…
Udanej wycieczki, Makóweczko!
Dobranoc!
Witajcie!
Ciemno,zimno…
Wyjeżdżamy z Krakowa.
Witajcie!
Po sniadaniu, dosycham po kąpieli. Jest miło i prawie ciepło.
Bo w domu!
Dzień dobry, jakże zaspany. Nie powiem, do której nie mogłem zasnąć.
Dzień dobry



Zasypało nas kompletnie
Wczoraj zaczęło ok. 15… sypało całą noc i jeszcze dziś ma sypać do 18. Nie wiem jak jutro pojadę do pracy?
Bo ulice na pewno będą odśnieżone, ale jak wyjechać z przydomowego parkingu?
U mnie już po 7. Czas więc odkopać karmniki dla ptaków i nakarmić, bo na pewno głodne


Jak wychodziłam na zewnątrz, to śnieg sięgał do stopnia (a nawet trochę powyżej), czyli jakieś 25-30 cm. Niby nie tak dużo, ale mokry ten śnieg, więc ciężki
Idę z nim walczyć…
Tutaj na karmniku siadła wróblica i zaczęła przebierać, co się jej jakieś ziarenko nie podobało, to sru, na ziemię. Wybredna!
To normalne u wróbli
Zawsze mam dokoła karmnika taki śmietnik, że głowa mała! Ale dzięki temu ptaki, które nie umieją korzystać z karmnika też mogą się najeść 
Trochę się zmachałam odgarniając ten śnieg… warstwa jest chyba trochę większa niż te 25-30 cm…
A i tak nie odwaliłam całości… tylko tyle, żeby można było podsypać ptakom żarełko…
Dodam jeszcze, że zdjęcie wyraźne nie jest, bo ciągle sypie drobniutki śnieg, a to „rozmazuje” obraz
Jak na rozdzielczość, w której nam zaprezentowałaś – żyleta!
Trochę tępa ta „żyleta”

Ale nie chodzi przecież o fotografię artystyczną, a o pokazanie ilości śniegu, więc się nie przejmuję
W tej chwili wróciłam do domu.
Zjem żurek, wskoczę do
i zjawię się na Wyspie.
Cały dzień ci zazdrościłem pogody!
Po wczorajszej paskudnej dziś faktycznie było cudnie.
Zamiast zazdrościć, trzeba było z niej korzystać.
Chyba nikogo nie muszę przekonywać, że wcale nie trzeba daleko jechać, aby cieszyć się zimą.
Dziś mój syn pojechał do nowootwartego parku w Wieliczce, jego szef się zainteresował, bo jeszcze nie widział, a mieszka w Wieliczce. I tak moje spacerki zainspirowały „zakładowe niedzielne spotkanie”, a ja urosłam w oczach syna i jego szefa.
Bardzo lubię, kiedy takie nieoczywiste związki międzyludzkie dają nieoczekiwane efekty.
Też lubię i też mnie to ucieszyło.
Tak jak kiedyś ucieszyło mnie i rozbawiło, gdy przy okazji odwiedzin w Stróży kolegów z pracy mojego syna dowiedziałam się, że w wolnych chwilach towarzystwo komentuje w pracy „co mama Piotrka dała na fb i gdzie była”.
To było przed pandemią kiedy pracowali w biurze, a ja często chodziłam na różne wernisaże, spotkania „pod Jaszczurami”, w PAU. „Pod Gruszką” itd.i zawsze dawałam z tego jakieś zdjęcie na fb.
Hm, teraz też dajesz
co w pandemii, kiedy wszystko jest zdalne, ma tę zaletę, że mimo pracy z domu ludzie też mogą to obserwować.
Bawi mnie to i cieszy gdy w ten sposób udawało mi się kogoś zainteresować np. jakąś wystawą lub wydarzeniem kulturalnym albo slajdowiskiem w Kontynentach.
Ewentualnie zachęcić do odwiedzenia mało znanego miejsca w Krakowie.
Takie drobne radości…
A przy okazji, Quacku – czy masz pomysł na lutową Agnieszkę?
Nacieszyłam się dziś zimą i piękną pogodą, jednak daje znać o sobie mała ilość snu.
W tej chwili u mnie minus 10 stopni i biało pod blokiem, choć oczywiście nie napadało tyle, co u Miralki.
Cieszmy się więc zimą i ulepmy bałwana na przekór bałwanom Miłościwie nam Panującym.
Kiepska dziś była ze mnie gospodyni, ale lojalnie uprzedzałam.
Teraz jednak pożegnam się z Wami.
DOBRANOC!
Spokojnej (nie mam takiego wrażenia co do gospodarzenia
)
Dzień dobry, zapowiada się pracowity dzień.
Witajcie!
Te pracowite dni to jakaś epidemia…
Dzień dobry


A ja, mimo śniegu, wybieram się do pracy
Muszę tylko na nowo odkopać karmniki…
Co prawda wczoraj odśnieżałam je kilka razy, ale znowu są zasypane… a biedne ptaszki muszą coś przecież jeść…
Spokojnej pracy i dobrego dojazdu!
Nareszcie w domu…
Od rana, to faktycznie bidulek jesteś. Zmęczony pewnie?
Praca wykonana, wyjścia i zakupy załatwione…
Fajrant i przerwa.
Mistrz Q. zaproponował wiersz, który znakomicie pasuje do licznych wycieczek, spacerów i… w ogóle! 😉 Luty jest krótkim miesiącem, więc nie należy specjalnie odkładać patronki. Zapraszam na chwilę poezji – z piękną interpretacją – na nowym pięterku…
Już tam byłam (piętro wyżej), przeczytałam, wysłuchałam Łucji i faktycznie pasuje do wycieczek, spacerów, a najbardziej do i… w ogóle!
Dobranoc Wyspo!