« Kariera Październikowe wycieczki »

Śmierć i poeta

Śmierć poety

Nie pomogły zastrzyki,
recenzje i pomniki
ni kwaśne mleko:
Przyszedł szarlatan – szuja,
opukał go, pobujał:
– Dementia praecox.

Toż radość była w domu,
nareszcie koniec sromu,
skończony kłopot !
Dozorca śmiał się setnie:
– Zaraz mu nitkę przetnie
panna Atropos.

Żona klaskała w dłonie:
– Ach, przecie nadszedł koniec
pijackich orgii.
Bólów miałam nie mało,
nareszcie twoje ciało
wezmą do morgi.

Wszyscy stanęli kołem
z czołem bardzo wesołem:
Prasa, kuzyni;
i szacowne to grono
orzekło unisono:
– Dobrze tak świni!

Po co dziewki uwodził,
nocą domy nachodził,
sen rwąc dzieciątek;
i po co „Pod Zegarem”
lał w brzucho wino stare
świątek i piątek?

Zna go dobrze Warszawa:
Pożyczał – nie oddawał,
nasienie drańskie;
a „poetyczne dale”
to były te skandale
w „Małej Ziemiańskiej”.

Dobrze ci, stary draniu,
za grzechy nad otchłanią
inferna zwisasz.
Najprzód gwiazdy i róże,
potem stołek w cenzurze-
sprzedajny pisarz!

Tak to nadobne grono
radziło unisono
w śmiertelnej sali.
A że lico miał bladsze
orzekli: – Pewnie nadszedł
koniec kanalii.

Zapachniały zefiry,
brzękły potrójne liry,
pierzchnęła tłuszcza.
Serce alkoholowe
unieśli aniołowie
na złotych bluszczach.

Konstanty Ildefons Gałczyński


Śmierć Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego

Patrz – gwiazda spadła gdzieś za horyzont
w ciemny bezkres błyszcząca spadła
Co to za wspomnienie, co za okolica,
że jak łzy nagłe podchodzi do gardła

Cztery grube tomy ozdobne
oprawione w niebieski papier
Mistrz Gałczyński nałożył niebieskie binokle
w ręku pióro swe ścisnął jak rapier –

„O zielona Natalio, o, srebrny Konstanty…”
Pisał i pisał w tęsknocie za wierszem
O ślubnej obrączce, o Niobe płaczącej…
Sentymentalnym pozostał dziś wieszczem

– To streszczenie obłoków i gwiazdy
i muzyki, kawiarni i srebra.
To preludium wichrowe – on marzył
aby biczem śmierć smagnąć po żebrach

Mroźnym grudniem, w zawiei bezmiernej
przed na nowo mającą wstać wiosną
kołnierz postawił, by było mu cieplej
z bicza trzasnął – w świat ruszył zaczarowaną dorożką

Patrz – gwiazda spadła tam, za horyzont –
patrz – odjechał w zieloną toń…
stukot kopyt? – to ciągnie ulicą
zaczarowaną dorożkę zaczarowany koń

Jan Olechowski

126 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    Mamy dziś Święto Zmarłych, święto pamięci o tych, których już nie ma. Jak poeta postrzegał nieuchronną śmierć? Proponuję państwu dyptyk: dwa spojrzenia, od wewnątrz i z zewnątrz…

  2. miral59 pisze:

    Zadumałam się…
    I tak sobie myślę, że dla każdego z nas śmierć jest czymś innym.
    Inaczej odczuwamy odejście kogoś bliskiego, a inaczej osób nam znanych, nawet lubianych czy podziwianych…
    Czy często myślimy o naszym końcu? Jest takie powiedzenie, że „kto się urodził – umrzeć musi”… i nie zależy to od wieku – młodzi też kończą swój żywot…
    Gałczyński zmarł mając niecałe 49 lat (brakowało mu trochę ponad miesiąc). Czy na pewno wszyscy odetchnęli z ulgą? Śmiem wątpić, ale wiemy, że to był kpiarz, więc…

  3. miral59 pisze:

    Dodam jeszcze, że nie jestem przerażona myślą o moim końcu. Jest nieunikniony, a nad pewnikami nie ma co się rozwodzić. Czy nastąpi za godzinę, czy kilka lat… kto może to osądzić. Tylko samobójcy, albo ci… w celi śmierci wiedzą, że to już. Nikt inny nie ma tej pewności. Nawet osoby z poważną chorobą nie wiedzą na pewno. Bywa przecież, że lekarze są zdumieni iż pacjent jeszcze żyje…
    Tak jak mi opowiadała jedna z profesorek z kliniki dziecięcej, specjalizującej się w nowotworach. Miała pacjentkę – dziecko z białaczką. Nie dawali jej więcej niż miesiąc życia. Po różnych metodach leczenia, po chemii opuścili ręce. Wypisali do domu i powiedzieli rodzicom, żeby dziecko jadło co chce i robiło co chce, bo i tak jego dni są policzone. Po dziesięciu latach odwiedziła ją młoda matka. Powiedziała, że to ona jest tym dzieckiem skazanym na śmierć. Nie wiadomo czemu wyzdrowiała, gdy dorosła wyszła za mąż i urodziła zdrowe dziecko. Pani profesor była w szoku. Przekonana, że dziecko od dawna nie żyje… a tu takie szczęśliwe zakończenie terapii Delighted

    • Quackie pisze:

      Ha, otóż przełożyłem swego czasu książkę (czeka w zamrażarce na publikację) o nowej terapii antynowotworowej (nie żadna hochsztaplerka, uznana już terapia), w której to książce opisano takie przypadki, spontanicznej remisji, a może właśnie nie spontanicznej, tylko związanej z innymi okolicznościami zdrowotnymi. Fascynujący temat.

      • miral59 pisze:

        Fascynujący temat, to pewne Pleasure
        W sumie, w przypadku tej dziewczynki, sama pani profesor nie wiedziała dokładnie dlaczego to dziecko wyzdrowiało. Może w końcu zaczęła działać któraś z terapii, której to dziecko było poddane? A może jeszcze coś innego? I tak sobie myślę, że radość rodziców była przeogromna. Nie tylko dziecko przeżyło, ale doczekali się wnuka Happy-Grin

        • Quackie pisze:

          Mamy (my, ludzkość) na ten temat ogromną wiedzę, ale wciąż jeszcze niewystarczającą. Oczywiście z każdym rokiem to się zmienia.

          • miral59 pisze:

            Niby ta wiedza jest ogromna, ale i tak ciało ludzkie owiane jest tajemnicą. Ta sama terapia na jednych działa, na innych nie. I nikt nie wie dlaczego. Nie mówiąc o onkologii, ale nawet w prostych przypadkach różnice w działaniu leków są wielkie…
            Często też nie zdajemy sobie sprawy jak wielką siłę ma nasza psychika. Przez wiele lat spychana na boczny tor i marginalizowana. A według wielu specjalistów, to właśnie ona ma największy wpływ na nasze życie i zdrowie…

            • Quackie pisze:

              Myślę, że gdyby psychika była przewidywalna i dała się ujmować w sposób ściśle naukowy, to by o wiele częściej stosowano oparte na niej terapie. Worry

              • miral59 pisze:

                No właśnie. Ale psychika chadza własnymi drogami i nie da się jej ująć w żadne ramy… trudno to nawet określić…
                Rodzajów tej psychiki jest tyle, ile ludzi na świecie, bo każdy jest inny. Są określenia i grupy psychologiczne, ale nie jest to precyzyjne… właśnie ze względu na różnorodność…

            • miral59 pisze:

              Przypomniało mi się coś jeszcze…
              Gdy szykowałam się do zabiegu usunięcia guza, odwiedziła mnie koleżanka z biura. Była zdumiona, że śmieję się i żartuję. Powiedziała mi, że ona by umarła ze strachu przed tym zabiegiem. Tylko się zaśmiałam. Odpowiedziałam jej, że ona będzie umierała setki, jak nie tysiące razy – właśnie ze strachu, a ja umrę raz, a dobrze, wtedy kiedy będę musiała Overjoy
              Po co mam martwić się na zapas? I zatruwać sobie życie? Trzeba z niego korzystać póki czas i póki się je ma…
              Na bloku operacyjnym też było zabawnie Happy-Grin Znajomy lekarz – operator, zajrzał i zapytał jak się czuję przed zabiegiem. Odpowiedziałam, że dobrze, tylko spać mi się chce (koleżanka podała mi już środek usypiający). Powiedział tylko: „Śpij, śpij, ja zaraz przyjdę”, co bardzo mnie rozbawiło Overjoy
              Tak to jest, gdy się sobie „załatwia” leżenie we „własnym” szpitalu, gdzie się wszystkich zna i ciebie wszyscy znają (oczywiście przesadzam, bo gdy jest ogromny szpital, trudno znać wszystkich). Ale na onkologię iść nie chciałam. Tam zmarł mój ojciec i tam rok wcześniej leżała moja ciotka…

              • Makówka pisze:

                Leżąc w szpitalu tak się wygłupiałam, że kiedyś usłyszałyśmy od pielęgniarek, że jeszcze nie miały tak zwariowanej sali.

                • miral59 pisze:

                  Też miałam zawsze dobry humor i uśmiechniętą buzię Delighted Może dlatego łatwiej mi było nawiązywać kontakty z ludźmi? Moja mama zawsze powtarzała, że ona przepracowała w tym szpitalu 30 lat, a nie zna tylu osób co ja Wink
                  Nigdy nie narzekałam na nic. Zawsze uśmiechnięta i zadowolona. Niektórzy mówili, że ja to mam dobrze – żadnych problemów… a tak na prawdę, problem gonił problem. Tylko czy mam zawsze być skwaszona? Co kogo obchodzą moje problemy? Jako ciekawostka, czy temat do rozmowy? Bo przecież i tak nikt moich problemów by nie rozwiązał… to po co narzekać? Happy-Grin

                • miral59 pisze:

                  Przypomniała mi się jedna z koleżanek z pracy. Wiecznie narzekała na swego męża. Znałam oboje. Na pewno aniołkiem nie był. Ale gdy raz powiedziała, że jej męża to tylko „łachudra by chciała”, byłam wręcz zdumiona Amazed
                  Zapytałam grzecznie, czy słyszy to co mówi… odpowiedziała, że tak i że jest pewna swego zdania. No to jej powiedziałam, że od wielu lat jest jego żoną, czyli go chciała… czy to znaczy, że jest łachudrą? Overjoy
                  Koleżanki z pracy rechotały jak żaby w stawie, a jej zabrakło tchu… nawet nie pomyślała o takim zestawieniu… Happy-Grin

            • Tetryk56 pisze:

              Ludzie generalnie od małego przyzwyczajani są do straszenia. Głównym emitentem tego strachu jest kościół, który na „bojaźni bożej” opiera swoje wpływy na wiernych, stąd pedagogika strachu – pamiętacie bajeczki Jachowicza?
              Dlatego tak niewielu ludzi potrafi się z tego strachu otrząsnąć i popycha on ich w kierunku skutków, których się boją.

              • Quackie pisze:

                W sedno!

              • miral59 pisze:

                Dodam jeszcze, że i politycy wykorzystują strach ludzi do swoich celów. To dlatego wymyśla się „wrogów narodu”, żeby straszyć nimi społeczeństwo. Wymyśla się różne zagrożenia… przerażonym człowiekiem łatwiej rządzić… Weary
                Całe szczęście nie wszyscy dają się omamić…

                • Quackie pisze:

                  W ogóle zarządzanie przez strach ma krótkie nogi. I działa na krótki dystans. Poza tym, że jest kompletnie parszywe etycznie.

                • miral59 pisze:

                  Nie jestem pewna, czy te nogi są aż tak krótkie, Mistrzu Q… Worry
                  KK od wieków posługuje się tą bronią i ludzie robią to co ta instytucja chce. A przynajmniej duża część z nich. Czy obecna władza miałaby rację bytu, gdyby nie KK i strach? Zamiast konkretnej wiedzy, wciska się ludziom głupie stereotypy, podtrzymuje wiarę w zabobony i jakąś magię związaną z kościołem. I tylko to pozwala na te wszystkie przekręty. Ludzie nie widzą, bo nie chcą zobaczyć różnicy w warunkach bytu swojego, a kleru i władzy. Po co mają myśleć? Ten obowiązek zdali na kogoś innego i wcale nie chcą zobaczyć, że zostali całkowicie ubezwłasnowolnieni – to im pasuje. Podejmowanie własnych decyzji wymaga namysłu, a do tego nie są przyzwyczajeni… niech ktoś inny to zrobi… walczy za nich i chroni… czują się bezpieczni w tej skorupie. W to, że nie ma zagrożenia, nie uwierzą, bo przecież zawsze jakieś zagrożenie jest… ciągle ktoś na nich czyha i chce napadać… i właśnie taką fobię obecna władza z KK podsycają i rozbudowują Weary

      • Tetryk56 pisze:

        Słyszałem dawno temu historię o facecie, który wrócił do domu z onkologii z miesięcznym wyrokiem. Postanowił zdążyć się jeszcze pośmiać, ściągnął furę kaset wideo z komediami i oczekiwał końca, zarykując się ze śmiechu. Rak się wycofał…

        • Quackie pisze:

          Znakomite. Nawet jeżeli ktoś zastosuje i nie podziała, to przynajmniej będzie miał przyjemną końcówkę!

          • miral59 pisze:

            Słyszałam, że właśnie dobry humor i szczery śmiech jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby… po prostu – leczy Pleasure
            Pamiętam, że gdy moja ciotka wróciła ze szpitala, była przekonana, że to już koniec jej życia. Ochrzaniłam ją równo i powiedziałam, że ma małe dziecko do odchowania i żeby przestała myśleć o głupotach, wiecznym odpoczynku. Serce mi się ściskało, ale się opanowałam… jej mąż tylko zacierał ręce. Wszystkie sąsiadki użalały się nad nią, a to nie działało zbyt dobrze. Uwierzyła mi (całe szczęście) i przeżyła ponad 25 lat po operacji. Była najdłużej żyjącą pacjentką „stomijną” na Białostocczyźnie.
            Nie przypisuję sobie zasługi jej wyzdrowienia, bo to zależało tylko od niej. Silna motywacja też jest bardzo pomocna w takich przypadkach… Delighted

            • Quackie pisze:

              Coś mi przypomniałaś.

              Dzwonek do drzwi, otwiera pan domu, a tu na progu stoi śmierć, klasyczny kościotrup w habicie z kapturem i z kosą, ale taka do kolan.

              Facet zaczyna się jąkać, że jak to, że już? Że nic nie wskazywało, że on jeszcze nie gotowy.

              A śmierć na to macha tylko ręką i mówi: – Spoko, ja po chomika.

    • Makówka pisze:

      Jest takie powiedzenie, że na tak upartą wolę życia medycyna bywa bezradna. Organizm ludzki jest bardzo skomplikowany.
      W każdej chorobie ogromne znaczenie ma motywacja i chęć życia.
      Jednak każdy z nas zna takie osoby, które walczyły niezwykle dzielnie,
      a mimo to przegrywały niestety.

  4. miral59 pisze:

    A tak w ogóle, to w Święto Zmarłych mam kogo wspominać. Chociaż przyznam szczerze, że bez tego święta też wspominam…
    Dziadków, rodziców, teściów… o ciotkach i wujkach nie wspominając…
    Najczulej wspominam mego dziadka, Emila (ojca mojego ojca). Byłam jego ulubienicą Happy-Grin Pomagałam we wszystkim, ile mogłam, a on odwdzięczał się przywiązaniem i wiarą we mnie. Gdy urodziłam córkę, mówił o niej „nasza Ania”. O córce starszej ode mnie stryjecznej siostry mówił „Beatka Ewy”. A przecież Beatka była o miesiąc starsza i była jego pierwszą prawnuczką Pleasure
    Drugą osobą, bardzo mi bliską, była Halina, młodsza siostra mojej mamy. Urodziłam się kaleką. Czekała mnie operacja, a i tak lekarze nie dawali mi szans na normalne życie. Mama po trzech miesiącach urlopu macierzyńskiego musiała wrócić do pracy (a pracowała w szpitalu). Zajęła się mną Halina. Zabrała mnie na wieś, do swoich rodziców. Moczyła moje nogi w specjalnych solach i masowała… pomału rozprostowywała pogięte kończyny. Z tego co wiem z opowiadań (byłam za mała żeby pamiętać), bardzo często płakałyśmy obydwie… ja, bo skóra była zaczerwieniona, wręcz zdarta i boląca, ona bo jej było żal tak małego dziecka. Wyprostowała i operacja okazała się zbędna. Czyż mogę o tym zapomnieć? Tym bardziej, że ta ciotka była „dusza nie człowiek”. Życzliwa dla wszystkich… nie potrafię nawet znaleźć niczego niemiłego na jej temat. Gdy zachorowała na raka, coś mi się skurczyło w sercu… po rozmowie z lekarzem na onkologii, sama nie wiem jak dotarłam do swojej pracy. Ciemne plamki latały mi przed oczami i do tej pory mam totalny zanik pamięci…
    Jej syn miał wtedy 9 lat… lekarz powiedział mi, że to nowotwór złośliwy (sami robili wynik i przyszło potwierdzenie z Warszawy) i nie wiadomo dokładnie ile i jakie zrobił przerzuty… czekała ją operacja i chemioterapia. Udało się Pleasure Przeżyła! Doczekała nie tylko, że jej syn się ożenił, ale i wnuczki…
    Gdy zmarła (na serce), moja mama miała już objawy Alzheimera. Powiedziała mi, że była u Haliny, ale ona leżała i nawet nie raczyła wstać. Włosy mi się podniosły na głowie, gdy to usłyszałam. Gdyby Halina wstała, część znajomych zebranych przy trumnie by zemdlała z wrażenia, a część by uciekła w popłochu Wink Ale choroba mamy nigdy nie szła w parze z logiką…

  5. miral59 pisze:

    Trochę zebrało mi się na wspominki, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie Wink To taki czas, że wspomina się swoich bliskich… głośno, bo w sercu nigdy nie umarli i zawsze są żywi, mile wspominani. W tych wspomnieniach pominęłam swoich rodziców, ale to wiadomo, że rodzice dzieciom zawsze są bliscy… nawet jeśli już nie żyją… może wtedy nawet bardziej…

  6. Makówka pisze:

    Witam i umykam.
    Czytać będę później.

  7. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Szybki rzut oka i na śniadanie. Potem zapukam do Gieni…

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry, piękna pogoda!

  9. Quackie pisze:

    A co do pierwszego wiersza, to mogę tylko przypomnieć, że po angielsku szarlatan to jest właśnie „quack” Wink1

  10. miral59 pisze:

    Czy ja przypadkiem nie za dużo gadam? Nie ma Makóweczki, to Miralka się rozgadała Overjoy
    Co oczywiście nie znaczy, że Makóweczka udziela się za dużo Pleasure Uważam, że w sam raz Happy

  11. miral59 pisze:

    Na wycieczkę nie pojedziemy, bo zrobiło się znowu zimno, chmurno i wietrznie. Nie chce się z domu wychodzić… Pondering
    Nie mówiąc już o tym, że zdjęcia robione przy takiej pogodzie będą do niczego Weary

  12. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Tetryku:)

    Nie jest to mój ulubiony temat.
    Ale cóż… Taki mamy Dzień…

    „A jed­nak żal. Odejść nie­ła­two.
    Taak. Koń­czę wiersz ten ze łzą w oku.
    Lecz może, dzię­ki mym kon­tak­tom,
    będę anioł­kiem na ob­ło­ku?
    Cóż, czło­wiek fru­wa tak, jak może,
    Oby­wa­te­lu Re­dak­to­rze.”
    („List z fiołkiem”)

    Pozdrawiam:)

  13. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  14. Makówka pisze:

    Wróciłam!

    Przywitałam się o 6:28 i chwilę potem wyszłam z domu.

    Myślałam, że przeczytam w autobusie, ale jakoś tak trząsł, że się nie dało. A potem zupełnie nie było czasu. Zjem obiad, wskoczę do wanny, potem do łóżeczka i wrócę na Wyspę.

    Teraz przeczytałam tylko dwa wiersze (czyli sam wpis) i jestem pod wrażeniem ich doboru tzn.spojrzenia na śmierć od wewnątrz i z zewnątrz.

    Tetryku, wielkie brawa!

    Brawo!

    (wiadomo -Mistrz T. !)

  15. Max pisze:

    Dobry wieczór :)Oba wiersze , dotyczą każdego z nas ,zwłaszcza w obecnej sytuacji na świecie w walce z Covidem . A przecież , Covid to niespodziewany załącznik do nagromadzonych przez lata w naszym organizmie różnych defektów zdrowotnych . Osobiście przeszedłem zawał , ale dzisiaj ,na co dzień , pozostał mi tętniak aorty brzusznej , którego pan profesor od tych spraw nie pozwala zoperować . Mam polecenie , abym kochał swoje zdrowie , w tym wszystkie schorzenia . Poezja zamieszczona prze Tetryka oswaja nas z tym problemem , ale smutek jednak zostaje , bo jak widać są granice których nauka jeszcze nie potrafi pokonać . Pozdrowionka 🙂 zkwiatkiem

    • Quackie pisze:

      Odpozdrawiam i zdrowia życzę!

    • Tetryk56 pisze:

      Przyjmij, że kłopoty już były, a teraz już będzie tylko dobrze! To pewniejsze niż zakład Pascala!

    • Makówka pisze:

      Maksiu!
      Też mam parę rzeczy, które powinno się, ale u mnie się nie da zoperować -guz w głowie, tarczycę, zatkaną tętnicę.

      I też usłyszałam parę razy „trzeba polubić i żyć z tym MIMO WSZYSTKO I NA PRZEKÓR!”.

      Moja pani onkolog na moje pytanie „co ja teraz mogę robić ?” odpowiedziała „Wszystko! Korzystać z życia!”

      Maksiu korzystajmy więc! Ciesz się każdym kwiatkiem na Twoim osiedlu, cudownymi wnukami i hacjendą!

  16. Makówka pisze:

    Dziś taki dzień, że naturalne i oczywiste jest rozmawiać o bliskich zmarłych oraz o stosunku do własnej śmierci.
    Ci, co odeszli …najbliżsi to rodzice i dziadkowie.

    Do własnej śmierci nie umiem podchodzić filozoficznie i z dystansem odkąd (mając na świeżo w oczach umieranie na raka w potwornym cierpieniu mojego ojca)usłyszałam ” nie mamy pomysłu co zrobić z panią tzn. z tak umiejscowionym guzem”. Nie umiem zapomnieć TAMTEGO STRACHU.

    Wcześniej miałam dwa udary, wykryte komórki nowotworowe w tarczycy, zatkanie tętnicy domózgowej i różne inne sytuacje, ale to wszystko było INACZEJ.

    A może dlatego, że ten guz jest, siedzi we mnie, lekkim bólem daje o sobie znać przy zmianach pogody itd.

    A może dlatego, że jestem coraz starsza a mimo to mam w sobie tyle chęci do KORZYSTANIA Z ŻYCIA.
    Uściślę -PRZYJEMNOŚCI ŻYCIA. I przeżywania emocji, które pasują nastolatkom.

    • Tetryk56 pisze:

      Nie, protestuję! Które przyjemności nam nie pasują? Thinking

      • Makówka pisze:

        Przyjemności -wszystkie pasują.

        Te, na które pozwala zdrowie i kondycja. Bo jak bym chciała po górach, a dziś sobie dreptałam po dolinkach, ale i tak było wesoło, bo naleweczki dobrze rozgrzewają i rozweselają. Ta chrzanówka…eh!

        Emocje, emocje…napisałam! No takie co to „w tym wieku? Nieeee”.

  17. miral59 pisze:

    Dziś doszłam do wniosku, że przynajmniej część Amerykanów, to kompletne bezmózgowie Weary
    Zadzwoniła Margaret. Przerażona. Od wczoraj wieczorem wieje u nas potężny wiatr. Rano, jak zwykle wypuściła psy na swoją ogrodzoną posesję. Widziała, że coś dorwały i jadły, ale nie zdążyła temu zapobiec…
    Jak się okazało, jej sąsiad postanowił pozbyć się wiewiórek… wytruć je. Porozrzucał na swojej posesji całe opakowania trutki na myszy i jedno z takich opakowań wiatr przewiał do Margaret. Idiota!!! Przecież też ma psa. Czy sądził, że pies nie przegryzie opakowania?!!! A wiewiórki? Czy zabiorą całe opakowanie do swoich dziupli? Przecież też mogły przegryźć i rozsypać trutkę po innych posesjach… możliwości jest wiele. I co to za pomysł, żeby truć te stworzenia? Nie jestem miłośnikiem wiewiórek – pisałam o tym nieraz. Ale żeby je zabijać?!!! I to jeszcze w taki sposób? Idiota, idiota i jeszcze raz idiota!!! Angry
    Pocieszałam Margaret, jak tylko mogłam. Wywołała u psów wymioty, żeby chociaż część trutki się pozbyły z organizmów. Dzwoniła też do weterynarza… jutro (w poniedziałek) ma się do niego zgłosić. Całe leczenie jest kosztowne (ok. $1 000), a i tak nie wiadomo na ile obejdzie się bez komplikacji. Uważam, że to sąsiad powinien ponieść wszystkie koszty. Jego bezmyślność drogo kosztuje (i to nie w przenośni) Weary
    Aż mi się w głowie nie mieści, że dorosły człowiek może nie myśleć o konsekwencji swoich czynów Thinking To co mówić o dzieciach, które nie mają doświadczeń i nie umieją przewidywać co może się stać? Czy nienawiść do tych gryzoni aż tak przesłoniła mu rozsądek? Ręce opadają…

    • miral59 pisze:

      Najgorzej, że to psy Margaret mogą swym życiem zapłacić za czyjąś bezmyślność… i nawet te amerykańskie „I’m sorry” niczego nie zmieni… Sad

    • Quackie pisze:

      No jasne, że to sąsiad powinien za to płacić!

      • miral59 pisze:

        Jak pisałam, jestem zdania, że to sąsiad powinien płacić, ale on ma to gdzieś. Nie wywali takiej kasy. Jego zdaniem, to nieprzyjemny wypadek i tyle Angry
        Kolejny idiota, który uważa, że „I’m sorry” załatwi wszystko… a to, że Margaret może stracić obydwa swoje psy już go nie obchodzi Sad

        • Quackie pisze:

          No cóż, mówi się, że USA to kraj pieniaczy, gotowych sądzić się o byle co… ale w tym przypadku bym nie odpuścił Disapproval

          • Tetryk56 pisze:

            Ja chyba też nie, ale to już decyzja Margaret.

          • miral59 pisze:

            Ale to tylko część Amerykanów lata z byle czym do sądu. Duża część woli spokój. Tym bardziej, że takie sprawy często toczą się latami (nawet 10 lat). Kosztują masę czasu, nerwów i pieniędzy.
            Nie sądzę, żeby Margaret się zdecydowała na sprawę sądową.

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry, pogoda zdecydowanie listopadowa – chmury nisko i pada.

  19. Makówka pisze:

    Witam i poproszę o herbatę!

  20. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Roboty powyżej kokardki… Weary

  21. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    A ja znowu mam wolne (jutro z resztą też) i żadne kokardki nie dla mnie Wink
    Może w końcu będę miała czas i wyślę swoje zdjęcia do druku? Mam cały folder z nowymi ptaszkami i nie tylko ptaszkami Happy-Grin Ale najpierw muszę sprawdzić, czy mają jakieś „special” na fotki.

    • miral59 pisze:

      Sprawdziłam. Na razie nie mają nic ciekawego do zaoferowania, więc nie wysyłam. Poczekam. Bliżej świąt na pewno będę mogła drukować znacznie taniej Pleasure
      W zamian za to zajęłam się wyborem zdjęć na nowe pięterko Happy-Grin
      Jest tego trochę, ale nie tylko ptaszki… zawsze to jakieś urozmaicenie… Wink

  22. Tetryk56 pisze:

    Ufff… Dotarłem do domu, napiłem się herbatki i jest mi odrobinę lepiej Happy

  23. miral59 pisze:

    Odwiedził nas synek. I jestem z tego bardzo zadowolona. Trochę mi się zwierzył ze swoich problemów… szkoda, że tak niewiele mogę mu pomóc… Sad Zdrowia mu nie dam. Pomogłam w czym mogłam… chociaż trochę… od tego ma się rodziców Happy-Grin

  24. Quackie pisze:

    Fajrant i przerwa!

  25. miral59 pisze:

    Właśnie dostałam na e-mail powiadomienie z
    IDES (to taka finansowa pomoc w okresie pandemii), że coraz więcej jest okradanych ludzi właśnie z tej pomocy. Kradną nie tylko pieniądze, ale też i dane. Między innymi SSN (czyli coś w rodzaju polskiego PESEL). Każdy legalny mieszkaniec USA ma taki numer…
    No i było – kliknij tu, kliknij tam… a skąd mam wiedzieć, czy to faktycznie z IDES? Może to dobry sposób, żeby zdobyć moje dane i na przykład wziąć pożyczkę na moje konto…
    Na ich stronie, gdzie jestem zarejestrowana, nic mi nie pisali, że wysyłają jakieś powiadomienie Thinking
    To co dostałam – przeczytałam i nie mam zamiaru nigdzie klikać. A jak czegoś będę potrzebowała, to się z nimi skontaktuję przez ich stronę, albo zadzwonię na podany (na stronie) numer Happy-Grin
    Sami powinni to wiedzieć i nie wysyłać mi jakiś głupich powiadomień – oczywiście o ile to oni…

    • Tetryk56 pisze:

      Jedno jest ważne: sprawdzanie, czy adresy, do których kierują linki, zgadzają się z sugerowanym nadawcą, i nie zawierają jakichś dziwnych adresów. Poważne instytucje dają zawsze odsyłacze do własnych domen lub domen innych poważnych instytucji.
      Z epoki przedinternetowej pamiętam tanią elektronikę firmy Panasonix, żerującej na marce Panasonic’a…

      • miral59 pisze:

        Głównie chodziło im o zmianę przeze mnie hasła. A po co mam zmieniać, jeśli to, którego używam jest dobre. Zanim je wpisałam i się zarejestrowałam, podali co powinno zawierać. Między innymi dużą literę, cyfry i litery (małe). Wpisałam co uważałam za stosowne i hasło zostało zatwierdzone. To dlaczego teraz niby mam je zmieniać? I to jeszcze korzystając z e-maila.
        Wiem, że hakerzy podszywają się pod znane firmy, bardzo popularne na rynku. Tak Mark dostał powiadomienie z PayPala, że coś z jego kontem jest nie tak, żeby kliknął w podany link i się od początku zarejestrował. Zamiast klikać, zadzwonił do firmy i zapytał co jest z jego kontem nie tak. Byli zdumieni i powiedzieli mu, żeby pod żadnym pozorem nie klikał w żaden link, bo to nie oni wysłali taką wiadomość. Jego konto jest w porządku i niczego zmieniać nie musi. To było dość dawno, ale pamiętam, bo mi opowiadał. Może teraz jest podobny przypadek? Thinking
        W każdym bądź razie nie mam zamiaru tego używać. Żeby się od początku zarejestrować muszę podać swój SSN, a ten numer należy do danych chronionych. Mając ten numer można na ten przykład wziąć pożyczkę w banku. I co? Potem będę ją spłacać? A ktoś będzie korzystał z „darmowej kasy”. Mowy nie ma!!!

  26. Makówka pisze:

    Mimo deszczu mało dziś byłam w domu to i mało na Wyspie.

    Ale już zjadłam kolację i już nie wychodzę z domu.

  27. Quackie pisze:

    Jestem po przerwie.

  28. Makówka pisze:

    DOBRANOC WYSPO!

  29. miral59 pisze:

    Co prawda to pięterko jeszcze nie jest wysokie, ale święto już się skończyło i może coś na „rozweselenie”… zawsze to jakaś odmiana. Zapraszam pięterko wyżej Delighted

Skomentuj Max Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)