Podczas niegdysiejszej letniej podróży w Alpy Julijskie nie byłam wystarczająco przekonująca, aby namówić współtowarzysza na samochodową zabawę po górskich serpentynach. W całych Alpach jest wiele pozakręcanych jak twist dróg, sporo razy po nich kręciłam, ale tę wspinającą się na niezwykle malowniczą Przełęcz Vršič znałam jedynie z opowieści i bardzo chciałam przejechać nią bawiąc się kierownicą.
Ruska Cesta, bo tak brzmi po słoweńsku oficjalna nazwa drogi, to ciekawe widokowo 24 km, na których znajduje się 50 ponumerowanych ostrych zakrętów z gatunku „agrafka”. Mniejsze, co oczywiste, nie są policzalne. Droga łączy Kranjską Gorę (810 m.n.p.m.) od strony północnej z Trentą (620m.n.p.m.) na południu, a przełęcz leży na wysokości 1611 m.n.p.m.
Przejście przez Vršič było znane i służyło od dawna ludności z Trentu, która udawała się do Kranjskej Gory lub Villach. W czasie I wojny światowej Austro-Węgry uznały trakt za bardzo ważny militarnie i w 1915 roku rozpoczęły budowę drogi wojskowej. Do robót wykorzystano blisko 10 tysięcy więźniów rosyjskich. W czasie prac nie obyło się bez ofiar, łącznie podczas budowy drogi zginęło 380 jeńców. Dla upamiętnienia swoich towarzyszy Rosjanie wybudowali w 1916 roku kaplicę, przy której warto zatrzymać się na chwilę.
Końcem grudnia pod znakiem zapytania stała możliwość przejazdu drogą, gdyż zazwyczaj otwarta jest ona przez ok. 7 miesięcy w roku. W czasie zimy (normalnie śnieżnej) ze względów bezpieczeństwa nie ma na nią wjazdu. Śniegu po słoweńskiej stronie Alp jednak jest jak na lekarstwo, więc mogłam bryknąć bryką z Kranjskiej do Trenty i z powrotem. Dwukrotny przejazd tą widokową trasą zapoczątkował urokliwą okołourodzinową wyprawę, a tym samym odczarowałam nieszczególne wspomnienia.
Wszyscy tęsknią za śnieżną i słoneczną zimą? Oto jej namiastka.
Sophie! dech mi te zdjęcia zaparły !
Zima! Góry! Zakręty… nie. Albowiem na takim zakręcie w Alpach (ale francuskich) przeżyliśmy kiedyś koszmarną historię, która o mało co nie skończyła się bardzo, bardzo źle. (Wydawało mi się nawet, że opisywałem ją kiedyś na Wyspie, ale chyba jednak nie, bo nie widzę. Na Wyspie Dnia Poprzedniego???).
O mrożących krew w żyłach przygodach pisać nie będę, nie lubimy przecież horrorów! Skupiamy się więc na słońcu i skrzącym na mrozie śniegu. A mroziło całkiem miło, nocami do -12.
To ślicznie, umiarkowanie. Na narty wystarczyłoby może i minus 5, ale wtedy w dzień by jednak trochę topniało. Przy -12 ładnie śnieg trzyma.
Wróćmy do śnieżnych opowieści jutro, teraz pora już spać – snów umiarkowanych, raczej miłych i bez koszmarów
Nie przypominam sobie tej relacji Kwaku, a wiele pamiętam, bo były ciekawe!
Och, to była taka notka o tym, jak najpierw małżonka się zarzekała, że nie będziemy jeździć na narty własnym samochodem, tylko autobusem z grupą zorganizowaną, a po pojechaniu autobusem z grupą – na odwyrtkę. Nawet nie pamiętam tytułu.
Ale koszmarną historię pewnie pamiętasz?
A oczywiście, nawet mam zarchiwizowany ten tekst na twardym dysku. A ponieważ nie jest to tekst godny odgrzania, to mogę wrzucić odnośny fragment tutaj:
„Cała sytuacja zakrawała na cud. Wyjeżdżaliśmy właśnie zza ostrego, zasłoniętego zakrętu na górskiej drodze pełnej serpentyn, kiedy kierowca rozpędzonego z przeciwka Renault Espace pojął, że nie zdąży wyhamować, i w ostatniej chwili skręcił na nasz pas. Uratowała nas tylko przytomność umysłu i refleks Pani Quackie, która zdążyła skręcić na pobocze, po czym odbić z powrotem na jezdnię, ustawiając nasz samochód pod dokładnie takim kątem, jaki był potrzebny, żeby uniknąć uderzenia w bok – właśnie w miejsce, gdzie znajdował się wlew paliwa. Osłupiały, śledziłem wzrokiem Espace’a ze zgruchotanym przodem, kiedy w jego tylną część uderzył drugi, identyczny Espace, rozpruwając ze zgrzytem swój lewy bok jak puszkę konserw. My znajdowaliśmy się wtedy już kilka metrów dalej, oddalając się od całego zdarzenia w lekkiej histerii.”
Tu trzeba dodać, że tuż PRZED zakrętem na NASZYM pasie stało zepsute Audi, które wciągano na lawetę, nie fatygując się organizacją ruchu. W związku z tym samochody z NASZEGO pasa, zaczęły wyprzedzać lawetę z wciąganym popsutym autem, w związku z czym samochody Z PRZECIWKA stanęły, żeby się nie zderzyć, w związku z czym Z PRZECIWKA zrobiła się nieduża kolejka, w którą wbił się ten pierwszy taksówkarz.
Takie chwile zapadają w pamięć. A Ty masz ją jeszcze utrwaloną na dysku na wypadek, gdyby Ci się zaczęła filcować.
(Wiedźminko znów ukradłam czyjeś powiedzenie, ale bardzo mi się spodobało).
Tak jak my pamiętamy moment koziołkowania i wbicia się w drzewo kołami do góry (od mojej strony akurat). Jechaliśmy we czwórkę na Święta do teściów. Nikomu nic się nie stało, więc to też historia z dobrym zakończeniem.
No, jak kołami do góry, to faktycznie dobre zakończenie.
Samochód wbił się w drzewo od mojej strony i stał tak w lekkim ukosie kołami do góry. Tak więc samodzielnie wygramolić się nie mogłam, bo pas się zablokował i wisiałam głową w dół co dobrze mojemu kręgosłupowi nie zrobiło, ale i tak szczęśliwie się zakończyło.
Taki malowniczy widok -czerwony samochód na drzewie na ośnieżonym polu.
Widocznie bezpieczny samochód. A pamiętasz markę i model, tak nawiasem mówiąc? Albo kierowca przytomny/a i w sytuacji kryzysowej dobrze pokierował/a.
Chyba FIAT UNO. Kierowcą był mój mąż.
Jechaliśmy w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Droga zasadniczo niezasypana śniegiem i za Słomnikami nawiany śnieg z pola. Wiał silny wiatr. Jedno koła na śliskiej nawierzchni, drugie na śniegu i auto zaczęło tańczyć. Na szczęście z naprzeciwka nikt nie jechał. Przejechaliśmy przez rów, przekoziołkowaliśmy i dopiero uderzyliśmy w drzewo, które było w pewnej odległości od pobocza, w polu.
Widząc nasze autko na drzewie kierowcy zwalniali i zaczynali tańczyć na drodze -taki kawałek jakiś był widocznie.
Gdy za rok znów jechaliśmy tą drogą na Święta cała nasza czwórka wydała z siebie wielkie uff, gdy już minęliśmy feralne miejsce.
Aa, nawiany śnieg. Paskudne. Czasem stawiają w takich miejscach płotki, żeby (m)nie(j) nawiewało.
Znajomy mi opowiadał, że jechał kiedyś w pierwszym śniegu z Krakowa do Niepołomic, przez las. Droga była równo pokryta gładką bielą, na której odznaczał się tylko jeden podwójny ślad samochodu – i oto w pewnym momencie ów ślad opuścił jezdnię, a na jego końcu widniały sterczące w górę cztery koła… Panowała kompletna cisza, spokojnie padał śnie, słychać było tylko szum własnego samochodu. Facet zatrzymał się, podbiegł do przewróconego, zobaczył dwoje ludzi wiszących w pasach głowami w dół. Wtedy dopiero usłyszał spokojny głos pasażerki pechowego auta:
– Bardzo proszę, ostrożnie, bo w bagażniku mamy porcelanę na wesele…
Stanem skupienia lepsza porcelana od mieszanki z powideł śliwkowych, grzybów marynowanych, kawy mielonej i przecieru pomidorowego uzupełnionej mlekiem skondensowanym zmiksowanej pięciokrotnym dachowaniem.
Straszne rzeczy przed snem opowiadacie
Podtrzymuję jedynie konwersację trzymając się narzuconego tematu
Dobre! (to z tą porcelaną)
Z tego dachowania pamiętam tylko -pierwsza myśl -czy wszyscy żyją/ są przytomni?
-druga -uwolnijcie mnie! (gdy tak wisiałam głową w dół)
Moi rodzice mieli wypadek. Oprócz nich w aucie był jeszcze pies. Gdy przyjechało Pogotowie moja mama powiedziała, że nigdzie nie pojedzie bez psa. W szpitalu powiedziała to samo.
Ona zawsze miała dużą siłę przebicia (czemu je tego nie odziedziczyłam?). Pies był z nią w nocy na sali szpitalnej, zanim ktoś ze znajomych po niego nie przyjechał na drugi dzień.
Zaliczyła również poślizg, który zakończył się w ogródku kołami do góry. Właściciele domu z ogródkiem podchodzili ze strachem do auta. Z Trabanta były strzępy, a ona była tylko trochę poobijana i pokaleczona .
Cudna zima pokazana na profesjonalnych zdjęciach.
Quacki ma złe wspomnienia z zakrętami w Alpach, a ja z jazdą autem góra-dół-góra, która zakończyła się szpitalem. Chodzi o duże różnice n.p.m.pokonywane w krótkim czasie.
Dlatego takie wysokości n.p.m.teraz już nie dla mnie.
Nam przy nagłych zmianach wysokości wariowały czujniki ciśnienia w oponach. Zachowując wszelkie proporcje – nie dziwię się, że w ludziu Makówce też coś było nie tak.
Przynajmniej miałam okazję poznać różnicę jak jest na SOR w Polsce, a jak w tego odpowiedniku -w Ameryce.
Zaprowadzono mnie do pokoju, położono i tam przychodził lekarz, pielęgniarka. Tam podjechano wózkiem i zawieziono na tomograf itp. Rejestratorka też tam przyszła spisać personalia itd.
Zaznaczam wtedy już byłam przytomna, więc w Polsce w takiej sytuacji odsyłali mnie zawsze od pokoju do pokoju.
Wcześnie w tym ludziu Makówce było całkiem nie tak.
Ale byłaś ubezpieczona? Pytam, bo kiedyś widziałem u Kumy rachunek za pobyt w szpitalu i to było coś

Oj tak -rachunek wystawili.
Byłam ubezpieczona, więc machając polisą nic nie zapłaciłam. Potem była korespondencja między szpitalem a ubezpieczycielem.
Ubezpieczyciel domagał się pełnej dokumentacji, a szpital, że nie mają procedury wysyłania dokumentacji medycznej za granicę. Nie mogąc doczekać się pieniędzy szpital zaczął wysyłać rachunki do Ewy, która mnie do szpitala przywiozła. Jej dane personalne podałam na granicy, więc i tak ją by ścigali.
W końcu Danka zadzwoniła do szpitala przedstawiając się jako mój osobisty lekarz i podając swój nr licencji poprosiła o przysłanie dokumentacji medycznej.
Aaaa dokumentacja medyczna na adres w USA -proszę bardzo. Danka wysłała do mnie. Ja do ubezpieczyciela. Wtedy zapłacili.
Zanim to nastąpiło Ewa cały czas była straszona konsekwencjami nie zapłacenia za mnie. Do mnie szpital nie pisał, bo…w szpitalu nie ma procedury wysyłania listów poza USA!
(Ewa i Danka to siostry, moje przyjaciółki w USA, o których często pisałam na Wyspie).
Co do „w szpitalu nie ma procedury wysyłania listów poza USA”, to mogę tylko pokręcić ze zdumieniem głową i napisać: CO ZA DZBANY! Ile by czasu zaoszczędzili, gdyby od razu to wysłali, a nie czekali, pisali upomnienia, straszyli, etc.
Dlatego to opisałam. Żeby nie było, że ja tylko „ach jak ta Ameryka jest cudowna!”.
Kto inny dostał pismo gdzieś tam z jakiejś Polski z prośbą o dokumentację. Wszelką korespondencję szpitalną wrzuca się do skrzynki w szpitalu, z zagraniczną ktoś musiałby jechać na pocztę.
A kto inny zobaczył, że nie przyszła wpłata za kogoś gdzieś tam w jakiejś Polsce -jak go ścigać? A tu mamy adres w USA -myk -wypełniamy i do skrzynki w szpitalu.
Quackie czego nie rozumiesz?
Maczku, i tak dobrze się skończyło, a iluzje na temat, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma dawno nam wywietrzały z głów ?
Jak pewnie zauważyłaś jestem zafascynowana „moją amerykańską przygodą”, ale i też nieodmiennie twierdzę, że „piękna nasza Polska cała”.
Nie, ja świetnie rozumiem, że biurokracja ma swoje prawa, zwłaszcza ta szpitalna, a że idzie po linii najmniejszego oporu, to tak to wygląda.
Masz podobnie jak ja, Makóweczko. Ameryka mnie nie zachwyca, chociaż mieszkam tu ponad 20 lat. To znaczy… na pewno ma piękne miejsca, ale niekoniecznie ze wszystkim jest taka cudowna
Wydaje mi się, że to niektórzy Polacy starają się utrzymać mit amerykański… taki „american dream”…
Czasami chodzę do dentysty (horror), bywałam w gabinetach lekarskich, a także miałam tu zabieg usunięcia guza. Teraz wolę się trzymać od nich z daleka
Chociaż niby znaleźli nowego guza do usunięcia… i to wiele lat temu… 
I miałam wtedy ubezpieczenie, które pokryło część opłat (właściwie większość).
Na temat służby zdrowia, aż strach się wypowiadać
Niby rachunek za szpital mogę płacić na raty… przysyłają rachunek, wysyłasz ile możesz, przysyłają Ci następny. Pięknie dziękują, że wpłaciłaś, ale przypominają, że jeszcze zostało ileś tam. I tak do czasu aż zapłacisz wszystko. Miałam ponad $3 tysiące do spłacenia (dokładnie 3,5). Trochę mi zajęło spłacanie… nie należę do bogaczy
Syn kiedyś „odsiedział” prawie 20 godzin na izbie przyjęć w szpitalu. Nie miał ubezpieczenia. A oni w pierwszym rzędzie badają tych, których przywiozło pogotowie. Jego przywiózł małżonek… Niby zrobili mu podstawowe badania, żeby stwierdzić, że nie ma zagrożenia życia, ale zostawili go na bardzo długo, bo takiego zagrożenia nie było…
A wiesz Miralko, że w Polsce pobyt w szpitalu nigdy nie był i nie jest tani?
W 1978 roku gdy Pogotowie mnie przywiozło nikt się potem nie upomniał o książeczkę ubezpieczalni. Po jakimś czasie do domu przyszedł rachunek na kwotę będącą sporą wielokrotnością mojej pensji. Pracowałam wtedy, byłam ubezpieczona, więc oczywiście nic nie musiałam płacić. Jest duża grupa osób, które nie są ubezpieczone, ale nie ma z czego im potem tego zabrać -np. bezdomni. Zarówno w Polsce, jak i w USA.
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi zawsze chodzi o pieniądze. Tak jest wszędzie.
No dobra, porozmawiajmy lepiej o pięknie przyrody zamiast o tak przyziemnych sprawach…
Nie wiem, Makóweczko, jakie są ceny za szpital w Polsce, ale wiem, że niektórzy moi znajomi jadą do kraju się leczyć, bo taniej to wychodzi. Szczególnie jeśli chodzi o dentystę. A przecież bilety tanie nie są…

Ale masz rację, szkoda pięknego pięterka na takie dyskusje… lepiej pozachwycać się cudnymi widokami
Tam zarabiać, tu się leczyć!
Niemcy też masowo przyjeżdżają do polskich sanatoriów.
Zapalę lampkę na poprzednim wątku, bo ten jest młody i ma przed sobą przyszłośc
Przyszłość ma rys jankesko-szpitalny, chyba śnię…
Swoją drogą, dzięki Wyspie rozmnażają mi się przygody !
Zapamiętujesz wszystkie i swoje i cudze?
Już nie, bo pamięć dziwnie mi się sfilcowała.
Przepraszam, że spytam, ale wiesz mnie się myślenie widać sfilcowało.
Na czym polega rozmnażanie przygód.
Obiecałaś im 500 +?
(szeptem pytałam).
Dobra, już znikam…DOBRANOC!
Bo Wasze przygody stają się moimi
Tak myślałam…
Dzień dobry



Pięknie
Uwielbiam takie widoki, chociaż górami się nie zachwycam. Jestem góralka, ale bagienna
Nie jeżdżę na nartach i ogólnie mam lęk wysokości, ale gdy widzę te ośnieżone szczyty, to widzę ich piękno…
Gory i snieg! Piekne zastepstwo za nasza niedorobiona zime!Musialo byc cudnie w naturze!Jak dobrze miec takiego wyslannika, ktory tak pieknie pokazuje nam rozne strony swiata!
Witajcie!
To się nazywa happy birthsday!
Piękno gór zawsze przypomina nam, jak mało znaczący jesteśmy w przyrodzie – tylko psucie wychodzi nam jako-tako…
Cóż – góry były, gdy nas nie było, i będą, gdy nas zabraknie.
Dzień dobry. Na razie wszystko za oknem schnie, ciekawe, jak długo.
Jak noc minęła? Bez obciążających snów?
Witaj Mistrzu Q
A nie, jak najbardziej był koszmar. Jeden, potem spokój. Nie wiem, o czym to świadczy.
Wyjechać na kilka dni sam. Bez najbliższych, nawet tych, których się kocha nad życie.
Zmęczyć fizycznie, żeby umysł odpoczął. I nic nie musieć… Nawet wstać rano by się umyć.
Nierealne?
Dobra rada dla Quackiego, a czy realna to już on musiałby ocenić!
No dobra to mycie można zostawić jednak!
(z kaczuszką)
Wyjeżdżam, ale nie sam, z małżonką. Za tydzień. Na tydzień. Zobaczymy, czy się będzie dało odpocząć i jak.
Już czekam na pięterkową relację!
I oczywiście życzę, aby się dało wypocząć!
Słonecznie witam!
Błękit nieba. „Tylko” gór i śniegu brakuje…
Witaj, mnie nie brakuje! :
Może skalistych szczytów. Nieco
Buziaki Skowronku!
Cieszę się, że Cię nie brakuje, bo jakby to mogło być?
„Ci” – nie brakuje, winno być Maczku

Bo mnie gór nie brakuje
Ciebie Skowroneczku! Ty przecież wiesz Ty łapaczko za słowa!
Ale…i tak Cię lubię!
I gdzie zbaczasz, gdzie??
A bo ja wiem?
Dzień dobry.. dech zapiera. Płonące, ośnieżone szczyty na tle czystego, granatowego nieba.
Czy tam rosną modrzewie? Świerki dostrzegłam, ale obok nich są też pozbawione (tak mi się wydaje) igieł, wskazując na modrzewie? Pewnie liściastych też nie brakuje. Jednak nie sądzę by na tych skałach przetrwały.
Kapliczka przypomina budową cerkiew (na me oko), a obok mała piramida?
Kręcić kierownicą po takich agrafkach osobiście lubię. Natomiast niekoniecznie jako pasażer. Co to to nie, nogi samoistnie wciskają nieistniejące w podłodze pedały, a ręce zaciskają się na uchwycie
Piękna wyprawa, można Ci Sophie pozazdrościć.
Świetnie wypatrzyłaś Allu, modrzewi w całych Alpach sporo, a w niższych piętrach i liściastych. Aż chciałoby się porównać kolory z naszymi jesiennymi bieszczadzkimi, czy beskidzkimi dywanami – może kiedyś?
Kapliczka cerkiewka ma uzasadnienie historyczne, skoro postawiona pamięci budowniczych drogi.
Zmykam popracować. I jeszcze mam parę rzeczy do załatwienia po przerwie świątecznej. I powinienem się najlepiej rozdwoić, bo do domu mają przyjść co najmniej dwie przesyłki, a dzisiaj wszyscy poza mną są poza domem…
Jak jesteś taki zagoniony to potem nie pytaj o czym świadczą te koszmary w nocy.
Tym razem serio piszę, taki dziś mam jakiś dzień.
Wyluzuj !
Paaaaa….
Dziś taki dzień pt.”.Jak działa w Polsce Służba Zdrowia”.
(Uspokajam raportu z tego nie będzie, ani nawet między między ).
I dobrze, że nie będzie! Wolę żyć w błogiej niewiedzy


Chociaż… powinnam również się wybrać, ponieważ nękają mnie niepokojące objawy
Eeetam… Piękny mamy dzisiaj dzionek
Tak. Błękit nieba cały dzień.
Zmykam pozałatwiać sprawy, no i jeszcze dzisiaj mam wizytę… duszpasterską 2020 !
Przywiozłam słońce, śnieg i góry mam za oknem. Łagodzą zawirowania pierwszego pourlopowego dnia i krótkiej nocy. Późne dzień dobry Wyspo
Szczęściara!
Dzień dobry
Słoneczko (o ile będzie na niebie) wstanie za jakie dwie godziny 
Jeszcze nie wiem na ile dobry, bo za oknem czarno
A co to się stało z Gieniuchną, że zapytam grzecznie? Bumelka?
Zachorowała babina?
Oniemiała z zachwytu patrząc na profesjonalne i piękne zdjęcia Zochy?
Gieniuchna biedactwo gardło ma nadwerężone od porannego darcia, więc dostała dzisiaj wychodne. Może siedzi w kolejce u laryngologa? Ubezpieczona jest, skoro na etacie – należy jej się
Wciąż jeszcze białe i nieco mroźne
dobry wieczór:)
Dobry wieczór, Zocho:)
Trasą, którą przywołujesz, nie miałam okazji się przemieszczać, ale jedną z najbardziej ekstremalnych europejskich dróg, którą jechałam, był norweski „pijany most”, bodajże – Storseisundet:) Myślę, że równie „zakręcony”, choć w nieco inny sposób:)
Kapliczka na zdjęciu niezwykle urokliwa, a upamiętnione widoki zapierają dech.
Podziwiając je, przypomniałam sobie wiersz K. Wierzyńskiego. Nie o słoweńskich Alpach wprawdzie, o słowackim Hrubym Wierchu, ale, myślę, przy odrobinie dobrej woli można przymknąć oko na tę geograficzną nieprecyzyjność:):
„Wierch jest mózgiem skalnym. Widzisz ostre szwy
Natężone do bólu żłobistym skupieniem?
Ognie tędy lawiną zadymioną szły.
Ziemia stygła i kamień się stawał kamieniem.
Czas, rzeczownik bezdenny, zapadał śród gór,
Lepił czaszkę z granitu i myśli w niej pisał,
Aż nieznaną muzyką wielogłowy chór
Pod niebem nieruchomym swój śpiew rozkołysał.
Melodio niepojęta, ciszo wód i skał,
Która kruszysz się w uchu zaziemskim szelestem!
Czuję wiatr: niósł mnie w dymach, ponad ogniem siał
i rozwiał po istnieniu. Gdzie ja teraz jestem?”
(„Hruby Wierch”)
Pozdrawiam:)
Dobry wieczór Leno 🙂
Geografia w tak poetyckim opisie jest nieistotna, a majestat i cisza gór jakichkolwiek jest dla mnie wartością bezcenną.
Pozdrawiam 🙂
Dobry wieczór. Troszkę mnie przemieliło w pracy, tak że nawet fajrantu nie zdążyłem odtrąbić, a już się przerwa zaczęła. Na szczęście już po.
Po dniu pełnym wrażeń rzeknę SzanPaństwu – dobranoc
Spokojnej.
Dla mnie to był dzień ciężki, pełen medycznych wrażeń z małą przerwą na obiad wzbogacony miłymi gadkami telefonicznymi.
Śpij spokojnie Skowroneczku!
Śpij spokojnie Bożenko!
Po wszystkich obowiązkowych wtorkowych zajęciach dopiero teraz spokojnie mogę wsłuchać się w dobranockę życząc snów łagodnych śpiącym już.
Jakoś nie mogę się odnaleźć w rytmie pracy. Idę więc spać… Dobrej nocy! (i snów bez poślizgów)
Miałam dzisiaj podobnie, a dzień był długi…
Dobranoc Kapitanie
Spokojnej. To normalne z tą pracą.
Szczęśliwie dla mnie już jutro piątunio i kolejny długi weekend – jadę na Podhale skontrolować stan zimy 😉 !
Zaufanie zaufaniem – a sprawdzać trzeba! (autor – bodajże Feliks Edmundowicz Dzierżyński).
Ale pięknie!
Dobry wieczór Gimi, dziękuję 🙂
Zmykam, proszę Państwa. Dobranoc.
Dobrej nocy i snów spokojnych Mistrzu
To może i ja już powiem
Dobranoc Makówko, dobranoc Wyspo…
Spokojnych snów:)
Zdecydowanie życzę snów o majestacie gór, a nie o służbie zdrowia w świecie !
Witajcie!
Dzisiaj na mojej drodze do pracy też leżał śnieg, ale w ilości hmmm… telegraficznej
Trochę się zastanawiam na czym polega ilość telegraficzna, ale pod moim balkonem też telegraficzne szczątki śniegu.
Co słup to płatek leży…
To u mnie boiskowo -trawnikowe szczątki śniegu. Z jednej strony na środku boiska na placu zabaw, z drugiej -na środku trawnika.
Na termometrze w słońcu -plus 14 stopni, z drugiej strony w cieniu-plus
trzy.
Jednak ja już „zaliczyłam” tej zimy śnieg. W niedzielę było go nawet za dużo.
Dzień dobry, dzisiaj wszystko o czasie, dzięki czemu miałem okazję obserwować piękną czerwoną łunę na wschodzie (tzn. wschód słońca).
Dzień dobry z biało-błękitnego, lekko zmrożonego i rozświetlonego słońcem południa.
kto dołączy?
Budzimy się, pracujemy! Ekspres szumi
Herbata dla chętnych też jest…
Kawkę poproszę, bo mimo pięknego wschodu słońca potrzebuję konkretnego kopa do mózgu.
Słoneczne i niewyspane witajcie!
Jak zawsze podstawiam moją ulubioną filiżankę w kropeczki.
Dzień dobry.. hej góry nasze góry!
Łoj, wicher dmie, znaczy się zmiana pogody nadchodzi.
Ekspres szumi, młynek hałasuje, Gienia wydobrzała 😉
A ja mam dysfunkcję systemu motywacyjnego! I jak żyć, kochani Wyspiarze? Hę?
Dzień dobry




U mnie system motywacyjny trochę przymarzł
Niby nie tak zimno, bo co to jest – minus 5C, ale te lodowe podmuchy wiatru działają mi na nerwy. Takie wietrzysko wciska się wszędzie i wydaje się, że jest zimniej
Ale nic to… aby do wiosny
Miłego dnia Wyspiarze!!!
Dzien dobry
jak widać dzionek meteorologicznie się nam zaczął. I trudno inaczej, gdy za oknem zimna plucha 
Kto miał pluchę, ten miał. U mnie całkiem przyjemny dzionek był(?)
Witaj Sowo Przemądrzała
Tylko Sophie ma dzionek biało-błękitny ku mojej niekłamanej zazdrości
; dobrze, że choć jedna osoba ma rozświetlony dzień.
A co do motywacji ? hm…. poszła się bujać ?
Spracowała się czy co ?
A
lbo się poddała ?
Ta skowronkowa motywacja zaczęła żyć jakby własnym życiem ?
A co napisał do Skowronka KIG ? ” A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zawiez… Wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej , zacałuj …Ty mnie ukołysz i uśpij ,snem muzykalnym zasyp , otumań …We śnie na wyspach szczęśliwych , nie przebudz ze snu… CDN .
„…Nie ufaj blondynowi, choć list czerwienny wyśle,
spal złoty włos nad świecą, a poznasz jego myśli…” Wł.Broniewski
Przepraszam, że ja tu tak między wódkę a zakąskę (Maksia a Skowronka), ale melduję, że opuszczam piękne góry i naszych poetów i biegnę na spotkanie z Leszkiem Balcerowiczem.
Paaaaa….
Paa i pozdrów pana Leszka ode mnie
Tak jest!

Przecież KIG marzył o wyspie wszelkiej szczęśliwości , a kto lepiej może spełnić te marzenia niż Skowronek z Madagaskaru , no kto ?? . Nie broń się , przecież mamy Rok KIG-a
Ależ dziękuję b. Maxiu za strofy Mistrza! To dla Ciebie z sympatią (przecież wiesz) jaką Cię darzę 🙂
Pyłem księżycowym być na twoich stopach,
wiatrem przy twej wstążce, mlekiem w twoim kubku,
papierosem w ustach, ścieżką pośród chabrów
ławką, gdzie spoczywasz, książką, którą czytasz…
A tera se idę na dymka! Chyba jedyna na tej Wyspie, która dba o papierosa żeby nie zgasł
Ja wolę dbać o ognisko…
Proszę ,jakie piękne słowa , jaką trzeba mieć poetyczną wyobraznię ! Chwała wyspie szczęśliwości Madagaskar ! Ps. Jeśli mogę coś poradzić z „dymkiem” , to ” rzucaj palenie ” tych najdroższych , firmowych . Bo tandety , nie będzie żal . A w życiu zawsze czegoś nam żal
Uch, fajrant i przerwa.
Normę wykonałeś, Mistrzu Q ?
Tak jest!
Biorę się za czytanie „Elegia dla bidoków” J.D.Vance zachęcona piękną recenzją Ultry.
Kupiłam ją zeszłego roku i jakoś tak zeszło, że dopiero teraz przyszedł czas na „Najważniejszą książkę o Ameryce ostatnich lat”. Przełożył Tomasz S. Gałązka.
Czy Mistrz Q zna może tego pana? 🙂
Miłego czytania Skowroneczku!
A ja już do domu wróciłam!
Leszka od Ciebie pozdrowiłam, rodziców Katarzyny Kolędy-Zalewskiej też (akurat siedzieli obok).
Dziękuję, Maczku


Fajnie miałaś, ale nie zagadałaś ich na…
Tylko chwileczkę i zdjęcie zrobiłam…
A potem słuchałam Balcerowicza.
I …też mu zdjęcie zrobiłam.
Zna i widuje się z nim regularnie
to jest kolega, również z Gdyni.
Dobrej nocy, Kochani

Nocna zmiana będzie??
Tylko pytam.
Miło.
Śpij smacznie Allu
Będzie. Spokojnej!
Jestem jakby co…
Wreszcie dotarłem do domu. Pora na kolację…
No proszę!
A ja już po kolacji, w łóżeczku z laptopem …
Zmykam spać, licząc na jaką-taką przytomność jutro 🙂
Dobrego, mocnego snu i jakiej-takiej przytomności!
Dobranoc Wyspo, również zmykam i znikam do poniedziałku
Pomyślnych fotołowów. Darz bór!
Ja też za długo nie posiedzę… ale jeszcze chwilę.
Ja jeszcze chwilkę, bo ….
…czy pięterko urosło wystarczająco, aby do śniadania było nowe?
Wszak Gospodyni nas opuszcza.
Łe, no pewnie, że można stawiać nowe.
No to kto na nocnej zmianie -zapraszam już teraz.