« W Zoo KATEDRA LA SEU. »

Na przełęczy…

Podczas niegdysiejszej letniej podróży w Alpy Julijskie nie byłam wystarczająco przekonująca, aby namówić współtowarzysza na samochodową zabawę po górskich serpentynach. W całych Alpach jest wiele pozakręcanych jak twist dróg, sporo razy po nich kręciłam,  ale tę wspinającą się na niezwykle malowniczą Przełęcz Vršič znałam jedynie z opowieści i bardzo chciałam przejechać nią bawiąc się kierownicą.

Ruska Cesta, bo tak brzmi po słoweńsku oficjalna nazwa drogi, to ciekawe widokowo 24 km, na których znajduje się 50 ponumerowanych ostrych zakrętów z gatunku „agrafka”. Mniejsze, co oczywiste, nie są policzalne.  Droga łączy Kranjską Gorę (810 m.n.p.m.) od strony północnej z Trentą (620m.n.p.m.) na południu, a przełęcz leży na wysokości 1611 m.n.p.m.

Przejście przez Vršič było znane i służyło od dawna ludności z Trentu, która udawała się do Kranjskej Gory lub Villach. W czasie I wojny światowej Austro-Węgry uznały trakt za bardzo ważny militarnie i w 1915 roku rozpoczęły budowę drogi wojskowej. Do robót wykorzystano blisko 10 tysięcy więźniów rosyjskich. W czasie prac nie obyło się bez ofiar, łącznie podczas budowy drogi zginęło 380 jeńców. Dla upamiętnienia swoich towarzyszy Rosjanie wybudowali w 1916 roku kaplicę, przy której warto zatrzymać się na chwilę.

Końcem grudnia pod znakiem zapytania stała możliwość przejazdu drogą, gdyż zazwyczaj otwarta jest ona przez ok. 7 miesięcy w roku. W czasie zimy (normalnie śnieżnej) ze względów bezpieczeństwa nie ma na nią wjazdu. Śniegu po słoweńskiej stronie Alp jednak jest jak na lekarstwo, więc mogłam bryknąć bryką z Kranjskiej do Trenty i z powrotem. Dwukrotny przejazd tą widokową trasą zapoczątkował urokliwą okołourodzinową wyprawę, a tym samym odczarowałam nieszczególne wspomnienia.

191 komentarzy

  1. Zocha pisze:

    Wszyscy tęsknią za śnieżną i słoneczną zimą? Oto jej namiastka.

  2. Quackie pisze:

    Zima! Góry! Zakręty… nie. Albowiem na takim zakręcie w Alpach (ale francuskich) przeżyliśmy kiedyś koszmarną historię, która o mało co nie skończyła się bardzo, bardzo źle. (Wydawało mi się nawet, że opisywałem ją kiedyś na Wyspie, ale chyba jednak nie, bo nie widzę. Na Wyspie Dnia Poprzedniego???).

    • Zocha pisze:

      O mrożących krew w żyłach przygodach pisać nie będę, nie lubimy przecież horrorów! Skupiamy się więc na słońcu i skrzącym na mrozie śniegu. A mroziło całkiem miło, nocami do -12.

      • Quackie pisze:

        To ślicznie, umiarkowanie. Na narty wystarczyłoby może i minus 5, ale wtedy w dzień by jednak trochę topniało. Przy -12 ładnie śnieg trzyma.

        • Zocha pisze:

          Wróćmy do śnieżnych opowieści jutro, teraz pora już spać – snów umiarkowanych, raczej miłych i bez koszmarów Zzzzzz

    • Wiedźma pisze:

      Nie przypominam sobie tej relacji Kwaku, a wiele pamiętam, bo były ciekawe! Happy

      • Quackie pisze:

        Och, to była taka notka o tym, jak najpierw małżonka się zarzekała, że nie będziemy jeździć na narty własnym samochodem, tylko autobusem z grupą zorganizowaną, a po pojechaniu autobusem z grupą – na odwyrtkę. Nawet nie pamiętam tytułu.

        • Makówka pisze:

          Ale koszmarną historię pewnie pamiętasz?

          • Quackie pisze:

            A oczywiście, nawet mam zarchiwizowany ten tekst na twardym dysku. A ponieważ nie jest to tekst godny odgrzania, to mogę wrzucić odnośny fragment tutaj:

            „Cała sytuacja zakrawała na cud. Wyjeżdżaliśmy właśnie zza ostrego, zasłoniętego zakrętu na górskiej drodze pełnej serpentyn, kiedy kierowca rozpędzonego z przeciwka Renault Espace pojął, że nie zdąży wyhamować, i w ostatniej chwili skręcił na nasz pas. Uratowała nas tylko przytomność umysłu i refleks Pani Quackie, która zdążyła skręcić na pobocze, po czym odbić z powrotem na jezdnię, ustawiając nasz samochód pod dokładnie takim kątem, jaki był potrzebny, żeby uniknąć uderzenia w bok – właśnie w miejsce, gdzie znajdował się wlew paliwa. Osłupiały, śledziłem wzrokiem Espace’a ze zgruchotanym przodem, kiedy w jego tylną część uderzył drugi, identyczny Espace, rozpruwając ze zgrzytem swój lewy bok jak puszkę konserw. My znajdowaliśmy się wtedy już kilka metrów dalej, oddalając się od całego zdarzenia w lekkiej histerii.”

            Tu trzeba dodać, że tuż PRZED zakrętem na NASZYM pasie stało zepsute Audi, które wciągano na lawetę, nie fatygując się organizacją ruchu. W związku z tym samochody z NASZEGO pasa, zaczęły wyprzedzać lawetę z wciąganym popsutym autem, w związku z czym samochody Z PRZECIWKA stanęły, żeby się nie zderzyć, w związku z czym Z PRZECIWKA zrobiła się nieduża kolejka, w którą wbił się ten pierwszy taksówkarz.

            • Makówka pisze:

              Takie chwile zapadają w pamięć. A Ty masz ją jeszcze utrwaloną na dysku na wypadek, gdyby Ci się zaczęła filcować.

              (Wiedźminko znów ukradłam czyjeś powiedzenie, ale bardzo mi się spodobało).

              Tak jak my pamiętamy moment koziołkowania i wbicia się w drzewo kołami do góry (od mojej strony akurat). Jechaliśmy we czwórkę na Święta do teściów. Nikomu nic się nie stało, więc to też historia z dobrym zakończeniem.

              • Quackie pisze:

                No, jak kołami do góry, to faktycznie dobre zakończenie. Amazed

                • Makówka pisze:

                  Samochód wbił się w drzewo od mojej strony i stał tak w lekkim ukosie kołami do góry. Tak więc samodzielnie wygramolić się nie mogłam, bo pas się zablokował i wisiałam głową w dół co dobrze mojemu kręgosłupowi nie zrobiło, ale i tak szczęśliwie się zakończyło.
                  Taki malowniczy widok -czerwony samochód na drzewie na ośnieżonym polu.

                • Quackie pisze:

                  Widocznie bezpieczny samochód. A pamiętasz markę i model, tak nawiasem mówiąc? Albo kierowca przytomny/a i w sytuacji kryzysowej dobrze pokierował/a.

                • Makówka pisze:

                  Chyba FIAT UNO. Kierowcą był mój mąż.
                  Jechaliśmy w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Droga zasadniczo niezasypana śniegiem i za Słomnikami nawiany śnieg z pola. Wiał silny wiatr. Jedno koła na śliskiej nawierzchni, drugie na śniegu i auto zaczęło tańczyć. Na szczęście z naprzeciwka nikt nie jechał. Przejechaliśmy przez rów, przekoziołkowaliśmy i dopiero uderzyliśmy w drzewo, które było w pewnej odległości od pobocza, w polu.

                  Widząc nasze autko na drzewie kierowcy zwalniali i zaczynali tańczyć na drodze -taki kawałek jakiś był widocznie.

                  Gdy za rok znów jechaliśmy tą drogą na Święta cała nasza czwórka wydała z siebie wielkie uff, gdy już minęliśmy feralne miejsce.

                • Quackie pisze:

                  Aa, nawiany śnieg. Paskudne. Czasem stawiają w takich miejscach płotki, żeby (m)nie(j) nawiewało.

              • Tetryk56 pisze:

                Znajomy mi opowiadał, że jechał kiedyś w pierwszym śniegu z Krakowa do Niepołomic, przez las. Droga była równo pokryta gładką bielą, na której odznaczał się tylko jeden podwójny ślad samochodu – i oto w pewnym momencie ów ślad opuścił jezdnię, a na jego końcu widniały sterczące w górę cztery koła… Panowała kompletna cisza, spokojnie padał śnie, słychać było tylko szum własnego samochodu. Facet zatrzymał się, podbiegł do przewróconego, zobaczył dwoje ludzi wiszących w pasach głowami w dół. Wtedy dopiero usłyszał spokojny głos pasażerki pechowego auta:
                – Bardzo proszę, ostrożnie, bo w bagażniku mamy porcelanę na wesele…

                • Zocha pisze:

                  Stanem skupienia lepsza porcelana od mieszanki z powideł śliwkowych, grzybów marynowanych, kawy mielonej i przecieru pomidorowego uzupełnionej mlekiem skondensowanym zmiksowanej pięciokrotnym dachowaniem.

                • Quackie pisze:

                  Straszne rzeczy przed snem opowiadacie Wink1

                • Zocha pisze:

                  Podtrzymuję jedynie konwersację trzymając się narzuconego tematu Happy-Grin

                • Makówka pisze:

                  ROTFL

                  Dobre! (to z tą porcelaną)

                  Z tego dachowania pamiętam tylko -pierwsza myśl -czy wszyscy żyją/ są przytomni?

                  -druga -uwolnijcie mnie! (gdy tak wisiałam głową w dół)

                  Moi rodzice mieli wypadek. Oprócz nich w aucie był jeszcze pies. Gdy przyjechało Pogotowie moja mama powiedziała, że nigdzie nie pojedzie bez psa. W szpitalu powiedziała to samo.
                  Ona zawsze miała dużą siłę przebicia (czemu je tego nie odziedziczyłam?). Pies był z nią w nocy na sali szpitalnej, zanim ktoś ze znajomych po niego nie przyjechał na drugi dzień.

                  Zaliczyła również poślizg, który zakończył się w ogródku kołami do góry. Właściciele domu z ogródkiem podchodzili ze strachem do auta. Z Trabanta były strzępy, a ona była tylko trochę poobijana i pokaleczona .

  3. Makówka pisze:

    Cudna zima pokazana na profesjonalnych zdjęciach.

    Brawo!

    Quacki ma złe wspomnienia z zakrętami w Alpach, a ja z jazdą autem góra-dół-góra, która zakończyła się szpitalem. Chodzi o duże różnice n.p.m.pokonywane w krótkim czasie.

    Dlatego takie wysokości n.p.m.teraz już nie dla mnie.

    • Quackie pisze:

      Nam przy nagłych zmianach wysokości wariowały czujniki ciśnienia w oponach. Zachowując wszelkie proporcje – nie dziwię się, że w ludziu Makówce też coś było nie tak.

      • Makówka pisze:

        Przynajmniej miałam okazję poznać różnicę jak jest na SOR w Polsce, a jak w tego odpowiedniku -w Ameryce.
        Zaprowadzono mnie do pokoju, położono i tam przychodził lekarz, pielęgniarka. Tam podjechano wózkiem i zawieziono na tomograf itp. Rejestratorka też tam przyszła spisać personalia itd.
        Zaznaczam wtedy już byłam przytomna, więc w Polsce w takiej sytuacji odsyłali mnie zawsze od pokoju do pokoju.

        Wcześnie w tym ludziu Makówce było całkiem nie tak.

        • Quackie pisze:

          Ale byłaś ubezpieczona? Pytam, bo kiedyś widziałem u Kumy rachunek za pobyt w szpitalu i to było coś Amazed Cry Cry-Out

          • Makówka pisze:

            Oj tak -rachunek wystawili.
            Byłam ubezpieczona, więc machając polisą nic nie zapłaciłam. Potem była korespondencja między szpitalem a ubezpieczycielem.

            Ubezpieczyciel domagał się pełnej dokumentacji, a szpital, że nie mają procedury wysyłania dokumentacji medycznej za granicę. Nie mogąc doczekać się pieniędzy szpital zaczął wysyłać rachunki do Ewy, która mnie do szpitala przywiozła. Jej dane personalne podałam na granicy, więc i tak ją by ścigali.

            W końcu Danka zadzwoniła do szpitala przedstawiając się jako mój osobisty lekarz i podając swój nr licencji poprosiła o przysłanie dokumentacji medycznej.
            Aaaa dokumentacja medyczna na adres w USA -proszę bardzo. Danka wysłała do mnie. Ja do ubezpieczyciela. Wtedy zapłacili.
            Zanim to nastąpiło Ewa cały czas była straszona konsekwencjami nie zapłacenia za mnie. Do mnie szpital nie pisał, bo…w szpitalu nie ma procedury wysyłania listów poza USA!

            (Ewa i Danka to siostry, moje przyjaciółki w USA, o których często pisałam na Wyspie).

            • Quackie pisze:

              Co do „w szpitalu nie ma procedury wysyłania listów poza USA”, to mogę tylko pokręcić ze zdumieniem głową i napisać: CO ZA DZBANY! Ile by czasu zaoszczędzili, gdyby od razu to wysłali, a nie czekali, pisali upomnienia, straszyli, etc.

              • Makówka pisze:

                Dlatego to opisałam. Żeby nie było, że ja tylko „ach jak ta Ameryka jest cudowna!”.
                Kto inny dostał pismo gdzieś tam z jakiejś Polski z prośbą o dokumentację. Wszelką korespondencję szpitalną wrzuca się do skrzynki w szpitalu, z zagraniczną ktoś musiałby jechać na pocztę.
                A kto inny zobaczył, że nie przyszła wpłata za kogoś gdzieś tam w jakiejś Polsce -jak go ścigać? A tu mamy adres w USA -myk -wypełniamy i do skrzynki w szpitalu.

                Quackie czego nie rozumiesz?

                • Wiedźma pisze:

                  Maczku, i tak dobrze się skończyło, a iluzje na temat, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma dawno nam wywietrzały z głów ? Yes!Yes!Yes!

                • Makówka pisze:

                  Jak pewnie zauważyłaś jestem zafascynowana „moją amerykańską przygodą”, ale i też nieodmiennie twierdzę, że „piękna nasza Polska cała”.

                • Quackie pisze:

                  Nie, ja świetnie rozumiem, że biurokracja ma swoje prawa, zwłaszcza ta szpitalna, a że idzie po linii najmniejszego oporu, to tak to wygląda.

                • miral59 pisze:

                  Masz podobnie jak ja, Makóweczko. Ameryka mnie nie zachwyca, chociaż mieszkam tu ponad 20 lat. To znaczy… na pewno ma piękne miejsca, ale niekoniecznie ze wszystkim jest taka cudowna Happy-Grin Wydaje mi się, że to niektórzy Polacy starają się utrzymać mit amerykański… taki „american dream”…
                  Na temat służby zdrowia, aż strach się wypowiadać Wink Czasami chodzę do dentysty (horror), bywałam w gabinetach lekarskich, a także miałam tu zabieg usunięcia guza. Teraz wolę się trzymać od nich z daleka Wink Chociaż niby znaleźli nowego guza do usunięcia… i to wiele lat temu… Worry
                  Niby rachunek za szpital mogę płacić na raty… przysyłają rachunek, wysyłasz ile możesz, przysyłają Ci następny. Pięknie dziękują, że wpłaciłaś, ale przypominają, że jeszcze zostało ileś tam. I tak do czasu aż zapłacisz wszystko. Miałam ponad $3 tysiące do spłacenia (dokładnie 3,5). Trochę mi zajęło spłacanie… nie należę do bogaczy Wink I miałam wtedy ubezpieczenie, które pokryło część opłat (właściwie większość).
                  Syn kiedyś „odsiedział” prawie 20 godzin na izbie przyjęć w szpitalu. Nie miał ubezpieczenia. A oni w pierwszym rzędzie badają tych, których przywiozło pogotowie. Jego przywiózł małżonek… Niby zrobili mu podstawowe badania, żeby stwierdzić, że nie ma zagrożenia życia, ale zostawili go na bardzo długo, bo takiego zagrożenia nie było…

                • Makówka pisze:

                  A wiesz Miralko, że w Polsce pobyt w szpitalu nigdy nie był i nie jest tani?
                  W 1978 roku gdy Pogotowie mnie przywiozło nikt się potem nie upomniał o książeczkę ubezpieczalni. Po jakimś czasie do domu przyszedł rachunek na kwotę będącą sporą wielokrotnością mojej pensji. Pracowałam wtedy, byłam ubezpieczona, więc oczywiście nic nie musiałam płacić. Jest duża grupa osób, które nie są ubezpieczone, ale nie ma z czego im potem tego zabrać -np. bezdomni. Zarówno w Polsce, jak i w USA.

                  Jeżeli nie wiadomo o co chodzi zawsze chodzi o pieniądze. Tak jest wszędzie.

                  No dobra, porozmawiajmy lepiej o pięknie przyrody zamiast o tak przyziemnych sprawach…

                • miral59 pisze:

                  Nie wiem, Makóweczko, jakie są ceny za szpital w Polsce, ale wiem, że niektórzy moi znajomi jadą do kraju się leczyć, bo taniej to wychodzi. Szczególnie jeśli chodzi o dentystę. A przecież bilety tanie nie są… Worry
                  Ale masz rację, szkoda pięknego pięterka na takie dyskusje… lepiej pozachwycać się cudnymi widokami Happy-Grin

                • Makówka pisze:

                  Tam zarabiać, tu się leczyć!
                  Niemcy też masowo przyjeżdżają do polskich sanatoriów.

  4. Wiedźma pisze:

    Zapalę lampkę na poprzednim wątku, bo ten jest młody i ma przed sobą przyszłośc Delighted

  5. Wiedźma pisze:

    Swoją drogą, dzięki Wyspie rozmnażają mi się przygody ! Approve

  6. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Pięknie Approve
    Uwielbiam takie widoki, chociaż górami się nie zachwycam. Jestem góralka, ale bagienna Overjoy
    Nie jeżdżę na nartach i ogólnie mam lęk wysokości, ale gdy widzę te ośnieżone szczyty, to widzę ich piękno… In Love

  7. emilka pisze:

    Gory i snieg! Piekne zastepstwo za nasza niedorobiona zime!Musialo byc cudnie w naturze!Jak dobrze miec takiego wyslannika, ktory tak pieknie pokazuje nam rozne strony swiata!

  8. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    To się nazywa happy birthsday!
    Piękno gór zawsze przypomina nam, jak mało znaczący jesteśmy w przyrodzie – tylko psucie wychodzi nam jako-tako…
    Cóż – góry były, gdy nas nie było, i będą, gdy nas zabraknie.

  9. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Na razie wszystko za oknem schnie, ciekawe, jak długo.

  10. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!

    Błękit nieba. „Tylko” gór i śniegu brakuje…

  11. Alla pisze:

    Dzień dobry.. dech zapiera. Płonące, ośnieżone szczyty na tle czystego, granatowego nieba.
    Czy tam rosną modrzewie? Świerki dostrzegłam, ale obok nich są też pozbawione (tak mi się wydaje) igieł, wskazując na modrzewie? Pewnie liściastych też nie brakuje. Jednak nie sądzę by na tych skałach przetrwały.
    Kapliczka przypomina budową cerkiew (na me oko), a obok mała piramida?
    Kręcić kierownicą po takich agrafkach osobiście lubię. Natomiast niekoniecznie jako pasażer. Co to to nie, nogi samoistnie wciskają nieistniejące w podłodze pedały, a ręce zaciskają się na uchwycie Wink
    Piękna wyprawa, można Ci Sophie pozazdrościć.

    • Zocha pisze:

      Świetnie wypatrzyłaś Allu, modrzewi w całych Alpach sporo, a w niższych piętrach i liściastych. Aż chciałoby się porównać kolory z naszymi jesiennymi bieszczadzkimi, czy beskidzkimi dywanami – może kiedyś?
      Kapliczka cerkiewka ma uzasadnienie historyczne, skoro postawiona pamięci budowniczych drogi.

  12. Quackie pisze:

    Zmykam popracować. I jeszcze mam parę rzeczy do załatwienia po przerwie świątecznej. I powinienem się najlepiej rozdwoić, bo do domu mają przyjść co najmniej dwie przesyłki, a dzisiaj wszyscy poza mną są poza domem… Worry

    • Makówka pisze:

      Jak jesteś taki zagoniony to potem nie pytaj o czym świadczą te koszmary w nocy.

      Tym razem serio piszę, taki dziś mam jakiś dzień.

      Wyluzuj !

      Please

  13. Makówka pisze:

    Paaaaa….

    Dziś taki dzień pt.”.Jak działa w Polsce Służba Zdrowia”.

    (Uspokajam raportu z tego nie będzie, ani nawet między między ).

  14. Alla pisze:

    Zmykam pozałatwiać sprawy, no i jeszcze dzisiaj mam wizytę… duszpasterską 2020 !

  15. Zocha pisze:

    Przywiozłam słońce, śnieg i góry mam za oknem. Łagodzą zawirowania pierwszego pourlopowego dnia i krótkiej nocy. Późne dzień dobry Wyspo Kawa1

  16. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Jeszcze nie wiem na ile dobry, bo za oknem czarno Wink Słoneczko (o ile będzie na niebie) wstanie za jakie dwie godziny Delighted

  17. Alla pisze:

    A co to się stało z Gieniuchną, że zapytam grzecznie? Bumelka?
    Zachorowała babina? Amazed

    • Makówka pisze:

      Oniemiała z zachwytu patrząc na profesjonalne i piękne zdjęcia Zochy?

    • Zocha pisze:

      Gieniuchna biedactwo gardło ma nadwerężone od porannego darcia, więc dostała dzisiaj wychodne. Może siedzi w kolejce u laryngologa? Ubezpieczona jest, skoro na etacie – należy jej się Happy-Grin

  18. Lena Sadowska pisze:

    Wciąż jeszcze białe i nieco mroźne
    dobry wieczór:)

  19. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Zocho:)

    Trasą, którą przywołujesz, nie miałam okazji się przemieszczać, ale jedną z najbardziej ekstremalnych europejskich dróg, którą jechałam, był norweski „pijany most”, bodajże – Storseisundet:) Myślę, że równie „zakręcony”, choć w nieco inny sposób:)

    Kapliczka na zdjęciu niezwykle urokliwa, a upamiętnione widoki zapierają dech.
    Podziwiając je, przypomniałam sobie wiersz K. Wierzyńskiego. Nie o słoweńskich Alpach wprawdzie, o słowackim Hrubym Wierchu, ale, myślę, przy odrobinie dobrej woli można przymknąć oko na tę geograficzną nieprecyzyjność:):

    „Wierch jest mózgiem skalnym. Widzisz ostre szwy
    Natężone do bólu żłobistym skupieniem?
    Ognie tędy lawiną zadymioną szły.
    Ziemia stygła i kamień się stawał kamieniem.

    Czas, rzeczownik bezdenny, zapadał śród gór,
    Lepił czaszkę z granitu i myśli w niej pisał,
    Aż nieznaną muzyką wielogłowy chór
    Pod niebem nieruchomym swój śpiew rozkołysał.

    Melodio niepojęta, ciszo wód i skał,
    Która kruszysz się w uchu zaziemskim szelestem!
    Czuję wiatr: niósł mnie w dymach, ponad ogniem siał
    i rozwiał po istnieniu. Gdzie ja teraz jestem?”
    („Hruby Wierch”)

    Pozdrawiam:)

    • Zocha pisze:

      Dobry wieczór Leno 🙂
      Geografia w tak poetyckim opisie jest nieistotna, a majestat i cisza gór jakichkolwiek jest dla mnie wartością bezcenną.
      Pozdrawiam 🙂

  20. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Troszkę mnie przemieliło w pracy, tak że nawet fajrantu nie zdążyłem odtrąbić, a już się przerwa zaczęła. Na szczęście już po.

  21. Alla pisze:

    Po dniu pełnym wrażeń rzeknę SzanPaństwu – dobranoc I-m-in-love

  22. Zocha pisze:

    Po wszystkich obowiązkowych wtorkowych zajęciach dopiero teraz spokojnie mogę wsłuchać się w dobranockę życząc snów łagodnych śpiącym już.

  23. Tetryk56 pisze:

    Jakoś nie mogę się odnaleźć w rytmie pracy. Idę więc spać… Dobrej nocy! (i snów bez poślizgów)

  24. gimikis pisze:

    Ale pięknie!

  25. Quackie pisze:

    Zmykam, proszę Państwa. Dobranoc.

  26. Makówka pisze:

    To może i ja już powiem GoodNight

  27. Lena Sadowska pisze:

    Spokojnych snów:)

  28. Wiedźma pisze:

    Zdecydowanie życzę snów o majestacie gór, a nie o służbie zdrowia w świecie ! Happy-Grin

  29. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dzisiaj na mojej drodze do pracy też leżał śnieg, ale w ilości hmmm… telegraficznej Wink

    • Makówka pisze:

      Trochę się zastanawiam na czym polega ilość telegraficzna, ale pod moim balkonem też telegraficzne szczątki śniegu.

      • Tetryk56 pisze:

        Co słup to płatek leży…

        • Makówka pisze:

          To u mnie boiskowo -trawnikowe szczątki śniegu. Z jednej strony na środku boiska na placu zabaw, z drugiej -na środku trawnika.
          Na termometrze w słońcu -plus 14 stopni, z drugiej strony w cieniu-plus
          trzy.
          Jednak ja już „zaliczyłam” tej zimy śnieg. W niedzielę było go nawet za dużo.

  30. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj wszystko o czasie, dzięki czemu miałem okazję obserwować piękną czerwoną łunę na wschodzie (tzn. wschód słońca).

  31. Zocha pisze:

    Dzień dobry z biało-błękitnego, lekko zmrożonego i rozświetlonego słońcem południa.
    Budzimy się, pracujemy! Ekspres szumi expresso kto dołączy?
    Herbata dla chętnych też jest…

  32. Makówka pisze:

    Słoneczne i niewyspane witajcie!

    Kawka

    Jak zawsze podstawiam moją ulubioną filiżankę w kropeczki.

  33. Alla pisze:

    Dzień dobry.. hej góry nasze góry!
    Łoj, wicher dmie, znaczy się zmiana pogody nadchodzi.
    Ekspres szumi, młynek hałasuje, Gienia wydobrzała 😉
    A ja mam dysfunkcję systemu motywacyjnego! I jak żyć, kochani Wyspiarze? Hę? Worry

  34. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie system motywacyjny trochę przymarzł Wink
    Niby nie tak zimno, bo co to jest – minus 5C, ale te lodowe podmuchy wiatru działają mi na nerwy. Takie wietrzysko wciska się wszędzie i wydaje się, że jest zimniej Weary
    Ale nic to… aby do wiosny Happy-Grin
    Miłego dnia Wyspiarze!!! Delighted

  35. Wiedźma pisze:

    Dzien dobry Hi jak widać dzionek meteorologicznie się nam zaczął. I trudno inaczej, gdy za oknem zimna plucha Cry

  36. Wiedźma pisze:

    Tylko Sophie ma dzionek biało-błękitny ku mojej niekłamanej zazdrości Approve ; dobrze, że choć jedna osoba ma rozświetlony dzień.

  37. Wiedźma pisze:

    A co do motywacji ? hm…. poszła się bujać ? Hamak Spracowała się czy co ?

  38. Wiedźma pisze:

    A Give-up lbo się poddała ?

  39. Max pisze:

    A co napisał do Skowronka KIG ? ” A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zawiez… Wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej , zacałuj …Ty mnie ukołysz i uśpij ,snem muzykalnym zasyp , otumań …We śnie na wyspach szczęśliwych , nie przebudz ze snu… CDN . Rose

    • Alla pisze:

      Delighted Na pewno do Skowronka, Maxiu? In Love
      „…Nie ufaj blondynowi, choć list czerwienny wyśle,
      spal złoty włos nad świecą, a poznasz jego myśli…” Wł.Broniewski zkwiatkiem

      • Makówka pisze:

        Przepraszam, że ja tu tak między wódkę a zakąskę (Maksia a Skowronka), ale melduję, że opuszczam piękne góry i naszych poetów i biegnę na spotkanie z Leszkiem Balcerowiczem.

        Paaaaa….

      • Max pisze:

        Przecież KIG marzył o wyspie wszelkiej szczęśliwości , a kto lepiej może spełnić te marzenia niż Skowronek z Madagaskaru , no kto ?? . Nie broń się , przecież mamy Rok KIG-a Bukiet

        • Alla pisze:

          Ależ dziękuję b. Maxiu za strofy Mistrza! To dla Ciebie z sympatią (przecież wiesz) jaką Cię darzę 🙂
          Py­łem księ­ży­co­wym być na two­ich sto­pach,
          wia­trem przy twej wstąż­ce, mle­kiem w two­im kub­ku,
          pa­pie­ro­sem w ustach, ścież­ką po­śród cha­brów
          ław­ką, gdzie spo­czy­wasz, książ­ką, któ­rą czy­tasz… kiss_a_heart

          A tera se idę na dymka! Chyba jedyna na tej Wyspie, która dba o papierosa żeby nie zgasł Wink

          • Makówka pisze:

            Ja wolę dbać o ognisko…

          • Max pisze:

            Proszę ,jakie piękne słowa , jaką trzeba mieć poetyczną wyobraznię ! Chwała wyspie szczęśliwości Madagaskar ! Ps. Jeśli mogę coś poradzić z „dymkiem” , to ” rzucaj palenie ” tych najdroższych , firmowych . Bo tandety , nie będzie żal . A w życiu zawsze czegoś nam żal zkwiatkiem

  40. Quackie pisze:

    Uch, fajrant i przerwa.

  41. Alla pisze:

    Biorę się za czytanie „Elegia dla bidoków” J.D.Vance zachęcona piękną recenzją Ultry.
    Kupiłam ją zeszłego roku i jakoś tak zeszło, że dopiero teraz przyszedł czas na „Najważniejszą książkę o Ameryce ostatnich lat”. Przełożył Tomasz S. Gałązka.
    Czy Mistrz Q zna może tego pana? 🙂

  42. Alla pisze:

    Dobrej nocy, Kochani I-m-in-love
    Nocna zmiana będzie??
    Tylko pytam.
    Miło.
    Roses-are-red

  43. Tetryk56 pisze:

    Wreszcie dotarłem do domu. Pora na kolację…

  44. Tetryk56 pisze:

    Zmykam spać, licząc na jaką-taką przytomność jutro 🙂

  45. Zocha pisze:

    Dobranoc Wyspo, również zmykam i znikam do poniedziałku Pleasure

  46. Quackie pisze:

    Ja też za długo nie posiedzę… ale jeszcze chwilę.

Skomentuj Wiedźma Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)