W samym Roermond mieszkam jakieś 16 lat. Ale dopiero teraz (wówczas, koniec sierpnia), miałam okazję popłynąć stateczkiem wokół jednego boku mojego miasta. Rejs trwał niecałą godzinę. A wyciągnął mnie z domu, prawie za włosy, mój były sąsiad. (Bo się straszna domatorka zrobiłam).
Początek rejsu rozpoczyna się przy ulicy/bulwarze Roerkade, gdzie po obu stronach rzeki Roer są kafejki, restauracje i hoteliki.
Na pierwszym planie były sąsiad.
Usadowiliśmy się na górnym pięterku, z widokiem na…wszystko. Był upał. BYŁ UPAŁ. Pamiętacie? Statek ruszył. Najpierw zobaczyłam znajome mi z pieszych wędrówek motywy. Tylko od innej, „głębszej” strony. A później była „brama”, za którą rzeka Roer wpływa do wielkiej wody, de Maas.
A chwilę później zaczęło się naprawdę. Lekki wietrzyk omiatał moje odsłonięte ramiona i figlował we włosach… (Żartowałam… Fakt faktem, że przy ówczesnym upale, było tam bardzo przyjemnie z tym wiaterkiem) 🙂 .
Upajałam się zapachem wody przy mieście, ryb ze smażalni i oleju silnikowego naszej „łodzi”. Czym jednak dalej od centrum miasta, tym bardziej pachniało „naturalną naturą” 🙂 .
Przewodnik rozkręcał się w dwóch językach, po niderlandzku i niemiecku. Pachniało co raz ładniej. Wietrzyk łagodził słoneczne swawole, a były sąsiad próbował znaleźć moje kolano…
I zaczęła się przyroda…
Kemping za miastem.
Przepływaliśmy obok wysepki, na której żyje sobie ptactwo pod ochroną. Podobno znajdują się tam gatunki niespotykane gdzie indziej. I kilka gatunków, których na świecie co raz mniej. Taki mały, ptasi park narodowy. Proszę mnie nie pytać, jak i co, bo się nie znam, więc nie zapamiętałam. Widziałam myszołowa stojącego samotnie, jakieś kaczki i czarne łabędzie w golfach. Słyszałam coś o „krwawodziobie”, czapli siwej i perkozie… To to, co udało mi się zapisać i przetłumaczyć w domu z NIDERLANDZKIEGO!
Te „golfy” u łabędzi, to naturalnie obrączki identyfikacyjne.
Później był duuuży zakręt. Ukazała się szkółka żaglówek.
Parking wypasionych łodzi, a nawet „tanksztela” do nich.
Jeszcze jedna ciekawostka była po drodze. Miasteczko na wodzie. Jak podkreślał nasz przewodnik, najdroższe domki wakacyjne w regionie… Domki na pontonach. Ponoć nawet piwnice mają. Sklep i budynek recepcja/hotel/restauracja. Oraz prywatny „parking”, prywatnych łódeczek. Zamieszkiwać tam można od marca do grudnia. Potem wynocha do tego luksusowego apartamentu…
No i nastąpił powrót. W międzyczasie, były sąsiad dostał po łapach.
Gdy dobijaliśmy do portu, zrobiłam zdjęcie domków/łodzi, zacumowanych przy brzegu, charakterystycznych bardziej dla Amsterdamu, Rotterdamu, czy innych holenderskich dużych aglomeracji. Ale w Roermond też są.
Ten jakiś opuszczony… może właściciel na Hawajach…
Brama od drugiej strony.
Po wycieczce stateczkiem, poszliśmy na wypasione lody. Kilka dni później dopadł mnie półpasiec, który wyłączył mnie z życia na blisko dwa miesiące. Były sąsiad jest na 100% były. Ale zdjęcia zostały 🙂 .
Wiem, że już wszyscy (prawie) śpią. Zapraszam jednak na mały rejs, małym statkiem, na obrzeżach niedużego, niderlandzkiego miasta. Minione lato było upalne. Pamiętacie?
Prawie, ale nie wszyscy. Melduję się pierwsza do oglądania i ogrzewania w cieple upalnego lata.
A masz innych sąsiadów, żeby Cię wyciągali (może nie za włosy), żebyś była mniej domatorką?
Fajnie było na tym małym statku wokół niedużego miasta
! Ja chcę więcej! A sąsiad miał wielką łapę ? 
Miał… cały był wielki, za wielki dla takiej zrujnowanej doświadczeniem życiowym lebiody….
„…Z tym największy jest ambaras,
Żeby dwoje chciało naraz…”
Prawie czuję ten wiatr we włosach!
Dobry wieczór, meldujem się.
Szanowna Autorko, czy pozwolisz, że trochę powiększę zdjęcia w tekście?
Poza tym bardzo mi się podoba, zwłaszcza powracający leitmotiv (byłego) sąsiada. Dość bezpośredni człek, żeby tak od razu do kolan sięgać?
Znałem bardziej bezpośrednich 😉 Niektórzy nawet poszli w prezydenty…
Jak kolanko zgrabne to wcale się nie dziwię…
Widać zbyt nachalny był, za mało wyrafinowany to był podryw ?
A tak serio zabrakło mu wyczucia, że nie czas i nie pora ?
Ale skupmy się na pięknych widokach…
Wypasione lody z tym żywo zainteresowanym sąsiadem ? Zamiast czarnej polewki były ? Ciekawe….
Pozwoliłem sobie powiększyć, bo ładne zdjęcia.
Właśnie, też mi szkoda było, że ładne zdjęcia, a prawie nic nie widać!
Ale już wpół do pierwszej? To idę spać, spokojnej wszystkim!
To ja chyba już też?
Dobranoc!
Dzień dobry i tutaj

Poradziłaś z nim sobie, a co zobaczyłaś, to Twoje 

Jak to dobrze, że Twój sąsiad wyciągnął Cię na wycieczkę
Nawet mimo tych „łapek-szwendrajek”
Szkoda, że nie interesują Cię pierzaste, bo bardzo jestem ciekawa jakie gatunki są endemiczne na tej „ptasiej wyspie”…
Ale i tak jest ciekawie
To może jeszcze coś na ochłodę, po tym upalnym rejsie



Udało mi się wyjechać, ale mąż mi mówił, że rano sąsiada musiał wypychać, bo zatarasował przejazd
Meksyki nie umieją jeździć w śniegu… to znaczy oni w ogóle nie umieją jeździć 


U mnie w niedzielę cały dzień było pochmurnie. Po południu zaczął padać deszcz. Robiło się coraz chłodniej i tak gdzieś ok. 18 zaczął sypać śnieg. Ogromne płatki… dawno już takich nie widziałam… prawie wielkości dłoni…
Śnieg sypał całą noc i rano otworzyłam drzwi z trudem. Chciałam nakarmić pierzaste, ale śnieg tworzył skorupę nie do przebycia. Musiałam nałożyć rękawiczki (chociaż tego nie lubię). Łopata stojąca przy drzwiach była tak oblodzona, że nie miałam jak nią odśnieżać. Śnieg był mokry i ciężki, z warstewką lodu na wierzchu. Zanim dokopałam się do karmników, byłam mokra… a przecież nie jest to daleko!!!Karmniki były oblodzone… ani otworzyć, ani dosypać. Posypałam ziarna na ziemię, a karmniki zabrałam do domu. Musiałam je chociaż trochę odmrozić.
Nie powiesiłam z powrotem, bo nie miałam już czasu.
Z samochodem było gorzej, niż myślałam. Początkowo nie dałam rady otworzyć nawet tych drzwi przy kierownicy. Zamarznięty śnieg tworzył wcale zgrabną skorupę. W końcu jakoś mi się udało… Włączyłam ogrzewanie, żeby łatwiej było oczyścić.
Prawie godzinę zajęło mi to czyszczenie… do pracy zajechałam jedynie z 45 minutowym opóźnieniem
Pługi śmigały po ulicach. Niby to dobrze, ale one się nie przejmują wjazdami na posesje. Wyjeżdżając zakopałam się w śniegu nagarniętym z jezdni, wracając również
Nie wiem jak długo ten śnieg poleży, ale chyba na razie będzie. W nocy ma być -8C, w dzień -4C, więc chyba raczej nie ma szans na topnienie…
Czyżby wczesna zima?
Brzmi jak naprawdę paskudna pogoda, mimo że jeszcze listopad.
Chyba nieczęsto się zdarza aż tak, śnieg z lodową skorupą i lód na karmnikach i samochodach.
To jest paskudna pogoda

Taki lód na karmnikach miałam po raz pierwszy, ale chyba w Polsce też się tak czasami zdarza, że na śniegu robi się lodowa skorupa?
Ty to masz z tą pogodą… Czy raczej z klimatem. Jak czytam Twoje doniesienia pogodowe, to cieszę się z nudy za oknem
Piszę tylko wtedy, gdy coś się dzieje, ale tak normalnie, to też od pogody „wieje nudą”
Znajomi z okolic Chicago podesłali zdjęcia ich domu całego zasypanego śniegiem, więc „zeznania „ spójne, z tym, co pisze Miralka.
Witajcie!
Fajne wspomnienie upalnego lata, zwłaszcza gdy dziś panują chłody… A w kompozycji zdjęć widać malarskie doświadczenie autorki!
O właśnie, malarskie doświadczenie i przemyślana kompozycja, tego mi zabrakło.
Oraz: na 3 zdjęciu, tym łączonym, widać okrągły budynek ze spiczastym dachem, stylizowany na średniowieczną (a może renesansową) basztę – ale to chyba współczesna architektura? W każdym razie świetnie wkomponowana w całość zabudowy.
O tak, ta „baszta” współgra z zabytkowymi kamieniczkami i innym, nowoczesnym budownictwem. Uliczka dalej, (ale na pieszo) jest kawałek muru obronnego z wieżyczką obserwacyną, zaadoptowaną na mieszkanie prywatne z galerią… Wszystko pięknie wyremontowane.
A w tej „baszcie” są bardzo drogie apartamenty i kilka kosztownych instytucji, jak n.p. Urząd Podatkowy…Lepiej nie wchodzić tam. Straszy.
Rewelacja
A przewodnik na to: „Po prawej stronie widzicie państwo siedzibę tutejszego Urzędu Skarbowego, mieszczącego się w byłej Baszcie Poborców z okresu panowania Habsburgów, szczególnie uciskających tutejszych mieszkańców podatkami. Wciąż jeszcze krążą opowieści o pojawiających się w Baszcie duchach zrujnowanych i doprowadzonych do samobójstwa miejscowych kupców.”
Dzień dobry, chociaż za oknem taki sobie.
O, proszę! I Daga powrócona!

Ja jeszcze śpię. Chyba odsypiam miesiąc niespania. Alboco.
Gienia! Dzie Gienia no?!
Koniecznie kawa, poproszę jak zwykle czarną i gorzką.
Obejrzałam. Poczytałam. Lubię Holandię. Byłam tam chwilę, bo na ślubie przyjaciółki, ale zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Oczywiście zazdrość mnie zeżarła jak zobaczyłam te domki zanurzone w hortensjach, ale to było do przewidzenia. A panicze do tej pory ślinią się na wspomnienie najlepszych frytek na świecie.
Trzeba będzie odłożyć zasoby finansowe i zrobić powtórkę. Znaczy bez ślubu, bo ile razy można poślubiać tego samego faceta?
A z odkładaniem zasobów widzę niestety problem, bo nam nowy administrator osiedla przysłał faktury za trzy miesiące. Dwa bieżące (listopad i grudzień) oraz jeden kaucyjny. Ja rozumiem, że tu sami krezusi poza nami mieszkają, ale ciekawa jestem skąd mamy wziąć nadprogramowe 500 zł PRZED ŚWIĘTAMI?
Można. Poślubiać. Tego samego faceta.
Celebryci tak robią czasami.
Zwykli ludzie, gdy…czekają na mieszkanie w czasach słusznie minionych również.
Mam znajomych, którzy czekali w kolejce w SM -jedno z KRK, drugie z Poznania. Jako małżeństwo nie mogli robić tego w obu miastach, więc wzięli rozwód i czekali, gdzie będzie szybciej.
Gdy już doczekali się mieszkania wzięli ponownie ślub. Ojciec dzieci mawiał wtedy
„mieszkam z żoną i JEJ DZIEĆMI Z PIERWSZEGO MAŁŻEŃSTWA!”.
Gdy dodawał „na ulicy Rozrywka” wesołość w towarzystwie było ogólna.
No właśnie moja psiapsióła poślubiła swojego ślubnego.
W 20 rocznicę ślubu.
Bo ślub brali w Polsce, te 20 lat temu, ale tylko cywilny. Od początku mieszkają w Holandii, bo on Holender, dorobili się trójki dzieci, kilku psów i ładnego domu i postanowili na jubileusz zrobić ślub w kościele, w Cuijk, gdzie mieszkają.
I jak tam byłam, miód i wino… A, nie – wróć! Piwo piłam, bo wesele odbyło się w pubie
O matko, piękne z tymi dziećmi z pierwszego małżeństwa!
Filozof na pytanie ile mają z Madre dzieci, odpowiadał:
„To zależy, jak liczyć. Ja mam dwoje, Ewunia troje, razem mamy jedno.”
Piękna rodzinna matematyka!
Dzień dobry wszystkim!

Ja mam dziś dość gęsto. Bo u mnie jak stagnacja, to kompletna; a jak spotkania, lekarze, wywiady – to gromadnie…
Wpadnę po południu i postaram się odpowiedzień, pokomentować i porozmawiać na powyższy temat i wszystkie inne .
wywiady… no proszę, proszę 😀
Też mnie te wywiady zaintrygowały. Spotkania hm …również!
Z lekkim mrozikiem (minus dwa) na upalnym pięterku witam.

Jeszcze śpię. Właśnie się powitałem w poprzednim wpisie..
Ciekawy opis wycieczki po holenderskiej prowincji , tylko nie potrzebna uwaga o ” łapie ” sąsiada . Truizmem będzie , ale wszyscy to wiemy , że Opatrzność stworzyła kobietę i mężczyznę jako niezbędny element przedłużenia gatunku i wiadomo ,że nie da się tego zrobić korespondencyjnie .Różne są formy zawierania znajomości , tak ja różne są formy prezentowania przez kobiety swoich walorów , do publicznego rozbierania się włącznie . Zatem pewne , nawet niezręczne zachowanie Pana , wobec Pani , powinno zostać w pamiętniku Damy , a nie podawane do publicznej wiadomości . Może się bowiem zdarzyć , że będzie to ostatni zapis o filuternym kolanie i niegrzecznym sąsiedzie…
Niech się sąsiad wstydzi. Nie Autorka.
Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą, Maksiu

Wtręty o sąsiedzie ożywiają opowiadanie. Ostatecznie nie ma w nich niczego uwłaczającego sąsiadowi, ani Autorce
Wywołują uśmiech i chyba głównie o to chodziło…
Otóż to! Stanowią zabawny, jak napisał Q, leitmotiv.

To nie jest na temat … Maradag pisze , że sąsiad za włosy wyciągnął Ją na prezentowaną wycieczkę i w podzięce dostał po „łapie” za dotknięcie jej kolana . To jest kwintesencja całej turystycznej wyprawy . Nie widzicie tego Szanowne Panie ??
Nie Maksiu. Ja nie widzę. Ale zawsze widok na coś zależy od oczu patrzącego

Ciebie najbardziej poruszyły „łapy sąsiada”, po których dostał, mnie te wszystkie ptaki na wyspie, ale też piękne widoki, domy na wodzie…
Moim zdaniem, sąsiad wystąpił w opowiadaniu jako „przerywnik”, a nie jako główna postać. Taki łącznik między różnorodnością widoków na rzece i jej brzegach.
Jeśli „sąsiad” za włosy wyciągnął Maradag na wycieczkę , to być może miał jakiś niecny zamiar , ale to Maradak powinna zachować w swoim pamiętniku , bo sieć nie jest miejscem na zwierzenia bardzo osobiste i tyle..
Trochę to idzie w niewłaściwym kierunku.
Proszę Cię Maksiu, nie baw się w ogrodnika i nie przesadzaj. To nie są jakieś intymne, bardzo osobiste zwierzenia!!! To tylko mała, niewinna dygresja. Niewiele wiemy na ten temat, więc trudno się wypowiedzieć…
Otóż to . A sieć nie przegapia żadnej okazji i wszystko notuje . Nie mamy zielonego pojęcia po co to komu potrzebne …
No właśnie… tylko jeśli podejdziemy do internetu w ten sposób, to powinniśmy go w ogóle przestać używać. Nie wiemy kto i w jaki sposób wykorzysta informacje, które podajemy, ani zdjęcia, które pokazujemy. Każde wypowiedziane zdanie gdzieś tam w cyberprzestrzeni jest zapisane…

Nie dajmy się zwariować
Pozdrawiam cieplutko
Witam wieczornie. Uff. Jak wspomniałam rano, miałam gęsto dziś. Dwie wizyty lekarskie, jedna osobista, druga w charakterze tłumacza. Wizyta z „wywiadem”, to był pan z rządowej instytucji badań socjologicznych. Kilka mies. temu wylosowali mnie do ankiety. Ankietę wypełniłam i niechcący zakresliłam okienko ze zgodą na dalsze „molestowanie”


Na początku listopada przyszedł student/wywiadowca i mierzył moje mieszkanie światełkiem… Dziś był inny wywiadowca, króry sprawdzał czy student prawidłowo się wywiedział… To trwało godzinę
Póżniej przyszła koleżanka Polka, która ma problemy…
I to się nazywa pracowity dzień!
I bardzo dobrze, że koloryzujesz! Lubimy wszak barwne obrazy i barwne opowieści!
Dobry wieczór. To ja fajrant. A przerwa jeszcze za chwilę.
Nie no, boję się, że słowem „molestowanie” narażę się znowu Maxowi… ale cóż, padło.
Chciałam tez wyjaśnić sprawę byłego sąsiada, który nieoczekiwanie stał się „gwoździem programu”, ale zostawię to… pamiętniczkowi.
Powiem tylko, że czasem żartuję sobie i koloryzuję moje historyjki. I to było właśnie to. Lubię kolory i tyle
A ja się nie boję. I nienawidzę sytuacji, kiedy w rezultacie wychodzi na to, że winna była dziewczyna, bo założyła za krótką spódnicę albo się uśmiechnęła. A w ogóle to nie powinna nic na ten temat mówić, bo nie wypada.
Sorry za skojarzenia, ale przychodzi mi na myśl analogia do „przyznał się do depresji”.
W pełni Cię popieram Jo.
Ja też
I bardzo dobrze, że koloryzujesz! Lubimy wszak barwne obrazy i barwne opowieści!
Ja też lubię kolory . Zdenerwowało mnie słowo „łapa” . Przepraszam , jeśli jakimś słowem Cię uraziłem
Jeszcze o kolorach . Zapraszam do obejrzenia różnych kolorowych prac mojej bratanicy Pauliny Maksjan w Google
Przyjmuję przeprosiny, choć był moment, że poczułam się iż grozi mi się paluszkiem za użycie niewłaściwych słów. Już nawet w duchu pomyślałam, że się nie odezwę więcej.
Ale jak dostanę jeszcze czekoladki, to już całkiem mi przejdzie
Czekoladki też lubię , nie jest więc tak zle…
Dobrze, że koloryzujesz, bo dzięki temu fajnie się czyta.
Zazdroszczę takiej umiejętności, bo ja nie potrafię wymyślać, nie mam takiej fantazji. Mogę jedynie sucho relacjonować.
No ale u Ciebie widać artystyczną duszę!
Bo tez i prawda, że tekst czytało sie świetnie….
Pożegnam się na dziś, bo nie daję dłużej rady. A jutro pobudka w środku nocy i kurs z młodym do szpitala.
Do popotem, jak mawia MADRE.
Owo „popotem” to było też ulubione powiedzenie Jaśminy…
Jaśminka była niezwyczajna… w każdym calu. Lubię, gdy przywołujemy naszych Nieobecnych.
Żegnam się z Sowami (bo Skowroniki już śpią!) i idę spać!
Spokojnej!
Wszyscy się pożegnali i poszli spać?

Niee. Dzisiaj nie.
To dobrze Q, bo Makówka znów ma dylemat.
Osiołkowi w żłobie…
Andrzejki harcerskie czy wyjazdowe?
Harcerskie takie spokojne, w domu, powspominanie obozów harcerskich, może jakieś piosenki, te co przy ogniskach się śpiewało. Starzy dawni znajomi, miło, sympatycznie.
Albo? Wyjazdowe z noclegiem. Gitary, śpiewy, tańce zabawa do rana i jeszcze poprawiona na następny dzień.
Ze znajomymi co ich w tym roku poznałam w czasie pływania w wodach otwartych. Tymi, co to jak kiedyś byli w chatce to śpiewy i impreza była taka, że pół wsi mi zazdrościło.
Na harcerskiej starzy, dobrzy znajomi z czasów szkolnych.
Na wyjazdowej oprócz trzech osób nikogo nie znam.
Pomidorowa czy rosół?
Jest jeszcze alternatywnie wyjazd z kołem PTTK, ale to jakoś najmniej chętnie…
No to ja myślę tak, jeszcze niedawno Cię ucho sakramencko bolało (tak swoją drogą, rozumiem, że już lepiej?), więc nie ryzykowałbym wyjazdu, daleko od domu, gdzie w razie jakiegoś, nie wiem, nawrotu tego bólu czy coś, będzie daleko do lekarza i ogólnie oparcia. Czyli harcerskie, spokojne, w domu i ze znajomymi, tak bym radził.
Q! Ucho mnie boli dalej. Wczoraj byłam u lekarza. Dostałam antybiotyk w kropelkach do ucha i skierowanie na USG ślinianki. Bo to nie tylko ucho.
No dobra, ale żeby aż tak?
Ty wiesz, że jak mi została złożona propozycja, to jakoś zupełnie ZAPOMNIAŁAM o uchu?
Ja tak mam, że zażywam, co kazali, jak boli trochę to „tak ma być” i wyrzucam „z myślenia”.
Cholera!
Och, to zaiste przedziwna cecha, chociaż jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacje, kiedy staje się przydatna. Np. kiedy trzeba coś zrobić niezależnie od bólu.
No dobra. To jest tak. Nie mówimy o bardzo silnym bólu, ale takim, który jest i sobie „ćmi”.
Gorszy jest, gdzieś tam strach CO JEST JEGO PRZYCZYNĄ.
U mojego ojca wszystko zaczęło się niewinnie od ślinianki.
A u mnie, że niby zapalenie krtani.
To wtedy lepiej zapomnieć a z choroby robić sobie żarty.
Że ha, ha mam trzy dziury w głowie!
Zdrowia i żadnych tam bolących ślinianek!
Pomieszkaj jednak w domu Wiercipięto. ” Ja wójt tak wama powiadam „
No przecież ja od soboty już prawie „zasiedziana” jestem.
Przecież pisałam, że dziś byłam tylko na wystawie.
Ale na jutro zaplanowałam różne rozrywki, a Wy mi tu…
Muszę to przemyśleć…
Czasem jednak warto zapytać o radę. Ja tak mam, że próbuję zaczarować rzeczywistość, bo chciałabym być silna i zdrowa.
Bo jak mnie kolana bolały, to bandażowałam i na żaglówkę lub kajak wsiadałam.
Ale wobec problemów innych to …zamilknę.
Oj, to rzadko przynosi dobre efekty, takie mam przynajmniej doświadczenie. A z problemu uleczalnego może się zrobić, hm, dużo poważniejszy.
Kwaku, Makóweczka droczy sie sama z sobą. Uważam, że dobrze mówisz.
Ja poszłam.
Dopóki jeden tu nie zaczął się tłuc po domu.
Noc mam z głowy.
Nie jesteś w stanie zagłuszyć chociażby części dźwięków białym szumem? My od lat już śpimy przy farelkach, dmuchających bez grzałki (parę watów na godzinę). Nie jest to idealne, ale większość zwykłych dźwięków domowych zagłusza.
Mojego męża nie da się zagłuszyć.
Jo. to może razem wypijcie Twoje ulubione prosecco ?
Może tak będzie lepiej ?
Wiedźminka ma rację!
Tylko nie przy wszystkich lekarstwach można pić.
Choć bywają takie makówki, które na stałe biorą różne leki takie i …
oj tam, oj tam!
Moje medyczne dziecko powiada, że nie pi
sze się na ogół iż można pić przyjmując leki. A tak naprawdę to psychotropy są przeciwwskazaniem. te inne mogą słabiej działać.
Albo można sobie rozwalić wątrobę.
W sumie to ja bym się napiła.
Czegokolwiek.
Cholera! A już ostatnio dobrze spałaś!
Też mam tak, że jak się wybudzę, to już nie zasnę.
Małżonka ponoć też
Właśnie.
A jutro o świcie kurs do szpitala. Już to widzę…
Mogę Ci tylko misia podesłać Jo.

Sowom z przymusu serdecznie współczuję
….
To co ? chcecie już lampkę ?
Chyba już powoli ten czas…
Chyba poprosimy o lampkę…
Wiecie co, wymyśliłam? Jutro i tak idę do internisty -zapytam go i w ten sposób ZRZUCĘ NA NIEGO TE DYLEMATY tzn. czy przy antybiotyku do ucha można pić, czy taki stan zapalny to lepiej nie wyjeżdżać itd.
On już mnie zna -„ma pani boreliozę, musi być antybiotyk”.
„Wiem, ale proszę mi dać taki, po którym mogę być na słońcu, no przecież lipiec jest!”.
Buon (oby) giorno.

Tu Genia.
A my lecimy.
Witajcie!
Również dobrego dnia życzę, szczególnie tym dla których niesie on coś ważnego!
Dzień dobry chłodno pogodno.
Dzień dobry, pobliskie dachy w uroczystej bieli. Spadł śnieżek, pierwszy w tym sezonie, który się ostał chwilę, ale ponieważ świeci słońce, to pewnie niedługo poleży.
Wyspane witajcie!
Plus jeden, nic nie pada, pochmurno.
Trzymam kciuki za Jo. i Bożenę, pędzę do internisty…
Dzień dobry, 🙂 dzień szary u mnie.
Wczesne ptaszki z Was są. Ja też dziś zaczęłam dzień dość wcześnie jak na mnie. A teraz mam pauzę. Bo jak już po długiej przerwie farby wyjęłam, to nie po to by się wietrzyły…
Maradag -zobaczymy wirtualnie skutki wyjęcia tych farb?
Napewno na moim blogu ….
No to tak: ja wróciłam, BB został, czeka na termin zabiegu.
A, w wynikach wyszła mu borelioza przechodzona KILKA LAT TEMU. Nie wiem jakim cudem. Oraz tradycyjnie lekarz uznał tsh powyżej 2 w normie. I mnie lekko ręce opadają.
Jo.Przytulam wirtualnie, bo cóż innego mogę?

Niestety z boreliozą jest tak, że ugryzie ZARAŻONY kleszcz, odpadnie i nawet o tym nie wiesz. Gdy wystąpi charakterystyczny, wędrujący rumień to wtedy wiesz, widzisz, idziesz do lekarza i bierzesz antybiotyk.
Jednak czasami rumienia nie ma. Przepraszam, że się mądrzę, ale makówka trzy razy miała rumień typowy dla boreliozy i trzy tygodnie leżała kiedyś na Klinice Zakaźnej.
TSH potrzebny dobry endokrynolog, ale to myślę, że w szpitalu sobie poradzą, gdyż nawet makówka wie jak ważny to gruczoł.
Makówka miewa TSH 30, ale ja już stara jestem -bliżej końca jak dalej.
Rozumiem doskonale Twój stres i piszę o sobie nie, aby zlekceważyć Twój problem, ale pokazać, że jakoś da się z takimi chorobami żyć.
Choć przecież wiem, że BB młody jest, że ma różne BARDZO POWAŻNE PROBLEMY. Pocieszam jak umiem.
Ja mam niedoczynność tarczycy, tak od 20 lat. Zdiagnozowaną… rok temu. Bo się mieściłam zawsze „w normie”, czyli poniżej 4. A tak naprawdę wszystko powyżej 2 jest już niedoczynnością. No to jestem wyczulona na takie rzeczy.
Ale z tą boreliozą to nas ustrzelili, słowo daję. Bo ja przecież te dzieci czytam pozawerbalnie, nie? Od urodzenia. Bo sami słabo się komunikują.
Nic to. Jak przeżyliśmy dzisiejsze pobieranie krwi, to wszystko przeżyjemy. Na razie wróciłam do domu coś zjeść i złapać oddech, bo mi plecy wysiadły.
Nic wam więcej nie napiszę, chociaż byłoby o czym, bo ja naprawdę chcę skończyć tę książkę
A, Makówko, gołąb paczkowy poleciał wczoraj do ciebie. Więc go wypatruj.
Gołąb wyjątkowo szybki, bo już dotarł.
Właśnie miałam maila pisać, ale ledwo co od lekarza, apteki i szczepienia wróciłam,a już znowu powinnam wychodzić.
DZIĘKUJĘ!
Przecież TSH to za mało, by postawić diagnozę ! Potrzebne jest FT3 i FT4….tak powiada mój pan dr endokrynolog.
Trzymam kciuki, by problemy przestały Ci się mnożyć.
Zdrowia chłopakowi!
Thx
Jednego kciuka trzymam nieustannie.
Dobry wieczór, dzisiaj fajrant i przerwa dopiero teraz.
Jestem skrajnie wyczerpana.
No to padnij (żeby powstać). Spokojnej?
Oby.
W dwusetnym komentarzu powiem wam – dobranoc!
W dwieście pierwszym również dobranoc:-)
Spokojnej.
Dwieście czwarty. Dobranoc!
Mam nadzieję, że ktoś już przygotowuje nowe pięterko, bo komórka mi się zawiesza i zadyszki dostaje, gdy takie wysokie to pięterko jest!
Czy ktoś mógłby mi przypomnieć, teraz albo rano, kto się anonsował z nowym piętrem, bo mam wrażenie, że takie deklaracje padły?
Wygląda na to, że będziemy z zadyszką
Ja bym jeszcze coś odkopał z pokładów wczesnotriasowych (niemalże), ale chwili bym potrzebował w tym celu.
Jeśli Q ta aluzja „przypadkiem” do mnie to przypomnę, że poprzednie pięterko ja spłodziłam.
Ale faktycznie parę rzeczy obiecywałam -dziadziu, Manggha…
Miralce -sekwoje i jezioro Michigan.
Wszystko wymaga wyszukania starych zdjęć na pendrive, więc najwcześniej będę miała na to czas w niedzielę albo poniedziałek.
No właśnie nie do Ciebie, i pamiętam, że ostatnio to głównie Ty nam pokazujesz świat.
Kwaku, daję ci potrzebny czas, bo wyrychtowałam nowe pięterko. Zdaje sie, ze zbytnio przy nim się nie nadrepczemy
Znaczy to, że z przyjemnością poczytam Twoje opowieści – jak zawsze.
Dziękuję
Ja też, ja też!
Makóweczko, z wycieraczkami dość często było… różnie, więc daj sobie luz ! Poniedziałek to tez piękny dzień.
Spoko, spoko Quacki opowieść przygotuje,
jak Twoje pięterko się zbyt rozbuduje.
Jak widać kobietę czasem trzeba wyciągnąć z domu za kudły