Jakkolwiek starałabym się, nie potrafię umiejętnie opisać miejsca, w którym znalazłam się podczas tegorocznej letniej wyprawy do Ladakhu. To częściowo zasolone jezioro położone pośród himalajskich olbrzymów na wysokości 4250 m n.p.m. przyciąga wszystkimi możliwymi odcieniami błękitów, turkusów, zieleni i granatów zależnie od kąta padania światła. Uwodzi nie tylko położeniem i urodą, ale też wielkością. Rozciąga się na granicy indyjsko-chińskiej na długości 137 km i szerokości do 5 km. Spędziłam nad nim jedynie kilkanaście godzin tak zachwycona, że to szkoda mi było czasu na sen. Zresztą jak spać, gdy księżyc w pełni chichocze tańcząc frywolnie na tafli jeziora? Oto co widziałam…
« Idzie jesień? | Elgin i St. Charles. » |
Długo jeszcze będę wracała do rzeczywistości – zerknijcie na namiastkę tego co widziałam, gdy mnie nie było.
Nareszcie ktoś się zlitował… Dzięki.
Drobiazg – do usług
Kompletnie obłędne, nierzeczywiste, wręcz obcoplanetarne pejzaże.
Czy na trzecim zdjęciu jest jakaś lokalna osada/ jurtowisko? Bo nie jestem w stanie rozróżnić, a to ważne, bo daje skalę i pozwala ocenić wielkość całego tego miejsca.
Tak, to sezonowa osada tworzona z namiotów, kontenerów, campingów wokół maleńkiej stałej zabudowy.
Dziękuję. Całość tym bardziej niebywała (również jeżeli chodzi o wielkość).
No i biorąc pod uwagę, jak wygląda roślinność (kępki między kamieniami, trawa tylko nad samym jeziorem), w ogóle przeciekawe, jak miejscowi są w stanie wypasać te stada, jakie widać np. na zdjęciu nr 5 (dobrze widzę, że to zwierzęta – krowy? Jaki?).
Nad samym jeziorem spotkałam jednego jaka, krewniaka naszego misia z Krupówek. Stada jaków, krów, owiec i kóz wypasane są w dolinach wokół strumieni, tam zieleniny więcej, choć niepodobnej do naszych łąk. Wysokość rządzi się innymi prawami.
Niemożliwe, jakiś miejscowy facet przebiera się za jaka i na czworakach pozuje w kostiumie do zdjęć z turystami?!?
Facio robił za kasę
jak był w oryginale. Hm, próbowałam pokazać, ale chyba mi nie wyszło – zajrzyj do biblioteki proszę.
Już widzę, zaraz wrzucę do komentarza niżej, żeby już nie mnożyć schodków tutaj.
W ogóle mamy niespodziewanych gości, więc hmm.
Problemem była kropeczka przed src …
Pojęłam!
Nowe pięterko! Super!Zdjęciami delektować się będę już w domu na laptopie.
A ja właśnie jem obiad. Z Ustronia poszliśmy na Równicę. I tak jakoś zeszło, że dopiero niedawno dotarliśmy do domu. Fotki z nowej notki pooglądam gdy dopadnie mnie spokój po całodziennej wycieczce i powrocie zatłoczonymi drogami. Gdzie ci ludzie ciągle jeżdżą…;-)
Do Ustronia i z powrotem
Dokładnie.
Pierwszy raz w sanatorium byłam właśnie w Ustroniu. Była piękna zima. W śniegu po pas chodziliśmy na Równicę. Było wspaniale!
Ja już też dobranoc.
Spokojnej też.
Witajcie!
Wróciłem z Kartofliska, po drodze złożyłem jeszcze krótką i niezobowiązującą wizytę, a teraz podejmuję siostrę…
Podejmuj
Posłusznie melduję, na Wyspie przybyło pięterko i wszystko w porządku 
Czy Kartoflisko to jest nazwa zarezerwowana dla bardziej wtajemniczonych?
Cykliczne spotkania miłośników wszystkiego z ziemniaków (chciałem napisać „potraw”, ale OIMW nie tylko potraw…), więcej to już sam Mistrz T.
Q…!Czyli OCW również płynów?
Pięterko już obejrzałem, ze zwykłym w tej sytuacji podziwieniem
A we wszechporządność wyspy nie wątpiłem 🙂
To ja już też poci chutku i napa luszkach się wycofuję na z góry upatrzone pozycje, w kierunku spanka.
Dzień dobry
Wcale się nie dziwię, że szkoda było czasu na sen, czy na cokolwiek. Piękne pejzaże, cudny koloryt nie tylko wody, ale i gór wyrastających dokoła 

U was już poniedziałek, a u mnie zaraz też (za godzinę), ale nie mogłam się oprzeć, żeby nie obejrzeć zdjęć z nowego pięterka.
CUDNE!!!
Dzięki za piękną wycieczkę
Jeszcze śpię.

Na naszej wycieczce też byliśmy i to z młodymi
Odpowiedział mi, że przecież wysłał wiadomość na Skype, że się trochę spóźnią. Na Skype? A czemu nie na telefon? Nie siedzę przy kompie non stop i mogę takiej wiadomości nie zauważyć. „Dojeżdżanie” na miejsce zajęło im kolejne 15 minut (a mieszkają 20 minut od nas). Mąż był „zielony” ze złości 

Coś mamy do niego pecha…
Sarah jeszcze w nim nie była. Spędziliśmy w sklepie 2 godziny. To i tak krótko
Ten sklep jest ogromny i żeby obejść wszystkie ścieżki (bez wgapiania się w artykuły), to trzeba przynajmniej z 6 godzin…
Mąż wrócił do sklepu po herbatę dla nas…
Mąż mnie obudził na obiad (który sam przygotował) 


Trochę było nerwów, bo mój mąż na nic chyba nie jest tak uczulony, jak na punktualność. Z synkiem byliśmy umówieni na 9. Trochę przed, zapakowaliśmy nasz sprzęt fotograficzny, zrobiliśmy miejsce młodym… tylko ich jakoś widać nie było. O 9:15, wkurzona zadzwoniłam do syna. Zapytałam, czy mówiąc o 9 mieli na myśli PM (czyli 21)?
Niby to niedużo, ale pół godziny robi ogromną różnicę. Autostrady są bardziej zawalone samochodami i dużo wolniej się jedzie…
W parku w Zion obeszliśmy nasze ulubione miejsca. Ale najpierw popryskaliśmy się tym świństwem od komarów. Tu też była ich zaskakująco duża ilość…
Trochę byliśmy rozczarowani, bo rybaczek popielaty tylko nam mignął i znowu nie udało się go obcykać
Potem do Kenosha. Do sklepu
Kupiliśmy z mężem więcej niż planowaliśmy, bo nie chcieliśmy się smażyć na parkingu, czekając na młodych. Zwykle zakupy w tym sklepie zajmują nam ok. godziny. Wiemy gdzie mamy iść i co chcemy kupić. A tak łażąc bez sensu, to jeszcze to, to jeszcze tamto, a że zgłodnieliśmy…
I tak wyszliśmy ze sklepu wcześniej niż młodzi. Zjedliśmy „Babybell” z „Croissantami”. Oczywiście nie wszystkie…
Sarah żałowała, że nie zauważyła jak tanie są te malutkie serki, bo też by kupiła. Ale z przyjemnością poczęstowali się naszymi
Wróciłam do domu bez życia. Dwie godziny w sklepie, to więcej niż jestem w stanie znieść. Padłam na dziób
I tak minął mi dzień. Jeszcze wieczorem zadzwoniła córeczka. Pogadałam z nią krótko (jakieś dwie godziny)
A teraz wybieram się już spać. Czas najwyższy
Ja też nie lubię łażenia po sklepach. Nawet jak cudem mi się zdarzy bez chłopaków, bo z nimi to tempo jest wybitnie ekspresowe.
Mam listę i lecę według listy. I nie cierpię jak mi przekładają działy w markecie! Wszystkiego trzeba wtedy szukać.
A takie inne zakupy robię podobnie. Buty, ubrania itd. Wiem, w którym sklepie czego szukać i idę jak po sznurku. Żadna ze mną „sklepówa”…
Chociaż ulubioną anegdotą mojego męża jest ta o wybieraniu drzwi do domu. No bo wiadomo: niejedno małżeństwo wykończyło wykańczanie domu. Ze mną sprawa było dość prosta, a drzwi wybrałam w… 20 sekund… Przprawiając sprzedawcę niemal o zawał.
Jo.!Też nienawidzę zakupów. Tych odzieżowych również, a przecież wydawało mi się, że większość (widać jednak nie!) kobiet uwielbia przymierzać ciuszki.
Pamiętam jak kupowałyśmy z moją mama nakrycie głowy dla mnie do ślubu.
Wpadłyśmy do sklepu. Ubrałam jeden ,drugi taki” kapelutek” z welonem i „co ? kupujemy? ” – „tak”. Sprzedawczyni „to może jeszcze ten pani przymierzy?”. A my „a po co skoro ten jest dobry, a my nie mamy czasu, przecież to i tak tylko na JEDEN DZIEŃ !”. Faktycznie śpieszyłyśmy się -mama do pracy na 2 etat, ja na Uczelnię kończyć część doświadczalną do pracy magisterskiej.
Moją niechęć do wszelakich zakupów znają niemal wszyscy
I tak jak Ty, lubię wpaść do sklepu, grabnąć z półki to co mi potrzebne i wypaść… żadnego łażenia, oglądania. To nie muzeum


Jak wiesz dokładnie co chcesz, to i 20 sekund wystarczy na decyzję
Miral!Tak to jest z tymi dziećmi.Ale jak cudownie, że je mamy, prawda?
Zion (Utah tak?). Byłam tam z moją przyjaciółką z SP. Nawaliły światła w aucie, pogoda się załamała , zaczął padać mokry śnieg .Mimo, że chodzenie po parku w deszczo-śniegu było trochę mało miłe i tak warto było.
Nie narzekam zasadniczo na swoje dzieci. I cieszę się, że chociaż syn mieszka niedaleko. Córka aż w Colorado, a to spory kawał drogi od nas. Samochodem jedzie się 14 godzin i raczej ciężko „wyrobić się” w jeden dzień.
Tym bardziej, gdy się mieszka tak blisko…

Nawet jak w momencie, gdy to się dzieje, nie jest nam ani miło, ani zabawnie… wiem coś o tym, bo nam ciągle coś się przytrafia i często nie jest to zbyt przyjemne 
Spóźnianie się na umówione spotkanie (nawet z rodzicami) na pewno zaletą nie jest
Park jest w Zion, ale w Illinois, a nie w Utah. W USA nazwy miejscowości powtarzają się i dlatego jak się mówi o jakimś mieście, to dodaje się również stan, w którym to miasto leży. Przestałam już dawno to robić, bo Wyspiarze wiedzą o czym piszę
I na ten przykład, dziewczyna mego syna przyjechała z Portland. W Maine. Ale jest i drugi Portland w Oregon. I ten w Oregonie jest znacznie większym miastem. Także powiedzenie, że przeprowadziła się z Portland, niewiele mówi i bardziej kojarzy się z Oregonem niż z Maine
A wycieczki, na których coś się nam przytrafi, łatwiej zapadają w pamięć
Miral! Wiem i dlatego dodałam nazwę Stanu.
Miłego dnia Wyspiarze!!!
Witajcie!
Skończyły się uroki weekendu, i znów w robocie…
Dzień dobry. Ja jak Mistrz Tetryk. Plus parę innych rzeczy do załatwienia w trakcie.
Dzień dobry. Nie wiem jak u państwa ale u mnie jest poniedziałek.
Co za zbieg okoliczności!
Ech, chciałbym móc ci odpisać, że u mnie jest dzisiaj niedziela…
No, jeśli faktycznie mamy poniedziałek to strasznie dłuży mi się ten tydzień…
Zoe!A mnie się nic nie dłuży!
Bo tak jest gdy poniedziałek zaczyna się tak:
-Budzę się rano, otwieram oczy i widzę pręgowane futerko Florka. Tak jest gdy kot śpi na poduszce i mruczy do ucha…
-Patrzę za okno -słońce!
-Patrzę na zegarek -9! Wróciłam do sowich zwyczajów i będę cały dzień wypoczęta.
– Patrzę na komórkę -nieodebrane połączenie…Oddzwaniam, chwila rozmowy i już Gienia niepotrzebna, aby mieć kopa na cały poniedziałek, poniedziałkunio…
„…Kocham cię życie
Poznawać pragnę cię, pragnę cię,
Pragnę cię w zachwycie…”
Cuuuudnie obejrzeć kawałek niedostępnego świata choć cudzymi oczyma 🙂
Dobry wieczór. Fajrant i koniecznie przerwa
No to jestem i chwilę pobędę. Może jeszcze jakaś dobranocka po drodze
Laptop już działa!Hurrra! Brawo ten co go naprawił! Niech żyją informatycy!
Wysłuchałam więc Dobranocki i jeszcze raz obejrzałam zdjęcia Zochy. Nie umiem tego komentować, bo nie umiem opisywać swoich zachwytów. Albo jest się czymś zauroczonym albo nie.A więc ja jestem zauroczona tymi fotkami choć zapewne nie oddają w pełni tego co Zocha widziała, bo jednak nasze oko jest doskonalsze od aparatu fotograficznego.
Ale znakomicie widać na nich tę przestrzeń między górami – nad jeziorem. Aż nie mogłem uwierzyć, dlatego pytałem o skalę.
To już zasługa fotografa! Pełen podziw dla Zochy!
I tu się bez najmniejszych wahań przyłączę!
Fotki zapierają dech w piersiach. Są nieprawdopodobnie piękne. Okolica musi być obłędna.
Ps. Jak się tłumaczy zbiorowo książki???
No więc trochę tak jak amerykańscy menedżerowie sobie wyobrażają: jeżeli jedna kobieta urodzi jedno dziecko w 9 miesięcy, to 9 kobiet urodzi to samo dziecko w jeden miesiąc.
Tylko trzeba mieć sprawną redakcję, która poskleja części od poszczególnych tłumaczy w całość, tak żeby nie raziło.
A ja myślałem, że jeden tłumacz tłumaczy słowa od literki „a” do „k” a drugi od „l” do końca alfabetu:-). Albo jeden tłumaczy czasowniki, drugi rzeczowniki, a trzeci resztę:-)
Przy pięciu to się robi trochę skomplikowane. I tak muszą uruchomić zamkniętą tajną grupę dyskusyjną na FB, a także współdzielony słownik w chmurze, w formie arkusza/ bazy danych Google, żeby zachować jednolitą terminologię.
Prawie cały dzień poza domem, i to w dodatku nie na Wyspie… Nawet nie zdobyłem się jeszcze na wspomnienie po Kartofliskowym spotkaniu. Chyba trzeba się będzie rozejrzeć za wynajęciem choć dwóch dodatkowych godzin na dobę…
Daj znać, jak wynajmiesz, byłbym zainteresowany hurtem.
Pociesz się, że jutro muszę wstać o 3.45, najpóźniej o 3.48. Chyba umrę przy wstawaniu. Albo w ciągu dnia umrę…
Dobranoc.
Spokojnej (mimo wszystko). I okazji do odespania kiedyś.
Zoe!To w ogóle nie opłaca się iść spać.
Ja tak kiedyś zasiedziałam się na imprezie i jak wróciłam do domu , zanim się spakowałam zorientowałam się, że za godzinę trzeba wstać na wycieczkę.Więc na Rysy wyszłam na takim jakby haju- bez snu wcale no i z promilami trochę. Dałam radę, ale na drugi dzień padłam całkiem.
Podejrzewam, że ten drugi dzień (środa?) może być w tym przypadku kluczowy…
Śpicie??? Ja już od 3.48 na nogach. Trochę nieżywy…Dobrego dnia wyspiarzom życzę.
Tylko „trochę”?
…bry
Ja nie wiem, co za idiot… No bo tak: ransport zabiera Kubę o 6.15. Bo „inaczej się nie wyrobi na ósmą”. Trudno.
Ale od 6.05 facet stoi pod domem i dzwoni. Telefonem. Mimo że mu powiedziałam, że ta 6.15 to jest granica możliwości. A jak nie odbieram telefonu, a nie odbieram, bo na noc wyłączam, to dzwoni gdzieś tam sobie i mordę drze ludziom pod oknami.
Wrr…
Jo. Jak już go zabijesz to wiesz przecież gdzie masz z schronienie?
W takiej sytuacji to będzie zbrodnia w afekcie.
Miał facet szczęście, że wyjątkowo noc przespałam. Bo by mnie słychać było na Bielanach z tego Wilanowa.
Jo.! A pomijając sprawę tego pana z godz.6 jak sytuacja z B.B.?Przepraszam jeśli pisałaś już a ja nie doczytałam.
Na razie bez zmian. Nie możemy się dodzwonić do kardiologa od recepty, a termin w Aninie mają nam wyznaczyć w ciągu miesiąca. Zaczy wyznaczyć w ciągu miesiąca, bo wizyta w ciągu trzech.
Cóż tu komentować…Trzymam kciuki, aby wszystko poszło najszybciej i najsprawniej jak się da!
Gienię poproszę.

Witajcie!
Choć bez kadzidełka, spało się dobrze ale krótko…
Dzień dobry, a ja spałem nie krótko, tylko normalnie, pewnie z 7 godzin, a czuję się, jakbym spał 3 albo 4.
No trudno, po kawkę do Gieni
i może zaraz świat się zmieni
Q.! Ja odwrotnie. Spałam ok 4, a czuję się W MIARĘ normalnie. Pytanie tylko jak długo?
Niestety nie pijam kawy w realu, to i u Gieni wybieram albo herbatę albo (czasami) kefirek.
Czasem mam wrażenie, że ten mrożkowski efekt kotka jednak działa
Jednak? Każdy by chciał mieć takiego kotka. Ja bym to rozszerzyła nie tylko na popełniane draństwa, ale tak ogólnie -błędy życiowe.
Niee, ja bym nie chciała… Żal by mi go było. Za miękkie serce mam. Nawet ta moja łajza nie wyleciała jeszcze na bruk, chociaż ciężko na to pracuje.
Jo. Proponuję łagodniejszą wersję „mrożkowskiego kotka”,w której tylko bierze na siebie nasze drobne błędy życiowe.
Ja w tym tygodniu „sprzedałabym ” mu jeszcze mój strach. Niech kotek troszkę pomyśli (abym ja nie musiała i mogła spokojnie spać), troszkę się podenerwuje za mnie i żyje sobie potem dalej .
Nie chcesz takiego?
Nie. Mam uraz. Mój jest wredny i to ja na ogół odchorowuję jego łajdactwa.
Co się na tym świecie porobiło…
Mnie bardziej odpowiada koncepcja portretu, jak Doriana Gray’a…
Cztery godziny burzy mózgów. Nie mam już mózgu. Został zburzony….
TYLKO NIE WŁĄCZAJ TELEWIZORA!!!
Zoe! rozejrzyj się wokół i zobacz ile ludzi w ogóle nie umie używać mózgu. Ba, ta cecha ułatwia im zajmować najważniejsze stanowiska w państwie. Może gdzieś akurat chwilowo jest wakat? Korzystaj póki masz zburzony mózg, bo jak go odbudujesz nie będziesz się nadawał.
To tak jak w skeczu „Rozum” z Dudka: „Skoro ma dwóch zastępców, to wszystko jasne. Po diabła mu rozum?!”
Na chwilę tylko, bo ja też mam dość, autoryzacja tekstu w takich dawkach mnie przeraża, ale nie bardzo mogę zwolnić, bo zobowiązania czekają…
Pociesz się, że robisz coś bardziej twórczego niż przekładanie prania do suszarki…
Dostałaś kiedyś ataku paniki od przekładania prania do suszarki? Bo ja jestem blisko…
Eee… taak… Jak nie mogłam znaleźć kota, który wcześniej siedział w pralni

Hm. To ja jednak jestem nieczułe bydlę. Pomyślałem w pierwszej chwili, że pranie by było na nic.
Oj jak pięknie!!!
No dobra, to dodam resztę: wpadłam w panikę, bo pomyślałam, że ta cholera wlazła do pralki i będę musiała prać wszystko jeszcze raz. A Bóg wie, czy całe pranie nie pójdzie do śmieci.
Ho vinto!!!
Ależ wy jesteście zgodni! Aż miło!
Uważajcie, bo zaraz nam się zwali na głowę jakiś producent pasty do zębów, że chce sponsorować!
I ci za to płacą…
Nawet już zapłacili, i to chyba najlepiej w karierze. Jedyna dobra strona.
Ej nie gniewaj się. Ja po prostu dostałam małpiego rozumu. Powinnam na urlop pojechać, czy co.

Nad morze?!
Niestety nie. My na Południe. Mąż mnie zaprosił na kolację z okazji rocznicy ślubu.
A, no przecież.
No.
No to fajrant (zdecydowanie dzisiaj, nawet nie że późno, bo przecież zdarzało się robić i później, ale ładunek, który dzisiaj przerzuciłem (jutro ciąg dalszy w podobnym rozmiarze) i który czeka mnie jeszcze w tym tygodniu i na początku następnego, jest spory.
Teraz usiadłem do kawy. Poobiedniej.
Właśnie Jakub się rozchorował żołądkowo. I ja chyba w tej sytuacji po prostu pójdę spać.
Życie mnie przerosło.
Spokojnej (nieżołądkowej).
Jo. Życie jeszcze nieraz Cię przerośnie, ale z tego co Cię zdążyłam poznać należysz do osób, które i tak dadzą radę! Trzymam kciuki!Trochę wiem co znaczą takie kłopoty, inne trochę, ale jednak.
Witajcie!
Lato, lato, zostań dłużej… – to chyba zaczyna działać, jak ten brom w kawie w 1915-tym…
Dzień dobry. Tłuką mi się od rana za oknem i spać nie dają. Ech.

Aa. Kawusia.
Cześć Wyspa. Dzisiaj zmierzyłem dokładnie czas dojazdu do pracy – 46 minut. Powrót zazwyczaj trwa dłużej.
A nie myślałeś o telezatrudnieniu?
Nie ma szans w mojej branży. Robię wyceny (kosztorysowanie), składam oferty, a potem zakupy do wygranych przetargów.
Dzień dobry, czuję się od rana nieco mętnie, ale z każdą minutą jest lepiej. Coś mi się śniło, ale niestety im bardziej próbuję sobie przypomnieć, co, tym mniej pamiętam, no trudno, przepadło.
Aaa… nie wiem, czy się „pochwaliłam”? Otóż już za tydzień mamy komisję ds. orzekania o niepełnosprawności Kuby. Cud się stał pewnego razu, hej! Bo teoretycznie mieli jeszcze dwa miesiące na termin komisji.
Będziemy mogli wcześniej (o te dwa miesiące) odwoływać się od orzeczenia, jak nam znowu napiszą „nie wymaga stałej opieki”. Wprawdzie ostatnio odwołania toczyły się przez półtora roku, ale zawsze dwa miesiące do przodu, panie dziejku.
Ha, a może cud rozszerzy się również na orzeczenie? Bo chyba komisja ma wgląd w papiery z zeszłych lat i orientuje się na tyle w neuro(nie)typowościach, żeby wiedzieć, że nic się nie zmieniło???
Q. Orzecznicy myślą „inaczej” niż by się wydawało , że jest logiczne. Kiedyś lekarz orzecznik powiedział do mnie tak : „gdyby była pani pracownikiem fizycznym przedłużyłbym pani rentę, ale pani jest po studiach …” no i ZUS mnie uzdrowił!Wyjaśniam -miałam rentę neurologiczną po przebytym udarze.Po komisji zrozumiałam, że głowa potrzebna jest do pracy fizycznej, ale do umysłowej -a niby po co? Teraz już wiem, że orzecznik widać myślał, że mam dwóch zastępców!
Jo. ! trzymam kciuki. A żołądkowe dolegliwości Jakuba jak?
No ale czy naprawdę jedyna możliwość to napisać tak jak ten lekarz (ponoć z miejskiej legendy): „UJE@#%ŁO MU NOGĘ I JUŻ NIE ODROŚNIE!!!”?
W moim przypadku to akurat orzecznik miał rację -mózg nie uje…na noga, ma zdolność regeneracji tzn inne komórki przejmują funkcję. Szczególnie gdy „całość człowieka” nie taka stara.
Tylko , że ja pracowałam w placówce tzw „naukowo-badawczej” i moja praca to nie było tylko siedzenie za biurkiem , ale drukowanie, przesiewanie, wypalanie, walcowanie w warunkach szkodliwych (sadze, rozpuszczalniki itd), gdyż materiał do badań każdy musiał sobie przygotować sam. Proporcje były takie, że na jednego technika przypadało 6-7 inżynierów.
Teraz z perspektywy życiowej uważam , że się dobrze stało. Kwitłabym w tym OBR do emerytury. A tak pracowałam w różnych miejscach, poznałam różnych ludzi, nauczyłam się jak opowiadać o swoich wadach tak aby przedstawiać je jako zalety, jak rozmawiać z klientami, młodzieżą, dziećmi, niepełnosprawnymi studentami.
Jednym słowem: nie ma tego złego
No po co umysł do umysłowej? Też coś!
Wygląda na to, że OK. Siedzi dziś w domu, jest bardzo zadowolony i truje o Noddym…
Że niby nadal fala wznosząca?
Nie mój drogi, tu tak nie działa. Oni mają prikaz z góry, żeby uwalać wszystkich. Bo może ktoś się nie odwoła?
Z tego, co wiem, to nawet jeśli poprzednie orzeczenie skończyło się wyrokiem sądowym (jak u nas), komisja uwala. Znaczy generalnie napiszą mu: autysta, niepełnosprawny. Może nawet łaskawie napiszą: w stopniu znacznym, chociaż pozostaję zdystansowana w oczekiwaniach, bo poprzednio chcieli uznać, że lekkim. Bo on dobre wrażenie robi. Jeśli się nie zdenerwuje. Ty go widziałeś już po opanowaniu sytuacji pt. „nie cierpię włoskiej restauracji”. Do tej pory błogosławię ten kebab po sąsiedzku!
Ale na bank w słynnym (dla rodziców dzieci autystycznych) punkcie siódmym napiszą, że nie wymaga stałej opieki, a o tę stałą opiekę właśnie wszystko się rozbija.
Jeśli się mylę, aczkolwiek wątpię, to się upiję. Z radości. W Weronie.
Mam wrażenie, że mogłoby pomóc (całkowicie niehumanitarne, rzecz jasna, chociaż niewątpliwie praktyczne) zdenerwowanie Kuby tuż przed wizytą na komisji. Proszę nie bić.
Też o tym myśleliśmy. Ale nie mamy sumienia. Znaczy mamy.
Ale np sam wchodzi do gabinetu. No i rozmowa jest z nim taka, że po minucie jesteśmy my proszeni. A mimo to orzeczenie jest „samodzielny”. Bo potrafi datę podać. I sam się ubiera. Oraz nie trzeba go karmić.
Teraz Piter z nim jedzie i się zaparł, że nie zdzierży. Bo Piter jest taki kulturalny i uprzejmy. A teraz postanowił się zbiesić. Na zasadzie „Dlaczego pan MNIE pyta? Niech pan pyta Jakuba. To on występuje o orzeczenie, nie ja.”
Zobaczymy.
Bo jeżeli nie, i znów napiszą, że nie wymaga, to będzie dość jednoznaczny sygnał „oszczędzamy na was” (przynajmniej przez te miesiące, kiedy państwo nie będzie musiało płacić).
Ale to przecież jest oczywista oczywistość, psze pana. Że oszczędzają. I liczą, że część nie pójdzie się odwołać. Bo jak pójdzie, to druga instancja też odwala. Ale sąd już niekoniecznie. Tylko nie wszyscy idą do sądu. I chyba na to właśnie liczą. Bo jak sąd wyda korzystny wyrok, to muszą płacić wyrównanie. BEZ odsetek, rzecz jasna.
No tak, ten brak odsetek jest kolejnym ku@#%@#stwem.
Przepraszam za wulgaryzmy, ale tak mi się cisną na usta.
Ty się ciesz, że jestem zmęczona i oszczędnie gospodaruję słowem. Bo bywa, że z trudem w rozmowie na powyższy temat znajdziesz u mnie słowo cenzuralne. A i tak najczęściej będzie to jakaś nazwa własna.
Jo. I tak jesteś bardzo dzielna. A jak zaczniesz rzucać „k…” i innymi takimi w takiej sytuacji każdy zrozumie.
Oj czasami rzucam…
Dzień Dobry Wyspo! powiedziała w samo południe Makówka.
Najpierw się nagadałam tu i ówdzie, swoje trzy grosze wrzuciłam w rozmowę.
Teraz sobie przypomniałam, że się nie przywitałam.
Otóż. Zbudziłam się wyspana, po otwarciu oczu za oknem zobaczyłam błękitne niebo bez jednaj chmurki.
Niby wszystko podobnie jak w poniedziałek.Ale jest zasadnicza różnica. W poniedziałek nieodebrane połączenie w komórce zaowocowało rozmową, która gwarantowała miły dalszy ciąg dnia.I taki był!
Dziś wyjeżdżam z przyjaciółką (w jednej klasie w SP i LO), która na co dzień mieszka w innym mieście,więc niby fajnie, ale kierunek… No właśnie -ten kierunek.
Nocleg w hotelu (porządnym, dobrze wyposażonym itd), można by pomyśleć super, gdyby nie był to hotel przyszpitalny.
Trzymajcie za mnie kciuki jutro od 8 rano do …nieokreśloną ilość godzin. Jadę „tylko ” po wyniki. Tylko , ale te wyniki to będzie odpowiedź na pytanie czy dalej „póki co” będę żyła jak do tej pory czy…?
Obiecałam komuś , że będzie dobrze. Bardzo chciałabym dotrzymać słowa, ale czy ten gość (gość? ja go nie zapraszałam!) w mojej głowie o tym wie?
„…Wierzę w niezmienność
Nadziei nadziei
W światełko na mierzei
Co drogę wskaże we mgle
Nie zdradzi mnie
Nie opuści mnie ..”
Bo przecież
„…Uparcie i skrycie
och życie kocham cię kocham cię
kocham cię nad życie …”
Niech żywi nie tracą nadziei… życie często odpłaca się miłoscią, a dokucza mizantropom 🙂
Ono (życie ) mnie też dokucza , ale żeby było tak jak jest już wystarczy!
Kocham życie, kocham ludzi, miłość i przyjaźń to dla mnie najważniejsze rzeczy .Bo bez miłości i przyjaźni cóż ono byłoby warte?
Daj znać koniecznie co w tych wynikach.
A kciuki będę uparcie trzymać.
Dzień dobry

Miłego dnia życzę
Dzień dobry Miralko 🙂 Dzięki za życzenia miłego dnia , a przy okazji zapytam : Czy to Ciebie widziałem wśród Kobiet protestujących podczas wizyty A. Dudy w Waszyngtonie z transparentem KONSTYTUCJA ?? Z tej okazji kwiatek …
Ściskam każdego kto wypowiada to „zakazane słowo” KONSTYTUCJA!
Jest nas widzę więcej!
Och, bardzo mi się te zdjęcia z konstytucją podobały! Nie dadzą ludzie biednemu Adrianowi zapomnieć, oj nie dadzą…
Chciałabym mieć jego odporność psychiczną. O ile to nie jest idiotyzm.
Jo , to nie jest odporność psychiczna , a zwyczajna intelektualna tandeta , która kilkakrotnie złamała Konstytucje i kpi sobie z polskiego społeczeństwa .
Nie będę dalej komentować tej… osoby, bo mnie z Wyspy wyrzucą
Dołączę do Ciebie i schronimy się w Dudowym Forcie Trumpa , który ma powstać lada dzień …
Chyba nie wyrzucą nikogo z Wyspy
W zasadzie wszyscy myślą podobnie, chociaż nie ma za bardzo dyskusji na ten temat 

To tak bardziej z zasady, niż z przekonań…
To jest zwyczajnie „włazidupstwo” , które jest tak mocno rozbudowane, że wyklucza myślenie, godność , własne zdanie itd.
Niestety nie, Maksiu
Pracuję i nie mogę lecieć tak daleko na protest, chociaż chętnie bym się przyłączyła.
Duda podpisywał akt stojąc, Trump siedząc.
Dobrze, że są osoby, które mogą iść protestować w imieniu Polonii takiej jak ja.
O spotkaniu Dudy z Trumpem powiedział mi mąż. Dodał też, że znowu Polacy „dali ciała”
I uważam, że tutaj komentarz jest zbyteczny…
Ja jeszcze dzisiaj mam wizytę u lekarza… A tak mi się nie chce iść, że nie macie pojęcia.
Jo.!To jak mnie jutro. Najchętniej bym uciekła i odwlokła.
Jestem już w hotelu przyszpitalnym. Pokój ładny, wygodne łóżka, tv, lodówka, balkon z którego widać piękny księżyc, żeby to był wyjazd na wakacje…, żeby.
Co to za szpital, proszę pani? Brzmi ekskluzywnie.
Jo. Hotel przy Instytucie Onkologii w Gliwicach. Jest dość ekskluzywny tzn niezbyt tani jak na moje standardy -190 zł nocleg w pokoju dwuosobowym ze śniadaniem.W pewnych przypadkach przysługuje na NFZ , ja płacę sama.
A IO w środku też ładny, wyremontowany.Jest dużo wolnych przestrzeni na korytarzach co ma jednak znaczenie jak się czeka w kolejce godzinami.Wokół IO mały, ale sympatyczny skwerek z ławkami.Blisko palmiarnia, ja kiedyś uciekłam „na szpitalne wagary” weflon zasłaniając apaszką, ale to raczej nie bywa praktykowane.
Na tym Oddziale co leżałam były takie moduły jak w akademikach tzn 2 pokoje 3 osobowe ze wspólną łazienką i ubikacją.
Generalnie obsługa „pomocnicza” typu rejestratorki,w szatni, te od pobierania krwi, od robienia TK, MR, CK itd dość miła, ostatecznie wiedzą z jakimi chorymi mają do czynienia.
A lekarze? Hm jak mi przekazywali złe wiadomości byli tacy „mało przystępni”. Tłumaczę to tym, że im też nie było miło mówić, że nie mają pomysłu co dalej. Jak było ok to pani doktor cała uśmiechnięta nawet żartowała.
Rozpisałam się,przepraszam, ale ja już w nerwach co jutro usłyszę, więc teraz trochę ten mój strach „sprzedaję” na Wyspę.
No coś Ty? Po to tu jesteśmy, nie?
Ja znam tylko kardiologię dziecięcą w CZMP. I kardiochirurgię. Generalnie bytowy koszmar, który czasami śni mi się po nocach.
Trzymamy kciuki.
Dobry wieczór, ja również bardzo mocno trzymam kciuki, oby wyniki były na tyle pozytywne jak to tylko możliwe 🙂
To jest taki trochę zero-jedynkowy układ : rośnie /nie rośnie.Przestraszył się CK (cyber-nóż) albo …
Rozumiem Makówko 🙂 I nie zmienia oczywiście to istoty moich życzeń, które nastawione są absolutnie na same pozytywy!
Spotkasz się tu tylko ze zrozumieniem. I nie masz za co przepraszać.



Popatrzyłam na nią… miała łzy w oczach. Odpowiedziałam, że w takim razie umierałaby setki razy… miesiącami i latami, a ja umrę raz, a dobrze
Co mam się martwić na zapas? Przeżywać i umierać ze strachu? Co ma być, będzie i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. To było w 1989 roku. Jakoś do tej pory żyję
Co prawda usuwali mi następnego guza, ale to było 13 lat temu. Kto by się takim głupstwem przejmował 
Gdy wykryli, jej syn miał 9 lat… gdy zmarła (na zawał) miał prawie 40. Doczekała nie tylko tego, że się ożenił, ale zdążyła nacieszyć się wnuczką. 
Wszyscy trzymamy kciuki za pozytywne „załatwienie sprawy”. Oby pani doktor przywitała Cię żartami…
A jak bywa na onkologii wiem doskonale. Przeszłam przez to kilka razy… Z ulubioną ciotką, z ojcem i sama… babci nie pamiętam, bo byłam za mała. Stryjek trafił tam, gdy byłam już za granicą…
Pamiętam, jak siedziałam w przyszpitalnej poradni onkologicznej… osoby oczekujące na badanie rozmawiały między sobą. Początkowo nie wtrącałam się zajęta własnym problemem. Ci ludzie straszyli się nawzajem. Jeden przez drugiego opowiadali o śmierci znajomych, czy nieznajomych i o podobieństwach objawów. W końcu nie wytrzymałam. Rykłam na całą poczekalnię, żeby przestali w końcu pleść te bzdury! Jak z tej poczekalni z 5% faktycznie kwalifikuje się do piachu, to wszystko! Reszta to jakieś tłuszczaki, cysty, czy inne bzdety. Czy nie słyszeli o kimś, kto wyszedł z choroby? Tak zupełnie nikt? Bo ja znam, nawet osobiście!
Uzyskałam tyle, że do czasu mojego wejścia do gabinetu, w poczekalni panowała cisza… gwar wybuchł dopiero gdy ją opuściłam
Ale przynajmniej mieli o czym rozmawiać, a nie przewidywać co komu może dolegać.
Podobnie było z moją znajomą z biura. Szykowałam się do operacji wycięcia guza i rozdzielałam pracę między dziewczyny. Ustalałam zastępstwa na czas, kiedy mnie nie będzie… Przyszła przerażona i nie mogła się nadziwić, że żartuję i śmieję się, jakby nigdy nic. Jak mi powiedziała, z samego strachu by umarła
Wierzę, że z Tobą będzie dobrze. Musi być!!! Byle się nie poddawać i walczyć! Jak moja ciotka… Miała raka i to złośliwego. Po operacji i chemioterapii przeżyła prawie 30 lat
Miral!Tu (jest osobna rejestracja dla pierwszorazowych) są osoby już zdiagnozowane w trakcie leczenia jak ja.Ale nikt nikogo nie straszy, raczej „chwalą”się jak długo już walczą.Jestem już zarejestrowana,jem śniadanie i (jak to ja)zaczęłam żartować z innymi.Na tym śniadaniu nikt nie na wczasach-pacjenci lub osoby im towarzyszące. Dziękuję za słowa wsparcia-to bardzo pomaga. Mogłoby się to wydawać nie logiczne , że niby co to może pomóc tak „zdalnie”, ale jednak.
Ja też znam przypadek pozytywny -przyjaciółka zachorowała na raka gdy jej synowie mieli jakieś 3 i 4 latka . Teraz są już tatusiami.A z przyjaciółką spędziłam niejedne wakacje od tego czasu, jeździłam na nartach , ona przylatuje do Polski, ja byłam u niej (i jej siostry) w USA. Żyje, aktywnie pracuje, podróżuje.
Ale i też mam w oczach jak umiera się w cierpieniu na raka , jak wysiada po kolei wszystko (oprócz mózgu) -tak umierał mój ojciec. Miejsca podobne -tata -nasada języka, ja porażenie struny głosowej i guz w kanale pnia mózgu.
No dobra, uff, od jutra będę albo pisać pozytywne rzeczy albo…jak przypłynęłam tak odpłynę z Wyspy.
Nigdzie nie odpłyniesz.
Ale to było dla osób, które przyszły po raz pierwszy! Jeszcze nie wiedzieli co tak na prawdę im jest, bo mieli tylko skierowania na badania…
A przed drzwiami gabinetu też wybierała się umierać i była w panice
Nie każdy guz to nowotwór i nie od każdego się umiera…
Skoro nie odnowił się przez tyle lat, to znaczy, że zwalczyła
Uwielbiam takie historie!!! Miło jest posłuchać (czy poczytać), że ktoś (nawet nieznajomy) zawalczył i wygrał z choróbskiem 

U mnie pobierali wycinek, ale kobiecie, która weszła przede mną i była u innego lekarza (chociaż w tym samym gabinecie), strzykawką ściągnęli jakiś płyn z guzka. Gdy zapytała kiedy będzie wynik, lekarz popatrzył na nią dziwnie i powiedział, że nie będzie, bo to tylko jakaś tam wydzielina (już nie pamiętam jak to nazwał). Ściągnęli i po sprawie. Za rok może się zgłosić na kontrolę, czy przypadkiem nie zbiera się nowa.
Przyjaciółce gratuluję
Gdy piszę odpowiedź, już wiem, że nie „odpłyniesz” i masz dla nas tylko dobre wiadomości
Ano właśnie. Co ma być, to będzie.
Mnie te wszystkie choroby i niepełnosprawności nauczyły dystansu. Do wszystkiego poza moimi rodzicami
A mnie do wszystkiego poza moimi synami
Ale, mimo dystansu, i tak kosztują masę nerwów.
Może to śmieszne, ale kiedyś zadzwoniłam do lekarza, żeby odwołać wizytę, bo nie za dobrze się czułam
Zwykle ludzie starają się dostać do lekarza w takiej sytuacji, a nie odwołać wizytę 


Rejestratorka była w szoku…
Wytłumaczyłam, że ja nie jestem zwykły „ludź” i przyjdę, jak poczuję się lepiej
Żeby się leczyć, trzeba mieć zdrowie…
Dobry wieczór. Dzisiaj podobnie jak wczoraj.
A ponieważ właśnie dostałem nasz ulubiony Ciąg Dalszy, jutro nie lepiej.
Na razie fajrant wszakże. I przerwa.
Wpadam tylko się pożegnać. Dobranoc.
Już za chwilę północ i lampki nikt nie zapalił jeszcze ? Tak tylko pytam bo bynajmniej spać się nie wybieram, ale…
No, czasem lampka się zapala nawet sporo po północy…
Q. Tak, ale teraz dopiero zauważyłam, że na komórce mam 23, a w laptopie już 00:03 i 20.09.18. Ostatnio laptop się zbiesił, był w dobrych rękach i się „odbiesił”, ale jak widać dostał przyśpieszenia. Nawet nie próbuję tego ogarniać moim „małym rozumkiem”
Może kwestia czasu letniego/ zimowego, skoro o godzinę tylko?
Teraz to zauważyłam. Jestem podłączona do sieci hotelowej , ale to przecież chyba nie ma znaczenia?
No i zaczyna mnie morzyć. Zanim dziobnę w klawiaturę – dobranoc.
Gienia!Herbatę na zbudzenie poproszę. a za pół godziny -uspakajającą.Dzień dobry Wyspo!
Dzień dobry.
Imieniny dzisiaj obchodzą m.in.:
Agapiusz, Andrzej, Dionizy, Eustachiusz, Eustachy, Euzebia, Fausta, Gliceriusz, Glicery, Helmut, Jan, Klemens, Matea, Miłowuj, Paweł, Perpetua, Sokrates, Teodor, Teopist, Teopista.
Ciekawe czy w Polsce jest jakiś Gliceriusz???:-)
Pogoda za oknem zwiastuje pogodę za oknem.
Pogoda za oknem zwiastuje,że jeszcze lato.Można by pływać w „wodach otwartych”
Tych imion, o których „pierwsze słyszę” jest znacznie więcej i nie sądzę, żeby były popularne
Na pewno byłoby trudno znaleźć imiennika w kraju…
A pogoda za oknem mówi mi, że pada, chociaż zaczyna się przejaśniać… na dziś zapowiadają 33C. Będzie „parówa”
Witajcie!
Dzisiaj pijemy kawę/herbatę/alternatywne_źródła_energii i intensywnie wspieramy Makówkę!
Przyłączam się!
Dzień dobry. Idę się ustawić w kolejkę do Gieni, zanim odpadnę…
U Gieni do termosu też można? To ja poproszę coś uspokajającego.
Za słowa wsparcia …(podobno nie należy dziękować, aby nie zapeszać).
To ja nie będę wspierał słownie. Będę wspierał duchowo. Co prawda nie wiem jak się wspiera duchowo…Ale będzie w końcu dobrze…
No duchowo to jakoś: uhhuuuu…
A, nie. To sowa. Duch to samo uuuuu…
Tak sądzę
ależ Wy jesteście kochani!
Makówko: uuuuu…!
dobrze trzymaliscie!Stagnacja guza! Teraz tylko czekam na wyznaczenie terminu następnego MR
Gienia!Wódki! ergo bibamus!
Ty to ziółek się napij.
Jo. Masz rację! Wódki to ja się napiłam wirtualnej od Gieni. Natomiast w realu zrobiłam sobie właśnie herbatkę miętową.
uuuuu uch – wierzę w siłę pozytywnej energii i tak trzymaj Makówko – pozdrawiam Eliza F.
Ja też wierzę w siłę pozytywnej energii dlatego bardzo Wam dziękuję.
Wspierałem tylko duchownie. To teraz cieszę się w duchu.
Cieszę się niesamowicie, Makóweczko!!!

I tak trzymaj!!!
Cieszę się , że się cieszycie. Dziękuję , że trzymaliście kciuki,wspieraliście duchowo lub robili uuuuu…
Niniejszym informuję, że dotarłam do domu i teraz wyprysznicowana wlazłam do łóżka pod kołderkę.
Jestem całkiem wyzbyta energii i sił witalnych.Wracając coś tam z koleżanką zwiedzałyśmy (no skoro już jedziemy trzeba po drodze coś zobaczyć). Po Gliwicach łaziłam już tyle razy, że trza było coś po drodze.
Żeby mi nie było za dobrze syn był u mojej mamy i przekazał, że jest fatalnie i fizycznie i psychicznie. Idzie to już lawinowo coraz gorzej…
Życie, samo życie…
Każdy by się cieszył
Szczególnie gdy się widzi, że przesyłanie pozytywnej energii (ducha) dało efekty. 

Energia wróci, jak odpoczniesz…
A z mamą… takie jest życie… Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, nawet jakbyśmy bardzo chcieli.
Od razu przypomniała mi się moja mama… z jednej strony, to już kilka lat minęło, ale z drugiej… tak jakby to było wczoraj
Jest taka głupia sytuacja, proszę państwa.
Otóż przed wakacjami Piter wysłał mój Codziennik na konkurs do jednego wydawnictwa. I właśnie otrzymałam maila, w którym uprzejmie mnie informują, że przyznano mi wyróżnienie w postaci pakietu marketingowego. Oczywiście pod warunkiem wydania książki u nich. Oczywiście na własny koszt, ale to normalne, więc nie jestem zdziwiona. Zdziwiona to ja byłam, kiedy rok temu (czy dwa) robiliśmy przegląd oferty rynkowej i dowiedziałam się, ile to kosztuje.
No i ta miła pani mnie pyta, czy przygotować mi kalkulację. I ja po prostu nie wiem, co jej odpisać. Bo pakiet marketingowy to jest coś, bez czego się książki po prostu nie sprzeda – co przećwiczyłam na własnej skórze. Ale jak oni mi przyślą wycenę wydania książki, na którą mnie nie stać, to dostanę gigantycznej depresji i będzie po mnie. A że nie stać mnie, to jestem więcej niż pewna.
A jak nie napiszę do nich, to do końca życia będę sobie wymyślać od ciężkich idiotek.
Co robić, pamiętniczku?!?
Przede wszystkim napisz, o jaką kwotę idzie…
Znaczy tam do nich? Ale wiesz – jaka by nie była, to i tak mnie nie stać. Więc mam do wyboru: depresja vs. ciężka idiotka. I na dodatek nie mogę na nikogo winy zwalić. To takie niesprawiedliwe.

PS.
Chociaż nie. Mogę zwalić. Na Pitera. Bo to on wysłał. Na ten konkurs. Ktoś musi być winny. No to przecież nie ja!!!
Myślałem o jakimś niewielkim crowdfundingu…
A daj spokój. Nie warto
Nigdy nie będziesz wiedziała co i na ile warte, jeśli nie spróbujesz.
Ekhm. Jeżeli Nietypowa Matka Polka wydała i jej się udało, to nie widzę powodu, żeby się nie udało z Codziennikiem (albo jego kontynuacją). Weź wszakże pod uwagę, że NMP wypromowała się najpierw na Facebooku, więc też warto założyć podobny fanpage, żeby zdobyć fanów, którzy potem będą kupować. Ze wszystkimi konsekwencjami w postaci dostępności (a więc docieralności do… wszystkich, w tym BYĆ MOŻE np. tych, którzy na Szkice wstępu nie mają, jeżeli rozumiesz, o co i o kogo mi chodzi). To raz.
Dwa: co to za wydawnictwo?!? Z nazwy? Bo może by się udało zasięgnąć informacji w tzw. branży. Czy zajmują się tylko publikacjami na koszt autora (vanity publishing), czy działalnością na własny koszt (i ryzyko) również? I która z nich jest dominująca? (bo zdarza się, że wydawnictwa de facto zarabiające na vanity publishing w ramach alibi wydają też parę książek rocznie samodzielnie).
Trzy: oczywiście że napisz, ale niezależnie od wyceny zażądaj twardo i bez sentymentów, żeby Ci szczegółowo napisali, co w tym pakiecie marketingowym ma być. Bo jak się okaże, że główną pozycją jest promowanie publikacji na ich fanpage’u facebookowym, gdzie 15 fanów to są pracownicy wydawnictwa i ich rodziny, dalszych 30 to autorzy (i ich rodziny), a pozostałych 14.955 to boty albo martwe dusze z Indii, kupione po 0,02 gr za sztukę, to wiesz. Poza tym (niestety) doskonale wyobrażam sobie przewał (no, powiedzmy chłyt matrekingowy) pod tytułem: „Wygrała Pani u nas pakiet marketingowy, zakładając, że zapłaci Pani za wydanie”, a w pakiecie są tylko bezwartościowe działania przez sieć.
Cztery: niech nic z tego, co powyżej napisałem, nie zniechęca Cię do próbowania!
No słodki jesteś
Ja Ci później gołąbka wyślę ze szczegółami, żeby Wyspy nie zaśmiecać.
Co do NMP – Anka od początku ma inną filozofię pisania i tu rozbijamy się o odwieczny dylemat elitarność vs. popularność (żeby nie powiedzieć: masowość). I ona świetnie się porusza w masowości, w przeciwieństwie do mnie. Bo ja raczej przed nią uciekam. I tu mamy problem, proszę państwa, niejako ideologiczny.
Jezu, nie będę tu śmiecić. Przeniosę się z wątkiem do Szkiców.
Dobry wieczór. Fajrant i przerwa.
Jutro praca do około południa, a potem wybywam na weekend, tzn. w niedzielę względnym popołudniem będę.
No i dzisiaj wieczorem, po przerwie.
Pusto się jakoś zrobiło… To ja może pójdę już spać.

Nie dotrwam do dobranocki. Niech ktoś później zapali lampkę…
Tetryku a coś Ty robił poprzedniej nocy, że znów masz takie niedobory w spaniu?Hm…hę?
Achchch.
Się przeciągnęła przerwa, w realu, a potem jeszcze gdzieś indziej.
Już lecę po dobranockę.
Dzień dobry



Tak to jest, jak się nie słucha radia, ani telewizji nie ogląda… Dziś rozmawiałam z koleżanką i powiedziała mi, że były ostrzeżenia o pladze komarów. To niespotykane we wrześniu… dodatkowo te komary mają jakieś choróbsko, które przez ukąszenie przenoszą.
A ja się dziwiłam co za piorun, że aż tyle ich lata. I to w miejscach, w których do tej pory była ich znikoma ilość. Nawet w „sezonie”…
W minioną sobotę ścięły nas równo. Na niedzielnej wycieczce spryskaliśmy się dokładnie, więc żaden (a właściwie żadna) nas nie uciął. Czy to znaczy, że mam wpaść w panikę i obserwować, czy nie mam objawów choroby, którą te komarzyce roznoszą? Nic z tego! Jak się tak zacznie nasłuchiwać, to na pewno coś się znajdzie
Chyba dobrze by było wybudować nowe pięterko… to jest niesamowicie wysokie i palce bolą od przesuwania go z góry na dół. Czy ktoś ma „pomysła” na nowe pięterko?
Bo wiadomo, że o nich to ja mogę długo i namiętnie…

Jak nie, to ja mogę jutro coś o ptaszkach wykombinować
Świetna myśl!
Dzień dobry. Prawie weekendowo. No, a co do nocy to nie była zbyt gorąca, ale użarł mnie w rękę p…. komar. To tak a propos komarów o których wspomianała Miral.
p. komar! Pan komar – to się nazywa szacunek dla przyrody!
Ale przecież żrą nie panowie, tylko panie komarowe
No wiesz jak to teraz jest. Dopóki nie udowodnisz czarno na białym, że to była komarzyca to musisz przyjąć, że ewentualnie mógł być komar. Bo jak nie to masz typowo szowinistyczne uprzedzenia.
No cóż… udowodniono naukowo, że komary płci męskiej są dużo większe i nie zaczepiają ludzi. Komarzyce też by nie żarły nikogo, ale Matka Natura zadecydowała, że jak użrą, to kilkakrotnie zwiększa się im liczba potomstwa. Potrzebują krwi do rozrodu… Pan komar, żywi się nektarem kwiatowym… taki z niego koneser
Witajcie!
Dzionek pogodny ale mglisty, przygotowuje nas do zmiany pogody. Coś czuję, że Makówka cały dzień dziś spędzi w „wodach otwartych”, aby się nasycić przed słotą i chłodami
T.! Dzień mi się dopiero zaczął, więc już nie zdążę nad „wody otwarte”. Muszę pojechać do mamy. Nie byłam w środę i czwartek. Syn od rana zaatakował mnie serią smsów:
-zawieź babci zegarek, bo się zepsuł! (babcia nie wie jaki jest dzień tygodnia, miesiąc ani rok, ale lubi wiedzieć która godzina)
-zgłoś pielęgniarkom, że babcię wczoraj bolało biodro! Może ma złamane?
(jak można złamać biodro leżąc w łóżku? Nawet spaść z łóżka nie mogła, bo jest zabezpieczenie. Synku to Pesel -92 lata -tłumaczę)
Ale trzeba pojechać, pogadać z lekarką, pielęgniarkami , choć przecież wiem, że będzie już tylko gorzej.
A potem chyba jednak -chatka w lesie. Ale, ale pływanie jest w planie (mama spakuj kostium kąpielowy, pojedziemy na basen albo termy).Więc już nie „wody otwarte”…choć ? termy pod niebem wszak są!
Dzień dobry. Dzisiaj pamiętam, co mi się śniło – że w moim najwygodniejszym, powyciąganym i dziurawym sweterku (element jak najbardziej realny) trafiłem do czegoś w rodzaju sanatorium, zupełnie zwykłego, którego pensjonariusze, sami starsi państwo, mówili po angielsku. Okazało się, że trzeba poprowadzić jakąś charytatywną aukcję rzeczy kompletnie na pierwszy rzut oka bezwartościowych (nie pamiętam, jakich) i wypadło na mnie z tym prowadzeniem, po czym licytacja poszła w jakieś absurdalne miliony dolarów, zupełnie nieprzystające do sytuacji, wnętrza, wyglądu licytujących i mojego sweterka.
A teraz, po mocnych wrażeniach z aukcji – kawa.
Q!A mnie się dziś śniło, ze rozmawiam z moim ojcem o demonstracjach, protestach, sytuacji sądownictwa w Polsce.Do końca swojego życia bardzo interesował się tym „co się dzieje w świecie”, więc gdyby żył to takie rozmowy byłyby oczywiste.
I nagle w czasie rozmowy mówi do mnie „w moim pokoju ktoś jest!”.
Wchodzę do pokoju a tam w łóżeczku dziecinnym takim ze szczebelkami (takim trochę jak moja mama teraz) układa się do spania bratowa mego męża.
„A to Wanda, dzwoniła , że chce przyjechać. Okno otwarte, więc pewnie sobie WLECIAŁA i kładzie się spać. Możemy rozmawiać dalej” mówię do taty.
Świetne. I to, jak we śnie traktujemy czasem takie rzeczy jak latająca bratowa męża zupełnie naturalnie.
Bratowa Wanda, nie Małgorzata i jest ostatnią osobą, którą mogłabym sobie wyobrazić latającą nago.I obawiam się, że nie ma swojego Mistrza.
Natomiast rozmowa z moim ojcem prawnikiem o prawie to najbardziej naturalna rzecz na świecie…jak bardzo brak, że tylko we śnie:)
A ja kończę pracę i zaraz jadę; będę z powrotem w niedzielę.
Szerokości!
Ja jeszcze 2,5h. Potem weekend. Tydzień znowu zleciał nie wiadomo kiedy.
Otóż…przed chwilą zrobiłam sobie grzanki czosnkowe. Aby nie tracić ostatnich promyków słońca wyszłam z nimi na balkon. Położyłam na parapecie i…w sekundzie talerzyk z moimi grzankami wylądował na podłodze (we śnie latała moja bratowa, a tymczasem w życiu poleciał sobie talerzyk!)
Ostatecznie to mój balkon , nikt obcy po nim nie chodził, więc grzanki podniosłam i zjadłam (już byłam spóźniona z wyjściem,więc szkoda było czasu na robienie czegoś nowego).
Wtedy sobie przypomniałam pulpety z piaskiem. Wędrowny obóz żeglarski. Leje cały dzień,a my płyniemy, bo inaczej się nie da. W deszcz rozbijamy namioty. „Dyżurna łajba” robi obiad -w kociołku na ognisku pulpety w sosie pomidorowym z makaronem.
Reszta zmarznięta i przemoczona czeka na hasło „gotowe!”.
Wrzask „obiad”, towarzystwo się wysuwa z namiotów z menażkami w rękach i wtedy „o Q..! kociołek się wywalił!”Wiadomo było, że nikt w deszczu nie przygotuje nic nowego. Jedliśmy więc te pulpety z ziemi wygrzebane, a piasek skrzypiał między zębami.Tylko sosu było szkoda…i makaron trochę kiepsko się wygrzebywał.
Czyżbym nic nie wydoroślała od tamtych czasów?
Jeden z naszych przyjaciół mówi, że coś co upadło i leżało na ziemi krócej niż 5 sekund, spokojnie nadaje się do spożycia, bo żadne bakterie nie zdążyły na to wleźć

Chyba ten „śledź” nie do końca był opłukany w rzece, bo piasek chrzęścił nam w zębach… 

A z piaskiem w zębach na wyjeździe…
Nazywaliśmy to miejsce „Bocianica”. Prywatna łąka przy Narwi. Trzy kilometry od najbliższych zabudowań. Wybraliśmy się całą paczką na biwak. Byliśmy młodzi, ale ten marsz z całym sprzętem obozowym na grzbiecie, wykończył nas dokumentnie. Po szybkim rozbiciu obozowiska, postanowiliśmy coś zjeść. Byliśmy głodni. Dopiero wtedy okazało się, że nikt nie wziął ani otwieracza do konserw, ani noża. Dygować te 6 kilometrów (po 3 w każdą stronę) nikomu się nie chciało. Kamieniami z rzeki rozłupywaliśmy konserwy… chleb łamaliśmy (wręcz darliśmy) pazurkami, a za nóż do smarowania masła posłużył nam „śledź” wyciągnięty z ziemi. Ostatecznie namiot od tego się nie zawali
Ale od tamtej pory, gdy wyjeżdżamy gdziekolwiek, mam przygotowaną listę i według niej pakuję.
Życie jest najlepszym nauczycielem…
Próbowałam zbudować nowe pięterko, ale nie ma galerii. W ogóle mi się nie wyświetla. Ukradł kto, czy co?
Zagadaj na Skype!
Coś się mijamy… próbowałam się dodzwonić, ale jakoś mi nie wyszło.


Widocznie jeszcze jesz kolację
A ja latam z góry na dół, bo gotuję obiad. Gołąbki. A z tym jest trochę zachodu.
Mistrz Q dojechany na miejsce, jak to się teraz mówi idiotycznie, destynacji.
O czym uprzejmie Sz.P.Wyspiarzy zawiadamiam, coby się nie martwili.
To dobrze
Dziękuję za powiadomienie 

Mam nadzieję, że pobyt mu się uda
Placek ze śliwkami upiekłam, bez piasku
się Państwo częstują!
Czy wszyscy Wyspiarze odpłyneli gdzieś z Wyspy?Korzystają z ładnego(jeszcze)weekendu?Pozdrawiam z chatki w lesie.Wieje,jest ciepło,siedzę na tarasie,jem kolację i popijam piwem.
No to i ja siądę do kolacji 🙂
Smacznego panie T.Co dobrego jadleś?Bo ja zwykle kanapki,ale patrząc na gwiazdy…
Dziękuję, dobre było
Jak odświeżać w komórce? Bo wyglupilam się pisząc, że nikogo nie ma,a potem zobaczyłam różne wpisy.
Na Chrome w Androidzie: obok adresu po prawej masz menu – trzy kropeczki w pionie. Po naciśnięciu rozwija ci się menu w którego prawym górnym rogu jest kółeczko z grotem – przycisk odświeżania.
Dziękuję Mistrzu T.Za dobranockę też. Pasowała do szumu drzew.
Zapraszam na nowe pięterko. Gdy wstaniecie, będzie już na Was czekało